Highland Clans – recenzja

hajlan

Rzeczy, które mnie w planszówkach pociągają, jest parę, a jedna z nich to możliwość spotkania się ze znajomymi, możliwość porozmawiania, do których miłym dodatkiem jest główkowanie nad planszą. Inna intrygująca kwestia to różnorodność, podobna grom komputerowym, jednak wzbogacona o element rzeczywistego spotkania. W Highland Clans, grze, którą właśnie wam przedstawiam, fabuła jest stosunkowo nieszablonowa. Przyjdzie nam bowiem wcielić się we władykę jednego ze szkockich klanów. W gościa, któremu nieobce są kiecki w kratę, wycie kobzy, ale i starcia z innymi klanami, mające na celu zwiększenie świetności reprezentowanej przez nas rodziny. Cytując tekst z tyłu pudełka: W końcu rządzić może tylko jeden!

Przyznam, że gdy otrzymałem od polskiego wydawcy Highland Clans – firmy G3 – informację, iż przyślą mi jej egzemplarz do recenzji, moje odczucia zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zawsze odruch jaki u mnie następuje, gdy usłyszę tytuł zupełnie przeze mnie nieznanej gry oraz takiegoż autora, jest jeden. Sprint w stronę komputera, błyskawicznie strzelający palec w stronę przycisku power, klik w przeglądarkę, a następnie włączenie serwisu BoardGameGeek. Podobnie było i tym razem. Pierwsze na co zerknąłem – okładka; przepiękna, jedna z lepszych jakie ostatnio widziałem, a nawet z lepszych jakie widziałem kiedykolwiek. Ilustrator wykonał ten element w sposób idealny. Dwóch szkockich wojów pojedynkuje się na miecze, ubrani są bardzo charakterystycznie, w tle widać wioskę oraz zamek, a cała scena odbywa się na soczyście zielonej łące czy może raczej – trzymając się tytularnej terminologii – zielonych wzgórzach. Ten aspekt sprawił, że zyskałem sporą dozę sympatii do gry, gorzej zaś było gdy spojrzałem na prawą stronę ekranu komputera. BoardGameGeek mówiło, iż Highland Clans zajmuje niemal pięciotysięczne miejsce w rankingu! Masakra! Toż to gorzej niż niejedna polska gra, wątpliwej jakości. Obawiałem się najgorszego…

hc2Po paru dniach paczkę z grą miałem u siebie w pokoju. Solidne pudło, do którego przyzwyczaiło nas Queen Games – zagraniczny wydawca Highland Clans – miało wielkość bardzo podobną, jeśli nie identyczną co gra Metro, którą miałem okazję niedawno recenzować na łamach Tawerny RPG. Wykonanie jak zwykle idealne. 67 kart, 5 plansz klanów, 5 herbów klanów, 1 plansza główna, 25 terenów, 86 drewnianych sześcianów, gustowny, płócienny woreczek, 5 kart pomocniczych (co ciekawe każda z nich jest czterojęzyczna, ale żadnym z języków nie jest polski) oraz 2 znaczniki (największej drużyny i gracza rozpoczynającego).

Przejdźmy do mechaniki. Czy moje obawy okazały się słuszne? Czy Highland Clans to gniot? Na pewno nie, ale też i do ideału tej grze daleko. W Highland Clans mechanika jest mocno oparta na losowości. Na losowaniu sześcianów, z którym możemy – w zależności od kolorów jakie wylosujemy – budować różne rzeczy. Na przykład żółte sześciany to wojownicy, zielone – w zależności od miejsca na planszy klanu, w którym się znajdują – opactwa lub mnisi i tak dalej. Budujemy sobie losowane klocuszki, przeznaczając punkty akcji, następnie możemy również najeżdżać przeciwników za pomocą kart i psuć ich posiadłości lub kraść bydło. Walka przypomina popularną grę w wojnę z drobnymi modyfikacjami, jednak potrafi być emocjonująca. Niewątpliwa wada Highlans Clans, to brak narzędzia ograniczającego syndrom wszyscy na jednego. Mechanika praktycznie nie jest w stanie zapobiec zrównaniu z ziemią jednego z graczy, jeśli reszta się na niego uweźmie.

hc3Pomimo losowości w Highland Clans da się też troszkę planować i nieco dziwi mnie tak słaba ocena na BoardGameGeek. Decyzje też potrafią być intrygujące – czy zbudować kolejny monastyr, obejmując prowadzenie w zielonych klockach i zyskując sporo punktów, a może wybrać dudziarza, który doda nam siły do kart w walce przeciwko innemu graczowi? Może zbudować wojownika, który zwiększy nam limit kart trzymanych w ręce, co zwielokrotni szansę, na pozyskanie dobrej karty do walki? Highland Clans to takie zarządzanie losowością, całkiem zgrabne, jednak nie zawsze da się przewidzieć wszystko. Taki już urok tej gry.

Niewątpliwe wadą, powtarzaną przeze mnie jak mantra przy okazji kolejnej spolszczonej gry Queen Games jest cena – dziewięćdziesiąt złotych to absolutnie za dużo. Myślę, że sześćdziesiąt byłoby ceną adekwatną do złożoności tej gry, a tak robi się z niej trochę na wyrost dużą grę, którą raczej nie jest. Jeśli natomiast ta cena nam nie przeszkadza, lubimy gry ze sporym elementem losowym, jednak nie pozbawione decyzji, nad którymi też da się trochę pomyśleć to Higland Clans jest grą dla nas.

Tytuł: Klany z wyżyn [Highland Clans]
Autor: Ralf Burkert
Wydawca: G3
Ilość graczy: 3-5
Rok: 2009
Ocena: 4-
JAskier Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.