Projekt: Monster – recenzja

projekt-monsterWyobraźmy sobie połączenie Blair Witch Project, Godzilli i Obcego. Wydaje się ciekawe, nieprawdaż? Tak samo po­myś­le­li twórcy filmu Projekt: Monster (poza naszym krajem no­szą­ce­go tytuł Clo­ver­field). Połączenie ataku potworów i tajemniczej atmosfery hor­ro­ru, bu­do­wa­nej przede wszystkim po­przez utrzy­ma­nie konwencji ama­tor­skie­go filmu, powinno być atrakcyjne. Czy tak jest w praktyce? Czy naprawdę ten film na­le­ży­cie trzyma w napięciu? Czy fabuła skłania widza do myślenia?

Na początku wrażenia są dosyć zas­ka­ku­ją­ce – za­miast inwazji potworów oglądamy nowojorską imprezę. Została ona zor­ga­ni­zo­wa­na z powodu wyjazdu jednego z bohaterów – Roba – do Japonii. Mężczyzna planuje ostatecznie ułożyć sobie życie, wyznać miłość ukochanej, by móc spokojnie spędzić czas poza krajem. Rozmowy uczes­tni­ków zabawy i większość wydarzeń filmuje przyjaciel Roba, dlatego w sposób bardzo subiektywny i, według mnie, interesujący, obserwujemy ludzkie zachowania, rozterki, problemy. Przez te kilkanaście minut wydawało mi się, że aby ten film był ciekawy, nie trzeba tam dodawać niesamowitych wydarzeń i scen przepełnionych akcją. Paradoksalnie, jeden z producentów filmu, J.J. Abrams (znany jako twórca serialu Lost – Zagubieni) oraz reżyser Matt Reeves doskonale odnajdują się w scenach obyczajowych. Wyczuwamy emocje ukazanych postaci, niemalże stajemy się uczestnikami tego towarzyskiego spotkania. Dobrze, że mamy czas zżyć się z bohaterami, ponieważ wkrótce dochodzi do tajemniczego ataku wstrząsającego całym Nowym Jorkiem. Wtedy zaczyna się bieganina bohaterów, poszukiwanie ratunku i ratowanie przyjaciół. Czujemy przypływ adrenaliny, dzieje się bardzo wiele, a twórcy dosyć ostrożnie dawkują nam prawdę i nie ujawniają przyczyny zniszczeń miasta. Niestety, wydarzenia wydają się tajemnicze tylko na początku filmu, później bezpowrotnie tracimy wrażenie zagadkowości. Dlaczego?

Odpowiedź jest prosta – jak zwykle Hollywood nie potrafi obejść się bez nasycenia filmu efektami specjalnymi, jeśli tylko obraz ma coś wspólnego ze słowem akcja, nawet nie wspominając o sci-fi. W przypadku Projekt: Monster twórcy nie potrafili utrzymać widza w niepewności i pokazali potwora. Kilkakrotnie, w całej rozciągłości, z wielu perspektyw. W tym momencie czar pryska i mamy przed sobą kolejną część Godzilli. Kinowy ekran pokrywa się smugami dymu ciągnącego się za pociskami dzielnych amerykańskich żołnierzy, a salę zalewają odgłosy dziesiątków wybuchów. Wszystko staje się dziwnie znajome, o ile oczywiście oglądaliśmy wspomniany wcześniej film o prze­roś­nię­tym legwanie. Czasem dochodzą również sceny podobne do tych z Obcego, gdy okazuje się, że gigantyczny stwór hasający po mieście nie jest jedynym problemem.
monster
Bohaterowie mają na głowie poważne kłopoty, lecz radzą sobie z nimi zaskakująco dobrze. Dziarsko biegają z ranami, które zwykłego śmiertelnika doprowadziłyby do wykrwawienia, z niewielką zadyszką pokonują 50 pięter drapacza chmur i dzielnie tłuką przeciwników, z którymi ciężko uzbrojeni żołnierze nie dają sobie rady. Jednak poza tym nie są nieśmiertelni, o czym przekonujemy się kilka razy podczas filmu.

W Projekt: Monster widzimy wiele. A co usłyszymy? Dane nam będzie wsłuchiwać się w krzyki tłumu, głośne stąpania potwora i potok innych dźwięków świetnie budujących atmosferę filmu. Jedyna muzyka, jaka się pojawi, będzie odtwarzana podczas początkowej zabawy u Roba.

Projekt: Monster nie jest filmem złym, ale nie należy również nazwać go świetnym. Odrzucając całą jego otoczkę – kampanię reklamową, sławne nazwisko producenta i popularność jego dzieł – zostanie nam w miarę porządne kino akcji i science-fiction. Trzeba jednak zaznaczyć, że jest to jedynie czysta synteza wspomnianych na początku recenzji filmów. Początkowe wrażenie, wynikające z unikatowego sposobu pokazania zdarzeń, po jakimś czasie niepostrzeżenie znika, a koniec filmu tylko to potwierdza. Jest to obraz na raz i nie pozostawia po sobie nic więcej, niż poczucie zmarnowanego pomysłu i myśl: ale to już było.

Tytuł: Projekt: Monster [Cloverfield]
Reżysria: Matt Reeves
Scenariusz: Drew Goddard
Obsada: Michael Stahl-David, Mike Vogel, Lizzy Caplan, Jessica Lucas
Rok wydania: 2008
Czas: 85 minut
Ocena: 3+
Tomasz Araziel Opalach Opublikowane przez:

5 komentarzy

  1. fds
    22 lutego 2008
    Reply

    .

    Fajna recka, o wiele lepsza i bardziej przekonująca niż przepełniona hurraoptymizmem Equiego 😉

  2. BAZYL
    22 lutego 2008
    Reply

    🙂

    Między innymi dlatego ją zamieściłem – fajnie się czyta różne sposoby patrzenia na ten sam film.

  3. Pamparampam
    22 lutego 2008
    Reply

    Hmm…

    Recenzja całkiem niezła, nie zgadzam się jednak ja poszedłem na ten film za namową szwagra, wiedząc tylko to, że jest o potworze w NY i przypomina trochę Blair Witch Project :), ani o sławnym reżyserze, ani o nietypowej kampanii reklamowej nie miałem pojęcia. Pomimo to film wcisnął mnie w fotel i uważam go za jeden z lepszych jakie dane mi było zobaczyc ostatnimi czasy :). Potwór nie jest też, jak w Godzilli pokazany z niezwykłą dokładnością, widzimy tylko kawałek grzbietu znikający za zalomem budynku, gdy widzimy go w całości to tylko przez chwilę, bo nagły ruch kamery uniemożliwia nam poznanie szczegółów, ewentualnie widzimy nogę uderzającą w grunt kilka metrów od kamerzysty albo samą mordę stwora pędzącą w stronę jenego z bohaterów. Jak dla mnie, byłeś trochę zbyt surowy dla tego filmu :).

  4. Maayel
    26 lutego 2008
    Reply

    Tiaa

    Heh… Ale mimo wszystko ujawnia co jest przyczyną tych wszystkich zdarzeń, o ileż przyjemniej się ogląda film, kiedy dopiero na końcu się dowiadujemy kto/co stało za wszystkimi wydarzeniami i dopiero po godzinie od zakończenia filmu dochodzimy do odkrycia prawdy, układając sobie w głowie elementy układanki jakie nam zaserwowali twórcy filmu 😉
    Recenzja jak na mój gust bardzo ciekawa i rzetelna.

  5. Koderski
    3 września 2008
    Reply

    cloverfield

    prosze mi wybaczyc ale wydaje mi sie ze recenzja jest nieco na wyrost. takie doszukiwanie sie wad w dziele ktore chcac nie chcac uznac trzeba za nietuzinkowe, bo ambitne jesli chodzi o sposob podejscia do hollywodzkiego kina, wyraziste w przekazie [przychodza wspomnienia z atakow na WTC] i oryginalne bo koncepcji polaczenia blair witch project, godzilli i obcego jeszcze nie bylo.. bardzo dobry pomysl rzeklbym… niesie ze soba pewna swierzosc ktora uderza i jest potegowana tymi krzykami, chukami i amatorksa kamera.
    oczywiscie polecam

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.