[Sag'Quap] Sala Bohaterów

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Im bliżej jaskini, tym bardziej nieznośny stawał się smród. Wejście było wielkie, miało co najmniej trzy metry wysokości, ale ukryte było w załomie wzgórza, tak że niełatwo było je dostrzec, gdy nie wiedziało się gdzie ono jest.
Ogień błyskał wewnątrz, jakby paliło się ognisko. Cichutko wślizgnęliście się do wnętrza jaskini, zostawiając konie przed wejściem. Były do was na tyle przyzwyczajone, że wiedzieliście że nie zostawią was puszczone wolno.
Ogr siedział przy ognisku i obgryzał jakąś wielką kość. Nawet siedząc, wyglądał jak pagórek. Ogromny korpus wyglądał jak potężna beczka na wino owinięta w stare szmate. Nogi jak pniaki wyciągały się po dwóch stronach ogniska, niewiele mniejsze ręce trzymały udziec z krowy. Maleńka główka była prawie niedostrzegalna, bo blask ogniska był zatrzymywany przez wielki, wystający brzuch.
Jha ruszyła w ciszy, obchodząc jaskinię dookoła, tak aby móc zaatakować ogra od tyłu, a Graldok zaczął cichutko inkantować zaklęcie.
Dźwięki recytacji zagłuszane były przez mlaskanie ogra.
Kroki Jha niknęły w trzasku ogniska.
Ogr rzucił kość na ziemię.
Potężna kula ognia pomknęła z kostura Graldoka, uderzając ogra, wybuchając i rzucając potworem o ścianę groty tak, że aż zatrząsł się pagórek.
Wojowniczka skoczyła, zrobiła półtora salta, lewą ręką oparła się na brzuchu stwora i piruetem przecięła mu gardło.
Kostur stuknął o ziemię.
Jha, odbiwszy się od pyska potwora, zgrabnie wylądowała na ziemi, z rozwianymi włosami.
Ciemnoczerwona jucha ogra oblała obficie podłogę jaskini.
Odetchnęliście z ulgą. Szybko, prosto i bez problemów.
Ogień błyskał wewnątrz, jakby paliło się ognisko. Cichutko wślizgnęliście się do wnętrza jaskini, zostawiając konie przed wejściem. Były do was na tyle przyzwyczajone, że wiedzieliście że nie zostawią was puszczone wolno.
Ogr siedział przy ognisku i obgryzał jakąś wielką kość. Nawet siedząc, wyglądał jak pagórek. Ogromny korpus wyglądał jak potężna beczka na wino owinięta w stare szmate. Nogi jak pniaki wyciągały się po dwóch stronach ogniska, niewiele mniejsze ręce trzymały udziec z krowy. Maleńka główka była prawie niedostrzegalna, bo blask ogniska był zatrzymywany przez wielki, wystający brzuch.
Jha ruszyła w ciszy, obchodząc jaskinię dookoła, tak aby móc zaatakować ogra od tyłu, a Graldok zaczął cichutko inkantować zaklęcie.
Dźwięki recytacji zagłuszane były przez mlaskanie ogra.
Kroki Jha niknęły w trzasku ogniska.
Ogr rzucił kość na ziemię.
Potężna kula ognia pomknęła z kostura Graldoka, uderzając ogra, wybuchając i rzucając potworem o ścianę groty tak, że aż zatrząsł się pagórek.
Wojowniczka skoczyła, zrobiła półtora salta, lewą ręką oparła się na brzuchu stwora i piruetem przecięła mu gardło.
Kostur stuknął o ziemię.
Jha, odbiwszy się od pyska potwora, zgrabnie wylądowała na ziemi, z rozwianymi włosami.
Ciemnoczerwona jucha ogra oblała obficie podłogę jaskini.
Odetchnęliście z ulgą. Szybko, prosto i bez problemów.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Jha
Uch, ale ten ogr śmierdział. Cała jego jaskinia cuchnęła starymi skarpetami całej bandy rzezimieszków... Westchnęłam z niesmakiem, gdy jeszcze staliśmy przed jaskinią. Zostawiłam Przyjaciela na zewnątrz w towarzystwie Beowulfa. Miałam do niego absolutne zaufanie. W końcu był moim przyjacielem. Do czasu spotkania Graldoka jedynym partnerem do rozmów na szlaku... I bardzo oddanym towarzyszem. Ruszyłam do środka przesiąkniętej odorem ogra jaskini. Powoli i po cichu dobywając broni. Mój ukochany półtoraręczny miecz, który tak wiernie służył mi przez ostatnie lata po raz kolejny miał dowieść czego potrafi. Ogr siedział przy ogniu... Wielkie, głupie stworzenie... Silny i potężny, ale durny jak pniak... O przepraszam... Głupszy... Stwór opychał się mięsem jakiegoś zwierzęcia. Był tym tak pochłonięty, że nie zauważył, gdy skradałam się za jego plecami z dobytym mieczem. Nie słyszał też cichej inkantacji Graldoka... Gdy mag uderzył swoim zaklęciem, a ogr rąbnął o ścianę niewielkiej jaskini. Bestia o dziwo jeszcze żyła... Skoczyłam błyskawicznie naprzód i do góry. Miałam wystarczający rozpęd, by wykonać półtora salta w powietrzu zamachnąć się mieczem i z wykonanego w ostatniej chwili piruetu uderzyć w krtań ogra. Miecz wszedł głębiej... Z gardła bestii bryzgnął strumień krwi zalewając podłoże w jaskini. Ja opadłam parę kroków dalej od padającego stwora. Na szczęście udało mi się odbić ręką od gęby potwora, bo inaczej wpadłabym w maź zalewającą teraz podłogę. Opadłam na lewe kolano wspierając się lewą ręką. W prawej dzierżyłam miecz, który zadał śmiertelny cios. Wstałam z klęczek. Strząsnęłam lepką ciecz z głowni, zadowolona z efektu. Oręż ze zgrzytem wrócił do pochwy. Spojrzałam na Graldoka, a potem na ogra.
- Chyba tego dokonaliśmy - uśmiechnęłam się do towarzysza promiennie. Z zadziwiającym spokojem otrzepałam prawe kolano, które było całe w pyle i piachu z tej części jaskini. Dopiero teraz zauważyłam, że szybki ruch sprawił, iż spadł mi rzemień którym wiązałam zwykle włosy.
- Diabli nadali! - zaklęłam na głos. Prychnęłam niezadowolona odgarniając włosy z twarzy i zdmuchując grzywkę na bezpieczną odległość od oczu. Westchnęłam ciężko...
- No dobra to idziemy zjeść i napić się na rachunek naszych kolegów? - spytałam, tonem głosu i spojrzeniem mocno sugerując odpowiedź. Chciałam pogadać sobie z nimi... Kto wie, może mamy wspólnych znajomych? Albo dzielimy zainteresowania (co wydawało się bardzo prawdopodobne zważywszy na fakt, że parali się podobnym zajęciem co ja do niedawna)?
Skinęłam przyjaźnie głową na maga wcześniej obrzuciwszy grotę ogra uważnym spojrzeniem. Może oprócz stygnącego ścierwa znajdzie się tutaj coś godnego uwagi? Później po pospiesznej lustracji powolnym i spokojnym krokiem udałam się w stronę wyjścia. W końcu ta walka była jak każda inna... Jedna z wielu... Nie pierwsza i nie ostatnia... Przed jaskinią czekał na mnie Przyjaciel. Jego widok był zaiste bardzo miły dla moich oczu...
Uch, ale ten ogr śmierdział. Cała jego jaskinia cuchnęła starymi skarpetami całej bandy rzezimieszków... Westchnęłam z niesmakiem, gdy jeszcze staliśmy przed jaskinią. Zostawiłam Przyjaciela na zewnątrz w towarzystwie Beowulfa. Miałam do niego absolutne zaufanie. W końcu był moim przyjacielem. Do czasu spotkania Graldoka jedynym partnerem do rozmów na szlaku... I bardzo oddanym towarzyszem. Ruszyłam do środka przesiąkniętej odorem ogra jaskini. Powoli i po cichu dobywając broni. Mój ukochany półtoraręczny miecz, który tak wiernie służył mi przez ostatnie lata po raz kolejny miał dowieść czego potrafi. Ogr siedział przy ogniu... Wielkie, głupie stworzenie... Silny i potężny, ale durny jak pniak... O przepraszam... Głupszy... Stwór opychał się mięsem jakiegoś zwierzęcia. Był tym tak pochłonięty, że nie zauważył, gdy skradałam się za jego plecami z dobytym mieczem. Nie słyszał też cichej inkantacji Graldoka... Gdy mag uderzył swoim zaklęciem, a ogr rąbnął o ścianę niewielkiej jaskini. Bestia o dziwo jeszcze żyła... Skoczyłam błyskawicznie naprzód i do góry. Miałam wystarczający rozpęd, by wykonać półtora salta w powietrzu zamachnąć się mieczem i z wykonanego w ostatniej chwili piruetu uderzyć w krtań ogra. Miecz wszedł głębiej... Z gardła bestii bryzgnął strumień krwi zalewając podłoże w jaskini. Ja opadłam parę kroków dalej od padającego stwora. Na szczęście udało mi się odbić ręką od gęby potwora, bo inaczej wpadłabym w maź zalewającą teraz podłogę. Opadłam na lewe kolano wspierając się lewą ręką. W prawej dzierżyłam miecz, który zadał śmiertelny cios. Wstałam z klęczek. Strząsnęłam lepką ciecz z głowni, zadowolona z efektu. Oręż ze zgrzytem wrócił do pochwy. Spojrzałam na Graldoka, a potem na ogra.
- Chyba tego dokonaliśmy - uśmiechnęłam się do towarzysza promiennie. Z zadziwiającym spokojem otrzepałam prawe kolano, które było całe w pyle i piachu z tej części jaskini. Dopiero teraz zauważyłam, że szybki ruch sprawił, iż spadł mi rzemień którym wiązałam zwykle włosy.
- Diabli nadali! - zaklęłam na głos. Prychnęłam niezadowolona odgarniając włosy z twarzy i zdmuchując grzywkę na bezpieczną odległość od oczu. Westchnęłam ciężko...
- No dobra to idziemy zjeść i napić się na rachunek naszych kolegów? - spytałam, tonem głosu i spojrzeniem mocno sugerując odpowiedź. Chciałam pogadać sobie z nimi... Kto wie, może mamy wspólnych znajomych? Albo dzielimy zainteresowania (co wydawało się bardzo prawdopodobne zważywszy na fakt, że parali się podobnym zajęciem co ja do niedawna)?
Skinęłam przyjaźnie głową na maga wcześniej obrzuciwszy grotę ogra uważnym spojrzeniem. Może oprócz stygnącego ścierwa znajdzie się tutaj coś godnego uwagi? Później po pospiesznej lustracji powolnym i spokojnym krokiem udałam się w stronę wyjścia. W końcu ta walka była jak każda inna... Jedna z wielu... Nie pierwsza i nie ostatnia... Przed jaskinią czekał na mnie Przyjaciel. Jego widok był zaiste bardzo miły dla moich oczu...

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Graldok
Westchnąłem z ulgą. Czułem w środku jak schodzi ze mnie podniecenie… zaś zastępuje je głód. Mam nadzieję że tamte rzezimieszki nie kłamały, jeśli chodzi o nagrodę, bo nie ma nic niebezpieczniejszego niż zły, głodny mag. Na słowa Jha radosny banan pojawił się na mojej twarzy, zaś widząc jej zmagania z własną grzywką, nie mogłem powstrzymać radosnego śmiechu.
- Nie ma to jak martwy ogr o poranku, co Jha?
Pogładziłem jeszcze mój wysłużony kostur, po czym zacząłem stawiać kroki ku wyjściu z jaskini. Po chwili odwróciłem się, by gestem ręki popędzić elfkę. Chciwość i babska ciekawość, najwyraźniej nie pozwalały jej zostawić jamy ot tak. Bandyci mogą mieć ich złoto, kryjówkę, cokolwiek… byle żeby ich szczodrość, była mniej więcej tej wielkości, co brzuch tego ścierwa.
Wesoło gwiżdżąc wyszedłem na słońce, kierując się ku memu rumakowi. Gdy już go dosiadłem (choć z lekkim trudem, moja krzepa już nie taka jak kiedyś…), uśmiechnąłem się wesoło do Jha. Pewnie znała już powód mojej radości, gdyż z nerwowym uśmiechem rzuciła wzrokiem na kuferek, z moimi rondelkami i ekwipunkiem kucharskim.
- Czyż nadobna pani zgodzi się, jeśli ją zaproszę na silne śniadanie, w pobliskiej gospodzie, tej tuż za pagórkiem?
Nie czekając na reakcję dziewczyny, po chwili dodałem z złośliwym uśmiechem.
- Chyba że chce pani gościć u naszego, jakże potężnej budowy gospodarza? Lecz musi pani wiedzieć, że po interwencji pewnego sławnego maga, elfie udka zostały wycofane z jadłospisu.
Ścisnąłem pięść, czując jak mięśnie opadają z sił. To tylko efekt zmęczenia, nic poważnego.
Ale spodziewałem się, że ta bestia zostanie rozsmarowana jak masło na po tej jaskini, efektem mojego zaklęcia…
Westchnąłem z ulgą. Czułem w środku jak schodzi ze mnie podniecenie… zaś zastępuje je głód. Mam nadzieję że tamte rzezimieszki nie kłamały, jeśli chodzi o nagrodę, bo nie ma nic niebezpieczniejszego niż zły, głodny mag. Na słowa Jha radosny banan pojawił się na mojej twarzy, zaś widząc jej zmagania z własną grzywką, nie mogłem powstrzymać radosnego śmiechu.
- Nie ma to jak martwy ogr o poranku, co Jha?
Pogładziłem jeszcze mój wysłużony kostur, po czym zacząłem stawiać kroki ku wyjściu z jaskini. Po chwili odwróciłem się, by gestem ręki popędzić elfkę. Chciwość i babska ciekawość, najwyraźniej nie pozwalały jej zostawić jamy ot tak. Bandyci mogą mieć ich złoto, kryjówkę, cokolwiek… byle żeby ich szczodrość, była mniej więcej tej wielkości, co brzuch tego ścierwa.
Wesoło gwiżdżąc wyszedłem na słońce, kierując się ku memu rumakowi. Gdy już go dosiadłem (choć z lekkim trudem, moja krzepa już nie taka jak kiedyś…), uśmiechnąłem się wesoło do Jha. Pewnie znała już powód mojej radości, gdyż z nerwowym uśmiechem rzuciła wzrokiem na kuferek, z moimi rondelkami i ekwipunkiem kucharskim.
- Czyż nadobna pani zgodzi się, jeśli ją zaproszę na silne śniadanie, w pobliskiej gospodzie, tej tuż za pagórkiem?
Nie czekając na reakcję dziewczyny, po chwili dodałem z złośliwym uśmiechem.
- Chyba że chce pani gościć u naszego, jakże potężnej budowy gospodarza? Lecz musi pani wiedzieć, że po interwencji pewnego sławnego maga, elfie udka zostały wycofane z jadłospisu.
Ścisnąłem pięść, czując jak mięśnie opadają z sił. To tylko efekt zmęczenia, nic poważnego.
Ale spodziewałem się, że ta bestia zostanie rozsmarowana jak masło na po tej jaskini, efektem mojego zaklęcia…
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
W jaskini ogra, jak w sumie można było się spodziewać, nie było niczego cennego. Jha westchnęła ciężko, wsiadając na konia i słuchając maga. Graldok zrzędził pod nosem na wytrzymałość ogra, który zniósł jego zaklęcie...
Staruszek odkaszlnął.
- Tak, tak właśnie było podówczas, tak jak mówię... Dajcie jeszcze dzban. - łyknął obficie jabłecznika - Tak, teraz lepiej. Co? Pytasz, jaki to był ogr? Szary, maluchu, szary, dokładnie taki sam jaki w innej opowieści pokonał naraz cały tuzin najlepszych rycerzy królowej Nechtii...
...Wioska wydawała się być dokładnie taka sama, jak wszystkie w tym kraju - zbudowane z bali domki, porządnie pobielone wapnem, kryte gontem. Ogródki w których rosły warzywa na własne potrzebny, szklane szyby w oknach, powszechny widok odkąd ponad pół stulecia temu Wzgórzowcy wynaleźli sposób nadzwyczaj taniego wytopu szkła.
Karczma stała przy ryneczku, przy którym były cztery budynki, po jednym na każdy bok placyku - dom sołtysa, karczma, kuźnia i świątynka boga wiatru.
Wojowniczka i mag przywiązli swoje konie do drążka przy ścianie karczmy, gdzie stało też koryto z wodą, i weszli do środka.
Rzezimeszki już na nich czekały, z kuflami piwa siedząc przy dębowych stołach na dębowych krzesłach, stojących na dębowej podłodze. Nawet ściany wyłożone były dębową boazerią.
- No to siadajcie i zamawiajcie, towarzysze! - rzucił przywódca bandy.
Staruszek odkaszlnął.
- Tak, tak właśnie było podówczas, tak jak mówię... Dajcie jeszcze dzban. - łyknął obficie jabłecznika - Tak, teraz lepiej. Co? Pytasz, jaki to był ogr? Szary, maluchu, szary, dokładnie taki sam jaki w innej opowieści pokonał naraz cały tuzin najlepszych rycerzy królowej Nechtii...
...Wioska wydawała się być dokładnie taka sama, jak wszystkie w tym kraju - zbudowane z bali domki, porządnie pobielone wapnem, kryte gontem. Ogródki w których rosły warzywa na własne potrzebny, szklane szyby w oknach, powszechny widok odkąd ponad pół stulecia temu Wzgórzowcy wynaleźli sposób nadzwyczaj taniego wytopu szkła.
Karczma stała przy ryneczku, przy którym były cztery budynki, po jednym na każdy bok placyku - dom sołtysa, karczma, kuźnia i świątynka boga wiatru.
Wojowniczka i mag przywiązli swoje konie do drążka przy ścianie karczmy, gdzie stało też koryto z wodą, i weszli do środka.
Rzezimeszki już na nich czekały, z kuflami piwa siedząc przy dębowych stołach na dębowych krzesłach, stojących na dębowej podłodze. Nawet ściany wyłożone były dębową boazerią.
- No to siadajcie i zamawiajcie, towarzysze! - rzucił przywódca bandy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Jha
Cóż ogr był ubogi... Tak bardzo ubogi jak tylko mógł być ogr... Ech... Szkoda... Moja zbójecka natura, która jeszcze nie zdołała umrzeć od czasu rozpadu bandy zdecydowanie cierpiała niewypowiedziane męki. Ech... Za taki pokaz gimnastycznych zdolności mógł mieć chociaż mieszek złota... Westchnęłam ciężko opuszczając jaskinię i poszukując w kieszeni rzemyka do związania włosów. Zaklęłam szpetnie, po zbójecku pod nosem. Żadnego nie miałam. Diabli nadali... Jeszcze Graldok się ze mnie śmiał, gdy prowadziłam z góry przegraną batalię z włosami opadającymi mi na twarz... Okrucieństwo z jego strony... Już wolałabym, by mnie dobił kulą ognia niż rżał jak stary koń z czkawką... Nie skomentowałam jednak tego... Na wzmiankę o martwym ogrze z jego strony odparłam tylko:
- Thaaa... - i zaczęłam się zastanawiać jaki poranek mag ma na myśli... Było już głębokie południe... Moje rozważania poprawiły mi nastrój. Widać mężczyzna zaczął po prostu myśleć żołądkiem... Zaśmiałam się cicho. To zawsze doprowadzało do tego, że z wieczorów robił poranki... "Śniadanie - mawiał - jest najważniejszym posiłkiem dnia, więc musi być obfite!". Dla niego każdy posiłek był śniadaniem. Wsiadłam na grzbiet Przyjaciela z głupawym uśmiechem na twarzy. Gdy mag odezwał się ponownie w myślach rozbrzmiałomi tylko wielkie "HA!". Wiedziałam, że ten łakomczuch będzie myślał teraz tylko o jedzeniu. Wiedziałam, wiedziałam! Kolejne zdania jednak wytrąciły mnie z równowagi. Wymamrotałam tylko coś cicho na temat niesmacznych dowcipów, po czym popędziłam Przyjaciela. Ten ruszył kłusem i popędzony raz jeszcze przeszedł w lekki galop. Pęd powietrza odgarnął nieznośne włosy z oczu. Dobry humor ponownie rozgościł się w mojej osobie. Tym razem chyba już na dobre, bo zaczęłam się śmiać w czasie tej krótkiej gonitwy z wiatrem. Przyjaciel parskał zadowolony z odrobiny żywszego ruchu niż miało to miejsce przez ostatnie tygodnie. Senne towarzystwo Beowulfa widać troche irytowało mojego wierzchowca, który lubił aktywne formy spędzania wolnego czasu...
Do wioski wkroczyliśmy już wszyscy razem. Powolutku i kulturalnie. Przywiązałam wodze mojego walecznego rumaka do drążka przed gospodą, tak by mógł swobodnie pić z koryta z wodą. Weszliśmy do środka. Szłam przodem. Przytrzymałam drzwi magowi co by się nie zabił gdy te będą z rozpędem wracać w stronę framugi. Nie miałam ochoty wracać się po resztki Graldoka do koryta...
Przywitałam wszystkich gestem dłoni i szerokim, szczerym, radosnym uśmiechem.
- Ogr stwierdził, że utnie sobie dłuższą drzemkę... Taką wieczną. Nawet nie powiedział "dobranoc" - powiedziałam robiąc przy tym przerysowaną, pełną żalu minę.
- Mówisz i masz - odparłam hersztowi bandytów. - Dla mnie pieczeń z dowolnego dużego zwierzka jakiego tu macie i jak największy kufel piwa. Walka sprawiła, że wyschło mi w gardle - dodałam. Po namyśle dorzuciłam jeszcze - I jakiś rzemień... Włosów nie mogę związać, a cholerstwo pcha mi się do oczu. eszcze czego brakowało żebym się potykała na drodze jak głodny mag - złośliwość za złośliwość. Graldok gadał o elfich udkach to ja wyjechałam z jego łakomstwem. Dług spłacony! Dumna z siebie, że rachunek miałam u niego znów na zerze usiadłam na dębowym krześle, gapiąc się chwilę w dębowy stół. Czekałam aż mag złoży swoje zamówienie nim podejmę jakiś dialog. Darmowy posiłek zdarzał się rzadko, to zapewne nie będzie sobie żałował...
Cóż ogr był ubogi... Tak bardzo ubogi jak tylko mógł być ogr... Ech... Szkoda... Moja zbójecka natura, która jeszcze nie zdołała umrzeć od czasu rozpadu bandy zdecydowanie cierpiała niewypowiedziane męki. Ech... Za taki pokaz gimnastycznych zdolności mógł mieć chociaż mieszek złota... Westchnęłam ciężko opuszczając jaskinię i poszukując w kieszeni rzemyka do związania włosów. Zaklęłam szpetnie, po zbójecku pod nosem. Żadnego nie miałam. Diabli nadali... Jeszcze Graldok się ze mnie śmiał, gdy prowadziłam z góry przegraną batalię z włosami opadającymi mi na twarz... Okrucieństwo z jego strony... Już wolałabym, by mnie dobił kulą ognia niż rżał jak stary koń z czkawką... Nie skomentowałam jednak tego... Na wzmiankę o martwym ogrze z jego strony odparłam tylko:
- Thaaa... - i zaczęłam się zastanawiać jaki poranek mag ma na myśli... Było już głębokie południe... Moje rozważania poprawiły mi nastrój. Widać mężczyzna zaczął po prostu myśleć żołądkiem... Zaśmiałam się cicho. To zawsze doprowadzało do tego, że z wieczorów robił poranki... "Śniadanie - mawiał - jest najważniejszym posiłkiem dnia, więc musi być obfite!". Dla niego każdy posiłek był śniadaniem. Wsiadłam na grzbiet Przyjaciela z głupawym uśmiechem na twarzy. Gdy mag odezwał się ponownie w myślach rozbrzmiałomi tylko wielkie "HA!". Wiedziałam, że ten łakomczuch będzie myślał teraz tylko o jedzeniu. Wiedziałam, wiedziałam! Kolejne zdania jednak wytrąciły mnie z równowagi. Wymamrotałam tylko coś cicho na temat niesmacznych dowcipów, po czym popędziłam Przyjaciela. Ten ruszył kłusem i popędzony raz jeszcze przeszedł w lekki galop. Pęd powietrza odgarnął nieznośne włosy z oczu. Dobry humor ponownie rozgościł się w mojej osobie. Tym razem chyba już na dobre, bo zaczęłam się śmiać w czasie tej krótkiej gonitwy z wiatrem. Przyjaciel parskał zadowolony z odrobiny żywszego ruchu niż miało to miejsce przez ostatnie tygodnie. Senne towarzystwo Beowulfa widać troche irytowało mojego wierzchowca, który lubił aktywne formy spędzania wolnego czasu...
Do wioski wkroczyliśmy już wszyscy razem. Powolutku i kulturalnie. Przywiązałam wodze mojego walecznego rumaka do drążka przed gospodą, tak by mógł swobodnie pić z koryta z wodą. Weszliśmy do środka. Szłam przodem. Przytrzymałam drzwi magowi co by się nie zabił gdy te będą z rozpędem wracać w stronę framugi. Nie miałam ochoty wracać się po resztki Graldoka do koryta...
Przywitałam wszystkich gestem dłoni i szerokim, szczerym, radosnym uśmiechem.
- Ogr stwierdził, że utnie sobie dłuższą drzemkę... Taką wieczną. Nawet nie powiedział "dobranoc" - powiedziałam robiąc przy tym przerysowaną, pełną żalu minę.
- Mówisz i masz - odparłam hersztowi bandytów. - Dla mnie pieczeń z dowolnego dużego zwierzka jakiego tu macie i jak największy kufel piwa. Walka sprawiła, że wyschło mi w gardle - dodałam. Po namyśle dorzuciłam jeszcze - I jakiś rzemień... Włosów nie mogę związać, a cholerstwo pcha mi się do oczu. eszcze czego brakowało żebym się potykała na drodze jak głodny mag - złośliwość za złośliwość. Graldok gadał o elfich udkach to ja wyjechałam z jego łakomstwem. Dług spłacony! Dumna z siebie, że rachunek miałam u niego znów na zerze usiadłam na dębowym krześle, gapiąc się chwilę w dębowy stół. Czekałam aż mag złoży swoje zamówienie nim podejmę jakiś dialog. Darmowy posiłek zdarzał się rzadko, to zapewne nie będzie sobie żałował...

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Graldok
No nareszcie. Pośpiesznie podszedłem do herszta, gładząc przy tym wąsa, i uśmiechając się szeroko. Etykieta wymagała, by kobieta pierwsza złożyła zamówienie… a może to inaczej szło? Nieważne, w każdym razie pozwoliłem jej pierwszej nadać nazwę swojemu pragnieniu (co dało mi czas na ocenienie zamożności gospody, oraz wymyślenie własnego zamówienia). Gdy tylko elfka skończyła mówić, zignorowałem jej zaczepkę, i hamując ślinę wypowiedziałem te słowa, niczym niezwykle przyjemne zaklęcie.
- Ja wezmę pieczonego dzika, przyprawionego ziołami, lecz moimi własnymi. Niech będzie spieczony na złoto, i podany w sosie, razem z pieczarkami. Żeby uniknąć głębszego głodu, chcę też suszoną kiełbasę, lecz pamiętaj drogi panie, iż chcę tylko najzacniejszą! I nie próbuj oszukać, gdyż nie ma nic gorszego niż głodny mag!
Uśmiechnąłem się żartobliwie, po czym spoglądając po zebranych kontynuowałem… och radości!
- Przydałby się też silny talerz zupy, wraz z kromką świeżego chleba, najlepiej dziś wypiekanego! I tu także dodam własne zioła, które pozwolą mi zachować zdrowy umysł! Żebym czuł się ugoszczony, potrzebuję jeszcze kurze udka, przepis z dalekich krain! Mają być starannie przygotowane i pełne słodkiego tłuszczyku, nie ścierpię też innych niż złote jak brzęczące monety!
Przerwałem na chwili, zamyślając się. Postanowiłem też zignorować zdziwione spojrzenia tych chuderlawych, cienkich jak patyczaki chłoptasiów.
- Byłbym zapomniał… mój ulubiony, słoik dżemu truskawkowego… taki deser.
Zbójcy jakby westchnęli z ulgą. Hmpf!
- No i rzecz jasna, kufel tego zimnego, złocisto barwnego, chmielowego cudu, zwanego w naszych stronach… PIWEM!
Zaśmiałem się głośno, klepiąc elfiego herszta przyjacielsko po plecach.
No nareszcie. Pośpiesznie podszedłem do herszta, gładząc przy tym wąsa, i uśmiechając się szeroko. Etykieta wymagała, by kobieta pierwsza złożyła zamówienie… a może to inaczej szło? Nieważne, w każdym razie pozwoliłem jej pierwszej nadać nazwę swojemu pragnieniu (co dało mi czas na ocenienie zamożności gospody, oraz wymyślenie własnego zamówienia). Gdy tylko elfka skończyła mówić, zignorowałem jej zaczepkę, i hamując ślinę wypowiedziałem te słowa, niczym niezwykle przyjemne zaklęcie.
- Ja wezmę pieczonego dzika, przyprawionego ziołami, lecz moimi własnymi. Niech będzie spieczony na złoto, i podany w sosie, razem z pieczarkami. Żeby uniknąć głębszego głodu, chcę też suszoną kiełbasę, lecz pamiętaj drogi panie, iż chcę tylko najzacniejszą! I nie próbuj oszukać, gdyż nie ma nic gorszego niż głodny mag!
Uśmiechnąłem się żartobliwie, po czym spoglądając po zebranych kontynuowałem… och radości!
- Przydałby się też silny talerz zupy, wraz z kromką świeżego chleba, najlepiej dziś wypiekanego! I tu także dodam własne zioła, które pozwolą mi zachować zdrowy umysł! Żebym czuł się ugoszczony, potrzebuję jeszcze kurze udka, przepis z dalekich krain! Mają być starannie przygotowane i pełne słodkiego tłuszczyku, nie ścierpię też innych niż złote jak brzęczące monety!
Przerwałem na chwili, zamyślając się. Postanowiłem też zignorować zdziwione spojrzenia tych chuderlawych, cienkich jak patyczaki chłoptasiów.
- Byłbym zapomniał… mój ulubiony, słoik dżemu truskawkowego… taki deser.
Zbójcy jakby westchnęli z ulgą. Hmpf!
- No i rzecz jasna, kufel tego zimnego, złocisto barwnego, chmielowego cudu, zwanego w naszych stronach… PIWEM!
Zaśmiałem się głośno, klepiąc elfiego herszta przyjacielsko po plecach.
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Jeden z rabusiów słuchał rosnącego zamówienia z coraz większym uśmiechem na twarzy.
- No! - wykrzyknął w końcu - Wreszcie ktoś na miarę tej gospody! - zaśmiał się głośno.
Mag zmierzył go wzrokiem. Facet miał co najmniej siedem stóp wzrostu i chyba z cztery czy pięć stóp w barach. Wyglądało na to, że waży co najmniej tyle co przeciętny niedźwiedź.
- Magu, takich ludzi jak ty to ja lubię! Każdy powinien jeść co najmniej tyle co my, nie?
Dziad znów łyknął z dzbanka.
- Takich ludzi nazywali wtedy Skalnymi. To byli urodzeni wojownicy, każdy jeden. No i nie tylko wojownicy. Nadawali się wszędzie, gdzie trzeba było siły i rozmiarów, a nikt nie wymagał myślenia. Nie byli może przeraźliwie tępi, ale raczej głupsi niż inni... Ale z innymi dogadywali się całkiem nieźle. Teraz takich się już prawie zupełnie nie spotyka, ci nieliczni ludzie, co tu zostali, to raczej zwyczajni, przeciętni Trawiaści.
Mag zaczekał, aż Jha usiądzie - a przycupnęła tuż koło herszta bandytów, który tymczasem wygrzebał w torbie rzemień o podejrzanym, zielonym kolorze i podał jej.
- Ze skóry zielonego trolla. Nie zagwarantuję, że się nie zgubi, ale na pewno nigdy nie pęknie. - uśmiechnął się lekko.
Graldok przysiadł koło Jha, naprzeciwko wielkoluda. Ten miał czarne, kędzierzawe włosy, i krótką brodę, okalającą całą twarz. Jego ciemnobrązowe oczy patrzyły nad wyraz bystro.
- A pijesz równie dobrze jak jesz, magu? - spytał, a niemal jednocześnie na stół wjechały podane przez elfkę - kelnerkę dwa ogromne kufle piwa, dwie grube pajdy chleba i talerz ciepłej zupy.
- No! - wykrzyknął w końcu - Wreszcie ktoś na miarę tej gospody! - zaśmiał się głośno.
Mag zmierzył go wzrokiem. Facet miał co najmniej siedem stóp wzrostu i chyba z cztery czy pięć stóp w barach. Wyglądało na to, że waży co najmniej tyle co przeciętny niedźwiedź.
- Magu, takich ludzi jak ty to ja lubię! Każdy powinien jeść co najmniej tyle co my, nie?
Dziad znów łyknął z dzbanka.
- Takich ludzi nazywali wtedy Skalnymi. To byli urodzeni wojownicy, każdy jeden. No i nie tylko wojownicy. Nadawali się wszędzie, gdzie trzeba było siły i rozmiarów, a nikt nie wymagał myślenia. Nie byli może przeraźliwie tępi, ale raczej głupsi niż inni... Ale z innymi dogadywali się całkiem nieźle. Teraz takich się już prawie zupełnie nie spotyka, ci nieliczni ludzie, co tu zostali, to raczej zwyczajni, przeciętni Trawiaści.
Mag zaczekał, aż Jha usiądzie - a przycupnęła tuż koło herszta bandytów, który tymczasem wygrzebał w torbie rzemień o podejrzanym, zielonym kolorze i podał jej.
- Ze skóry zielonego trolla. Nie zagwarantuję, że się nie zgubi, ale na pewno nigdy nie pęknie. - uśmiechnął się lekko.
Graldok przysiadł koło Jha, naprzeciwko wielkoluda. Ten miał czarne, kędzierzawe włosy, i krótką brodę, okalającą całą twarz. Jego ciemnobrązowe oczy patrzyły nad wyraz bystro.
- A pijesz równie dobrze jak jesz, magu? - spytał, a niemal jednocześnie na stół wjechały podane przez elfkę - kelnerkę dwa ogromne kufle piwa, dwie grube pajdy chleba i talerz ciepłej zupy.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Graldok
Urwałem dużą część z chleba, starając się ocenić, czy ci wieśniacy są zdolnymi piekarzami. Wkładając sobie kawałek do ust, spojrzałem się na wielkiego mężczyznę, który zdawał się próbować zagaić rozmowę.
Pewnie chce się podlizać magowi.
Mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego, zaraz chwytając masywny kufel piwa... już pod moim dotykiem czułem zimno tego płynu, więc nie mogłem się powstrzymać, niż tylko unieść go wysoko w górę, krzycząc:
- ZDROWIE!
I biorąc dużego łyka. Złocisty płyn delikatnie schłodził moje podniebienie, a ja w duchu starałem sobie przypomnieć, ile to już minęło od mojego ostatniego piwa w karczmie, znajdującej się pośród gór, kilka dni drogi stąd...
Uśmiechnąłem się do Jha, gdyż widziałem jak patrzy się na mnie, czy to z podziwu dla mojego gustu kulinarnego, czy starając się mi powiedzieć ''Po-coś-tu-przyszłam''. Tak czy siak, zawołałem elfią dziewkę, przynoszącą potrawy i podałem jej potajemnie saszetkę z moimi ziołami, instruując ją po cichu, co do jej przeznaczenia.
Ha! Już dawno mój brzusio nie przeżywał takiej radości!
Urwałem dużą część z chleba, starając się ocenić, czy ci wieśniacy są zdolnymi piekarzami. Wkładając sobie kawałek do ust, spojrzałem się na wielkiego mężczyznę, który zdawał się próbować zagaić rozmowę.
Pewnie chce się podlizać magowi.
Mimo wszystko uśmiechnąłem się do niego, zaraz chwytając masywny kufel piwa... już pod moim dotykiem czułem zimno tego płynu, więc nie mogłem się powstrzymać, niż tylko unieść go wysoko w górę, krzycząc:
- ZDROWIE!
I biorąc dużego łyka. Złocisty płyn delikatnie schłodził moje podniebienie, a ja w duchu starałem sobie przypomnieć, ile to już minęło od mojego ostatniego piwa w karczmie, znajdującej się pośród gór, kilka dni drogi stąd...
Uśmiechnąłem się do Jha, gdyż widziałem jak patrzy się na mnie, czy to z podziwu dla mojego gustu kulinarnego, czy starając się mi powiedzieć ''Po-coś-tu-przyszłam''. Tak czy siak, zawołałem elfią dziewkę, przynoszącą potrawy i podałem jej potajemnie saszetkę z moimi ziołami, instruując ją po cichu, co do jej przeznaczenia.
Ha! Już dawno mój brzusio nie przeżywał takiej radości!
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Jha
Przyjęłam od herszta bandytów rzemień z wdzięcznym, szerokim usmiechem na ustach. Od razu wydobyłam z mojego plecaka grzebień i skorzystałam z pomocy tegoż pożytecznego narzędzia. Związałam rozczesane włosy rzemieniem, mocno szybko i sprawnie, co by mi się ponownie głupio się rozwiązały. Grzywka nie chciała za żadne skarby świata znaleźć się na właściwym miejscu. Kiedyś tego pożałuje...
Grzebień ponownie wrócił do plecaka. Machnęłam ręką na nieposłuszną grzywkę i darowałam sobie dalsze wysiłki jej ułożenia. Uśmiechnęłam się do siedzącego koło mnie Matherna. Nie zdąrzyłam jednak nic powiedzieć, gdyż na stół wjechało upragnione przeze mnie piwo. Z zadziwiajacą nawet mnie prędkością jeden z kufli znalazł się w mojej dłoni, a połowa zawartości zniknęła z powierzchni tego świata nim ktokolwiek zdąrzył to zarejestrować. Westchnęłam zadowolona po czym starłam pianę z nosa. Oto co uwielbiałam ponad prawie wszystko inne - dobre piwo. A to, trzeba przyznać, było wyśmienite!
Zerknęłam rozbawiona na maga. Już nawet nie miałam siły się z nieo śmiać czy choćby w myślach nazwać go żarłokiem. A niech ma coś od życia. Wzruszyłam ramionami i z rodasnym usmiechem na twarzy rozparłam się wygodniej na krześle.
- Powiedz mi, Mathernie, czy oprócz najazdu tego ogra i wygłodniałego maga - skinęłam głową w stronę Graldoka śmiejąc się pod nosem - działo się tu w okolicy coś wartego uwagi? Znaczy coś co mogłoby nas zaiteesować? - dopytywałam się. W przeciwieństwie do mojego towarzysza ja bardzo lubiłam podróżować. I to wcale nie z powodu chęci odwiedzenia wszystkich gospód po tej stronie świata, tylko dla samej przyjemności podróżowania. Ale lubiłam mieć przy tym przynajmniej pozory celu. Coś co nadawałoby wyprawie kierunek... Westchnęłam i popijając już powoli piwo z kufla słuchałam ewentualnych słów herszta bandytów...
Przyjęłam od herszta bandytów rzemień z wdzięcznym, szerokim usmiechem na ustach. Od razu wydobyłam z mojego plecaka grzebień i skorzystałam z pomocy tegoż pożytecznego narzędzia. Związałam rozczesane włosy rzemieniem, mocno szybko i sprawnie, co by mi się ponownie głupio się rozwiązały. Grzywka nie chciała za żadne skarby świata znaleźć się na właściwym miejscu. Kiedyś tego pożałuje...
Grzebień ponownie wrócił do plecaka. Machnęłam ręką na nieposłuszną grzywkę i darowałam sobie dalsze wysiłki jej ułożenia. Uśmiechnęłam się do siedzącego koło mnie Matherna. Nie zdąrzyłam jednak nic powiedzieć, gdyż na stół wjechało upragnione przeze mnie piwo. Z zadziwiajacą nawet mnie prędkością jeden z kufli znalazł się w mojej dłoni, a połowa zawartości zniknęła z powierzchni tego świata nim ktokolwiek zdąrzył to zarejestrować. Westchnęłam zadowolona po czym starłam pianę z nosa. Oto co uwielbiałam ponad prawie wszystko inne - dobre piwo. A to, trzeba przyznać, było wyśmienite!
Zerknęłam rozbawiona na maga. Już nawet nie miałam siły się z nieo śmiać czy choćby w myślach nazwać go żarłokiem. A niech ma coś od życia. Wzruszyłam ramionami i z rodasnym usmiechem na twarzy rozparłam się wygodniej na krześle.
- Powiedz mi, Mathernie, czy oprócz najazdu tego ogra i wygłodniałego maga - skinęłam głową w stronę Graldoka śmiejąc się pod nosem - działo się tu w okolicy coś wartego uwagi? Znaczy coś co mogłoby nas zaiteesować? - dopytywałam się. W przeciwieństwie do mojego towarzysza ja bardzo lubiłam podróżować. I to wcale nie z powodu chęci odwiedzenia wszystkich gospód po tej stronie świata, tylko dla samej przyjemności podróżowania. Ale lubiłam mieć przy tym przynajmniej pozory celu. Coś co nadawałoby wyprawie kierunek... Westchnęłam i popijając już powoli piwo z kufla słuchałam ewentualnych słów herszta bandytów...

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Mathern spoważniał.
- Całkiem sporo rzeczy, jak sądzę. Ostatnimi czasy zaroiło się tu wręcz od potworów wszystkich możliwych rodzajów i gatunków. Ale o to będziecie musieli popytać w innych wioskach, nic dokładnego nie wiem.
Jedzenie zaczęło pojawiać się na stole, a elf znów zaczął się rozluźniać. Dobre jedzenie i mocne piwo wpływało na błyskawiczną poprawę nastrojów.
- Całkiem sporo rzeczy, jak sądzę. Ostatnimi czasy zaroiło się tu wręcz od potworów wszystkich możliwych rodzajów i gatunków. Ale o to będziecie musieli popytać w innych wioskach, nic dokładnego nie wiem.
Jedzenie zaczęło pojawiać się na stole, a elf znów zaczął się rozluźniać. Dobre jedzenie i mocne piwo wpływało na błyskawiczną poprawę nastrojów.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Jha
Jadłam powoli i w milczeniu pieczeń, która w końcu pojawiła się tuż przed moim nosem. Była wyśmienita. Tak samo jak piwo. Nie spieszyło mi się nigdzie więc postanowiłam delektować się posiłkiem. Jak na dziewczynę w moim wieku i o mojej posturze jadłam sporo... Ale w porównaniu do maga... Cóż... Gdyby nie to, że nie mam w zwyczaju się przejmować takimi rzeczami to chyba bym wpadła w kompleksy... W każdym bądź razie mimo braku pośpiechu z mojej strony skończyłam jeść zanim Graldok znalazł się w połowie posiłku. Rozsiadłam się wygodniej na krześle z drugim już z kolei piwem w dłoni (miałabym siedzieć bezczynnie kiedy taki dobry trunek podają w tej gospodzie? Czyjeś niedoczekanie!). Westchnęłam popijając powoli złocisty płyn z kufla. Zamyśliłam się, przyznaję... W sumie to chyba nawet należałoby powiedzieć, że się rozmarzyłam. Szybko jednak się otrząsnęłam z tego stanu i już uważniej zaczęłam śledzić to co działo się wokół mnie. A działo się niewiele... Przyznaję to z bólem serca...
- Znacie ktoś jakieś opowieści? - spytałam może trochę zbyt sennie. - Albo powiedzcie co porabiacie w wolnych chwilach? Bo zaraz mnie senność pokona... Dokona tego, co nie udało się temu ogrowi - zaśmiałam się cicho pod nosem patrząc z radosny błyskiem w oku na siedzącego obok mnie elfa. Na Graldoka nie zwracałam chwilowo wiekszej uwagi. Mag jadł teraz to postanowiłam mu nie przeszkadzać. Teraz był czas na odpoczynek. Dodam, że jak najbardziej zasłużony. Gdzieś na krańcach mojej świadomości krążyła myśl, że powinniśmy pamiętać o uzupełnieniu zapasów na drogę, gdy już będziemy stąd wyruszać.
Jadłam powoli i w milczeniu pieczeń, która w końcu pojawiła się tuż przed moim nosem. Była wyśmienita. Tak samo jak piwo. Nie spieszyło mi się nigdzie więc postanowiłam delektować się posiłkiem. Jak na dziewczynę w moim wieku i o mojej posturze jadłam sporo... Ale w porównaniu do maga... Cóż... Gdyby nie to, że nie mam w zwyczaju się przejmować takimi rzeczami to chyba bym wpadła w kompleksy... W każdym bądź razie mimo braku pośpiechu z mojej strony skończyłam jeść zanim Graldok znalazł się w połowie posiłku. Rozsiadłam się wygodniej na krześle z drugim już z kolei piwem w dłoni (miałabym siedzieć bezczynnie kiedy taki dobry trunek podają w tej gospodzie? Czyjeś niedoczekanie!). Westchnęłam popijając powoli złocisty płyn z kufla. Zamyśliłam się, przyznaję... W sumie to chyba nawet należałoby powiedzieć, że się rozmarzyłam. Szybko jednak się otrząsnęłam z tego stanu i już uważniej zaczęłam śledzić to co działo się wokół mnie. A działo się niewiele... Przyznaję to z bólem serca...
- Znacie ktoś jakieś opowieści? - spytałam może trochę zbyt sennie. - Albo powiedzcie co porabiacie w wolnych chwilach? Bo zaraz mnie senność pokona... Dokona tego, co nie udało się temu ogrowi - zaśmiałam się cicho pod nosem patrząc z radosny błyskiem w oku na siedzącego obok mnie elfa. Na Graldoka nie zwracałam chwilowo wiekszej uwagi. Mag jadł teraz to postanowiłam mu nie przeszkadzać. Teraz był czas na odpoczynek. Dodam, że jak najbardziej zasłużony. Gdzieś na krańcach mojej świadomości krążyła myśl, że powinniśmy pamiętać o uzupełnieniu zapasów na drogę, gdy już będziemy stąd wyruszać.

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Graldok
Z nieukrywaną ciekawością przysłuchiwałem się rozmowie. Co chwila spoglądałem to na elfa, to na elfkę. Oczywiście miałem o wiele przyjemniejsze zajęcie teraz, niż szukanie guza, rozdrapując stare problemy. Tą dziewczyną zawładnęła chęć przygody, dostrzegłem to już dawno. A ja? Oczywiście też chciałbym wiele zobaczyć, ale byłem już stary.
Pociągnąłem silny łyk z kufla, odgryzając przy okazji duży kawałek z pieczeni.
Byłem już za stary na skakanie po górach, na otwieranie zapieczętowanych grobowców, na szukanie kłopotów. Marzyłem teraz tylko o tym żeby osiąść w jakimś spokojnym domku, najlepiej gdzieś na nizinach… by uprawiać własny ogródek, by grzać się przy kominku podczas zimy, oraz wychodzić na świeże powietrze gdy zaczynał padać deszcz. Od czasu do czasu, wybrałbym się do miasta.
Właśnie… narastająca chęć stateczności, przeciwstawiała się mojej chęci sławy. Czy ludzie przechodziliby obok mnie, widząc tylko starego ogrodnika, do którego chodzą czasem z chorobami? Czy może bohatera, który uratował ich świat?
Prychnąłem z ironią. Nie, taki los nie jest mi pisany. Przed Jha jest jeszcze całe życie, i moja w tym głowa, by przygotować ją do jego niebezpieczeństw.
Odrywając się od moich refleksji, szybko odnalazłem na stole coś, co zawierało choć szczyptę moich *specjalnych* ziół. Ich kojący efekt przyniesie spokój moim zszarpanym nerwom…
Tymczasem, wróciłem do nasłuchiwania słów obecnych, wielką uwagę przykuwając do konwersacji wspomnianych wyżej elfów. Przeżuwając udko kurczaka, przyprawione leczniczym ziołem, natychmiast odpłynęły ze mnie wszelkie troski…
Z nieukrywaną ciekawością przysłuchiwałem się rozmowie. Co chwila spoglądałem to na elfa, to na elfkę. Oczywiście miałem o wiele przyjemniejsze zajęcie teraz, niż szukanie guza, rozdrapując stare problemy. Tą dziewczyną zawładnęła chęć przygody, dostrzegłem to już dawno. A ja? Oczywiście też chciałbym wiele zobaczyć, ale byłem już stary.
Pociągnąłem silny łyk z kufla, odgryzając przy okazji duży kawałek z pieczeni.
Byłem już za stary na skakanie po górach, na otwieranie zapieczętowanych grobowców, na szukanie kłopotów. Marzyłem teraz tylko o tym żeby osiąść w jakimś spokojnym domku, najlepiej gdzieś na nizinach… by uprawiać własny ogródek, by grzać się przy kominku podczas zimy, oraz wychodzić na świeże powietrze gdy zaczynał padać deszcz. Od czasu do czasu, wybrałbym się do miasta.
Właśnie… narastająca chęć stateczności, przeciwstawiała się mojej chęci sławy. Czy ludzie przechodziliby obok mnie, widząc tylko starego ogrodnika, do którego chodzą czasem z chorobami? Czy może bohatera, który uratował ich świat?
Prychnąłem z ironią. Nie, taki los nie jest mi pisany. Przed Jha jest jeszcze całe życie, i moja w tym głowa, by przygotować ją do jego niebezpieczeństw.
Odrywając się od moich refleksji, szybko odnalazłem na stole coś, co zawierało choć szczyptę moich *specjalnych* ziół. Ich kojący efekt przyniesie spokój moim zszarpanym nerwom…
Tymczasem, wróciłem do nasłuchiwania słów obecnych, wielką uwagę przykuwając do konwersacji wspomnianych wyżej elfów. Przeżuwając udko kurczaka, przyprawione leczniczym ziołem, natychmiast odpłynęły ze mnie wszelkie troski…
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Przywódca bandy szepnął do ucha któremuś z towarzyszy, i po chwili jeden z elfów o zielonkawych włosach - z pewnością jeden z Leśnych Elfów - zarzucił na głowę czerowny kapelusik z piórkiem, wziął w dłoń madolinę, i usiadłwyszy na podwyższeniu w rogu, zaczął snuć ballady o dzielnych czynach bandy rozbójników.
Wasi gospodarze rozprawiali między sobą o przygotowaniach do następnej akcji. Ponoć miał tędy jechać poborca podatków - można przecież część z tego, co zebrał, oddać z powrotem niebogatym wieśniakom, zachowując sobie niewielką prowizję.
Nim się spostrzegliście, nastał wieczór, pieśni się skończyły, Jha widziała świat przez piwną mgiełkę zaś Graldok słyszał skrzypienie krzesła pod swoją wypełnioną wspaniałą strawą osobą.
- Myślę że nasz wspaniały gospodarz ma dla was najlepszą komnatę, albo dwie osobne, jeśli wolicie, bo obawiam się że ta najwyższej jakości jest przeznaczona dla nowożeńców... - uśmiechnął się Mathern, chyba próbując sobie wyobrazić was w jednym łóżku... - Więc gdzie zechcecie się udać?
Wasi gospodarze rozprawiali między sobą o przygotowaniach do następnej akcji. Ponoć miał tędy jechać poborca podatków - można przecież część z tego, co zebrał, oddać z powrotem niebogatym wieśniakom, zachowując sobie niewielką prowizję.
Nim się spostrzegliście, nastał wieczór, pieśni się skończyły, Jha widziała świat przez piwną mgiełkę zaś Graldok słyszał skrzypienie krzesła pod swoją wypełnioną wspaniałą strawą osobą.
- Myślę że nasz wspaniały gospodarz ma dla was najlepszą komnatę, albo dwie osobne, jeśli wolicie, bo obawiam się że ta najwyższej jakości jest przeznaczona dla nowożeńców... - uśmiechnął się Mathern, chyba próbując sobie wyobrazić was w jednym łóżku... - Więc gdzie zechcecie się udać?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Graldok
Mag chrząknął tylko leniwie, uśmiechając się zaraz do elfki.
- Weźmiemy komnatę najwyższej jakości!
Po czym szepnął żartobliwie do Jha.
- Tylko nie kłóć się w nocy o kocyk.
Nie zwracając uwagi na głupią minę gospodarza, podążał z towarzyszką po schodach, by zaraz skręcić w boczny korytarz, oświetlany zaledwie dwoma świecami. Chwiejąc się lekko (choć starając się to ukryć, winę zwalając na krzywą podłogę), w końcu doszli pod same drzwi. Gospodarz dał Graldokowi klucz do pokoju, po czym ukłonił się jemu i elfce oddalając się zaraz.
Muszę przyznać, że gdy wciskałem mały kluczyk do zamka, musiałem niemało poobijać drewniane drzwi… niestety picie trunków powodowało u mnie spadek percepcji. Co prawda nieraz mi to ratowało skórę, ale utrudniało wykonywanie najprostszych…
Khem.
No więc kiedy już otworzyłem drzwi, zaprosiłem panią do środka gestem ręki. Nie usłyszałem nic z jej ust zaraz po wejściu (no może poza „mmmmmrr *hic* mmmrrr”), więc jąłem się zastanawiać co gospodarz uważa za „jakość”. To spojrzenie zmieniło się gdy tylko przekroczyłem próg mego pokoju… teraz zrozumiałem że Jha zaniemówiła ze zdumienia.
Co prawda tylko jedno łóżko, ale posiadało wielki szkarłatny baldachim, oraz dużo… bardzo, bardzo dużo małych poduszeczek, każda różowa i z wyszytym serduszkiem. Jakaś część mojej dumy poczuła się urażona, lecz jak zwykle starałem się ją stłumić. W pokoju stał mały, drewniany stolik z misą pełną owoców na nim. Cóż, obok owoców stał też marynarski przysmak… ostrygi, tak chyba na nie mówią na wybrzeżu. Nigdy za nimi nie przepadałem, podobnie jak większość ludu zamieszkującego kontynent. Ale gospodarz wyglądał na człeka światowego, więc chyba wiedział co robi.
Obok wspomnianego stolika, stały dwa krzesła, niskie i umiejętnie wykonane. Gdy rozejrzałem się dalej, spostrzegłem dużą szafę na ubrania, zdolną pomieścić „ekwipunek” niejednej księżniczki.
Dojrzałbym więcej… ale cóż, właśnie doświadczałem skutków własnej teorii… przyczyna i skutek.
Mag chrząknął tylko leniwie, uśmiechając się zaraz do elfki.
- Weźmiemy komnatę najwyższej jakości!
Po czym szepnął żartobliwie do Jha.
- Tylko nie kłóć się w nocy o kocyk.
Nie zwracając uwagi na głupią minę gospodarza, podążał z towarzyszką po schodach, by zaraz skręcić w boczny korytarz, oświetlany zaledwie dwoma świecami. Chwiejąc się lekko (choć starając się to ukryć, winę zwalając na krzywą podłogę), w końcu doszli pod same drzwi. Gospodarz dał Graldokowi klucz do pokoju, po czym ukłonił się jemu i elfce oddalając się zaraz.
Muszę przyznać, że gdy wciskałem mały kluczyk do zamka, musiałem niemało poobijać drewniane drzwi… niestety picie trunków powodowało u mnie spadek percepcji. Co prawda nieraz mi to ratowało skórę, ale utrudniało wykonywanie najprostszych…
Khem.
No więc kiedy już otworzyłem drzwi, zaprosiłem panią do środka gestem ręki. Nie usłyszałem nic z jej ust zaraz po wejściu (no może poza „mmmmmrr *hic* mmmrrr”), więc jąłem się zastanawiać co gospodarz uważa za „jakość”. To spojrzenie zmieniło się gdy tylko przekroczyłem próg mego pokoju… teraz zrozumiałem że Jha zaniemówiła ze zdumienia.
Co prawda tylko jedno łóżko, ale posiadało wielki szkarłatny baldachim, oraz dużo… bardzo, bardzo dużo małych poduszeczek, każda różowa i z wyszytym serduszkiem. Jakaś część mojej dumy poczuła się urażona, lecz jak zwykle starałem się ją stłumić. W pokoju stał mały, drewniany stolik z misą pełną owoców na nim. Cóż, obok owoców stał też marynarski przysmak… ostrygi, tak chyba na nie mówią na wybrzeżu. Nigdy za nimi nie przepadałem, podobnie jak większość ludu zamieszkującego kontynent. Ale gospodarz wyglądał na człeka światowego, więc chyba wiedział co robi.
Obok wspomnianego stolika, stały dwa krzesła, niskie i umiejętnie wykonane. Gdy rozejrzałem się dalej, spostrzegłem dużą szafę na ubrania, zdolną pomieścić „ekwipunek” niejednej księżniczki.
Dojrzałbym więcej… ale cóż, właśnie doświadczałem skutków własnej teorii… przyczyna i skutek.
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Jha
Z przymrużonymi oczami słuchałam melodii wygrywanych przez elfa. Zawsze uwielbiałam takie występy... Nie bardzo interesowało mnie co nasi gospodarze planują dokonać przy następnej nadarząjacej się okazji. Wieczorem, gdy występ dobiegł końca, ze zdumieniem odkryłam, że chya jednak za dużo wypiłam... Zajęta przecieraniem oczu nie bardzo zwracałam uwagi na słowa maga. Brzęczał coś pod nsem niezrozumiale dla mnie. Na koniec już lekko podirytowana, że chyba coś do mnie mówił obróciłam się mrugając oczami i starając się odzyskać wizję... Chyba nie zrozumiał, że to prośba o powtórzenie przekazu. Trudno... Potem wstał i zaczął gdzieś iść. Nie można go zostawiac samego na dłużej więc po prostu sennie skinęłam głową gospodarzom po czym chwiejnie podreptałam za nim. A co ja będę ukrywać! Pijana byłam i tyle! Dotarłam na miejsce w miarę równym krokiem. Tak jakoś umiem udawać, że jest lepiej niż w rzeczywistości... Graldok właśnie otwierał drzwi. Weszłam do środka i osłoniłam dłonią oczy. Nie wiem czy to moje zwidy czy co ale ktoś chyba schrzanił sprawę jeśli idzie o wystrój wnętrza... Cóż... To nie ja stracę klientów z tego powodu... Nie tracąc czasu na rozglądanie sie po pokoju - w obecnym stanie i tak nie miało to najmniejszego sensu. Interesowało mnie tylko i wyłączeni odnalezienie powierzchni do spania zwanej łóżkiem. Gdy mój wzrok zogniskował się w końcu na poszukiwanym obiekcie, a ja już do niego dotarłam padłam nań bez odpinania pasa z bronią i ściągania butów. Lewa noga wisiała mi bezwładnie poza krawędzią łóżka, prawa chyba o coś się oparła, bo też nie dotykałam nią pościeli. Prawą dłonią odszukałam jakąś poduszkę, która po chwili namysłu wylądowała na mojej głowie. Można było zacząć spać. I to też uczyniłam czym prędzej.
Rano obudziłam się sama, bez niczyjej pomocy. Głównie dlatego, że poduszka wciąż grzecznie spoczywała na mojej głowie. Moja pozycja również się nie zmieniła zanadto. Chyba jednak pozbyłam się jakoś butów z nóg... Nie wiem... Miecz w dalszym ciagu przypięty miałam do pasa na plecach. Przyjemnie było czuć jego ciężar w okolicy kregosłupa. Wymruczałam coś pod nosem zadowolona nie zwracając uwagi na nic wiecej jak tylko dospać sobie w spokoju jeszcze kawałek czasu. Spod poduszki rzuciłam okiem na tę część pokoju, która była dostępna dla moich oczu, gdy leżałam sobie po lewej strnie łóżka. Lewej, gdy patrzy się na nie od góry, od strony nóg... Lekka, alkoholowa mgiełka mąciła jeszcze mój zmysł wzroku. Przejdzie, gdy minie mi to otumanienie... A to nastąpi, gdy zjem jakieś śniadanie. Nie chciało mi się wstawać... Drzemałam sobie spokojnie...
Z przymrużonymi oczami słuchałam melodii wygrywanych przez elfa. Zawsze uwielbiałam takie występy... Nie bardzo interesowało mnie co nasi gospodarze planują dokonać przy następnej nadarząjacej się okazji. Wieczorem, gdy występ dobiegł końca, ze zdumieniem odkryłam, że chya jednak za dużo wypiłam... Zajęta przecieraniem oczu nie bardzo zwracałam uwagi na słowa maga. Brzęczał coś pod nsem niezrozumiale dla mnie. Na koniec już lekko podirytowana, że chyba coś do mnie mówił obróciłam się mrugając oczami i starając się odzyskać wizję... Chyba nie zrozumiał, że to prośba o powtórzenie przekazu. Trudno... Potem wstał i zaczął gdzieś iść. Nie można go zostawiac samego na dłużej więc po prostu sennie skinęłam głową gospodarzom po czym chwiejnie podreptałam za nim. A co ja będę ukrywać! Pijana byłam i tyle! Dotarłam na miejsce w miarę równym krokiem. Tak jakoś umiem udawać, że jest lepiej niż w rzeczywistości... Graldok właśnie otwierał drzwi. Weszłam do środka i osłoniłam dłonią oczy. Nie wiem czy to moje zwidy czy co ale ktoś chyba schrzanił sprawę jeśli idzie o wystrój wnętrza... Cóż... To nie ja stracę klientów z tego powodu... Nie tracąc czasu na rozglądanie sie po pokoju - w obecnym stanie i tak nie miało to najmniejszego sensu. Interesowało mnie tylko i wyłączeni odnalezienie powierzchni do spania zwanej łóżkiem. Gdy mój wzrok zogniskował się w końcu na poszukiwanym obiekcie, a ja już do niego dotarłam padłam nań bez odpinania pasa z bronią i ściągania butów. Lewa noga wisiała mi bezwładnie poza krawędzią łóżka, prawa chyba o coś się oparła, bo też nie dotykałam nią pościeli. Prawą dłonią odszukałam jakąś poduszkę, która po chwili namysłu wylądowała na mojej głowie. Można było zacząć spać. I to też uczyniłam czym prędzej.
Rano obudziłam się sama, bez niczyjej pomocy. Głównie dlatego, że poduszka wciąż grzecznie spoczywała na mojej głowie. Moja pozycja również się nie zmieniła zanadto. Chyba jednak pozbyłam się jakoś butów z nóg... Nie wiem... Miecz w dalszym ciagu przypięty miałam do pasa na plecach. Przyjemnie było czuć jego ciężar w okolicy kregosłupa. Wymruczałam coś pod nosem zadowolona nie zwracając uwagi na nic wiecej jak tylko dospać sobie w spokoju jeszcze kawałek czasu. Spod poduszki rzuciłam okiem na tę część pokoju, która była dostępna dla moich oczu, gdy leżałam sobie po lewej strnie łóżka. Lewej, gdy patrzy się na nie od góry, od strony nóg... Lekka, alkoholowa mgiełka mąciła jeszcze mój zmysł wzroku. Przejdzie, gdy minie mi to otumanienie... A to nastąpi, gdy zjem jakieś śniadanie. Nie chciało mi się wstawać... Drzemałam sobie spokojnie...

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Jha leżała, czekając aż jej wzrok odzyska normalną skuteczność. W końcu usiadła i spojrzała za okno. Zdaje się, że leżeli tak do południa... Graldok chrapnął, chrząknął i obudził się. Zanim zorientował się gdzie jest, kim jest i która jest godzina, minęła dobra chwila. Głowa nieco go bolała, w przeciwnieństwie do Jha, którą przynajmniej tym razem kac ominął naprawdę szerokim łukiem. Pokój był rzeczywiście urządzony... Różowo. Ale poza tym, rzeczywiście całkiem miły.
Zeszli na dół. Graldok już myślał o dalszej podróży, zastanawiają się czy mają tu jeszcze coś do załatwienia.
Zeszli na dół. Graldok już myślał o dalszej podróży, zastanawiają się czy mają tu jeszcze coś do załatwienia.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Jha
Przeciągnęłam się mrucząc nie do końca zadowolona z takiego obrotu sprawy. Dałam tym samym do zrozumienia, że chętnie pospałabym jeszcze z godzinkę albo dwie... Albo nawet cały następny dzień... Ale najwyższy już czas był by wstać. Zmarszczyłam brwi. Kolory w tym pokoju były paskudne... Zdecydowanie paskudne. Zwlekłam się z łóżka zakładając buty. Na czymś co wygladało jak toaletka z lustrem - albo coś w tym guście - stała miska i dzbanek z wodą. Umyłam twarz zmywajac zeń resztki snu po czym wyszłam z pokoju zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy.
Dziwne wydało mi się to, że po tak dużej ilości wypitego piwa nic mi nie było. Graldok nie wygladał najlepiej... Chyba przedobrzył, choć... Przecież to ja wypiłam zdecydowanie więcej niż on... Cóż... Bywa. Życie jest okrutne i prawdopodobnie to dla mnie następnym razem bedzie niemiłe.
Tymczasem jednak zeszłam na dół po schodach w poszukiwaniu kogoś kto mógłby uszczęśliwić moją osobę pożywnym śniadaniem. Cokolwiek by to nie było powinno być obfite i sycące, by zetrzeć ze mnie ostatnie resztki pijackiej mgiełki okrywającej mój umysł niczym płaszcz okrywa ciało
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mag będą cy w nienajlepszym stanie chyba będzie potrzebował pomocy. Z westchnieniem doprosiłam się szklanki chłodnej wody i wróciłam z nią na górę, by podać wodę magowi. Nie bardzo szło mu picie tuż po przebudzeniu z mącącym myśli kacem trzeba więc było mu nieco pomóc. Był moim towarzyszem a nawet zaczynałam go już traktować jak bliskiego przyjaciela. Wiecznie się droczyliśmy, ale którzy przyjaciele tak nie robią?
Perfidna grzywka ponownie dokonała brutalnego zamachu na moje oczy.... Gdy Graldok skończył pić nie czekając na nic więcej dobyłam nożyczek i bez zbędnych ceregieli dokonałam egzekucji na niesfornych kosmykach. W wojsku ma panować dyscyplina! Zadowolona z siebie po schowaniu nożyczek pytajacym spojrzeniem dałam magowi znać, że czekam na jego sugestie. Wolałam się nie odzywać z własnego doświadczenia znając przykre skutki picia do późnej pory nocnej. Lepiej nie powiększać bólu...
Przeciągnęłam się mrucząc nie do końca zadowolona z takiego obrotu sprawy. Dałam tym samym do zrozumienia, że chętnie pospałabym jeszcze z godzinkę albo dwie... Albo nawet cały następny dzień... Ale najwyższy już czas był by wstać. Zmarszczyłam brwi. Kolory w tym pokoju były paskudne... Zdecydowanie paskudne. Zwlekłam się z łóżka zakładając buty. Na czymś co wygladało jak toaletka z lustrem - albo coś w tym guście - stała miska i dzbanek z wodą. Umyłam twarz zmywajac zeń resztki snu po czym wyszłam z pokoju zabierając ze sobą wszystkie swoje rzeczy.
Dziwne wydało mi się to, że po tak dużej ilości wypitego piwa nic mi nie było. Graldok nie wygladał najlepiej... Chyba przedobrzył, choć... Przecież to ja wypiłam zdecydowanie więcej niż on... Cóż... Bywa. Życie jest okrutne i prawdopodobnie to dla mnie następnym razem bedzie niemiłe.
Tymczasem jednak zeszłam na dół po schodach w poszukiwaniu kogoś kto mógłby uszczęśliwić moją osobę pożywnym śniadaniem. Cokolwiek by to nie było powinno być obfite i sycące, by zetrzeć ze mnie ostatnie resztki pijackiej mgiełki okrywającej mój umysł niczym płaszcz okrywa ciało
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że mag będą cy w nienajlepszym stanie chyba będzie potrzebował pomocy. Z westchnieniem doprosiłam się szklanki chłodnej wody i wróciłam z nią na górę, by podać wodę magowi. Nie bardzo szło mu picie tuż po przebudzeniu z mącącym myśli kacem trzeba więc było mu nieco pomóc. Był moim towarzyszem a nawet zaczynałam go już traktować jak bliskiego przyjaciela. Wiecznie się droczyliśmy, ale którzy przyjaciele tak nie robią?
Perfidna grzywka ponownie dokonała brutalnego zamachu na moje oczy.... Gdy Graldok skończył pić nie czekając na nic więcej dobyłam nożyczek i bez zbędnych ceregieli dokonałam egzekucji na niesfornych kosmykach. W wojsku ma panować dyscyplina! Zadowolona z siebie po schowaniu nożyczek pytajacym spojrzeniem dałam magowi znać, że czekam na jego sugestie. Wolałam się nie odzywać z własnego doświadczenia znając przykre skutki picia do późnej pory nocnej. Lepiej nie powiększać bólu...
