Noc szarańczy – recenzja

noc-szaranczy

Powinno się zawsze zwracać uwagę na rzeczy najważ­niejsze – a niewątpliwie najbardziej istotną infor­macją o książce Jewgienija T. Olejniczaka jest to, że bohaterów swych od czasu do czasu nazywa nazwiskami piłkarzy AC Milan. Zarzucicie mi pewnie ironi­zowanie lub też zasugerujecie zmianę dilera – niemniej jednak mówię serio. Jako wierny fan klubu ze stolicy Lombardii bardzo się ucieszyłem, widząc w tekście postaci o nazwiskach Maldini czy Ambrosini. Fani Interu nie muszą (czy też raczej: nie musieli) czytać tego akapitu.

Mam jednak jakieś niejasne przeczucie, że niekoniecznie wszyscy uznają powyższą informację za absolutnie niezbędną, dlatego zajmę się również samą treścią książki. Debiut książkowy naszego rodaka (cokolwiek mogłoby sugerować imię autora) to dziewięć niezbyt długich, ale za to bardzo ciekawych opowiadań. W zasadzie nie doszukamy się w nich żadnego schematu – każde jest inne, wprowadza zupełnie odrębny temat, dzieje się w nowym świecie czy w końcu porusza inne problemy. Jedyne, co je łączy, to bardzo dobre pióro Olejniczaka i niesamowicie wciągająca treść.

Niezależnie od tego, czy akurat pisze on w konwencji quasi historycznego fantasy, science fiction czy też historii alternatywnej, czyta się tak samo dobrze (może trochę tutaj chwalę na wyrost, ale ostatnim autorem, który tak mi się podobał niezależnie od gatunku konkretnej powieści był Roger Zelazny). Czasami mam wrażenie, że Jewgienij T. Olejniczak mógłby napisać instrukcję obsługi grzebienia, a i tak czytałbym z zapartym tchem. Ciężko to nazwać, z pełnym przekonaniem mówię jednak, że ma w sobie ogromny potencjał i jeśli tylko będzie pisał dalej (a pewnie będzie), ja osobiście czytał go będę z największą przyjemnością.

Zbiór został przeze mnie pochłonięty tak szybko, że ciężko mi nawet wyróżnić któreś z opowiadań składowych jako szczególnie warte polecenia. To chyba dobrze świadczy o całości, jednakże nie po to rozpoczynałem ten akapit, żeby nic nie napisać o jakimś konkretnym fragmencie (mogłem go napisać tylko po to, żeby tu wtrącić forza Milan!, ale zrobiłbym to nawet i bez powodu). Zwrócić uwagę chciałbym jednak na opowiadanie Wyspa mnichów – absolutnie fenomenalne; to klasyczna fantasy ze świetnie przygotowaną fabułą i klimatem, w który wczuć się można tak głęboko, że przez pół nocy śnią się przygody jego bohaterów. Ja po prostu uwielbiam fantasy w takim stylu i, jeśli tylko autor przypadkiem trafi na tę recenzję, proszę o więcej.

W obowiązku czuję się też wspomnieć o Frankfurcie – ci, którzy przeczytali pierwszy akapit (a więc wszyscy, prócz fanów Interu, którzy nie musieli) wiedzą, że coś napisać o tym opowiadaniu musiałem. To znaczy, jeśli przeczytali zbiór, to wiedzą. Bo jeśli nie, to skąd? Ale rozważań nad tym tutaj prowadził nie będę – do rzeczy. Samo opowiadanie jest równie dobre, jak pozostałe, pomysł jednak zasługuje na gromkie brawa – mimo że mnie osobiście na meczu we Frankfurcie nie było (bo nie mogło, chwilowo nie dysponuję takim środkiem transportu, jak główny bohater, a w czasie oryginalnego spotkania nie było mnie jeszcze w planach), byłem w stanie wczuć się w los wiernego kibica. I chciałbym przeżyć taką przygodę – może tylko z nieco innym finałem, niż w utworze.

Czytelnikom zdecydowanie polecam zaopatrzyć się w Noc szarańczy, bo to chyba najlepszy debiut tego roku. Samemu Jewgienijowi T. Olejniczakowi polecam nie ustawać w pracy i wydać więcej książek – i mam jednocześnie nadzieję, że każda z nich będzie (jeszcze) lepsza, niż właśnie recenzowana. W każdym razie przeczytać warto. A ja będę czekać na kolejną książkę.

Tytuł: Noc szarańczy
Autor: Jewgienij T. Olejniczak
Wydawca: Fabryka Słów
Rok wydania: 2009
Stron: 392
Ocena: 5
Zieziór Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.