[Freestyle RPG dla wszystkich] Zamczysko

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Wycie. Tak można by ten dźwięk określić. Był przenikliwy, wysoki i nie do zniesienia dla zwykłych bębenków... i narastał. Na sam środek dziedzińca upadła ciężka czarna księga okuta srebrem. Z łoskotem rozbiła kilka płyt posadzki, prowadząc za sobą z góry chmury czarnego jak smoła dymu. Z księgi dobiegały wycia i wrzaski, oraz szczęk oręża. Trzęsła się tak i hałasowała długo, przyprawiając Śmierć o zawroty głowy - zamykając i otwierając w sobie tysiące istnień, przerabiając dusze, trawiąc i wydalając umysły pod postacią wszędobylskiej ciemności. Z cienia wyłoniła się przykurczona postać i szybko przeszła za najbliższą przeszkodę, która stanowi dobrą ochronę od słońca -Będzzzzie zzzadowolony, taaaak- wysyczał Cień i zniknął. Musiał przebadać cała sferę dla swego Pana, nim on przybędzie.
A miał jeszcze daleko. Podróż była długa, prowadziła przez koszmary i sny, rzeczywistość i ułudę, prze to co materialne i to co eteryczne. Od skraju szaleństwa po głębię wiedzy tajemnej...
Żadna podróż nie kształci jak ta. jak podróż po wnętrzu Księgi, która staje się drzwiami w każde miejsce. Istniejące czy nie.
Kłęby dymu snuły się po dziedzińcu, wciskając się w każdy kat i każdy cień, wiedzione wolą jakiejś istoty. Ciemność była wszędzie tam, gdzie nie sięgała światło. Ciemność staje się oczyma i uszami. Ciemność będzie służyć, tka jak zwykła służyć do lat, przed rozpoczęciem tułaczki Księcia...
Wreszcie księga otworzyła się. Wyszedł z niej taki oto mężczyzna. Zebrał książkę z posadzki i skinął głową. -jesteśmy na miejscu...- westchnął. Cień stawił się przed mistrzem i pokłonił głęboko, chociaż przy takim naturalnym wygięciu pleców było trudno uwierzyć że w jego wydaniu ukłon jest możliwy. Szybko rozglądnął się po terenie wokół siebie. Szukał Ouzaru. Przeszedł pasażami i korytarzami, by poznać, że wszystko tutaj jest jak po staremu. Stoi nawet Galeria, która od dawien dawna nie była używana... zdecydował się ominąć wszystkich, nie czując jeszcze palącej potrzeby przedstawiania się i ruszył do podziemia, gdzie miała swą siedzibę Ouzaru. Wpierw chciał zamienić kilka słów właśnie z nią.
A miał jeszcze daleko. Podróż była długa, prowadziła przez koszmary i sny, rzeczywistość i ułudę, prze to co materialne i to co eteryczne. Od skraju szaleństwa po głębię wiedzy tajemnej...
Żadna podróż nie kształci jak ta. jak podróż po wnętrzu Księgi, która staje się drzwiami w każde miejsce. Istniejące czy nie.
Kłęby dymu snuły się po dziedzińcu, wciskając się w każdy kat i każdy cień, wiedzione wolą jakiejś istoty. Ciemność była wszędzie tam, gdzie nie sięgała światło. Ciemność staje się oczyma i uszami. Ciemność będzie służyć, tka jak zwykła służyć do lat, przed rozpoczęciem tułaczki Księcia...
Wreszcie księga otworzyła się. Wyszedł z niej taki oto mężczyzna. Zebrał książkę z posadzki i skinął głową. -jesteśmy na miejscu...- westchnął. Cień stawił się przed mistrzem i pokłonił głęboko, chociaż przy takim naturalnym wygięciu pleców było trudno uwierzyć że w jego wydaniu ukłon jest możliwy. Szybko rozglądnął się po terenie wokół siebie. Szukał Ouzaru. Przeszedł pasażami i korytarzami, by poznać, że wszystko tutaj jest jak po staremu. Stoi nawet Galeria, która od dawien dawna nie była używana... zdecydował się ominąć wszystkich, nie czując jeszcze palącej potrzeby przedstawiania się i ruszył do podziemia, gdzie miała swą siedzibę Ouzaru. Wpierw chciał zamienić kilka słów właśnie z nią.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bombardier
- Posty: 700
- Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
- Numer GG: 9383879
- Lokalizacja: Preczów :P
- Kontakt:
Po upadku Anioła na dziedziniec i przybyciu śmierci słońce skryło się za ciężkimi czarnymi chmurami, jakby się przestraszyło tak wielu dziwnych wypadków w jednym miejscu. W reakcji obronnej posłało kilka błyskawic w pobliże zamku, a z chmur lunął deszcz. Goście zamku usłyszeli grzmot a następnie wycie wilków. *Nic dziwnego zważywszy na rozległe lasy nie opodal.* Jednak kiedy para wilków wbiegła na dziedziniec zaniepokoili się. Pani zamku podeszła do okna w izbie do której zanieśli połamanego anioła. Zobaczyła jak jeden z wilków zaczął się przeobrażać w człowieka i zaiste ciekawie to wyglądało. Najpierw wilk stanął na tylnich łapach, później zaczął linieć, zęby zaczęły wypadać, pysk się skrócił, wszystko to trwało zaledwie minutę. Kiedy przemiana się dokonała jej oczom ukazał się wysoki elf o złocistej skórze i kruczoczarnych włosach sięgających do ramion. Odwrócił się w stronę okna i skłonił lekko, wtedy Ouzaru zaobserwowała, że jego tęczówki mają barwę skóry. Później zarzucił kaptur swojego płaszcza o kolorze wilczej sierści na głowę i skierował się do wejścia, a jego towarzysz podążył za nim. Schronił się pod dachem ganku jednak do wnętrza zamczyska wejść nie śmiał. Czekał na Panią zamku jak nakazywał obyczaj, poza tym nie wiedział czy Kieł może wejść wraz z nim.

(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Przez las z furią przedzierała się jakaś niewilka istota. Każdy obserwator uznał by to za zwierze gdyby nie fakt że biegnąc klęła jak szewc.
-Cholera! ***** idioci!! Za co? Co ten tłusty idiota może wiedziec o łowiectwie!? Skąd miałem wiedziec że na talerzu wylądował jego pupilek!
Wszystkie jelenie wyglądają tak samo!! Znaleźli sobie powód żeby mnie wygnac! Jescze tam wrócę!
Kontynuując wywód przedzierał się przez knieje siejąc spustoszenie wśród roślinności. Gdy stanął na skraju lasu. Odwrócił się do tyłu. Rzucił salwę nienawistnych przekleństw skierowaną w nieokreśloną grupę ludzi (lub nie ludzi).
Przez całe swoje życie żył w głębi lasu i nigdy nie widział zewnętrznego śwata. Jeszcze raz obejrzał aby ujrzec swój stary świat po czym wybiegł z lasu.Światło nieprzyjemnie raziło go w oczy.
-Ale to wszystko wielkie!!- zachwycił się. Nagle poczuł zawroty głowy.
Zemdlał.
Teraz można było się przyjrzec jego postaci. Pierwszym co rzucało się w oczy był jego uśmiech (a raczej zdrętwienie twarzy) ciągnący/e się od ucha do ucha. Odsłaniał on wielką paszczę pelną ostrych, białych zębów.Cała postac był pokryta czarnyą, gęstą,sztywną sierścią.Miał małe atletycznie zbudowane ciało z długimi rękami i nogami przypominającymi psie tylnie łapy. Na chudej szyi nosił wielką głowę z szalonym uśmiechem. małymi oczami i dużymi, szerokimi uszami.Miał około 4 stóp wzrostu. Na jego lewym ramieniu ziała dośc spora rana.
-Cholera! ***** idioci!! Za co? Co ten tłusty idiota może wiedziec o łowiectwie!? Skąd miałem wiedziec że na talerzu wylądował jego pupilek!
Wszystkie jelenie wyglądają tak samo!! Znaleźli sobie powód żeby mnie wygnac! Jescze tam wrócę!
Kontynuując wywód przedzierał się przez knieje siejąc spustoszenie wśród roślinności. Gdy stanął na skraju lasu. Odwrócił się do tyłu. Rzucił salwę nienawistnych przekleństw skierowaną w nieokreśloną grupę ludzi (lub nie ludzi).
Przez całe swoje życie żył w głębi lasu i nigdy nie widział zewnętrznego śwata. Jeszcze raz obejrzał aby ujrzec swój stary świat po czym wybiegł z lasu.Światło nieprzyjemnie raziło go w oczy.
-Ale to wszystko wielkie!!- zachwycił się. Nagle poczuł zawroty głowy.
Zemdlał.
Teraz można było się przyjrzec jego postaci. Pierwszym co rzucało się w oczy był jego uśmiech (a raczej zdrętwienie twarzy) ciągnący/e się od ucha do ucha. Odsłaniał on wielką paszczę pelną ostrych, białych zębów.Cała postac był pokryta czarnyą, gęstą,sztywną sierścią.Miał małe atletycznie zbudowane ciało z długimi rękami i nogami przypominającymi psie tylnie łapy. Na chudej szyi nosił wielką głowę z szalonym uśmiechem. małymi oczami i dużymi, szerokimi uszami.Miał około 4 stóp wzrostu. Na jego lewym ramieniu ziała dośc spora rana.

-
- Majtek
- Posty: 136
- Rejestracja: niedziela, 3 grudnia 2006, 17:04
-Cholera znowu się spóźnię. Zawsze jaki mi zależy żeby zdążyć to się spóźniam! No dalej koniku już niedaleko, proszę wysil się jeszcze troszkę! Na miejscu dostaniesz na pewno wody i owsa. – Przez wąską ścieżkę przedzierał ubrany w długą niebieską szatę pokrytą dziwnymi znakami wyszywanymi złotą nicią. Na pierwszy rzut oka znaki te wydawały się nie mieć żadnego sensu ale jakby się bliżej przyjrzeć można zauważyć ukryty sens i w położeniu znaków i w ich znaczeniu. Były to bardzo stare runy, runy jakie mało kto już pamięta. Ale nie Liego, on był znawcą magii jakich mało zostało na tym świecie, ale byli również więksi choć niewielu. A największym magiem była Ouz, i ona go zaprosiła na swój zamek to był niesamowity zaszczyt jakiego niewielu mogło zaznać. Co prawda mógł się teleportować na zamek ale wymagało długich przygotowań i nie znał dokładnie astralnej lokalizacji zamku. Mógł też przylecieć ale kosztowało by go to dużo sił, a siły mogły się przydać na zamku, kto wie co Ouz mogła wymyślić. Mag zamyślony nie zauważył zbliżającej się z niesamowitą prędkością gałęzią, która trafiła go prosto w ramie, normalny niezabezpieczony człowiek od takiego uderzenia znalazł by się na ziemi cały poobijany i połamany, ale nie Liego znaki na jego szacie zajaśniały na chwilę złotą poświatą a gałąź się rozpadła w pył –Dobrze że nie w głowę, muszę bardziej uważać. – Galopował dalej ścieżka była wąska i widać że niedawno ktoś nią podróżował, lecz jego koń był bardzo zwinny a Liego na tyle szczupły i lekki że koń mógł omijać wszystkie przeszkody bez problemu. Na wietrze powiewały kruczo czarna włosy maga ale mimo niesamowitego pędu pozostawały w dziwnym ładzie. Wypadł z lasu a przed jego oczami pojawił się wielki zamek. Było już wielu gości a Liego miał nadzieję że nie jest ostatni. Wyhamował konia i skierował się do stajni, gdzie kazał służącemu zaopiekować się jego czarnym koniem szlachetnej krwi. Kierując się do zamku przyjrzał się mu dokładnie. A to co widział wzbudziło jego podziw. Wszedł do zamku zlokalizował bystrym wzrokiem Ouz i podszedł do niej bezszelestnie. – co mnie ominęło? Dziękuję za zaproszenie.


-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Przez gęstwinę lasu przedzierał się niski, barczysty krasnolud. Jego kroki były pewne i ciężkie. Błoto po wczorajszym deszczu dawało się we znaki. Skórzane buciory grzęzły co chwila w rozmokłej ziemi. Jego kwadratowa, nie wyrażająca emocji twarz narażona była na działanie wiatru. Co chwila musiał osłaniać rękawem swojej krwistoczerwonej peleryny pokrytej czarnymi wzorkami swe oblicze. Jego długie czarne jak heban włosy właziły mu do ust i przysłaniały co rusz otaczający go świat. Odznaczała go długa broda oraz szeroka blizna na ramieniu. W jego szarych, mętnych oczach nie było widać nic. Żadnych emocji. Inkwizycja wypaczyła mu jakiekolwiek z nich. Nie miał litości ani współczucia dla innych. Był zimny i wyrachowany. Gdy dotarł na znaną z opowiadań ścieżkę przycupnął na chwilę na pobliskim głazie. Ściągnął z pleców swój potężny, dwuręczny młot bojowy którym rozbił niemało czasek. Obejrzał go dokładnie. Przypominał mu czasy Wielkiej Wojny pomiędzy ellfami a khazadami. Po półgodzinnym odpoczynku wyruszył w dalszą drogę. Teraz otaczająca go natura diametralnie się zmieniła. Na wąskiej ścieżce prowadzącej do Zamczyska widoczne były kopyta. "Ktoś musiał tędy niedawno przejeżdżać...Jak widać nie tylko ja słyszałem o tej ruinie.." Gdy był już na samym szczycie gdzie rysował się przed nim obraz strasznego zamczyska wkroczył przez główną bramę na dziedziniec. Było pusto lecz czuł, że wiele istot przybyło do zamku. Ominął podwórze. Wszedł po schodach. Podążył wgłąb pięknego korytarza. Zauważył, jak wiele istot było tu przed nim. Skierował swe kroki w stronę kobiety w szmaragdowozielonej sukni.
- Zapewne to Ty jesteś tą sławetną Ouzaru? Czyż nie?
- Zapewne to Ty jesteś tą sławetną Ouzaru? Czyż nie?
Czerwona Orientalna Prawica

Nastał ranek, co chwila przybywał ktoś nowy i zaczynało się robić coraz ciekawiej. Wyglądała zaciekawiona przez okno, miała nadzieję, że deszcz nie zniechęci podróżnych do wspięcia się na to wzgórze. Z drugiej strony zapewne Zamczysko zachęcało do szybszego marszu i kusiło dachem oraz kawałkiem suchej, ciepłej izby.
- Rozpal w kominku - rozkazała słudze, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie odwracając się od okna zwróciła się do lokaja:
- Weź parasol i idź, tam ktoś stoi i najwidoczniej czeka na nasze zaproszenie.
Mężczyzna pokręcił niezadowolony nosem, ale nic nie odparł, wszak musiał robić to, co do niego należało. A były to między innymi wszelkie życzenia i zachcianki dziewczyny. Fuknął cicho i wyszedł po zmiennokształtnego, który wraz z przyjacielem schronili się pod dachem.
Kiedy do Zamczyska wszedł mag i zaraz po nim krasnolud, skłoniła im się dość nisko i odpowiedziała na pytanie najgrzeczniej, jak tylko umiała.
- Zacznijmy od tego, że owszem, jestem Ouzaru, A jest to nie tyle imię czy przydomek, co raczej... esencja bycia - zwróciła się do krasnoluda. - Póki co jeszcze nic cię nie ominęło, Liego, dopiero się zbieramy.
Lekki uśmiech zawitał na jej twarzy, cieszyła się, że mag zdążył na czas.
- Może przejdziemy do jadalni? Tam sobie wypoczniecie przy kominku, coś zjemy i posłuchamy wspaniałych opowieści, bo opowiecie o sobie, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie i poszła do dużych drzwi po lewej stronie.
Z niemałym trudem pchnęła je i oczom zebranych ukazała się sporej wielkości sala z długimi stołami, ogromnym kominkiem, skórami zwierząt, ciężkimi obrazami i kilkoma rozleniwionymi psami. Ouzaru pewnie wkroczyła do 'jadalni' i dwa razy klasnęła w dłonie. Z ukrytych za szafą z winami drzwi poczęli wychodzić słudzy uginający się pod ciężarem ogromnych półmisków i tac z jedzeniem. A było wszystko, czego tylko dusza mogła zapragnąć - pieczyste, świeże bochny chleba, wykwintne zupy, ciasta i owoce. Soczyste, świeże, parujące gorącymi zapachami i kręcące w nosie od przypraw.
- Kucharka przyjmuje też indywidualne zamówienia - powiedziała i stanęła na szczycie stołu. - Rozgośćcie się, proszę.
Zaprosiła wszystkich gestem i gdy każdy już zajął swoje miejsce, uniosła puchar i wzniosła toast za zdrowie każdego z nich. Poprawiając suknię usiadła i nałożyła sobie kawałek szarlotki. Dzióbnęła ciasto widelcem i zaczęła w milczeniu przyglądać się zebranym czekając, kiedy ktoś zacznie coś ciekawego opowiadać.
- Rozpal w kominku - rozkazała słudze, który pojawił się nie wiadomo skąd i nie odwracając się od okna zwróciła się do lokaja:
- Weź parasol i idź, tam ktoś stoi i najwidoczniej czeka na nasze zaproszenie.
Mężczyzna pokręcił niezadowolony nosem, ale nic nie odparł, wszak musiał robić to, co do niego należało. A były to między innymi wszelkie życzenia i zachcianki dziewczyny. Fuknął cicho i wyszedł po zmiennokształtnego, który wraz z przyjacielem schronili się pod dachem.
Kiedy do Zamczyska wszedł mag i zaraz po nim krasnolud, skłoniła im się dość nisko i odpowiedziała na pytanie najgrzeczniej, jak tylko umiała.
- Zacznijmy od tego, że owszem, jestem Ouzaru, A jest to nie tyle imię czy przydomek, co raczej... esencja bycia - zwróciła się do krasnoluda. - Póki co jeszcze nic cię nie ominęło, Liego, dopiero się zbieramy.
Lekki uśmiech zawitał na jej twarzy, cieszyła się, że mag zdążył na czas.
- Może przejdziemy do jadalni? Tam sobie wypoczniecie przy kominku, coś zjemy i posłuchamy wspaniałych opowieści, bo opowiecie o sobie, prawda? - zapytała z nadzieją w głosie i poszła do dużych drzwi po lewej stronie.
Z niemałym trudem pchnęła je i oczom zebranych ukazała się sporej wielkości sala z długimi stołami, ogromnym kominkiem, skórami zwierząt, ciężkimi obrazami i kilkoma rozleniwionymi psami. Ouzaru pewnie wkroczyła do 'jadalni' i dwa razy klasnęła w dłonie. Z ukrytych za szafą z winami drzwi poczęli wychodzić słudzy uginający się pod ciężarem ogromnych półmisków i tac z jedzeniem. A było wszystko, czego tylko dusza mogła zapragnąć - pieczyste, świeże bochny chleba, wykwintne zupy, ciasta i owoce. Soczyste, świeże, parujące gorącymi zapachami i kręcące w nosie od przypraw.
- Kucharka przyjmuje też indywidualne zamówienia - powiedziała i stanęła na szczycie stołu. - Rozgośćcie się, proszę.
Zaprosiła wszystkich gestem i gdy każdy już zajął swoje miejsce, uniosła puchar i wzniosła toast za zdrowie każdego z nich. Poprawiając suknię usiadła i nałożyła sobie kawałek szarlotki. Dzióbnęła ciasto widelcem i zaczęła w milczeniu przyglądać się zebranym czekając, kiedy ktoś zacznie coś ciekawego opowiadać.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Sporo czasu zajęło jej zwiedzanie zamczyska. Udało jej się jednak zwiedzić większą jego część. Znała już mniej więcej rozkład komnat. Dzięki niezawodnemu węchowi i szóstemu zmysłowi doskonale wiedziała kto zamieszkiwał którą komnatę.
Zawróciła w stronę przydzielonej jej kwatery chcąc się zdrzemnąć w przytulnym legowisku, gdy wpierw jej uszu dobiegło upiorne wycie i zawodzenie. Z jej gardła dobył się ponury warkot. Wiedziała co się dzieje. Książę ciemności znów odwalał jedno z tych swoich głupawych przedstawień z wysyłaniem kaszlącego pokurcza i wyłażeniem ze środka książki. Zawsze ją irytowało, gdy mogąc zrobić coś normalnie posługiwał się bezsensownie magią marnując moc i naruszając równowagę w naturze...
Na dziedzińcu pojawiali się kolejni goście. Jedni wchodzili swobodnie, inni czekali na oficjalne zaproszenie gospodyni.
Nagle po zamku roszedł się zapach, który stłumił wszystkie inne. Wyskoczyła z korytarza, pognała naprzód, ślizgając się po kamiennej posadzce minęła jakąś grupkę gości Ouzaru, w biegu rozwiała się w cień. Czarna półmaterialna smuga śmignęła między ludźmi i nieludźmi po czym zatrzymała się speszona na środku. Wilczyca pisnęła widząc, że znalazła się w centrum uwagi i z podkulonym ogonem wycofała się pod ścianę ustepując drogi zebranym. Podeszła do kominka, na którym wesoło trzaskał wielki, ciepły ogień i zaznajomiła się z psami rozwalonymi pokotem wokół paleniska. Uwaliła się wraz z nimi grzejąc czarne boki w cieple pomarańczowego płomienia. Zamruczała zadowolona. Kątem oka obserwowała zgromadzonych zachowując umiarkowaną czujność i nasłuchując toczących się rozmów. Ona zgodnie ze słowami Ouz już się rozgościła. Teraz czekała aż słudzy wniosą swoje półmiski i tace... Czychała przy ogniu pozorując brak zainteresowania czymkolwiek. W rzeczywistości jednak czatowała na wielką, pachnącą pieczeń z dzika, która już znalazła się na stole...
Zawróciła w stronę przydzielonej jej kwatery chcąc się zdrzemnąć w przytulnym legowisku, gdy wpierw jej uszu dobiegło upiorne wycie i zawodzenie. Z jej gardła dobył się ponury warkot. Wiedziała co się dzieje. Książę ciemności znów odwalał jedno z tych swoich głupawych przedstawień z wysyłaniem kaszlącego pokurcza i wyłażeniem ze środka książki. Zawsze ją irytowało, gdy mogąc zrobić coś normalnie posługiwał się bezsensownie magią marnując moc i naruszając równowagę w naturze...
Na dziedzińcu pojawiali się kolejni goście. Jedni wchodzili swobodnie, inni czekali na oficjalne zaproszenie gospodyni.
Nagle po zamku roszedł się zapach, który stłumił wszystkie inne. Wyskoczyła z korytarza, pognała naprzód, ślizgając się po kamiennej posadzce minęła jakąś grupkę gości Ouzaru, w biegu rozwiała się w cień. Czarna półmaterialna smuga śmignęła między ludźmi i nieludźmi po czym zatrzymała się speszona na środku. Wilczyca pisnęła widząc, że znalazła się w centrum uwagi i z podkulonym ogonem wycofała się pod ścianę ustepując drogi zebranym. Podeszła do kominka, na którym wesoło trzaskał wielki, ciepły ogień i zaznajomiła się z psami rozwalonymi pokotem wokół paleniska. Uwaliła się wraz z nimi grzejąc czarne boki w cieple pomarańczowego płomienia. Zamruczała zadowolona. Kątem oka obserwowała zgromadzonych zachowując umiarkowaną czujność i nasłuchując toczących się rozmów. Ona zgodnie ze słowami Ouz już się rozgościła. Teraz czekała aż słudzy wniosą swoje półmiski i tace... Czychała przy ogniu pozorując brak zainteresowania czymkolwiek. W rzeczywistości jednak czatowała na wielką, pachnącą pieczeń z dzika, która już znalazła się na stole...

-
- Bosman
- Posty: 1864
- Rejestracja: poniedziałek, 25 kwietnia 2005, 20:51
- Numer GG: 5454998
Noc minęła mu normalnie. Anioły nie śnią tylko unoszą się nad ziemią i zapadają w trans z którego w każdej chwili mogą się wybudzić. On nie był wyjątkiem. Skrzydło też niezbyt mu dokuczało - w ogóle go nie bolało. Z jednej strony zasługa to sztuki lekarskiej gospodyni (bo zaiste, trzeba być wprawnym lekarzem by poskładać coś, co teoretycznie jest niezniszczalne), z drugiej swojej hardości. Wiele już w swym długim życiu przeszedł, równierz i pare upadków.
Rano, gdy się ocknął, rozejrzał się po swoim pokoju. Był on mały, ale jak na jego potrzeby zdecydowanie wystarczający. Przy oknie stało łóżko, które po prawdzie nie było mu potrzebne. Obok niego stała szafka na której zaś stał świecznik z jedną nieco już zużytą świecą - kolejnym nieprzydatnym przedmiotem. Mimo to miło to było ze strony gospodyni, że zadbała o takie szczegóły. Poza tym pod łóżkiem stał nocnik, przy łóżku zaś misa z ciepłą wodą - kolejną oznaką troski tu panującej. Zaraz obok drzwi stała półka z książkami - co było już dodatkiem anioła. Lubiał czytać, gdyż to zawsze była jakaś rozwrywka. Na przeciw tej półki, w rogu, stała szafa dwudrzwiowa w której anioł zamierzal umieścić swoje ubrania. Ale to później. Teraz chciał tylko popatrzeć się przez okno, które to wyglądało na morze...
Rano, gdy się ocknął, rozejrzał się po swoim pokoju. Był on mały, ale jak na jego potrzeby zdecydowanie wystarczający. Przy oknie stało łóżko, które po prawdzie nie było mu potrzebne. Obok niego stała szafka na której zaś stał świecznik z jedną nieco już zużytą świecą - kolejnym nieprzydatnym przedmiotem. Mimo to miło to było ze strony gospodyni, że zadbała o takie szczegóły. Poza tym pod łóżkiem stał nocnik, przy łóżku zaś misa z ciepłą wodą - kolejną oznaką troski tu panującej. Zaraz obok drzwi stała półka z książkami - co było już dodatkiem anioła. Lubiał czytać, gdyż to zawsze była jakaś rozwrywka. Na przeciw tej półki, w rogu, stała szafa dwudrzwiowa w której anioł zamierzal umieścić swoje ubrania. Ale to później. Teraz chciał tylko popatrzeć się przez okno, które to wyglądało na morze...

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Obudziło go ciepło przesuwające się po jego ciele. Aby zlokalizowac jego źródło otworzył oczy. Źródłem tego miłego ciepła był obwąchujący (}Edit tza co cenzura?? Ten zły wyraz jest przez "Ó" Ten zły wyraz jest przez "u", nie propaguj złej pisowni, już zgłosiłem buga administracji) go nos padlinożernej bestii przypominającej psa. Nie wykonując gwałtownych ruchów rozejrzał się dookoła. Była ich cała sfora, Dla niego mogło to oznaczac tylko jedno- śniadanie do łóżka.
-Widocznie nie miały nigdy do czyniena z gremlinem.-pomyślał
.
Natychmiast zerwał się na nogi. Wyszczerzył jeszcze bardziej swe zębiska i wypuścił pazury ze swych łap starając się wyglądac tak groźnie jak tylko czyjeś niedoszłe śniadanie może wyglądc.
Zwierzęta natychmiast odskoczyły i przybrały pozycję obronną. Było ich niewiele a każde z nich miało około dwóch stóp wzrostu i trzy dłuości.
Zaczął rozglądac się nerwowo szukając ewentualnej drogi ucieczki.
Zauważył wielką kamienną budowlę.
Pewien siebie rzucił się w stronę sfory. Zabił jednego padlinożercę pazurami. Szybko wyrwał z niego kęs mięsa. Pozostałe bestie wyraźnie zniesmaczone tym jak skończył ich pobratymiec, zaczęły się powoli wycofywac. Pewny siebie gremlin zaczął powoli przymierzac się do ataku na kolejną ofiarę. Zwierzęta odwróciły się natychmiast. I zaczęły atakowa
swoją niedoszłą zdobycz.
Przerażony gremlin zaczął uciekac ile sił w nogach. Sfora goniła go, jednak on był szybszy. Zdobył dużą przewagę. Podbiegł do bramy gdy nagle spostrzegł że krata była opuszczona.
-Nieee! Czemu to ja mam takiego pecha!!-Zaczął użalac się nad sobą.
Nie tracąc jednak czasu wspiął się na brame. I tzrymając się jej kurczowo
postarał się przypomniec sobię czego go kiedyś nauczył szaman.
Czemu go nie_słuchałem?!
Jak to było?
Chyba
N'chrramhm..
Nie,,
Chr'ramhmm...
Nie to było od odpędzania insektów
A już wiem
-K'hrallmrha raamhm C'rwwe hmam'r!
Oprawcy stanęli jak wryci, po czym uklękneli i spokjnie odeszli.
Gdy opadł poziom adrenaliny prypomniał sobie że jego rana wciąż krwawi
a oczy pieką go od słońca.
-Jest tam kto?! Otwórzcie!! Halo!:
-Widocznie nie miały nigdy do czyniena z gremlinem.-pomyślał
.
Natychmiast zerwał się na nogi. Wyszczerzył jeszcze bardziej swe zębiska i wypuścił pazury ze swych łap starając się wyglądac tak groźnie jak tylko czyjeś niedoszłe śniadanie może wyglądc.
Zwierzęta natychmiast odskoczyły i przybrały pozycję obronną. Było ich niewiele a każde z nich miało około dwóch stóp wzrostu i trzy dłuości.
Zaczął rozglądac się nerwowo szukając ewentualnej drogi ucieczki.
Zauważył wielką kamienną budowlę.
Pewien siebie rzucił się w stronę sfory. Zabił jednego padlinożercę pazurami. Szybko wyrwał z niego kęs mięsa. Pozostałe bestie wyraźnie zniesmaczone tym jak skończył ich pobratymiec, zaczęły się powoli wycofywac. Pewny siebie gremlin zaczął powoli przymierzac się do ataku na kolejną ofiarę. Zwierzęta odwróciły się natychmiast. I zaczęły atakowa
swoją niedoszłą zdobycz.
Przerażony gremlin zaczął uciekac ile sił w nogach. Sfora goniła go, jednak on był szybszy. Zdobył dużą przewagę. Podbiegł do bramy gdy nagle spostrzegł że krata była opuszczona.
-Nieee! Czemu to ja mam takiego pecha!!-Zaczął użalac się nad sobą.
Nie tracąc jednak czasu wspiął się na brame. I tzrymając się jej kurczowo
postarał się przypomniec sobię czego go kiedyś nauczył szaman.
Czemu go nie_słuchałem?!
Jak to było?
Chyba
N'chrramhm..
Nie,,
Chr'ramhmm...
Nie to było od odpędzania insektów
A już wiem
-K'hrallmrha raamhm C'rwwe hmam'r!
Oprawcy stanęli jak wryci, po czym uklękneli i spokjnie odeszli.
Gdy opadł poziom adrenaliny prypomniał sobie że jego rana wciąż krwawi
a oczy pieką go od słońca.
-Jest tam kto?! Otwórzcie!! Halo!:


-
- Bombardier
- Posty: 700
- Rejestracja: wtorek, 1 listopada 2005, 15:50
- Numer GG: 9383879
- Lokalizacja: Preczów :P
- Kontakt:
Druid nałożył sobie nieco sałatki i zaczął jeść. Po prawdzie nie_był zbyt głodny, lecz nie wypadało zasiąść od wieczerzy i nic nie zjeść. Postanowił zagadnąć gospodynię, w końcu tak długo jej nie widział. ]
- Ach, Ouzi, wspaniałe zamczysko, zresztą uczta także znakomita. Lecz widzę, że chyba mnie nie poznałaś od_razu. Pamiętasz jak dawno, dawno temu razem wybraliśmy się na ratunek zaginionej córki jakiegos szlachcica i rozbiliśmy sie na wyspie. Nigdy jej nie odnaleźliśmy, lecz jakoś wydostaliśmy się z wyspy. Pamiętasz? Wiele się zdażyło od tamtych czasów. Jak miałaś okazję zaobserwować, przybieranie kształtów zwierząt okazało się największym z moich druidzycznych talentów. Lecz widze, że i Ty nie próżnowałaś. opowiedz proszę coś o twoich przygodach.
- Ach, Ouzi, wspaniałe zamczysko, zresztą uczta także znakomita. Lecz widzę, że chyba mnie nie poznałaś od_razu. Pamiętasz jak dawno, dawno temu razem wybraliśmy się na ratunek zaginionej córki jakiegos szlachcica i rozbiliśmy sie na wyspie. Nigdy jej nie odnaleźliśmy, lecz jakoś wydostaliśmy się z wyspy. Pamiętasz? Wiele się zdażyło od tamtych czasów. Jak miałaś okazję zaobserwować, przybieranie kształtów zwierząt okazało się największym z moich druidzycznych talentów. Lecz widze, że i Ty nie próżnowałaś. opowiedz proszę coś o twoich przygodach.

(\ /)
( . .)
c('')('')
This is Bunny. Copy and paste bunny into your signature to help him gain world domination.

-
- Bombardier
- Posty: 729
- Rejestracja: wtorek, 6 grudnia 2005, 09:56
- Numer GG: 4464308
- Lokalizacja: Free City Vratislavia
- Kontakt:
Elf powoli wszedł do jadalni i usiadł przy stole, po drodze uśmiechając się szeroko do Wilczycy. Wzniósł kielich do toastów smakując wspaniałe wino. Był szczęśliwy. Soczyste owoce, które z rozkoszą zajadał pieściły jego kubki smakowe niczym ambrozja. Przyglądał się slużącym noszącym wykwintne dania, uwijali się jak w ukropie, jakby im za to płacono. Przyglądał się chwilkę krzątającym się, po czym zwrócił swój wzrok w stronę paleniska. Ogień był onieśmielający. Wyglądał jak jeden z tych płomieni, które nigdy nie gasną, wiecznie podsycane przez pokolenia mieszkających przy nim. Skosztował nieznanego mu czerwonawego owocu, który okazał się bardzo słodki i soczysty. Zwrócił się do Ouzaru, która milcząc czekała aż ktoś się odezwie. Melodyjnym głosem rzekł:
- Wspaniały zamek stworzyłaś, piękny, zaprawdę ciężko go odpowiednio skomplementować. Jednak czegoś mi w nim brak. I sądzę, że Ty wiesz czego. Możnaby zacząć to tworzyć od tego Otworzył swą skórzaną torbę i wydobył z niej małą szkatułkę. otworzył ją i delikatnie począł rozwijać atłas który znajdował się w środku. Po chwili ujrzała błysk, a zaraz potem ją całą - znaną jej kryształową różę...
- Wspaniały zamek stworzyłaś, piękny, zaprawdę ciężko go odpowiednio skomplementować. Jednak czegoś mi w nim brak. I sądzę, że Ty wiesz czego. Możnaby zacząć to tworzyć od tego Otworzył swą skórzaną torbę i wydobył z niej małą szkatułkę. otworzył ją i delikatnie począł rozwijać atłas który znajdował się w środku. Po chwili ujrzała błysk, a zaraz potem ją całą - znaną jej kryształową różę...

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Zaczynało się pojawiać coraz więcej istot. Mogło być wesoło. Przerażające dźwięki obwieszczające przybycie księcia ciemności nie zrobiły na nim większego wrażenia. Wziął klucz od lokaja i wszedł do swojej komnaty. Najwyraźniej gospodyni chciała im jak najbardziej dogodzić gdyż pokój zaczął się poddawać przeobrażeniom od momentu, gdy tylko do niego wszedł. Nie chciał przenosić tu całej swojej domeny, ale przecież musiał jakoś przyzwoicie mieszkać, nie wiadomo wszak ile tu zabawi. Całe pomieszczenie zaczęło rosnąć, zarówno wzdłuż jak i w górę, nie był przecież mikrusem, czasami czuł się dość klaustrofobicznie w niektórych pomieszczeniach. Teraz to miało pięć metrów wysokości i jakieś dwadzieścia pięć długości a szerokie na dwadzieścia. Po prawej stronie wyrosły okna. Wielkie, łukowate, niemalże na całą wysokość ściany. Każde z nich przedstawiało inną scenerię, od uciekającego dzika i goniącej go sfory, przez pola najkrwawszych bitew aż do sypialni gdzie kochankowie toczyli swoje miłosne boje. Może to jego młodszy brat miał domenę wojny i zbierał hołdy, ale on tego nie potrzebował, każda walcząca istota dawał mu siłę samym aktem, chęcią obrony, ucieczki ataku, zwyczajna walką o przetrwanie kolejnego dnia. Po prawej, oświetlone światłem padającym z okien pojawiły się rzędy stojaków. Był to niejako dowód uznania dla istot inteligentnych. Na stojakach znajdowały się bronie wszelakiego rodzaju i pancerze. Jakie tylko ktoś mógłby wymyślić i takie, o których się nikomu jeszcze nawet w tym multiwersum nie śniło. Co kilka metrów obok stojaków stał mały stolik. Na każdym z nich rozłożona była inna gra strategiczna od szachów przez go na niemal rzeczywistych polach bitewnych z figurkami wyglądającymi jak żywe kończąc. Pośrodku stał duży okrągły stół, przy jakim naradzali się nieraz wodzowie. Fala zmienności doszła do przeciwległej ściany i jakby się zawahała, niepewna czy może przekroczyć tą granicę. Skinął lekko głową w przyzwalającym geście.
Na ścianie powstały drzwi.. a właściwie wrota, wyglądały jak fresk lub płaskorzeźba, ale były najprawdziwszymi znakami. To było coś w rodzaju małego testu dla chętnych. Najpierw trzeba było dojrzeć drzwi, a następnie zlokalizować zamek. Każdy kolejno w odpowiednim porządku. Najpierw złota pieczęć wyschniętego morza, którą można było otworzyć tylko szczyptą piachu z dna morza pyłu, potem zamek srebrnego księżyca, który dało się otworzyć tylko pajęczą nicią przy świetle księżyca. Do trzeciego klucem był kawałek krzemienia. Żeby otworzyć czwarty zamek wystarczyło przyklęknąć na jedno kolano, ale mało kto na to wpadał. Piąty zamek otworzyć można było składając pocałunek na ustach fresku kobiety, który odsłaniał się po otworzeniu czwartego. Ostatni zamek otwierał tylko sztych miecza. On nie musiał przejmować się całą sekwencja, były to po prostu dodatkowe drzwi do jego dziedziny. Otworzyły się na chwilę ukazując czarny kamienny tron wyglądający jakby wykuty ze zbocza góry. W krótkim przebłysku przed zatrzaśnięciem się drzwi można było jeszcze tylko dojrzeć czerń, rdzawe plamy i walające się gdzie niegdzie kości i fragmenty ekwipunku bojowego. Zmiany cofnęły się szybko biorąc w obroty lewą cześć komnaty.
Na ścianach wykwitły barwne chorągwie, niektóre podniszczone i podarte, ale widać, że zacne i zapewne zdobyte na godnych przeciwnikach. Skóry lwów, lampartów, nawet mamuta zaległy podłogę. Pod mamucią skórą znajdowało się ciepłe źródełko. Mniej więcej w połowie tuż pod ścianą pojawiło się ogromne hebanowe łoże z kotarami i wspornikami przyozdobionymi rzeźbami. Było naprawdę gigantyczne, nie dość, że dla niego byłoby miejsca pod dostatkiem, to zapewne i niejedna osoba by się tam zmieściła. Dalej pod ścianą ciągnęła się biblioteczka. Wyróżniała się tam sławetna rozprawa generała Tactikusa, oryginał ze oprawiony w lamparcią skórę. Przewijały się tam również inne ciekawe tytuły. Oczywiście, jeśli ktoś interesował się wojskowością i batalistyką. Rozejrzał się po pokoju. Był... zadowolony. Rzucił hełm na stojący niedaleko wieszak i wyszedł z pokoju. Nie zamykał go na klucz, wszystkich zazwyczaj odrzucał widok tego połączenia czerni i szkarłatu i tylko miejscami zimny odblask ostrza. Jeśli ktoś zaś lubił takie miejsca i nie przeszkadzało mu to ze w całym tamtym miejscu unosiła się aura gorączki bitewnej a nerki produkowały takie ilości adrenaliny ze aż się niedobrze robiło. Cóż mógł czuć się jak u siebie w domu.
Wyczuł walczącego gremlina, zaczynało się robić ciekawie. Poszedł za swoim nosem prosto do jadalni. Nie potrzebował jedzenia, ale przysiadł się do towarzystwa. Mieszanka jak na jedno miejsce była wręcz piorunująca, niemalże jak na turnieju w jego dziedzinie. Rozejrzał się za wilczycą, wyglądała jak potężny ogar bojowy a zachowywała się jak psotny szczeniak. Zdjął pancerne rękawice i przywołał ją do siebie, najwyraźniej się go bała, nie wiedziała nawet jak często biegł u jej boku podczas polowania. Skłonił się w stronę Ouzaru.
-Znakomite komnaty pani, można się wręcz czuć jak u siebie w domu. Mrugnął do Ouzaru, komnaty były najwyraźniej dostosowywane do każdego. Widać Pani zamku była potężna i potrafiła przywołać nawet najdziwniejszy obraz z głowy każdego. Zastanawiał się czy możliwa byłaby miejscowa strefa odwróconej grawitacji, ale wolał na razie nie próbować, starczyło mu tej wspinaczki po klifie na jakiś czas.
Możecie mówić do mnie Isdes, ciężko byłoby zobrazować wam moje normalne imię.
Spróbował chleba z masłem, nie jadł od tak dawna, ze na nowo odkrywał do czego ludzkiemu ciału potrzebne kubeczki smakowe.
Na ścianie powstały drzwi.. a właściwie wrota, wyglądały jak fresk lub płaskorzeźba, ale były najprawdziwszymi znakami. To było coś w rodzaju małego testu dla chętnych. Najpierw trzeba było dojrzeć drzwi, a następnie zlokalizować zamek. Każdy kolejno w odpowiednim porządku. Najpierw złota pieczęć wyschniętego morza, którą można było otworzyć tylko szczyptą piachu z dna morza pyłu, potem zamek srebrnego księżyca, który dało się otworzyć tylko pajęczą nicią przy świetle księżyca. Do trzeciego klucem był kawałek krzemienia. Żeby otworzyć czwarty zamek wystarczyło przyklęknąć na jedno kolano, ale mało kto na to wpadał. Piąty zamek otworzyć można było składając pocałunek na ustach fresku kobiety, który odsłaniał się po otworzeniu czwartego. Ostatni zamek otwierał tylko sztych miecza. On nie musiał przejmować się całą sekwencja, były to po prostu dodatkowe drzwi do jego dziedziny. Otworzyły się na chwilę ukazując czarny kamienny tron wyglądający jakby wykuty ze zbocza góry. W krótkim przebłysku przed zatrzaśnięciem się drzwi można było jeszcze tylko dojrzeć czerń, rdzawe plamy i walające się gdzie niegdzie kości i fragmenty ekwipunku bojowego. Zmiany cofnęły się szybko biorąc w obroty lewą cześć komnaty.
Na ścianach wykwitły barwne chorągwie, niektóre podniszczone i podarte, ale widać, że zacne i zapewne zdobyte na godnych przeciwnikach. Skóry lwów, lampartów, nawet mamuta zaległy podłogę. Pod mamucią skórą znajdowało się ciepłe źródełko. Mniej więcej w połowie tuż pod ścianą pojawiło się ogromne hebanowe łoże z kotarami i wspornikami przyozdobionymi rzeźbami. Było naprawdę gigantyczne, nie dość, że dla niego byłoby miejsca pod dostatkiem, to zapewne i niejedna osoba by się tam zmieściła. Dalej pod ścianą ciągnęła się biblioteczka. Wyróżniała się tam sławetna rozprawa generała Tactikusa, oryginał ze oprawiony w lamparcią skórę. Przewijały się tam również inne ciekawe tytuły. Oczywiście, jeśli ktoś interesował się wojskowością i batalistyką. Rozejrzał się po pokoju. Był... zadowolony. Rzucił hełm na stojący niedaleko wieszak i wyszedł z pokoju. Nie zamykał go na klucz, wszystkich zazwyczaj odrzucał widok tego połączenia czerni i szkarłatu i tylko miejscami zimny odblask ostrza. Jeśli ktoś zaś lubił takie miejsca i nie przeszkadzało mu to ze w całym tamtym miejscu unosiła się aura gorączki bitewnej a nerki produkowały takie ilości adrenaliny ze aż się niedobrze robiło. Cóż mógł czuć się jak u siebie w domu.
Wyczuł walczącego gremlina, zaczynało się robić ciekawie. Poszedł za swoim nosem prosto do jadalni. Nie potrzebował jedzenia, ale przysiadł się do towarzystwa. Mieszanka jak na jedno miejsce była wręcz piorunująca, niemalże jak na turnieju w jego dziedzinie. Rozejrzał się za wilczycą, wyglądała jak potężny ogar bojowy a zachowywała się jak psotny szczeniak. Zdjął pancerne rękawice i przywołał ją do siebie, najwyraźniej się go bała, nie wiedziała nawet jak często biegł u jej boku podczas polowania. Skłonił się w stronę Ouzaru.
-Znakomite komnaty pani, można się wręcz czuć jak u siebie w domu. Mrugnął do Ouzaru, komnaty były najwyraźniej dostosowywane do każdego. Widać Pani zamku była potężna i potrafiła przywołać nawet najdziwniejszy obraz z głowy każdego. Zastanawiał się czy możliwa byłaby miejscowa strefa odwróconej grawitacji, ale wolał na razie nie próbować, starczyło mu tej wspinaczki po klifie na jakiś czas.
Możecie mówić do mnie Isdes, ciężko byłoby zobrazować wam moje normalne imię.
Spróbował chleba z masłem, nie jadł od tak dawna, ze na nowo odkrywał do czego ludzkiemu ciału potrzebne kubeczki smakowe.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Bombardier
- Posty: 827
- Rejestracja: piątek, 13 kwietnia 2007, 17:04
- Numer GG: 1074973
- Lokalizacja: Sandland
Padał obfity deszcz, zamczysko jak trwało tak trwa, z pięknych rzygaczy na krzywym dachu lały się strugi wody. Woda ściekała po kamiennych blokach, wśród liści bluszczu, krople uderzały w okna. Wśród zebranej grupki nowoprzybyłych rozciągała się woń dobrego jadła, po długiej podróży na pewno byli spragnieni i wygłodniali. Jeden z psów leżących przy kominku, spostrzegł coś połyskującego za oknem… były to śnieżno białe zębiska… postać uśmiechała się (?). Okna wychodziły w stronę lasu, a dalej w kierunku strumyków i gór zasłaniających horyzont. Zbliżała się już noc, a ta strona zamku i tak była spowita cieniem, zatem postać zdawała się marą, małym złudzeniem, zwykłą iluzją. W każdym razie, stała na czymś w rodzaju zwisającego gobelinu… dokładniej mówiąc sama postać wydawała się wisieć, gdyż bez żadnych oporów stała wyprostowana do góry nogami, jak by była przygwożdżona do spodu gobelinu. Z parasolem trzymanym właściwie… znaczy względem ciała. Naturalnie deszcz powinien zbierać się w parasolu, jednak na tym wyjątkowym skrawku gobelinu, deszcz padał… od spodu. Pies podniósł się, postać przystawiła palec do ust, po czym wskazała nim na stół i pomerdała palcem. Pies zamilkł zerknął na złote półmiski, po czym ze stołu spadła pieczona nóżka kurczaka i pod turlała się wprost pod łapy psiny.
Postać spojrzała w dół, ktoś stał przy bramie(?) Jeszcze nie wiedziała, kto to, ale jeśli potrafi spać, na pewno nie jest zły. Rzuciła niewinną myśl, a na ten znak, jej cień padający mniej więcej koło przedziwnej istoty, zaszedł ją od tyłu. Zapukał w ramię, po czym gdy się odwróciła, cień otworzył bramę. Postać zwisająca z gobelinu westchnęła *zapraszam do środka*
*wystarczy tego śledzenia* Gobelin pod stopami postaci zaczął się cofać wzwyż, cofał się bardzo wysoko, przystopował przy wielkich oknach ze skromnymi witrażami, ukazującymi jakieś boje. Zajrzała do środka, pokój był znakomicie urządzony *no tak…* pomyślała postać… po czym gobelin znów zaczął się cofać. Cofał się i cofał, jak by topniejąca sopla. Z czego on zwisał? Po chwili pozornie pozbawiony kształtów gobelin wsunął się przez okno, jak by stamtąd wyrastał. Postać trzymając się podłoża, wsunęła się przez okno, a dziwaczne podłoże stało się ścianą jej pustej komnaty. Jak nigdy nic stała na ścianie kręcąc nosem, myślała o wystroju. Parasol sam powiesił się na wieszaku, a postać chodziła w tą i w druga stronę po suficie. Może by tak zamienić salon w rafę koralową, sypialnie w safari, a łazienkę zamieścić w chmurach? Zadumała się, postanowiła usiąść, spoczęła na bujanym fotelu szybko uformowanym z żyrandola. Pstryknęła palcami, a z zewnątrz wleciał mały żuczek, przysiadł na środku pokoju, po czym kichnął i zamienił się w stare drewniane sosnowe drzwi ze starą zdobioną metalową klamką, w swojej starej formie. Poniżej był mały zamek z czarnym kółeczkiem. Postać wniknęła w eter, i pojawiła się przed żuczymi drzwiami, na framudze widniał napis „Sen”. Przekręciła zamek, a kulka obróciła się, zmieniając kolor; z czarnego na czerwony, z czerwonego na niebieski, z niebieskiego na żółty, aż nareszcie dotarła do zieleni, nacisnęła klamkę, a drewniane drzwi, które normalnie powinny ukazać widok na okno i pozostałą cześć pokoju, otworzyły się w starym domostwie. Postać podbiegła do okiennic, otworzyła je i załapała świeżego górskiego powietrza. Cały dom poruszał się na kurzych łapkach, był dość mobilny w swym nieładzie. Był i stary kominek, stary poczciwy stół, parę krzeseł, jakieś rury z wodą ciągnące się przy suficie, oraz ona sama ciesząca się domkiem, wędrującym po pasmach górskich.
*wyśmienicie. Umeblowałam pokój… może się przejdę?* powiedziała po wstawieniu drzwi na środku pokoju, wróciła do swojej komnaty, wyszła i z niej zamykając po sobie drzwi na klucz, zostawiając uprzednio klucz w komodzie przy łóżku by go nie zgubić. Powędrowała wzdłuż korytarza, zbliżał się wieczór, słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
Postać spojrzała w dół, ktoś stał przy bramie(?) Jeszcze nie wiedziała, kto to, ale jeśli potrafi spać, na pewno nie jest zły. Rzuciła niewinną myśl, a na ten znak, jej cień padający mniej więcej koło przedziwnej istoty, zaszedł ją od tyłu. Zapukał w ramię, po czym gdy się odwróciła, cień otworzył bramę. Postać zwisająca z gobelinu westchnęła *zapraszam do środka*
*wystarczy tego śledzenia* Gobelin pod stopami postaci zaczął się cofać wzwyż, cofał się bardzo wysoko, przystopował przy wielkich oknach ze skromnymi witrażami, ukazującymi jakieś boje. Zajrzała do środka, pokój był znakomicie urządzony *no tak…* pomyślała postać… po czym gobelin znów zaczął się cofać. Cofał się i cofał, jak by topniejąca sopla. Z czego on zwisał? Po chwili pozornie pozbawiony kształtów gobelin wsunął się przez okno, jak by stamtąd wyrastał. Postać trzymając się podłoża, wsunęła się przez okno, a dziwaczne podłoże stało się ścianą jej pustej komnaty. Jak nigdy nic stała na ścianie kręcąc nosem, myślała o wystroju. Parasol sam powiesił się na wieszaku, a postać chodziła w tą i w druga stronę po suficie. Może by tak zamienić salon w rafę koralową, sypialnie w safari, a łazienkę zamieścić w chmurach? Zadumała się, postanowiła usiąść, spoczęła na bujanym fotelu szybko uformowanym z żyrandola. Pstryknęła palcami, a z zewnątrz wleciał mały żuczek, przysiadł na środku pokoju, po czym kichnął i zamienił się w stare drewniane sosnowe drzwi ze starą zdobioną metalową klamką, w swojej starej formie. Poniżej był mały zamek z czarnym kółeczkiem. Postać wniknęła w eter, i pojawiła się przed żuczymi drzwiami, na framudze widniał napis „Sen”. Przekręciła zamek, a kulka obróciła się, zmieniając kolor; z czarnego na czerwony, z czerwonego na niebieski, z niebieskiego na żółty, aż nareszcie dotarła do zieleni, nacisnęła klamkę, a drewniane drzwi, które normalnie powinny ukazać widok na okno i pozostałą cześć pokoju, otworzyły się w starym domostwie. Postać podbiegła do okiennic, otworzyła je i załapała świeżego górskiego powietrza. Cały dom poruszał się na kurzych łapkach, był dość mobilny w swym nieładzie. Był i stary kominek, stary poczciwy stół, parę krzeseł, jakieś rury z wodą ciągnące się przy suficie, oraz ona sama ciesząca się domkiem, wędrującym po pasmach górskich.
*wyśmienicie. Umeblowałam pokój… może się przejdę?* powiedziała po wstawieniu drzwi na środku pokoju, wróciła do swojej komnaty, wyszła i z niej zamykając po sobie drzwi na klucz, zostawiając uprzednio klucz w komodzie przy łóżku by go nie zgubić. Powędrowała wzdłuż korytarza, zbliżał się wieczór, słońce powoli chyliło się ku zachodowi.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Wilczyca długo i cierpliwie czaila się na pieczeń. Gdy Zaknafein posłał jej radosny uśmiech pacnęła raz ogonem o ziemię i... Mrugnęła do niego zawadiacko okiem, ukazując długie jak sztylety zęby w wilczym uśmiechu. Jej żółte oczy lśniły rozbawieniem.
Nagle ktoś najwyraźniej również zwrócił uwagę na wielką pieczeń. Wilczyca poderwała się ze swojego miejsca przy ogniu, śmignęła nad stołem uprowadzając całego dzika. W mgnieniu oka mięso zniknęło z półmiska, a zdezorientowana ofiara apetytu Wilczycy nie wiedziała co się stało. Bestia umknęła pod stół, by spałaszować smakowicie upieczoną dziczyznę. Swoim czynem ściągnęła uwagę wszystkich wylegujących sie na sali psów. Zleciały się jak sępy do padliny tam, gdzie ona pochłaniała swój posiłek. Kilka mlaśnięć później przeplatanych warczeniem na śliniące się nad jej zdobyczą psy WinterWolf zatarła wszelkie ślady po kradzierzy. Schrupała nawet kości i wylizała uświnioną tłuszczem i mięsem posadzkę. Wylazła leniwie spod stołu przeciągając się z lubością. Porwała jeszcze ze stołu kawałek ciasta stając na tylnych łapach i wykradając je komuś z talerza, gdy właściciel zwrócił się w inną stronę prowadząc jakąś dyskusję. Gdy zwrócił twarz w kierunku tajemniczych mlaśnięć zastał tylko wylizany do czysta, lśniący talerzyk pozbawiony zawartości... Były za to ślady potężnych wilczych łap na obrusie i kilka czarnych włosów. Zwierzę już drzemało przy kominku opierając wielki łeb na grzbiecie któregoś z psich kompanów...
Poderwała się gwałtownie ja rażona piorunem, gdy do sali wkroczył wielki mężczyzna. Zapach, ktory bił od niego przywodził na myśl walkę o życie, bezwzgledną szamotaninę, miotającą się w zębach ofiarę i paniczną ucieczkę przed niebezpieczeństwem. Skuliła się. Stuliła uszy po sobie i schowała ogon pod siebie. Szorując brzuchem po ziemi i wystawiając język między obnażonymi kłami zbliżyła się powoli i ostrożnie skamląc jak szczenię. W tej istocie była jakaś nieuchronność. Wiązało się z nią i życie i śmierć. I ona to czuła... Nie nosem lecz podświadomie. Nie można go pokonać ani zabić... Instynktownie czuła, że bez niego nie byłoby życia... Panowałby bezruch. Czuła też, że on zna ją lepiej niż jej się kiedykolwiek mogło wydawać... To ja przerażało i fascynowało. Zbliżyła się na wyciągnięcie jego ręki i skamląc wyciągnęła w jego stronę łeb, po czym obróciła się łapami do góry. Obnażyła brzuch i gardło w geście uległości. Z walką nie da się walczyć... Jeśli chce się przetrwać trzeba uczynić ją swym przyjacielem. Kapryśnym, ale zawsze w pewien sposób bliskim...
Nagle ktoś najwyraźniej również zwrócił uwagę na wielką pieczeń. Wilczyca poderwała się ze swojego miejsca przy ogniu, śmignęła nad stołem uprowadzając całego dzika. W mgnieniu oka mięso zniknęło z półmiska, a zdezorientowana ofiara apetytu Wilczycy nie wiedziała co się stało. Bestia umknęła pod stół, by spałaszować smakowicie upieczoną dziczyznę. Swoim czynem ściągnęła uwagę wszystkich wylegujących sie na sali psów. Zleciały się jak sępy do padliny tam, gdzie ona pochłaniała swój posiłek. Kilka mlaśnięć później przeplatanych warczeniem na śliniące się nad jej zdobyczą psy WinterWolf zatarła wszelkie ślady po kradzierzy. Schrupała nawet kości i wylizała uświnioną tłuszczem i mięsem posadzkę. Wylazła leniwie spod stołu przeciągając się z lubością. Porwała jeszcze ze stołu kawałek ciasta stając na tylnych łapach i wykradając je komuś z talerza, gdy właściciel zwrócił się w inną stronę prowadząc jakąś dyskusję. Gdy zwrócił twarz w kierunku tajemniczych mlaśnięć zastał tylko wylizany do czysta, lśniący talerzyk pozbawiony zawartości... Były za to ślady potężnych wilczych łap na obrusie i kilka czarnych włosów. Zwierzę już drzemało przy kominku opierając wielki łeb na grzbiecie któregoś z psich kompanów...
Poderwała się gwałtownie ja rażona piorunem, gdy do sali wkroczył wielki mężczyzna. Zapach, ktory bił od niego przywodził na myśl walkę o życie, bezwzgledną szamotaninę, miotającą się w zębach ofiarę i paniczną ucieczkę przed niebezpieczeństwem. Skuliła się. Stuliła uszy po sobie i schowała ogon pod siebie. Szorując brzuchem po ziemi i wystawiając język między obnażonymi kłami zbliżyła się powoli i ostrożnie skamląc jak szczenię. W tej istocie była jakaś nieuchronność. Wiązało się z nią i życie i śmierć. I ona to czuła... Nie nosem lecz podświadomie. Nie można go pokonać ani zabić... Instynktownie czuła, że bez niego nie byłoby życia... Panowałby bezruch. Czuła też, że on zna ją lepiej niż jej się kiedykolwiek mogło wydawać... To ja przerażało i fascynowało. Zbliżyła się na wyciągnięcie jego ręki i skamląc wyciągnęła w jego stronę łeb, po czym obróciła się łapami do góry. Obnażyła brzuch i gardło w geście uległości. Z walką nie da się walczyć... Jeśli chce się przetrwać trzeba uczynić ją swym przyjacielem. Kapryśnym, ale zawsze w pewien sposób bliskim...

-
- Mat
- Posty: 494
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
- Lokalizacja: Z Pustki
Wilczyca chyba w końcu zdecydowała się z nim zaznajomić. Wcale się nie dziwił że miała opory, zazwyczaj taki zapach kojarzy się z niebezpieczeństwem, pościegiem a czasem po prostu z rpzednią zabawą, oczywiście wszsystko zależy od interperetacji. Niemniej jednak był na czymś w rodzaju spaceru, małego urlopu. Wojna mógł zając sie rodzinnym interesem przez jakiś czas. Wilczyca przewróciła sie w zwierzęcym geście uległości, z jednej strony uległość bo z tej pozycji nie da sie za szybko zerwać a z drugiej czsta przyjemność. Zawsze lubiły gdy sie je drapało po brzuchu albo po środku łba, gdzie nigdy nie mogły dosięgnąć. Zszedłz ławy i usiadł na podłodze krzyzując nogi po turecku w pełnej płycie była to nie lada sztuczka ale najwyraźniej nie była to normalna zbroja. Zastanawiał się chwilę czy nie rpzybrać postaci wilka, ale doszedł do wniosku że już dość zmiennokształtnych w okolicy, choć zawsze mu sie zdawało ze Morfeusz by mężczyzną. No cóż, może przyjął uczennicę, może się przekwalifikował, a może córka weszła do rodzinnego interesu. Dawno nikogo nie odwiedzał, różnie się to czasami kończyło. Zdjął rękawice i zaczął drapać łowczynię tam gdzie najbardziej lubiła. Musiał sie trochę pochylac, jako ze skrzydła nieco mu zawadzały ale cóż, nawet w nim siedziało małe dziecko. Małe dzieci też walczą, o najróżniejsze rzeczy, o panowanie na placu zabaw, kawałek skórki od chleba, zrozumienie, wolność wypowiedzi, o szczęście, o wszystko. Wbrew pozorom czasem rozumiał ludzi lepiej niż oni sami, był przecież jednym z ich pierwotnych instynktów, nie wspominając już o naturalnych drapieżnikach.
K.M.N.
Don't make me dance on your grave...
Don't make me dance on your grave...

-
- Bombardier
- Posty: 639
- Rejestracja: niedziela, 1 października 2006, 17:54
- Numer GG: 10499479
- Lokalizacja: Stalowa Wola
Nigdy wcześniej nie widział żadnej budowli która nie została wzniesiona przez gremliny lub ich sługów.Widok urządonej z takim przepychem budowli był nie_lada zaskoczeniem nawet jak dla członka rodziny królewskiej.
Stwierdził że wypadałoby się komuś przedstawic. W oczy rzuciła mu się wytwornie ubrana, njprawdopodobniej ludzka kobieta
którą uznał (słusznie) za panią tego zamczyska.
Ukłonił się w swój pokraczny sposób i rzekł:
-Witam szlachetną panią. Jestem Kh'rlawn ostatni członek potężnej dynastii
Rlawnów. Przez wzgląd na ymm.. ciepłe... relacje między naszymi rasami proszę o udzielenie mi azylu.
Stwierdził że wypadałoby się komuś przedstawic. W oczy rzuciła mu się wytwornie ubrana, njprawdopodobniej ludzka kobieta
którą uznał (słusznie) za panią tego zamczyska.
Ukłonił się w swój pokraczny sposób i rzekł:
-Witam szlachetną panią. Jestem Kh'rlawn ostatni członek potężnej dynastii
Rlawnów. Przez wzgląd na ymm.. ciepłe... relacje między naszymi rasami proszę o udzielenie mi azylu.

-
- Bombardier
- Posty: 899
- Rejestracja: sobota, 20 maja 2006, 10:14
- Lokalizacja: Lublin
Gdy rano zwiedzał kolejne komnaty w zamku natknął się na lokaja który oznajmił mu iż ma udać się do jadalni gdyż wszyscy są tam zebrani. Krasnolud nie przejął się tym. "Śniadanie może poczekać..Ciekawie mnie ta budowla". Niski Inkwizytor zaczął oglądać obrazy i rzeźby znajdujące się w zamczysku. Podobało mu się tu. "Może by tak osiedlić się w okolicy lub wynająć komnatę od sławetnej Ouzaru..Zastanowię się jeszcze.." W końcu powolnymi lecz mocnymi krokami udał się w stronę jadalni. Stanął w progu sali. Zdziwił go przepych z jakim zrobiono śniadanie. Ponownie powoli i spokojnie przebył drogę do jednego z aksamitowych foteli. Usiadł wygodnie. Nałożył sobie udziec z dzika i zaczął jeść zgodnie z zasadami panującymi przy stole. Znał je. Nauczył się ich podczas przebywania na zamku w Lot'hlorien w elfickiej stolicy. Gdy panowała taka grobowa cisza krasnolud chrząknął znacząco tak aż echo rozniosło się po korytarzu.
- Tak więc witam wszystkich. Nazywam się Borgo Drum. Pochodzę z Gór Szarych. Jak widzicie po mych insygniach i szatach jestem Inkwizytorem. Przybyłem tu ponieważ wiele słyszałem o tym zamczysku i ponoć gdzieś w okolicach można nabyć bardzo wartościowe skarby. Tak słyszałem z opowieści. Teraz chciałbym abyście się przedstawili ponieważ nie znam żadnego z Was. Nawet sławetnej Ouz o której słyszałem również z opowieści. A następnie proszę o to by to Pani tego zamku opowiedziała nieco o nim.
[Kto to jest Aksamit? Producent foteli? To chyba powinien być z dużej pisany?- fds]
- Tak więc witam wszystkich. Nazywam się Borgo Drum. Pochodzę z Gór Szarych. Jak widzicie po mych insygniach i szatach jestem Inkwizytorem. Przybyłem tu ponieważ wiele słyszałem o tym zamczysku i ponoć gdzieś w okolicach można nabyć bardzo wartościowe skarby. Tak słyszałem z opowieści. Teraz chciałbym abyście się przedstawili ponieważ nie znam żadnego z Was. Nawet sławetnej Ouz o której słyszałem również z opowieści. A następnie proszę o to by to Pani tego zamku opowiedziała nieco o nim.
[Kto to jest Aksamit? Producent foteli? To chyba powinien być z dużej pisany?- fds]
Czerwona Orientalna Prawica
