[Storrytelling Realistyczny] Przebudzenie Shabranigdo

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Może był unieruchomiony, ale był też wściekły. W tym momencie większe zagrożenie stanowili dla niego bandyci, tym draniem z karczmy miał zamiar zająć się później, zostawić go sobie na deserek. Do niektórych rzeczy, ruch był mu zupełnie zbędny. Zapadł się w sobie, przywołując do siebie wiatr z całej okolicy porywający ze sobą drobinki pyłu i piasku, skumulował go tuż za sobą a następnie pchnął z całą mocą, siła wiatru porwała ze sobą sztylet, przesunęła jego ciężkie ciało i wyrzuciła w powietrze pierwszy szereg bandytów. Teraz, kiedy już był wolny, mógł się zająć walką. To, co zrobił ten pusto głowy elf rozwścieczyła go do tego stopnia, że stracił częściowo panowanie nad sobą, nie mógł już utrzymać lagi, gdyż zamiast palców zaczęły wyrastać mu szpony. Jedną rękę zostawił sobie wolną, by w każdej chwili móc przywołać tarcze, a drugą zaczął siać spustoszenie. Po podmuchu, jaki puścił w bandę ich szyki w żadnym przypadku nie przypominały żadnej formacji a co dopiero obronną. Pięć długich niemalże jak ramie dorosłego człowieka szponów spłynęło krwią pierwszego nieostrożnego zbója.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

-Ten cholerny odmieniec to smok! -Wrzasnął Szermierz patrząc na martwego towarzysza i blokując się przed szponami mieczem. Dał znak czarodziejowi, który wywołał niezwykle gęstą mgłę. Ani Xander, Ani Renevan, ani Xan nie widzieli nic. Hjon także nie widział nic, lecz nie zauważył specjalnej różnicy. Może tylko powietrze zrobiło się cięższe. Bandyci rzucili sie do ucieczki. nie mieli gdzie uciekać, więc postalowili wbiec do zaułka w którym stał Hjon. Renevan, Na oślep rzucił Sztyletem, w nadziei trafienia któregoś z nich. Trafił Kusznika. Krew popłynęła na brukowaną ulicę. W stronę Hjona Wyleciały dwa bełty z Kusz. Usłyszał je, zanim zdążyły wystrzelić. Renevan Zabrał sztylet którym wczesniej unieruchomił Xana i ruszył w pogoń za bandytami.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Hjon

Po szybkim uniku kuli ognia poczuł, że powietrze stało się wilgotniejsze i dużo cięższe.
A więc tak chcecie się ze mną bawić. Pomyliliście się w ocenie. Szkoda tylko, że jednak ta jaszczurka tutaj jest, może stwarzać problemy.
Lekko podirytowany, że ważyli się go w ten sposób zaatakować szybko rzucił w ich stronę kulę ognia wypowiadając linijki zaklęcia spokojne, lecz również i niezwykle szybko z powodu wieloletniej praktyki, po czym szybko ustawił się do ataku w kierunku przeciwników we mgle trzymając wysoko daikatane zamachując się znad prawego ramienia idealnie w momencie, gdy pierwsi przeciwnicy dojdą na wystarczającą odległość by móc ich pozbawić głów.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan


Rozlana krew uspokoiła trochę gniew Xana, znowu był w stanie w pełni się kontrolować. Drugim powiewem wiatru, słabszym, ale wciąż wystarczającym, oczyścił sobie pole widzenia z mgły, zdjął łuk przewieszony przez plecy i strzelił w najbliższego z uciekających, druga posłał w kolejnego. Trzecia przygotował na elfa, chyba nadszedł już czas żeby wyrównać, rachunki, przymierzył się i wypuścił strzałę, nie miał zamiaru go zabijać, przybicie stopy lub nogi do ziemi powinno wystarczyć. Łuk, z którego strzelał nie był przystosowany dla ludzi, może znalazłoby się kilku, którzy byliby w stanie go naciągnąć, ale wysiłek, jaki by w to włożyli obniżyłby znacznie celność. Dla Xana jednak był to jeden z nielicznych łuków, których nie łamał przy naciąganiu, a na dodatek miał dzięki temu sile rażenia i zasięg większe od kuszy, może nie tych oblężniczych, które ładować musiało trzech ludzi, ale jemu w zupełności wystarczało.
Ręka pierwszego z bandytów była przyszpilona do jednej ze ścian zaułka, jego rozdzierający krzyk mówił wiele na temat jego bliskich więzi z rodziną i nastawienia do łucznika. Nie zmieniało to faktu, że zaraz podobny los miał spotkać kolejnego z jego kompanów.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Xander Zetsu'mei

Kroki jego były nacechowane nonszalancją, nie spieszył się z pościgiem za zbójami. Jakby w jego głowie wcześniej wyklarował się plan i właśnie postępował wedle niego. Wydobył swój miecz, ostrze zabłysło w świetle słońca. Gdy mgła opadła za sprawą tego szalonego smoka, jak to już nie tylko on zdążył dostrzec po Xanderze nie było najmniejszego śladu, jakby rozpłynął się w powietrzu. Ognista kula przeszyła powietrze, jeszcze przed chwilą do uszu mężczyzny dochodziły pośpieszne słowa inkantacji elfa. Spokój z jakim oczekiwał na przeciwnika był równie imponujący jak i jego wprawa w obsłudze dość egzotycznego miecza, jakim jest daikatana. Powietrze przeszywały strzały wypuszczane przez potomka smoków. Nawet ten elf posiadający dość dziwne sztylety angażował się w walkę na swój sposób. Zetsu'mei natomiast stał pewnie spoglądając z góry na uciekających zbójów. Mimo że nie poruszał się jego wzrok wlepiony był w owego maga należącego do tej szajki. Z ust Xandera niczym świst powietrza wydobywały się kolejne linijki zaklęcia jakim postanowił potraktować swego wroga. Jak chyba jedyny zważał na to ,że zbóje mogą mieć większą nagrodę za schwytanie niż za śmierć.

Ból, piekący niczym ognie piekielne, przenikliwy niczym zimno zanurzanych w ciele ostrzy był udziałem maga który miał nieszczęście spotkać Xandera Zetsu'mei.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Szrmierz zablokował szybkie cięcie Hjona
-Farciaż! -Krzyknął Szermierz i szybko znalazł się za Hjonem, Kiedy przesówające się klingi przestały się stykać, Szermierz był już poza zasięgiem daikatany. Renevan rzucił sztyletem. Nie trafił, a sztylet wylądował tuż przed banitą. Jeden z Kuszników, ten który był przyszpilony do ściany, oderwał od niej rękę. Drugi znich, uniknął strzały smoka. Chcieli znaleźć się blisko maga, aby mógł wyleczyć ich i zabewnić osłonę. Ten jednak, wił się w bólach. Mamrotał szybko antyzaklęcia lecz wypadał z rytmu. Kusznik ze zdrową ręką wziął go szybko na plecy i uciekał z nim w tym samym kierunku w którym pobiegł szermierz. Gdy znaleźli sie już w zaułku, mag rzucił w kierunku Xandera Kulę ognistą jednak nie trafił a Wybuch zniszczył doszczętnie dom nieopodal. Renevan nie czekał. Nie przejął się wściekłym na niego smokiem. Uniknął strzały wycelowanej w nogi. Pobiegł za banitami. Wbiegł kawałek po pionowej ścienie domu, złapał się parapetu, zrobił salto z odbicia i wylądował na dachu. Biegł dalej po dachach. W ten sposób widział dosonale którymi ulicami biegną bandyci. Hjon nie potrzebował tego. Nie widział gdzie biegną, ale dobrze to słyszał.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Xan westchnął na upór jego obecnej zwierzyny. Z drugiej strony to właśnie dlatego łowy na ludzi były takie ciekawe, jak również to, że zdarzały się tak rzadko. Przewiesił łuk z powrotem przez plecy, chwycił w dłoń swój kostur i podjął pościg za uciekającymi, nawet gdyby nie wyczuł śladu krwi swej zwierzyny, zapewnił sobie dość wyraźny ślad, biegł za krwią wypływającą z rany jednego ze zbójów. Przebiegł koło zniszczonego domu i pobiegł dalej za krwawym śladem. Zastanawiał się nad tym cóż takiego przeskrobali ci rabusie, że ktoś zdecydował się wyznaczyć za nich nagrodę, a Bogowie tak paskudnie sobie z nich zagrali, że nasłali na nich ta przedziwną czwórkę, która właśnie ich goniła. Nigdy nie przestał zastanawiać się nad tym faktem, że Bogowie potrafią pozwalać ludziom na tak wiele, aż pewnego dnia dochodzą do wniosku, że miarka się przebrała i już, pośrednio interweniują w ich losy, a to za pośrednictwem smoków, a to jakichś przykrych wypadków lub jakiegoś dzikiego zwierza. No cóż, dzisiaj on był przeznaczeniem, ale miał ochotę nauczyć tego szermierza, który nazwał go odmieńcem, szacunku dla starszych, wiec nie miał zamiaru szybko z nim kończyć, może zobaczy, co ciekawego sami ludzie dla niego przygotowali.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Hjon

Nie dziwiąc się reakcji szermierza odwrócił się zaraz jak ten znalazł się za nim i wypowiedział ponownie słowa zaklęcia kuli ognia posyłając ją wprost na uciekający mu zarobek w postaci tamtych zbirów biegnąc za nimi. Gdy tylko zarząca się i osmalająca wszytko po drodze energetycznie wytworzonego ognia uderzy w pobliżu przeciwników nie uszkadzając innych ścigających je person. Nie chciał w końcu zabić tych którzy nie są przeciwko niemu. Może i bezwzględność momentowa nie była mu obca, aczkolwiek nie zamierzał zamienić się miejscami ze swą zwierzyną.
Zaraz po wypuszczeniu kuli ognia rozpoczął jeszcze szybciej ich ścigać nasłuchując ich głośnego biegu. Gdy znalazł się przy wrogu i jeszcze bez zastanowienia spróbował od tyłu odciąć mu głowę szybkim cięciem bocznym wykonanym w biegu, tak, że już był daleko od miejsca tego, goniąc resztki które pozostały z przeciwników, gdy spadła jego głowa na ziemie. W ten sposób jego przeciwnik nie powinien nawet zauważyć gdy straci życie. Przygotowywał się na najgorsze. Wiedział, że w trakcie walki wszystko się może zdarzyć, więc nie tylko nasłuchiwał uciekinierów, lecz również otoczenie na wypadek, gdyby musiał sam się wycofywać, lub wróg próbował go otoczyć i zaatakować z flanek.
Ostatnio zmieniony piątek, 23 lutego 2007, 22:44 przez Artos, łącznie zmieniany 1 raz.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Juz upominałem Płomiennołuskiego więc upomnę i ciebie. Upomnę na forum żeby to sie nie powtarzało u innych. Atros, nie mów co się dzieje z przeciwnikami. To ja jestem MG. Może to i moja pierwsza sesja na forum, ale nie pierwsza wogule. Inaczej formułuj wypowiedzi. Tą zmień bo ci na łeb jakaś donica spadnie.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Poprawioan wypowiedź ;)
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Xander Zetsu'mei

Sylwetka mężczyzny zniknęła z dachu budynku, niewiele brakowało ażeby kula go dosięgła. Zdał sobie sprawę, że musi skończyć z tym najszybciej jak potrafi...

Stał z obnażonym mieczem spoglądając wprost przed siebie. Nie dostrzegał jeszcze bandytów, ale nie mogli podążyć inną drogą, ta była jedyna. Wąskie uliczki prowadziły właśnie w to miejsce w które w tej chwili był. Ruszył na nich z obnażonym mieczem, jego usta poruszały się, mimo że dźwięk z nich się nie wydobywał. A może tylko słowa jego były nieuchwytne dla innych...

Ujrzał ich, poprawił miecz w dłoni, był gotów na walkę. Pozostało mu jeszcze jedno, wypowiedział ostatnie słowa zaklęcia. Świetlista bariera podzieliła bandytów na dwie mniejsze grupy. Zetsu'mei ruszył wprost na kusznika i maga którego ów wciąż podtrzymywał.
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Mag leżąc przewieszony przez ramię rosłego Kusznika, mógł już swobodnie myśleć. Ból przeszywający jego umysł i ciało ustąpił. Udało mu się ustawić barierę, która powstrzymała zaklęcia skierowane w nich. Mag ten nie był słabeuszem. Udało mu się zablokować każdy atak. Kusznik postawił go na ziemi aby uzdrowił rękę kompana. Nie wiadomo gdzie był szermierz, który uciekł jako pierwszy. Czarodziej był wyraźnie wystraszony. Wyciągnął z kieszeni jakiś zwój. Trzęsącymi się rękoma odczytał runy. -Przybądź mój sojuszniku! -Ryknął wreszcie. W powietrzu pojawiła się ciemna wyrwa. Z pośród ciemności wyłoniło się coś na kształt ludzkiej ręki. Ogromnej ręki. Za nią, wyszło dalej ciało potwornego stwora o kształtach człowieka i rozmiarach smoka. Skóra i ciało jego było zgniłe a gdy tylko się pojawił, wszystkich uderzył przeraźliwy smród tysiąca martwych ciał. na ulicach rozległa się wrzawa. Wszyscy jak mrówki tłoczyli się i uciekali. Nie dbali o innych. Trwoga naszła ich serca. Ci ludzie, którzy upadli, już się niepodnieśli, stratowani przes uciekający tłum. Rozlegały się paniczne krzyki. Potwór był wyjątkowo szkaradny. Twarz jego pozbawiona była skóry i zwisało z niej przegniłe mięso. Otworzył paszczę i ryknął przeraźliwie niskim ochrypłym tonem. Widać było że przebywanie w tym świecie sprawia mu ból. W szale zaczął niszczyć i tratować budynki. To miasto chyba jeszcze nigdy nie słyszało o czymś tak potwornym. Mag zaczął się głośno smiać. Zatrzymał się i zwyczajnie patrzył jak jego dzieło niszczy wioskę. Po cichu wymamrotał jakieś słowa. W jego rękach pojawiła się czerwona świetlista kula.
-Giga Bras! -Ryknął i uderzył kulą w ziemię. Ani budynki ani drzewa nie poruszyły się. Jedynie żywe istoty zostały uderzone jakimś niewidzialnym kafarem. Niewątpliwie potwór stwarzał problem, lecz mag który go przyzwał także. Nagle z cienia wypadł Szermierz. Dobiegł do Maga i chwycił go za ubranie dysząc szybko.
-Czemuś to zrobił! Nie było innej drogi?! -Krzyczał w przerażeniu i wściekłości
-Nie -Odrzekł mag krótko.
-Możesz nad nim panować?! -Zapytał znów szermierz. Mag dalej patrzył na gnijącego humanoida.
-Nie -Odrzekł znowu. Renevan wypadł nagle z cienia budynku nieopodal. Wcześniej, najzupełniej nikt go nie dostrzegł. Stał tylko w cieniu, lecz tak idealnie zlał się z otoczeniem(bez skojażeń proszę), że był zupełnie niewidoczny. Skoczył na Kusznika i zasztyletował go. Skoczył na drugiego, lecz ten odepchnął go na ziemię. Przydeptał nogą i wymierzył w niego kuszę. Mag Nadal patrzył z radością na przyzwanego stwora a szermierz zaczął uciekać. Przez nieuwagę potknął się o właśnie wstającego Xana. Xander wstał po uderzeniu czarem i zobaczył stoi na dachu zaraz nad Magiem i kusznikiem celującym w Renevana. Hjon Przez chwilę nie mógł dowiedzieć się co się dzieje. Szumiało mu w uszach. Po chwili jednak, doszedł do niego Głos przerażenia wydobywający się z gardła szermierza, który zobaczył na kogo wpadł.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Sergi
Bombardier
Bombardier
Posty: 836
Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
Lokalizacja: z ziem piekielnych
Kontakt:

Post autor: Sergi »

Xander Zetsu'mei

Mężczyzna spoglądał w bezruchu na monstrum jakie ów mag wezwał. Sama jej brzydota mogła prowadzić do paniki w serca ludzkich... właśnie ażeby się bać trzeba być człowiekiem... Dłoń zacisnęła się jeszcze mocniej na rękojmi katany, zapewne gdyby była to inna bardziej pospolita broń pękła by pod naporem takiej siły. Na twarzy Xandera niespodziewanie pojawił się niewytłumaczalny uśmiech. "Brzydki jesteś...''- pomyślał przyglądając się potworowi. "Poczekaj no jeszcze troszeczkę...znajdę i dla ciebie chwilkę..."- Zetsu'mei wiedział już co czynić. Niczym dziki kot zeskoczył z dachu, z gracją wylądował tuż zza magiem niczego się nie spodziewającym. W oczach jego drzemało coś czego zląkł by się zapewne jego wróg, coś co przewyższało czyn jaki przed chwilą dokonał Mag.

Oczy jego duszy zapłonęły błękitnym ogniem przeszłości. Widać było jak ręka jego wygina się ku zadaniu silnego pchnięcia w plecy maga. Czas jakby stanął w miejscu, wszystko stało się wiecznością. Wędrówka ostrza tylko to liczyło się w tej chwili, jedynie to miało na znaczeniu. Cios który może zakończyć kolejny żywot, cios przepełniony iście demoniczną siłą zmierzał ku swemu celowi.

Xander był gotów, życie i śmierć miało się za chwile spotkać...
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Doszedł do wniosku, że ten mag jest niezły, ale od momentu, w którym przyzwał demona, był już tylko czasem przeszłym, ogarnął go morderczy spokój. Miał właśnie rzucić wyzwanie pokracznej kreaturze, kiedy zobaczył, kto się o niego potknął. Najwyraźniej los zupełnie się dzisiaj odwrócił od szermierza, za to Xan wręcz przeciwnie, uśmiechnął się do niego, choć nie było tego widać przez chustę skrywającą jego usta i nos. Zimno, bezdusznie, ostatecznie. Sam może nie był najlepszym wojownikiem, ale potrafił wykorzystać złą sytuacje przeciwnika oraz ciężar i zasięg swojego kostura. Skierował go właśnie w stronę pechowego zbója mając zamiar go unieruchomić na dobry początek, nie zabić, połamane nogi i ręce, w miejscu, w którym szaleje demon bywają bardziej drastyczne i okrutne niż szybka śmierć.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Artos
Kok
Kok
Posty: 928
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 19:37
Numer GG: 1692393
Lokalizacja: Świnoujście - Koszalin -Szczecin
Kontakt:

Post autor: Artos »

Hjon

Normalnym krokiem szedł w stronę przeciwników. Jego daikatana delikatnie gładziła ziemię po jego prawej przez chwile po zgrabnym ruchem została oparta na ramieniu delikatnie. Szedł on przede wszystkim do maga. Podobał się Hjonowi odór zgnilizny jaki poczuł po pojawieniu się tajemniczej istoty przyzwanej przez maga. W jego głowie pojawiło się w tym samym kilka myśli. Każda z nich była inna i bardziej wyjątkowa od poprzedniej, a może raczej szalona. Pierwszą z nich była chęć zawładnięcia stworem, lecz szybko została przez swą arogancką głupotę wymieniona drugą, która wręcz błagała by zamienić sobie kilka słów z przyzywającym. Trzecia również obaliła swą poprzedniczkę uwypuklając sytuację i przypominając w jakiej sytuacji się znajduje i że to nie czas na rozmowy. Czwarta natomiast dała mu chore wyobrażenie przyszłości, które tak go rozbawiło, iż cicho począł podśmiewać się z otaczającego go świata. Piąta natomiast uzupełniła czwartą o szalony, aczkolwiek zabawny sposób w miarę pasujący do jego charakterku, jak również i pojawiającej się bestii.
Gdy doszedł wystarczająco blisko czarnoksiężnika przystawił mu do szyi daikatane i rzekł:

- Piękna istota. Twój przyjaciel jest naprawdę niezwykły, wspaniały. Kochasz go, prawda… Szkoda tylko, że tak cierpi.

Próbował wyczuć w trakcie spacerku do maga, jak również po dojściu do niego czy nikt go nie będzie chciał zaatakować, a gdy do tego miało dojść próbował cały czas unikać by być jak najbliżej swego celu.
Obrazek
Obrazek
War, war never changes...
Qin Shi Huang
Mat
Mat
Posty: 440
Rejestracja: piątek, 2 lutego 2007, 10:58
Numer GG: 0

Post autor: Qin Shi Huang »

Hjon szedł w stronę maga. Nie wiele osób go zauważało. Hjon, nie zdążył jednak wypowiedzieć ani słowa do maga. Z Dachu zeskoczył jakiś człowiek. Usłyszał go, ale i wyczuł. Wyczuł go magią. Po chwili wyczuł także, że nie posiada on duszy ludzkiej. Przepełniała go żądza zadawania cierpienia. Człowiek ten, nie wachał się w tej chwili przed niczym. W jego sercu, nie było nic oprócz okrucieństwa i żądzy mordu. Te uczucia dawały mu wielką siłę. Siłę którą czerpał ze strachu i bólu. Wokół było wielu ludzi wystraszonych i cierpiących bóle. Naprawdę wielu. Człowiek ten, był teraz bardzo silny i mógł wykożystywać magię niemal bez ograniczeń. Taką siłę Hjon widział tylko u jednego rodzaju istot. U demonów. Ten człowiek o duszy demona, zeskoczył na maga z okrótnym i polesnym cięciem. Cięcie to nie uszkodziło prawie nieczego ważnego w ciele, lecz zkazywało maga na powolną i bolesną śmierć. Nawet największe czary nie mogły mu teraz pomóc. Wiedział o tym. Krzyknął w bólu i przeraźliwym lęku. Kusznik który jeszcze przed chwilą mierzył w Revevana, odwrócił się i strzelił w stronę Xandera. Bełt z dobrze załadowanej kuszy, leciał zbyt szybko. Xander, mimo iż w tej że chwili potężny, nie mógł teraz zrobić niczego. Nie był wystarczająco szybki aby uniknąć strzału który leciał wprost w jego gardło. Jednak bełt zatrzymał się w powietrzu na kilka milimetrów przed nim. Xander nie wiedział co się stało, jednak po chwili zrozumiał. Sztylet renevana tkwił w ziemi obok niego. Tkwił w ledwo widocznej czarnej kresce na ziemi. To był cień bełtu. Renevan zatrzymał go łapiąc jego cień, poczym zasalutował patrząc z zawadiackim uśmiechem na Xandera. Mag krztusił się krwią. Nic nie było w stanie go uratować, jednak jeszcze żył i wiedział że będzie długo cierpiał.
W tym czasie Xan Theprik znęcał się nad szermierzem, który jęczał w bólach. Xan doszczętnie połamał mu nogi. Przynajmniej na to wyglądało. Nogi jednak nie były połamane. Kości w nich były poprostu zmiarzdżone i pokruszone. Xan poczół ulgę mszcząc się za obelgę jaką usłyszał od niego. Cuchnący stwór, który nadal siał spustoszenie, okazał swą następną plugawą moc. Zabijając zagubioną grupę spanikowanych ludzi, przemienił ich w żywe trupy. Martwe ciała wstału i pomaszerowały w stronę czterech mężczyzn. Potwór rozkazywał im. Mimo że mag umierał w agonii, stwór wiedział, że może odejść z tego świata tylko poprzez wykonanie zadania dla którego został przyzwany, lub przez własne zniszczenie.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!

Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Plomiennoluski
Mat
Mat
Posty: 494
Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 12:49
Lokalizacja: Z Pustki

Post autor: Plomiennoluski »

Xan

Odwrócił się w stronę przyzwanej istoty, zrobił trzy krótkie kroki i stanął na chwile zastanawiając się nad czymś. Zabawne jak Bogowie potrafią pokierować losami wszystkich, zsyłając mi sen być może ocalili połowę miasta, a może po prostu chcieli się zabawić. Może chcieli mi dać szansę rozszarpania jakiegoś demona. A może chcieli przypomnieć moją obecnością przypomnieć o swoim imieniu... No cóż nie jest to chyba w tym momencie aż tak ważne, chyba już czas... Najwyraźniej skończył prowadzić swoją wewnętrzną, dość krótką dysputę, gdyż uniósł głowę i skoncentrował swoje spojrzenie na demonie. Uniósł ręce i skrzyżował je na piersiach. Tuż przed Xanem uformowała się mała kulka bladego światła. Po chwili zaczęła się rozrastać a światło nabierać mocy, gdy okryła go całego, jego ubranie zniknęło i przez chwilę stał nagi, ubrany jedynie w światło, trwało to jednak tylko krótką chwile. Światło stało się bardziej intensywne a kula rozrosła się do gigantycznych rozmiarów.
Okolica, w której przed chwilą znajdował się Xan wstrząsnął podmuch powietrza. Z kuli światła, w której zniknął wynurzyła się głowa, a właściwie łeb, a tuż za nim reszta kolosalnego ciała. Całe ciało smoka pokryte było srebrnymi łuskami, poza wąskim paskiem biegnącym pośrodku grzbietu, zabarwionego na błękitno i z którego wyrastały rogowe wypustki. Cała postać była kolosalna, ale gdy majestatycznie wzbijał się w górę, oprócz oślepiającego błysku łusek, w oczy rzucała się jedna rzecz. Mało kto tutaj widział kiedykolwiek smoka w swojej prawdziwej postaci, ale wszyscy wiedzieli, ze mają ogromne szpony. Szpony Xana nie były ogromne, były przeogromne i lśniły w słońcu niczym sztylety Bogów, sprawiając wrażenie jakby w niebo wznosiło się wielkie lodowe ostrze.
Gdy zmienił postać, zmieniły się także jego zmysły, wyczuł bezdusznego nie tylko węchem. Był świadom również innych rzeczy, okolicznych prądów powietrza, siły i kierunku wiatru, kominów termicznych, zapachu słońca i smaku płomienia. Uwielbiał to uczucie, w tym kształcie faktycznie tylko niebo było granicą. Nie chciał na dodatek podpalać tego miasta, już i tak było dość zniszczone, a nie lubił bezcelowego niszczenia, wzniósł się na wysokość odpowiednią by móc opaść z góry na przyzwana bestie a następnie runął na nią ze swymi szponami, chciał ją poszatkować na drobne kawałki.
Choć tu do mnie przystojniaku, chcę twą głowę na stojaku, w tamtym kącie kości stos, ty podzielisz dziś ich los... Przypomniała mu się jedna stara rymowanka na temat zalotów do jednej powszechnie znanej jako nieprzystępnej smoczej damy, jakoś dziwnie mu pasowała do tej sytuacji, czuł pewnego rodzaju uniesienie, coś w jakby delikatny szał bojowy, ale najprawdopodobniej była to tylko reakcja alergiczna smoka na obecność demona.
Nawet powietrznej szarży smoka nie można nazwać cichą, ale gdy opuszczał do ataku nie ryczał, w końcu nie był to żaden sparing ani prestiżowa potyczka.
K.M.N.

Don't make me dance on your grave...
Zablokowany