Assassin’s Creed: Brotherhood – recenzja gry

broot

O moim rozczarowaniu i uwagach względem pierwszej części Assassin’s Creed pisałem już wcześniej i – jak się można było tego spodziewać – tekst spotkał się z oburzeniem bardziej emocjonalnie reagujących czytelników i miłośników serii. Nie zmienia to wcale faktu, że były to zarzuty prawdziwe, i choć wątpię aby moje uwagi dotarły do Ubisoftu to w drugiej części gry większość z nich wyeliminowano. Ten tekst będzie jednak poświęcony części trzeciej, czyli Assassin’s Creed: Brotherhood.

Akcja rozpoczyna się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie skończyła się druga gra z serii, czyli w Watykanie, tuż po spotkaniu z Minerwą. Na pierwszy rzut oka widać, że grafika uległa odświeżeniu i całość prezentuje się o wiele lepiej. Czy za tym poszły jakieś głębsze zmiany? Nie bardzo – mamy, co prawda, kilka dodatkowych opcji, chyba ciut lepiej rozwiązano sterowanie, rozwale to wciąż ten sam dobry zabójca, którego znamy z Assassin’s Creed II.

Tym razem ponownie wcielamy się w postać Ezio Auditore, asasyna żyjącego w renesansowej Italii, dobrego przyjaciela Leonarda da Vinci i zgubę znienawidzonego rodu Borgiów. Wszystko to oczywiście we wspomnieniach głównego (lecz wciąż zepchniętego na margines) bohatera, żyjącego w naszych czasach Desmonda, którego głównym zadaniem jest odszukanie w genetycznej pamięci wskazówek dotyczących zaginionego artefaktu.

Od naszej ostatniej wizyty w Animusie, urządzeniu, które ma nam pomóc z odnalezieniem Rajskiego Jabłka, Ezio dojrzał (choć nie oznacza to, że się ustatkował) i wprawił w posługiwaniu najrozmaitszymi rodzajami oręża. I mimo, iż umiejętności już posiada i nie potrzebuje przechodzić nowych szkoleń, twórcy gry oczywiście uniemożliwili mu skorzystanie z pełnego ekwipunku, dopóki bohater go nie odblokuje, zakupując odpowiednie przedmioty, bądź wykonując misje celem ich zdobycia. Tym razem bowiem pojawiła się nowość w postaci dodatkowych drobnych przedmiotów odnajdywanych w różnych okolicznościach przy okazji zdobywania pieniędzy. Nie są one istotne z punktu widzenia fabularnego, ale można je spieniężać lub użyć do wykonania zleceń kupców, które automatycznie odblokowują dodatkową broń (to zresztą dużo bardziej opłacalne, niż sprzedawanie tych przedmiotów).

Największą zmianą jest jednak niewątpliwie element zapowiedziany już w tytule – bractwo asasynów, na którego czele staje nasz bohater. Podczas eksploracji miasta pojawiają się czasami sytuacje, w których ktoś z mieszkańców wielkiego i przepięknego Rzymu ma kłopoty ze strażnikami Borgiów. Wtedy to gracz ma możliwość udzielenia mu pomocy i tym samym zwerbowania do bractwa. Dzięki temu można zyskać sojuszników, pomocnych przy realizacji innych zadań, a ich siła zależy od doświadczenia, które zdobędą w trakcie wykonywania misji zleconych przez naszego bohatera. Warto przy tym wspomnieć, że istotne jest kogo i gdzie wysyłamy oraz w jakich okolicznościach prosimy o pomoc – nasi podopieczni z bractwa nie są bowiem nieśmiertelni, a strata wyszkolonego asasyna potrafi mocno zaboleć. Z drugiej strony, wyszkolenie ich na najwyższy poziom nie kosztuje nas nic, poza czasem potrzebnym na realizację zadań. A nawet średnio obeznany gracz będzie potrafił tak dobrać misję i jej wykonawców, aby zawsze osiągać sukces.

br1Inną zmianą, o której warto wspomnieć, jest element, któremu dużo uwagi poświęcono w zwiastunach gry – wieże Borgiów. Teraz nie ma już nieuargumentowanych zabójstw, do których dostęp mieliśmy dzięki gołębiom pocztowym – tym razem każda ofiara pozwala nam rozszerzać swoje wpływy w mieście i tym samym bogacić się, aby… jeszcze bardziej rozszerzać wpływy w Rzymie. Całe miasto zostało podzielone na dzielnice, nad którymi pieczę sprawują strażnicy rodu Borgiów. Na czele każdego oddziału opiekującego się poszczególnymi częściami Rzymu czuwa kapitan straży, którego eliminacją trzeba będzie się zająć. A nie zawsze jest ona łatwa – niektórzy kapitanowie stają do walki, przez co zgładzenie ich jest kwestią czasu, inni gdy zorientują się w zagrożeniu, biorą nogi za pas i uciekają, aby pojawić się ponownie dopiero po upływie jakiegoś czasu. Zabicie kapitana jest istotne o tyle, że bez tego nie można spalić wież Borgiów, których kilka góruje nad całym miastem. A dopiero kiedy zniszczymy taką budowlę, będzie można poddawać renowacji nowe sklepy (kowali, malarzy, bankierów, krawców, medyków, hodowców koni), dzięki czemu wzrośnie nasz przychód i zapewnimy sobie stałe miejsca, gdzie asasyni mogą dokonać zakupów, napraw itp. W ten sposób odblokowujemy także możliwość rekrutowania nowych zabójców do bractwa i kilka innych drobnych ułatwień.

Warty wspomnienia element, który także jest nowością tej serii, to dodatkowe obostrzenia, jakimi obłożone są poszczególne misje. Ogólnie nie wpływają one na samą rozgrywkę – można ich nie przestrzegać, jednak wtedy nie uda się nam przejść gry na pełnej synchronizacji Desmonda z Animusem (co na nic jednak nie wpływa, ale uniemożliwia zdobycie niektórych osiągnięć, którymi nie pogardzi żaden kolekcjoner podobnych trofeów). Oczywiście do poszczególnych zadań można później wrócić i próbować tak długo, aż wykona się je tak jak sobie twórcy gry zażyczą. A jak sobie życzą? To zależy od rodzaju misji – niektóre są na czas, inne trzeba wykonać bez zabijania, a jeszcze inne – bez dotykania ziemi, bez utraty zdrowia itp. Wszystko, co można sobie wymyślić, aby dodatkowo skomplikować misję.

Oprócz tego mamy to, co pojawiało się już wcześniej – zbieranie chorągiewek, piór (choć tym razem już bez uargumentowania fabularnego naszych motywów, jak miało to miejsce w dwójce), przeszukiwanie skrzyń ze skarbami, eksplorację ruin, ściganie poborców podatkowych i kieszonkowców, zdzieranie listów gończych i tak dalej. Najgorzej z tego wszystkiego wypada fabuła gry, gdyż jest niezbyt wyszukana i w większości podporządkowana zapoznaniu gracza z możliwościami Ezio. Gra jest jednak całkiem przyjemna jeżeli chodzi o samą rozgrywkę, oczywiście jeśli ktoś lubi trójwymiarową platformówkę, ściganie się po dachach, uliczkach i ścianach, pojedynki z dużo liczniejszymi przeciwnikami (którzy, jak zwykle, padają jak muchy) i zabawę w ekonomię Rzymu.

People_5Poza tym odniosłem wrażenie, że ta część jest nieco krótsza od Assassin’s Creed II, choć to mogło wynikać z odrobinę lepszej zabawy, wynikającej z poprawienia i rozwinięcia niektórych elementów. Co więcej, jakoś od ósmej sekwencji, gra staje się całkowicie liniowa i prowadzi nas do samego finału, bez możliwości oderwania się od misji, które wykonujemy i zajęcia się zadaniami pobocznymi lub oddania radosnemu hasaniu po Rzymie. Po zakończeniu (i przeczekaniu zdecydowanie za długiej sekwencji z nazwiskami twórców gry) pojawi się, co prawda, możliwość kontynuowania zabawy, ale mój zapał wtedy jakoś wygasł (być może zostało to spowodowane kolejną częścią serii, która już czekała na mnie na półce).

Patrząc z perspektywy poprzednich epizodów, widać że gra Assassin’s Creed stale się rozwija i robi to w dobrym kierunku. Mimo tego, zbyt wyraźne jest podobieństwo między drugą a trzecią częścią, aby po zakątkach umysłu gracza nie błąkał się zarzut, że ta produkcja jest nieco wtórna. Jeśli dorzucić do tego drobne niedoróbki, których wyeliminowanie nie powinno było nastręczyć wielkich problemów (jak na przykład przewijanie wstawek filmowych, sztucznie przeciągnięcie finałowej walki, czy okazjonalne pojawianie się zmory dwójki – kamery na sztywno zablokowanej w innym miejscu niż za plecami bohatera w czasie części zręcznościowej gry) i średnią fabułę, otrzymujemy grę, której nie sposób wystawić ocenę wyższą niż 4. I tej noty nie można także obniżyć, ponieważ w pełni oddaje przyjemność, z jaką wraca się do skakania po dachach i grania na nosie ludziom Borgiów.

Tytuł: Assassin’s Creed: Brotherhood
Producent: Ubisoft
Wydawca: Ubisoft
Rok: 2011
Platformy: PC, X360, PS3
Ocena: 4
BAZYL Opublikowane przez:

Zaczął od tekstowego Hobbita na Commodore 64, a potem poszło już z górki. O tamtej pory przebił się przez wszystkie chyba rodzaje fantastyki – i nie przestaje drążyć tematu dalej.

3 komentarze

  1. pazur13
    18 listopada 2012
    Reply

    Co do kilku spraw się nie zgadzam, jak również do końcowej oceny.
    Po pierwsze-Słaba fabuła? Wśród gier to własnie uniwersum AC jest jednym z bardziej złożonych i ciekawych.
    Podobieństwo do ACII? Skoro „dwójka” była dobra, zmiany w postaci trybu multiplayer i możliwości rekrutowania asasynów zdecydowanie wystarczają.

  2. BAZYL
    18 listopada 2012
    Reply

    🙂

    Mimo wszystko uważam, że zmian jest za mało, aby traktować ACB jako osobną grę. Gdyby to był dodatek, spoko. Jeśli to jednak osobna produkcja, to jest odrobinę zbyt wtórna. Mimo to gra dostała IMHO wysoką notę; 4 to przecież nie byle jaka ocena.

  3. pazur13
    20 listopada 2012
    Reply

    .

    No tak, zapomniałem, że u was skala jest 1-6 a nie 1-10 =P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.