[neuroshima] porachunki

[CoB]

CoB

- No cóż... Wiesz Ahmedzie... Ja właściwie nie mam sprecyzowanej wiary, ale nigdy nie splamiłem swoich rąk krwią człowieka. Odstrasza mnie zabijanie ludzi, bo moim największym wrogiem jest Moloch, a w walce z nim każdy człowiek jest ważny. Najbliższe mi wierzenia to chyba religia Sand Runnersów z Detroit i opiera się ona na paleniu marihuany... którą wolę znacznie bardziej od tornada. Po co się dołować?
Ten ganger ukradł wraz z kompanami paczkę, należącą do Shultza - szychy z Detroit i ja z towarzyszami możemy za to drogo zapłacić... Dlatego za wszelką ceną musimy ją odzyskać. No i to chyba tyle... Jestem kawalerem, poza tym zabójcą maszyn, urodziłęm się w Red Fort.

[Tori]

Ehhh, widzę, że i Tobie los nie był łaskawy... A nie masz pomysłu jak nazwać tego Wielbłąda?? Mówisz że wolisz jarać zioło niż ćpać sobie tornado... Wziąłem to świństwo pare razy, a tylko dwa zdarzenie utkwiły mi w pamięci... A może to był jeden trip?? Nieważne... Otóż wcieliłem się w postać młodego chłopaka, tak jakby moje "ja" w przeszłości. Nie wiem czy to możliwe, ale ten towar zdobyliśmy od jakiegoś poparańca, który miał to w foliowej torbie razem z innym lekami, pigułami, strzykawkami... Ale to moje "ja" przyszło do swoich znajomych w nocy. Byliśmy... Zaraz... Dobra, będe opowiadał jakby zdarzyło się to naprawde. Więc byliśmy umówieni, na coś czego nie rozumiałem i do teraz w pewnym sensie nie rozumiem. Każdy stwarzał sobie jakby swoje drugie ja, i każdy przez te kilka godzin był właśnie tym, kogo sobie wymyślił. Największy cfaniak to wszystko opisywał, rzucał jakimiś kośćmi, których kształty były przeróżne. I dasz w to wiare?? Teraz świat jest tak posrany, że myślenie jak ktoś kto jest tylko w moim umyśle byłoby tylko stratą czasu. I teraz drugi trip, a może ciągle ten sam?? Otóż jak ktoś nie mógł znaleść głupich do bawienia się w te gierki, lub nie chciało mu się ruszać d*py z domu, to siadał sobie przed komputerem, włączał coś co nazywał "Siecią" I pisał na jakiś serwisach, stronach... Odgrywał postać tak jak wtedy, tylko teraz to nie mówił tylko pisał... W to już nie moge uwieżyć. Czaisz?? Jakiś cfaniak by sobie teraz siedział w wygodnym fotelu, zajadając orzeszki i pijąc napoje gazowane, pisałby o nas. O tym co robimy. On by decydował o wszystkim. Tornado to jakieś zasrane g*wno, które może zniszczyć człowieka... Nie biore ani tego, ani innego syfu... Mówią że zioło to nic złego... A widziałem ludzi, którzy własną matkę by pocieli aby zdobyć jointa... Ech... Jak zapalisz sobie, i zobaczysz świat w lepszch barwach, to pomyśl nad imieniem dla mego przyjaciela...

[impostor]

Robi się ciemno, nad oazą słońce zachodzi. Handlowcy powoli, niechętnie zwijają swoje stragany, donośnie pomiędzy sobą konwesując. Czerwona poświata jeszcze będzie przez niedługi czas rozświetlała miasto, ale potem trzeba będzie liczyć jedynie na blask ognisk i pochodni, oraz na mały generator spalinowy oświetlający główną ulicę.

[Sabrae Xoraim]

Asus:
- Ok, trza nam znaleźć jakiś nocleg, najwyżej rano pohandlujemy. Poszukał jakiegoś motelu/zajazdu/knajpy z miejscem do spania. Wynajął sobie łużko i poszedł spać

[Tori]

Szukam jakiś szczątków domu, jakiś mur czy coś, zawsze lepiej mieć choćby jedną ścianę za plecami, niż nie mieć nic. Jedziemy środkiem pustynii, więc każdy ogień widać z daleka... A jak nie widać szczątków, to patrze gdzie jest jakaś kotlinka, dolinka, coś w tym stylu...

[impostor]

Na obrzeżach miasta dostrzegasz małe lepianki, najwyraźniej przeznaczone dla wędrowców. Znajduje się tam miejsce na rozpalenie ogniska, siano dla zwierząt oraz czysta woda. O jedzenie bardziej "ludzkie" trzeba będzie się w inny sposób postarać. Jak na razie nikt tam nie nocuje. Jednak już z tąd widać zakapturzoną postać spacerującą dookoła szałasów.

[Kloner]

Frank

szczór rozgląda się dookoła starając się zorientować, gdzie dokładnie jest.

[CoB]

CoB

- Ahmedzie to jedziemy do tych lepianek, ja porozmawiam z tym zakapturzonym, a Ty pilnuj więźnia - CoB jak powiedział tak zrobił i spiął konia, podjechał do nieznajomego, i powiedział: Witaj nieznajomy! Co robisz i kim jesteś?

[Tori]

Trzymam więźnia za morde, aby nie mógł krzyknąć. Powoli sięgam za plecy po wiernego przyjaciela 7,62... I rozglądam się, czy nie ma w pobliżu jakiegoś dużego wiewióra, wielkiego chomika, przerośniętego świstaka... Cokolwiek, aby można było upolować, upiec i zeżreć bez większego ryzyka...

[impostor]

Lepianki są całkowicie pozbawione jakichkolwiek wygód. Wiadro na odchody jest za pomocą łańcucha przymocowane do ściany. Rolę łużek pełnią rozłożone na ziemi materace z gazet i suchej trawy. Ale dla zmęczonego podróżnego z pewnością nie ma znaczenia komfort. Człowiek , ktrego zobaczylicie wcześniej, okazał się obłąkanym starcem cały czas recytującym wersety na przemian koranu i Shaekspeara.

[Tori]

To ja pierwszy trzymam warte.

Mówię, po czym wychodzę na zewnątrz lepianki. Jak poczuję, że jestem śpiący, to wołam towarzysza.

[CoB]

CoB

Dziękuję Ahmedowi za to, że zgodził się wartować i twardo zasypiam, bo jestem już wycieńczony.

[Sabrae Xoraim]

Asus:
- Ok, trza nam znaleźć jakiś nocleg, najwyżej rano pohandlujemy. Poszukał jakiegoś motelu/zajazdu/knajpy z miejscem do spania. Wynajął sobie łużko i poszedł spać

więc, znalazłem coś czy jak??

[impostor]

Piętrowy, długi budynek z napisem "Hotel" najwyraźniej uległ spaleniu. Jedynym miejscem w którym można by się przespać jest najwyraźiej miejscowa knajpa. Ale wiedząc o braku konkurencji, właściciel z całą pewnością wywindował ceny do niemożliwości. Możecie spróbować u niego lub spróbować wynająć pokój u jakiegoś mieszkańca.

[Sabrae Xoraim]

no to szukam jakiegos noclegu u ludzi.

Jak tobie wszystko trzeba powtarzać po 3 razy

[impostor]

Po nocy spędzonej u pewnych miłych, choć biednych ludzi, (lub ewentualnie w lepiankach dla podróżnych) budzicie się. CoB zauważył że jeszcze wczoraj straszliwie posinaiczona Dizzy przez noc wyraźnie ozdrowiała. Myśleliście że Oaza wygląda pięknie o zachodzie słońca, lecz wschód słońca w tym czarownym miejscu przesazedł wasze wszelkie oczekiwania. Jest on po prostu fenomenalny! W każdym razie, całe miasteczko budzi się do życia. Na głównej ulicy przekupnie zdążyli już porozstawiać swoje stragany.

[Tori]

Muuuahhh. Rozciągam się, boire kocyk i oddaje pokłony. Jak skończe, to naradzem się z towarzyszami co zrobić.