Xazaax nawet nie zauważył linki - dobył dwóch zakrzywionych ostrzy i skoczył w kierunku kobiety. Gdyby nie uniknęła zapewne przygwoździł by ją do ziemi. Scarcer stanął wyprostowany kilka metrów od Merenwen i wykrzyknął coś chrobotliwym głosem. Sarkofagi zaczęły się poruszać. -Moje sssługi budzą ssssię... to moja armia...- wysyczał i uniósł miecze. -Nie obawiaj się - nie dołączyssssz do niej jako zwykła mumia... mam dla Ciebie sssszczególną funkcccję...- mówił już "po swojemu", przedtem zdawał się kryć jaszczurzą naturę... Kobieta nie wiedziała, czemu. Jeden rzut oka w stronę Carmen sprawił, że Władczyni uśmiechnęła się. Wampirzyca przeskakiwała po ostrzu i pancerzu Alexandra, śmiejąc się. Nie starała się zakończyć walki szybko - oplatała go w coraz to nowych miejscach tą dziwną linką... Szybki unik - trochę za słabo. Ból w nodze. Zardzewiałe ostrze rozerwało ubranie i skórę. Parszywa rana, ale szybka kontra po ciosie sprawiła, że Xazaax stracił rękę. Odepchnięcie cisnęło go na ołtarz. Mumie na próżno próbowały wyjść z okręconych czarną linką sarkofagów. Alexander był już niemal nieruchomy. Carmen chichotała i biegała po nim niczym pająk, owijający większą zdobycz w kokon. Kolejne telekinetyczne pchniecie cisnęło Xazaaxem dalej i wtedy... nastąpił łomot. Głośny. Towarzyszył mu krzyk Alexandra i Xazaaxa. Sarkofagi rozpadły się cięte na części. Linka przeszła przez kamień i stal. Poszatkowała mumie i Alexandra. Xazaax podniósł się i jęknął raz jeszcze, po czym z rozpaczą w oczach rzucił się na Merenwen. Ta podrzuciła miecz i użyła pchnięcia na nim. Ostrze przeszło na wylot przez głowę Xazaaxa, zaś Merenwen nauczyła się nowej zdolności - Pocisk (rozpędza niewielki obiekt znajdujący się na dłoni Władczyni do prędkości bełtu kuszy).
Zapanowała cisza. Camen podeszła bliżej i zauważyła ranę. Przytrzymała dwa palce przy jej początku i końcu, po czym powiedziała coś, a krew weszła z powrotem do pękniętych naczyń krwionośnych, rdza posypała się na posadzkę, a po ranie pozostała tylko lekka blizna. Carmen podniosła się z uśmiechem i powiedziała tylko słodkie ”No”. Nagle jednak jej wyraz twarzy zmienił się i wampirzyca zaklęła i przyklękła... następnie zwymiotowała. Z mumii unosił się złotawy pył, z którego formowały się powoli świetliste postaci. Carmen szybko wybiegła z sali, machając ręką na Merenwen, by zajęła się postaciami, ale chyba nie chodziło jej o walkę. Istoty te uformowały się w kształtu ludzkie - skrzydlate kształty. Nie było wątpliwości, ze to anioły. Było ich dwudziestu.
-Nie pytaj, Władczyni, czemu tu jesteśmy.- powiedział jeden. -Zły rytuał... bardzo zły...-
-Uwolniłaś nas i jesteśmy Ci winni posłuszeństwo.- powiedział inny.
-Za chwilę nasza przemiana dobiegnie końca...- powiedziała anielica. Po chwili faktycznie przed kobietą stało dwadzieścia skrzydlatych, nagich ludzi. Dziesięciu mężczyzn i dziesięć kobiet. Carmen powróciła z paskudnym wyrazem twarzy, prowadząc kogoś... dwie osoby. -Patrz co się pętało przed „świątynią”...- mówiła prowadząc jednego mężczyznę na lince owiązanej wokół jego szyi. Drugim mężczyzną idącym za nią był... uśmiechnięty Mentalita! Pokazał tylko Merenwen by była cicho, po czym zasłonił twarz Carmen ręką. Ona nie zareagowała - bóg widać ukrył się przed jej wzrokiem. -Twój nowy pomocnik przyszedł do Ciebie!- powiedział i zniknął lekko chichocząc.
-Twierdzi, że jest tu z woli Mentality...- mruknęła wampirzyca. -Wiesz coś o tym?- zapytała, patrząc podejrzliwie na Alexandra II.
Pavcioo i Nadir:
Wreszcie całą grupa dotarła do sporej sali, wyglądającej jak kopalnia. Rozległy się piski. –Smoczki...- burknął Sotor i zaśmiał się. Wszyscy „żołnierze” dobyli kusz. Caskullis Stworzyła z cienia kuszę, która wyglądała tak masywnie, że Pavciooo zdziwił się, ze jej wiotkie ramiona nie połamały się pod jej ciężarem. Z cienia powyżej posypał się grad małych smocząt, piszczących i ziejących ogniem – wyglądało to komicznie, jakby ktoś rzucił z góry kilkadziesiąt skrzydlatych pochodni. Obstrzał z kusz nieumarłych, kuszy Caskullis i kusz Pavciooo i Nadira położyły wszystkie zwierzęta, nim te dopadły celu. Zapadła cisza, aż z góry doleciał przeciągły ryk. Na środek szybu spadł olbrzymi smok. Skrzydła nie mogły się do końca rozłożyć w tak małym dla niego metrażu. –mamusia przyszła...- parsknął Sotor, a armia rozproszyła się, by uniknąć masowego usunięcia smoczym ogniem.
walka ma trwać trochę... Vei będzie osłaniać większość wodną barierą, ale polegnie kilku nieumarłych („polegnie” – jak to brzmi

Drizzt:
Cusammen –5 do KZ... gdyby mi dziś rano net działal jak należy to by było bye-bye, Lenin! Wyślę Ci na pw, jaki... Farta miałeś Kloner (co nie znaczy, że daruję Ci karę do KZ!) Twój upd8 wygląda tak:
Lisz posłał kilkanaście zjaw i spektrana by sprawdziły wroga. Tak przynajmniej powiedział, gdy stawił się ponownie przed drowem. -Mroczni Rycerze chcą porozmawiać z Kapłanem Gai.- powiedział. -oczekują negatywnej odpowiedzi lub Ciebie, Panie, w Salach Ciemności.
Pyron:
byłoby -1 do KZ, ale z tego samego powodu co w przypadku Klonera - nie bedzie. Jak miało wyglądać - wyś;lę Ci na PW... a wyglada tak rzut "trochę" gorzej poszedł:
-Nie wiem co zrobić...- powiedziała elfka i położyła palec na ustach Pyrona. -Ty wiesz...- dodała uśmiechając się. Pyron poczuł się trochę rozbity. Elfka podtrzymała go za ramię. -Coś nie tak?- zapytała. Rycerz faktycznie czuł się słaby. Coś powodowało, ze nie miał siły ani myśleć, ani działać. Elfka zawróciła go do jego pokoju i położyła do łóżka, przy którym czuwała do końca dnia, gdy Pyron obudził się.
Zachodzące słońce oświetlało dwie kobiece postaci. Pyron poznał elfkę, z którą odnalazł świątynię, ale nie mógł sobie przez dłuższy czas przypomnieć jej imienia. Gdy ona zobaczyła, że rycerz otwiera oczy jęknęła "Pyron!" i szybko przywarła do niego, obejmując za szyję. -Mieliśmy ten dzień spędzić razem... lekarze mówili, że to jakaś choroba i ze z tego wyjdziesz, ale potrzeba Ci odpoczynku... pozwól mi ze sobą zostać...- mówiła, próbując utrzymać w tajemnicy, jak bardzo zdenerwowała się tą chorobą. Kapłanka uśmiechnęła się i wyszła z pokoju, zamykając drzwi. Pyron poczuł obecność sukkuba, jednak demon nie ujawniał się...