Słońce zaszło za horyzont i uszczęśliwiony, nieco zmęczony elf przysnął wtulony w plecy Kasandry. Ona jakby tylko czekała na ten moment, powoli i ostrożnie wstała owijając się samą derką. Wyczuwając jej ruch elf otworzył powoli jedno oko. Widok jaki roztoczył się przed nim był oszałamiający. Kasandra była piękna i pociągająca, jak zawsze. Z tą derką wyglądała bardzo dla niej nietypowo bo... niewinnie. Nie zauważyła chyba, że się przebudził i cicho skierowała się w stronę drzwi.
-
Kas... - odezwał się szybko elf. -
Zapomniałaś chyba czegoś nałożyć - powiedział bardzo poważnie wskazując wzrokiem na cześć ubrania znajdującą się na podłodze, która pełniła funkcję okrycia biustu Kasandry. Bluzka to nie była, w końcu odkrywała więcej niż zasłaniała.
-
Może ci podać, Sukkubie? - uśmiechnął się wyjątkowo paskudnie.
Odwróciła się w jego stronę z lekkim grymasem na twarzy i fuknęła. Chciała wyjść szybko, cicho i niepostrzeżenie, żeby uniknąć rozmowy z nim. Jednak musiał mieć mocno wyczulone zmysły, skoro tak łatwo było go obudzić. Ech, a wydawało jej się, że wystarczająco mocno go wymęczyła. Czyżby nie doceniła mera?
-
Nie potrzebuję tego, nie jest mi zimno. Nigdy nie jest mi zimno - odparła i zatrzymała się na chwilę nie wiedząc, czy coś od niej chce czy nie. -
Więc? - spytała, jakby się śpieszyła.
-
Wychodzisz ot tak? Bez pożegnania? Ze swoim ukochanym, rzecz jasna - zapytał z udawanym wyrzutem. -
I jeszcze zabierasz mi derkę! Chcesz żebym się przeziębił? - uśmiechnął się wstając i podchodząc do kochanki.
Nie kłopotał się, by okryć swe nagie ciało, pozwolił jej nacieszyć swoje oczy. Miał piękną, zgrabną, zadbaną i dobrze umięśnioną sylwetkę. Nie był zbyt szeroki w barach, ale nadrabiał to masą zbitych, twardych jak kamień mięśni i brakiem nawet grama tłuszczu. Wyglądał jak posąg rzeźbiony z kamienia ręką kochanki.
-
Tak, właśnie tak wychodzę. Chyba nic ci nie będzie - stwierdziła obrzucając ciało elfa szybkim, nieco pożądliwym spojrzeniem. Musiała przyznać, iż był ciekawym obiektem. Podobały jej się zwłaszcza te jego długie czarne włosy i fioletowe oczy. Dziwna sprawa, zawsze kochała te dwa kolory i spoglądanie na mera sprawiało jej niemałą przyjemność. Delikatny szczery uśmiech wkradł się na usta Kasandry.
-
Mam się już pożegnać..? - spytała po chwili.
-
Nie. Możesz zostać żeby mnie ogrzać, swym ogniem, kochanie - słowa mer wypowiedział w pieszczotliwy i delikatny, ale zarazem i wyzywający sposób. Podobało mu sie to co robili jeszcze przed godzina. I bardzo chciał to powtórzyć...
-
Hmmmmmm.... - zamyśliła się na dłuższą chwilę zerkając raz po raz na niego i na drzwi. -
Chyba mogę zostać jeszcze parę minut, ale wolałabym zaraz sobie stąd iść, jeśli to nie problem? W końcu to TWOJA kajuta - dodała z uśmiechem i pokazała mu język.
-
Zawsze może stać się NASZĄ kajutą. Wystarczy, że wrócisz do łóżka - odpowiedział mer wskazując skinieniem głowy w stronę ich łoża. -
Ale skoro musisz iść... - zaczął podchodząc do kobiety i obejmując ją czule. -
Szkoda. Ale było mi dobrze, jeśli cię to pociesza...
-
Mi zawsze jest dobrze - opowiedziała. -
Ale wątpię, by było to jakimkolwiek pocieszeniem dla ciebie, Ren - dodała z wrednym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Rozejrzała się po kajucie i westchnęła cicho. -
Nie, raczej nie znajdę sobie miejsca na tym statku - mruknęła cicho. Oparła głowę o pierś mężczyzny i stała sobie tak po prostu rozmyślając nad czymś. Chyba przestało jej się tak spieszyć.
-
Nie jesteś zmęczony? Może idź spać... - zaproponowała po chwili.
-
Tylko z tobą, Kas - odrzekł słodko elf.
Głód dawał mu się teraz mocno we znaki. Postanowił, że chyba pójdzie do Xan'a. Może ma pieczyste? Teraz mógłby zjeść nawet konia z kopytami i coś mu podpowiadało, że na resztę rejsu będzie potrzebował więcej sił i energii niż zwykle. Ta myśl mu się bardzo podobała.
-
Bez ciebie to nie to samo - ciągnął dalej. -
Masz skórę tak ciepłą jak ogień w samym piekle - zaśmiał się ze swego mało wyszukanego dowcipu. -
Jeżeli ty się wybierasz to ja również. Nie wiem jak ty, ale ja troszkę zgłodniałem. Miłość bardzo zwiększa mój apetyt...
Spoglądała na niego z szeroko otwartymi oczyma ze zdziwienia i gdy skończył mówić odsunęła się kawałek, by mu się lepiej przyjrzeć. Położyła mu rękę na czole.
-
Wiesz, ja jestem ZIMNA, cały czas. Nie ciepła czy gorąca, ale zimna i to jak lód! - powiedziała nie mogąc się nadziwić jego wyobraźni i fantazji. -
I nie jestem głodna, nie muszę jeść. Właściwie czasami coś zjem dla samej przyjemności smakowania i dziwnych przyzwyczajeń Sandry.
Wzruszyła ramionami. Nawet nie pamiętała, kiedy ostatnio miała coś w ustach. Do jedzenia oczywiście.
-
To dość dziwne. Mimo iż jesteś Wielkim-Złym-Potężnym tworem rodem z piekła, musisz jeść, żeby dostarczać energii temu ciału... pięknemu ciało - powiedział elf gładząc skórę kobiety i pożerając jej krągłości wzrokiem. -
Wiesz piekielnico - dopowiedział jeszcze nim zdążyła mu coś odpowiedzieć. -
Nie jesteś zawsze zimna. Bywasz cieplutka, szczególnie gdy Sandra bierze górę, czy też dajesz sobie odpocząć. I nie mówię tu o ciele, tylko o sposobie bycia, o wiele przyjemniejszym od twojego.
Kasandra zesztywniała nagle, trafił w jej najczulszy punkt i z każdym słowem czuła, jak wierci jej ostrzem dziurę w dumie. Zmarszczyła gniewnie brwi na uwagę mera i prychnęła.
-
Nie musisz mnie lubić - powiedziała wściekle wyrywając się z jego objęć. -
A Sandra nie jest miła, to... ech... JA jestem lepsza od NIEJ pod KAŻDYM względem! - cedziła słowa akcentując mocno wyrazy i starając się nie krzyczeć przy tym. Obrażona odwróciła się plecami do mężczyzny, wręcz kipiała złością. Czarny sztylet raz po raz pojawiał się niepostrzeżenie w jej dłoni i znikał, jakby kobieta nie mogła się do końca zdecydować, czy chce go za te bezczelne słowa zabić czy nie. Mogła go oszczędzić i tylko wyciąć ten jadowity język z jego słodkich, namiętnych ust.
-
Kochanie... oczywiście, że jesteś lepsza. A już na pewno ładniejsza - zadrwił elf. -
A teraz sie uspokój. Wycisz. Zaśnij. - ostatnie słowo Renevan wypowiedział z dłońmi przytkniętymi do jej skroni.
Złapał ją, gdy nieprzytomna, pogrążona w mocnym śnie, leciała na ziemie. Tym razem włożył więcej mocy w zaklęcie i nawet tak silna istota jak Kas będzie spała co najmniej pięć minut. Położył ją delikatnie na łożu, musnął wargami jej usta, po czym ubierając błyskawicznie spodnie wyszedł zobaczyć, czy smok ma może g r z a n e g o winka...
Elf bezszelestnie udał się do pomieszczenia z alkoholami. Cichość jego kroków była tym bardziej zdumiewająca, że podłoga skrzypiała niemiłosiernie. W piwniczce okrętowej odnalazł ogromny dzban rumu i 2 czyste szklanki. Całość zaniósł z powrotem do kajuty, którą obecnie dzielił z Kas, dokonując cudów zręczności nie wylewając ani kropli i nie wydając żadnego dźwięku ponad chlupanie trunku. Wrócił po niecałych trzech minutach. Odczekał, aż kobieta sie przebudzi...
Kasandra w tym czasie walczyła z Sandrą, by ta się czasem nie pojawiła. Obiecała elfowi, że zostanie do końca i miała zamiar dotrzymać słowa. Gdyby teraz dziewczyna odzyskała świadomość, szybko by się domyśliła, co zaszło między Renevan'em a 'nią' w kajucie i mogłoby to pogorszyć ich stosunki. Mimo wszystko Kas nie chciała tego. Otworzyła ostrożnie oczy powoli siadając na łóżku, złapała się za głowę i syknęła wściekle.
-
Znów to zrobiłeś! - warknęła i spojrzała się na niego gromiąc go wzrokiem. Jednak w jej spojrzeniu poza morderczymi zamiarami dostrzegł nutkę... strachu. Nie przejmując się tym ani trochę kurtuazyjnie napełnił obie szklanki, a podając jej rzekł:
-
Wypij, zrobi ci się lepiej.
Sam wypił jednym haustem, po czym napełnił swoją szklankę znowu.
-
Zrobiłem to, gdyż doprowadzona do wściekłości bywasz bardzo agresywna. Chciałem uniknąć drastyczniejszej metod obezwładnienia cię, nim rozwalisz na kawałki okręt - Ren, co do niego niepodobne, mówił bardzo poważnie. Bo tak też myślał. Jego dłoń znowu powędrowała ku piersiom Kasandry, a ona nie starała się go powstrzymać.
-
Oczywiście, że jesteś lepsza od Sandry. W końcu tamta jest naiwnie miła i uprzejma. Ty zaś jesteś... fascynująca.
W wypowiedzi mera nie słychać było ani odrobinki sarkazmu, ta kobieta rzeczywiście zaczynała go fascynować oraz podniecać coraz bardziej. A to, jak była chętna mu się oddawać, dodatkowo tylko wpływało na jego sympatię do Kasandry. Z jej drugą osobowością musiałby się bawić w podchody i czekać, a tu miał wszystko od razu podane na tacy, nic więc dziwnego, że wybrał to szybsze i łatwiejsze rozwiązanie.
Kasandra złapała Renevan'a za rękę i szybko przyciągnęła mera do siebie zatapiając usta z jego ustami w agresywnym pocałunku. Słowa, które wypowiedział, były czymś, co chciała usłyszeć od bardzo dawno i podziałały na nią niczym tajemna inkantacja. Za samo to już zaczynała go lubić. Miała ochotę, by cała ta mała biedna Sandra zniknęła z jej ciała na zawsze.
Po tym mocnym trunku pocałunki Renevan'a smakowały Kas znacznie bardziej...
Zadowolony z efektu swoich słów przewracając szklankę, która rozbiła się z głośnym hukiem na podłodze, jednym skokiem znalazł się na łóżku zdzierając resztki odzienia z kobiety. Odwzajemniał też pocałunki, równie agresywnie i także bardzo namiętnie. Ta istota doprowadzała go do szaleństwa.
Zaśmiała się ucieszona w duchu i mocno go objęła przyciągając do siebie. Czuła, że już jest jej i była zachwycona z tego powodu.
-
Jesteś mój... - szepnęła mu bardzo cicho do ucha, ale na tyle głośno, by ją usłyszał.
Objęła go mocno nogami w pasie i przejechała paznokciami po całej długości ramion zostawiając mu głębokie czerwone szramy, z których powoli zaczęła się sączyć krew. Elf, który na ból reagował dotychczas atakiem, podniecony tym co czyni jego kochanka 'zaatakował' swoja bronią wchodząc w nią mocno.
-
Nie - odszepnął jej do ucha bardzo cichym głosem, przez który znać było jego podniecenie. -
To ty jesteś moja.
Przylgnął do niej jeszcze mocniej, po czym pocałował jeszcze agresywniej niż dotychczas. Nie wiedział, co się z nim dzieje, ani co mu takiego uczyniła. Nie pamiętał, by kiedykolwiek się tak zachowywał względem jakiejkolwiek kobiety. Czuł, że brutalność ją podnieca i dawał kochance wszystko to, czego od niego pragnęła. Jej zimne ciało przyjemnie go chłodziło...
Gdy tylko zasnął, przykryła Ren'a derką (by nie zmarzł) i ubrała jego koszulę. Sięgała jej nieco za pośladki, ale przy każdym kroku odsłaniała i ukazywała kształtny tyłek kobiety. Zdając sobie z tego sprawę uśmiechnęła się figlarnie i cicho wyszła z kajuty, tym razem elf albo spał mocniej, albo nie chciał zatrzymywać Kasandry. Wyszła na korytarz i przystanęła skupiając się. Wyczuwała dokładnie, gdzie śpi mag, cała kajuta emanowała Czarną Magią. Także łatwo jej było rozpoznać legowisko smoka, gdyż jego magia była taka... inna. Wyczuła odrobinkę Czarnej Magii i przystanęła zdziwiona zdając sobie sprawę z tego, że musi ona należeć do tej małej chłopczycy. Kasandra zanotowała w pamięci tę informację i skierowała się w stronę kajuty uzdrowiciela.
Cicho uchyliła drzwi, mężczyzna leżał na wznak z rękoma złożonymi pod głową i oddychał spokojnie.
"Czyżby już spał?" - zastanawiała się podchodząc do niego.
Przysiadła na brzegu jego łóżka i pochyliła się nieco. Nawet nie drgnął, więc zachęcona tym wyciągnęła rękę i wierzchem dłoni dotknęła jego policzka. Był przyjemnie ciepły, gorący wręcz. Uzdrowiciel nie otwierając oczu złapał ją za nadgarstek i poczuła, jak ciepłota jego ciała wzrasta gwałtownie. Syknęła cicho, gdy mężczyzna zaczął ją parzyć swym dotykiem, szybko zaczęła się wyrywać z mocnego uścisku. Otworzył oczy i spojrzał się na nią beznamiętnie.
-
Jeśli przyszłaś tu, by wykraść miecz i... lub mnie zabić, to bardzo mi przykro, ale..
-
Nie! - niemal krzyknęła przerywając mu i mrużąc już oczy z bólu. -
Nie po to tu jestem, czy wyglądam ci na samobójcę?
Aquide powiódł wzrokiem po kobiecie, od jej twarzy po rozkosznie rozpiętą koszulę, aż po nagie uda. Widok mu się spodobał i powoli puścił nadgarstek Kasandry. Ta nie uciekła, jak się tego mógł spodziewać, jedynie odetchnęła głęboko i pozwoliła, by poparzona skóra zaczęła się regenerować. Czarny dym powoli ulatniał się z rany, gdy ona wlepiła w uzdrowiciela dziwne spojrzenie.
-
Nie ufasz mi... - bardziej zauważyła niż spytała.
-
Dziwisz się? - odparł unosząc lekko jedną brew i siadając na łóżku.
-
Tak, przecież nic nie zrobiłam ani tobie, ani nikomu innemu z naszej... gromadki - odpowiedziała spokojnie.
Musiał przyznać, że miała rację. Chociaż...
-
Chciałaś, chciałaś mnie zabić i gdybyśmy cię nie powstrzymali..
-
Tego nie wiesz, nie masz pojęcia, co by się wtedy stało - znów mu przerwała.
Znów miała rację. Westchnął.
-
Tak się składa, że w chwili obecnej jestem tu najbardziej bezbronna i narażona ze wszystkich na atak. Każdy już sobie znalazł sposób na to, by móc mnie spokojnie zabić. A powód? Bo jestem inna i w waszych oczach groźna - warknęła, choć mógł wyczuć, iż cała ta sytuacja sprawia jej pewnego rodzaju ból i przykrość. -
Gdybym chciała, mogłabym was już dawno pozabijać, ale jesteśmy przecież drużyną, czyż nie?
Oczy kobiety wirowały srebrem, pojawił się w nich dziwny wyraz smutku i Aquide miał wrażenie, że zaczynają się jej napełniać łzami. Wzdrygnął się lekko, słowa Kas miały sens. Wyciągnął do niej dłoń i pogładził kobietę po udzie.
-
Trzymaj się blisko mnie, ja cię obronię - stwierdził i zamilkł zaskoczony gładkością i chłodem jej skóry. Zapach pół demonicy był tak intensywny i pociągający, że aż mu się zaczęło lekko kręcić w głowie. Serce zabiło mu szybciej i ciało poczęło wytwarzać potworne ilości ciepła.
-
Tylko musisz się grzecznie zachowywać i nie prowokować nikogo - dodał opanowując drżenie głosu.
W odpowiedzi kiwnęła głową i chwytając jego rękę poprowadziła ją sobie w górę uda. Wyczuł, że była ciepła i wilgotna, gotowa na niego. Zapach, który tak go nęcił, szybko skojarzył. Seks, przeleciało mu przez myśli.
-
Chodź tu do mnie - bardziej rozkazał niż poprosił i ona posłusznie osunęła się w jego ramiona zdejmując z siebie koszulę elfa.
Szybko się rozebrał i Kasandra musiała przyznać, że był dość interesujący. Ogorzała cera, mocno wyrobione mięśnie ramion, potężne barki i jeszcze ten piękny tatuaż na piersi. Uzdrowiciel, który przez większość życia rąbał drewno, nie stracił swej wyrobionej sylwetki. Z rozkoszą i uśmiechem na ustach poddał się delikatnym pieszczotom zwinnych palców kobiety.
Czując, że kolejnego mężczyznę ma już po swojej stronie, usiadła na nim tyłem. Aquide otworzył szeroko półprzymknięte oczy i mruknął zadowolony z widoku. Pogładził rękoma pośladki Kasandry i zatopił spojrzenie w zgrabnej linii jej pleców. Podobało mu się zwłaszcza to wcięcie w talii i drobne dwa dołeczki w miejscu, gdzie miała krzyż i nerki. Tak pięknego ciała jeszcze nie oglądał, złapał ją mocniej i z głośnym plaskiem klepnął w tyłek. Nie pozostała mu dłużna, lecz ku jej rozczarowaniu uzdrowiciel użył od razu swej mocy, by zregenerować sobie ślady po paznokciach na swych udach.
"Zniszczył mi takie piękne trofeum" - pomyślała niezadowolona.
Jednak szybko mu wybaczyła, gdy tylko przystąpił do działania. Zachwycona odchyliła się do tyłu i przymknęła oczy mrucząc rozkosznie...
"Jest mój" - pomyślała uśmiechając się od ucha do ucha.
Poprawiła włosy idąc korytarzem, Aquide nie zareagował, gdy wychodziła. Było mu dobrze, ona zrobiła swoje i uszanował fakt, że nie chciała zostać. Może było mu to obojętne? Przystanęła na chwilę, w powietrzu wyczuwała dziwny zapach. I to bynajmniej nie były jej feromony i seks z dwoma różnymi mężczyznami tej nocy, to było coś innego. Jakby zbliżający się deszcz, ale znacznie intensywniejszy. Wzruszyła ramionami nie przejmując się tym zupełnie i przeszła szybko korytarzem człapiąc bosymi stopami o deski pokładu. Przystanęła przy drzwiach do kajuty Maga i lekko nacisnęła na klamkę. Co ciekawe, te otworzyły się bez większego problemu i kobieta swobodnie wślizgnęła się do środka... Mężczyzna siedział na łóżku i przeczesywał palcami włosy opadające na plecy. Na widok wchodzącej kobiety przysłonił nagość kołdrą.
-
Witam - mruknął uśmiechając sie krzywo.
Zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie plecami.
-
Nie śpisz już? - spytała. -
Mogę?
Nie ruszyła się z miejsca grzecznie czekając, aż mężczyzna pozwoli jej podejść. Wolała nie ryzykować czyjegoś gniewu... Czuła się z tym co najmniej dziwnie i nienaturalnie. Koszula Renevan'a zakrywała ją choć i tak było łatwo określić znajdujące się pod nią kształty ciała. Mag spojrzał na nią, lecz z jego oczu nic nie wyczytała.
-
Nie śpię już, proszę - odpowiedział po chwili i skinął ręką. -
Zamknij drzwi za sobą. Po statku hula wiatr... siądź gdzieś, nogi to wrażliwa część, daj je w ciepłe miejsce, bo się przeziębisz... - mruknął swym typowym, bezbarwnym głosem.
Padł z powrotem na łóżko zbierając myśli. Nie często praktycznie pół naga kobieta nachodziła go tuż przed świtem. W ogóle ostatnimi czasy nie miał kontaktów z płcią piękną, a ta jej przedstawicielka była wręcz nieziemska.
W odpowiedzi kiwnęła głową. Zamknęła drzwi i podeszła do niego siadając na brzegu łóżka. Ręką dotknęła jego szyi. Skóra kobiety była przeraźliwie zimna.
-
Nie przeziębiam się, mój drogi, jestem wiecznie zimna - powiedziała z uśmiechem. -
Ale jak chcesz, możesz mnie wziąć tam do siebie pod kołdrę i rozgrzać, jeśli tak bardzo martwisz się mym zdrowiem... - dodała mrucząc rozkosznie i pochyliła się nad nim. Czarne włosy spadły jej na twarz zasłaniając na chwilę jedno oko. Była ciekawa, na ile ten Mag pozostał jeszcze mężczyzną i czy połknie ten haczyk. Zarzuciła przynętę i zastygła na chwilę czekając na efekty.
Mag uniósł brew jakby zdziwiony tą bezpośrednią, jednoznaczną propozycją. Lecz czegóż innego mógł się spodziewać po takiej istocie?
-
Hmm... - zamilkł zamyślając się.
Myślał. Myślał dłuższą chwilę. Zarzucił na Kasandrę część kołdry leżącą na łóżku.
-
Połóż się. Rozgrzewać drugą osobę można na wiele sposobów - stwierdził.
Przez myśl zaczęły przechodzić różne wspomnienia... miedzy innymi to, że od dawna nie miał żadnej kobiety... i ciało zareagowało w dość nieoczekiwany sposób. Zaphirel przewidział do czego to zmierza... cóż...
W odpowiedzi położyła się koło niego i po chwili wdrapała się na Maga. Wyciągnęła się jak długa na jego ciele i zaczęła delikatnie całować szyję mężczyzny. Bardziej przypominało to samo muskanie ustami i podszczypywanie wargami, zapewne przyjemne dla niego. Dłonią gładziła mu włosy, a niespokojnymi oczyma wpatrywała się w jego oczy.
-
Hmm? - zapytała dając mu jednocześnie propozycję.
Mag uśmiechnał się... w oczach zabłysła mu jakaś skra. Przejechał dłońmi po bokach kobiety. Poczuła intensywne ciepło jego dłoni. Zaczęła się zastanawiać, czy tylko ona tutaj była taka zimna... Całe jego ciało nagrzał się dość mocno kontrastując z jej własną temperaturą. Zaphirel nie był jednak tak gorący jak uzdrowiciel, za co była mu niemal wdzięczna.
-
Hmmm - uśmiech mężczyzny poszerzył się. -
Zaczynaj.
Głos Maga przypomniał teraz bardziej mruczenie dzikiego kota... Nie potrzebowała usłyszeć nic więcej, wpiła się ustami w jego usta i zaczęła namiętnie całować siadając na Magu okrakiem. Cała pachniała seksem, co nie zdziwiło go mocno, może jedynie brak zaspokojenia. Kasandra napierała z taką siłą i intensywnością, że chyba nawet umarłego by podnieciła swym zachowaniem. Oczy maga rozjaśniły się osiągając barwę głębokiego fioletu. Kontrował ruchy w podobny sposób... z równą mocą, a jego ciało było coraz gorętsze... Dłonie zacisnęły sie na pośladkach kobiety i zwiększały siłę, z jaką się z nią teraz kochał. Kas mruknęła zadowolona i rozpłynęła się, całkowicie oddając mu się do jego dyspozycji. Zdawała się naprawdę bardzo to lubić, czy raczej kochać i uwielbiać - całym ciałem. Cały czas dodatkowo go prowokowała do agresji, przytrzymywała, przyciągała, odpychała od siebie, gryzła i drapała. Czasem usiłowała się dla zabawy wyrwać, igrała z nim do woli.
Mężczyzna chwycił ją mocno za ramiona i powalił na łopatki. Napierał z dużą siłą. Za dużą. Jego ciało nie wyglądało na zdolne do czegoś takiego, ale kobieta czuła, jak przez jej ciało przepływają ładunki energii. Mag pochylił sie nad nią chwytając ją za przeguby i podgryzając mocno. Lubiła ból i przemoc, całe to 'przedstawienie' jedynie napełniało Kasandrę energią. Oj, potrzebowała tego bardziej niż czegokolwiek innego, a było prawie tak samo przyjemne jak zabijanie... Skórę miała odporną na jego ugryzienia, ale czy on był odporny na jej drapanie? Postanowiła się przekonać i w ekstazie przejechała paznokciami po jego nagich plecach. Bardzo mocno, niemal z całej siły...
Po jego bokach spłynęła krew. Spojrzał na czerwoną ciecz, jakby chciał ją skarcić spojrzeniem. Rana zatrzeszczała i zagoiła się. Mężczyzna skinął głową. Podczas tego nawet na chwilę nie przerwał ruchu, co zaimponowało pół demonicy. Mruknęła zadowolona i nadstawiła mu swoje ręce tak, by mógł ją obezwładnić. Nieco go mógł zdziwić fakt, że tak wolna i niezależna istota pragnie czuć się zniewolona, ale najwidoczniej to ją kręciło. Pozwalała mu na wszystko, a nawet na jeszcze więcej. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się zadowolona. Chyba będzie musiała Maga częściej odwiedzać... Była całkowicie otwarta na jego pomysły i propozycje, nawet ciekawa ich. Myślała, że mer nie miał dawno kobiety, ale Mag przechodził samego siebie. Część umysłu Kasandry zastanawiała się gorączkowo nad tym fenomenem, którego nie mogła zrozumieć. Przecież byli atrakcyjni, czyżby celibat wybrali z własnej woli? Wzdrygnęła się lekko na tę nieprzyjemną myśl i skupiła się na przyjemności.
-
Mocniej - szepnęła uśmiechając się demonicznie. Srebro oczu wirowało niespokojnie, jej skóra stawała się coraz bardziej blada i zimna w przyjemny sposób. Aż go całe ciało szczypało... Zupełnie jakby się nago położył w głębokim śniegu.
-
Jeszcze... - mruknęła niczym duży kot i znów podrapała jego plecy.
Nie podobał jej się fakt, że tak szybko ślady trofeum znikną, cieszyła się jednak tą chwilą rozkoszy, którą dawał jej Zaphirel.
"Musiał nie mieć kobiety całe wieki" - pomyślała. -
"Ale mam szczęście!"
W duchu zaśmiała się zadowolona z siebie i po pewnym czasie pozwoliła mu skończyć.
-
Jak na jeden raz wystarczy - powiedział na co ona odpowiedziała pełnym żalu i wyrzutu jękiem. -
Bo się za szybko sobie znudzimy - wyjaśnił.
-
Kiedy znów mam cię odwiedzić? - spytała z nadzieją w głosie.
-
Kiedy chcesz... może być za godzinę - mruknął Mag uśmiechając się wściekle. -
Muszę się wymyć i coś zjeść, a od razu po jedzeniu niezdrowo - stwierdził.
W jedną noc jego światopogląd zmienił się diametralnie i najwidoczniej charakter także. Kas była zadowolona ze swych osiągnięć i teraz jedynie pozostał jej smok. Aine nie musiała się chyba przejmować, mając za sobą czterech na pięciu towarzyszy mogła się zacząć czuć bezpieczna. Poza tym jej zabawa i gra powinna wprowadzić nieco zamieszania wśród mężczyzn, na co ona liczyła z całego serca.
-
Za godzinę, mówisz? - zamyśliła się. -
Może za dwie, myślę, że Renevan się stęsknił już za Sandrą, a nieładnie tak rozdzielać zakochanych - powiedziała w dość złośliwy sposób. -
Nie sadzisz, magu?
Nie miała zamiaru ukrywać faktu, że nie tylko z nim złączyła się tej nocy. Miała nadzieję wzbudzić wśród swych kochanków zazdrość w najbliższym czasie.
-
Taaa... - Zaphirel parsknął śmiechem. -
Ona ma w ogóle pojecie, co wyprawiasz będąc na tym statku? - zapytał szczerze zaciekawiony.
-
Nie... - odpowiedziała przeciągle okładając sobie włosy i oglądając swe nagie, spocone ciało. -
A co? Według ciebie powinna wiedzieć? Załamałaby się, myśli, że nadal jest dziewicą... Znaczy to ciało - dodała szybko. Jakoś nie była skruszona swym zachowaniem.
Mag kiwnął głową uśmiechając się w uroczo wredny i złośliwy sposób.
-
Zatem za dwie godziny - rzekł i Kas czując się odprawiona powoli wstała zakładając koszulę i wyszła z kajuty.
Idąc po pokładzie czuła, że statek zaczyna się coraz bardziej kołysać na boki. Słyszała hulający miedzy linami wiatr i wyczuła zwiększoną wilgoć powietrza.
"Sztorm?" - przemknęło jej przez myśl i w odpowiedzi gdzieś niedaleko strzelił piorun.
Kasandra nie zważając na swój niekompletny strój wybiegła na górę i zaczęła pomagać smoku z całych swych sił. Jej pół demonie ciało było mocne, silne i wytrzymałe, dzięki czemu okazała się dla Xan'a dużą pomocą. Nie znała się na statkach, więc zdała się na niego posłusznie wykonując wszystkie polecenia. Gdy w końcu morze ucichło, byli cali przemoczeni i lekko zmęczeni.
-
Mam w kajucie ręcznik, osuszysz się - zaproponował smok i wiedziała, że nie ma w tym stwierdzeniu żadnej dwuznaczności, jedynie zwykła uprzejmość za okazaną pomoc.
Idąc za nim zaczęła się mocno zastanawiać nad intensywną nocą, którą miała za sobą. Czy aby na pewno dobrze robiła? Szaleć z trzema różnymi facetami było fajnie, ale gdyby zdarzyła jej się wpadka, konsekwencje zapewne nie byłyby już takie przyjemne. Na samą myśl o śmierdzącym, płaczącym i wiecznie 'istniejącym' bachorze Kasandrę przeszły ciarki po plecach. Choć z drugiej strony mogła złośliwie wpakować Sandrę w pieluchy i zmyć się na kilka lat, nim kobieta będzie mieć dość i zechce od tego uciec. Wtedy Kas miałaby największą moc i szansę na przejęcie ciała tylko dla siebie.
Wpatrując się w nagie plecy smoka uśmiechnęła się, do głowy przyszedł jej jeszcze jeden pomysł. Weszli do kajuty, Xan rzucił kobiecie ręcznik i sam także zaczął się wycierać. Ona nie czekając na zaproszenie czy pozwolenie przysiadła na brzegu łóżka smoka.
-
Słuchaj, Xan... wyglądasz mi na inteligentnego smoka, nie wiesz czasem czy jest jakaś możliwość, żeby rozdzielić mnie i Sandrę? Do dwóch różnych ciał? - zapytała zwracając tym samym na siebie jego uwagę.
-
Pewien nie jestem, ale myślę, że by się dało, jest tylko jeden problem. Albo musiałabyś dorwać jakieś martwe ciało albo... trzeba byłoby ci takie ciało stworzyć - odpowiedział zastanawiając się.
-
Na przykład dziecko? - zapytała lekko ożywiona.
Zawinęła mokre włosy w ręcznik i zaczęła je mocno pocierać, by w końcu się osuszyły i przestały na nią kapać. Jak na jeden dzień miała dość wody.
-
Ciało dziecka, czy martwe dziecko? - zapytał zakłopotany. -
I wiesz, wolałbym żebyś żadnego nie uśmiercała specjalnie do tego, wiem że to dla ciebie psuje trochę zabawę, ale nie wiem jak by zareagowało ciało. I jeszcze jedna rzecz, od jak dawna jesteście razem z Sandrą, nie rozpadnie się ona w proch, gdy odejdziesz?
Przerwała na chwilę czynność i spojrzała na smoka zdziwiona. Czy rzeczywiście ją tak postrzegał? Jak jakiegoś potwora, który z uśmiechem na ustach pozbawiał dzieci życia? Czy widział w niej... demona?
-
Chodzi mi o jak najbardziej żywe - stwierdziła lekko podirytowana. -
Na przykład moje. Hmm... - zamyśliła się. -
Jestem z nią tak mniej więcej od trzeciego roku życia, czyli dokładnie dwieście czterdzieści siedem lat - uśmiechnęła się.
-
To by się mogło nawet udać, ale musiałabyś w nie wejść, zanim pojawi się tam świadomość. Nie jestem na sto procent pewien, że to się uda, ale jest to całkiem możliwe. Podejrzewam, że będziesz wiedziała od razu, kiedy zajdziecie w ciążę, musielibyśmy spróbować od razu przeprowadzić cię do drugiego ciała. Nie wiem jak to się robi, więc byłby to jeden wielki eksperyment, w którym główną rolę grałabyś ty - westchnął. -
Musiałabyś spróbować przejść do drugiego ciała, a nam może udałoby się cię jakoś poprowadzić, dać ci jakieś wskazówki. To byłby jeden wielki bajzel na styku eteru i naszej rzeczywistości, ale możliwe że dałoby się to zrobić. Wręcz realne.
Pokiwał głową, jego myśli pędziły niczym on na skrzydłach. Wszystko stawało się jasne i zaczynało go wręcz korcić, by spróbować. Z czystej ciekawości, albo może chęci pomocy.
-
A czy ja mówię o wyrzucaniu SIEBIE z tego ciała? - spojrzała na niego zdziwiona i rozdrażniona podobną uwagą. -
Ona nie potrzebuje tej mocy, ani tego, kim... czym jesteśmy. Nawet tego nie chce. Dlatego myślę, że właśnie Sandra dostanie nakaz eksmisji - burknęła urażona.
-
Czemu nie, można by jej dać nowe życie, nie wiem ile by pamiętała, ale wtedy ty byś musiała nią pokierować. Wątpię, żeby sama sobie z tym poradziła, z tego co mówiłaś jest dość oporna na magię. A moja sugestia, żebyś to ty wyszła, była że tak powiem podyktowana tym, iż byłoby to łatwiejsze. Mówisz że to ciało ma moc, w takim razie czym jesteście razem, jeśli można zapytać oczywiście?
Ciekawość smoka zadziwiała Kas i uwagi irytowały, ale jeśli chciała uzyskać od niego pomoc, musiała mu wyjaśnić jak najwięcej rzeczy. Nie była tym faktem zachwycona. Dmuchnęła sobie na czoło pozbywając się tym samym upierdliwego kosmyka włosów, który uparcie łaskotał ją w nos. Dała mu tym samym wyraz swej irytacji.
-
Hmm... chyba wiem o co pytasz i wiem jak ci odpowiedzieć. Pomimo mych wszystkich wad, a jest ich zapewne wiele, nie potrafię kłamać - skrzywiła się i westchnęła ciężko. -
A skoro już chcesz wiedzieć, to powiem prawdę. Jestem córką demona i zwykłej kobiety. Więc ani tym, ani tym, czymś pomiędzy? Czymś zupełnie innym... - wyjaśniła mówiąc bardzo cicho. Nie lubiła opowiadać o sobie.
-
Witaj na tym świecie hybrydo - powiedział lekko kiwnąwszy głową i choć w jego głosie nie dosłyszała drwiny, mimowolnie się skrzywiła na jego słowa. -
Tylko jedno podstawowe pytanie... czy będziesz w stanie zajść w ciążę? Wybacz porównanie, ale to jak z mułami. Najpierw jest osioł i koń, a potem muł, ale trzeciego pokolenia nie ma.
-
Taaa... dobre pytanie, cóż, będę musiała po prostu spróbować, nie? - uśmiechnęła się wesoło.
Zaczynała być w dość dobrym humorze i nawet nie było widać tej jej niedawnej agresji czy złości. Szybko zmieniało się nastawienie Kasandry, była wręcz chaotycznie niestabilna, bądź niestabilnie chaotyczna. Tak czy inaczej Xan zdał sobie sprawę z faktu, iż można się po niej spodziewać wszystkiego i to w każdej chwili. Od wybuchu złości po szczęśliwą euforię. Przy czym to drugie wydawało się wręcz nieprawdopodobne w jej wykonaniu.
-
Przez te wszystkie lata... nie sądzisz, że coś ci się już powinno przytrafić? Ale, oczywiście, możesz próbować, masz tutaj cały statek okazałych samców... no tylko ze mną może ci nie wyjść, nie jesteś w moim typie - Xan stwierdził puszczając oko do Kasandry.
"Jeśli tych trzech będzie zbyt wymęczonych, żeby walczyć między sobą lub myśleć o głupotach, a na dodatek wszyscy będą zaspokojeni aż po uszy, to może ta łajba jakoś dopłynie na ten drugi kontynent" - pomyślał smok.
-
Heh - westchnęła. -
A szkoda, bo ty jesteś niczego sobie - stwierdziła uśmiechając się bardzo jednoznacznie i przysiadając bardzo blisko niego.
Najwidoczniej gdy była mowa o przyjemności, Kas potrafiła zapomnieć o wszystkim innym. Szybko odrzuciła temat o swych problemach i zaczęła się intensywnie wpatrywać w nagi tors Xan'a.
-
Ech, jakby to... - zastanowił się nad doborem słów. -
Muszę z żalem powiedzieć, że niestety brakuje ci jakiś co najmniej dwudziestu metrów. No i oczywiście jeszcze kolor, uwielbiam srebrnołuskie, z zewnątrz zimne jak lód a w przestworzach gorące jak wulkan, myślę że miałabyś też pewne trudności z utrzymaniem odpowiedniej harmonii ciał w powietrzu - Xan zapytał i wyszczerzył zęby w szczeniackim uśmiechu.
Wybuchnęła śmiechem. Po raz pierwszy od bardzo dawno coś ją tak szczerze rozbawiło.
-
Chyba w końcu będę mieć zwykłego... przyjaciela - uśmiechnęła się do niego w bardzo sympatyczny sposób. -
Dziwne uczucie, wiesz?
-
Wiem, jakby to powiedzieć, na lodowych pustyniach ciężko o przyjaciół, zwłaszcza jeśli się jest dość nietypowym, nawet jak na moją rasę. Poza tym większa szansa, że gdybyśmy się rozdzielili, to za kilkadziesiąt lat drugie jeszcze będzie żyło - powiedział smok całkiem poważnym głosem.
-
No i choć ty jeden nie planujesz jeszcze, jak mnie zabić - westchnęła. -
Normalnie czuję się tu zagrożona, już każdy znalazł sposób, jak się mnie pozbyć - skrzywiła się. -
Czemu mnie tak nie lubią?
-
Bo jesteś inna, a wszystko co inne wzbudza grozę. Nie mogą się pogodzić z tym, że ktoś ma dualną naturę, nie są pewni z kim rozmawiają, nie rozumieją cię i boją się, że możesz spróbować zabić ich pierwsza, a twoje dotychczasowe postępowanie wcale nie skłania do wyciągnięcia innych wniosków... - wyjaśnił jej spokojnie. -
Może mają zbyt krótką perspektywę na życie, zdaje się, że jesteś zaraz po mnie jeśli chodzi o wiek - dodał uśmiechając się lekko do zamyślonej kobiety.
-
Kiedy wszystko na około ciągle mnie denerwowało, to ciężko się w końcu nie wkurzyć - zmartwiła się lekko. -
Może i jestem... dość stara, ale czuję się ciągle na jakieś dwadzieścia pięć lat. W ogóle Sandra ciągle myśli, że tyle ma - uśmiechnęła się niczym mały łobuz.
-
Jak tak na ciebie spojrzeć to w sumie zmarszczek żadnych nie widać, a ludzie zawsze myślą, że mają tyle, na ile wyglądają. Właściwie to Sandra się nawet postarza nieco - dodał.
Zaśmiała się znowu, chyba komplementy dobrze na nią działały.
-
Tyle lat przeżyła, tyle pamięta, tyle sobie dała - wyjaśniła po chwili. -
A ty? Ile masz lat? W ogóle opowiedz mi coś o sobie, skoro mamy być przyjaciółmi.
Uśmiechnęła się do niego na zachętę. Chciała pokazać mu, że nie ma żadnych złych intencji i czuła, że zaraz smoka także będzie mieć w kieszeni. W nieco inny sposób zdobyła sobie jego 'względy', ale może to i lepiej. W końcu jakaś odmiana w życiu.
-
Przyjaciel - ostrożnie zważył w ustach to słowo, nigdy nie poznał do końca jego znaczenia, ale najwyraźniej ta podroż miała być nad wyraz pouczająca. -
To może być ciekawe. O sobie, och doprawdy nie ma w tym nic interesującego - uśmiechnął sie prawie że smutno. -
Wbrew pozorom jestem dosyć młody, przy trzech setkach przestałem liczyć, doszedłem do wniosku, że nie ma sensu, ale nie było to wcale tak dawno temu. Zawsze starałem się znaleźć jakieś lekarstwo na smoczy przerost szponów, jest to że tak powiem dosyć rzadka przypadłość. Wiesz, smocze szpony są z reguły dość długie - kiedy pokręciła przecząco głową wyciągnął przed siebie swoje długie szponiaste dłonie. -
Ale moje mogłyby uciąć smokowi głowę, to tak jakby kot mógł uciąć jednym zamachem łapy głowę drugiego kota podobnych rozmiarów. W tej postaci takie palce nie przeszkadzają, ale w smoczej jestem dosyć niezdarny gdy dochodzi do starcia. Co nie zmienia faktu, że to tak jak starcie człowieka, który walczy mieczem dwuręcznym z kimś, kto ma w rękach zwykły miecz i sztylet. Ten drugi ma szybkość i manewrowość, ten pierwszy zasięg i siłę ciosu. Co jeszcze chciałabyś wiedzieć? - Xan mówił spokojnym tonem, chociaż wspomnienia a raczej szara rzeczywistość nigdy nie wprawiały go w radosny nastrój.
-
Hmm... no nie wiem powiem ci szczerze, nie znam się na smokach. Na ludziach, elfach i demonach też nie - zaczęła chichotać pod nosem. -
Może ty chcesz coś wiedzieć o mnie? Tylko ostrzegam, że ja mówię tylko prawdę, więc uważaj, o co pytasz - powiedziała bardzo poważnie niemal ostrzegającym tonem.
Doskonale wiedziała, że są rzeczy, których nikt nie chciałby poznać na jej temat. Nie dziwiła się temu, nie miała też za złe innym, że woleli nie wiedzieć. Nigdy nie była grzeczna i spokojna...
-
Prawdy się nie boję, przynajmniej wiadomo co z nią zrobić, to kłamstw należy się obawiać. Prawda chociaż bywa bolesna, jest czymś, z czym się można zmierzyć. No ale dobrze. Na początek delikatnie, jaki masz cel w życiu, co lubisz robić? I w sumie ciężkie pytanie, czy jesteś drugą częścią tego ciała powstałą z powodu podwójnego pochodzenia, czy po prostu dołączyłaś się do niej, a jeśli to drugie to dlaczego? Wiem, że to ciężkie pytania, ale pozwolą zaoszczędzić wiele niejasności i cóż, jestem dość tolerancyjny.
Przypatrywał się jej łagodnym wzrokiem, który dodawał Kas nieco otuchy. Znów wkroczyli na nieprzyjemny grunt, wolałaby bardziej rozmawiać o jej ulubionym kolorze czy czymś w ten deseń, ale smok miał niestety rację.
-
Dobra, zacznijmy od początku. Myślę, że jestem, ponieważ to ciało zostało zrodzone z dwóch różnych... gatunków. Delikatność ludzkiej kobiety i agresja złego demona nie mogły tak po prostu być koło siebie. Dlatego jest nas dwie. Ale z drugiej strony mogę być jedynie jej własnym tworem. Taką reakcją obronną na różne złe rzeczy, które się działy w jej życiu... No wiesz, miała jakieś trzy lata, gdy zamknęli ją w małej ciasnej klatce i trzymali tak kilka miesięcy. Zabili rodziców i ją chcieli po prostu zagłodzić, gdyż obawiali się jej. Wtedy też się pojawiłam. Tak więc Sandra pamięta tylko kilka dni z tego długiego okresu, przez resztę byłam ja, by ją chronić w pewien sposób - wzięła głębszy wdech. -
Zawsze się pojawiam, kiedy ona się boi i nie radzi z czymś. No i kiedy się strasznie złości, bo to dodaje mi energii i mocy - zaśmiała się. -
Cel w życiu jest prosty, chcę przeżyć... i... - zawahała się na krótką chwilę. -
Chciałabym też poznać imię mego ojca i dowiedzieć się, czy ci ludzie go unicestwili czy tylko 'odesłali'. Bo mam wiele pytań do niego, chyba rozumiesz? - zapytała z dziwnym smutkiem w głosie.
-
Możliwe że nie do końca, ale próbuję to ogarnąć. Przy nas mogłabyś mieć pewne kłopoty z zadawaniem mu pytań... że tak powiem... tego ostatniego chyba też o nic nie pytałaś za bardzo - zauważył. -
Hmm, jeśli jesteś tylko tak jakby drugim ego Sandry, wybacz że tak to nazwę, to mogą być problemy z urodzeniem Sandry. Miałem nadzieję, ze jesteście dwoma osobnymi bytami, a zdaje się że jesteście dwoma połówkami tego samego jajka. Przeżycie to całkiem niezły cel wżyciu, całkowicie go popieram, chociaż wygodne życie wcale mnie nigdy nie odstręczało - powiedział szczerząc kły w łobuzerskim uśmiechu.
-
Myślę, że raczej uważasz, że jako jej alter ego nie mam prawa jej 'wyrzucić'? Ale zrozum, ona nie wie, kim jest, jaką ma moc i znam ją na tyle dobrze by wiedzieć, że taka wiedza tylko jej zaszkodzi. Nie rozumie i nie chce rozumieć. Nie wie i nie chce wiedzieć. Dlatego byłam taka zła, że jej powiedziałeś. Jakby się poczuła, gdyby ktoś wyjawił, że nasza matka zginęła przez nią? Przez to że była z potworem i urodziła potwora? Nie - Kasandra tak szybko potrząsnęła przecząco głową, że mokre włosy oblepiły jej policzek. -
Ona by wolała być zwykłym człowiekiem, jestem tego pewna. A ja? Nie, ja chcę moc i ciało, które mam teraz - zmarszczyła lekko brwi, ale szybko się rozpogodziła.
Starała się panować nad sobą i emocjami, nie chciała się złościć ani być niemiłą. Wzięła kilka głębszych wdechów. Ku jej zaskoczeniu odkryła, że zaczyna smoka lubić i ufać mu. Chyba po raz pierwszy w swoim życiu... Szybko się jednak 'postawiła' do pionu, wolała być ostrożniejszą. Wszak zawsze to mogła być jakaś jego sztuczka, ustalony plan, by tylko Kas opuściła gardę. I wtedy reszta drużyny mogłaby w nią uderzyć... Kobieta drgnęła zaniepokojona lekko.
-
Nie - zaprzeczył spokojnie. -
Chodziło mi o to, że nie wiem, czy uda sie oddzielić dwie części jednego ego, jednej osoby. Gdybyś była innym bytem nie ma sprawy, ale chodzi o to, że jesteście jednym. Jeśli obie będą całe to mało mnie tak naprawdę obchodzi która urodzi którą. To wasza wręcz bardzo osobista sprawa. Gdybym wiedział to wszystko wcześniej to nic bym jej nie mówił, ale z mojego wcześniejszego punktu widzenia wydawało się to naturalnym wyjściem. Myślałem, ze jesteś jakimś bytem, który się wprosił do Sandry, a wychodzi na to, że jesteś po prostu jej ciut bardziej wkurzoną stroną - wyjaśnił jakby przepraszającym tonem i Kasandra nieco się rozluźniła. -
Co cię aż tak ciągnie do mocy? - zapytał zmieniając temat, za co była mu wdzięczna.
-
Może moja demoniczna natura? - odpowiedziała pytaniem. -
Nie wiem, to po prostu jest we mnie, siedzi bardzo głęboko - wzięła głębszy wdech. -
Być najlepszą, zabijać, rozlewać krew, niszczyć... - wzruszyła ramionami. -
Staram się to chociaż robić z tymi, co uchodzą za 'złych' i z demonami, które za bardzo mieszają w tym świecie. A co do mego ojca, to jestem ciekawa, co go skłoniło do wiązania się z ludzką kobietą. Wiem, że kiedyś atakował wioskę, w której urodziła się Sandra. I że ludzie wysłali jej matkę na zasadzie ofiary czy czegoś, żeby zostawił ich w spokoju. Ale on nic kobiecie nie zrobił, zaopiekował się nią. Wydaje mi się to co najmniej dziwne, może nie był takim złym demonem? Może ja też nie jestem? Bo tak jak Sandra jest bardzo ludzka, tak ja bardzo nie jestem - skrzywiła się i rozłożyła ręce w geście bezradności. -
A bardzo się staram, choćby teraz, być bardziej... 'do zniesienia' dla was.
Zwiesiła nieco głowę czując się pokonaną i osłabioną. Jej wola kruszała.
-
Udaje ci się - przyznał kiwając głową. -
Właściwie to z racji samego twojego pochodzenia powinienem cię zabić, ale nic dobrego by z tego nie przyszło, ani dla mnie, ani dla ciebie, ani dla świata. Zawsze miło zobaczyć kilka demonów mniej. No cóż, ludzie bywają naprawdę czasami gorsi od demonów, one przynajmniej zostały stworzone do niszczenia, coś w rodzaju antytezy inteligentnych smoków, a ludzie? - zapytał jakby bardziej sam siebie. -
Ludzie są w drodze pomiędzy, ale mają możliwości przekroczenia naszych granic, potrafią być bardziej święci niż bogowie, a z drugiej strony nigdzie nie znajdzie się tak perfidnie okrutnego, złego i bezdusznego demona jak potrafi być właśnie człowiek. To staranie się bycia ludzką może nie być dobrym pomysłem, po prostu staraj sie opanować i być ciut mniej agresywną. Wiem, że czerpiesz z tego moc, ale pomyśl o tym jako o rozwijaniu swoich horyzontów - mrugnął swoim srebrnym okiem do Kasandry. -
Co powiesz na poznanie odrobiny białej magii? Chociaż nie wiem jakby to na ciebie podziałało... - zastanowił się. -
Nie, to chyba zły pomysł, pewnie tak samo jak mnie próby używania czarnej doprowadziłyby co najwyżej do mdłości i nic więcej.
Machnęła ręką.
-
Biała Magia nie może mi zaszkodzić, ale to, czym włada Sandra... tak. Mówię o Szamanizmie, ale tym do walki z demonami. Pamiętasz tamto miasto? Miało taki pentagram i pieczęć, aż mi niedobrze tam było. Ale na szczęście w połowie jestem człowiekiem, więc takie rzeczy za bardzo mnie nie ruszają, mogą jedynie osłabić, gdy w przypadku demona, po prostu go zabić. Czarna Magia nie jest zła, serio - wyszczerzyła zęby w pokaźnym uśmiechu zastanawiając się, czemu zdradza Xan'owi swoje słabe punkty, tyle na swój temat i odsłania się przed nim. -
W każdym razie dla mnie jest to jakoś bardziej naturalne... - dodała.
-
Hmm... właściwie szamanizm też jest moją mocniejszą stroną, ale raczej nie próbowałaby się sama zabić? - zapytał po chwili zastanowienia.
-
Raczej nie - zaśmiała się zdziwiona lekko takim niemądrym wnioskiem i pytaniem. -
Ale teraz mi wybacz, do rozmowy z chęcią wrócę. Dawno nie miałam okazji rozmawiać z kimś płci przeciwnej, zazwyczaj... no dobra, zawsze, kończyło się to na łóżku. Muszę już uciekać, Mag na mnie czeka - puściła do smoka oczko. -
Wcześniej jeszcze muszę zajrzeć do mera - zaśmiała się. -
Obowiązki wzywają - cmoknęła go delikatnie w policzek, tak po przyjacielsku.
-
Miłych prób zachodzenia w ciążę - powiedział z nieodgadnionym uśmiechem.
-
Oj, były i będą miłe - posłała mu iście demoniczny i bardzo nieprzyzwoity uśmiech. -
Przyjemność, to też dobry cel w życiu - mrugnęła do niego i wyszła.
Szybko zawróciła do kajuty, gdzie zostawiła mera. Weszła najciszej jak tylko mogła, ale na szczęście go nie zbudziła. Słońce stało już dość wysoko nad horyzontem licząc ile ma jeszcze czasu położyła się obok niego. Miękkie łóżko i jego przyjemny zapach podziałały na nią dziwnie. Poczuła się odprężona i bezpieczna, zasnęła, choć sypiała zaledwie po kilka godzin w tygodniu...
-
Kas, Aquide! - Wrzasnął Xan mając nadzieję na wywabienie ich z kabin, lub kabiny.
Krzyk smoka zbudził ją z mocnego snu i zaskoczona odkryła, że jest już sama. Szybko zerknęła na okno, spała dość długo, była już spóźniona do Maga!
Błyskawicznie wyskoczyła z łóżka wpadając na szkło z rozbitej szklanki i pośpiesznie zaczęła się ubierać w swój strój. Jej delikatna skóra nie została skaleczona, potrzeba by było sztyletu Ren'a, by wyrządzić Kasandrze krzywdę. Kobieta ogarnęła się, przemyła twarz wodą z miski i wybiegła na pokład.
Poranna bryza osuszyła ją i rozwiała ciemne włosy Kas. Widząc drugi statek mocno się zdziwiła i posłała pytające spojrzenie... smokowi. Było jej nieco wstyd, że nie dotarła na czas do Maga, więc unikała jego spojrzenia. Mer zajęty był rozmową i nie chciała mu przeszkadzać.
Uff... Komp mi raz padł i sporą część tekstu straciłam, teraz pisałam to bite trzy i pół godziny, ale w końcu jest... Skończyłam
Jutro wolne, to mogę sobie pozwolić... Wybaczcie, jeśli znajdą się jakieś błędy, ale już nie mam siły tego czytać i sprawdzać.
Branoc, ferajno.