Prawo Śmierci

Kołyska skrzypiała: skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Dargarott westchnął ciężko i przetarł oczy dłonią. Spojrzał na siedzącą przy kołysce kobietę i po raz pierwszy w życiu poczuł, że jest bezsilny.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Jego wzrok powędrował za okno komnaty. Śnieg sypał nieprzerwanie od trzech dni. Od chwili, gdy jego córeczka przyszła na świat. Od chwili, gdy jego życie legło w gruzach. Ponownie przeniósł wzrok na swoją żonę. Kobieta kołysała lekko maleńkie łóżeczko na biegunach, w którym leżało dziecko. Martwe dziecko. Dargarott podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach.

– Odpocznij kochanie – szepnął. – Musisz odpocząć.

Kobieta pokręciła głową, nie odrywając wzroku od niemowlęcia. Jasne kosmyki jej włosów wysunęły się spod opaski i spadły na twarz, znużoną długim czuwaniem i płaczem. Jeszcze kilka godzin temu różowe, teraz sine ciałko dziecka, przykrywała kołderka. Królowa nie pozwoliła wyjąć niemowlęcia z kołyski. Z jego maleńkiej trumienki.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Dargarott jeszcze niedawno myślał, że ma wszystko. Uważał się za prawdziwego szczęśliwca. Był przystojny, silny, zdrowy. Sprawdzał się także jako władca niewielkiego kraiku, leżącego na uboczu, z dala od spraw wielkiego świata. W państwie, dzięki jego rządom panował pokój i dostatek, a wszystkie problemy starano się rozwiązać dyplomatycznie. Państewko, choć niewielkie, rozwijało się prężnie. Nie było buntów, głodu, ani niesprawiedliwości. Wszystkim żyło się tu dobrze… Czego chcieć więcej?

Dargarotta już we wczesnej młodości zaręczono z córką pewnego szlachcica. Mimo wszystkich obaw związanych z małżeństwem, Valentina okazała się niezwykłą kobietą, tak pod względem urody, jak i inteligencji. Młodsza od niego o pięć lat, zamieszkała w jego zamku. Przez kilka lat żyli szczęśliwie, ciesząc się każdą błahostką. Do czasu, w którym postanowili postarać się o dziedzica.

Początkowo mieli trudności. Przez trzy lata myśleli, że los się od nich odwrócił. Lecz wezwani medycy zaradzili i temu problemowi, przygotowując mikstury i tajemnicze eliksiry. Darganott nie ufał takim metodom, ale okazały się one skuteczne i wkrótce usłyszał z ust swej żony wspaniałą wiadomość. Dla pary królewskiej ponownie zaświeciło słońce. Królowa dobrze znosiła ciążę i wydawać by się mogło, że wręcz promieniuje szczęściem.

W końcu nadszedł długo oczekiwany dzień rozwiązania. Wszyscy martwili się o to, jak też królowa zniesie poród, lecz mimo obaw, nie było najmniejszych komplikacji. Valentina wydała na świat śliczną córeczkę.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Radość królewskiej pary i całego narodu, nie trwała jednak długo. Okazało się, że dziecko jest chore. Nikt nie mógł temu zaradzić, nawet sprowadzeni medycy. Córeczka nie płakała, nie krzyczała, nawet się nie poruszała. Leżała cichutko w pieluszkach, z pół przymkniętymi powiekami, i tylko unosząca się delikatnie kołderka zdradzała, że niemowlę żyje.

Wszyscy doskonale rozumieli, że czas jest tu najważniejszy. Jeżeli szybko nie sprowadzi się pomocy, dziecko umrze. Dlatego Dargarott zaczął myśleć intensywnie nad znalezieniem sposobu na uratowanie życia córce. Lecz na pomysł wpadła dopiero Valentina, która mimo rozpaczy zachowała jasność umysłu. Przypomniała sobie o pewnej kobiecie, przyjaciółce jej matki, która mieszkała niedaleko, za wzgórzami. Dargarott podszedł sceptycznie do tego pomysłu, ponieważ o kobiecie tej mówiono, że jest wiedźmą.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Posłaniec jednakże wyruszył. Wrócił jeszcze tego samego dnia, z wieścią, że Wiedźma przybędzie nazajutrz rano. Tę wiadomość przyjęto z prawdziwą ulgą. Ale stan dziecka zdawał się być coraz cięższy. Valentina przesiadywała przy kołysce każdą chwilę, gdy tylko Dargarott nie zmuszał jej do jedzenia czy spania. Nic to nie dało. Nadaremnie także czekano Wiedźmy trzeciego dnia życia dziecka rano. Księżniczka zmarła przed południem.

Trudno było to zauważyć. Jedyną oznaką śmierci była kołderka, która w pewnym momencie zastygła w bezruchu. Valentina zdawała się nie przyjmować do wiadomości faktu, iż dziecko umarło. Nadal siedziała przy kołysce i wprawiała ją w ruch tak, jakby maleństwo tylko spało.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Dargarott, był przecież królem i pozornie mógł wszystko… Ale, nie potrafił niestety, pomóc własnemu dziecku. Jakby i tego było mało, zamartwiał się o Valentinę. Nie przeżyłby, gdyby ta uczyniła sobie krzywdę z rozpaczy po stracie maleństwa.

Cisza.

To właśnie ona wyrwała króla z zamyślenia. Tak różna od monotonnego i jednostajnego skrzypienia. Dargerott pochwycił delikatnie swą żonę pod ramię, pomógł jej wstać i podejść do stojącego w rogu komnaty miękkiego fotela. Valentina mdlała niemalże ze zmęczenia, a Dargerottowi ścisnęło się gardło.

Wtem ktoś otworzył drzwi. W progu stanął przestraszony paź, raz po raz dygając i kłaniając się. Widząc wściekłe spojrzenie swego pana, wymamrotał przerażony kilka nieskładnych zdań i czmychnął czym prędzej. Otwarcie drzwi spowodowało przeciąg, który ponownie wprawił w ruch kołyskę.

Skrzyp…

Do komnaty weszła kobieta. Wysoka, w czarnym niczym węgiel płaszczu i szeleszczącej pod nim sukni. Nie musiała się przedstawić. I Dargarott, i Valentina wiedzieli kim ona jest. Wiedźma przybyła.

Skrzyp…

Wiedźma jednym szybkim ruchem zrzuciła z głowy kaptur, ukazując twarz. Para królewska wstrzymała oddech. Jeżeli Dargarott uważał Valentinę za najpiękniejszą kobietę w jego kraju, to Wiedźmie z pewnością przysługiwał tytuł najpiękniejszej na świecie. Jej biała niczym śnieg dłoń powędrowała do zapięcia płaszcza. Delikatny ruch sprawił, że złota broszka odczepiła się i wraz z czarnym materiałem opadła na posadzkę. Teraz Wiedźma stała przed nimi w pełnej okazałości. Nie była już młoda, lecz długie lata życia, nie zostawiły jeszcze na jej urodzie swego piętna. Jej szkarłatna szata kontrastowała z bielą jej skóry. Piękne i delikatne czarne loki, rozdzielone po środku głowy przedziałkiem, spływały aż do piersi. Na czole natomiast widniał maleńki złoty wisiorek zawieszony na delikatnym łańcuszku. Spoglądające spod długich rzęs oczy, były niczym dwie czarne, bezdenne otchłanie. Ich spojrzenie nawet najodważniejszemu mogło odebrać pewność siebie. Kobieta otworzyła karminowe usta, z których dobył się cichy, melodyjny głos.

– Witaj panie – szepnęła, choć w jej ustach słowo „panie” zabrzmiało raczej drwiąco. Zmrużyła lekko oczy. – Wzywałeś mnie?

– A i owszem – Dargarott po chwili odzyskał głos. Mówił ostrym i nieprzyjemnym tonem, mimo iż siedząca obok Valentina, starała się ukoić szeptem jego gniew. – Wzywałem. Ty jednak zlekceważyłaś mój rozkaz…

– Twój rozkaz… – przerwała mu Wiedźma.

Skrzyp, skrzyp…

– Ach, czemu ten przeklęty chłopak, nie zamknie drzwi?! Mam dosyć tego skrzypienia! Warknął wściekle Dargarott.

Jak na zawołanie drzwi zatrzasnęły się z hukiem, a Valentina lekko drgnęła, zaciskając dłonie na ramieniu męża. Król zmarszczył czoło. Widział jak ułamek sekundy przed trzaśnięciem Wiedźma unosi lekko brew… A może to po prostu przeciąg?

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Król drgnął przestraszony i spojrzał w stronę łóżeczka. Kołyska lekko się poruszała. Dargarott zostawił żonę w rogu komnaty i szybkim krokiem podszedł do stojącego na środku sprzętu. Zatrzymał go. Skrzypienie ucichło. Gdy podniósł wzrok napotkał badawcze spojrzenie Wiedźmy. Nagle bardzo pożałował, że to zrobił.

– Wzywałem cię – powtórzył nieco mniej pewnie – ponieważ moje dziecko, córka moja i Valentiny, była chora. – Po woli odzyskiwał rezon.– Lecz ty nie przybyłaś na moje wezwanie i nie zjawiłaś się o wyznaczonym przez siebie czasie – jego głos aż ociekał goryczą. – Moja córka umarła dziś, przed południem.

Wiedźma wydawała się być zaskoczona. Ale może było to tylko złudzenie.

– Umarła… – powiedziała cicho, lecz jej głos był nad wyraz spokojny i nie zdradzał żadnych emocji. – To dziwne…

– Dziwne?! Była chora, a ty zlekceważyłaś mój rozkaz! Umarła przez ciebie!

Wiedźma ani drgnęła. Zmrużyła powieki.

– Jestem Fehela Unatht Argen, panie. – Powiedziała ostro. – Posiadam wiedzę i umiejętności, o których nawet ci się nie śniło… Twój umysł nie jest w stanie pojąć tego, czym jestem. Nazywacie mnie Wiedźmą i zawsze dla was tylko nią pozostanę, lecz musisz wiedzieć Dargarotcie, że ani ty, ani żaden inny władca na tym świecie, nie może nade mną panować. Jest tylko jedna potęga, której podlegam. Śmierć.

Skrzyp…

Dargarott mimowolnie cofnął się o dwa kroki. Zadrżał. Niemalże czuł, że powietrze staje się nagle gęste. W komnacie zrobiło się duszno.

– Musisz wiedzieć, że przybyłam tu tylko ze względu na twoją żonę. Jej matka była moją… – Wiedźma szukała słowa – przyjaciółką. Gdyby nie to, nie fatygowałabym się tutaj, nawet za całe złoto z twojego skarbca, panie. – Jej słowa wręcz ociekały drwiną. – Postanowiłam jednak tu przybyć, co powinno być dla ciebie wskazówką, że dopełniło się przeznaczenie twej córki. Jest to przykre, lecz prawdziwe. To, że oderwałam się od moich o wiele ważniejszych spraw, by się tu zjawić oznacza jedynie, że twemu dziecku nie było pisane żyć.

Dargarott spurpurowiał.

– Jak możesz tak mówić! Jak możesz sądzić, że ona… Nie! – Zacisnął pięści. – NIE! Wróżyliśmy przed porodem… Wróżbitki zgodnie twierdziły, że ma córka dokona wielu rzeczy… Że zmieni świat, że… Jej Przeznaczeniem było zostać królową, rządzić! – Łzy popłynęły po jego twarzy. – Moja mała księżniczka…

Skrzyp…

Wiedźma nawet nie drgnęła. Patrzyła spokojnie na króla. Potem spojrzała w stronę Valentiny.

– Mylisz dwa pojęcia, królu. Nie istnieje cos takiego jak Przeznaczenie… Możesz wierzyć mi na słowo.

– Ale… – Dargarott otarł twarz. – Sama mówiłaś o Przeznaczeniu, Wiedźmo! Więc…

– Mylisz się, panie – przerwała mu. Uśmiechnęła się kpiąco. – Ja nie mówiłam o Przeznaczeniu, które ty znasz, i w które ty wierzysz. Ono nie istnieje. Każdy sam odpowiada za swoje życie, podejmując decyzje. Ja mówiłam o czymś innym.

– O czym…?

– Każdy człowiek, czy inna istota żyjąca, ma swoje przeznaczenie. Jedyne i niezaprzeczalne. Każdej żywej istocie przeznaczona jest śmierć. To jedyna pewna i stała rzecz na tym świecie. Nic nie może tego zmienić. A to właśnie przeznaczenie, upomniało się o twe dziecko. Przykro mi.

Dargarott stał w milczeniu, ze spuszczoną głową, starając się pojąć słowa kobiety. Jednak nie potrafił. Nie mógł. Nie chciał.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Przestraszony, uniósł głowę i spojrzał w kierunku kołyski. Tym razem nie kołysał jej ani wiatr, ani też, nie kołysała się sama. To Wiedźma podeszła do niej cicho i delikatnie popychała łóżeczko.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

– Nie możesz nic zrobić? – Spytała ledwie dosłyszalnie Valentina. Dargarott zesztywniał i spojrzał w stronę żony. Wiedźma także podniosła spojrzenie na królową.

– Mogę… – szepnęła tak cicho, że Dargarott ledwie zrozumiał słowo. – Lecz… Nie polecałabym korzystania z mych usług…

Król doskoczył do kołyski.

– Możesz?! Możesz przywrócić jej życie?

– Mogę… – powiedziała leniwie. Jej usta wygięły się w okrutnym uśmiechu. – Lecz myślałam, że prawo zabrania takich praktyk.

– Nikt się nie dowie! – Wzrok Dargarotta stał się szklisty. – Ożyw ją! Pomóż nam!

Wiedźma potarła podbródek.

– Zastanówcie się dobrze nim podejmiecie decyzję. Może lepiej tego nie robić…

– Jak możesz tak mówić!

Wiedźma pogłaskała dziewczynkę po zimnym policzku.

– Umarła cicho, we śnie. Nie zaznała bólu, strachu, zła… Świat obszedł się z nią łaskawie… Nie poznała, co to złość, okrucieństwo, nienawiść… Nie wie, czym jest zazdrość, przerażenie, lęk, niepokój, głód… Nie stanęła przed trudnymi wyborami.

– Ale także – przerwała jej królowa cichym głosem – nie wie co to szczęście, miłość, dobro, przyjaźń… Nigdy nie uśmiechnęła się, nie poczuła zapachu kwiatów z naszego ogrodu, nie słyszała śpiewu ptaków i szumu strumienia. Nie oglądała zachodu słońca, ani ogromu oceanu… Czy choćby z tego powodu, nie powinna żyć?

Wiedźma patrzyła prosto w oczy Valentiny.

– Nie ma nic za darmo. Nie mogę wyrwać jednej duszy śmierci, nie dając nic w zamian – nie odwróciła wzroku.

Król patrzył na nią niespokojnie.

– Lochy pełne są więźniów i złoczyńców. Nikt nie zauważy śmierci jednego z nich.

Wiedźma nie zwróciła uwagi na jego słowa.

– Coś w zamian, coś w zamian… – zanuciła, patrząc na dziecko. – Tylko, co? – Uśmiechnęła się smutno, gładząc je po główce.

– I jak, pomożesz nam? – Spytał niecierpliwie Dargarott.

Wiedźma uniosła głowę.

– Muszę was ostrzec, że przeznaczenie się o nią upomni. Śmierć nie zostawi jej w spokoju.

Król pokiwał głową.

– Czy to oznacza zgodę?

– Chcę was jeszcze o cos prosić – powiedziała, ignorując mężczyznę. – Nie róbcie jej tego. Nikt nie zasłużył na taki los.

Dargarott się wzdrygnął.

– Nie gadaj głupot! Rób, co masz robić i podaj swoją cenę.

Wiedźma pokręciła głową, ponownie patrząc w oczy Valentiny.

– Nie wezmę od was nic. Nie chcę, żeby wasza córka pomyślała kiedyś, że zrobiłam to dla zysku, czy kaprysu. Robię to tylko dla ciebie, Valentino. I ty przejmujesz odpowiedzialność.

Król zazgrzytał zębami.

– Kończ tą gadkę! Szybko, wskrześ ją!

Wiedźma gestem dała mu do zrozumienia by się odsunął. Nachyliła się i delikatnie odsunęła kołderkę. Rozerwała szatkę niemowlęcia, odsłaniając pierś. Długim, krwistoczerwonym, ostrym paznokciem dotknęła ciałka. Król skrzywił się, lecz posłusznie czekał. Wiedźma przecięła skórę tak, że wypłynęła kropla krwi. Kobieta zebrała ją na palec i dotknęła nim swych i tak krwiście już czerwonych ust. Maleńka pierś uniosła się lekko, a salę wypełnił krzyk dziecka.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp…

Król niemalże podskoczył z radości. Porwał małą w objęcia i przytulił. Następnie rozradowany odwrócił się w kierunku żony.

– Valentino! Ona żyje! Żyje! Słyszysz jak płacze?

I nagle poczuł się tak, jakby ktoś zadał mu cios prosto w serce. Valentina siedziała na fotelu, a jej głowa opadła na bok. Martwe oczy patrzyły nieruchomo na wprost. Dargarott odwrócił się wściekle do Wiedźmy.

– Zabiłaś ją! Zabiłaś!

Kobieta patrzyła na niego bez wyrazu.

– Nic za darmo – powiedziała tylko.

– Ale, miałaś zabrać więźnia…

– Śmierć nie zadowoli się byle czym w zamian za duszę tak czystą i niewinną…

– Nie miałaś prawa!

– Valentina sama zdecydowała. Chciała tego.

– Nic nie powiedziała! Nawet słowa…

– Nie musiała mówić, bym mogła ją usłyszeć.

– Ty… ty…!

Lecz wściekłość na Wiedźmę nagle gdzieś wyparowała. Dargarott odsunął od siebie dziecko tak, jakby było czymś plugawym. Po jego policzkach ciekły łzy.

– Valentiono, najdroższa… – szeptał. – To przez ciebie – zwrócił się groźnie do córki. – Przez ciebie ona nie żyje… – Potem krzyknął – Nie słyszycie, że płacze?! Nie słyszycie?! Zaraz od tego zwariuję! Zabierzcie je! Zabierzcie! Nie chcę widzieć tego dziecka!

Na salę wbiegły dwórki, które wcześniej podsłuchiwały pod drzwiami. Przestraszone zabrały maleństwo od oszalałego ze wściekłości króla.

Wiedźma odprowadziła je obojętnym wzorkiem.

– Rozpoczęło się twoje piekło, mała…

Król stał chwilę oddychając ciężko. Następnie odwrócił się, by jeszcze raz oskarżyć o zabójstwo Wiedźmę, lecz ta zniknęła. Dargarott, wściekły, padł do stóp fotela, na którym siedziała jego najdroższa. Płakał, położywszy głowę na jej kolanach.

Skrzyp, skrzyp, skrzyp, skrzypiała kołyska, choć nie było nikogo, kto mógłby ją wprawić w ruch.

Arkana Opublikowane przez:

29 komentarzy

  1. BAZYL
    12 sierpnia 2004
    Reply

    Bardzo

    przyjemne to opowiadanko…

  2. Sith
    14 sierpnia 2004
    Reply

    male

    dosc krutkie ale fajne troche pogmatwane

  3. Meshiw
    23 sierpnia 2004
    Reply

    Doceniam

    pomysł. Przeczytałem je dość dokładnie i muszę przyznać, że nie tylko sam pomysł, ale również sposób w jaki zostało napisane jest dobry jeśli nie wręcz lepszy niż dobry. Oczywiście zawsze może być lepiej…

  4. Iskierka
    27 sierpnia 2004
    Reply

    niezłe

    Ciekawe opowiadanie. Chętnie przeczytam następne.

  5. BAZYL
    27 sierpnia 2004
    Reply

    Zapraszam

    do Tawerny RPG.
    Ale juz niedługo na stronce pojawia sie i następne – tej autorki i innych…

  6. DuchX
    30 sierpnia 2004
    Reply

    Utwor absolutnie cudowny,

    ale nie tak cudowny jak jego autorka. 😉

  7. Volnar
    24 września 2004
    Reply

    niezłe

    troche smutne

  8. Łuska
    29 września 2004
    Reply

    Gratulacje

    Bardzo dobre opowiadanie i dobrze napisane

  9. SpellCaster
    3 października 2004
    Reply

    Opinia

    Bardzo fajne opowiadanie. Przyjemnie mi się czytało. Czekam z niecierpliwością na następne !

  10. Rsyiek
    14 listopada 2004
    Reply

    Dobre jest!

    Dobre jest!

  11. Equinoxe
    17 listopada 2004
    Reply

    Arkana…

    … jak zwykle zachwyca. Ta dziewczyna ma naprawdę talent.

  12. Patryk
    19 grudnia 2004
    Reply

    Arkana

    stać ją na więcej, ale ogólnie OK.Zaliczam:D

  13. Asheri
    15 stycznia 2005
    Reply

    To jest…

    … po prostu genialne. Świetny klimat, ciekawa fabuła. Podziwiam 🙂

  14. Elen
    20 lutego 2005
    Reply

    Wstrząsające!

    Ciekawie napisane, widać, że autorka ma talent… Ale przede wszystkim naprawdę niezwykła fabuła! Ciekawe, co było inspiracją?

  15. Eldrid
    8 maja 2005
    Reply

    suuper ^_^

    Zawsze wyszukuję i czytam teksty Arkana’y, są najlepsze!!!

  16. Nimrodel Liadon
    2 lipca 2005
    Reply

    Zapadające w pamięć…

    Po prostu niesamowite…

  17. Athendor
    1 sierpnia 2005
    Reply

    Poprawne…

    chociaz bez polotu.

  18. Buczo
    24 sierpnia 2005
    Reply

    Bardzo dobre

    Naprawde bardzo dobre opowiadanie mam nadzieje na wiecej takich

  19. droydek
    18 listopada 2005
    Reply

    Tak…

    Musze przyznac, ze opowiadanie bylo dobre. Dawno juz nie czulem takiego klimatu.Ta dziewczyna ma talent. Byle wiecej pisala takich opowiadan…

  20. zwias*
    28 listopada 2005
    Reply

    można się przywiesić:p

    Czytając zupełnie się zawiesiłam… naprawde, opowiadanie tworzące klimat i bardzo wciągające. Bardzo mi się podobało, szkoda, że nie dłuższe. Autorce na przyszłość życzę równie dobrych prac.

  21. Nimval
    24 grudnia 2005
    Reply

    Nawet, nawet

    Tekst ogólnie dobry. Trzeba wnieść jednak kilka drobnych poprawek. Ładny wątek, ale jak dla mnie trochę za smutny. Arkana jesteś dobra. Przyznam. Razem zdziałalibyśmy więcej.

  22. Ann
    6 lutego 2006
    Reply

    Niezłe, niezłe…

    Fajowskie opowiadanko. Trochę smutne, ale i tak mi się spodobało. Zachęcam do kontynuacji.

  23. Ravik
    11 lutego 2006
    Reply

    Fajne i wciągające…

    Dziewczyna ma talęt…

  24. stalin
    5 czerwca 2006
    Reply

    świetne…

    naprawdę super opowiadanie trochę krótkie ale wspaniałę

  25. Bartold
    28 sierpnia 2007
    Reply

    Łał!

    Bardzo ciekawe. Co prawda to skrzyp, skrzyp nastawiło mnie na jakąś akcję, ale wciągnęło mnie:D Takie trochę łzowyciskowe, ale fajne.

  26. schiza
    19 listopada 2007
    Reply

    No proszę 🙂

    Tylko nie popadnij w samozachwyt od takich komentarzy zołzo 🙂

    ale fakt, faktem, ciekawa koncepcja 🙂

  27. Aquofila
    27 października 2008
    Reply

    Gratulacje

    Piękne! Zaczytalam się wręcz ;] Bardzo dobre i ten styl pisania.

  28. enn
    2 lutego 2009
    Reply

    🙂

    czytałam z zapartym tchem… to było świetne:-)

  29. Targoh
    14 stycznia 2015
    Reply

    Niesamowite…

    Bez wątpienia jedno z najlepszych opowiadań autorki (przynajmniej moim zdaniem). Oby tak dalej 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.