Królewska krew. Wieża elfów – recenzja książki

królewska krew

Po dwupaku (tak, to dwie książki wydane w jednej) przygód pary jegomościów z szemraną opinią nie spodziewałem się zbyt wiele – ot, zapewne kolejne fantasy dla nastolatków z wykorzystaniem spuścizny po Tolkienie. Na szczęście myliłem się.

Akcja serii Riyrii toczy się w świecie inspirowanym tradycjami tolkienowskimi, jednak z dużą domieszką bardziej realistycznej, brudniejszej fantasy, obecnie kojarzonej głównie z serią Pieśń Lodu i Ognia od Martina. Dlatego znajdziemy tutaj zarówno sporo elementów nurtu high fantasy, jak i politykę oraz knowania wielkich tego świata. Skoro już przy tym jesteśmy; kreacja świata jest poprowadzona bardzo dobrze, interesuje czytelnika i wyjawia obraz krainy, która mogłaby naprawdę istnieć – wraz z jej historią, sytuacją geopolityczną, rodami i religią. Autor nie przesadza jednak z opisami tego, co było i skupia się na tym, co jest, żeby zainteresować czytelnika tym, co będzie.

Głównymi bohaterami obu książek jest para zdolnych wojowników-złodziei (żeby nie napisać komandosów) podejmująca się każdego, nawet z pozoru niewykonalnego zadania, jak choćby kradzieży niezwykle ważnych dokumentów znajdujących się na niezdobytej wieży, na co będą mieli tylko kilka minut. Tak, wiele ich akcji jest mocno przesadzonych, jednak autor zaoferował po prostu bezpretensjonalną, świetną sagę o przygodach dwóch przyjaciół z nietuzinkowymi umiejętnościami, na których czekają niezwykłe wydarzenia. Hadrian jest głównym wojownikiem, noszącym trzy miecze (ha!) i posiadającym ogromne doświadczenie w walce, podczas gdy Royce to znakomity złodziej z ciekawym stosunkiem do obecnie nienawidzonych przez ludzi elfów.

Para jest tak znana (oczywiście w pewnych kręgach), że nie musi przynależeć do żadnej gildii złodziejskiej, a z jej usług chętnie korzystają wielcy tego świata.

I właśnie dlatego chłopaki szybko trafiają na wielkie kłopoty – bowiem tradycyjnie, zadawanie się z wyższymi sferami musi wplątać ich w tarapaty. Królewska krew przedstawia wielkie polityczne intrygi związane z zakusami Kościoła do odtworzenia pradawnego Imperium, wszechpotężnym czarownikiem i morderstwem wielkiego króla. Zaczyna się, ma się rozumieć, od niewinnego zlecenia. Wieża elfów stawia zaś naszych bohaterów przed koniecznością otworzenia pradawnej budowli, celem zdobycia artefaktu będącego w stanie zabić dziką bestię. Z pozoru to także niewinne zlecenie. Przede wszystkim dzieje się, a obie książki ładnie wiążą się ze sobą, nawet jeżeli stanowią zamknięte całości.

Oczywiście narracja przeskakuje również do innych interesujących postaci, a złodzieje spotykają na swej drodze mniej lub bardziej ciekawe persony – antycznego maga, mnicha, który nigdy nie wyszedł poza klasztor, czy księżniczkę królestwa, która zdaje się esencją równouprawnienia w światach fantasy. Zastosowano tutaj wiele starych, ale w końcu dobrze sprawdzonych zagrań wraz z przeskakiwaniem akcji do innego bohatera w kluczowym momencie, czy prowadzeniem kilku równoległych wątków, które nagle splatają się w całość. I pomimo, że naprawdę uważa się, że czytamy o losach tych dobrych, a tych złych nie lubimy, to nic nie jest czarno-białe ani jednoznaczne, jak często zdarza się w gatunku.

Książka wydana jest ładnie (choć ilustracja na okładce bardziej zniechęca niż zachęca), przetłumaczona sprawnie (tak, porównywałem z oryginałem) i jest długa – to blisko 730 stron (ale dużą czcionką!), co powinno zadowolić osoby zirytowane wydawaniem książek na jedno popołudnie.

Mocną stroną powieści Sullivana jest stale gnająca do przodu akcja, gdzie nie brakuje brawurowych pojedynków, tajemnic, intryg oraz – co warto podkreślić – dobrego humoru. Autor zadbał o fantastyczną, dobrą rozrywkę utrzymaną w duchu klasyków gatunku i chociaż nie jest to żadne wielkie dzieło, od razu wiadomo, że nie planował on takiego. Przygody sympatycznych, bezczelnych i skutecznych wojów-złodziei to doskonała powieść akcji, z intrygami, klimatem magii i miecza oraz dobrymi dialogami. Polecam, bo jeżeli macie ochotę na lżejsze fantasy to od dawna nie było czegoś tak dobrego na polskim rynku.

Tytuł: Królewska krew. Wieża elfów
Autor: Micheal J. Sullivan
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok: 2011
Stron: 736
Ocena: 4+
Pita Opublikowane przez:

Kocha gry wideo, książki, komiksy i inne przejawy eskapizmu. Chciałby znać Hokuto Shinkena. Najmądrzejszy kolega BAZYLa.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.