Trylogia kosmiczna – recenzja

trylogia_kosmiczna01

Choć może wydawać się to dziwne, fantastyka naukowa, to naprawdę ciężki kawałek chleba dla pisarza. Teoretycznie wszystko jest proste – wystarczy wystrzelić ludzi w kosmos albo rozwinąć ich cywilizację do niebotycznego poziomu, dorzucić trochę quasi-naukowego słownictwa i dodać jakiegoś – niekoniecznie charyzmatycznego (vide filmowy Luke Skywalker) – bohatera. Proste? Proste – świadczyć może o tym chociażby rosnąca hurtowo liczba książek o tematyce sci-fi, nieporywających, co prawda, lecz znośnych. Problem tkwi jednak w tym, w jaki sposób napisać książkę o tematyce science-fiction tak, aby za lat kilkanaście, ba! Kilkadziesiąt, gdy ludzkość dokona kolejnego skoku technologicznego, wciąż znajdowali się tacy, którzy będą ją czytali, zachwycając się konstrukcją świata i przygodami bohaterów.

Per analogiam, pisarz fantasy ma niemal zawsze w tych warunkach ułatwiony start, jako że gatunek ten zdominowany jest przez swą odmianę mediewistyczną (w opinii laików tzw. medival fantasy jest nawet synonimem fantasy jako takiej, jedyną jej formą), autorzy głównie piszą więc o światach które już kiedyś istniały, a nie dopiero będą istnieć w jakieś mniej lub bardziej nieokreślonej przyszłości. Wizja świata wykreowanego przez autora fantasy najczęściej się nie dezaktualizuje, co jest luksusem na jaki nie mogą już sobie pozwolić autorzy sci-fi (najlepszym przykładem jest komiksowa Trylogia Nikopola, która pomiędzy swoją premierą papierową a filmową zestarzała się w ciągu dwudziestu lat na tyle, że trzeba było do pewnego stopnia przebudować świat stworzony przez Enkiego Biala).

Ten – może nieco zbyt długi – wstęp powstał po to, abym łatwiej ukazać mógł wyjątkowość dzieła C.S. Lewisa. Dzieła, które w kategoriach fantastyki, powstało tak naprawdę w zupełnie innej epoce: premiera pierwszej części Trylogii Kosmicznej, Z milczącej planety (Out of silent planet) miała miejsce tuż przed wybuchem II Wojny Światowej, w roku 1938. Wizja świata Lewisa odbiega znacząco od tego, do czego przyzwyczaiło nas ostatnimi czasy sci-fi – to już nie space opera w stylu Gwiezdnych Wojen, ale zupełnie nowa jakość łącząca ze sobą fantasy i science fiction; jakość która – jak sądzę – już się nie zestarzeje.

Głównym bohaterem cyklu jest dr Elwin Ransom, filolog na jednym z angielskich uniwersytetów, który w pierwszym tomie porwany zostaje przez dwóch, ogarniętych chęcią podboju wszechświata naukowców na Malakandrę (tj. Marsa), gdzie od ducha opiekuńczego planety dowiaduje się prawdy o naszym świecie (Tulkandrze – „Milczącej Planecie”) oraz dostępuje łaski oświecenia w jaki to tak naprawdę sposób funkcjonuje kosmos. W drugiej części, Perelandra, Ransom przeniesiony zostaje na Wenus, gdzie staje się świadkiem kuszenia jej pierwszych mieszkańców przez Szatana, w finale zaś (Ta straszliwa siła), już na Ziemi, dochodzi do finałowego starcia sił Dobra ze Złem.

Już ten krótki zarys fabuły ukazuje, w jak odkrywczy sposób tworzy Lewis swój świat – nie ma tu wehikułów czasu (jak u Wellsa), nie ma upadającego, stworzonego przed mileniami Imperium Galaktycznego (jak u Asimova), nie ma Gwiazd Śmierci, ani myśliwców gwiezdnych (jak u Lucasa). Zamiast tego, cały cykl jest wielkim peanem na cześć Boga – co rusz spotykamy tutaj odniesienia zarówno do Starego, jak i Nowego Testamentu: anioły opiekuńcze, motyw zmartwychwstania Chrystusa, kuszenia pierwszych rodziców, Szatana… Ktoś mógłby powiedzieć, że to banał, że żerowanie na powszechnie znanych motywach religijnych oznacza zapewne brak inwencji twórczej autora, ale nic dalszego od prawdy! Wizja świata w Trylogii kosmicznej urzeka niemal od pierwszych chwil – Lewis przetwarza znane motywy w sposób mistrzowski, tworząc tak naprawdę zupełnie nową interpretację Biblii i tworząc uniwersum które ma jak najbardziej prawo istnieć. A może nawet istnieje naprawdę, tylko my – zaślepieni przez Szatana i pęd ku wielkości – nie jesteśmy w stanie go dostrzec? Dzieło Lewisa cechuje ogromna wiara w Boga, w ostateczne zwycięstwo Dobra nad Złem i jestem przekonany, że przypadnie ono do gustu wszystkim tym, którzy lubią inspiracje religijne w literaturze i nie są do religii nastawieni z gruntu sceptycznie.

Zawiodą się natomiast na Trylogii kosmicznej z pewnością ci z czytelników, którzy chcą dostać w swe ręce książkę obfitującą w nagłe zwroty akcji i wartką narrację – historia opowiadana przez autora płynie leniwym nurtem; pomijając Tę przerażającą siłę brak tutaj w zasadzie dynamiki, a główny nacisk położony jest na dialogi, które roztrząsają dylematy moralne oraz koncepcje dobra i zła (nie bez kozery zresztą: jak już była powyżej mowa, drugi tom ukazuje kuszenie pierwszych ludzi na Wenus, a nawet Szatan nie jest w stanie bez problemów przełamać oporów istoty obcującej z samym Bogiem). Tempo akcji przyśpiesza znacząco dopiero w III tomie, który różni się znacząco od pierwszych dwóch – chyba nawet Lewis traktował go jako na poły odrębny, gdyż zastrzega na początku, iż można go czytać oddzielnie, bez kontaktu z dwoma wcześniejszymi. Widać również, że powstawał w nieco innych warunkach od wcześniejszych – jego premiera miała miejsce już po kapitulacji Trzeciej Rzeszy, brak więc tutaj tego napięcia i oczekiwania jak to wszystko się skończy.

Trylogia kosmiczna jest dziełem, które polecałbym wszystkim, nie tylko fanom fantastyki (którzy pewnie w przeważającej części czytali ją już w różnych wydaniach na długo przed przed edycją z wydawnictwa Media Rodzina). Świat wykreowany przez Lewisa jest tak wiarygodny i tak przepełniony ufnością w religię i Boga, że powinien urzec również tych, którzy fantastykę uważają za dzieło Szatana. Jedyną grupą, jaka będzie zapewne nieusatysfakcjonowana Trylogią kosmiczną będą fani tradycyjnego sci-fi z blasterami, statkami kosmicznymi i złym Imperium Galaktycznym, jednak ufam iż nawet oni, natchnieni przez Maledila, spróbują po nią sięgnąć. Chociażby po to, aby móc ją później skrytykować. Amen.

Tytuł: Trylogia kosmiczna
Autor: C. S. Lewis
Wydawca: Media Rodzina
Rok: 2009
Stron: 780
Ocena: 5+
Strider Opublikowane przez:

Na początku były Przygody Gala Asterixa... A później wszystko inne. Nie przepuści żadnemu filmowi animowanemu, ani książce dla dzieci. Miłośnik dobrego science-fiction i gier starszych niż on sam.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.