[Świat Pasem] Pradawni Władcy

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Jak rozkazesz wladco. Nadir sklonil sie i poszedl przekazac rozkazy wojsku. Sam pocwiczyl jeszcze troche strzelanie, po czym usiadl na odosobnionym kamieniu i zaczal medytowac. Skonczyl dopiero wieczorem gdy reszta wojsk kladla sie spac. Tez to zrobil bo wiedzial ze wypoczety wojownik to dobry wojownik.
Jak rozkazesz wladco. Nadir sklonil sie i poszedl przekazac rozkazy wojsku. Sam pocwiczyl jeszcze troche strzelanie, po czym usiadl na odosobnionym kamieniu i zaczal medytowac. Skonczyl dopiero wieczorem gdy reszta wojsk kladla sie spac. Tez to zrobil bo wiedzial ze wypoczety wojownik to dobry wojownik.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Pyron
Wyszli z sali obrad na dość obszerny korytarz. Wzdłuż podłogi leżał purpurowy dywan, a po bokach widać było kamienną posadzkę. Korytarz był skromnie urządzony, wzdłuż ścian co parę metrów znajdowały się drzwi prowadzące do któregoś z wydziałów, lub do którejś z innych sal. Na końcu korytarza znajdował się wielki hol, oraz wyjście. Przy drziach stało dwóch odświętnie ubranych strażników z halabardami. Na środku, przy schodach mieściło się biurko portiera, za którym siedział stary, zgrzybiały mężczyzna palący fajkę i ciągle czytający coś. Na wyższych piętrach rozlokowanie pokojów było podobne jak na wszystkich innych. W piwnicy znajdowały się pomieszczenia służące za graciarnie oraz jedno z ważniejszych pomieszczeń budynku, a mianowicie skarbiec. Na końcu wąskiego korytarza znajdowały się olbrzymie okute drzwi z trzema zamkami w środku, za nimi, w odległości około dwóch metrów znajdowała się gruba krata, dalej mieślił się mały pokoik ze stołami ustawionymi jeden obok drugiego przy ścianach, na tych stołach leżały złote monety poukładane w słupki po dziesięć, w grupy po sto na każej tacce. Każda tacka zawierała dokładnie tyle samo monet co druga, wszystko było policzone i spisane, a nad rachunkami czuwał młody, bystry, ale równierz bardzo summienny młody człowiek, który zawsze chodził elegancko ubrany z głową uniesioną do góry. Po wyjściu z piwnicy, grupka skierowała się na plac, gdzie podzielone na oddziały stali na baczność żołnierze. Na samym środku stał oddział elfów ubranych w krwistoczerwone togi, przykryte płytowymi pancerzami elfów. Uzbrojeni byli w jednoręczne, lekkie miecze oraz w tarcze zdobione cudnymi ornamentami kwiatów i roślin. Na ich głowach znajdował się lśniący w słońcu hełm. Obok stali wyprostowani kusznicy, z kuszami w rękach. Oni równierz nosili togi, a na nich kolczugi, byli bez hełmów, a zza pleców wystawały pierzaste końcówki bełtów. Na samym boku stało pięciu młodych elfów ubranych w białe togi nieuzbrojonych w żadną broń. Pyron domyślił się, iż to są właśnie sanitariusze. Równolegle z sanitariuszami stali adepci, kamienne twarze, ręce schowane w długich rękawach, Pyrona ciarki przeszły na ich widok, bardzo chciałby z nimi porozmawiać. Piękny widok Powiedział do radnych Wspaniały pokaz, chciałbym, jeśli można porozmawiać na osobności z sanitariuszami, ale to za chwilę Zwrócił się do żołnierzy. Szlachetni wojownicy! Widzę, że wasza duma i honor są wielkie! Żywię równierz nadzieje, że w boju jesteście równie wspaniali jak teraz. Wiedzcie, iż nadchodzi wiatr zmian, zmian na lepsze! A teraz rozejść się! Dodając ciszej Sanitariusze! Za piętnaście minut w sali głównej, muszę z wami porozmawiać. Zwracając się do radnych. Na razie to tyle, jeśli macie jeszcze jakieś sprawy to mówcie, bo chciałbym porozmawiać z sanitariuszami.
Wyszli z sali obrad na dość obszerny korytarz. Wzdłuż podłogi leżał purpurowy dywan, a po bokach widać było kamienną posadzkę. Korytarz był skromnie urządzony, wzdłuż ścian co parę metrów znajdowały się drzwi prowadzące do któregoś z wydziałów, lub do którejś z innych sal. Na końcu korytarza znajdował się wielki hol, oraz wyjście. Przy drziach stało dwóch odświętnie ubranych strażników z halabardami. Na środku, przy schodach mieściło się biurko portiera, za którym siedział stary, zgrzybiały mężczyzna palący fajkę i ciągle czytający coś. Na wyższych piętrach rozlokowanie pokojów było podobne jak na wszystkich innych. W piwnicy znajdowały się pomieszczenia służące za graciarnie oraz jedno z ważniejszych pomieszczeń budynku, a mianowicie skarbiec. Na końcu wąskiego korytarza znajdowały się olbrzymie okute drzwi z trzema zamkami w środku, za nimi, w odległości około dwóch metrów znajdowała się gruba krata, dalej mieślił się mały pokoik ze stołami ustawionymi jeden obok drugiego przy ścianach, na tych stołach leżały złote monety poukładane w słupki po dziesięć, w grupy po sto na każej tacce. Każda tacka zawierała dokładnie tyle samo monet co druga, wszystko było policzone i spisane, a nad rachunkami czuwał młody, bystry, ale równierz bardzo summienny młody człowiek, który zawsze chodził elegancko ubrany z głową uniesioną do góry. Po wyjściu z piwnicy, grupka skierowała się na plac, gdzie podzielone na oddziały stali na baczność żołnierze. Na samym środku stał oddział elfów ubranych w krwistoczerwone togi, przykryte płytowymi pancerzami elfów. Uzbrojeni byli w jednoręczne, lekkie miecze oraz w tarcze zdobione cudnymi ornamentami kwiatów i roślin. Na ich głowach znajdował się lśniący w słońcu hełm. Obok stali wyprostowani kusznicy, z kuszami w rękach. Oni równierz nosili togi, a na nich kolczugi, byli bez hełmów, a zza pleców wystawały pierzaste końcówki bełtów. Na samym boku stało pięciu młodych elfów ubranych w białe togi nieuzbrojonych w żadną broń. Pyron domyślił się, iż to są właśnie sanitariusze. Równolegle z sanitariuszami stali adepci, kamienne twarze, ręce schowane w długich rękawach, Pyrona ciarki przeszły na ich widok, bardzo chciałby z nimi porozmawiać. Piękny widok Powiedział do radnych Wspaniały pokaz, chciałbym, jeśli można porozmawiać na osobności z sanitariuszami, ale to za chwilę Zwrócił się do żołnierzy. Szlachetni wojownicy! Widzę, że wasza duma i honor są wielkie! Żywię równierz nadzieje, że w boju jesteście równie wspaniali jak teraz. Wiedzcie, iż nadchodzi wiatr zmian, zmian na lepsze! A teraz rozejść się! Dodając ciszej Sanitariusze! Za piętnaście minut w sali głównej, muszę z wami porozmawiać. Zwracając się do radnych. Na razie to tyle, jeśli macie jeszcze jakieś sprawy to mówcie, bo chciałbym porozmawiać z sanitariuszami.
Fuck?

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Pavciooo i Nadir:
-To znajoma mojego znajomego, który am znajomości!- Sotor zaśmiął się i zwrócił do nadira. -Mogę cię poduczyć zdolności opartych na ogniu, moze cos uda mi sie ci przekazać, hmm?- szturchnął scarcera. Vei zaśmiłąa się -To ja porwę Pavciooo, chcę się nauczyć czegoś nowego!- powiedziała i zaciągnęła Pavciooo na arenę. Słowo "nie" chyba nie wchodziło w grę. Po jednym dniu obsługujący pojazd byli wyszkoleni. Kobieta w czerni stanęła przed budzącymi się powoli Pavcioo, Nadirem i Vei. -Postanowiłam pozostać tu, by mieć pewnosć, ze w mojej edukacji nei ma żadnych luk.- wyszeptałą kobieta swoim charakterystycznym głosem, skłoniła się, po czym opuściła salę bezszelestnie niczm cień lub... zjawa? Nikt nie miał pewnosci, czy aby a pewno mu się to nie przyśniło, czy ona była tu naprawdę....
Drizzt:
Nauczył się "Ładunku Wybuchowego"-zaklęcie tworzy magiczny ładunek wybuchowy eksplodujacy po piętnastu (lub mniej) sekundach
Drow stanął na przedzie zamku, gdy drupka Gwardzistów Białej Dłoni przyprowadziła akolitów. Materiał na kapłanów Gai. Gwardziści zasalutowali. -Oto chętni do służby Gai!- powiedział kapitan, po czym wszyscy gwardziści zasalutowali raz jeszcze i odeszli w kierunku koszar. Akolici - dwunastu ludzi w wieku 19-25 lat. Pięć dziewczyn, siedmiu chłopców. Zdradzają objawy niepokoju, ale starają się godnie reprezentować miasta, z których pochodzą. Czekają najwyraźniej na jakieś słowa wstępu...
Nefryta:
Bez komentarza
-Teraz jest trochę zanadto niebezpie...- czarownik nie skończył. Pocałunek Nefryty przerwał mu w pół słowa. Darkning zrobił szybki ruch rękami, którzy przeniósł go wraz z
kobietą do jej sypialni...
[---]
Był wczesny poranek. Nefryta jeszcze spała, gdy Darkning poszedł w dół po schodach do sal, w których spoczywała gotowa do aktywacji armia.
-Przeciwnik tak blisko, a wy...- kobieta w czerni pokiwała głową. Czarownik spojrzał na nią zmieniając postać. –Należało się jej trochę wytchnienia przed ostatnią walką... Nie wiadomo, czy przeżyje ten dzień.- warknął w odpowiedzi. –Musimy zacząć przygotowania! Zajmij się chmurami. Zdemolujemy morale tych głupców!- kobieta skinęła głową i wyszła, lub raczej wyleciała z sali-nie było słychać kroków, a jej postać jakby płynęła w powietrzu. Czarownik został sam na sam z paroma milionami „śpiących” nieumarłych, co dawało mu okazję na przemyślenia...
[---]
Nefryta ocknęła się i zastała koło łóżka stolik ze śniadaniem, a p prawej balię z letnia wodą. Koło jedzenia leżała mała notatka. „Mamy mało czasu. Poczyniłem już przygotowania. Atak musi nastąpić nie później niż dziś w nocy. Obawiam się, że do tego czasu będę zajęty. Zalecam, byś nie brała udziału w walce żołnierzy. Ty i Twoje smoki musicie zachować siły na ostateczną walkę. Skorzystaj z pozostałego czasu by się jeszcze wyciszyć.” I znajomy podpis... „Darkning”. Władczyni westchnęła i powoli skierowała się do balii z wodą. Zanurzone ciało miało mniejszą wagę, co sprzyjało marzeniom i rozmyślaniom, temu więc się oddała.
[---]
Chmury nad stolicą poczerniały, po czym przybrały kolor posiniaczonego ciała. Ludzie wskazywali palcami na gwałtownie wirującą nad wieżami masę ciemnej materii. Obłoki przybierały kształt kościstych ciał i czaszek, a ulice omiatał zimny wiatr, wyjący niczym stado potępieńców. Ludzie pozamykali się w domach nic chcąc wychodzić na zewnątrz. Pomnik Gesthetha spłynął krwią, cieknącą z rozwalonej przez piorun głowy. Wreszcie pomiędzy budynkami zaczęło przemykać się zielone widmo zarażające wszystko i wszystkich w zasięgu zielonkawej pary ulatniającej się z załamów w pancerzu. Królowa siedziała w zamku przytłoczona ciężarem sytuacji, co jeszcze bardziej wzmogło zły nastrój wśród narodu i wojowników. Nadchodzący koniec monarchii Argahny zdawał się być kwestią czasu...
[---]
Darkning osobiście dyrygował podczas przygotowań armii. Jako priorytet uznał pełne przygotowanie Piekielnej Husarii i Desolatorów. Jako człon armii musieli być w doskonałej formie. –Ich pancerze są szeczóglne...- tłumaczył zaciekawionej Levender podczas nasycania mocą broni Piekeilnych Huzarów. –Popatrz tam.- wskazał ruchem głowy olbrzymie piece, gdzie do wewnątrz pancerzy wlewana była rozżarzona materia. –Ich zbroje są napełniane ciekłą esencją z Admanitu, Tworzą wewnętrzny szkielet i katalizują moc istot w środku. Sprawiają ze wokół armii powstaje aura mocy spalająca wrogą magię. Ponadto Huzarzy sami rzucają zaklęcia... odpowiednio wzmocnione przez pancerz. Głównym atutem jednak jest masa. Zobaczysz, ze w pełni jest usprawiedliwiona dezercja w obliczu tych istot!- zaśmiał się. Szkielety zaczęły przenosić nasycone lance do składu. –Do końca dnia jeszcze dotworzymy około stu Huzarów...- zaśmiał się Czarownik.
Levender spojrzała po olbrzymich salach produkcyjnych, pracujących pełną parą. –gdzie Nefryta?- zapytała wreszcie. –Darkning wzdrygnął się. –Czemu pytasz?- odrzucił zaczynając umagicznianie kolejnej serii lanc i mieczy. –Mam wrażenie, ze to jej powinieneś to mówić, nie mi... myślałem ,ze powinna znać swe wojsko...- mówiła z odrobiną niepewności w głosie. Darkning westchnął. –Ona nie będzie prowadzić tej armii, zrobię to ja, Ty, Sotor i Carmen. Może jeszcze Azbazar i Caskullis... Władczyni musi walczyć z Władczynią! Nie z wojskiem!- uznał temat za zakończony. –Staniesz na czele Żelaznych Skrzydeł..- zaczął, ale Levender mu przerwała. –Powiedz mi o wszystkich istotach wchodzących w skład armii.- powiedziała i usiadła na jednej z rzeźb w sali. Czarownik westchnął i zaczął. –o piekielnej Husarii już wiesz. To ciężka jazda dosiadająca Piekielników – istot z czeluści – czerwonych jaszczurów z purpurowymi kryształami w charakterze narośli na plecach. Połączeni z opancerzeniem, którego istotę już Ci wytłumaczyłem stanowią siłę, z którą nie może się równać żadna inna jednostka naziemna.- grupka szkieletów wymieniła umagicznione wyposażenie na nowe. Darkning znów przyłożył dłonie do platformy i począł pompować moc w nowy rynsztunek. –Kolejną istotą wartą wspomnienia są Desolatorzy. Jednostki strzelające zarazą. Tworzę ich z popiołów, zbrylam je tak mocno, że są twardsze, niż jakakolwiek stal. W środku zamykam ogromny ładunek mocy zarazy i daję wszystkiemu niemarłe życie. Ich skóra jest twardsza niż ich pancerz, ale... żadna ochrona nie zawadzi!- westchnął Darkning. –Kolejne są Żelazne Skrzydła – gargulce stworzone z pancerzy. Bombardierzy. Rzucają pociski napełnione ładunkami elektrycznymi. Same są lekkie i zwrotne – nadają się do zdejmowania łuczników. Krąży w nich moc elektryczności odchylająca tor lotu strzał i bełtów. Kolejne istoty to Jeźdźcy śmierci – istoty dosiadające nieumarłych rumaków, odziane w mroczną Stal. Wysoka odporność na magię pociski i broń idą w parze z ciężarem i powolnością. Na szczęście mamy ich ponad milion. Są jeszcze Krwawe zabójczynie.. latajace wampirzyce odciągające krew z dystansu – nie znam się na nich, kieruje nimi Carmen... to tyle z ważniejszych. Prócz tego są jeszcze Siewcy Zarazy, Czarna Piechota i Kościani Kusznicy... to tyle.- zakończył. Levender uśmiechnęła się i odeszła przeglądnąć swe oddziały.
[---]
Nadszedł wieczór. W stolicy szerzyła się zaraza, ale obrońcy czując atak nie opuszczali murów miasta. –czas jest najdogodniejszy...- powiedział Darkning do Nefryty wpatrzonej w dal. Ona odwróciła swe zielone oczy na czarownika. –Rozpoczynaj atak!- Darkning skłonił się i odszedł w kierunku wieży. Zatrzymał się w pół drogi i uniósł ręce. Zachodni szczyt eksplodował ogniem. Śmiech kościanego pół-smoka poniósł się po równinie. Sotor wyjeżdżał na czele Piekielnej Husarii. Wschodni szczyt spłyną krwią, z której zaczęła wstawać armia Krwawych Zabójczyń. Wkrótce dowódcy spotkali się na wzgórzu. Sotor, Darkning, Carmen, Azbazar, Caskullis i Levender. Stawili się wszyscy przed Nefrytą. –Po zakończeniu walki, jeśli wszystko pójdzie sprawnie, utorujemy Ci drogę do władczyni...- zaczął Darkning. –Róbcie co konieczne.- ucięła Nefryta. –Zajmę się resztą.-
Dowódcy skinęli głowami i opuścili wzgórze.
Opis bitwy za innym zamachem... czasu nie mam ;(
Pyron:
+3 do KZ, sorry, ze taka krótka odpowiedź, ale nagle ucięto mi czas na siedzenie przy kompie :/
Radni spojrzeli po sobie i pokręcili przecząco głowami. Pożegnali się i oddalili w kierunku sal kancelarii. Sanitariusze stawili się przed Pyronem w umówionym czasie.
-To znajoma mojego znajomego, który am znajomości!- Sotor zaśmiął się i zwrócił do nadira. -Mogę cię poduczyć zdolności opartych na ogniu, moze cos uda mi sie ci przekazać, hmm?- szturchnął scarcera. Vei zaśmiłąa się -To ja porwę Pavciooo, chcę się nauczyć czegoś nowego!- powiedziała i zaciągnęła Pavciooo na arenę. Słowo "nie" chyba nie wchodziło w grę. Po jednym dniu obsługujący pojazd byli wyszkoleni. Kobieta w czerni stanęła przed budzącymi się powoli Pavcioo, Nadirem i Vei. -Postanowiłam pozostać tu, by mieć pewnosć, ze w mojej edukacji nei ma żadnych luk.- wyszeptałą kobieta swoim charakterystycznym głosem, skłoniła się, po czym opuściła salę bezszelestnie niczm cień lub... zjawa? Nikt nie miał pewnosci, czy aby a pewno mu się to nie przyśniło, czy ona była tu naprawdę....
Drizzt:
Nauczył się "Ładunku Wybuchowego"-zaklęcie tworzy magiczny ładunek wybuchowy eksplodujacy po piętnastu (lub mniej) sekundach
Drow stanął na przedzie zamku, gdy drupka Gwardzistów Białej Dłoni przyprowadziła akolitów. Materiał na kapłanów Gai. Gwardziści zasalutowali. -Oto chętni do służby Gai!- powiedział kapitan, po czym wszyscy gwardziści zasalutowali raz jeszcze i odeszli w kierunku koszar. Akolici - dwunastu ludzi w wieku 19-25 lat. Pięć dziewczyn, siedmiu chłopców. Zdradzają objawy niepokoju, ale starają się godnie reprezentować miasta, z których pochodzą. Czekają najwyraźniej na jakieś słowa wstępu...
Nefryta:
Bez komentarza

-Teraz jest trochę zanadto niebezpie...- czarownik nie skończył. Pocałunek Nefryty przerwał mu w pół słowa. Darkning zrobił szybki ruch rękami, którzy przeniósł go wraz z
kobietą do jej sypialni...
[---]
Był wczesny poranek. Nefryta jeszcze spała, gdy Darkning poszedł w dół po schodach do sal, w których spoczywała gotowa do aktywacji armia.
-Przeciwnik tak blisko, a wy...- kobieta w czerni pokiwała głową. Czarownik spojrzał na nią zmieniając postać. –Należało się jej trochę wytchnienia przed ostatnią walką... Nie wiadomo, czy przeżyje ten dzień.- warknął w odpowiedzi. –Musimy zacząć przygotowania! Zajmij się chmurami. Zdemolujemy morale tych głupców!- kobieta skinęła głową i wyszła, lub raczej wyleciała z sali-nie było słychać kroków, a jej postać jakby płynęła w powietrzu. Czarownik został sam na sam z paroma milionami „śpiących” nieumarłych, co dawało mu okazję na przemyślenia...
[---]
Nefryta ocknęła się i zastała koło łóżka stolik ze śniadaniem, a p prawej balię z letnia wodą. Koło jedzenia leżała mała notatka. „Mamy mało czasu. Poczyniłem już przygotowania. Atak musi nastąpić nie później niż dziś w nocy. Obawiam się, że do tego czasu będę zajęty. Zalecam, byś nie brała udziału w walce żołnierzy. Ty i Twoje smoki musicie zachować siły na ostateczną walkę. Skorzystaj z pozostałego czasu by się jeszcze wyciszyć.” I znajomy podpis... „Darkning”. Władczyni westchnęła i powoli skierowała się do balii z wodą. Zanurzone ciało miało mniejszą wagę, co sprzyjało marzeniom i rozmyślaniom, temu więc się oddała.
[---]
Chmury nad stolicą poczerniały, po czym przybrały kolor posiniaczonego ciała. Ludzie wskazywali palcami na gwałtownie wirującą nad wieżami masę ciemnej materii. Obłoki przybierały kształt kościstych ciał i czaszek, a ulice omiatał zimny wiatr, wyjący niczym stado potępieńców. Ludzie pozamykali się w domach nic chcąc wychodzić na zewnątrz. Pomnik Gesthetha spłynął krwią, cieknącą z rozwalonej przez piorun głowy. Wreszcie pomiędzy budynkami zaczęło przemykać się zielone widmo zarażające wszystko i wszystkich w zasięgu zielonkawej pary ulatniającej się z załamów w pancerzu. Królowa siedziała w zamku przytłoczona ciężarem sytuacji, co jeszcze bardziej wzmogło zły nastrój wśród narodu i wojowników. Nadchodzący koniec monarchii Argahny zdawał się być kwestią czasu...
[---]
Darkning osobiście dyrygował podczas przygotowań armii. Jako priorytet uznał pełne przygotowanie Piekielnej Husarii i Desolatorów. Jako człon armii musieli być w doskonałej formie. –Ich pancerze są szeczóglne...- tłumaczył zaciekawionej Levender podczas nasycania mocą broni Piekeilnych Huzarów. –Popatrz tam.- wskazał ruchem głowy olbrzymie piece, gdzie do wewnątrz pancerzy wlewana była rozżarzona materia. –Ich zbroje są napełniane ciekłą esencją z Admanitu, Tworzą wewnętrzny szkielet i katalizują moc istot w środku. Sprawiają ze wokół armii powstaje aura mocy spalająca wrogą magię. Ponadto Huzarzy sami rzucają zaklęcia... odpowiednio wzmocnione przez pancerz. Głównym atutem jednak jest masa. Zobaczysz, ze w pełni jest usprawiedliwiona dezercja w obliczu tych istot!- zaśmiał się. Szkielety zaczęły przenosić nasycone lance do składu. –Do końca dnia jeszcze dotworzymy około stu Huzarów...- zaśmiał się Czarownik.
Levender spojrzała po olbrzymich salach produkcyjnych, pracujących pełną parą. –gdzie Nefryta?- zapytała wreszcie. –Darkning wzdrygnął się. –Czemu pytasz?- odrzucił zaczynając umagicznianie kolejnej serii lanc i mieczy. –Mam wrażenie, ze to jej powinieneś to mówić, nie mi... myślałem ,ze powinna znać swe wojsko...- mówiła z odrobiną niepewności w głosie. Darkning westchnął. –Ona nie będzie prowadzić tej armii, zrobię to ja, Ty, Sotor i Carmen. Może jeszcze Azbazar i Caskullis... Władczyni musi walczyć z Władczynią! Nie z wojskiem!- uznał temat za zakończony. –Staniesz na czele Żelaznych Skrzydeł..- zaczął, ale Levender mu przerwała. –Powiedz mi o wszystkich istotach wchodzących w skład armii.- powiedziała i usiadła na jednej z rzeźb w sali. Czarownik westchnął i zaczął. –o piekielnej Husarii już wiesz. To ciężka jazda dosiadająca Piekielników – istot z czeluści – czerwonych jaszczurów z purpurowymi kryształami w charakterze narośli na plecach. Połączeni z opancerzeniem, którego istotę już Ci wytłumaczyłem stanowią siłę, z którą nie może się równać żadna inna jednostka naziemna.- grupka szkieletów wymieniła umagicznione wyposażenie na nowe. Darkning znów przyłożył dłonie do platformy i począł pompować moc w nowy rynsztunek. –Kolejną istotą wartą wspomnienia są Desolatorzy. Jednostki strzelające zarazą. Tworzę ich z popiołów, zbrylam je tak mocno, że są twardsze, niż jakakolwiek stal. W środku zamykam ogromny ładunek mocy zarazy i daję wszystkiemu niemarłe życie. Ich skóra jest twardsza niż ich pancerz, ale... żadna ochrona nie zawadzi!- westchnął Darkning. –Kolejne są Żelazne Skrzydła – gargulce stworzone z pancerzy. Bombardierzy. Rzucają pociski napełnione ładunkami elektrycznymi. Same są lekkie i zwrotne – nadają się do zdejmowania łuczników. Krąży w nich moc elektryczności odchylająca tor lotu strzał i bełtów. Kolejne istoty to Jeźdźcy śmierci – istoty dosiadające nieumarłych rumaków, odziane w mroczną Stal. Wysoka odporność na magię pociski i broń idą w parze z ciężarem i powolnością. Na szczęście mamy ich ponad milion. Są jeszcze Krwawe zabójczynie.. latajace wampirzyce odciągające krew z dystansu – nie znam się na nich, kieruje nimi Carmen... to tyle z ważniejszych. Prócz tego są jeszcze Siewcy Zarazy, Czarna Piechota i Kościani Kusznicy... to tyle.- zakończył. Levender uśmiechnęła się i odeszła przeglądnąć swe oddziały.
[---]
Nadszedł wieczór. W stolicy szerzyła się zaraza, ale obrońcy czując atak nie opuszczali murów miasta. –czas jest najdogodniejszy...- powiedział Darkning do Nefryty wpatrzonej w dal. Ona odwróciła swe zielone oczy na czarownika. –Rozpoczynaj atak!- Darkning skłonił się i odszedł w kierunku wieży. Zatrzymał się w pół drogi i uniósł ręce. Zachodni szczyt eksplodował ogniem. Śmiech kościanego pół-smoka poniósł się po równinie. Sotor wyjeżdżał na czele Piekielnej Husarii. Wschodni szczyt spłyną krwią, z której zaczęła wstawać armia Krwawych Zabójczyń. Wkrótce dowódcy spotkali się na wzgórzu. Sotor, Darkning, Carmen, Azbazar, Caskullis i Levender. Stawili się wszyscy przed Nefrytą. –Po zakończeniu walki, jeśli wszystko pójdzie sprawnie, utorujemy Ci drogę do władczyni...- zaczął Darkning. –Róbcie co konieczne.- ucięła Nefryta. –Zajmę się resztą.-
Dowódcy skinęli głowami i opuścili wzgórze.
Opis bitwy za innym zamachem... czasu nie mam ;(
Pyron:
+3 do KZ, sorry, ze taka krótka odpowiedź, ale nagle ucięto mi czas na siedzenie przy kompie :/
Radni spojrzeli po sobie i pokręcili przecząco głowami. Pożegnali się i oddalili w kierunku sal kancelarii. Sanitariusze stawili się przed Pyronem w umówionym czasie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Pavciooo
Przeciągnął się i powoli wstał. No więc, chyba nadszedł dzień bitwy. -powiedział do towarzyszy i wyszedł na zewnątrz. Zebrał dowódców i wydał rozkaz wejścia do pojazdu. Zostawił w twierdzy kilku dystansowców, by wrazie czego ją bronili, wkońcu Sotor twierdził, że kilka osób potrafi ją obronić... Obsługa zajęła miejsca w pojeździe, reszta weszła do środka.
Przeciągnął się i powoli wstał. No więc, chyba nadszedł dzień bitwy. -powiedział do towarzyszy i wyszedł na zewnątrz. Zebrał dowódców i wydał rozkaz wejścia do pojazdu. Zostawił w twierdzy kilku dystansowców, by wrazie czego ją bronili, wkońcu Sotor twierdził, że kilka osób potrafi ją obronić... Obsługa zajęła miejsca w pojeździe, reszta weszła do środka.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Drizzt
Drow spojrzał na przybyłych, poczym po chwili przemówił-Witam was i dzękuje za przybycie. Zostaliście wybrani z pośród wielu na posłanników Gai, najpotężniejszej z bogiń-w tym miejscu drow na chwilę zamilkł przyglądając się reakcji akolitów-jak wiecie w mieście tym jest olbrzymia katedra, która niestety przez działania poprzedniego władcy, została zbeszczeszczona, naszczęście gdzięki łasce gai miejsce to zostało uwolnione od zła które w nim mieszkało, a Gaia wybrała was na nowych kapłanów, na przodowników jej wiary--tu drow znów zamilkł na chwilę, poczym kontynułował-
-Nie zabijaj bez potrzeby!
-Nie pozwól na to innym!
-Nie okradaj biedniejszych od siebie!
-Nie pozwalaj na to innym!
-W swych osądach bądź zawsze sprawiedliwy!
-Nigdy nie atakuj od tyłu, bo tak robią tchurze!
-Szanuj ziemię i ogień
-Pomagaj potrzebującym
-Niszcz nieprzyjaciół w uczciwej walce
-Nie sprzeciwiaj się woli bogini
-Jak ktoś tobie pomoże, to ty pomuż komuś kto też potrzebuje pomocy
-Bądź bezwzględy dla swoich wrogów
-Każdy kto będzie służył Gai z pokorą zostanie obdarzony cząstką jej mocy
To są przykazania, które Gaia przekazała mi w czasie jednej z moich wizji. Tak, jestem pierwszym kapłanem i sługą Gai, która obdarzyła mnie łaską i częścią swojej mocy-Tu Drow zrobił mały pokaz swoich umiejętności, poczym dodał-Skoro już wiecie po co was sprowadzono zapraszam na małą uczte na cześć Gai- Zakończył drow poczym poprowadził zebranych na zamek, gdzie czekała na nich uczta
Drow spojrzał na przybyłych, poczym po chwili przemówił-Witam was i dzękuje za przybycie. Zostaliście wybrani z pośród wielu na posłanników Gai, najpotężniejszej z bogiń-w tym miejscu drow na chwilę zamilkł przyglądając się reakcji akolitów-jak wiecie w mieście tym jest olbrzymia katedra, która niestety przez działania poprzedniego władcy, została zbeszczeszczona, naszczęście gdzięki łasce gai miejsce to zostało uwolnione od zła które w nim mieszkało, a Gaia wybrała was na nowych kapłanów, na przodowników jej wiary--tu drow znów zamilkł na chwilę, poczym kontynułował-
-Nie zabijaj bez potrzeby!
-Nie pozwól na to innym!
-Nie okradaj biedniejszych od siebie!
-Nie pozwalaj na to innym!
-W swych osądach bądź zawsze sprawiedliwy!
-Nigdy nie atakuj od tyłu, bo tak robią tchurze!
-Szanuj ziemię i ogień
-Pomagaj potrzebującym
-Niszcz nieprzyjaciół w uczciwej walce
-Nie sprzeciwiaj się woli bogini
-Jak ktoś tobie pomoże, to ty pomuż komuś kto też potrzebuje pomocy
-Bądź bezwzględy dla swoich wrogów
-Każdy kto będzie służył Gai z pokorą zostanie obdarzony cząstką jej mocy
To są przykazania, które Gaia przekazała mi w czasie jednej z moich wizji. Tak, jestem pierwszym kapłanem i sługą Gai, która obdarzyła mnie łaską i częścią swojej mocy-Tu Drow zrobił mały pokaz swoich umiejętności, poczym dodał-Skoro już wiecie po co was sprowadzono zapraszam na małą uczte na cześć Gai- Zakończył drow poczym poprowadził zebranych na zamek, gdzie czekała na nich uczta
"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
Witajcie Rzekł do przybyłych. Jak mniemam, to właśnie wy ratujecie życie innym żołnierzom na polu walki. Mam dla was pewną propozycję, dzięki mnie, i mojej Pani będziecie mogli ratować innych z o wiele większą siłą niż teraz. A teraz, przedstawcie mi się, i opowiedzcie co robicie na codzień, i jak spędzacie czas w mieście.
Fuck?

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Wszedl do pojazdu i gleboko wciagnał powietrze jakby chcial nasycic sie atmosfera tego pojazdu. Bacznie przeszedl sie po calym pokladzie, by wiedziec co gdzie jest i jak w miare szybko wszedzie sie dostac. Po obchodzie ruszył ma mostek do Pavciaaa.
Mam nadzieje ze gdy zacznie sie bitwa pozwolisz mi udac na dziob by walczyc w pierwszej linii. A teraz nie zwlekajmy. Nasza chwila jest teraz. Zwyciezymy! mowil podekscytowany, a ostanie slowa niemal wykrzyczal. Po chwili jednak pomiarkowal swoje zachowanie i juz z pokora rzekl
Wybacz o wielki, ze sie unioslem. Mam nadzieje ze nie zdenerwowalem cie zbyt mocno. Niech los nam sprzyja i sklonil sie nisko.
Wszedl do pojazdu i gleboko wciagnał powietrze jakby chcial nasycic sie atmosfera tego pojazdu. Bacznie przeszedl sie po calym pokladzie, by wiedziec co gdzie jest i jak w miare szybko wszedzie sie dostac. Po obchodzie ruszył ma mostek do Pavciaaa.
Mam nadzieje ze gdy zacznie sie bitwa pozwolisz mi udac na dziob by walczyc w pierwszej linii. A teraz nie zwlekajmy. Nasza chwila jest teraz. Zwyciezymy! mowil podekscytowany, a ostanie slowa niemal wykrzyczal. Po chwili jednak pomiarkowal swoje zachowanie i juz z pokora rzekl
Wybacz o wielki, ze sie unioslem. Mam nadzieje ze nie zdenerwowalem cie zbyt mocno. Niech los nam sprzyja i sklonil sie nisko.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:
Pavciooo:
Uniosłość jest bardzo dobra przed bitwą, nie musisz przepraszać. Co do samej bitwy, nie mam jakichś szczególnych planów wobec Ciebie... Wystarczy że nie będziesz robił ataków kamikadze, lepiej trzymaj się zawsze grupy żołnierzy. Jak chcesz możesz też iść ze mną, będę prawdopodobnie szedł między piechotą a dystansowcami, więc będziesz mógł spokojnie ostrzeliwać wrogów wrazie czego.
Uniosłość jest bardzo dobra przed bitwą, nie musisz przepraszać. Co do samej bitwy, nie mam jakichś szczególnych planów wobec Ciebie... Wystarczy że nie będziesz robił ataków kamikadze, lepiej trzymaj się zawsze grupy żołnierzy. Jak chcesz możesz też iść ze mną, będę prawdopodobnie szedł między piechotą a dystansowcami, więc będziesz mógł spokojnie ostrzeliwać wrogów wrazie czego.
I tak nikt tego nie czyta...

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Pavciooo i Nadir:
Machina zaryczała wściekle. -Melooodiaaa...- mruknął rozmarzony Sotor. Masa metalu powoli ruszyła naprzód i zakręciła w kierunku najbliższego obozu Armady. Wyjąc i trzeszcząc, łamiąc drzewa i tratując wszystko na swej drodze. -Wiesz... ten pojazd jest niczym potężny wicher... ale rozpętać go potrafi tylko jeden mały powiew...- zaśmiał się nieumarły wskazując głową na Caskullis stojącą przy sterze, instruującą dwóch magów.
[---]
-Obóz armady w zasięgu wzroku!- powiedziała kobieta cicho, ale tak, że wszyscy w pokoju usłyszeli, pomimo łoskotu z maszynowni. -Pora rozprostować kości!- warknął Sotor i wstał. -Udajmy się do luku. Po kanonadzie z dział wyjdziemy by dokończyć dzieła!- oczy nieumarłego płonęły jeszcze mocniej niż zwykle. Wydawało się wręcz, że Sotor żył... lub raczej istniał, by niszczyć...
Drizzt:
Akolici zareagowali uśmiechami. Opisz ucztę i następny poranek - wprowadzenie Akolitów do Świątyni Gai, opis świątyni i pierwsze nauki. masz okazje się wykazać ^^
aha, i "tchórze - pisze się przez "ó"
Nefryta:
(c.d.)
Bitwa rozpoczęła się. Na bramy spadł grad elektrycznych ładunków, które rozniosły wierzeje (a nie dźwierzeje) w proch. Wtedy przodem ruszyła konnica z Darkningiem na czele. Leciał ogarnięty chmurą ciemności z kosą w ręce. Pierwsza fala zalała miasto i obrońców i wycięła drogę w pierwszych liniach. Na mury posypał się elektryczny deszcz, ulicami popłynęła krew. -Gdyby nie to, ze stoję tutaj, rzekłabym, że to koszmar...- Caskullis odgarnęła włosy z czoła i patrzyła spokojnie na pole walki. Nefryta kiwnęła głową. -Wolałabym uniknąć zabijania ludzi...- odparła. Jej włosy nabrały ciemnozielonej barwy a wokół ciała utworzyła się delikatna zielonkawa aura.
Wtedy rozległo się wycie Piekielników. Konnica utworzyła "drogę i spod ziemi wybiła się piekielna husaria z Sotorem na czele. Biegł przemieniony w kościane monstrum, wskoczył na szczyt bramy i złamał porticulis na pół, po czym cisnął go w stronę zamku niszcząc dwie zachodnie wieże. Husaria wpadła do zamku i przebiła lity mur okalający ogrody królewskie. Drzewa i wszystko, co żywej zajmowało się ogniem od samej obecności husarii. Kolejna salwa elektrycznych ładunków zmyła ludzi kontrolujących balisty. Nefryta spoglądała na to wszystko z chłodnym spokojem, ale aura wokół niej zaczynała wrzeć, burzy się i przybierać kształt kolców. Darkning stanął na dziedzińcu i śmiejąc się odciągał z ciał szare smugi energii śmierci. Zdawał się rosnąć i stawać coraz straszniejszy. Śmiech niósł się po ulicach miasta zabijając co bardziej przerażonych dźwiękiem. Wkrótce dźwięk przybrał materialną postać. Szare lewitujące ostrza przecinały budynki, ludzi i zwierzęta. Śmiech nie ustawał. Kolejna salwa elektrycznych ładunków, kolejny ryk umierających, znów fala krwi, z której powstawały coraz to nowe Krwawe Zabójczynie. Carmen stała na wschodnim skrzydle i przecinała się przez uciekających jak nóż przez masło. Darkning przyciągnął ku sobie całą energię i wypuścił w górę strumień łańcuchów, który przybrawszy kształt pięści zmiótł dwie główne baszty.
Nagle wycia i krzyki przerwał łoskot - główna wieża zamku eksplodowała światłem. Odrzucając i zmiatając część jednostek. Huzarzy ustali w swej szarży zasłaniając się skrzydłami. Chmura zaczęła się wycofywać i ukryte w niej Żelazne Skrzydła pod dowództwem Levender były zmuszone się wycofać. -Dość rozlewu krwi! Niech twoja Władczyni się pokaże, czarowniku!- Królowa unosiła się nad zgliszczami, okrążona aurą światła. -Skończymy to jak na wybrańca (nie ma żeńskiej formy) przystało!- krzyknęła. -Nefryto! Stawaj do walki!-
Darkning dał rozkaz do odwrotu. Wojska powoli wycofały się, ale walka nie byłą skończona. Oto od południa nadciągała armia pod dowództwem Pomocników królowej. Tam też skierowała się armia Nefryty. Darkning odwrócił się na chwilę i wzrok jego i Nefryty spotkały się. Czarownik był w postaci zarima, ale jego ludzka forma zdawała się przemawiać z głębi. -Idź i to wygraj, tak ja wygram tą bitwę! Skup się, bądź tak silna jak nigdy do tej pory, Dziś rozstrzygnie się los tego kontynentu, a może i tego świata!- zapewne chciał dodać coś jeszcze, ale obrócił się i z krzykiem ruszył na czele oddziałów na wrogą armadę.
Pyron:
Elfy zasalutowały i przedstawiły się kolejno.
-Aseth Van Desin- powiedział blond elf o wyzywającym spojrzeniu.
-A'Vereth- przedstawił się starszy, siwy elf z baczkami.
-Ver De Molay- syknął elf o jaśniejszej cerze i czarnych włosach.
-"Wskrzeszacz"- szepnął elf w kapturze o skrzących się ogniem oczach.
-Aphelion Van Desin- zakończył prezentację elf podobny do pierwszego, ale młodszy o parę lat.
-Na co dzień zajmujemy się głównie pracą w zielarni i aptece. Mieszkańcy potrzebują lekarstw i medykamentów, oraz rzeczy bardziej pospolitych jak na przykład ziela do zaparzania czy fajkowego.- powiedział krótko siwy elf. -Mamy bardzo mało czasu na sprawy osobiste. Ja i Wskrzeszacz nie mamy na nie czasu w ogóle.- A'Vereth zamilkła głos zabrał Wskrzeszacz. -A'Vereth jest specjalistą od ziołolecznictwa. Przychodzą do niego z każdym bólem czy dolegliwością, a on to usuwa ot tak- elf pstryknął palcami. -Ja zaś parałem się nekromancją i pojąłem jej sedno. Zajmuję się alchemią i bardzo ciężkimi przypadkami, graniczącymi z ożywianiem. Na szczęście nigdy nie zdarzyło mi się zmienić elfa w bezdusznego czy w szkielet, albo zombie.- zachichotał. -Poza tym mieszkańcy za mną nie przepadają, nazywają nekromantą i tak dalej. Częściowo maja racje, ale gdy jakiś krewny znajduje się na skraju śmierci to mnie muszą prosić o pomoc, której ja nigdy nie odmawiam.-
Na przód wysunęli się Aphelion i Aseth. -Jak zauważyłeś waść jesteśmy braćmi. Mamy aptekę na rogu alej Wilka i Orła. Taki... rodzinny interes.- powiedzieli jednocześnie, spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać. De Molay krzywił się lekko. -Prowadzę zielarnię i hoduję rośliny. Znam się na naparach, truciznach i tym podobnych.- machnął ręką.
Machina zaryczała wściekle. -Melooodiaaa...- mruknął rozmarzony Sotor. Masa metalu powoli ruszyła naprzód i zakręciła w kierunku najbliższego obozu Armady. Wyjąc i trzeszcząc, łamiąc drzewa i tratując wszystko na swej drodze. -Wiesz... ten pojazd jest niczym potężny wicher... ale rozpętać go potrafi tylko jeden mały powiew...- zaśmiał się nieumarły wskazując głową na Caskullis stojącą przy sterze, instruującą dwóch magów.
[---]
-Obóz armady w zasięgu wzroku!- powiedziała kobieta cicho, ale tak, że wszyscy w pokoju usłyszeli, pomimo łoskotu z maszynowni. -Pora rozprostować kości!- warknął Sotor i wstał. -Udajmy się do luku. Po kanonadzie z dział wyjdziemy by dokończyć dzieła!- oczy nieumarłego płonęły jeszcze mocniej niż zwykle. Wydawało się wręcz, że Sotor żył... lub raczej istniał, by niszczyć...
Drizzt:
Akolici zareagowali uśmiechami. Opisz ucztę i następny poranek - wprowadzenie Akolitów do Świątyni Gai, opis świątyni i pierwsze nauki. masz okazje się wykazać ^^
aha, i "tchórze - pisze się przez "ó"

Nefryta:
(c.d.)
Bitwa rozpoczęła się. Na bramy spadł grad elektrycznych ładunków, które rozniosły wierzeje (a nie dźwierzeje) w proch. Wtedy przodem ruszyła konnica z Darkningiem na czele. Leciał ogarnięty chmurą ciemności z kosą w ręce. Pierwsza fala zalała miasto i obrońców i wycięła drogę w pierwszych liniach. Na mury posypał się elektryczny deszcz, ulicami popłynęła krew. -Gdyby nie to, ze stoję tutaj, rzekłabym, że to koszmar...- Caskullis odgarnęła włosy z czoła i patrzyła spokojnie na pole walki. Nefryta kiwnęła głową. -Wolałabym uniknąć zabijania ludzi...- odparła. Jej włosy nabrały ciemnozielonej barwy a wokół ciała utworzyła się delikatna zielonkawa aura.
Wtedy rozległo się wycie Piekielników. Konnica utworzyła "drogę i spod ziemi wybiła się piekielna husaria z Sotorem na czele. Biegł przemieniony w kościane monstrum, wskoczył na szczyt bramy i złamał porticulis na pół, po czym cisnął go w stronę zamku niszcząc dwie zachodnie wieże. Husaria wpadła do zamku i przebiła lity mur okalający ogrody królewskie. Drzewa i wszystko, co żywej zajmowało się ogniem od samej obecności husarii. Kolejna salwa elektrycznych ładunków zmyła ludzi kontrolujących balisty. Nefryta spoglądała na to wszystko z chłodnym spokojem, ale aura wokół niej zaczynała wrzeć, burzy się i przybierać kształt kolców. Darkning stanął na dziedzińcu i śmiejąc się odciągał z ciał szare smugi energii śmierci. Zdawał się rosnąć i stawać coraz straszniejszy. Śmiech niósł się po ulicach miasta zabijając co bardziej przerażonych dźwiękiem. Wkrótce dźwięk przybrał materialną postać. Szare lewitujące ostrza przecinały budynki, ludzi i zwierzęta. Śmiech nie ustawał. Kolejna salwa elektrycznych ładunków, kolejny ryk umierających, znów fala krwi, z której powstawały coraz to nowe Krwawe Zabójczynie. Carmen stała na wschodnim skrzydle i przecinała się przez uciekających jak nóż przez masło. Darkning przyciągnął ku sobie całą energię i wypuścił w górę strumień łańcuchów, który przybrawszy kształt pięści zmiótł dwie główne baszty.
Nagle wycia i krzyki przerwał łoskot - główna wieża zamku eksplodowała światłem. Odrzucając i zmiatając część jednostek. Huzarzy ustali w swej szarży zasłaniając się skrzydłami. Chmura zaczęła się wycofywać i ukryte w niej Żelazne Skrzydła pod dowództwem Levender były zmuszone się wycofać. -Dość rozlewu krwi! Niech twoja Władczyni się pokaże, czarowniku!- Królowa unosiła się nad zgliszczami, okrążona aurą światła. -Skończymy to jak na wybrańca (nie ma żeńskiej formy) przystało!- krzyknęła. -Nefryto! Stawaj do walki!-
Darkning dał rozkaz do odwrotu. Wojska powoli wycofały się, ale walka nie byłą skończona. Oto od południa nadciągała armia pod dowództwem Pomocników królowej. Tam też skierowała się armia Nefryty. Darkning odwrócił się na chwilę i wzrok jego i Nefryty spotkały się. Czarownik był w postaci zarima, ale jego ludzka forma zdawała się przemawiać z głębi. -Idź i to wygraj, tak ja wygram tą bitwę! Skup się, bądź tak silna jak nigdy do tej pory, Dziś rozstrzygnie się los tego kontynentu, a może i tego świata!- zapewne chciał dodać coś jeszcze, ale obrócił się i z krzykiem ruszył na czele oddziałów na wrogą armadę.
Pyron:
Elfy zasalutowały i przedstawiły się kolejno.
-Aseth Van Desin- powiedział blond elf o wyzywającym spojrzeniu.
-A'Vereth- przedstawił się starszy, siwy elf z baczkami.
-Ver De Molay- syknął elf o jaśniejszej cerze i czarnych włosach.
-"Wskrzeszacz"- szepnął elf w kapturze o skrzących się ogniem oczach.
-Aphelion Van Desin- zakończył prezentację elf podobny do pierwszego, ale młodszy o parę lat.
-Na co dzień zajmujemy się głównie pracą w zielarni i aptece. Mieszkańcy potrzebują lekarstw i medykamentów, oraz rzeczy bardziej pospolitych jak na przykład ziela do zaparzania czy fajkowego.- powiedział krótko siwy elf. -Mamy bardzo mało czasu na sprawy osobiste. Ja i Wskrzeszacz nie mamy na nie czasu w ogóle.- A'Vereth zamilkła głos zabrał Wskrzeszacz. -A'Vereth jest specjalistą od ziołolecznictwa. Przychodzą do niego z każdym bólem czy dolegliwością, a on to usuwa ot tak- elf pstryknął palcami. -Ja zaś parałem się nekromancją i pojąłem jej sedno. Zajmuję się alchemią i bardzo ciężkimi przypadkami, graniczącymi z ożywianiem. Na szczęście nigdy nie zdarzyło mi się zmienić elfa w bezdusznego czy w szkielet, albo zombie.- zachichotał. -Poza tym mieszkańcy za mną nie przepadają, nazywają nekromantą i tak dalej. Częściowo maja racje, ale gdy jakiś krewny znajduje się na skraju śmierci to mnie muszą prosić o pomoc, której ja nigdy nie odmawiam.-
Na przód wysunęli się Aphelion i Aseth. -Jak zauważyłeś waść jesteśmy braćmi. Mamy aptekę na rogu alej Wilka i Orła. Taki... rodzinny interes.- powiedzieli jednocześnie, spojrzeli na siebie i zaczęli się śmiać. De Molay krzywił się lekko. -Prowadzę zielarnię i hoduję rośliny. Znam się na naparach, truciznach i tym podobnych.- machnął ręką.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Bede przy twym boku by wspomagac sie tak jak bede umial zwrocil sie do Pavciaaa i z tesknota spojrzal w przod chcac jak najszybciej dotrzec do obozu Armady
--------------------
Gdy "dobra nowina została ogłoszona Nadir jakby sie ozywil. Wredny usmiech zaczal byc widoczny na jego jaszczurzej twarzy. Podszedl do luku, zdjal kolczan i luk z plecow. Kolczan oparl o sciane przed soba, tak by mogl jak najszybciej wyciagac kolejne strzaly. Wzial jedna, zalozyl na cieciwe, wyciagnal przed siebie luk. Mierzyl juz w jednego ze straznikow na murach, ale nie oddawal strzalu. Czekal na rozkazy wladcy.
Bede przy twym boku by wspomagac sie tak jak bede umial zwrocil sie do Pavciaaa i z tesknota spojrzal w przod chcac jak najszybciej dotrzec do obozu Armady
--------------------
Gdy "dobra nowina została ogłoszona Nadir jakby sie ozywil. Wredny usmiech zaczal byc widoczny na jego jaszczurzej twarzy. Podszedl do luku, zdjal kolczan i luk z plecow. Kolczan oparl o sciane przed soba, tak by mogl jak najszybciej wyciagac kolejne strzaly. Wzial jedna, zalozyl na cieciwe, wyciagnal przed siebie luk. Mierzyl juz w jednego ze straznikow na murach, ale nie oddawal strzalu. Czekal na rozkazy wladcy.
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Chorąży
- Posty: 3121
- Rejestracja: wtorek, 21 grudnia 2004, 11:06
- Lokalizacja: Tam gdzie konczy się wieś a zaczyna zadupie \,,/ <(^.^)> \,,/
Drizzt
Komnata w której odbywała się uczta była bardzo przestronna. Na ścianach wisiały kaganki gdzie palił się ogień, ogień Gai. Płomienie były jasne i zdawały się tańczyć, zupełnie jakby były żywe. Stuł był zastawiony dość syto, a pośrodku niego stał wielki talerz na którym płoną wielki płomień, ale nie zapalał on niczego na około niego, ani nie pażył nikogo z siedzących przy stole. Wszyscy jedli w milczeniu i skupieniu. Drow co chwile zerkał na gości patrząc czy niczego im nie brakuje. Uczta trwała około godziny, a kiedy się skończyła, Elf zaprowadził wszystkich do swoich komnat, poczym sam udał się do swojej, poczym pogrążył się w transie prosząc Gai o to, by napełniła akolitów swoją mądrością i siłą, by godnie mogli sprawować swoje powołanie. Rano, równo ze wschodem słońca wszyscy akolici zostali obudzeni, i zaproszeni na śniadanie, po którym miała zostać im pokazana świątynia Gai. Śniadanie odbyło się w tej samej sali co uczta, a wygląd sali się nie zmienił. Po posiłku akolici zostali poprowadzeni do świątyni Gai. Cała świątynia była oświetlona kagankami i pochodniami palącymi się świętym żywym ogniem. Na środku ołtarza znajdowała się czara w której płoną ogień Gai-To właśnie jest świątynia Gai-zaczął mówić Drow-Naszej bogini, to jest także wasz nowy dom, nowe miejsce nauk i modlitw, mam nadzieję że wam odpowiada-tu Elf obserwował reakcje akolitów na jego pytanie, poczym kontynuował-Nocy kiedy spaliście poprosiłem Gaie, by przekazała wam cząstke swojej wiedzy i mocy byście mogli wiernie jej służyć. Podziękujmy jej teraz za ten dar szczerą modlitwą której słowa powinny wam same przyjść na język za sprawą Gai.-Kiedy modlitwa dobiegła końca (tekst wymyślę potem
) Drow wszedł ponownie w trans mówiąc-Gaio przemów do swoich nawych sług używając mojego głosu
Komnata w której odbywała się uczta była bardzo przestronna. Na ścianach wisiały kaganki gdzie palił się ogień, ogień Gai. Płomienie były jasne i zdawały się tańczyć, zupełnie jakby były żywe. Stuł był zastawiony dość syto, a pośrodku niego stał wielki talerz na którym płoną wielki płomień, ale nie zapalał on niczego na około niego, ani nie pażył nikogo z siedzących przy stole. Wszyscy jedli w milczeniu i skupieniu. Drow co chwile zerkał na gości patrząc czy niczego im nie brakuje. Uczta trwała około godziny, a kiedy się skończyła, Elf zaprowadził wszystkich do swoich komnat, poczym sam udał się do swojej, poczym pogrążył się w transie prosząc Gai o to, by napełniła akolitów swoją mądrością i siłą, by godnie mogli sprawować swoje powołanie. Rano, równo ze wschodem słońca wszyscy akolici zostali obudzeni, i zaproszeni na śniadanie, po którym miała zostać im pokazana świątynia Gai. Śniadanie odbyło się w tej samej sali co uczta, a wygląd sali się nie zmienił. Po posiłku akolici zostali poprowadzeni do świątyni Gai. Cała świątynia była oświetlona kagankami i pochodniami palącymi się świętym żywym ogniem. Na środku ołtarza znajdowała się czara w której płoną ogień Gai-To właśnie jest świątynia Gai-zaczął mówić Drow-Naszej bogini, to jest także wasz nowy dom, nowe miejsce nauk i modlitw, mam nadzieję że wam odpowiada-tu Elf obserwował reakcje akolitów na jego pytanie, poczym kontynuował-Nocy kiedy spaliście poprosiłem Gaie, by przekazała wam cząstke swojej wiedzy i mocy byście mogli wiernie jej służyć. Podziękujmy jej teraz za ten dar szczerą modlitwą której słowa powinny wam same przyjść na język za sprawą Gai.-Kiedy modlitwa dobiegła końca (tekst wymyślę potem

"Lepiej Milczeć I Wyglądać Jak Idiota, Niż Się Odezwać I Rozwiać Wszelkie Wątpliwości"
Mafia Radioaktywnych Krów
Mafia Radioaktywnych Krów

-
- Marynarz
- Posty: 175
- Rejestracja: niedziela, 26 lutego 2006, 10:50
- Lokalizacja: Elbląg
- Kontakt:
Merenwen
Dziewczyna stała oszołomiona.
Nie minęło przecież więcej niż 10 minut od momentu walki z nieumarłymi, a tyle się wydarzyło w tym czasie.
Śmierć Aleksandra, pojawienie się Mentalisty i… zaraz, chwileczkę, przecież została Władczynią.
Spojrzała na wampirzycę
-Carmen, ja… Ty myślisz, ze ja się nadaję? Przecież Aleksander był taki doświadczony, miał wiedzę, był silniejszy. A ja? Co ja potrafię? Obawiam się, że też nie jestem godna, aby tam wejść
Merenwen zawiesiła głos i spojrzała gdzieś przestrzeń.
Trwało to może kilka sekund, może kilka minut. Sama nie potrafiłaby wtedy określić ile czasu minęło.
Po chwili ocknęła się i zapytała
-Pomozesz mi wyszkolić telekinezę?
Dziewczyna stała oszołomiona.
Nie minęło przecież więcej niż 10 minut od momentu walki z nieumarłymi, a tyle się wydarzyło w tym czasie.
Śmierć Aleksandra, pojawienie się Mentalisty i… zaraz, chwileczkę, przecież została Władczynią.
Spojrzała na wampirzycę
-Carmen, ja… Ty myślisz, ze ja się nadaję? Przecież Aleksander był taki doświadczony, miał wiedzę, był silniejszy. A ja? Co ja potrafię? Obawiam się, że też nie jestem godna, aby tam wejść
Merenwen zawiesiła głos i spojrzała gdzieś przestrzeń.
Trwało to może kilka sekund, może kilka minut. Sama nie potrafiłaby wtedy określić ile czasu minęło.
Po chwili ocknęła się i zapytała
-Pomozesz mi wyszkolić telekinezę?

Nefryta
Zwróciła swe oczy w stronę kobiety i uśmiechnęła się z niebezpiecznym błyskiem w oku. Nie była już sobą, chmura zalała całe jej ciało, a smoki ryknęły potężnie w jej umyśle. Wydała z siebie okrzyk, który uniósł się nad polem bitwy.
- Powitajcie swoją nową Władczynię! Na kolana!
Słowa wypowiedziała z taką mocą, że niemal każdy kamień pękł od nich. Drobne pęknięcia pojawiły się również na pałacu i posypał się gruz. Nawet na chwilę jej własna armia przystanęła spoglądając się na Nefrytę. Lecz ona już była niemal w połowie drogi do Królowej, otaczał ją najeżony kolcami pancerz z chmury, w dłoni pojawił jej się ogromny dwuręczny miecz z tej samej materii. Zielone ostrze błyskało niebezpiecznie, z daleka można było poznać, iż jest niezwykle ostre. Dziewczyna skoczyła wymierzając cios w głowę przeciwniczki, lecz ta go z łatwością sparowała lśniącą lancą. W chwili gdy bronie zderzyły się ze sobą, z Nefryty wystrzeliła gęsta chmura zakrywając obie kobiety szczelnie. Nikt przez dłuższy czas nie widział, co się dzieje. Dało się słyszeć stłumione odgłosy walki, szybko dołączyły do tego porykiwania jakby burzy za horyzontem. Jednak ich centrum znajdowało się w samym środku chmury. Dudniące tony zdawały się zbliżać i wzbierać na sile, każdy człowiek który je usłyszał czuł strach w sercu i truchlał... Nefryta otworzyła się na swojego Boga, pozwoliła, by jego moc rozlała się po jej ciele i umyśle, po raz pierwszy pozwoliła też się zatracić w szale... I była to ostatnia rzecz, którą pamiętała z tego pojedynku.
Chmura zaczęła się kotłować w sobie i przekształcać. Ludzie nie widzieli swej Królowej, jednych to mobilizowało do zdwojonej walki, inni woleli porzucić swój oręż i uciec z krzykiem ginąc zaraz w ramionach wroga. Potworne ryki poczęły dobiegać z pałacu, który teraz stał się polem walki obu kobiet. Zielony obłok rozrósł się i otoczył je kilkunastoma kulami, które powoli, jakby leniwie zaczęły się przekształcać. Nieśpiesznie pojawiły się skrzydła, długie szyje najeżone ostrymi kolcami i paskudne pyski zdobione rzędami ociekających trucizną zębów. Stały się całkowicie materialne, miały mięśnie, skórę i łuski, wyglądały bardziej realnie, niż większość armii Nefryty. Było ich kilkanaście, zdawały się być identyczne. Z wyjątkiem jednego. Większy, potężniejszy, paskudniejszy i emanujący potworną siłą, jako jedyny przez chwilę zwrócony był w stronę walczących kobiet, zdawało się, że jest zainteresowany ich walką. Ryknął przeraźliwie i po paru minutach odleciał za swymi braćmi machając ogromnymi skrzydłami. Ciężkie cielsko wzbiło się wysoko i po chwili znikł dwóm walczącym z oczu.
Zwróciła swe oczy w stronę kobiety i uśmiechnęła się z niebezpiecznym błyskiem w oku. Nie była już sobą, chmura zalała całe jej ciało, a smoki ryknęły potężnie w jej umyśle. Wydała z siebie okrzyk, który uniósł się nad polem bitwy.
- Powitajcie swoją nową Władczynię! Na kolana!
Słowa wypowiedziała z taką mocą, że niemal każdy kamień pękł od nich. Drobne pęknięcia pojawiły się również na pałacu i posypał się gruz. Nawet na chwilę jej własna armia przystanęła spoglądając się na Nefrytę. Lecz ona już była niemal w połowie drogi do Królowej, otaczał ją najeżony kolcami pancerz z chmury, w dłoni pojawił jej się ogromny dwuręczny miecz z tej samej materii. Zielone ostrze błyskało niebezpiecznie, z daleka można było poznać, iż jest niezwykle ostre. Dziewczyna skoczyła wymierzając cios w głowę przeciwniczki, lecz ta go z łatwością sparowała lśniącą lancą. W chwili gdy bronie zderzyły się ze sobą, z Nefryty wystrzeliła gęsta chmura zakrywając obie kobiety szczelnie. Nikt przez dłuższy czas nie widział, co się dzieje. Dało się słyszeć stłumione odgłosy walki, szybko dołączyły do tego porykiwania jakby burzy za horyzontem. Jednak ich centrum znajdowało się w samym środku chmury. Dudniące tony zdawały się zbliżać i wzbierać na sile, każdy człowiek który je usłyszał czuł strach w sercu i truchlał... Nefryta otworzyła się na swojego Boga, pozwoliła, by jego moc rozlała się po jej ciele i umyśle, po raz pierwszy pozwoliła też się zatracić w szale... I była to ostatnia rzecz, którą pamiętała z tego pojedynku.
Chmura zaczęła się kotłować w sobie i przekształcać. Ludzie nie widzieli swej Królowej, jednych to mobilizowało do zdwojonej walki, inni woleli porzucić swój oręż i uciec z krzykiem ginąc zaraz w ramionach wroga. Potworne ryki poczęły dobiegać z pałacu, który teraz stał się polem walki obu kobiet. Zielony obłok rozrósł się i otoczył je kilkunastoma kulami, które powoli, jakby leniwie zaczęły się przekształcać. Nieśpiesznie pojawiły się skrzydła, długie szyje najeżone ostrymi kolcami i paskudne pyski zdobione rzędami ociekających trucizną zębów. Stały się całkowicie materialne, miały mięśnie, skórę i łuski, wyglądały bardziej realnie, niż większość armii Nefryty. Było ich kilkanaście, zdawały się być identyczne. Z wyjątkiem jednego. Większy, potężniejszy, paskudniejszy i emanujący potworną siłą, jako jedyny przez chwilę zwrócony był w stronę walczących kobiet, zdawało się, że jest zainteresowany ich walką. Ryknął przeraźliwie i po paru minutach odleciał za swymi braćmi machając ogromnymi skrzydłami. Ciężkie cielsko wzbiło się wysoko i po chwili znikł dwóm walczącym z oczu.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Pavcioo i Nadir:
Maszyna z łoskotem przebiła mur obronny i wtargnęła na teren zamku... na którym panowała absolutna cisza. Zaskoczeni żołnierze wyszli z pojazdu. Wszędzie walały się ciała, na ścianach budynków byłą krew. Sotor wybiegł z luku i rozglądał się, jakby właśnie okradziono go ze wszystkiego co miał, a on spoglądał na gołe ściany. -Gdzie oni są?- jęknął. Wtedy rozległ się ryk. Kościany smok podniósł łeb nad budynki i zawył przeciągle, po czym sprzątnął ciosem ogona Sotora. Nieumarły z krzykiem przeleciał na drugą stronę muru. -Ognia!- syk Caskullis dał się słyszeć z każdej odległości. Kilka salw dział położyło monstrum trupem... Ściana pękła jak łupina jajka, gdy wściekły Sotor wpadł z powrotem na dziedziniec. -Co to do diabła ma być?!- ryknął i zaczął przeszukiwać domy wywalając z nich coraz więcej ciał. -Ktoś nas ubiegł!- ryczał przeskakując z domu do domu. Koniec końców naliczyło się 1274 ciała.
-Jakieś pomysły?- mruknął już uspokojony nieumarły, jego oczy jednak płonęły. Był wściekły, ale tego po sobie nie okazywał. Wydawało się, ze te dwie ogniste kule pełniące rolę oczu były jedynym punktem ujścia jego gniewu w tym momencie.
Drizzt:
Oczy Drowa zapłonęły, a twarz zmieniła się na podobieństwo bogini. Z pomiędzy fałdów ubrania zdawał dobywać się ogień, a ziemia drżała z każdym słowem. Gaia spojrzała na wszystkich zgromadzonych najpierw z wyniosłością, ale po chwili uśmiechnęła się. -Więc wy będziecie pierwszymi, prócz Drizzta wyznawcami... Doskonale! Wiecie, że pokładam w was wielką nadzieję, której wam zawieść nie wolno. Pora poprowadzić ten zlodowaciały świat w nową erę. Erę dobrobytu, którego obecny władca ani bóg nie jest w stanie zapewnić. To będzie waszym nadrzędnym celem i każda metoda jest dobra. Pamiętajcie o tym. Od tej pory będziecie słuchać mojego arcykapłana. On was będzie prowadził i prostował wasze ścieżki. Powodzenia...- zakończyła a Drizzt opadł na kolana. Otrząsnął się po chwili. Dotknął twarzy - byłą taka jak zawsze. Opanowawszy lekkie zawroty głowy wstał i uśmiechnął się na widok podziwu w oczach akolitów.
-Ucz nas!- szepnęła jedna, a po chwili wszyscy powtórzyli. Drow uciszył ich gestem. Musiał odpocząć, ta manifestacja pochłonęła sporo jego energii.
Zbliżył się do niego jeden z liszy w pancerzu. -Niech wpierw poznają teren świątyni! Powinni go znać na pamięć i na wyrywki! Będą prowadzić tymi korytarzami następnych uczniów, gdy ich edukacja zakończy się!- powiedział i skłonił się lekko.
Merenwen:
-Nie wybrałby Cię, gdyby nie ufał w Twe możliwości!- Carmen mrugnęła do kobiety i położyła jej rękę na ramieniu. -Mentalita na pewno obdarował Cię jakimiś możliwościami....- zaczęła, a Merenwen poczuła, że faktycznie, jest w niej coś nowego... Nowa moc, nowa wiedza... Na środku sali leżał kawał płyty. Merenwen wpierw uniosła go i sprawiła by lewitował ("Lewitacja Obiektu" - sprawia, że obiekt do 50 kg unosi się przez 1 dzień, lub krócej), po czym cisnęła go w dal ("Odepchnięcie" - odrzuca cel od Władczyni, maksymalny ciężar zależy od Zmysłu Mentalnego i biegłości w telekinezie), po czym gwałtownie przyciągnęła go ku sobie ("Przyciągniecie"- przysuwa obiekt do Władczyni, reszta j.w.), a następnie rozłupała go siła myśli ("Uderzenie" - cios zadawany siłą umysłu (przeciw pojedynczym celom)). Carmen pokiwała głową. -O tym mówiłam!- zaśmiała się, a Merenwen na zakończenie sprawiła, ze całą sala zadrżała ("Wstrząs" - wywołuje gwałtowny wstrząs w otoczeniu Władczyni, powodujący przerwanie inkantacji, lub rozkojarzenie i zdekoncentrowanie wszystkich w zasięgu).
-Co do dalszego treningu... Mogę spróbować Ci pomóc, ale...- wypowiedz Carmen przerwało łupanie w drzwi. Wampirzyca dobyła pejcza. -Otwieraj, Merenwen, zmierzymy się z tym, co stoi za tymi bramami.. Razem. Polegli przy tym Xazaax i Alexander, bo szli tam pojedynczo... Jesteś w stanie mi zaufać?- zapytała i spojrzała w oczy kobiecie. Byłą zdecydowana i pewna siebie. Gdzieś w jej głębi widoczna była złość...
Nefryta:
Nagły blask rozjaśnił pole bitwy. Smoki stanęły naprzeciw odzianych w świetliste zbroje aniołów. Na ruinach zamku trwał pojedynek, na ruinach miasta toczyła się bitwa, a tu, kilkadziesiąt metrów nad ziemią miała rozpocząć się kolejna walka - przyzwńców. Anioły uniosły tarcze i miecze, po czym uderzyły w nie. Stal zajaśniała i Wysłańcy Światła ruszyli do boju. Smoki zawyły i zaczęły machać mocniej skrzydłami. Gdy obie siły dzieliło już tylko kilkanaście metrów wszystkie smoki zionęły kwasem w środkowego anioła - dowódcę, po czym każdy zajął się "swoim" aniołem. Szpony darły stal i ciało, miecz łamał łuski, jeden z aniołów odbił swego przeciwnika tarczą i ściął mu gładkim ruchem łeb, by zaraz polec - inny smok, który już wykończył swego przeciwnika - oto jego rozdarte na pół szczątki uderzyły o ziemię gdzieś miedzy walczącymi w ruinach nieumarłymi - chwycił go za naramienniki i zacisnąwszy szczęki na hełmie wyrwał go razem z zawartością i rzucił zwłok w dół. Z kotłującej się masy ciał i stali co jakiś czas spadał to smok, to anioł, aż wreszcie zostało tylko troje przeciwników. Dwaj anieli o pancerzach spalonych kwasem i najpotężniejsza z bestii. Smok zmierzył swych przeciwników wzrokiem i zaśmiał się, tak to był śmiech, śmiech zwycięzcy, szykującego się by zgnieść parę robaków. Anioły ruszyły naprzód, ale bez chroniących ich pancerzy spłonęły w pół drogi. Jeden z nich w ostatnim wyrazie woli walki rzucił się na smoka, ale ten przebił go ogonem i rozdarł na poły. Potem jego wzrok zwrócił się ku walczącym władczyniom. Poszybował nad polem walki spluwając kilkakroć w siły Wyznawców Gestetha, po czym usiadł na zrębie zniszczonej wieży, gdzie Nefryta walczyła z Królową...
Maszyna z łoskotem przebiła mur obronny i wtargnęła na teren zamku... na którym panowała absolutna cisza. Zaskoczeni żołnierze wyszli z pojazdu. Wszędzie walały się ciała, na ścianach budynków byłą krew. Sotor wybiegł z luku i rozglądał się, jakby właśnie okradziono go ze wszystkiego co miał, a on spoglądał na gołe ściany. -Gdzie oni są?- jęknął. Wtedy rozległ się ryk. Kościany smok podniósł łeb nad budynki i zawył przeciągle, po czym sprzątnął ciosem ogona Sotora. Nieumarły z krzykiem przeleciał na drugą stronę muru. -Ognia!- syk Caskullis dał się słyszeć z każdej odległości. Kilka salw dział położyło monstrum trupem... Ściana pękła jak łupina jajka, gdy wściekły Sotor wpadł z powrotem na dziedziniec. -Co to do diabła ma być?!- ryknął i zaczął przeszukiwać domy wywalając z nich coraz więcej ciał. -Ktoś nas ubiegł!- ryczał przeskakując z domu do domu. Koniec końców naliczyło się 1274 ciała.
-Jakieś pomysły?- mruknął już uspokojony nieumarły, jego oczy jednak płonęły. Był wściekły, ale tego po sobie nie okazywał. Wydawało się, ze te dwie ogniste kule pełniące rolę oczu były jedynym punktem ujścia jego gniewu w tym momencie.
Drizzt:
Oczy Drowa zapłonęły, a twarz zmieniła się na podobieństwo bogini. Z pomiędzy fałdów ubrania zdawał dobywać się ogień, a ziemia drżała z każdym słowem. Gaia spojrzała na wszystkich zgromadzonych najpierw z wyniosłością, ale po chwili uśmiechnęła się. -Więc wy będziecie pierwszymi, prócz Drizzta wyznawcami... Doskonale! Wiecie, że pokładam w was wielką nadzieję, której wam zawieść nie wolno. Pora poprowadzić ten zlodowaciały świat w nową erę. Erę dobrobytu, którego obecny władca ani bóg nie jest w stanie zapewnić. To będzie waszym nadrzędnym celem i każda metoda jest dobra. Pamiętajcie o tym. Od tej pory będziecie słuchać mojego arcykapłana. On was będzie prowadził i prostował wasze ścieżki. Powodzenia...- zakończyła a Drizzt opadł na kolana. Otrząsnął się po chwili. Dotknął twarzy - byłą taka jak zawsze. Opanowawszy lekkie zawroty głowy wstał i uśmiechnął się na widok podziwu w oczach akolitów.
-Ucz nas!- szepnęła jedna, a po chwili wszyscy powtórzyli. Drow uciszył ich gestem. Musiał odpocząć, ta manifestacja pochłonęła sporo jego energii.
Zbliżył się do niego jeden z liszy w pancerzu. -Niech wpierw poznają teren świątyni! Powinni go znać na pamięć i na wyrywki! Będą prowadzić tymi korytarzami następnych uczniów, gdy ich edukacja zakończy się!- powiedział i skłonił się lekko.
Merenwen:
-Nie wybrałby Cię, gdyby nie ufał w Twe możliwości!- Carmen mrugnęła do kobiety i położyła jej rękę na ramieniu. -Mentalita na pewno obdarował Cię jakimiś możliwościami....- zaczęła, a Merenwen poczuła, że faktycznie, jest w niej coś nowego... Nowa moc, nowa wiedza... Na środku sali leżał kawał płyty. Merenwen wpierw uniosła go i sprawiła by lewitował ("Lewitacja Obiektu" - sprawia, że obiekt do 50 kg unosi się przez 1 dzień, lub krócej), po czym cisnęła go w dal ("Odepchnięcie" - odrzuca cel od Władczyni, maksymalny ciężar zależy od Zmysłu Mentalnego i biegłości w telekinezie), po czym gwałtownie przyciągnęła go ku sobie ("Przyciągniecie"- przysuwa obiekt do Władczyni, reszta j.w.), a następnie rozłupała go siła myśli ("Uderzenie" - cios zadawany siłą umysłu (przeciw pojedynczym celom)). Carmen pokiwała głową. -O tym mówiłam!- zaśmiała się, a Merenwen na zakończenie sprawiła, ze całą sala zadrżała ("Wstrząs" - wywołuje gwałtowny wstrząs w otoczeniu Władczyni, powodujący przerwanie inkantacji, lub rozkojarzenie i zdekoncentrowanie wszystkich w zasięgu).
-Co do dalszego treningu... Mogę spróbować Ci pomóc, ale...- wypowiedz Carmen przerwało łupanie w drzwi. Wampirzyca dobyła pejcza. -Otwieraj, Merenwen, zmierzymy się z tym, co stoi za tymi bramami.. Razem. Polegli przy tym Xazaax i Alexander, bo szli tam pojedynczo... Jesteś w stanie mi zaufać?- zapytała i spojrzała w oczy kobiecie. Byłą zdecydowana i pewna siebie. Gdzieś w jej głębi widoczna była złość...
Nefryta:
Nagły blask rozjaśnił pole bitwy. Smoki stanęły naprzeciw odzianych w świetliste zbroje aniołów. Na ruinach zamku trwał pojedynek, na ruinach miasta toczyła się bitwa, a tu, kilkadziesiąt metrów nad ziemią miała rozpocząć się kolejna walka - przyzwńców. Anioły uniosły tarcze i miecze, po czym uderzyły w nie. Stal zajaśniała i Wysłańcy Światła ruszyli do boju. Smoki zawyły i zaczęły machać mocniej skrzydłami. Gdy obie siły dzieliło już tylko kilkanaście metrów wszystkie smoki zionęły kwasem w środkowego anioła - dowódcę, po czym każdy zajął się "swoim" aniołem. Szpony darły stal i ciało, miecz łamał łuski, jeden z aniołów odbił swego przeciwnika tarczą i ściął mu gładkim ruchem łeb, by zaraz polec - inny smok, który już wykończył swego przeciwnika - oto jego rozdarte na pół szczątki uderzyły o ziemię gdzieś miedzy walczącymi w ruinach nieumarłymi - chwycił go za naramienniki i zacisnąwszy szczęki na hełmie wyrwał go razem z zawartością i rzucił zwłok w dół. Z kotłującej się masy ciał i stali co jakiś czas spadał to smok, to anioł, aż wreszcie zostało tylko troje przeciwników. Dwaj anieli o pancerzach spalonych kwasem i najpotężniejsza z bestii. Smok zmierzył swych przeciwników wzrokiem i zaśmiał się, tak to był śmiech, śmiech zwycięzcy, szykującego się by zgnieść parę robaków. Anioły ruszyły naprzód, ale bez chroniących ich pancerzy spłonęły w pół drogi. Jeden z nich w ostatnim wyrazie woli walki rzucił się na smoka, ale ten przebił go ogonem i rozdarł na poły. Potem jego wzrok zwrócił się ku walczącym władczyniom. Poszybował nad polem walki spluwając kilkakroć w siły Wyznawców Gestetha, po czym usiadł na zrębie zniszczonej wieży, gdzie Nefryta walczyła z Królową...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Kok
- Posty: 1245
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:22
- Lokalizacja: Legionowo
- Kontakt:

-
- Kok
- Posty: 1438
- Rejestracja: wtorek, 20 grudnia 2005, 11:05
- Numer GG: 3327785
- Lokalizacja: 3city
Nadir
Stał oszołomiony i zaskoczony. Ze zdziwieniem rozgladał sie po obozie, starajac sie zrozumieć co właściwie sie stało. W jednej chwili był gotowy do bitwy, wszystkie jego zmysły już czuły tą bitewną gorączkę, a teraz...
Nic nie rozumiem... I ten smok... Co to w ogole ma być? pytał zirytowany. Podszedł do jednego z trupów wyjał jego miecz i przeszył ciało. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Na koniec odciał mu głowe.
Juz mi lepiej. Tak sie nastawiłem na walke... Musiałem sie odstresować wybaczcie...
Stał oszołomiony i zaskoczony. Ze zdziwieniem rozgladał sie po obozie, starajac sie zrozumieć co właściwie sie stało. W jednej chwili był gotowy do bitwy, wszystkie jego zmysły już czuły tą bitewną gorączkę, a teraz...
Nic nie rozumiem... I ten smok... Co to w ogole ma być? pytał zirytowany. Podszedł do jednego z trupów wyjał jego miecz i przeszył ciało. Potem jeszcze raz. I jeszcze. Na koniec odciał mu głowe.
Juz mi lepiej. Tak sie nastawiłem na walke... Musiałem sie odstresować wybaczcie...
Czasami mam uczucie, że przede mną rozpościera się wielki ocean prawdy, a ja siedzę na plaży i bawię się kamykami. Ale pewnego dnia nauczę się po nim żeglować.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.
Don't take your organs to heaven... heaven knows we need them here.

-
- Mat
- Posty: 532
- Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 16:41
- Lokalizacja: Chodzież
- Kontakt:
