Wiecznie żywy – recenzja książki

wiecznie zywy_lico_72-1

Postapokaliptyczni R(omeo) i Julia

Był sobie zombie. Nie pamięta za wiele ze swojego poprzedniego życia, z wyjątkiem pierwszej litery imienia (R), ale nawet tego nie jest do końca pewien. Wraz z innymi zombie zamieszkuje opuszczone lotnisko, gdzie spędza czas na snuciu się i pojękiwaniu oraz próbie stworzenia rodziny z przypadkową zombie-żoną i zombie-dziećmi (chłopcem i dziewczynką). Co jakiś czas Martwi – jak sami się nazywają – urządzają wypady do miasta w celach spożywczych – polują na niedobitki ludzkości, zwane Żywymi. Podczas jednej z takich wypraw R spotyka Julie – Żywą. Tak się jakoś głupio złożyło, że chwilę wcześniej R zjadł mózg jej chłopaka i przejął parę jego wspomnień. Z nie do końca jasnych dla niego powodów ratuje on Julie przed swoimi pobratymcami i zabiera ze sobą do domu, czyli Boeinga 747. Tym samym zapoczątkuje proces, który zmieni podupadły świat, ale zarówno Martwi jak i Żywi niekoniecznie mają ochotę na zmiany.

Pierwsze wydanie tej książki nosi tytuł Ciepłe ciała. Jest to literacki debiut Isaaca Mariona i jak się wydaje, debiut niezły – doczekał się nawet ekranizacji. A co do samego autora – rocznik 1981, obywatel USA. Twierdzi, że jest kawalerem, nie ma dzieci, nie uczęszczał do college’u i nie zdobył żadnych nagród.

Wiecznie żywy jest nowym spojrzeniem na szekspirowską opowieść o słynnych kochankach. Mamy dwie zwaśnione strony: Żywych i Martwych, dwoje młodych ludzi (przy czym jedno z nich jest odrobinę nadgniłe, a drugie, wnioskując po bliznach na nadgarstkach, podcinało sobie żyły). Mamy nawet wersję słynnej sceny balkonowej z dramatu Szekspira. Książka wpisuje się w nurt paranormal romace. Na szczęście nie jest ckliwym romansidłem, a zasługa leży po części w wyborze głównego bohatera. Bo ustalmy, że lekko gnijący zombie nie jest typowym amantem. Dużą zaletą jest także pierwszoosobowa narracja. Historia opowiedziana z punktu widzenia zombie zapewnia momentami niezłą dawkę czarnego humoru, zakrapianego sarkazmem. Wpływa to trochę na akcję w książce, gdyż fragmentami więcej dzieje się w głowie R, niż faktycznie, ale nie powoduje to, że książka jest szczególnie nudna. R jest zbyt dobrym obserwatorem, opisującym życie po życiu z humorem, czasami z właściwą sobie ironią. Dzięki niemu czytelnicy dowiadują się jak zombie chodzą do kościoła, uprawiają seks, jak próbują stworzyć namiastkę dawnego społeczeństwa, w tym szkołę, do której główny bohater przyprowadza swoje dzieci, aby uczyły się gryzienia i spożywania ludzi. Treść wizualnie wzbogacają rysunki pożywienia (czyt. różnych części ciała) z podręcznika anatomii (Henry Gray’s Anatomy of the Human Body, znanego jako Gray’s Anatomy).

O chodzących trupach w wersji komediowej trudno czytelnikowi myśleć w kategorii źli. Ale ludzi też nie da się tak po prostu sklasyfikować jako tych dobrych –zapomnieli oni co to znaczy być ludźmi. Główni bohaterowie również odbiegają od typowego wizerunku zakochanej pary. Julie nie jest delikatną dziewczynką – strzela, pije, pali trawkę i uczy zombie prowadzić samochód. A R(omeo) może gnije, ale cóż to za lowelas! Pomiędzy kolejnymi posiłkami słucha Sinatry i rozmawia ze swoją ofiarą, Perrym. Chociaż zbyt duża ilość dialogów pomiędzy R a Perrym powoduje wrażenie, że to Perry, pochłonięty przez R, zaczyna kierować bohaterem. Przypomina to trochę Intruza Stephanie Meyer, gdzie bohaterka-kosmitka, pod wpływem przejętych od człowieka wspomnień, zakochuje się w chłopaku swojej ofiary. Ale miłość musi mieć swoje źródło, a skoro zombie z definicji jest martwy, więc uczucie pochodzi ze skonsumowanego mózgu Perry’ego. Nie powinno to dziwić, bo w przyrodzie podobno nic nie ginie.

Przyjęty przez Mariona sposób przedstawienia zombie jako nie do końca martwych i myślących, jest trochę absurdalny, trochę komediowy, trochę turpistyczny, ale sprawia, że pierwszą część książki czyta się przyjemnie. Niestety autor rezygnuje z tego w dalszej części, koncentrując się na wątku romansowym i społeczeństwie ludzi. Pojawia się refleksja nad kondycją społeczeństwa, zanikiem relacji międzyludzkich, brakiem empatii. Mamy tu jasny przekaz o potrzebie doceniania tego, co wokół nas, o wchodzeniu w interakcje z innymi, o tym, żeby nie żyć tylko pracą, bo inaczej umrzemy wewnętrznie, zamieniając się w zombie. Na pierwszej stronie R tak opisuje siebie: Wciąż jestem w początkowym stadium rozkładu. Tylko poszarzała skóra, (…) i ciemne sińce pod oczami. Prawie mógłbym zostać uznany za Żywego człowieka, który potrzebuje urlopu. Ręka do góry, ilu z nas zaczyna tak wyglądać?

Tytuł: Wiecznie żywy
Autor: Isaac Marion
Wydawca: Replika
Rok: 2013
Stron: 308
Ocena: 3+
Kasia Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.