[Świat Pasem] Pradawni Władcy

-
- Marynarz
- Posty: 175
- Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
- Lokalizacja: Elbląg
- Kontakt:
Merenwen
-O, tak daleko to my się nie wybieramy, nie martw się. Na razie interesuje mnie miasto, karczma, może odwiedzimy jakąś zbrojownię. A potem udam się do zamku, trzeba poprzeglądać stare papierzyska, jak już jest się tą Władczynią
Podała Carmen chusteczkę, którą gdzieś znalazła, by Wampirzyca otarła krew z policzka, po czym razem udały się w stronę miasta.
-O, tak daleko to my się nie wybieramy, nie martw się. Na razie interesuje mnie miasto, karczma, może odwiedzimy jakąś zbrojownię. A potem udam się do zamku, trzeba poprzeglądać stare papierzyska, jak już jest się tą Władczynią
Podała Carmen chusteczkę, którą gdzieś znalazła, by Wampirzyca otarła krew z policzka, po czym razem udały się w stronę miasta.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Findor Tasartir:
Defergentes zatrzymał się i wskazał sporą kopułę wyrastającą poniekąd spomiędzy drzew. Wydawała się byc tworem równie naturalnym co okoliczne drzewa, mimo, że na pierwszy rzut oka było widać, że ot rzeźbiony i szlifowany marmur.
Archont wkroczył na dziedziniec i rozglądnął się. Jedyna kapłanka obecna na zewnątrz pisnęła. -Leć po główną kapłankę, dziewczyno!- krzyknął Defergentes za uciekającą. -Te wyładowania sprawiają, że wszyscy na mnie tak reagują...- zaśmiał się. -No, prawie!- wskazał palcem na drowa i znów zaczął się śmiać.
Po chwili przybiegła całą kohortę kapłanek, ale gdy najciekawiej ubrana kobieta zobaczyła Findora, zatrzymała całą resztę. -Arcykapłanka!- drow usłyszał głos archonta w swej głowie. Kobieta podeszła sama do Findora, nie zwracając uwagi na Defergentesa. -Jesteś posłańcem nowej bogini... tak jak Thaevis!- powiedziała, jakby odkryła to właśnie w tej chwili... zapewne istotnie tak było. -Po co tu przyszedłeś? Czyżby Thaevis zawiódł?-
Pyron:
"Dobrym miejscem" okazał się być wąwóz w lesie. Dziewczyna uśmiechnęła się, gdy oboje znaleźli się na jego dnie. Widać było, że w jej głowie toczy się debata o tematyce „Miłość, czy Trening?” Koniec końców zdecydowała się jednak na to drugie.
Trening trwał ponad pół dnia (co trenował Pyron?) i był owocny. Elfka nauczyła się zadawać ciosy, które pozbawiają siły przeciwnika. Cieszyła się z tego jak małe dziecko, czując wreszcie moc, którą Pyron miał od dłuższego czasu. Chciała kontynuować, ale Pyronowi ledwie starczyło sił na wgramolenie się na Terahkana. W drodze powrotnej prowadziła Leia.
Merenwen:
Wamoirzyca otarła się i oddała chustkę kobiecie, po czym ruszyła naprzód, przedzierajac sie przez dżunglę. Było po południu, gdy dotarły na miejsce. -Obie idziemy na posiłek, moja droga. Ty na jakieś pieczyste, a ja...- położyła palec na swych ustach. -Dziś nic nie zrobimy! Jutro weźmiemy się za poszukiwania, w nocy zaś sprawdzę gdzie warto pójść... Pasuje?- zapytała, poprawiając czarne "wiązki" pełniące rolę zewnętrznego pancerza na czerwonym kombinezonie. Dziwne, że Merenwen nie zauważyła ich wcześniej...
Defergentes zatrzymał się i wskazał sporą kopułę wyrastającą poniekąd spomiędzy drzew. Wydawała się byc tworem równie naturalnym co okoliczne drzewa, mimo, że na pierwszy rzut oka było widać, że ot rzeźbiony i szlifowany marmur.
Archont wkroczył na dziedziniec i rozglądnął się. Jedyna kapłanka obecna na zewnątrz pisnęła. -Leć po główną kapłankę, dziewczyno!- krzyknął Defergentes za uciekającą. -Te wyładowania sprawiają, że wszyscy na mnie tak reagują...- zaśmiał się. -No, prawie!- wskazał palcem na drowa i znów zaczął się śmiać.
Po chwili przybiegła całą kohortę kapłanek, ale gdy najciekawiej ubrana kobieta zobaczyła Findora, zatrzymała całą resztę. -Arcykapłanka!- drow usłyszał głos archonta w swej głowie. Kobieta podeszła sama do Findora, nie zwracając uwagi na Defergentesa. -Jesteś posłańcem nowej bogini... tak jak Thaevis!- powiedziała, jakby odkryła to właśnie w tej chwili... zapewne istotnie tak było. -Po co tu przyszedłeś? Czyżby Thaevis zawiódł?-
Pyron:
"Dobrym miejscem" okazał się być wąwóz w lesie. Dziewczyna uśmiechnęła się, gdy oboje znaleźli się na jego dnie. Widać było, że w jej głowie toczy się debata o tematyce „Miłość, czy Trening?” Koniec końców zdecydowała się jednak na to drugie.
Trening trwał ponad pół dnia (co trenował Pyron?) i był owocny. Elfka nauczyła się zadawać ciosy, które pozbawiają siły przeciwnika. Cieszyła się z tego jak małe dziecko, czując wreszcie moc, którą Pyron miał od dłuższego czasu. Chciała kontynuować, ale Pyronowi ledwie starczyło sił na wgramolenie się na Terahkana. W drodze powrotnej prowadziła Leia.
Merenwen:
Wamoirzyca otarła się i oddała chustkę kobiecie, po czym ruszyła naprzód, przedzierajac sie przez dżunglę. Było po południu, gdy dotarły na miejsce. -Obie idziemy na posiłek, moja droga. Ty na jakieś pieczyste, a ja...- położyła palec na swych ustach. -Dziś nic nie zrobimy! Jutro weźmiemy się za poszukiwania, w nocy zaś sprawdzę gdzie warto pójść... Pasuje?- zapytała, poprawiając czarne "wiązki" pełniące rolę zewnętrznego pancerza na czerwonym kombinezonie. Dziwne, że Merenwen nie zauważyła ich wcześniej...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Pavciooo&Nadir
Nie rozumiem go... Zjada smocze serca a wampirów już nie tyka... A przecież nie jedną krew piły to i pewnie nieco mocy od pokonanych przejeły. Wybredny jakiś jest nie sądzisz? zapytał Caskuliss Nadir.
Pavciooo szedł obok oglądając się co chwila na Sotora. Gdy już oddalili się na tyle, że nie było widać nieumarłego dołączył siędo rozmowy pomocnika z kuszniczką.
Właściwie to co on robi? Potrafię zrozumieć płonące trupy, ożywionego behemota miotającego ogniste kule też jeszcze przełknę. Ale chyba on nie próbuje wskrzesić dla nas tego czegoś? zapytał.
Jeśli mu sie to uda to już nic na świecie mnie nie zadziwi. Czy jego moc jest czymś ograniczona? I jak potężna musiała być istota która powołała go do życia... Nadir również zarzucał Caskuliss swoimi pytaniami. Całą drogę do rozstajów szli w jej pobliżu oczekując na jakieś wyjaśnienia.
Nie rozumiem go... Zjada smocze serca a wampirów już nie tyka... A przecież nie jedną krew piły to i pewnie nieco mocy od pokonanych przejeły. Wybredny jakiś jest nie sądzisz? zapytał Caskuliss Nadir.
Pavciooo szedł obok oglądając się co chwila na Sotora. Gdy już oddalili się na tyle, że nie było widać nieumarłego dołączył siędo rozmowy pomocnika z kuszniczką.
Właściwie to co on robi? Potrafię zrozumieć płonące trupy, ożywionego behemota miotającego ogniste kule też jeszcze przełknę. Ale chyba on nie próbuje wskrzesić dla nas tego czegoś? zapytał.
Jeśli mu sie to uda to już nic na świecie mnie nie zadziwi. Czy jego moc jest czymś ograniczona? I jak potężna musiała być istota która powołała go do życia... Nadir również zarzucał Caskuliss swoimi pytaniami. Całą drogę do rozstajów szli w jej pobliżu oczekując na jakieś wyjaśnienia.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
Findor Tasartir
Drow powiódł wzrokiem po kapłankach. Kiedy zauważył że jedna znich idzie w jego stronę zrobił mały krok na przód. Kiedy jej wysłuchał rzekł:
-Tak, Thaevis zawiódł ja zająłem jego miejsce. Jestem kolejnym władcą harmonii i mam zamiar jej służyć. -na chwile zawiesił głos- Słyszałem że macie jakieś problemy z zabójcami. Czy dobrze trafiłem?
Findor przemawiał spokojny i poważnym zarazem głosem. Śledził każdy ruch kapłanek. Kiedy skończył mówić ukradkiem popatrzył się na Defergentesa. Drow miał nadzieje że pomoże kapłankom, a w każdym bądź razie zrobi wszystko żeby tego dokonać.
Drow powiódł wzrokiem po kapłankach. Kiedy zauważył że jedna znich idzie w jego stronę zrobił mały krok na przód. Kiedy jej wysłuchał rzekł:
-Tak, Thaevis zawiódł ja zająłem jego miejsce. Jestem kolejnym władcą harmonii i mam zamiar jej służyć. -na chwile zawiesił głos- Słyszałem że macie jakieś problemy z zabójcami. Czy dobrze trafiłem?
Findor przemawiał spokojny i poważnym zarazem głosem. Śledził każdy ruch kapłanek. Kiedy skończył mówić ukradkiem popatrzył się na Defergentesa. Drow miał nadzieje że pomoże kapłankom, a w każdym bądź razie zrobi wszystko żeby tego dokonać.

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Pyron
Jechali już jakiś czas spowrotem. Niebo było szare, a słońce schowane za chmurami, jak to często bywa.
-Przepraszam, że musimy już wracać. Ale jestem wyczerpany. Muszę odpocząć... Ale na pewno jeszcze kiedyś tam wrócimy. Piękny wąwóz. Powiedział Pyron spokojnie.
-Taa... Odpowiedziała Leia spoglądając w niebo i lekko wzdychając.
Po pół godzinie dotarli do karczmy, Pyron przywiązał Terkana, przed karczmą. Zjedli dość obfity posiłek. Następnie udali się do ratusza, sprawdzić czy nic ciekawego się nie wydarzyło.
Jechali już jakiś czas spowrotem. Niebo było szare, a słońce schowane za chmurami, jak to często bywa.
-Przepraszam, że musimy już wracać. Ale jestem wyczerpany. Muszę odpocząć... Ale na pewno jeszcze kiedyś tam wrócimy. Piękny wąwóz. Powiedział Pyron spokojnie.
-Taa... Odpowiedziała Leia spoglądając w niebo i lekko wzdychając.
Po pół godzinie dotarli do karczmy, Pyron przywiązał Terkana, przed karczmą. Zjedli dość obfity posiłek. Następnie udali się do ratusza, sprawdzić czy nic ciekawego się nie wydarzyło.
Fuck?

-
- Marynarz
- Posty: 175
- Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
- Lokalizacja: Elbląg
- Kontakt:
Merenwen
Dziewczyna wzdrygnęła sie na samą myśl o posilku wampirzycy. Ale co zrobić- przecież takie jest jej przeznaczenie, dlaczego mamy się oszukiwać?
- Taaak- powiedziała pzreciągając- Chętnie pójdę coś przekąsiDziewczyna wzdrygnęła sie na samą myśl o posilku wampirzycy.ć, nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam porzadnie najedzona. A potem prześpię się... oby mieli tu wygodne łóżka. Przyjdź nad ranem pod karczmę, wtedy zobaczymy co dalej?- powiedziała do Wampirzycy i odeszła, nie czekając na odpowiedź.
Swoje kroki skierowała do karczmy.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądała zbut sympatycznie- przy stolikach siedzieli nieciekawi osobnicy- nie było to może najodpowiedniejsze miejsce dla samotnie przebywającej kobiety, ale w tej okolicy nie było chyba niczego wiecej.
Zresztą- kiedyś, gdy sama pracowala dawała sobie radę, więc tym razem nie powinno być zbyt cięzko.
Podeszła do karczmarza zamawiając pieczony udziec z jabłkiem i do tego wino, po czym usiadła sama przy stole czekając na zamówienie.
Kobieta z tacą przyszła po chwili, serwując wino. Gdy dotarł półmisek merenwen miałą juzdwóch czy trzech obserwatorów. Pieczeń była przednia i zniknęła z talerza szybko, zapewnaijąc kobiecie uczucie przyjemnego rozleniwienia. Gdy chciałą wstać stwierdziła, ze ma kogoś za plecami.
-Nie sadziłem, że w mieście są jeszcze takie ładne, samotne kobiety...- usłyszała męski głos zza pleców. Był to chyba najemnik. Stał nad nią uśmiechajac sięlekko. Do karczmy wkroczyło kilku mężczyzn w żółto-czarnych pancerzach. najemnik lekko zesztywniał i odstąpił od Merenwen. Jeden z Wojowników świata podszedł do szynku i zapytał o coś barmana.
Merenwen spojrzała na przybyłych mężczyzn. zaniepokoiła ją ta sytuacja. "Ale dlaczego by się nie pobawić?- pomyślała po chwili, przypomniawszy sobie o swoich telekinetycznych zdolnościach. Wytężyła odrobinę swoją siłę woli i bach! Lada, o którą opierał się wojownik, runęła na ziemię.
Wojownik spojrzął na ladę i szybko rzucił karczmarzowi kilka monet.
-up sobie u jakiegos PORZĄDNEG ślusarza nową ladę, jasne?- rzucił i pokręcił głową. Drugi wojownik tymczasem rozgladał siepo karczmie i jego wzrok spoczął na jednym z mężczyzn. Tamten od razu zorientował się w sytuacji i dobył miecza. W moment miał w siebie wycelowane dwie kusze i miecz dwuręczny.
-Poddaj sie!- krzyknął jeden z wojowników.
Nie zastanawiając się długo i mimo całej powagi sytuacji, dziewczyna uśmiechnęła się. Spojrzała w stronę mężczyzn i... miecze wypadły im z rąk, wbijając się w deski ściany.
"No to teraz będzie draka"- pomyślała, uświadomiwszy sobie, co najlepszego narobiła
Tamten szybko wybił się przed rzwi i.. runął jak długi. W dzrzwiach stała Carmen i byłą wściekła
-Tyy...- syknęła, a Wojownicy skorzystali z sytuacji i obezwładnili meżczyznę. Carmen podeszła doń. -Miłego gnicia w lochu, padalcze...- potem nachyliła się i wyszeptała. -Rozdarłabym cię gołymi rekami, gdyby odemnie to zależało...- podniosłą się i zobaczyłą najpierw mernewen, a potem miecze powbijane w posadzkę. Jeden z wojownikó szybko, acz ze zdziwienie mzebrał je z podłogi. Reszta opusciął lokal zachwując pozory "normalnosci" sytuacji.
-Tamten gagatek.. wiesz kim on był?- zpaytała spokojnie wampirzyca.
-[i- A skąd ja mogę wiedzieć[/i]- odparła Merenwen- Ja tu tylko postanowiłam wypróbować parę zdolności, nie mieszając się do ich spraw. Zobacz!- powiedziała, po czym drzwi od karczmy zatrzasnęły się zhukiem. parę ludzi stało przed nimi, ocierajac oczy ze zdumienia i nie mogąc się ruszyć
-A moze wytłumaczysz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Bo wiesz... ja sie czuję taka niedoedukowana... -dodała po chwili
-Tamten gosćoot Valver, czy jak mu tam.. gwałciciel...- mruknęłą wampirzyca i zobaczyłą wino na stole Merenwen. -Pozwolisz, ze się poczętsuje? Znalazłam cos interesujacego... czym zajmiemy się jutro- zakończyła. -Jak się wyśpisz, to...- machnęła ręką
-Ależ oczywiście, mają tu porzednie wino!- władczyni podała wampirzycy puchar- Może zamówimy jeszcze troszkę? Chętnie się napiję, nie wiadomo, kiedy znów nadarzy się okazja.
Kobiety sączyły powoli wino, nikt nie zakłócal im spokoju aż do późnej nocy.
Ludzie patrzyli na nie i zastanawiali się, co to za dziwna para, ale (być moze ze względu na towarzystwo Carmen) nikt już ich nie zaczepiał.
Po północy Carmen zaprowadziła Merenwen do pokoju, po czym rzuciwszy zaklęcie ochronne na drzwi zniknęła w mroku nocy...
Dziewczyna wzdrygnęła sie na samą myśl o posilku wampirzycy. Ale co zrobić- przecież takie jest jej przeznaczenie, dlaczego mamy się oszukiwać?
- Taaak- powiedziała pzreciągając- Chętnie pójdę coś przekąsiDziewczyna wzdrygnęła sie na samą myśl o posilku wampirzycy.ć, nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam porzadnie najedzona. A potem prześpię się... oby mieli tu wygodne łóżka. Przyjdź nad ranem pod karczmę, wtedy zobaczymy co dalej?- powiedziała do Wampirzycy i odeszła, nie czekając na odpowiedź.
Swoje kroki skierowała do karczmy.
Na pierwszy rzut oka nie wyglądała zbut sympatycznie- przy stolikach siedzieli nieciekawi osobnicy- nie było to może najodpowiedniejsze miejsce dla samotnie przebywającej kobiety, ale w tej okolicy nie było chyba niczego wiecej.
Zresztą- kiedyś, gdy sama pracowala dawała sobie radę, więc tym razem nie powinno być zbyt cięzko.
Podeszła do karczmarza zamawiając pieczony udziec z jabłkiem i do tego wino, po czym usiadła sama przy stole czekając na zamówienie.
Kobieta z tacą przyszła po chwili, serwując wino. Gdy dotarł półmisek merenwen miałą juzdwóch czy trzech obserwatorów. Pieczeń była przednia i zniknęła z talerza szybko, zapewnaijąc kobiecie uczucie przyjemnego rozleniwienia. Gdy chciałą wstać stwierdziła, ze ma kogoś za plecami.
-Nie sadziłem, że w mieście są jeszcze takie ładne, samotne kobiety...- usłyszała męski głos zza pleców. Był to chyba najemnik. Stał nad nią uśmiechajac sięlekko. Do karczmy wkroczyło kilku mężczyzn w żółto-czarnych pancerzach. najemnik lekko zesztywniał i odstąpił od Merenwen. Jeden z Wojowników świata podszedł do szynku i zapytał o coś barmana.
Merenwen spojrzała na przybyłych mężczyzn. zaniepokoiła ją ta sytuacja. "Ale dlaczego by się nie pobawić?- pomyślała po chwili, przypomniawszy sobie o swoich telekinetycznych zdolnościach. Wytężyła odrobinę swoją siłę woli i bach! Lada, o którą opierał się wojownik, runęła na ziemię.
Wojownik spojrzął na ladę i szybko rzucił karczmarzowi kilka monet.
-up sobie u jakiegos PORZĄDNEG ślusarza nową ladę, jasne?- rzucił i pokręcił głową. Drugi wojownik tymczasem rozgladał siepo karczmie i jego wzrok spoczął na jednym z mężczyzn. Tamten od razu zorientował się w sytuacji i dobył miecza. W moment miał w siebie wycelowane dwie kusze i miecz dwuręczny.
-Poddaj sie!- krzyknął jeden z wojowników.
Nie zastanawiając się długo i mimo całej powagi sytuacji, dziewczyna uśmiechnęła się. Spojrzała w stronę mężczyzn i... miecze wypadły im z rąk, wbijając się w deski ściany.
"No to teraz będzie draka"- pomyślała, uświadomiwszy sobie, co najlepszego narobiła
Tamten szybko wybił się przed rzwi i.. runął jak długi. W dzrzwiach stała Carmen i byłą wściekła
-Tyy...- syknęła, a Wojownicy skorzystali z sytuacji i obezwładnili meżczyznę. Carmen podeszła doń. -Miłego gnicia w lochu, padalcze...- potem nachyliła się i wyszeptała. -Rozdarłabym cię gołymi rekami, gdyby odemnie to zależało...- podniosłą się i zobaczyłą najpierw mernewen, a potem miecze powbijane w posadzkę. Jeden z wojownikó szybko, acz ze zdziwienie mzebrał je z podłogi. Reszta opusciął lokal zachwując pozory "normalnosci" sytuacji.
-Tamten gagatek.. wiesz kim on był?- zpaytała spokojnie wampirzyca.
-[i- A skąd ja mogę wiedzieć[/i]- odparła Merenwen- Ja tu tylko postanowiłam wypróbować parę zdolności, nie mieszając się do ich spraw. Zobacz!- powiedziała, po czym drzwi od karczmy zatrzasnęły się zhukiem. parę ludzi stało przed nimi, ocierajac oczy ze zdumienia i nie mogąc się ruszyć
-A moze wytłumaczysz mi, o co w tym wszystkim chodzi? Bo wiesz... ja sie czuję taka niedoedukowana... -dodała po chwili
-Tamten gosćoot Valver, czy jak mu tam.. gwałciciel...- mruknęłą wampirzyca i zobaczyłą wino na stole Merenwen. -Pozwolisz, ze się poczętsuje? Znalazłam cos interesujacego... czym zajmiemy się jutro- zakończyła. -Jak się wyśpisz, to...- machnęła ręką
-Ależ oczywiście, mają tu porzednie wino!- władczyni podała wampirzycy puchar- Może zamówimy jeszcze troszkę? Chętnie się napiję, nie wiadomo, kiedy znów nadarzy się okazja.
Kobiety sączyły powoli wino, nikt nie zakłócal im spokoju aż do późnej nocy.
Ludzie patrzyli na nie i zastanawiali się, co to za dziwna para, ale (być moze ze względu na towarzystwo Carmen) nikt już ich nie zaczepiał.
Po północy Carmen zaprowadziła Merenwen do pokoju, po czym rzuciwszy zaklęcie ochronne na drzwi zniknęła w mroku nocy...

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Drizzt:
masz 2 dni na napisanie, jak długo trenujesz. Jak nie, to będzie byebye Drizzt
Pavciooo&Nadir:
-To nie kwestia wybredności, ale mutacji. Sotor zbiera elementy, które pozwolą mu odpowiednio mutować...- kobieta odpowiedziała, jakby to było oczywiste. Zwróciła się następnie do Pavciooo. -On nie PRÓBUJE tego ożywić, on TO OŻYWIA. Swą moc zaczerpnął z dolnego pokładu piekła. Darkning otworzył przed nim ten wymiar i wbił całą jego moc w nieumarłe ciało. Ten szaleniec jest nieśmiertelny, a jeśli komuś udałoby siego zabić, co osobiście uważam za fikcję, to nagłe uwolnienie jego energii zmiotłoby większość tego świata- pokiwała głową. -Moc Mrocznej Trójcy jest ograniczona, ale nie znam tych ograniczeń. Darkning stara się, by nikt ich nie poznał...- kiwnęła głową. Byli na rozstajach, gdy Caskulis odezwała się po raz kolejny -Ten rytuał mu zajmie jeszcze chwilę.. czekamy?-
Findor Tasartir:
Główna kapłanka skinęła na jedną z pomniejszych służebnic i zakomenderowała -Wprowadź go w sprawę. Reszta niech wraca do zajęć!- powiedziała. -Jestem szczęśliwa, że chcesz nam pomóc!- kiwnęła głową w geście szacunku i i pożegnania, po czym odeszła. Archont spojrzał na stojącą koło nich kobietę. "Ona się mnie boi... pogadaj z nią, a ja poczekam na pewnej odległości..." przekazał drowowi telepatycznie, po czym skłonił się lekko i odszedł dalej. Kapłanka patrzyła za nim, lekko się trzęsąc. -Od kilkunastu dni mamy kłopoty z Cieniami... atakują nas i...- Rozległ się chrobot i łoskot. Defergentes uderzył ostrzem naprzód, po czym uniósł je, pokazując czarny kształt człowieka na jego koncu. -Mam cienia na materialnym ostrzu!- warknął i przepuścił przez stal ładunek, który rozsadził istotę na kawałki. Przy okazji drow stwierdził, ze miecz Defergentesa jest... rozkładany. Teraz miał może i z 4 metry długości...
Kapłanka szepnęła -Już wiesz tle co my...- przychodzą i atakują... nikt nie wie czemu... a ludzie boją się przychodzić do lecznic przez to wszystko![/i]-
Pron:
Ratusz był spokojny, ale do Pyrona był jeden list. Przysłany z innego miasta, leżał na stole przeznaczonym dla rzeczy wysokiej wagi. Leia podniosła go i podała rycerzowi. -Chcesz przeczytać teraz? Poczekam!- mrugnęła do niego.
Merenwen:
+4 do KZ
odpoczynek nie trwał długo. Po pięciu godzinach snu Merenwen została obudzona i obie kobiety wymknęły się z domu, by udać się za miasto. Carmen zaprowadziła Władczynię do olbrzymiego ołtarza ukrytego głęboko w którejś z jaskiń koło murów obronnych. -Tu pisze: nadejdzie nowy władca - kobieta silniejsza. Dwidziestu i jeden sług za plecami jej tutaj się stawią. Orężem ich jej siłą będzie, moc wraz z ich wolą do nowego ładu doprowadzi...- zamilkła. -Powiedziałaś, ze ile tych aniołów było?-
masz 2 dni na napisanie, jak długo trenujesz. Jak nie, to będzie byebye Drizzt

Pavciooo&Nadir:
-To nie kwestia wybredności, ale mutacji. Sotor zbiera elementy, które pozwolą mu odpowiednio mutować...- kobieta odpowiedziała, jakby to było oczywiste. Zwróciła się następnie do Pavciooo. -On nie PRÓBUJE tego ożywić, on TO OŻYWIA. Swą moc zaczerpnął z dolnego pokładu piekła. Darkning otworzył przed nim ten wymiar i wbił całą jego moc w nieumarłe ciało. Ten szaleniec jest nieśmiertelny, a jeśli komuś udałoby siego zabić, co osobiście uważam za fikcję, to nagłe uwolnienie jego energii zmiotłoby większość tego świata- pokiwała głową. -Moc Mrocznej Trójcy jest ograniczona, ale nie znam tych ograniczeń. Darkning stara się, by nikt ich nie poznał...- kiwnęła głową. Byli na rozstajach, gdy Caskulis odezwała się po raz kolejny -Ten rytuał mu zajmie jeszcze chwilę.. czekamy?-
Findor Tasartir:
Główna kapłanka skinęła na jedną z pomniejszych służebnic i zakomenderowała -Wprowadź go w sprawę. Reszta niech wraca do zajęć!- powiedziała. -Jestem szczęśliwa, że chcesz nam pomóc!- kiwnęła głową w geście szacunku i i pożegnania, po czym odeszła. Archont spojrzał na stojącą koło nich kobietę. "Ona się mnie boi... pogadaj z nią, a ja poczekam na pewnej odległości..." przekazał drowowi telepatycznie, po czym skłonił się lekko i odszedł dalej. Kapłanka patrzyła za nim, lekko się trzęsąc. -Od kilkunastu dni mamy kłopoty z Cieniami... atakują nas i...- Rozległ się chrobot i łoskot. Defergentes uderzył ostrzem naprzód, po czym uniósł je, pokazując czarny kształt człowieka na jego koncu. -Mam cienia na materialnym ostrzu!- warknął i przepuścił przez stal ładunek, który rozsadził istotę na kawałki. Przy okazji drow stwierdził, ze miecz Defergentesa jest... rozkładany. Teraz miał może i z 4 metry długości...
Kapłanka szepnęła -Już wiesz tle co my...- przychodzą i atakują... nikt nie wie czemu... a ludzie boją się przychodzić do lecznic przez to wszystko![/i]-
Pron:
Ratusz był spokojny, ale do Pyrona był jeden list. Przysłany z innego miasta, leżał na stole przeznaczonym dla rzeczy wysokiej wagi. Leia podniosła go i podała rycerzowi. -Chcesz przeczytać teraz? Poczekam!- mrugnęła do niego.
Merenwen:
+4 do KZ

odpoczynek nie trwał długo. Po pięciu godzinach snu Merenwen została obudzona i obie kobiety wymknęły się z domu, by udać się za miasto. Carmen zaprowadziła Władczynię do olbrzymiego ołtarza ukrytego głęboko w którejś z jaskiń koło murów obronnych. -Tu pisze: nadejdzie nowy władca - kobieta silniejsza. Dwidziestu i jeden sług za plecami jej tutaj się stawią. Orężem ich jej siłą będzie, moc wraz z ich wolą do nowego ładu doprowadzi...- zamilkła. -Powiedziałaś, ze ile tych aniołów było?-
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Pavciooo&Nadir
Władca i jego pomocnik z zaciekawieniem wsłuchwiali się w wyjaśnienia kobiety. Gdy skończyła zaskakującym pytaniem stali chwilę zdezorientowani. Pierwszy "zaskoczył" Pavciooo i odpowiedział
Skoro jest tak potężny, warto mieć go ze sobą. Zostały juz tylko dwa wyjści, więc mamy 50% szans na trafienie na naszego głównego wroga. Wtedy Sotor i jego nowo ożywiony przyjaciel z pewnością się przydadzą. Proponuję poczekać
Głos władcy wytrącił z osłupienia Nadira.
Zgadzam się z tym w zupełności. Jak zwykle masz najlepsze pomysły o wielki Pavcioooó powiedział i machinalnie oddał pokłon.
Czekajmy więc. rzuciła Cakuliss ale widać było, że nie w smak jej bezczynne siedzenie w jaskini.
Władca i jego pomocnik z zaciekawieniem wsłuchwiali się w wyjaśnienia kobiety. Gdy skończyła zaskakującym pytaniem stali chwilę zdezorientowani. Pierwszy "zaskoczył" Pavciooo i odpowiedział
Skoro jest tak potężny, warto mieć go ze sobą. Zostały juz tylko dwa wyjści, więc mamy 50% szans na trafienie na naszego głównego wroga. Wtedy Sotor i jego nowo ożywiony przyjaciel z pewnością się przydadzą. Proponuję poczekać
Głos władcy wytrącił z osłupienia Nadira.
Zgadzam się z tym w zupełności. Jak zwykle masz najlepsze pomysły o wielki Pavcioooó powiedział i machinalnie oddał pokłon.
Czekajmy więc. rzuciła Cakuliss ale widać było, że nie w smak jej bezczynne siedzenie w jaskini.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
Findor Tasartir
-Kiedy zaczeły się ataki? Domyślacie się czym mogą być spowodowane?-Zapytał Władca Harmonii w miare spokojnym głosem. Jak go zauważyłeś? Ja spostrzegłem go dopiero jak był na twoim ostrzy- Zapytał szeptem Defergentesa. Findor był lekko podenerwowany sytuacją. Ni z tąd ni z owąd pojawia się cień którego odrazu unieszkodliwia jego towarzysz. Najgorsze było to że on osoba która ma panować nad harmonią nie zauważyła przeciwnika. Drow obiecał sobie że od tej chwili będzie uważniej patrzył i nie pozwoli aby taki incydent się powtórzył. Może i jest zbyt krytyczny wobec siebie ale to chyba lepiej niż miałby nic od siebie nie wymagać. Sam nie wiedział... Czekał odpowiedź kapłanki.
-Kiedy zaczeły się ataki? Domyślacie się czym mogą być spowodowane?-Zapytał Władca Harmonii w miare spokojnym głosem. Jak go zauważyłeś? Ja spostrzegłem go dopiero jak był na twoim ostrzy- Zapytał szeptem Defergentesa. Findor był lekko podenerwowany sytuacją. Ni z tąd ni z owąd pojawia się cień którego odrazu unieszkodliwia jego towarzysz. Najgorsze było to że on osoba która ma panować nad harmonią nie zauważyła przeciwnika. Drow obiecał sobie że od tej chwili będzie uważniej patrzył i nie pozwoli aby taki incydent się powtórzył. Może i jest zbyt krytyczny wobec siebie ale to chyba lepiej niż miałby nic od siebie nie wymagać. Sam nie wiedział... Czekał odpowiedź kapłanki.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Pavciooo i Nadir:
Rozległ się pisk i jazgot. Korytarzem przedarła się wielka istota spowita płomieniami. Zawyła podnosząc wysoko płonącą czaszkę. -Morda, szkodniku!- ryknął Sotor uderzając istotę w łeb. Ta opadłą na glebę i zamilkła. -Mocne toto, ale strasznie hałaśliwe!- warknął. -Dobra, więcej przyzwańców już nie skontroluję. teraz Ty wskrzeszasz, Caskullis!- mruknął. -Gdzie idziemy? Które wejście?- rozglądnął się żywiołowo, wiedząc, że najmniejszym przejściem jego nowy twór się nie przedostanie.
Findor Tasartir:
-To był nieumarły, trzeba było namierzyć jego umysł. Nie mogłeś tego zrobić bez specjalistycznego szkolenia...- westchnął archont, składając miecz na troje i zakładając go na plecy. Kapłanka zamilkła na chwilę. -Ataki zaczęły się czterdzieści pięć dni temu. Nie było to żadne święto, ani nie zdarzyło się wtedy nic ciekawego...- westchnęła. -Szukamy nie tu gdzie trzeba!- mruknął Defergentes. -Powinniśmy się zainteresować możliwymi źródłami mocy nieumarłych. Skądś muszą się brać. Trzeba wejść w tzw. złe środowisko... nawet wiem kto nam pomoże!- zaśmiał się. -Znajdziemy kłębek, zanim znajdziemy nitkę!- mruknął, potrząsając głową.
Rozległ się pisk i jazgot. Korytarzem przedarła się wielka istota spowita płomieniami. Zawyła podnosząc wysoko płonącą czaszkę. -Morda, szkodniku!- ryknął Sotor uderzając istotę w łeb. Ta opadłą na glebę i zamilkła. -Mocne toto, ale strasznie hałaśliwe!- warknął. -Dobra, więcej przyzwańców już nie skontroluję. teraz Ty wskrzeszasz, Caskullis!- mruknął. -Gdzie idziemy? Które wejście?- rozglądnął się żywiołowo, wiedząc, że najmniejszym przejściem jego nowy twór się nie przedostanie.
Findor Tasartir:
-To był nieumarły, trzeba było namierzyć jego umysł. Nie mogłeś tego zrobić bez specjalistycznego szkolenia...- westchnął archont, składając miecz na troje i zakładając go na plecy. Kapłanka zamilkła na chwilę. -Ataki zaczęły się czterdzieści pięć dni temu. Nie było to żadne święto, ani nie zdarzyło się wtedy nic ciekawego...- westchnęła. -Szukamy nie tu gdzie trzeba!- mruknął Defergentes. -Powinniśmy się zainteresować możliwymi źródłami mocy nieumarłych. Skądś muszą się brać. Trzeba wejść w tzw. złe środowisko... nawet wiem kto nam pomoże!- zaśmiał się. -Znajdziemy kłębek, zanim znajdziemy nitkę!- mruknął, potrząsając głową.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Drizzt:
Dotrzymuję słowa
Gdy rozmowa dobiegła końca drow i kapłanka udali się w dół po schodach. Wiał zimny wiatr i kamienie były oblodzone. Gdy drow już chciał wyjść z wieży coś chrobotnęło w belce i ciężka górna framuga uderzyła nieszczęśnika w głowę. Dwa gwoździe weszły w czaszkę uśmiercając Drizzta. Wyzwalajaca się z ciała energia pogrążyła w płomieniach podnóże wieży.
Drizzt umarł!
Silbern:
Drobne kopyta isitrry grzęzły w metrowej warstwie śniegu, nawet, gdy elfka zdecydowała się zejść i prowadzić ją koło siebie. Podróż stała się jeszcze bardziej męcząca przez burzę śnieżną, która rozpętała się równie gwałtownie, co poprzenia skończyła. Miecz półtoraręczny, ciążył, a schłodzona zimnem i wiatrem srebrna obręcz wgryzała się w bolacą od mrozu skórę niczym ciekły lód. W pewnym momencie Silbern zatrzymała się i dobyła miecza. uderzywszy nim w śnieg przebiła warstwę lodu i dotarła do... gleby. Nie jechała goscińcem i to nie wiadomo jak długo. Przez tą śnieżycę droga nie różni się niczym od bezdroża. Widoczność była ograniczona do kilku metrów... ale zaraz... tam dalej coś błyszczy ciepłym światłem!
Elfka ruszyła naprzód, by dostrzec, ze pośrodku śnieżycy stoi kobieta... i to kto? Była piękną ludzką kobietą o brązowej, gładkiej skórze. Nosiła na sobie ubranie z miedzi i bronzu, a śnieg wokół niej roztopił się. Biło od niej przyjemne ciepło. -Jestem Gaia, moja droga...- powiedziała czystym, melodyjnym głosem obracając się do elfki, mierząc ją wzrokiem swych ciepłych, złotych oczu. -I mam zamiar uczynić Cię wybrańcem... (czemu nie ma żeńskiej formy od tego?) o ile sama tego zechcesz...- powiedziała z uśmiechem i kontynuowała. –Widzisz... bogowie walczą o dominację, ci starzy z tymi nowymi, do których ja należę... kiwnęłą głową i posmutniała lekko. –Chcę odnowić ten zamarzniety kontynent mogą ognia i ziemi...- uśmiechnęłą się znów i widząc absolutne zaskoczenie na twarzy Silbern podeszła krok w jej kierunku. Temperatura podniosła się, a isitrra szybko doskoczyła do Gai , łaknąc ciepła. -Pomóż mi - stań się mym awatarem. Dam Ci moc i możliwość rozwijania jej wedle swego upodobania, a Ty przejmiesz dla mnie władzę na tym kontynencie. Razem odbudujemy go i uczynimy zmarznięte pustkowia bujnym, ciepłym lasem, gdzie ludzie nie będą cierpieć chłodu... Wybacz, że mówię bezposrednio i nagle, ale mój czas tutaj jest ograniczony...- powiedziała, wyciągajac rękę do Silbern. -Podaj mi rękę, a staniesz na rynku najblizszego miasta jako Władczyni Ognia, Ziemi i Stali...-
Pavciooo i Nasir:
Tym razem inaczej. Wilkołaki, drodzy państwo! Multum! Cały rój! I standardowo po wybiciu watahy przyjdzie "mamusia", czyli w tym wypadku wielki czarny wilkołak o czterech rękach. Żeby zapobiec regeneracji wilkołaka trzeba go spalić. Sotor o tym wie i dla siebie tej tajemnicy skrywał nie będzie. Have fun
Dotrzymuję słowa

Gdy rozmowa dobiegła końca drow i kapłanka udali się w dół po schodach. Wiał zimny wiatr i kamienie były oblodzone. Gdy drow już chciał wyjść z wieży coś chrobotnęło w belce i ciężka górna framuga uderzyła nieszczęśnika w głowę. Dwa gwoździe weszły w czaszkę uśmiercając Drizzta. Wyzwalajaca się z ciała energia pogrążyła w płomieniach podnóże wieży.
Drizzt umarł!
Silbern:
Drobne kopyta isitrry grzęzły w metrowej warstwie śniegu, nawet, gdy elfka zdecydowała się zejść i prowadzić ją koło siebie. Podróż stała się jeszcze bardziej męcząca przez burzę śnieżną, która rozpętała się równie gwałtownie, co poprzenia skończyła. Miecz półtoraręczny, ciążył, a schłodzona zimnem i wiatrem srebrna obręcz wgryzała się w bolacą od mrozu skórę niczym ciekły lód. W pewnym momencie Silbern zatrzymała się i dobyła miecza. uderzywszy nim w śnieg przebiła warstwę lodu i dotarła do... gleby. Nie jechała goscińcem i to nie wiadomo jak długo. Przez tą śnieżycę droga nie różni się niczym od bezdroża. Widoczność była ograniczona do kilku metrów... ale zaraz... tam dalej coś błyszczy ciepłym światłem!
Elfka ruszyła naprzód, by dostrzec, ze pośrodku śnieżycy stoi kobieta... i to kto? Była piękną ludzką kobietą o brązowej, gładkiej skórze. Nosiła na sobie ubranie z miedzi i bronzu, a śnieg wokół niej roztopił się. Biło od niej przyjemne ciepło. -Jestem Gaia, moja droga...- powiedziała czystym, melodyjnym głosem obracając się do elfki, mierząc ją wzrokiem swych ciepłych, złotych oczu. -I mam zamiar uczynić Cię wybrańcem... (czemu nie ma żeńskiej formy od tego?) o ile sama tego zechcesz...- powiedziała z uśmiechem i kontynuowała. –Widzisz... bogowie walczą o dominację, ci starzy z tymi nowymi, do których ja należę... kiwnęłą głową i posmutniała lekko. –Chcę odnowić ten zamarzniety kontynent mogą ognia i ziemi...- uśmiechnęłą się znów i widząc absolutne zaskoczenie na twarzy Silbern podeszła krok w jej kierunku. Temperatura podniosła się, a isitrra szybko doskoczyła do Gai , łaknąc ciepła. -Pomóż mi - stań się mym awatarem. Dam Ci moc i możliwość rozwijania jej wedle swego upodobania, a Ty przejmiesz dla mnie władzę na tym kontynencie. Razem odbudujemy go i uczynimy zmarznięte pustkowia bujnym, ciepłym lasem, gdzie ludzie nie będą cierpieć chłodu... Wybacz, że mówię bezposrednio i nagle, ale mój czas tutaj jest ograniczony...- powiedziała, wyciągajac rękę do Silbern. -Podaj mi rękę, a staniesz na rynku najblizszego miasta jako Władczyni Ognia, Ziemi i Stali...-
Pavciooo i Nasir:
Tym razem inaczej. Wilkołaki, drodzy państwo! Multum! Cały rój! I standardowo po wybiciu watahy przyjdzie "mamusia", czyli w tym wypadku wielki czarny wilkołak o czterech rękach. Żeby zapobiec regeneracji wilkołaka trzeba go spalić. Sotor o tym wie i dla siebie tej tajemnicy skrywał nie będzie. Have fun

UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1115
- Rejestracja: niedziela, 18 grudnia 2005, 10:53
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Hrubieszów
A wybranka to nie żeńska forma wybrańca?
Findor Tasartir
Zajmiemy się tym i nie będziemy już przeszkadzać.-Powiedział kulturalnie Drow i powoli ruszył w strone wyjścia. Kiedy był już sam na sam z archontem powiedział pół-szeptem: Momentami mnie przerażasz. -i zaśmiał się. Przez kogo możemy wejść w to "złe środowisko" i gdzie znajdziemy tą osobę?-Zapytał. Kiedy usłyszał odpowiedz Defergentesa. Ruszył w wyznaczonym kierunku. Czego chcą Ci nieumarli? Kto ich przysyła? W jakim celu? Dlaczego akurat do kapłanek? Czym one zawiniły? A może to tylko przypadkowy cel? -Stawiał sobie więcej pytań niż znał odpowiedzi. Pogrążony w rozmyślaniach szedł tuż za archontem. Nie zauważył nawet jak słońce przysłoniły ciemne chmury, a wiatr ucichł. Trawy i liście drzew nie poruszały się prawie. Nie zauważył także kiedy byli już na miejscu.
Findor Tasartir
Zajmiemy się tym i nie będziemy już przeszkadzać.-Powiedział kulturalnie Drow i powoli ruszył w strone wyjścia. Kiedy był już sam na sam z archontem powiedział pół-szeptem: Momentami mnie przerażasz. -i zaśmiał się. Przez kogo możemy wejść w to "złe środowisko" i gdzie znajdziemy tą osobę?-Zapytał. Kiedy usłyszał odpowiedz Defergentesa. Ruszył w wyznaczonym kierunku. Czego chcą Ci nieumarli? Kto ich przysyła? W jakim celu? Dlaczego akurat do kapłanek? Czym one zawiniły? A może to tylko przypadkowy cel? -Stawiał sobie więcej pytań niż znał odpowiedzi. Pogrążony w rozmyślaniach szedł tuż za archontem. Nie zauważył nawet jak słońce przysłoniły ciemne chmury, a wiatr ucichł. Trawy i liście drzew nie poruszały się prawie. Nie zauważył także kiedy byli już na miejscu.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
już dostałem edita od fds'a raz za napisanie "wybranka" i raz za "wybrańczyni"...
Findor Tasartir:
Defenrgentes zaśmiał się -Zobaczysz!- rzucił rozbawiony i śmiał się dalej, gdy drow rozmyślał. -Myślisz tak intensywnie, że czuję woltaż w Tym mózgu!- zarechotał. Wreszcie stanęli przed sporą, rozwalającą się chatą, bo tyle pozostało ze sporej posiadłości, której ruiny walają się po całej okolicy. -Deliach!- zawołał. Z budynku wyszła przygarbiona postać w czarnych łachmanach. oczy zaszły bielmem, ale istota widziała za pomocą umysłu, lub raczej nieumarłej istoty podłączonej do właściciela za pośrednictwem czarnego kręgosłupa. -czego?- mężczyzna otworzył usta, ale to ta kosciana maszkara zaskrzeczała cienkim głosem. -Jesteśmy tu by dowiedzieć się o rozruchach po waszej stronie, Deliachu!- mężczyzna słysząc słowa archonta machnął ręką i zawołał obu do środka. Wewnątrz ruin było urządzone laboratorium nekroalchemiczne. Zielone i czarne napary warzyły się w alembiku i w garncu na środku sali. Setki ksiąg zawalały półki na zachodniej ścianie. -Patrzcie tutaj!- powiedział mężczyzna do archonta i drowa. Pokazał im kulę. -Wiecie jak tego używać, prawda?- zapytał. Archont skinął głową. -Część długu spłacona!- powiedział, zabierając kulę. Skinął ręką na Findora, by szedł za nim i nic nie mówił.
Gdy byli już zdrowy kawałek drogi od siedziby Deliacha Archont pokazał kulę drowowi. -To nas doprowadzi do źródła cieni!- zarechotał. -Może jednak najpierw potrenujesz? Cienie to poważni przeciwnicy!-
Findor Tasartir:
Defenrgentes zaśmiał się -Zobaczysz!- rzucił rozbawiony i śmiał się dalej, gdy drow rozmyślał. -Myślisz tak intensywnie, że czuję woltaż w Tym mózgu!- zarechotał. Wreszcie stanęli przed sporą, rozwalającą się chatą, bo tyle pozostało ze sporej posiadłości, której ruiny walają się po całej okolicy. -Deliach!- zawołał. Z budynku wyszła przygarbiona postać w czarnych łachmanach. oczy zaszły bielmem, ale istota widziała za pomocą umysłu, lub raczej nieumarłej istoty podłączonej do właściciela za pośrednictwem czarnego kręgosłupa. -czego?- mężczyzna otworzył usta, ale to ta kosciana maszkara zaskrzeczała cienkim głosem. -Jesteśmy tu by dowiedzieć się o rozruchach po waszej stronie, Deliachu!- mężczyzna słysząc słowa archonta machnął ręką i zawołał obu do środka. Wewnątrz ruin było urządzone laboratorium nekroalchemiczne. Zielone i czarne napary warzyły się w alembiku i w garncu na środku sali. Setki ksiąg zawalały półki na zachodniej ścianie. -Patrzcie tutaj!- powiedział mężczyzna do archonta i drowa. Pokazał im kulę. -Wiecie jak tego używać, prawda?- zapytał. Archont skinął głową. -Część długu spłacona!- powiedział, zabierając kulę. Skinął ręką na Findora, by szedł za nim i nic nie mówił.
Gdy byli już zdrowy kawałek drogi od siedziby Deliacha Archont pokazał kulę drowowi. -To nas doprowadzi do źródła cieni!- zarechotał. -Może jednak najpierw potrenujesz? Cienie to poważni przeciwnicy!-
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
jakies przewidywane straty?Nietoperz ma jakies specjalne umiejetnosci?
Nadir
Jakie to miłe... Najpierw smoki, pozniej nietoperze, wkoncu jakies przyjazne pieski. Uwielbiam to... ironicznie powiedział Nadir widząc zbliżającą się watahę wilkołaków.
Strzelcy naprzód! Wystrzelać ich jak najwiecej zanim do nas dojda! Pavciooo jak zwykle zaczał sprawie wydawac najrozsadniejsze rozkazy.
Caskuliss z Nadirem i Vei wysunęli się na czoło wraz z tymi szkieletami,które posiadały łuki. Za nimi stanął behemot i zaczął już rozpalać w dłoniach kulę.
Ognia! krzyknął Pavciooo i pierwsza salwa bełtów,strzał i płomieni pomknęła w stronę wilków. Dalej! Ognia! Strzelajcie ile wlezie. Jak zobaczycie białka oczu skryjcie sie za piechota! rzucił jeszcze Pavciooo i wydobył miecze szykując się do starcia.
Sporo ich... Będzie jatka! Wreszcie! Sotor zaśmiał się głośno i uderzył o siebie swoim orężem podsycając jeszcze ich płomienie.
Łucznicy zdołali oddać jeszcze dwie salwy, kładąc wielu,wielu przeciwników. Celność była niemal 100% bo tak wiele wilkołaków w ścisku było wymarzonym celem. Ale liczebność ich była znaczna i walka w zwarciu też stanowiła wyzwanie. Sotor nie czekając na żadne wsparcie wyskoczył przed Nadira i potężnym zamachem topora zmiażył głowę nadbiegającemu wilkowi. Inny który już wyskoczył zakończył lot nabity na płomienne ostrze jego miecza. Vei odrzucała strumieniami wody nadmiar zbliżających się wrogów, Nadir Strzałą Wiatru powalał tych, którzy byli zbyt blisko "wybrańca" jego strzały. Pavciooo dzierżąc dwa miecze stanął na przeciwnym do Sotora skrzydle i niczym tancerz wirował między zębami i szponami wilkołaków samemu zadając raz po raz śmiertelne ciosy. Krew z tętnic szyjnych bryzgała obficie i wszyscy w jego pobliżu wkrótce skąpani byli w tym organicznym płynie. Behemot w zwarciu na niewiele sie zdawał więc ustąpił miejsca nieumarłym szkieletom,które swoim płomiennym orężem kłuły, raniły i podpalały futra wilkołaków. Te oszalałe z płomieni zaczęły łamać szyk i rozpraszać się. Wprawni wojownicy wykorzystali to i wkrótce zwłoki "piesków" walały się w całej jaskini.
A teraz ciekawsza część zabawy! krzyknął Sotor słysząc wycie "mamusi".Jest wrażliwa na ogień! Musimy to wykorzystać! powiedział donośnie i mocniej chwycił płomienną broń.
Ciąg dalszy zostawiam w rękach Pavciaaa. Niech też cos napisze, bo ostatnio ciągle mu podbieram większe posty
Nadir
Jakie to miłe... Najpierw smoki, pozniej nietoperze, wkoncu jakies przyjazne pieski. Uwielbiam to... ironicznie powiedział Nadir widząc zbliżającą się watahę wilkołaków.
Strzelcy naprzód! Wystrzelać ich jak najwiecej zanim do nas dojda! Pavciooo jak zwykle zaczał sprawie wydawac najrozsadniejsze rozkazy.
Caskuliss z Nadirem i Vei wysunęli się na czoło wraz z tymi szkieletami,które posiadały łuki. Za nimi stanął behemot i zaczął już rozpalać w dłoniach kulę.
Ognia! krzyknął Pavciooo i pierwsza salwa bełtów,strzał i płomieni pomknęła w stronę wilków. Dalej! Ognia! Strzelajcie ile wlezie. Jak zobaczycie białka oczu skryjcie sie za piechota! rzucił jeszcze Pavciooo i wydobył miecze szykując się do starcia.
Sporo ich... Będzie jatka! Wreszcie! Sotor zaśmiał się głośno i uderzył o siebie swoim orężem podsycając jeszcze ich płomienie.
Łucznicy zdołali oddać jeszcze dwie salwy, kładąc wielu,wielu przeciwników. Celność była niemal 100% bo tak wiele wilkołaków w ścisku było wymarzonym celem. Ale liczebność ich była znaczna i walka w zwarciu też stanowiła wyzwanie. Sotor nie czekając na żadne wsparcie wyskoczył przed Nadira i potężnym zamachem topora zmiażył głowę nadbiegającemu wilkowi. Inny który już wyskoczył zakończył lot nabity na płomienne ostrze jego miecza. Vei odrzucała strumieniami wody nadmiar zbliżających się wrogów, Nadir Strzałą Wiatru powalał tych, którzy byli zbyt blisko "wybrańca" jego strzały. Pavciooo dzierżąc dwa miecze stanął na przeciwnym do Sotora skrzydle i niczym tancerz wirował między zębami i szponami wilkołaków samemu zadając raz po raz śmiertelne ciosy. Krew z tętnic szyjnych bryzgała obficie i wszyscy w jego pobliżu wkrótce skąpani byli w tym organicznym płynie. Behemot w zwarciu na niewiele sie zdawał więc ustąpił miejsca nieumarłym szkieletom,które swoim płomiennym orężem kłuły, raniły i podpalały futra wilkołaków. Te oszalałe z płomieni zaczęły łamać szyk i rozpraszać się. Wprawni wojownicy wykorzystali to i wkrótce zwłoki "piesków" walały się w całej jaskini.
A teraz ciekawsza część zabawy! krzyknął Sotor słysząc wycie "mamusi".Jest wrażliwa na ogień! Musimy to wykorzystać! powiedział donośnie i mocniej chwycił płomienną broń.
Ciąg dalszy zostawiam w rękach Pavciaaa. Niech też cos napisze, bo ostatnio ciągle mu podbieram większe posty

Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Pavciooo:
Splunął na ziemię po czym ścierką do czyszczenia broni wytarł z krwi najpierw twarz a potem szable. Podniósł je, przygotował się do rzutu szablami jako bumarangami, celując w ciemność i oczekując na pojawienie się potwora. Nadir napiął strzałę i oczekiwał na potwora, by celnie strzelić w głowę. Sotor ryknął: Chodź tu paskudo, ubijemy cię jak te ścierwa!- reakcja była niemal natychmiastowa. Z cienia wyłonił się ogromny, czarny, czteroręki wilkołak. Natychmiast w jego kierunku poleciało mnóstwo strzał, w tym strzała Nadira. Strzały szkieletów utkwiły w klatce i rękach bestii, strzała pomocnika utkwiła w głowie bestii. Wtedy poleciały dwie szable władcy które zraniły bestię w szyję, po czym wróciły do właściciela. Monstrum przewaliło się. Już koniec?- zapytał się zdziwiony Nadir patrząc na leżącą bestię. Niestety nie. Ta kreatura się regeneruje. Trzeba ją spalić. OGNIA!- wrzasnął Sotor wymachując toporem i pędząc w stronę bestii, która właśnie się podnosiła, a na jej skórze nie było już śladu obrażeń od strzał. Łucznicy ponowili ostrzał płonącymi strzałami. Behemot zaczął przygotowywać większą kulę ognia. Nadir dalej prowadził ostrzał. Na bestię oprócz Sotora ruszył Pavciooo, oraz szkielety które walczyły wręcz. Ci dwaj dotrali do niej pierwsi, Nieumarły dzięki temu, że ruszył jako pierwszy, władca natomiast dzięki zdolnościom wiatru. Sotor skoczył na bestię która się już prawie podniosła i uderzył ją toporem w klatkę, topór utwkił w ciele monstrum i zadał duże obrażenia od ognia, sam Sotor wisiał trzymając się topora jedną ręką, a drugą uderzając kreaturę w brzuch potężnym ciosem pięścią. Natomiast wybraniec Uranosa zaatakował szablami nogi bestii. Ogromny wilkołak za pomocą swoich czterech rąk zwalił Sotora wraz z jego toporem z siebie, a następnie próbował kopniakiem posłać jaszczuroluda na ścianę, jednak władca zdołał zrobić unik. Kolejne strzały utkwiły w bestii. Monstrum zaryczało, gdy zostało obskoczone przez armię szkieletów z ognistymi broniami i "nietoperza" Sotora. Zrzuciło szkielety z siebie otrząsając się i zaczęło mocować się z nietoperzem. Sotor cisnął toporem ucinając jedną z rąk potwora. Pavciooo ponowił atak na nogi. Bestia uporała się z nietoperzem rzucając go o ścianę co oszołomiło stwora. Następnie ogonem przewaliła jaszczuroluda który dotkliwie ranił jej nogi. Wymiarzyła potężny cios w niego, przerażonemu władcy przechodziły obrazy z życia przed oczami. Wielkie pazury zmierzały w jego stronę by go rozszarpać. Lecz to nie był jego koniec, tylko koniec czarnego wilkołaka. W tym momencie ogromna kula ognia wytworzona przez behemota uderzyła w monstrum. Które spaliło się od niej niemal odrazu. Władca szybko wstał i uskoczył, by nie zostać zgniecionym przez wielkie, zwęglone ciało. Wstał ocierając pot z czoła. To już był koniec potwora.
Splunął na ziemię po czym ścierką do czyszczenia broni wytarł z krwi najpierw twarz a potem szable. Podniósł je, przygotował się do rzutu szablami jako bumarangami, celując w ciemność i oczekując na pojawienie się potwora. Nadir napiął strzałę i oczekiwał na potwora, by celnie strzelić w głowę. Sotor ryknął: Chodź tu paskudo, ubijemy cię jak te ścierwa!- reakcja była niemal natychmiastowa. Z cienia wyłonił się ogromny, czarny, czteroręki wilkołak. Natychmiast w jego kierunku poleciało mnóstwo strzał, w tym strzała Nadira. Strzały szkieletów utkwiły w klatce i rękach bestii, strzała pomocnika utkwiła w głowie bestii. Wtedy poleciały dwie szable władcy które zraniły bestię w szyję, po czym wróciły do właściciela. Monstrum przewaliło się. Już koniec?- zapytał się zdziwiony Nadir patrząc na leżącą bestię. Niestety nie. Ta kreatura się regeneruje. Trzeba ją spalić. OGNIA!- wrzasnął Sotor wymachując toporem i pędząc w stronę bestii, która właśnie się podnosiła, a na jej skórze nie było już śladu obrażeń od strzał. Łucznicy ponowili ostrzał płonącymi strzałami. Behemot zaczął przygotowywać większą kulę ognia. Nadir dalej prowadził ostrzał. Na bestię oprócz Sotora ruszył Pavciooo, oraz szkielety które walczyły wręcz. Ci dwaj dotrali do niej pierwsi, Nieumarły dzięki temu, że ruszył jako pierwszy, władca natomiast dzięki zdolnościom wiatru. Sotor skoczył na bestię która się już prawie podniosła i uderzył ją toporem w klatkę, topór utwkił w ciele monstrum i zadał duże obrażenia od ognia, sam Sotor wisiał trzymając się topora jedną ręką, a drugą uderzając kreaturę w brzuch potężnym ciosem pięścią. Natomiast wybraniec Uranosa zaatakował szablami nogi bestii. Ogromny wilkołak za pomocą swoich czterech rąk zwalił Sotora wraz z jego toporem z siebie, a następnie próbował kopniakiem posłać jaszczuroluda na ścianę, jednak władca zdołał zrobić unik. Kolejne strzały utkwiły w bestii. Monstrum zaryczało, gdy zostało obskoczone przez armię szkieletów z ognistymi broniami i "nietoperza" Sotora. Zrzuciło szkielety z siebie otrząsając się i zaczęło mocować się z nietoperzem. Sotor cisnął toporem ucinając jedną z rąk potwora. Pavciooo ponowił atak na nogi. Bestia uporała się z nietoperzem rzucając go o ścianę co oszołomiło stwora. Następnie ogonem przewaliła jaszczuroluda który dotkliwie ranił jej nogi. Wymiarzyła potężny cios w niego, przerażonemu władcy przechodziły obrazy z życia przed oczami. Wielkie pazury zmierzały w jego stronę by go rozszarpać. Lecz to nie był jego koniec, tylko koniec czarnego wilkołaka. W tym momencie ogromna kula ognia wytworzona przez behemota uderzyła w monstrum. Które spaliło się od niej niemal odrazu. Władca szybko wstał i uskoczył, by nie zostać zgniecionym przez wielkie, zwęglone ciało. Wstał ocierając pot z czoła. To już był koniec potwora.
I tak nikt tego nie czyta...
