[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Smok leżał w kawałkach rozwalony po dużym terenie. Radość zapanowała w sercach wojskowych i cywili. Nie na długo. Sandra zaczęła się jąkać. Inni spojrzeli na nią. Była blada. Wyglądała na przerażoną.
-Tsu tsu...tsu...tsu...tsu... -Powtarzała jakis czas. Tsu? Co to może znaczyć? W języku elfów, to słowo znaczyło "chodnik". Renevan zastanawiał sie przez chwilę o co chodziło z tym chodnikiem. W końcu z sastanowienia wyrwał go wrzask obiektu adoracji. -TSUNAMI!!!!!! - Po tym wrzasku Sandra opadła Renevanowi w ramiona. Zemdlała... znowu... a jej na pół odkryty biust spoczął na jego piersi. Poczuł sie fenomenalnie, jednak... odwrócił głowę.... TSUNAMI!!!! gigantyczna fala pędziła wprost na nich. Wybuch statku poruszył morzem. Wysoka na ponad 50 metrów fala szybko zmierzała w stronę portu. Nie było ratunku. Fala pochłonęła wszystko. Wilgoć, słona woda, ciemność. Drużyna obudziła się na statku. Byli daleko od lądu. Nawet Renewan z trudnością dostrzegał jego zarysy. Snadra obudziwszy się, poczuła że pod ręką ma lunetę. Spojrzała przez nią. Z mieszanymi uczuciami oddała lunetę Aquide. Spoglądając przez nią, ujrzał port. Całkowicie zniszczony. Ludzie którzy przeżyli właśnie zbierali się po katastrofie. na statku walały się owoce i paczuszki z solonym i zasuszonym mięsem. Widać był to statek zaopatrzeniowy. Nie mogli wrócić. teraz już by sie nie wykręcili. Każdy widział Zaphirela i jego piorun. Za coś takiego, cała paczka poszłaby na stryczek.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Zdjął przemoczoną koszulę, nie bardzo wiedział jakim cudem uniknęli zatopienia, ale najwyraźniej mieli szczeście. Przebiegł wzrokiem po pokładzie, mieli wielkie szczęście, chyba wszyscy byli na pokładzie i w odatku mieli zaopatrzenie. Z relacji Sandry wynikało że nie mieli do czego wracać. No cóż mogli to potraktować jako pomyślne zrzadzenie losu.
-No to chyba pierwsi dowiemy się co ciekawego jest na tamtym kontynencie. Mogę skombinować odpowiedni wiatr, ale.. czy ktos umie tym pływać?
Rozejrzał się za ewentualnymi członkami załogi ale chba wszyscy uciekli za wczasu. Poszedł pozwiedzać statek, przejrzeć zawartość ładowni i sprawdzić co też kapitan zostawił w pośpiechu. Chyba się nanich nie obrazi. Pewnie myślał ze jego statek jest już dawno na dnie, niemniej jednak dobrze byłoby mu to jakoś zrekompensować. Z drugiej strony od dzisiaj miał awersje do kapitanów i włascicieli statków. Póki co trzeba było jednak przejrzeć statek i sprawdzić na czym stoją.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aine

Usiadła bezpośrednio na pokładzie z niewyraźną miną. Nie miała już nawet siły kląć pod nosem. Zabicie smoka przez maga było piorunującym widokiem. Wybuch po prostu rzucił wszystkim i wszystkimi... Poprawiła obręcz na czole i rozejrzała się wokół. Uwaga o zniszczeniu portu podziałała na nią jak rozpalona do czerwoności sztaba żelaza przytknięta do policzka. Smok był od niej w lepszym nastroju.
- Ja nie umiem tym kierować... Jeśli jest tu gdzieś takie duże kółko... Ster chyba, to może ktoś inny coś na to poradzi... Ja nie - bąknęła nieco naburmuszona niezbyt korzystnym obrotem spraw... Na morzu czuła się średnio, a świadomość, że cała ich potyczka doprowadziła do nieszczęścia osób nie związanych ze sprawą nie poprawiała jej nastroju...
- No chyba nie mamy wyboru... Zostaliśmy przymusowymi badaczami nowych lądów. Nawet gdyby mieszkańcy miasta mieli nas nie powywieszać podejrzewam, że i tak nie mielibyśmy dokąd wrócić... I jak dobić do brzegu - bąknęła. Wypracowany spokój sprawiał, że głos dziewczyny w tej sytuacji choć wskazywal na niezaowolenie, nabrał flegmatycznego wyrazu...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

-Skutki uboczne... cóż...- westchnął. Spojrzał w stronę lądu. -Hmm...- spojrzał na Renevana. -Cóż, chociaż jedna osoba miała z tego jakiś pożytek- syknął i przeszedł się po statku. Sytuacja go lekko zniesmaczyła. Wrócił na dziób okrętu i zakręcił kołem sterowniczym. -Ster chyba w porządku, spróbuje sprawdzić liny żaglowe- westchnął i poszedł sprawdzić sznury trzymające żagle. Koło sterownicze to ćwierć mocy sterującej statkiem... Jeśli tamta chłopczyca zajmie się sterem, to on załatwi sprawę prawej sekcji żagli.

Krótko, bo mózg mi się lasuje
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Kaczor
Marynarz
Marynarz
Posty: 380
Rejestracja: sobota, 18 listopada 2006, 16:52

Post autor: Kaczor »

Renevan


Elf ignorowal wiekszosc druzyny. Przez jego glowe przewinela sie mysl. Sa sami, na morzu, nie moga wrocic na jedyny lad jaki jest im znany. Niedobrze. Bardzo niedobrze. Zastanowil sie chwile. Jego wzrok, polaczony z luneta.....-Aquide! Daj te rure!-krzyknal mer. Otrzymawszy ja(o ile uzdrowiciel ja faktycznie podal) zwinnie wdrapal sie na bocianie gniazdo, jesli takowe bylo. Jesli nie, to wlazl najwyzej jak sie dalo. Gdy to juz zrobil, zaczal opisywac co widzi wszystkim, donoscie tonem bardzo bardzo ponurym. Chyba ze cos wesolego zobaczyl ale na to nie liczyl...
Po obserwacji jesli nic ciekawego nie wypatrzyl, poszedl zobaczyc jak czuje sie Sandra. Podchodzi do pieknej dziewczyny bezszelestnie, niczym cien i patrzy na nia tak by tego nie zauwazyla. Stoi tak i obserwuje, napawajac sie jej pieknem, poki ta sie nie zorientuje ze mer tam jest.
"Yet another beautiful moonlit night."-Alucard :D
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Sandra/Kasandra EDIT Renevan zwany Misiem-Tulisiem

Czuła się przybita tym wszystkim, spoglądała w stronę brzegu zastanawiając się, czy ci ludzie im to kiedykolwiek wybaczą. Tyle strat, tyle niewinnych istot pochłoniętych przez walkę i żywioł. Czy miasto kiedykolwiek się podniesie po tym ciosie? Zadrżała lekko.
Było jej zimno, bardzo zimno. Mokra bielizna przylepiła się do ciała kobiety, na białej skórze pojawiła się gęsia skórka. Kapiące morską wodą włosy zakryły plecy, Sandra drżała z zimna. Objęła się ramionami starając się jakoś ogrzać, niestety jej skóra była tak chłodna, iż próżne to były wysiłki. Westchnęła i stanęła na słońcu, by nieco się wysuszyć. Nie zauważyła, iż mer bacznie się jej przygląda, w ogóle jej myśli zostały czymś pochłonięte.
Gdzie powinni się teraz udać? Czy zdołają dobić do brzegu? Westchnęła ponownie zrozpaczona myślą, że znajduje się tak daleko od domu. Bo choć Nyssy już z nią nie było, to miejsce nadal nazywała swym domem i nie chciała go nigdy opuszczać. Kolejne ciężkie westchnięcie wydobyło się z piersi zmarzniętej Sandry, oparła się o balustradę i spoglądała na fale. Choć statek kołysał się niemiłosiernie na boki, ona czuła się dobrze, nawet zaczynało jej się to podobać. Jakoś kołysanie działało kojąco na nerwy i złe samopoczucie kobiety. Może ta podróż nie będzie taka zła? Przecież kiedyś i tak wrócą...
Ren długo ze sobą walczył. Znaczy... tak mu się zdawało. Mogła być to godzina, mogła sekunda. Widok kobiety, mokrej, zmarzniętej oraz nieprawdopodobnie seksownej dziwnie nań działał. Walka polegała na czym innym. Nigdy wcześniej tak nie zrobił. Teraz czuł, że musi. Podszedł dalej bezszelestnie do Sandry, po czym okrył ją swym płaszczem, a następnie po niemożliwie długiej chwili wahania - przytulił ciepło.
Drgnęła zaskoczona i odwróciła się do niego robiąc ogromne oczy ze zdziwienia. Nie spodziewała się tak miłego gestu z czyjejś strony i zachowanie elfa jedynie utwierdziło ją w przekonaniu, że jest jej prawdziwym przyjacielem. Zwrócił na nią uwagę, zatroszczył, by było Sandrze w końcu ciepło. Spuściła skromnie oczy i przez chwilę stała zawstydzona nie wiedząc co zrobić lub powiedzieć. W końcu spojrzała na niego i uśmiechnęła się.
- Dziękuję, to bardzo miłe z twojej strony - powiedziała cichutko i na jej policzkach pojawił się słaby rumieniec. - Kochany jesteś...
Stanęła na palcach i cmoknęła go w policzek. Pierwszy raz od wielu wielu lat, sławny jak świat szeroki Ren nie wiedział co powiedzieć. Uśmiechnął się tylko lekko zażenowany. Znaczy - zażenowany był bardzo, ale nie dał tego po sobie poznać. Po chwili zdobył się na krótkie:
- Nie ma za co - po czym milczał stojąc przy niej i patrząc w morze.
Kobieta skorzystała z okazji, wtuliła się w niego nieco i westchnęła sobie, tym razem nie tak ciężko, raczej w ten szczęśliwy i zadowolony sposób. Po chwili cicho ziewnęła. Trudny miała za sobą dzień i oczy same zaczęły jej się kleić i zamykać. A przecież jeszcze miała przed sobą rozmowę z Aquide i smokiem. Cokolwiek by jej nie powiedzieli, teraz nic nie było w stanie zepsuć tej chwili szczęście i zadowolenia, którą po cichu przeżywała. Było kobiecie tak dobrze i spokojnie, że mogłaby tak stać całe wieki. Dobrze, że elfy długo żyły, mieli więc z merem jeszcze dużo czasu na przytulanie.
Kiedy ona rozmyślała, ośmielony troszkę reakcją dziewczyny, przytulił ją mocniej do siebie. Elf dawno nie miał kontaktu z kobietą. A nigdy do żadnej nie czuł czegoś tak niesamowitego. W ustach czuł smak soli. Oczy szczypały go od tegoż minerału. Ale w towarzystwie Sandry świat był przyjaźniejszy, milszy dla elfa. Przestał martwić sie ich sytuację. Było morze, Sandra, i sól w ustach. Kto w ogóle powiedział, że te pieprz*ne morza muszą być słone?!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aine

Jej "średnie samopoczucie" wygrało z usilnymi próbami zachowania spokoju i opanowania. Pobladła, a chwilę później pozielenieła na twarzy. Zebrała się ostrożnie z pokładu. Byle z daleka od steru... Daleko od steru... Balustrada... Oparła się o nią dłońmi, spuściła głowę między wyciągniętymi ramionami i zapatrzyła w fale starając się nie myśleć o kołysaniu. Było to trudne. Jedyna zaleta tego stany rzeczy, to fakt, że przastała mieć te koszmarne wyrzuty sumienia, że dokonali takich zniszczeń w mieście. Ale ta podróż to nie będzie dla niej przyjemna wycieczka krajoznawcza tylko co najmniej morska męka... Teraz morze było spokojne, ale co będzie, gdy pojawi się sztorm? A jak znała swoje życie to ten pojawi się na pewno... Takiego miała zawsze pecha, że gdy już coś się zaczynało dziać to na tyle porządnie, że zaczynało boleć. Tak było wtedy, za pierwszym razem, gdy naraziła się swojej mentorce... W sumie, to gdyby nie tamten niewinny żart, pewnie teraz nie byłoby jej na tym statku, tylko dalej włóczyłaby się ze swoją bandą po gościńcach... A tak to i trochę sztuk tajemnych liznęła, poprawiła swe zdolności szermiercze, zwiedziła kawałek świata, wpadła na tę szaloną grupę i wylądowała na statku... A teraz poznała jeszcze co to jest choroba morska. Nie ma co... Ciekawie...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Xan dokonał ciekawych znalezisk. na statku nie brakowało pożywienia. Było tam mnóstwo mięsiwa, sucharów oraz chleba "jeszcze" świeżego, dużo rumu, jabłek i czegoś o nazwie "Ilinońska brandy". Nie pachniało to alkoholem. Miało w sobie za to sporo magii. Wyglądało na to, że gdyby nie wyrzuty sumienia, czekałaby ich świetna zabawa i impreza na pokładzie. Statek trochę bujał, lecz morze było teraz spokojne. Żagle, odrobine podniszczone i ułamany kawałek steru, nie wykazywał raczej tendencji do stwarzania problemów. Widać, bogowie widząc ich mękę i pecha, obdarzyli ich przynajmniej szczęśliwą podróżą. Wokół statku, pływało jeszcze trochę beczek z rumem.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Zaphirel:

-Wiec kto tym cholerstwem pokieruje?- zapytał. -jeśli mam to być ja to potrzebuje dwóch ludzi od lin- mruknął niechętnie. Na rum nie zwrócił uwagi. -Aquide, przydaj się na coś, Renevan, czy Xan, ruszcie się!- warczał, idąc w stronę steru. Kiepski humor przeszedł w zgorzkniałość. Myśli wpierw orbitowały wokół ewentualnego ataku ze strony macochy natury, a potem przeszły wokół chęci zjedzenia czegoś... zaraz.... Mężczyzna kopnął w górę jeden z owoców walających się po pokładzie. Przetarł powierzchnię rękawem i ugryzł. Pogryzając jabłko dalej powrócił do "drogi na mostek". Drogi, którą pragnął przedłużyć na tyle, by reszta zdołała dorwać się do lin.
Nie sądził, ze odżyje dnia, w którym będzie musiał być cholernym kapitanem. dotarł do mostka. Znalazł koło steru czapkę kapitańską. Przebił ja na wylot rapierem i cisnął na bok, po czym położył ręce na kole sterowniczym. Obrócił. Był opór. Ster się widać nie złamał. (chyba że MG uważa inaczej ^^)
-Mam naśladować głos durnego pirata, żebyście się raczyli ruszyć?- mruknął. Sytuacja zaczynała mu wpływać na nerwy.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Długo nie bede odpisywał, więc prosze was, aby ten czas był wykorzystany na zgranie zespołu. Niech postaci sie poznają. Macie jedenie, rum, wieć zróbcie imprezę. Gadajcie między sobą, róbcie co chcecie.. Możecie sami ustalać zniszczenia i wygląd statku. Tylko jedno. jest 5 kajut i macie duuużo prowiantu. No.bawcie się dobrze. Odpiszę za 4 tygodnie. Mam nadzieję że wasze posty będę czytał jakieś 2 dni.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Post Zbiorowy :)

Mag zaczął kręcić się po statku i coś wykrzykiwać, ale jakoś nikt specjalnie nie zwrócił na niego uwagi. Mer i Sandra byli zajęci sobą, Xan nad czymś rozmyślał, Aquide lustrował otoczenie przez lunetę, Aine chorowała...
- Sandro co dokładnie chciałabyś wiedzieć? - zapytał w końcu smok przerywając dwojgu miłą, intymną atmosferę.
- Tylko co się działo, kiedy byłam nieprzytomna - powiedziała wzruszając lekko ramionami i chowając twarz w objęciach mera.
Xan westchnął i wziął głębszy wdech.
- Zaczynając od początku... probowałaś zabić Aquide, potem Cię trochę uspokoiliśmy, niestety dotarliśmy do miasta i zaczęły się problemy z piratami i tym latającym bezmózgowiem. Nie namyślając się długo rzuciłaś się na przód siekąc dookoła swymi mieczami, właściwie to Aquide pożyczył Ci swój miecz zaklinając go dodatkowo, więc przebiłaś się do jaszczura, nie poszło Ci zabicie potwora, więc musiałaś uciekać, ja w tym czasie odciągnąłem go od miasta i posadziłem na tamtym statku, cóż przynajmniej tsunami nie było do końca naszą winą. Ogniopluj na statku z amunicja to samobójstwo, oni przywieźli statek i tamto latające coś, więc tak jakby popełnili samobójstwo, niestety przy okazji jak widać zmietli sporo miasta. Sandro... masz po prostu rozdwojenie jaźni... w dobrym wypadku - zakończył uśmiechając się nieznacznie.
- Bzdura, to niemożliwe - odpowiedziała na jego 'zarzut' drżącym głosem.
- Możliwe - dopowiedziała chwilę później w ten swój metaliczny sposób. - Głupia i naiwna z ciebie dziewczyna! - prychnęła Kasandra i zamilkła zostawiając znów Sandrę.
Kobieta stała przez chwilę zszokowana i nie wiedziała co powiedzieć. Zbladła na twarzy i kurczowo uchwyciła się ramion Renevan'a.
- No tak, to teraz już wiesz co sie z Tobą dzieje, ale czy jesteś przez to choć trochę mądrzejsza lub czy Ci to jakoś pomogło? Z drugiej strony jeśli jesteśmy świadomi problemu zawsze możemy spróbować go rozwiązać. Kasandra nie zna myśli Sandry, a Sandra Kasandry, ale najwyraźniej ta druga dominuje, więc może poznała Cię już nieco, więc myśl.. nieliniowo.
- Kto powiedział, że nie znam jej myśli? - spytała Kasandra. - To, że ona nie jest świadoma, nie oznacza, że ja także. Znam całe jej życie, myśli, sny, pragnienia, nawet magię, którą włada. Ona za to o mnie nie wie... nic - dokończyła uśmiechając się złowieszczo. - I co teraz? - spytała niewinnie wachlując rzęsami. - Teraz chyba powinnam cię zabić, bo jak już wspominałam, Sandra miała nie wiedzieć - dopowiedziała beztrosko.
Xan przystawił Kasandrze miecz do gardła naciskając lekko na skórę.
- Może zdążysz zareagować może nie... ale jakby to powiedzieć... dziewczyna nie wie, wie kobieta. Niech przynajmniej będzie świadoma tego, że dzieli się z czymś ciałem.
- Z... czymś? - spytała niezadowolona i przybliżyła się naciskając swoją szyją na ostrze. Widać nie robiło to na niej większego wrażenia.
- Każdy jest czymś, jesteś pewna, że jesteś człowiekiem, jeśli nie w takim wypadku jesteś dla niej czymś, ja też jestem dla Sandry czymś, Bogowie są czymś, demony są czymś, wyraz ktoś zazwyczaj rezerwujemy dla członków własnego gatunku, nie zauważyłaś nigdy tej zależności?
Kasandra nie odpowiedziała od razu, poczuła lekkie pieczenie i szczypanie. Po chwili przymknęła jedno oko i cicho syknęła z bólu, ostrze nacięło skórę i popłynęła stróżka... czarnej jak smoła krwi. To był pierwszy raz w jej życiu, gdy komuś udało się ją zranić w taki sposób. Nie spodobało się to Kasandrze, ten smok ze swym nowym mieczem byli dla niej zagrożeniem. Trzeba zacząć być miłą...
- Czy świadomość może być czymś? Raczej ciało, w którym zamieszkuje. To was powinno bardziej interesować, czyż nie? - mruknęła i odsunęła się od ostrza odpychając jednocześnie Renevan'a od siebie.
- Świadomość musi być połączona z ciałem, eteryczne i astralne byty też zazwyczaj nazywamy czymś. Przejdźmy jednak do rzeczy, musimy się zabijać i przy okazji wszystkich tutaj dookoła?
- To było pytanie czy stwierdzenie? - zapytała figlarnie.
- Raczej pytanie - odparł. Dochodził powoli do wniosku, że Kasandra niemal tak samo jak walkę lubi gierki słowne i silne emocje parujące z otaczających ją istot.
- Heh - westchnęła robiąc smutną minkę. - Popsuliście mi ponad dwieście lat dobrej zabawy i pewnie będę się jeszcze musiała ze wszystkiego tłumaczyć, tak? Nie, nie lubię was. Nie, nie musimy się zabijać. A szkoda, smocza krew jest tak samo dobra, jak każda inna - wzruszyła ramionami, jakby zabijanie różnych istot rzeczywiście nie robiło jej dużej różnicy.
Kas zdjęła płaszcz, którym okrył ją Renevan i podała merowi. Nie wyglądała, by było jej zimno. Odwróciła głowę i spojrzenie na morze i stała tak dłuższy czas zamyślona.
- Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los kiedyś przyjdzie stracić - Smok zanucił pod nosem. - Zawsze możecie się spróbować dogadać albo pójść na jakiś układ, poza tym zauważ, że wprowadziłem tak jakby nowy fascynujący element komplikacji do Twojej... zabawy - opuścił nieco miecz, ale ciągle był gotowy żeby go użyć.
Westchnęła zrezygnowana i spojrzała się na Xan'a całkowicie zniechęcona do dalszej rozmowy. Rana na krtani zaczęła dymić na czarno i zasklepiać się w błyskawicznym tempie, po kilku sekundach nie było śladu po skaleczeniu.
- Zawsze pojawia się ktoś, kto wszystko komplikuje. Aquide, Renevan, ty... - stwierdziła i odwróciła się do smoka plecami.
Pochyliła się nieco spoglądając na wodę i jakby się zastanawiała, czy nie opuścić ich teraz. Oparła ręce na balustradzie i wyprostowała ramiona. Doskonale pływała, poza tym zimno wody nie robiło na niej wrażenia i tym bardziej nie mogło jej zaszkodzić. Do brzegu chyba nie było tak daleko?
- No tylko nie skacz, możesz nam zawsze powiedzieć też swoją historię, więcej w sumie wiemy o Sandrze niż Tobie. Poza tym masz rację, zawsze się znajdzie ktoś, kto wszystko skomplikuje, ale życie to sztuka kompromisów, do niektórych jesteśmy zmuszani, ale bywa to nawet przydatne, nigdy nie wiesz co przyniesie przyszłość.
Było mu nieco żal Kasandry, ale pomysł żeby Sandra nic nie wiedziała był niemalże odrażający, choć chyba częściowo rozumiał tok rozumowania jej alter ego.
Słowa Xan'a rozdrażniły kobietę, cicho warknęła, a odgłos ten przypominał bardziej dźwięk upadających szpilek na szklaną powierzchnię. Zaczynała mieć dość tej sytuacji, z jednej strony Aquide mogący zabić ją jednym gestem, z drugiej ten przeklęty smok ze swym cholernym mieczem, którym bez problemu mógłby ją przebić i uśmiercić na miejscu. Kiedy to te istoty stały się tak potężne? Czyżby przez te ponad dwieście lat coś jej umknęło? A może to ona była coraz słabsza?
- Wydaje mi się, że nie jest to dobry pomysł, by opowiadać o tym, czego nie wiecie na NASZ temat - stwierdziła odwracając się do smoka, jej oczy wręcz kipiały złością. - Ja to robię tylko dla jej własnego dobra! - prychnęła krzyżując ramiona tuż pod piersiami.
- Hmm rozumiem, że wasze losy są dość mocno splecione. Tylko co jest dobrego dla niej w tym, że utrzymujesz ją w nieświadomości? Jeśli nie chcesz opowiadać to nie mów. Wasza sprawa. Powiedz mi tylko jedną rzecz, która z was była pierwsza.. w tym ciele?
- Ona - odparła powoli i bardzo niechętnie. Westchnęła i chciała coś dodać, gdy nagle zamarła w bezruchu.
- Chcę wiedzieć - powiedziała cicho Sandra. - Wszystko.
Spojrzała się na swoje ręce, później na elfa, smoka i uzdrowiciela.
- Udaje, że jej nie ma, ale wyciągnę to z niej w końcu - stwierdziła dziewczyna uśmiechając się niepewnie, wyglądało to jak dobra mina do złej gry. - Przepraszam was wszystkich za jej zachowanie... Nie miałam pojęcia... - powiedziała cicho i spuściła głowę zawstydzona. Westchnęła ciężko.
- Obyście się tylko nawzajem nie zniszczyły. Cóż chyba mam jeszcze jednego śmiertelnego wroga i niewinną osóbkę w jednym ciele. Spróbuję to jakoś przeżyć. Teraz zaś, skoro już wiesz to czego wiedzieć nie powinnaś... pójdę poszperać po statku.
Tymi oto słowami Xan odwrócił się i odszedł. Sandra została sama z merem i Aquide, który stał niedaleko przysłuchując się całej rozmowie. Kobieta spojrzała się niepewnie na obu mężczyzn, nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić.
- Chyba pójdę wybrać sobie jakąś kajutę - stwierdziła po chwili i rzuciła elfowi ciepłe spojrzenie, jakby w jej słowach zawarta była jeszcze jakaś dwuznaczna propozycja lub sugestia.
Tymczasem Kasandra siedziała cicho analizując wszystkie swoje posunięcia, starała się odnaleźć ten błąd, który wkopał ją w to całe gówno. Układała też sobie plan, by ta wyprawa nie była taka miła i wesoła dla wszystkich. Cóż, ona na pewno nie chciała się nudzić!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Zaphirel i Aine

Mężczyzna rozglądnął się. Machnął ręką.
*Zajęli się sobą...* pomyślał i ruszył w stronę rufy. Wziął po drodze z posadzki butelkę trunku. Przyglądnął się, odkorkował i spróbował. Wódka. I to mocna. Stwierdził, ze nie ruszy jej więcej, mimo że odpędził początki choroby morskiej. Zaphirel miał wstręt do alkoholu, wstręt do imprez, wstręt do...
Zatrzymał się, gdy doszło do niego cos, co było tak oczywiste do długiego już czasu. Wstręt do wszystkiego.
Zgorzkniało mu się w ostatnich latach. Nie miał dla kogo być uprzejmy... nie zależało mu na wrażeniu, jakie budził, na relacjach z innymi. Może dlatego został czarnym magiem? Nie... Został czarnym magiem, gdy jeszcze był młody. Może to magnetyzm przyszłości? Może był to wybór, który wykonał, czując nadchodzące zdarzenia... nadchodzące lata i dziesięciolecia... a może był to po prostu wybryk, których w jego młodości było pełno i...
Myśl urwała się. Może i lepiej. Mag doszedł już na dziób i stanął tuż za plecami opartej na balustradzie Aine. Tylko idiota nie zauważyłby, że ma kłopoty z chorobą morską. Cała jej postawa wskazywała na ogólne "kiepskie wrażenia".
Zaphirel wzdychając ciężko podszedł do Aine z butelką wódki w prawej dłoni. W ustach dalej miał ten cholerny smak... Spojrzał na dziewczynę. Położył jej dłoń na łopatce.
- Kłopoty z żołądkiem i przyległościami, co? - zapytał. Dziewczyna podniosła na niego spojrzenie apatycznych oczu. Był to jedyny widoczny teraz objaw jej choroby morskiej. Starała się do tego stopnia zachować panowanie nad sobą, że nie pozwoliła sobie na to by jej organizm wyrzucił teraz z siebie swoje troski...
Zaphirel skrzywił się lekko. Podał jej butelkę.
- Napij się. Podziała w tą, lub w inną stronę, a z tego co widzę oni tam się bawią, wiec byłoby żal gdybyś to przegapiła, co? - mag nie był w stanie ukryć niechęci do tego, co powiedział.
- No, nie chcesz chyba tak trwać w bezsensie, co? - zapytał. Po plecach przeszedł mu dreszcz, gdy przypomniał sobie wcześniejsze rozmyślania, ale to akurat zamaskował nader sprawnie. Dziewczyna wzięła niepewnie butelkę w dłoń.
- To jest wódka? - spytała gdy doszedł ją mocny zapach trunku. Skrzywiła się z niechęcią - Nie lubię wódki. Robi mi się od niej słabo i nie mogę utrzymać miecza - mruknęła oddając butelkę nie ruszywszy zawartości.
- Widzisz tu powód, by musieć trzymać miecz? - zapytał mag. On sam widział chociaż trzy, ale o tym już nie wspomniał. - Myślisz, ze ja lubię? Pomyśl o tym jak o lekarstwie. Na mnie podziałało - mruknął. - Albo inaczej, chcesz wisieć na balustradzie, czy... - machnął ręka w stronę pokładu. - Czy cos bardziej kreatywnego - burknął, nie wiedząc, co może zaproponować. Zastanowił się. - Nie możesz utrzymać miecza w słoni... a rzucać zaklęcia możesz? - zapytał.
- Wtedy też nie - odparła. - Nie pije alkoholu - dodała. - Jeśli mam zachować jasność umysłu i sprawne ciało nie mogę pić po to tylko by poprawić sobie samopoczucie na morzu - burknęła. Rozmowa z magiem sprawiła ze wracać zaczęło jej chłodne opanowanie. Jej uwaga została odwrócona od kołysania choć mdłości nie minęły.
- A na jakich rodzajach zaklęć się znasz?- zapytał Zaphirel, zakorkował butelkę, upuścił sobie na stopę i odrzucił nogą gdzieś dalej. Tak czy inaczej wyciągnął ją ze stanu mdłości... ale to teraz nie miało oznaczenia... może nauczy się czegoś od niej.. lub nauczy ją czegoś.
- Szamanizm ducha - wygenerowała miedzy palcami malutka lśniąca i pulsującą kule energii. - Energia mojej duszy która pozwala mi skutecznie walczyć z demonami - odparła. Energia rozpłynęła się wraz z płynnym ruchem dłoni - Poza tym zetknęłam się z czarną magią... Moja mentorka powiedziała mi, że gdy się złoszczę to ewidentnie mam ku temu predyspozycje - mruknęła
- Hmm... - Zaphirel się zamyślił. - Pokażesz mi co potrafisz? - zapytał. - Może czegoś cię nauczę w dziedzinie czarnej magii, znam się na tym całkiem nieźle - stwierdził.
- Mogę ci coś niecoś zademonstrować jeśli bardzo tego chcesz... Wolałabym uczynić to jednakże na stałym ladzie bo tutaj dziwnie się czuje. Ocen jednakże czy twa dusza jest wystarczająco silna byś mógł władać taka magia? - spytała.
- O moją duszę się nie martw. Param się tym od ponad stu lat i jak do tej pory zmieniłem się nie przez tą moc, a przez życie - po ramieniu maga pobiegła czerwona wiązka energii. Zaphirel schwycił ją w dłoń i z zaciśniętej pięści popłynęła strużka czarnego dymu. - A co do lądu - widzisz gdzieś tu jakiś kawałek lądu? Ja nie za bardzo - zrobił bezradny ruch rękoma. -Tu jest sporo miejsca - wskazał pokład na dziobie.
Dziewczyna chwyciła wiec swój płaszcz i jednym sprawnym ruchem ściągnęła go z siebie. Zaphirel nawet nie zauważył, kiedy zdążyła odpiąć pas z bronią. W każdym razie jej miecz wraz z pasem był juz w jej drugiej dłoni. Owinęła broń płaszczem tak ze z zawiniątka wystawały tylko jelec rękojeść i głowica. Odłożyła to tak by było na wyciągnięcie reki. Stanęła przed Zaphirelem. Jedynie twarz i końce palców były odsłonięte. Rzuciła okiem dokoła. Zawiesiła przez chwile oczy na linii horyzontu. Wyszeptała cichą krótką formułę zaklęcia - Niech połączone siły natury i mojej duszy chronią mnie przed złem - dokoła niej pojawiła się świetlista drżąca powłoka - Zaklęcie Tarczy Duszy, przydatne - uniosła się lekko lewitując nad pokładem. - Odkryłam kolejną jego zaletę. Nie czuje teraz kołysania tego parszywego okrętu - wyraźnie poprawił jej się humor
- Hmm... Pokaż mi, co potrafisz z dziedziny czarnej magii, w tym temacie czuje się pewniej - mruknął Zaphirel, oglądając powłokę. - Jest tu pewna luka, o której jeszcze pomówimy - mruknął - Bardzo nieznaczna, ale zawsze - pokiwał głową. - Proszę, kontynuuj - Krótki ruch dłoni i zaklęcie osłabło by zupełnie stracić na sile. Dziewczyna opadła delikatnie na pokład - Poza tym to zaklęcie pozwala oddychać pod woda. Chroni przed fizycznymi i magicznymi atakami. Energochłonne, ale przydatne - powiedziała. - Mocami duszy można też wzmacniać ciało lub zaatakować - dodała. - Powiedz mi wpierw proszę, jaka to luka
- Przepuszcza promieniowanie, mógłbym cię sięgnąć zaklęciem cierpienia przy odpowiednim uwarunkowaniu - odparł Zaphirel. - Zwiększ trochę moc dokładaną do zaklęcia i wszystko będzie pięknie - powiedział.
- Nie jestem skoncentrowana... - Mruknęła dziewczyna pocierając dłonią obręcz na czole. - Z czarnej magii nie umiem wiele. Wiem tylko ze znacznie łatwiej mi się nią posługiwać, gdy się zdenerwuje. Teraz jestem raczej apatyczna... Nie zapanuje nad tym tak jakbym chciała - westchnęła. - Poza tym znam tylko zaklęcia bezpośrednio oddziałujące na ofiarę. Na nikim demonstrować nie będę - dodała
- Hmm... - Zaphirel podrzucił butelkę, przyłożył do dłoni. Jego oczy zajarzyły się czerwienia na ułamek sekundy, a butelka roztrysnęła się na tysiące kawałków. - Zaklęcie cierpienia działa też na martwe obiekty powiedz mi, co potrafisz więc - powiedział.
- Zaklęcie sprowadzające ból na ofiarę, takie, które wywołuje strach i czyniące przeciwnika niezdarnym - wyliczyła dziewczyna. - Nic imponującego jak widzisz
-Wywołujące strach.. Interesujące...
- powiedział mag. - rzuć je na martwy obiekt, proszę - powiedział.
Dziewczyna podniosła z pokładu coś, co wyglądało jak pędzel. Różne dziwne rzeczy można tu było w tym burdelu znaleźć... Wzruszyła ramionami. Skupiła się
- Niech twój własny cień stanie się twym koszmarem - szepnęła koncentrując sile zaklęcia na trzymanym w dłoniach przedmiocie. Gdy działanie czaru się skończyło odetchnęła. Korzystanie z tej magii zawsze wywoływało u niej dziwna euforie...
Zaphirel przyglądał się nadzwyczaj uważnie. - Jeszcze raz, staram się go nauczyć - powiedział. – Nie znam go, a może być niesamowicie przydatne - stwierdził.
- Sama nie do końca rozumiem jego natury... Choć zawsze, gdy rzucam zaklęcia czarnej magii ogarnia mnie dziwne uczucie... Chyba jestem trochę ignorantka w tej kwestii... - Dziwnie chętnie ponowiła zaklęcie. Na koniec przełknęła ślinę głośno. Rzucanie tego zaklęcia było przyjemne... Dziewczyna trochę pobladła zdając sobie sprawę z tego ze przyjemność sprawia jej sprowadzanie na innych cierpienia... Cóż... Słabo radziła sobie z czarna magia wiec nad pewnymi rzeczami nie panowała...
- Owszem, to takie jakby.. Szarpniecie, co? - Zapytał mag. - Tak, też to czuję ,ale jest słabe, nie sprawia radości. Jestem z natury pacyfistą, ale życie wymogło na mnie zmianę upodobań - westchnął. -Chyba... Chyba będę w stanie je powtórzyć - uśmiechnął się. - Mogę cię nauczyć innego interesującego zaklęcia.. Nazywa się Damm brass... - Podniósł kawałek drewna i rozsadził go na kawałki dotykiem. - Chcesz? - Zapytał.
Skinęła głową otrząsając się i odrzucając przedmiot, który pod wpływem energii zaklęcia nie przypominał juz pędzla. - Przyda się w ogniu bitwy - powiedziała z uśmiechem. Z ta grupa nie mogła się spodziewać niczego mniej jak tylko właśnie ognia bitewnego... Chyba ściągali na siebie kłopoty...
- Przyglądnij się i patrz oczyma duszy - powiedział. Następnie rzucił zaklęcie na pustą butelkę. - Spróbuj - powiedział. - Generujesz moc w dłoni i wypuszczasz w jeden punkt.
Dziewczyna nie była pewna, od czego zacząć. Zmarszczyła brwi i skupiła się uważnie obserwując to, co zrobił Zaphirel. - Wyjaśnij mi to proszę od początku... Po kolei krok po kroku - obudziła się jej analityczna natura domagająca się wyjaśnienia każdego zaobserwowanego zjawiska. Musiała się dowiedzieć, na jakiej zasadzie to działa...
Zaphirel powtarzał zaklęcie aż do oczyszczenia terenu miedzy nimi. Czyli około 7 razy. - Przyglądałaś się dokładnie za każdym razem? - Zapytał zupełnie poważnie.
Skinęła głową - Widziałam jak to robisz, lecz nie znam mechanizmu. Wiem, jak ale nie wiem dalej, dlaczego. Tego nie widać w twych ruchach i oczach... To jak poznać wzór, lecz nie rozumieć, z czego wynika... Składanie w ten sposób zaklęcia jest ryzykowne - powiedziała
Mag pokiwał głową. - Nauka ma cztery fazy. Mamy za sobą pierwszą. Powiedz mi, co się dzieje w twym umyśle i ciele, gdy rzucasz zaklęcie czarnej magii? -Zapytał dziewczyny.
- Gdy inkantuje zaklęcie i czuje wzbierającą energie czuje podniecone wyczekiwanie. Potem jest euforia i nieprzyjemna satysfakcja, gdy uwalniam energie - opisała dokładnie zanurzając się we wspomnieniu. Zadrżała.
- Musisz to opanować. Energie możesz kontrolować w pełni tylko, gdy zmusisz swój umysł do posłuszeństwa. Emocje musisz uspokoić. Poddawanie się im jest niebezpieczne - mag zaakcentował ostatnie słowo. - Wiesz, w furii zaklęcia są silniejsze.. W przypadku większości magów. Ja nie okazuje emocji, ale kontroluję je. Nie musisz być w tym stanie, gdy rzucasz zaklęcie, możesz spróbować wywołać podobny stan siłą woli i koordynacją - wyjaśnił. - Możesz generować energie w konkretnych częściach ciała. Spróbuj to zrobić w wierzchu dłoni, przepuścić do jej wnętrza i wpuścić do środka trzymanego obiektu, po czym wyzwolić. Tak działa Dam Brass - mag zakończył wywód przeskakując do bezpośredniej wiedzy o zaklęciu.
Dziewczyna skinęła głową w zamyśleniu analizując słowa maga. Aine skoncentrowała się na tych słowach szukając w nich punktu zaczepienia dla własnej dotychczasowej wiedzy na temat tego rodzaju magii. Składała elementy układanki do kupy. Wzięła w dłoń butelkę starając się zastosować do slow maga. Pot wystąpił na jej skroni, gdy koncentrowała się na przemienieniu wywołanych skupieniem emocji w energie, którą mogłaby kontrolować. Butelka rozprysła się w jej dłoni a kawałki szkła rozleciały się na wszystkie strony. Mocna rękawica uchroniła dłoń przed pokaleczeniem, ale kawałek szkła zadrasnął jej policzek pod okiem. - Diabli - zaklęła rozeźlona
- Spokojnie przede wszystkim - powiedział Zaphirel. - Do skutku - wskazał dużą ilość "obiektów doświadczalnych" walających się po pokładzie. - Jeszcze raz, skup się... Jest tylko energia - mówił cicho, ale nie szeptał. Był to dość uspokajający ton głosu.
Aine ponowiła wiec próbę. Tym razem osłoniła chusta twarz. Skoncentrowała się na wyzwoleniu energii, która pozwoliłaby jej w kontrolowany sposób wywołać efekt zaklęcia. Dopiero za piątym razem efekt można by nazwać zadowalającym. - To wymaga bardzo długiej praktyki - powiedziała zmęczona.
- Owszem.. Idź do kajuty odpocząć, jak chcesz, to jutro pouczymy się czegoś nowego - Zaproponował Zaphirel.
- Dziękuję - powiedziała skinąwszy głową. Sprawnie podniosła miecz z pokładu jednym ruchem dłoni rozwijając go z płaszcza, który bardzo szybko znów okrywał jej drobne ciało. Przewiesiła miecz przez plecy i zapięła sprzączkę ciężkiego pasa. Skłoniła się niezbyt nisko w zwykłym zwrocie grzecznościowym i nieco chwiejnym zmęczonym krokiem się oddaliła szukać na tym cholernym statku jakiegoś miejsca gdzie mniej kołysało... Chciała się przespać... A irytacja wynikająca z choroby morskiej tylko narastała. Dziewczyna jednakże starannie i dobrze to maskowała.
- Dobrej nocy - mruknął Zaphirel i powrócił do doskonalenia nowo poznanego zaklęcia...
Dziewczyna tymczasem zeszła pod pokład i tam w pierwszej wolnej kajucie uwaliła się na koi i z mieczem wciąż na plecach leżała na brzuchu chcąc zminimalizować mdłości. Nie zasypiała. Po prostu zapadła w lekką drzemkę, która pozwalała jej zachować względną czujność i przy okazji wypocząć jako tako w tych spartańskich warunkach pokładowych. T na szczęście tak nie kołysało… Tu było łatwiej nie myśleć o tym, że przecież byli na otwartym morzu z dala od lądu… Aine co jakiś czas budziła się na krótko, by przez chwilę nasłuchiwać czujnie odgłosów z pokładu i spod jego powierzchni oraz dźwięku fal rozbijających się o burty okrętu… Długo spać nie mogła… Nie w tych warunkach… Nie wiedziała po jakim czasie, ale zwlekła się ze swojej koi i zaczęła snuć się pod pokładem niczym umęczona dusza… Potem powtórzyła to już na zewnątrz. Potrzebowała świeżego powietrza. Do morza zaczęła się niechętnie przyzwyczajać. Sprawiała wrażenie jakby pogodziła się z chorobą morską i w pewien sposób ją zaakceptowała. Taka postawa pomagała jej przetrwać tę podróż…
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Musiał przemyśleć całą sytuację. Nigdy nie podróżował w grupie, a bliższe kontakty miewał niemalże wyłącznie z innymi smokami, które nie są zbyt towarzyskim gatunkiem. Nic dziwnego, w swej naturalnej postaci potrzebują przecież dość dużego terenu żeby się chociaż wyżywić, nie umiał wyobrazić sobie miasta na wzór ludzkiego, w którym mieszkałoby dziesięć tysięcy smoków. Miał dość bujną wyobraźnię, ale jego umysł wzdragał się na samą myśl o takim wynaturzeniu. Szedł przez zawalony towarami pokład, mieli szczęście i chyba trafili na statek zaopatrzeniowy więc luki były pełne jedzenia, rumu i wody. Postanowił przemyśleć każdego z osobna. Najpierw jednak wygrzebał gdzieś w kambuzie kufel i nalał sobie rumu po brzegi. Upił trochę od razu, żeby nic się nie ulało. Przysiadł na ławce i zamarł niemal w bezruchu. *Zacznijmy od mera * Właściwie to nie znał elfa, dowiedział się tylko, że jest zabójcą, i że ma słabość do Sandry, co może się dla niego kiepsko skończyć jeśli tylko nie będzie uważał. No i jeszcze jeden mały szczegół, do celu był gotów dotrzeć nawet po trupach tych, którzy są po tej samej stronie. Przynajmniej tak wynikało z jego dotychczasowego doświadczenia, cięgle pamiętał tą sztuczkę z nożem. Potem pojawiła się Sandra razem z Kasandr... jedno wielkie utrapienie. O ile Sandra po prostu była i nie była taka zła, to Kasandra była czymś w rodzaju bardzo długiej ości, która właśnie utkwiła w gardle. Nie zdziwiłby się wcale, gdyby kiedyś spróbowała takiej sztuczki. I jeszcze ta jej chaotyczna osobowość, niemalże jakby była demonem, ale póki co byli chyba po tej samej stronie, Kasandra była zagorzałą przeciwniczką demonów, wręcz stręczycielką. Nie był pewien, ale Ren chyba wpadł w oko Sandrze, nie był pewien co z tego wyniknie, oby tylko Kas nie przyszło do głowy przypadkiem przedziurawić elfa. Zaphirel też sporo namieszania wprowadził, owszem tego jaszczura trzeba było dobić, ale niefortunnym zbiegiem okoliczności posadził go akurat na okręcie amunicyjnym. Właściwie to nic o nim nie wiedział, może z wyjątkiem tego że aż czuć od niego że para się czarną magią. Następny Aquide, zdaje się że uzdrowiciel, ale w boju tez swoje potrafił pokazać, będzie musiał się zapytać go o tą tarczę i to drugie zaklęcie, może było i przeraźliwie wręcz niszczycielskie i tutaj chyba lepiej byłoby go nie próbować, ale zapytać nie zawadzi. Ostatnio najwyraźniej wisiało nad nimi fatum przyciągania do siebie bojowych sytuacji. Pozostawała jeszcze Aide, mistrzyni miecza, miał nadzieję ze pójdzie jej lepiej, niż temu, który pomagał mu w walce z demonem. Nie wiedział o niej zbyt wiele, ale wydawało się, ze może być dość ciekawą osobistością. To wszystko nie miało większego sensu a na dodatek są na statku, płynącym na drugi kontynent, przynajmniej miał nadzieję że uda im się tam dopłynąć. Szalony zbieg okoliczności i żeby było weselej na pokładzie było tylko pięć kajut a ich szóstka. Ciekawe ile zajmie im ta podróż, sądząc po rozmiarach prowiantu, nie będzie to jednodniowa wycieczka. Niemalże się roześmiał, z wszystkich tu obecnych zdaje się że tylko on umiał czytać gwiazdy i określać położenie według nich. Więc na coś jednak przydała się ta przeklęta alchemia, zmarnował dla niej całe lata swego życia, nie żeby jakoś na to narzekał. Przynajmniej się nie nudził podziwiając lodową pustynię i wiecznie zmieniający się na zewnątrz krajobraz, niemniej jednak nie pomogła mu na przerost szponów. Wiedział że to nie jest żadna choroba, ot po prostu wykluł się specjalny, ale nie pocieszało go to wcale że mógł innym smokom przez przypadek uciąć łeb podczas zapasów. Zajrzał do kajuty kapitana, tak jak myślał, dziennik pokładowy i mapy były na miejscu. Wrócił spokojnym krokiem do kuchni, minął po drodze Aine. Wyglądała na zmarnowana, na dodatek chyba z tym szkarłatno płaszczym praktykowała czarną magię. Nie mógł nigdy pojąć czemu ludzie pozbywają się po kawałku swojej duszy, byleby tylko dostać w swe ręce moc niszczenia.

Gdy wszedł do kuchni, nie bardzo wiedział co zrobić, jeszcze nie zdarzyło mu się spędzać czasu na statku w taki sposób. Zawsze mógł odlecieć, ale ciekawość szybko dusiła w nim takie pomysły. Rozejrzał się trochę, widział wszędzie głównie suszone i solone zapasy, w normalnej postaci smakowały bez smakowo... przy dobrych wiatrach. zaczął krzątać się przy kuchni. Tak jak się spodziewał, był tu mały piecyk, rozpalił ogień, nie bawił się w krzesiwo i hubkę, po prostu rozpalił. Udało mu się zlokalizować przyprawy. Po kilkunastu minutach wiedział już dokładnie co gdzie jest. Gotowanie było bardzo zbliżone do alchemii, może i lubił od czasu do czasu skonsumować jakiś ociekający jeszcze krwią udziec, ale dobrze przyprawiony gulasz czynił cuda, a gulasz był dopiero na początku menu, jakie można było stworzyć z obecnych komponentów. Znał mały sekret odnośnie imbiru, który chyba będzie mógł uśmierzyć dolegliwości Aine, na szczęście wyszperał gdzieś na wierzchu parę korzeni. Po następnych dwudziestu minutach wszystkich na statku dobiegł donośny głos Xana zwołującego wszystkich na posiłek.
-Obiaaaaaaad!
Ciepły posiłek zawsze pomagał na poprawę nastrojów. Nagotował jedzenia jak dla całej załogi, ale nic dziwnego podejrzewał ze płynie z samymi głodomorami. Nie czekając zbytnio na odzew ze strony współtowarzyszy podróży, nałożył obie porcję i zaczął pałaszować ze smakiem. Niby pamiętał te cztery jałówki, ale były one poniekąd w innym żołądku, a na pewno nie na tym samym planie co jego obecne ciało. Miał już kilka planów na t, co zrobi po posiłku, ale chwilowo jego szczęki pracowały.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Ouzaru

Post autor: Ouzaru »

Sandra/Kasandra i Renevan, nazywany takze niewyzytym perwersem

Niepewnie ruszyl za Sandra do kajuty. Na wodzie czul sie raczej pewnie, lecz atmosfera na statku sprawiala, ze mimowolnie poruszal sie bezszelestnie. Czul sie bardzo nieprzyjemnie. Raz za razem, od strony dziobu. Tak samo czul sie, gdy Kasandra rzucala czar i podczas walki z mazoku. Tyle ze wtedy uczucie bylo o wiele silniejsze. Elf w tym momencie za owe uczucie winil fioletowego. Pewno za pomoca mrocznej potegi diabelskich sojusznikow w rownie obciachowych kieckach probuje lewitowac morze. Z reszta, nie obchodzilo mera to w za duzym stopniu. Teraz skupial sie glownie na Sandrze, za ktora podazal cicho niczym cien. Zapewne zdawala sobie jednak sprawe z jego obecnosci. Zeby jej nie przestraszyc stawial co jakis czas krok robiacy troszke halasu. Chodzilo o to, zeby dziewczyna wiedziala, ze za nia podaza. Od tylu wygladala pieknie. Niemal tak pieknie jak z przodu. Ren nie wiedzial, jak taka pieknosc mogla skrywac w sobie bezwzglednego potwora morderce. Gdy kobieta wybrala kajute, elf wszedl za nia, zdecydowal sie odezwac.
- Sandro.... - powiedzial cicho.
Gdy zwrocila na niego swoja uwage, zapadla cisza. Po chwili jednak dokonczyl:
- Jak sie czujesz?
Nie odpowiedziala od razu, spogladala gdzies na boki i na podloge, jakby czegos szukajac. Minela go, podeszla do drzwi i zamknela je na klucz od srodka. Przez dluzsza chwile stala tak z reka na zamku i rozmyslala nad czyms, jakby prowadzila ze soba wewnetrzny dialog. I zapewne tak bylo. Odwrocila sie do mera, oparla plecami o drzwi, spuscila oczy i zawiesila wzrok na czubkach swoich butow. Nie odzywala sie. Renevan silac sie na spokoj stanal naprzeciw niej. On nie silil sie na wbijanie wzroku w buty. Patrzyl sie, dosc bezczelnie w jej oczy, jakby oczekujac odpowiedzi na zadane pytanie. A moze na cos innego? Propozycje?
Ujrzal jedynie blysk wirujacych rzek srebra nim kobieta zlapala go, przyciagnela do siebie i zaczela namietnie calowac. Intensywnosc pocalunku i drapieznosc podpowiadaly mu, ze nie z Sandra ma do czynienia... Kasandra napierala na niego z ogromna sila, coraz bardziej pchajac go w strone lozka. Zdziwil sie, lecz oddawal pocalunki. Skierowal reke w kierunku jej piersi. Druga zas do skroni. Reka przy biuscie Kasandry zerwal i tak skromne odzienie z jej pieknego ciala. Dotknal bialej skory kobiety. Miast chlodu, jaki czul ostatnio dotykakajac Sandry, poczul cieplo. Nie. Poczul gorac. Jej skora palila go w pewien.....pociagajacy sposob.
- Kasandro? - szepnal jej prosto w ucho pieszczac jej cialo, poniekad zrecznymi dlonmi....
Chwycila go mocno i uniosla kilka centymetrow nad podloge, po czym rzucila na lozko. Chwile po tym jak na nim wyladowal, wskoczyla na niego i usiadla okrakiem. Odgarnela wlosy na plecy, by mogl ja cala podziwiac i usmiechnela sie wyzywajaco.
- Taaa...? - spytala i nachylila sie ku jego twarzy.
Elf, bedac stworzeniem dosc bystrym, zastanowil sie. Trwalo to tylko chwile. Proces myslowy polegal na probie odrzucenia wyrzutow sumienia wzgledem Sandry, poslugujac sie jako jednym z kilku argumentow tym najsilnieszym, czyli pozadaniem Kasandry. Jednak dobra dusza (lub tez jej czastki) zwyciezyly bitwe mysli. Korzystajac z faktu, ze glowa diabelsko seksownej demonicy jest przy jego twarzy, dotknal jej skroni, po czym szepnal jej do ucha jedno slowo. Slowo, ktore niczym s z t y l e t wbilo sie w umysl kobiety.
- Zasnij - rzekl mer, skutkiem czego pieknosc bezwladnie osunela sie nan, pograzona w glebokim, magicznym snie...
Minelo kilka dluzszych chwil, nim kobieta lekko drgnela. Niepewnie otworzyla oczy i zdziwiona spojrzala sie na elfa. Uniosla sie nieco prostujac ramiona.
- Co...? - spytala, ale widzac, iz jest polnaga zawstydzila sie. - Co...
Nerwowo rozejrzala sie po kajucie zastanawiajac sie, co ona tutaj do diaska robi, czemu lezy na Renevanie, kto ja rozebral ze stanika... i w ogole wszystko.
- Kasandra... - bardziej stwierdzila niz spytala. Westchnela ciezko, oslonila piersi ramionami i schodzac z elfa polozyla sie obok niego.
- Wybacz - zaczela. - Ja... no wiesz...
Renevan usmiechnal sie szeroko.
- Mysle ze nie ma czego wybaczac, Sandro...
Po chwili, swiadom swej calkiem przypadkowej gafy dodal:
- W koncu to Ona, a nie ty.
W tym momencie, statek zatrzasl sie w posadach na skutek wscieklego ryku:
- Obiaaaaaaaad! - taki dzwiek mogl wydac tylko wyglodnialy jaszczur.
Ren, choc odrobinke glodny, postanowil pobyc jeszcze chwile przy pieknej niedoszlej kochance. Chcial wdychac jej zapach, widziec oczy, nagie, blade i bardzo pokazne piersi, slyszec rowny oddech. Nie, jedzenie zaczeka. Chyba ze smok pozre wszystko. Co bylo calkiem realne. Jednak mer lubil dreszczyk emocji, wiec zaryzykowal zostanie przy kobiecie.
- Sandro... domyslasz sie skad Kasandra sie w ogole wziela? - zapytal.
Unikala jego wzroku i spojrzenia, jakby zawstydzona i speszona nagla bliskoscia mezczyzny. I swym prawie nagim cialem. Jemu chyba cala ta sytuacja nie przeszkadzala... Sandra siegnela po derke i lekko sie nia zakryla rozmyslajac nad pytaniem mera.
- Nie mam pojecia, szczerze. Dopiero kilka minut temu sie dowiedzialam, ze ona w ogole istnieje... - odpowiedziala zmieszana i zamyslila sie. - Coz, upiera sie przy tym, ze mi nie powie - dodala po chwili. - Mowi, ze jest ze mna od dawna i ze 'zawsze byla'. Jest ta czastka mnie, ktorej sie nigdy nie wypre, cokolwiek to oznacza.
Westchnela gleboko nie rozumiejac wiele z tego wszystkiego, oparla glowe na ramieniu mezczyzny. Nie czula glodu, nigdy duzo nie jadla, mogla pojsc na obiad rownie dobrze za dwa, trzy dni.
- Jak jestes glodny, to mozemy pojsc, ale ja jesc nie bede - powiedziala po chwili. - Cos jeszcze chcesz wiedziec? - spytala nieco ciszej.
- Skad jestes? Kim jestes? - zapytal niemal od razu mer, gdyz te dwa pytania nurtowaly go prawie najbardziej. Bardziej ciekawila go tylko jedna sprawa, ale z tym chwilowo chcial poczekac...
- Kim jestem? - zapytala usmiechajac sie do niego. - Wlasciwie to nikim. Chcialam byc wojownikiem, ale nie lubie ranic ludzi i zadawac im cierpienia. Nawet nie pamietam, kiedy ostatni raz uzylam swego miecza przeciwko komus - zasmiala sie cicho. - Przez to, iz jestem pacyfistka, czesto musialam uciekac. Zeby nie byc calkowicie bezbronna zaczelam uczyc sie magii, nic specjalnego, raptem kilka prostych zaklec. Szamanizm, bardzo przydatna rzecz, gdy nagle pojawia sie na drodze jakis demon. Nie wiem czemu, ale zawsze jakos sciagam te paskudztwa - wzdrygnela sie.
Na chwile nastapila cisza, przerywana jedynie mocnymi i szybkimi uderzeniami jej serca. Wtulila sie w elfa, polozyla mu swa dlon na sercu i wczula sie w jego rytm.
- Skad jestem, to ciekawe pytanie. Pochodze z malej miesciny, ktorej pewnie nawet na mapach nie ma - poczul, zobaczyl, ze sie lekko usmiechnela. - Wiem, ze przez jakis czas demon napadal u mnie ludzi, ale w koncu przestal i nastal wzgledny spokoj, ktory pozwolil ludziom zajac sie handlem i dzieki temu miasteczko nieco sie rozroslo. Potem cos sie stalo i demon niezle sie zezloscil. Zabil wtedy wiekszosc... zarowno kobiet jak i mezczyzn. Nie wiem czemu, ale ludzie obwiniali nas za to. Znaczy moja matke i mnie - wyjasnila i zaczela lekko drzec. - Zabili demona, zabili ja...
Urwala na chwile jakby starajac sie sobie przypomniec, jakby walczac ze soba. Bicie jej serca i oddech przyspieszyly, zrobila sie zimna niczym lod. Po chwili uspokoila sie.
- Ja moge dokonczyc - stwierdzila Kasandra. - Choc nie wiem, czy taka podstepna zmija zasluguje na dokonczenie historii... - mruknela i przywolala do swej dloni sztylet.
Nie poczul jednak od niej zadnej wrogosci, czy szykowania sie do ataku. Bylo to raczej ciche upomnienie.
- To, ze mnie uspiles... jeszcze jakos moge przebolec i wybaczyc. Ale ze mnie odtraciles..! - warknela niezadowolona i zamilkla obrazona na mera. Wolala go jednak nie zabijac, poki w poblizu byl smok i Aquide. Mogloby sie to zle dla niej skonczyc.
- Dla ciebie Kas, moge zrobic to znowu. Calkiem przyjemnie miec choc tak niewielka przewage nad toba.
Kasandra musiala sie poczuc wyjatkowo zaskoczona, gdy koncowka jego ostatniego, ostrego, zakrzywionego sztyletu oparla sie o jej cialo. Jedno krotkie pchniecie, a ostrze dostaloby sie do jej serca. Nie wazne jak twarda miala skore. Te ostrza, mial kiedys dwa lecz jedno zgubil, zdolne sa do przebijania lusek smokow. Bawila go ta gra. Chwilowo, ale zawsze. Chwila, mgnienie oka i oboje byliby martwi.
- No to... - podjal - dokoncz historie, moja ty slodka diablico... - zabawa w lozku byla coraz ciekawsza.
- A potem oddawaj Sandre. Licz na to ze 'to' mozecie wspolodczuwac...
Warknela niezadowolona, brzmiala tez w tym nutka sprzeciwu. Coz za diabelskie moce pchnely ja do tej bandy? Wychodzilo na to, ze jest tutaj najbardziej bezbronna!
- Nie jestem diablica - fuknela obrazona i rozproszyla swoj czar, sztylet zniknal w klebie czarnego dymu. - Mym ojcem byl demon, ale jesli mozesz, nie mow tego... JEJ, dobrze? - zapytala bardzo grzecznie i pokornie, ze spokojem. Odetchnela gleboko opanowujac sie do reszty.
- Pierwszy raz sie pojawilam, gdy ludzie z wioski pojmali Sandre i zamkneli w ciasnej klatce. Obawiali sie jej, choc byla jeszcze malym dzieckiem. Ona niewiele z tego pamieta i bardzo dobrze... - mruknela. - Nim wiadomosc o smierci matki Sandry dotarla do Nyssy, dobrej przyjaciolki, minelo... kilka miesiecy. Ona pamieta jedynie pare pierwszych dni i ten ostatni, gdy pojawila sie Nyssa, by ja z tego wyciagnac. Jak sie domyslasz, wspomnienia tej ciemnej, dusznej i ciasnej klatki sa przyczyna jej klaustrofobii. Ale to jest niewazne. Coz tu duzo mowic o tym? Kobieta zaopiekowala sie nia i wychowala. Kiedy zostala zabita, na stale wkroczylam do zycia Sandry broniac ja przed roznymi rzeczami, robiac to, czego ona sie bala lub brzydzila. Zabijalam jej wrogow, rabowalam, sprzedawalam sie dla pieniedzy - wzruszyla lekko ramionami. - Nic nadzwyczajnego. Czy czujesz sie usatysfakcjonowany odpowiedzia? Czy moze mam bardziej rozwinac?
Pytanie zadala w dosc bezczelny sposob, a slowa jej ociekaly wrecz jadem, zloscia i nienawiscia. Czula sie... oszukana i wykorzystana.
- Skarbie... - powiedzial slodko Ren, do p i e k i e l n i e pieknej kobiety. Poczul tez cieplo, wzbierajace sie w jej ciele. Z milym usmiechem na ustach odsunal od niej sztylet.
- Mozesz mi jeszcze powiedziec, skad wzielyscie sie w tej zapadlej wiosce, w ktorej mazoku o malo co nie zrobil ze mnie sieczki. Pewno sama Sandra tego nie pamieta - zauwazyl.
Wolna reka pogladzil ja po wlosach. Poslal jej kolejny slodki usmiech i spokojnie, przesuwajac dlon coraz nizej oczekiwal na odpowiedz...
Nawet nie drgnela, nie mrugnela. Zachowywala sie tak, jakby go w ogole nie bylo.
- Trafilam tam przez przypadek, szlam prosto przed siebie szukajac jakiegos zajecia na kolejne lata - stwierdzila spokojnie. - Natrafilo sie bydle, to sie je zabilo i tyle. Uwielbiam to zdziwienie w ich oczach, gdy wyczuwaja moja... demonia krew i widza, jak posylam ich marne zywota i ciala do diablow - zasmiala sie. - Sandra boi sie niemal wszystkiego, jest zupelnie bezuzyteczna, po co ja chcesz? Ona nawet nie wie, jak zrobic przyjemnosc mezczyznie przy wykorzystaniu do tego swego ciala. ONA z mezczyzna jeszcze nawet nigdy nie byla!
Prychnela starajac sie udowodnic merowi, ze jest o wiele lepsza od tej malej i biednej dziewczynki. I hmmm... Tym razem Kas zaskoczyla elfa na tyle, ze ten nie zdazyl sie zastanowic. Mimo calej swej bystrosci. Przezornie odlozyl sztylet na podloge, mruknal:
- Tylko zostan az do konca, nie chce jej zranic.
- Zgoda, slodziaku. Tez nie chce, by zostala... zraniona... - odpowiedziala i odwrocila sie na chwile na drugi bok. Jaka szkoda, ze nie widzial tego usmiechu malujacego sie na ustach Kasandry. Dopiela swego chociaz w tym temacie i byla z siebie zadowolona. Mer przyciagnal kobiete do siebie i mocno objal skladajac pocalunek na jej szyi. Po czym pokazal Kasandrze, ze elfy wcale nie sa takie nieporadne i kurtuazyjne jak to opowiadaja sobie ludzie. A na pewno nie jest taki Renevan.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

O kurczę. Myślałem że okres wielkiego postu mamy już za sobą, a ja widzę same wielkie posty. Sesja się rozkręca! Jest ekstra. Mam ochotę napisać książkę na podstawie tej sesji. :D . No cóż... co ja tu mogę powiedzieć... jestem w naprawdę trudnej sytuacji. Nie opiszę przecież, co robili Ren i Kass. Xan właśnie wystawia obiad, Zaphirel ćwiczy nowe zaklęcie, Aine choruje, a Aquide? Co się dzieje z żywym płomieniem/uzdrowicielem? Naprawdę. próbowałem coś tu napisać, ale wychodzi mi tylko jedno zdanie do sesji. Napiszcie coś więcej. Byle utrzymując ten poziom. Te posty są poprostu cudne.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Post autor: WinterWolf »

Aine

Snująca się po pokładzie młoda wojowniczka w pewnej chwili zaczęła niejako dochodzić do siebie. Jej wola zmusiła jej ciało do uznania tego kołysania za normalny stan rzeczy, za coś czego trzba się będzie spodzewać dzień w dzień być może przez kilka najbliższych tygodni. Gdy ponownie zeszła pod pokład i spotkała smoka. Skineła mu tylko głową szczelniej owijając się czarnym płaszczem. Zimno ciagnęło od wody... Od całej tej wodnej masy, która była pod jej stopami i jeszcze niżej. Ponownie przeszła się po pokładzie... Podskoczyła zaskoczona i przestraszona słysząc potężny okrzyk zwołujący wszystkich towarzyszy na obiad. Przez chwilę się zastanawiała czy jej żołądek to zniesie... Z cieżkim westchnieniem doszła do wniosku, ze musi podjąć to ryzyko żeby nie opaść całkiem z sił. Była szermierzem, a co za tym idzie musiała mieć siły by utrzymać swój ciężki miecz. Jej umiejętności w posługiwaniu się bronia białą taką jak jej półtoraręczny miecz były jej dumą i chlubą. Uwielbiała to ponad wszystko. Nie mogła więc pozwolić na to, by wszystko co osiągnęła zostało zaprzepaszczone z powodu durnej choroby morskiej. Powlokła się w stronę skąd dobiegał głos Xana. Potem kierowała się już tylko wonią gulaszu zdumiona nieco, że zapachy tak łatwo rozchodzą się po całym statku. Gdy znalazła Xana pałaszującego swoje kulinarne wyczyny w samotności przywitała się z nim dość ciepło jak na nią. Uśmiechnęła się skinąwszy przy tym głową.
- Witaj. Tobie chyba podróż lepiej służy niż mnie - otwarcie przyznała się do swojej słabości.
- Czy natrafiłeś tu gdzieś może na czystą zwykłą wodę? Zaphirel chciał mnie poczęstować wódką, ale ja nie piję alkoholu. Nie lubię jego zapachu, odbiera władzę nad ciałem... A poza tym jestem za młoda - dodała ze szczerym uśmiechem na twarzy. Najwyraźniej rzeczywiście była taka młoda na jaką wyglądała. Dosiadła się do smoka patrząc na niego niepewnie jakby pytając czy mu nie przeszkadza. Szanowała prawo każdej istoty do ciszy i samotności więc jeśli smok wykazywałby objawy zakłócenia jego spokoju Aine natychmiast by się stamtąd zabrała. Sama też miała niekiedy takie chwile gdy obecność innych ją drażniła i denerwowała. W takich chwilach chciała zniknąć gdzieś w ciemności ze swoimi myślami...
- Gdzie uczyłeś się gotować? - spytała w końcu unosząc wysoko brwi i patrząc na gulasz, który wyglądał wyjątkowo obiecująco, a pachniał wprost znakomicie. Spojrzała na smoka czekając na jego odpowiedź. W jej oczach malowała się odrobina niepewności czy jej żołądek nie odmówi współpracy...

Staramy się 8) W pojedynkę i grupowo :D I mamy tu niezły ubaw póki co :wink: Ze swojej strony dziękuję za uznanie :D
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Post autor: Mr.Zeth »

Yep, zabawa przednia :D

Zaphirel:

Krzyk smoka wyrwał maga z zamyślenia. Opanował zaklęcie. Było prostsze, niż się spodziewał, szkoda, ze nie mieli go w miejscach, które miał okazję odwiedzić. Poszedł spokojnie w stronę kuchni. Minął Aine i Xana. -Wybaczcie...- powiedział cicho i zniknął w spiżarni, z której zagarnął kawał surowego mięsa. -Lepsze dla mnie- mruknął do elfki i smoka, po czym poszedł z powrotem na pokład - powtarzać raz po raz to co sam umiał. Żadna chwila nie jest zła na przebłysk... oświecenie... Nigdy nie zrozumie ludzi, którzy fizyczną rozkosz przedstawia nad cos , co może pewnego dnia uratować im te bezwartościowe żywota.
*Gniew.. no proszę* mag zignorował rodzącą się w sercu emocję, ale po chwili wykrzywił siew paskudnym uśmiechu i uśmiercił ją z zarodku. Powrócił do treningu, gdy tylko dojadł mięso. Skupienie i koncentracja. kolejny kawał drewna rozleciał się na kawałki...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Zablokowany