[WFRP 2.0] Objawy Zła [UWAGA:KŁACZKI]

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

Mimo natychmiast podjętej przez was akcji usunięcia wozu tarasującego ulicę, napór wody był tak silny, że powoli zaczęliście osuwać się wraz z nim. Sytuacji nie ułatwiały przepływające z dużą prędkością skrzynie, beczki i inne przedmioty – musieliście uważać, by czymś przy okazji nie oberwać. Gdy zdawało się że nic już nie da się zrobić i osuniecie się wraz z wozem, na pomoc ruszył wam jakiś dobrze zbudowany i uwalany błotem młody mężczyzna. Z grymasem wysiłku pomógł wam przesunąć wóz i nim zdążyliście cokolwiek powiedzieć, z uśmiechem na twarzy rzekł:

- Dobrze, ale to nie koniec. Trzeba pomóc innym! Bywajcie.

Gdy oddalał się brodząc w wodzie, Vegari i Jean od razu dostrzegli, że jego biała niegdyś koszula zdobiona była czerwono-niebieskim wzorem, a pod warstwą błota i wilgoci pokrywających spodnie widać było kawałek złotej tkaniny. Dla Jeana pewnym było, że to kolejny przedstawiciel szlachty, choć oni zwykle nie kwapili się do pomocy innym, zwłaszcza przy pracach fizycznych.

Nim jednak zdążyliście zapytać choćby o jego imię, drzwi pobliskiego domostwa znajdującego się kilkadziesiąt metrów od gospody wyleciały z hukiem pod naporem wody i z budynku wypłynęły najpierw jakieś meble, żywność, a także ciało, obrócone twarzą do dołu. Norsmen jako pierwszy dopadł do niego i gdy tylko je odwrócił, stanęliście wszyscy jak wryci. Topielec bowiem posiadał na czole trzecie oko i miał łuskowatą skórę. Ludzie, którzy obok was ratowali dobytek poczęli uciekać w popłochu widząc zwłoki mutanta. Nie trzeba było długo czekać, by dostrzec kolejne wypływające z tego samego budynku ciało. Tym razem tyczkowaty mężczyzna którego ciało przepłynęło obok was zamiast nosa miał długi, zakrzywiony dziób i macki zamiast nóg. Po chwili na ulicy prócz was nie było żywej duszy, a wy z zasępieniem na twarzy przyglądaliście się piętrowemu budynkowi z którego wypłynęły ciała mutantów. Woda powoli się uspokajała, a Godrel jak na żeglarza przystało wiedział, że niebawem zacznie opadać.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Widok szlachcica taplającego się w błocie i pomagającego innym tak nią wstrząsnął, że gdy przepływająca obok niej skrzynka uderzyła w nią, niechybnie by się przewróciła. Jednak błyskawiczna reakcja obu mężczyzn, którzy złapali ją i pomogli utrzymać równowagę, uratowała jej odzienie przed całkowitym zamoczeniem.
- Dzięki - bąknęła. - Zagapiłam się...
Faktycznie, nie zauważyła płynącej skrzynki, ale ciała wypływające z domu już tak.

Odskoczyła jak poparzona, ściągnęła łuk z pleców, wyszarpnęła strzałę z kołczanu i założyła na cięciwę. Ruszyła w kierunku drzwi, nie czekała na towarzyszy, bo zapewne zechcą się najpierw zająć swoimi zwierzakami. Była ciekawa, czy konie się spłoszą na widok mutantów...

- Plugastwa Chaosu! - warknęła i splunęła do wody. - Pewnie jest tam ich więcej, idę to sprawdzić!
Nim ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć, Vegari już zniknęła w drzwiach domu i brodząc w wodzie brnęła sprawdzić, czy coś ciekawego zostało po martwych mutantach. Szczerze się nie przejmowała, czy będą jeszcze jacyś żywi, bardziej interesowały ją ich dobra... No bo przecież nikt nie będzie miał jej za złe, jeśli przywłaszczy sobie coś, co do nich należało, prawda? W końcu nie byli nawet ludźmi.

Miała nadzieję nie spotkać nikogo żywego na swej drodze, ale gdyby się jakiś trafił, z chęcią go tego życia pozbawi. W końcu to obrzydliwe mutanty i nie zasługują na nic więcej, niż tylko śmierć.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

Bretończyk z trudem utrzymał równowagę, kiedy masy zimnej wody oraz spychane przez nią beczki, skrzynie i inne dryfujące przedmioty natarły na walczących z ciężkim wozem mężczyzn. Dopiero pomoc wyjątkowo altruistycznego jak na te strony Starego Świata szlachcica pozwoliła uporać się z sytuacją i do pewnego stopnia zapanować nad rozszalałym żywiołem.

- Dzięki - bąknęła Vegari, kiedy Norsmen i Bretończyk podtrzymali ją przed upadkiem. - Zagapiłam się...

Kobieta nie zwróciła uwagi - albo nie chciała zwrócić - na drobny, acz poczyniony z rozmysłem niuans. Gdy Jean bowiem obejmował ją w pasie, jego dłoń zupełnie nieprzypadkowo osunęła się niżej, zatapiając palce na krągłych pośladkach.

"Délicieux..." - zagryzł z zadowoleniem wargę.

* * *

Syknął szpetnie na widok wypływających z domostwa plugawych trupów. Nie mógł o sobie powiedzieć, że jest szlachetnego serca i żyje zgodnie z przykazaniami jakichś tam bogów, jednak bliska obecność Chaosu przyprawiała go o mdłości. Jak na zawołanie stanął mu przed oczami widok tamtej prostytutki w luksusowym przybytku. Wówczas dowiedział się, czemu zblazowani szlachcice gotowi byli płacić niebotyczne sumy za spędzenie choć godziny w objęciach zjawiskowej dziewczyny. Wyrastająca z jej podbrzusza kobieca głowa z ustami otoczonymi wiankiem małych, ruchliwych macek z pewnością robiła nie lada wrażenie.
Być może i tak było, lecz wrzaski małej, nienaturalnej głowy, podczas gdy podrzynał gardło jej właścicielce, jak również przeraźliwe błagania umierającego plugawego symbiontu, kiedy pośpiesznie opuszczał pokój przez okno, do dziś prześladują go w koszmarach. Luis, właściciel przybytku, nigdy tego Jeanowi nie wybaczył. Podobnie jak znaczna część nie tylko męskich przedstawicieli bogatej szlachty Bordeaux.

Gdy Vegari zniknęła wewnątrz budynku, Bretończyk ruszył za nią nie zwlekając ani chwili. W środku mogło czyhać tego więcej, a nieostrożna kobieta sama prosiła się o guza. Zaiste, gorący w niej mieszkał duch.

"Ciekawe czy w sytuacjach zgoła bardziej intymnych jest równie niefrasobliwa?" - przemknęło mu przez myśl, na co mimowolnie lubieżnie się zaśmiał.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Othe »

Godrel

Rad był, że ktoś zdecydował się im pomóc. Wyglądało na to, że tylko na barbarzyńcy niespodziewana odsiecz nie robiła piorunującego wrażenia. Pewnie dlatego, że nie rozpoznawał żadnego ze szlacheckich herbów, a już w szczególności tych pokrytych grubą warstwą błota. Wóz z trzaskiem przetoczył się na bok, woda zaczęła opadać.
- Dobrze, ale to nie koniec. Trzeba pomóc innym! Bywajcie – rzucił mężczyzna i popędził między zrozpaczonych ludzi.
Godrel spojrzał za nim, ale nie zdążył podziękować. Najpierw zwaliła się na niego Estalijka, co mu oczywiście nie przeszkadzało. Zaraz potem jednak drzwi pobliskiego domostwa wystrzeliły pchane ciężką falą, a on sam ledwo przed nimi uskoczył, rzucając się na oślep w płytką wodę. Brudna ciecz wdzierała się do otwartych szeroko oczu.
Podniósł się zupełnie już przemoczony i zły. Przetarł twarz dłonią, rozejrzał się. W jego kierunku dryfowało jakieś ciało. Odruchowo złapał je, obrócił na wznak. Zobaczywszy oblicze Chaosu stwierdził, że wolał jednak dostać drzwiami.
- Co do diabła... – mruknął.
Trzecie oko mutanta martwo wpatrywało się w żeglarza. Odepchnął zwłoki pozwalając im spłynąć w dół ulicy. Teraz spostrzegł, że z głębi budynku wydostał się jeszcze jeden dziwoląg.
Nie czekając ani chwili dobył miecza i przyjąwszy bojową postawę oczekiwał ataku. Nic się nie działo, więc postanowił przynajmniej profilaktycznie rąbnąć dziobatego.
Barbarzyńca rzadko miał okazję podziwiać objawy spaczenia z tak bliska, więc wykazywał w stosunku do nich nietypową dla siebie ostrożność.
- Plugastwa Chaosu!- krzyknęła niespodziewanie Vegari. - Pewnie jest tam ich więcej, idę to sprawdzić!
Nim Norsmen zdążył zareagować, kobieta wbiegła do domu. Zaraz za nią pognał Jean, nieadekwatnie do sytuacji uśmiechając się radośnie.
Dotychczas żeglarzowi wydawało się, że z tego towarzystwa to on sam jest w gorącej wodzie kąpany. Widać bardzo się mylił.
Nie wiedzieć czemu zdecydował się pomóc nowo poznanym przyjaciołom. Zakręcił młynka mieczem i wszedł do budynku.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

Ruszyliście w kierunku budynku, jednak woda nie pozwalała na dokładniejszą eksplorację terenu. Norsmen słusznie zauważył, że należy się wycofać i poczekać aż woda się obniży. Cóż, on był tutaj jedynym obeznanym z morzem i żeglugą więc nie mając zbyt wielkiego pola manewru posłuchaliście go. Woda opadła niemal całkowicie po godzinie, więc nie czekając dłużej ruszyliście by sprawdzić cały budynek.

Parter okazał się całkiem pusty, choć nie sprawiał wrażenia zniszczonego. Po krótkich oględzinach doszliście nawet do wniosku, że domostwo było zamieszkiwane jeszcze całkiem niedawno. Nie zastanawiając się długo ruszyliście na górę. Pierwsze piętro zajmowały proste i tanie meble, dywan na podłodze sprawiał wrażenie w miarę nowego, co jeszcze bardziej utwierdziło was w przekonaniu iż ktoś tutaj zamieszkiwał. Nie znaleźliście jednak zupełnie niczego, wszystko wyglądało na normalny budynek mieszkalny. A zmutowane ciała skądś przecież musiały wypłynąć.

Po krótkiej wymianie zdań ruszyliście na dół i wyszliście na zewnątrz. Obeszliście budynek, a tam, po krótkim przeszukiwaniu Vegari odnalazła zmurszałe, niewielkie, zamknięte na kłódkę drzwiczki do piwnicy, ukryte pod kilkoma kartonami i stertą śmieci. Jean uderzył nogą i te wpadły z hukiem do środka odsłaniając drabinkę i przejście pogrążone w ciemnościach. Odór wilgoci i zgnilizny nie napawał optymizmem. Spojrzeliście po sobie zastanawiając się co dalej.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

Bretończyk skrzywił się, kiedy kwaśny smród owionął jego twarz, bezlitośnie atakując nieprzygotowane na to nozdrza. Odwrócił z odrazą głowę, mrużąc z niesmakiem oczy. Ostatni raz podobny fetor poczuł, kiedy w sekretnym pokoju Gerarda Hautain odkrył zapieczętowane słoiczki z tajemniczą zawartością. Obrzydliwa galaretowata substancja, jaka wyskoczyła z odbezpieczonego naczynia, cuchnęła gorzej niż oddział przepoconych krasnoludów. Nie pomogły nawet długie godziny gorącej kąpieli – paskudny zapach towarzyszył Jeanowi jeszcze przez kilka dni.

Szlachcic spojrzał z ukosa na towarzyszy, ciekaw ich reakcji. Nie zdziwił się, kiedy Godrel lekko tylko poruszył nosem, zupełnie ignorując smrodliwe tchnienie skąpanej w ciemnościach piwniczki. Przecież to zaprawiony żeglarz, pomyślał Jean, przyzwyczajony do długich rejsów w skrajnie nieprzyjaznych i pozbawionych komfortu warunkach. Po wieloletnich doświadczeniach na morzach mało jaki zapach zapewne byłby w stanie go wzruszyć.
A miła Vegari? Dziewczyna, mimo usilnych starań, nie potrafiła ukryć obrzydzenia. Może i była twardą zawodniczką, wypraną do pewnego stopnia z sentymentów i wrażliwości. Jednak w dalszym ciągu pozostawała kobietą – z wszystkimi jej wadami. I zaletami, co stwierdził, zniżając wzrok ku wydatnemu biustowi.

Zapach dobywający się z piwniczki zdążył już nieco rozproszyć się pośród słonej morskiej bryzy. Jean wyprostował się, spojrzał wgłąb cuchnącej ciemności, a następnie pytającym wzrokiem omiótł towarzyszy.
-To zmutowane coś zapewne gnieździło się tam, na dole. I, teoretycznie, może jeszcze tam przebywać. Podejrzewam, że warto to sprawdzić.

Sam nie wierzył swoim słowom. Zamierzał się właśnie wpakować w śmierdzące odmęty, w plugawe siedlisko pokręconych dziwadeł. Nie do końca był pewien, co nim kierowało. Może to przejaw idealistycznego bohaterstwa?
Co to, to nie. Jean daleki był od patosu romantycznego awanturnika spod znaku płaszcza i szpady, który z sobie tylko znanych powodów pakuje się z jednej kabały w drugą. Choć nie do końca – lubił poczuć dreszczyk emocji, szczególnie kiedy zadanie mogło przysporzyć mu konkretnych korzyści. Sława, chwała, szacunek, honor, laur, mir, rozgłos, bogactwo, uwielbienie. O tak, szczególnie to ostatnie mile łechtało jego zepsute ego. Tym bardziej, kiedy pochodziło ze strony pięknych dam. Zdecydowanie Jean-Marie lubił imponować kobietom. A tak się składało, że w jego pobliżu znajdowała się wyjątkowo atrakcyjna przedstawicielka płci pięknej.

-Ciemno tam, bez źródła światła nie mamy po co iść. Przepraszam was zatem na chwilkę – skłonił się dworsko, po czym zniknął za rogiem budynku. Pobiegł do kamienicy, którą przed paroma chwilami spenetrowali i z pomieszczenia na piętrze zabrał dwie latarnie. Uzupełnił zapas oliwy, zgarnął woreczek z krzesiwem i hubką, po czym opuścił dom i zawrócił do towarzyszy.

- Zatem jakie mają państwo plany? Jean-Marie Hautain zamierza zajrzeć cuchnącej bestii wprost w jej przegniłe wnętrzności – wypowiedział słowa z dworskim akcentem, parafrazując cytat przeczytany niegdyś w kiepskich lotów romansidle. Wręczył latarnię Norsmenowi, drugą zapaliwszy wykrzesanym ogniem. Rozświetlił smrodliwą ciemność, po czym przykucnął, gotów ześlizgnąć się po drabince w dół.
Nie omieszkał w międzyczasie musnąć spojrzeniem krągłych pośladków łuczniczki. Cóż, jeśli miał umrzeć, to przynajmniej z miłym wspomnieniem przed oczami.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Cicho zaklęła pod nosem, po cholerę oni zaraz za nią poleźli? Na ich szczęście, w domu nie było nic wartościowego czy godnego uwagi, ale i tak przez obecność mężczyzn nie mogła się tu swobodnie rozejrzeć i pogrzebać po szafkach. Już i tak straciła godzinę swego niezwykle cennego czasu, a dodatkowe niedogodności tylko pogarszały jej humor. Od dawna mogła być w jakiejś ciepłej i przytulnej karczmie... Mruknęła kilka niezrozumiałych słów i niechętnie powlekła się za nimi.

Właściwie to sama nie wiedziała, po co tam szła, może to magnetyzm tego Bretończyka tak na nią działał? Co jakiś czas czuła jego lepki wzrok na jakiejś części swego ciała i zapewne by ją to zezłościło, gdyby nie fakt, iż sama co chwilę na niego dyskretnie zerkała. Ogromny Norsmen też był niczego sobie, zastanawiała się, czy te duże rozmiary zachował proporcjonalnie na całym ciele.
- Szlag by to! - warknęła, gdy zamyślona wlazła na coś, co zaraz przykleiło się do jej buta.

Po odpowiednio silnym kopnięciu w ścianę samo odpadło i nawet nie musiała się schylać czy kłopotać czyszczeniem. A w każdym razie jeszcze nie teraz. Obecność dwóch interesujących facetów rozpraszała łuczniczkę, z całych sił starała się nie gapić raz na jednego, a za chwilę na drugiego, jakby byli jakimś ciekawym eksponatem. Kiedy ostatnio miała okazję spać z kimś godnym odnotowania? Bogowie... ze dwa dni już będą...! Westchnęła i raz jeszcze omiotła głodnym wzrokiem Jeana.

W końcu obeszli cały dom i nie znaleźli niczego. Małymi drzwiczkami wyszli na podwórko i zdawać by się mogło, że na tym poszukiwania mutantów się zakończyły. Kobieta prychnęła, przewiesiła łuk przez plecy i zaczęła uważnie lustrować okolicę.
- Tu na pewno coś jeszcze jest - powiedziała sama do siebie.
W domu nie widziała zejścia do piwniczki, czyli zapewne była gdzieś tutaj. Ze zrezygnowaniem spojrzała na stertę śmieci i kartonów, zakasała rękawy i szybko odrzuciła wszystko gdzieś na bok. Po tych zabiegach oczom grupki ukazały się niewielkie drzwiczki.

- Wiedziałam. - uśmiechnęła się zadowolona z siebie. - Hmm... zamknięte - mruknęła po chwili dostrzegając kłódkę.
Nie zdążyła zapytać, czy któryś z panów umiałby to otworzyć, gdy Jean skorzystał z zasady "nic na siłę, weź większy młotek" i po prostu poradził sobie z zamkiem przy pomocy solidnego kopniaka. Drzwiczki wpadły do środka i po chwili Vegari poczuła okrutny smród.
- O, bogowie... - syknęła krzywiąc się. Zasłoniła usta i nos dłonią, lecz niewiele to dało. - No chyba ktoś sobie raczy żartować...

- Ciemno tam, bez źródła światła nie mamy po co iść. Przepraszam was zatem na chwilkę – Bretończyk stwierdził kłaniając się dworsko, po czym zniknął za rogiem budynku.
Vegi odprowadziła go wzrokiem, po chwili skrzyżowała ręce na piersiach, spojrzała się na drabinkę prowadzącą do ciemnej, śmierdzącej piwniczki i splunęła.
- A kto powiedział, że w ogóle chcemy tam iść...? - zapytała chyba bardziej samą siebie i przewróciła oczyma.

Jean szybko wrócił niosąc ze sobą dwie latarnie. On na serio miał zamiar tam schodzić... Kobieta aż się wzdrygnęła na samą myśl o tym.
- Zatem jakie mają państwo plany? Jean-Marie Hautain zamierza zajrzeć cuchnącej bestii wprost w jej przegniłe wnętrzności – odezwał się do nich.
- Trzeba będzie potem spalić ubrania - stwierdziła niezadowolona.
W ciemnej i zapewne małej piwniczce jej łuk mógł się okazać bezużyteczny, dlatego sięgnęła po swoje wierne ostrza. Sprawdziła, czy krótki miecz i długi sztylet dają się dobyć bez oporów, po czym schowała je.
- Pójdę z tobą, jeszcze byś sobie krzywdę zrobił - powiedziała do Bretończyka uśmiechając się uroczo.

Poprawiła spodnie podciągając je na biodra, sprawdziła, czy pas dobrze leży, obciągnęła nieco ciemnofioletowy gorset i poluzowała trochę rzemienie. Będzie jej się o wiele wygodniej schodzić, kiedy będzie mogła swobodniej oddychać. Długie, zaplecione w dziesiątki warkoczyków włosy związała w kucyk i odrzuciła na plecy.
- Gotowa - zakomunikowała. - Mogą iść pierwsza, jeśli chcecie.
Nie miała ochoty tam schodzić, ale nie uśmiechało jej się opuszczać swych nowych towarzyszy. A skoro Jean chciał iść, to ona mogła z nim pójść.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Vegari i Jean-Marie Hautain


- Panie przodem - odparł Jean z uśmiechem, wskazując Vegari piwniczną ciemność. Skoro pchała się do przodu, dlaczego miałby jej w tym przeszkadzać? Może liczyła na jakiś łatwy łup? A może planowała zabłysnąć bohaterstwem? Cokolwiek nią kierowało, Bretończyk nie zamierzał w tym przeszkadzać?

Dziewczyna wzruszyła ramionami i skierowała się do drabinki. Wolała iść pierwsza, w ten sposób nikt nie mógł się gapić na jej tyłek, ani też ona się nie mogła rozpraszać obecnością dwóch facetów. Wzięła latarenkę, przytroczyła do paska i zaczęła ostrożnie schodzić na dół, sprawdzając każdy szczebelek. Nie chciała, by drabinka się rozleciała pod jej ciężarem. Pod ich mogła, ale ona sama chciała wyjść z tego cało. Jean odprowadził dziewczynę wzrokiem, z rozbawieniem obserwując, jak bardzo wzięła sobie do serca jego propozycję.
Poczekał aż zniknie w przejściu, po czym przykucnął i zaczął ostrożnie zsuwać się w dół. Nogą wymacał szczebelek. Przesunął środek ciężkości ciała lekko do przodu, by nie odkleić się pod wpływem własnego ciężaru od ściany. Zstępował powoli, krok po kroku, zachowując odpowiedni dystans, by nie nadepnąć Vegari na dłoń.

Gdy dziewczyna schodziła, smród się wzmagał, tak samo jak jej gderanie. Nagle drabinka zachwiała się i Jean usłyszał głośny plusk, po którym nastąpiła fala słów powszechnie uważanych za obelżywe.
- No nie! O kurwa mać! - krzyknęła zaraz po tym, jak mężczyźni usłyszeli mlaśnięcie jakiejś mazi. - Pięknie! Będziemy się taplać w gównie!

W i tak zatęchłym powietrzu rozległ się okropny fetor świeżo poruszonego gówna. Wszystko wskazywało na to, że dziewczyna nieostrożnie wlazła w środek szamba.
Jean złapał mocniej za szczebelki i zaklął wściekle, kiedy kropelki płynnych ekskrementów spryskały jego eleganckie obuwie i nogawki spodni. Krąg światła, rzucany przez latarnię Vegari wyraźnie ukazywał wątpliwy urok tego miejsca.

- Morze gówna, jak okiem sięgnąć - warknął Bretończyk z niezadowoleniem. Poszukał w miarę suchego miejsca, gdzie mógłby stanąć, lecz szybko okazało się, że nic z tego. Wzniósł oczy ku sklepieniu z rezygnacją i ostrożnie zszedł z drabiny, prosto w objęcia cuchnącej mazi. Spojrzał na Vegari z ukosa, jej twarz zdradzała co najmniej taką samą irytację.
- Dziewczynka się ubrudziła? - parsknął śmiechem, powoli oddalając się od drabinki. Wolał uniknąć śmierdzącego gejzeru, kiedy Norsmen zdecyduje się zaszczycić kanały swoją wielką osobą.

Brodząc po kostki w szambie jedyne, czego jej teraz brakowało, to złośliwe docinki towarzysza. Odruchowo chciała strzepnąć coś z uda, ale w połowie drogi zatrzymała dłoń i powoli cofnęła.
- Bardzo śmieszne, Jean - powiedziała z lodowatym spokojem. - Tego już chyba się nawet nie da uprać... - westchnęła zrezygnowana.
- Skoro nie da się uprać, to równie dobrze można się tego od razu pozbyć - odparł spokojnie, mierząc pociągająco kobiecą sylwetkę Vegari. Nawet tak nieprzyjemne otoczenie nie przeszkodziło mu w cieszeniu wzroku atrakcyjnym widokiem. Poza tym... uroczo marszczyła nosek, kiedy się złościła.
Kobieta rzuciła mu wściekłe spojrzenie i postąpiła kilka kroków do przodu. Korytarz prowadził do przodu, niknąc gdzieś w ciemnościach. Spoglądała tam przez chwilę niezdecydowana.
- To co? Wio? - zapytała, gdy Godrel pojawił się obok nich. - Kąpiel... długa, gorąca kąpiel...

Bretończyk spojrzał przed siebie, w niezmierzoną ciemność.
- Ciekawe gdzie się to kończy. Nie uśmiecha mi się brodzić po kostki w szambie przez resztę dnia.
Odwrócił się do Vegari z tajemniczym uśmiechem.
- Tak... ciepła kąpiel. Pachnące olejki. I atrakcyjne służki masujące ciało wprawnymi dłońmi. Poezja - Jean rozmarzył się, lecz fetor szamba szybko sprowadził go do rzeczywistości.
- Dobrze, pójdźmy trochę do przodu. Miła Vegari, prowadź proszę.
- Służki? - zdziwiła się. - No tak, jak się nie ma i nie umie, to trzeba płacić. - zmierzyła Bretończyka rozbawionym spojrzeniem.
Zapewne zaraz po tym, jak wrócą z tej cuchnącej piwniczki, Vegi zrzuci z siebie brudne ciuchy i wyrwie sobie kogoś, by ją obsłużył nie tylko w wannie. Uśmiechnęła się jednoznacznie do swoich myśli i ruszyła przodem. Na wszelki wypadek dobyła miecza, to miejsce ewidentnie się kobiecie nie podobało.
- A kto powiedział o płaceniu, madame Vegari - Jean rzucił z rozbawieniem, mrużąc lubieżnie oczy. Cóż, regułą było, że dziewki same pakowały się Bretończykowi do łóżka. Do pewnego momentu było to nawet zabawne, ale wreszcie zepsuty szlachcic zatęsknił za prawdziwym wyzwaniem. Czyżby dlatego drapieżna, chłodna i pewna siebie Vegari tak bardzo go intrygowała?

- Ciekawe, czy będą tu jeszcze jacyś żywi mutanci? - zagadała po chwili. - Szambo wylało, a i poziom wody był na tyle wysoki, że ciała wypłukało stąd. Równie dobrze możemy się grzebać w gównie i nic nie znaleźć... A wtedy się wkurzę.
Nie ukrywała zniecierpliwienia, chciała jak najszybciej zakończyć, co tutaj zaczęli, i się wynieść z tego domu.
- Sam nie wiem co tu znajdziemy. Właściwie spodziewać możemy się wszystkiego i niczego. I jedno i drugie nie jest rozwiązaniem satysfakcjonującym. Nie po to brodzę w szambie, by podziwiać jego gęstość i strukturę, ale z drugiej strony nie widzi mi się toczyć epickich bojów z mało epickimi mieszkańcami śmierdzących krain.

- Mogę prosić na chwilkę? - Jean wyciągnął dłoń, wskazując na trzymaną przez kobietę latarnię. Vegari spojrzała na niego pytająco, lecz nie doszukawszy się w jego twarzy niecnych zamiarów podała mu źródło światła. I zapewne zupełnie przypadkowo musnęła przy tym jego dłoń swoją, co też potwierdziła intrygującym spojrzeniem, jakie spod przymrużonych powiek posłała Bretończykowi.
- Merci - rzekł, odpowiadając dziewczynie równie drapieżnym spojrzeniem. Poczuł delikatny dreszcz, płynący od miejsca, w którym ich dłonie zetknęły się ze sobą, aż do karku, gdzie przeobraził się w przyjemne mrowienie. Nagle w pobliżu gwałtownie się ściemniło.
- Ale ze mnie gapa - odparł z udawanym zażenowaniem, gdy latarnia zanurzyła się w cuchnącej mazi. Korzystając z chwilowego zamieszania z niespodziewaną szybkością wykonał nagły ruch i znalazł się tuż za plecami Vegari. Poczuła ciepło jego oddechu na karku, gdy zanurzył twarz w gąszczu jej warkoczyków.
- Jak tylko stąd wyjdziemy, obojgu nam przyda się ciepła kąpiel. Nierozsądnym marnotrawstwem wody i miejsca byłoby wzięcie jej osobno, nieprawdaż? - Szepnął jej wprost do ucha, końcem języka muskając płatek. Nim zdążyła się obrócić, Jean zręcznym krokiem znalazł się z powrotem na swoim miejscu. Schylił się po upuszczoną latarnię.
- Ubrudziła się - cmoknął, kręcąc głową.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Z przykrością i wstydem musiała przyznać, że gdy zrobiło się ciemno, dała się podejść i całkowicie zaskoczyć. Szczęście, że nie dostała wtedy ostrzem między żebra... Wzdrygnęła się lekko na samą myśl o tym, jak niewiele mogło ją teraz dzielić od śmierci, ale najwidoczniej Bretończyk miał jakieś inne plany wobec niej i niekoniecznie było to uśmiercenie kobiety. W myślach odetchnęła z ulgą, gdy się odsunął. Pomasowała kark, przyjemny dreszcz poraził jej ciało i nawet się lekko uśmiechnęła. Trzeba było mu to przyznać, Jean wiedział, jak zdobywać kobiety. Ale jeśli myślał, że ją zaciągnie do szorowania tych jego cuchnących szambem pleców i tym sposobem zaoszczędzi - to się mylił.

- Rozpatrzę twoją propozycję, Jean - zwróciła się do niego. - Może lepiej ja ją będę trzymać. - stwierdziła wskazując na latarenkę. - Tym bardziej, że chyba już z nią skończyłeś, co?
Zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem i przechyliła głowę lekko na bok. To nie było tak, że nie miała na niego ochoty, po prostu im dłuższy czas oczekiwania na konsumpcję, tym później uczta bardziej syci. A jeśli on nie będzie już zainteresowany jej osobą, to mówi się trudno. Przecież nie był jedynym mężczyzną w mieście, ba, obok stał nader interesujący Norsmen.

Wiele słyszała o tym, jakie to nieokrzesane dzikusy, a ten na dodatek był jeszcze najprawdziwszym wilkiem morskim. Uśmiechnęła się lubieżnie na samą myśl o tym, jak taki mężczyzna mógłby wziąć ją w obroty w łóżku. I na innych meblach.
- A ty, wilku morski... - zwróciła się do Godrela. - Długo pływałeś, nim zawitałeś tutaj do portu?
Vegari chciała się dowiedzieć, jak długo nie miał kobiety i ocenić, czy jedna mu na tę noc wystarczy. Zawsze mogła się nim podzielić z jakąś kurtyzaną, o ile on by się także podzielił. Młoda Estalijka nie gardziła przedstawicielkami płci pięknej.

- Bogowie, czy tu musi tak śmierdzieć?! - warknęła wściekle, nim Norsmen zdążył coś odpowiedzieć.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

Zeszliście ostrożnie po drabince oświetlając sobie drogę na dół latarnią. A na dole nie było miło. Nie dość że śmierdziało zgnilizną, to na dodatek brodziliście po kostki w szambie, które niesamowicie wręcz śmierdziało. Nie zastanawiając się długo ruszyliście do przodu dość szerokim korytarzem. Po kilku metrach Jean niefortunnie poślizgnął się i wylądował prosto w gównie, a gdy się podnosił i chusteczką wycierał dłonie, przygrywał mu dźwięczny śmiech Vegari, która nie mogła się po prostu opanować. W dalszej części korytarza szambo zamieniło się na błoto i w końcu dotarliście do średniej wielkości pomieszczenia, najwyraźniej jakiejś prowizorycznej świątynki. Dziwny ołtarz stojący na środku był w opłakanym stanie, a walające się po podłodze misy, inne naczynia naznaczone były jakimiś bluźnierczymi i plugawymi symbolami. Niestety, żadne z was nie umiało ich rozpoznać, choć podejrzewaliście że chodzi o któregoś z bogów chaosu. Przeczesując pomieszczenie usłyszeliście nagle męski głos dochodzący zza drewnianych drzwi po prawej stronie pokoju w którym się znajdowaliście.

- Pomocy! Jest tam kto! Ratunku! Wydostańcie nas stąd!

Z każdą chwilą krzyki stawały się coraz bardziej desperackie i ktoś chyba naprawdę potrzebował pomocy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Othe
Majtek
Majtek
Posty: 88
Rejestracja: piątek, 9 listopada 2007, 01:45
Numer GG: 4431256
Lokalizacja: Kanalizacja

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Othe »

Vegari i Godrel

Skąd w piwnicy tyle gówna? - pomyślał Norsmen schodząc ostrożnie po drewnianych szczeblach drabiny. Beztroska tutejszej ludności wciąż go zaskakiwała. Nie mógł wyobrazić sobie, że para mutantów była w stanie zasrać pomieszczenie po sam sufit. Może sprowadzali to na wozach? Albo nosili w wiadrach. Tylko, na bógów, po jaką cholerę? I dlaczego nikt tego nie zauważył?
Wysokie buty z bulgotem zapadały się w cuchnącej breji.
Gdyby nie możliwość ubicia kilku odmieńców, Godrela dawno już by tu nie było. Miał szczerą nadzieję, że po powrocie do domu będzie mógł szczycić się mianem pogromcy chaosu. Na przemian to wyobrażał sobie tryumfalny przemarsz przez rodzinną wioskę z głową bestii na mieczu, to przyglądał się zalotom swych towarzyszy. Barbarzyńcy imponowała łatwość z jaką Jean nawiązywał coraz bliższe stosunki z Estalijką.
Zdziwił się jej nagłym pytaniem.
- A ty, wilku morski... Długo pływałeś, nim zawitałeś tutaj do portu?
- Pływam od urodzenia, to jasne - odparł. - Gdyby nie to, że mój okręt pożarła morska bestia, z pewnością nigdy bym tu nie zawitał.

Kobieta uśmiechnęła się lekko słysząc jego odpowiedź.
- Ciężkie przeżycia budują niepotrzebne napięcie - stwierdziła, a jej wzrok leniwie sunął po jego umięśnionej sylwetce. - Zapewne ledwo uszedłeś z życiem?
Zbliżyła się, żeby nie mówić zbyt głośno i ramieniem zetknęła się w jego ramieniem. Spojrzała się do góry, by zajrzeć w jego oczy i uśmiechnęła się przepraszająco.

- Tak, ledwo uszedłem... – odparł głucho i odwzajemnił spojrzenie. Jej nagła zmiana obiektu zainteresowania zaskoczyła go. Zastanawiał się nawet, czy gówno przypadkiem nie pomieszało kobiecie w głowie. Dziwny byłby to afrodyzjak, lecz sama Vegari również była dość wyjątkowa.
- Bez nieprzerwanie wiszącej nad nami groźby, nie bylibyśmy w stanie korzystać w pełni z tych krótkich chwil wytchnienia, których dostarcza nam los. W końcu każda noc może być tą ostatnią – rzekł uśmiechając się półgębkiem. - Wierz mi, Estalijko, że była to pierwsza rzecz jakiej nauczyło mnie morze.
Ruszył przed siebie, gdyż jego uwagę zwrócił ołtarz na środku piwnicy.
- Nie żałować – szepnął kobiecie do ucha mijając ją.
Przez chwilę podziwiał dziwne znaki na naczyniach, wąchał szczątki złożonych w ofierze ofiar. Pierwszy raz zetknął się z kultem chaosu, ale właśnie tak sobie to wyobrażał. Do pełni efektu brakowało mu jedynie stosu ludzkich czaszek.
Dalsze oględziny przerwał krzyk.
- Pomocy! Jest tam kto! Ratunku! Wydostańcie nas stąd!
Godrel błyskawicznym ruchem dobył miecza. Zwrócił się w stronę drzwi, zza których dobiegał głos, lecz nie postąpił ani kroku.
- Stójcie! – rzekł do towarzyszy. – Nie zapominajcie, że jeszcze chwilę temu izba była zupełnie zatopiona. Wątpię, aby człowiek był w stanie przeżyć pod wodą tyle czasu. Bądźmy ostrożni i nie decydujmy pochopnie.
Dopiero przy końcu roboty można poznać, od czego trzeba było zacząć.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Vegari i Jean-Marie Hautain


Vegari przez chwilę spoglądała nieufnie w stronę drzwi, po chwili jednak wzruszyła jedynie ramionami. Jak dla niej to równie dobrze mogli wypuścić tamtych, co siedzieli w środku. Było to kobiecie całkowicie obojętne. Właściwie nawet postąpiła krok do przodu, by otworzyć drzwi. Jean ruszył z wolna za nią, kurczowo zaciskając dłoń na broni. Brawura od zawsze była cechą szlachetnie urodzonych, mimo że od nieostrożnej głupoty dzieliła ją ledwie cienka nić.

- Stójcie! – Godrel rzekł do towarzyszy. Jean rzucił mu przez ramię pytające spojrzenie. – Nie zapominajcie, że jeszcze chwilę temu izba była zupełnie zatopiona. Wątpię, aby człowiek był w stanie przeżyć pod wodą tyle czasu. Bądźmy ostrożni i nie decydujmy pochopnie.
- Zatopiona czy nie, bardziej od dryfujących gówien niepokoi mnie wystrój tego miejsca. - Zatoczył ręką szeroki łuk, wskazując porozrzucane przedmioty kultu, prymitywny ołtarz i niezrozumiałe napisy. - Osoba uwięziona za drzwiami może posiadać ciekawe informacje odnośnie plugawych stworzeń zamieszkujących to miejsce i ich zwyczajów. Co ty na to, Vegari?

Dziewczyna zatrzymała się wpół kroku i spojrzała pytająco najpierw na Norsmena, potem na Bretończyka. Szlachcic przewrócił oczami i przywołał niecierpliwy wyraz twarzy.

Chwila wahania przedłużała się, podczas gdy wołania ze środka nasiliły, działając kobiecie na nerwy. Chętnie by ich tam wszystkich powybijała.
- Ta izba istotnie była pod wodą... i nie tylko wodą, lecz nie wiemy, czy tamto pomieszczenie - wskazała na drzwi - również. Możliwe, że ktokolwiek tam jest, miał więcej szczęścia od tych martwych mutantów, co ich widzieliśmy.
- Interesująca konkluzja, madame. Zatem możemy już zdziałać coś konkretnego, czy zamierzamy oglądać się na siebie? - Z głosu Bretończyka dobył się ton lekkiej irytacji. Obecność w tym miejscu drażniła go i deprymowała, wszak szlachetnie urodzonemu nie wypada tułać się po śmierdzących gównem i Chaosem kanałach. Jednak skoro już dziwnym zrządzeniem losu znalazł się w prymitywnej świątyni kilkanaście metrów pod ziemią, wolał upewnić się, że ta cała poniżająca fatyga może mu się opłacić.


Vegari zrobiła stropioną minę. Nie znała się na pomiotach Chaosu i nie była pewna, czy taki mutant to w ogóle potrafił mówić ludzką mową. Dlatego z góry założyła, iż w środku są zwykli ludzie. Może siłą przetrzymywani przez mutantów? Jednak...

- Właściwie to pewnie masz rację - westchnęła, spoglądając leniwie na Godrela. - Dlatego proponuję, żebyście otworzyli te cholerne drzwi i odsunęli się - stwierdziła, uśmiechając się drapieżnie.
- Pytanie na ile mogę ci zaufać, łuczniczko - odparł Jean niby żartem, spoglądając jednak kobiecie prosto w oczy. - Nie zwykłem... Ach, nieważne. Tak czy inaczej coś zrobić wypada.

Dziewczyna cofnęła się pod przeciwległą ścianę zdejmując z pleców łuk i powoli wyjęła strzałę z kołczanu. Nałożyła na cięciwę i trzymając póki co nisko ustawiła się na wprost drzwi. W tym czasie Jean-Marie spojrzał porozumiewawczo na Godrela i stanął kilka kroków od drzwi. W istocie, błagalne głosy wskazywały niemal jednoznacznie na człowieka w tarapatach. Bretończyk poprawił rękawy koszuli, by eleganckie mankiety nie przeszkadzały dłoniom w ewentualnej walce.
- Jestem gotowy, siłaczu. Na "trzy" otwieramy drzwi. - Upewniwszy się, że wilk morski również zajął dogodną pozycję, Jean-Marie zaczął odliczać. - Raz... dwa...

Vegari przełknęła ślinę. Jeśli coś miałoby wyskoczyć, ona wolała pozostać w bezpieczniejszej odległości. I miała nadzieję, że w razie czego napastnik zatrzyma się na jej towarzyszach, a ona wtedy albo zdąży ustrzelić bydlaka, albo szybko się wycofać. Skinęła głową do mężczyzn, iż jest gotowa i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

- Trzy!
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

- Trzy – rzucił Jean i wraz Norsmenem otworzyli drzwi. O dziwo nie krył się tam żaden pomiot Chaosu jak podejrzewaliście, a pięcioro zziębniętych i przerażonych chłopów zamkniętych w celi. Wszyscy byli całkiem przemoczeni i brudni, a jedyne ich odzienie stanowiły ubłocone spodnie. Dygocząc z zimna tulili się do siebie próbując choć trochę ogrzać. Wszędzie na podłodze walały się jakieś śmieci, resztki mebli, tłuczone szkło. Jeden z więźniów, długowłosy, tyczkowaty mężczyzna z trzydniowym zarostem na twarzy podszedł powoli do kraty i popatrzył po was.

- Sigmarowi dzięki! Wypuśćcie nas stąd – mimo iż trząsł się z zimna, wyglądał na takiego, co niezbyt mocno tutaj ucierpiał. - Nie sądziłem że ktoś przyjdzie nam z pomocą. - uśmiechnął się lekko. - Ci pierdoleni kultyści połapali nas kilka tygodni temu i chcieli złożyć w ofierze jakiemuś gównianemu bogu. Jestem Odo, dziękuję, niezbadane są wyroki Sigmara...Pospieszcie się, oni długo nie wytrzymają. - wskazał palcem na czterech mężczyzn pod ścianą.

Rzuciliście okiem na pozostałych więźniów. Rzeczywiście nie wyglądali najlepiej, bladzi i przemarznięci praktycznie się nie ruszali. Obok nich leżała długa metalowa rurka, a mała dziura w suficie dała wam odpowiedź jak przeżyli w zalanej piwnicy. Krata zamknięta była na kłódkę, która wyglądała na dość solidną.

Jeśli chcecie o coś popytać, Odo jest do Waszej dyspozycji :).
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Zniesmaczona spojrzała się na tych, których znaleźli za drzwiami. Nawet nie kryła swojego obrzydzenia nędznym widokiem oraz stanem przetrzymywanych mężczyzn. Wzdrygnęła się na samą myśl, że któryś z tych szczurów mógłby ją, choćby przypadkiem, dotknąć.
- Zabierzmy się stąd jak najszybciej - mruknęła cicho do Jeana.
Przez chwilę widział w jej oku dziwny błysk. To coś mówiło mu, iż kobieta nie zawahałaby się ani chwili i opuściła piwnicę zostawiając tych nieszczęśników na pewną śmierć. Fakt, nawet się nad tym zastanawiała. Bo jaki pożytek i zysk przyniesie wspaniałej Vegari uwolnienie bandy brudnych i śmierdzących obdartusów?

W końcu westchnęła jedynie i pokręciła zrezygnowana głową. Fala warkoczyków spadła jej na oczy, powoli odgarnęła je do tyłu i pogładziła kark w zamyśleniu. Na chwilę zapadła cisza, którą przerwał odgłos przerzucanego przez nią ekwipunku. W końcu wydobyła ze swoich gratów to, czego szukała.
- Ja się zajmę robotą - stwierdziła kucając w pokaźnym rozkroku. - A wy może zabawcie naszych nowych znajomych rozmową? To mi trochę zajmie, siostra ledwo powierzchownie mi wszystko pokazała i wytłumaczyła. A ja, szczerze mówiąc - spojrzała się znów na towarzyszy i uśmiechnęła zadziornie - wolę mój łuk od wytrychów.
Spodnie nieco się jej zsunęły w tej pozycji i odsłoniły cały dół pleców oraz kawałek kształtnych pośladków. Zdawała się o tym wiedzieć i zarazem nie przejmować takim drobiazgiem. Nie wdając się w dalsze dyskusje zajęła swoje dłonie powolną, acz dokładną pracą przy otwieraniu zamka. Wyszła z założenia, że skoro tyle już wytrzymali... Na mrukliwe uwagi i próby pospieszania jej, odburkiwała jedynie:
- Jestem łuczniczką a nie złodziejką. Nie podoba się coś, to sami sobie radźcie.

Przez cały czas bardzo uważnie słuchała wszystkiego, nie chciała, by choć jedno słowo umknęło jej uwadze. Zajęło to Vegari kilka minut, ale wreszcie udało się otworzyć zamek i wypuścić grupkę mężczyzn. Szybko się odsunęła i stanęła za swoimi towarzyszami, wolała nie ryzykować, iż któryś ze szczęścia chciałby ją wyściskać czy coś podobnego.
- Znikam - szepnęła Jeanowi do ucha.
Przez ułamek sekundy czuł jej ciepłe wargi i wilgotny języczek, a po chwili usłyszał pluski i zrobiło się niemal zupełnie ciemno. Po szybkich, oddalających się krokach łatwo dało się zgadnąć, iż udała się wprost do wyjścia.

Nie czekała, aż wszyscy za nią ruszą. Wspięła się na drabinkę i po chwili znalazła się już na podwórku. Otrzepała się i skierowała do miasta.
- Niech to szlag... Cuchnę gorzej niż to całe szambo! - klęła pod nosem. - Ty! - wskazała na jakiegoś przechodnia. - Gdzie tu macie jakąś dobrą łaźnię?!


Nie, nie rezygnuję z sesji :P Pewnie i tak reszta pójdzie się umyć, a jak nie, to się spotkają innym razem :)
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 12 maja 2008, 08:37 przez Ouzaru, łącznie zmieniany 1 raz.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Deadmoon »

Jean-Marie Hautain

Właściwie nie wiedział czego spodziewać się po drugiej stronie drzwi. Raczej niedorzeczne było, by za kawałkiem drewna skrył się jakiś mniej lub bardziej rozgarnięty pomiot Chaosu. Prędzej mogli to być...

... - Więźniowie? - wymsknęło mu się, kiedy drzwi stanęły otworem, ukazując zatęchłe zakratowane pomieszczenie i znajdujących się w nim ludzi. A raczej ich wychudłe cienie.
Jean wysłuchał opowieści długowłosego mężczyzny, spoglądając ponad jego ramieniem na pozostałe niedoszłe ofiary. Następnie zerknął na kłódkę, ważąc ją w dłoni.
- Rzeczywiście solidna - przytaknął, choć w ogóle nie znał się na zabezpieczeniach. Kłódka to kłódka, kawałek metalu, skobel, zamek. - Bez klucza nic tu po nas - odparł zrezygnowanym tonem, z pewną satysfakcją obserwując, jak więźniowi rzednie mina. Zaraz jednak nieco zmarkotniał, kiedy jeden z jeńców podniósł na Bretończyka zmęczone, pozbawione nadziei oczy.
- No dobra, zobaczymy co da się z tym zrobić - mruknąć, westchnąwszy teatralnie.

Zerknął wymownie na marynarza, taksując jego dobrze zbudowane ciało, dłonie jak bochny, kark jak biceps niedźwiedzia i masywną żuchwę. No tak, ta ostatnia wyglądała, jakby na śniadanie miażdżyła i przeżuwała tuzin takich kłódek. Chciał już coś dodać, kiedy między kratę a niego wepchnęła się Vegari, demonstracyjnie kołysząc biodrami. Pochyliła się nad zamkiem, rzucając Bretończykowi zawadiackie spojrzenie.

Gdy walczyła z zamkiem, Jean postanowił wypytać rozmownego więźnia, Odo, o kilka spraw.
- Kto was złapał i skąd wiecie, jak mieliście skończyć? - Pytał, co chwila spoglądając na wynurzające się sponad linii spodni kształtne pośladki łuczniczki. - Co prawda tego ostatniego można się domyślić choćby po wystroju tego pomieszczenia, ale może słyszeliście coś więcej, co mogłoby w jakiś sposób określić sprawców?
Skoro już się tutaj znalazł, wolał dowiedzieć się o całym zajściu jak najwięcej. Na razie zbierał tylko informacje, na podjęcie konkretnych decyzji będzie jeszcze czas.

Po kilku minutach Vegari uporała się z zamkiem, który ze zgrzytem ustąpił i droga na wolność stanęła przez więźniami otworem. Kobieta pożegnała się z Jeanem, a sposób, w jaki to zrobiła, wzbudził w nim niespodziewany dreszcz. Przyjemny. Obrócił się i odprowadził ją wzrokiem.

Gdy zniknęła w ciemnościach tunelu, uwagę zwrócił z powrotem na więźniów, z ulgą i wdzięcznością opuszczających celę.
- Jesteście wolni. Wracajcie do swoich rodzin i rozgłoście, że ze szponów Chaosu ocalił was szlachetny Jean-Marie Hautain. - Wyprężył dumnie pierś i przemógł się, by protekcjonalnie poklepać i uściskać długowłosego. - Wraz z towarzyszami - dodał po chwili, choć nieco ciszej, widząc niezadowolone spojrzenie marynarza.
- Panie, a czy mógłbym...
- Tak, oczywiście, dobry człowieku - Jean-Marie z wymuszonym, perfekcyjnie wyćwiczonym uśmiechem przytaknął jednemu z więźniów. Sięgnął do sakiewki. - Macie tu po koronie. Wystarczy na coś do jedzenia i picia oraz na zmianę odzieży. Może nawet na kąpiel.
Widząc ich zaskoczone i pełne wdzięczności oblicza, odparł:
- A teraz uciekajcie stąd czym prędzej. Licho nie śpi, lepiej nie dawać mu drugiej okazji. I nie zapomnijcie wspomnieć, komu wolność zawdzięczacie.

Nie czekając na odpowiedź, obrócił się zwinnie na pięcie i ruszył w stronę wyjścia z kanałów.
- Czas się umyć. Porządnie wyszorować. Poza tym zgłodniałem - rzucił przez ramię do Godrela.

"Ciekawe, gdzie ta przeklęta kobieta poszła?"
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Serge »

Wreszcie odpisałeś, Zgniłku ;)

Veg i Jean

Odo spojrzał na Jean'a i z przejęciem w głosie zaczął opowiadać.

- My wszyscy, jak tu siedzimy, pochodzimy z Serrac, małej wioski dwa dni drogi od L'Anguille, panie. Kilka tygodni temu wraz z pozostałymi zostałem porwany z własnego domu. Te gnojki mnie ogłuszyły i obudziłem się już w tej celi. A skąd wiem że to kultyści? Panie! Żebyś wiedział jakie oni tu cuda wyprawiali, jakie plugastwa odczytywali z jakichś ksiąg, włosy na głowie się jeżyły. Trzech z nas złożyli w ofierze, kilka dni temu. Wolałem nie oglądać tych ceremonii, to było okropne. Poza tym używali jakichś przedmiotów pokrytych złowieszczymi znakami i chodzili w czerwonych habitach, całkiem zamaskowani, nie sposób było dojrzeć ich twarzy. Już myślałem że skończymy jak tamtych trzech, ale zjawiliście się wy – twarzy mężczyzny rozpromieniała. - Dziękujemy wam, wybawcy.

Chwilę później Vegari uporała się z zamkiem i wszyscy mężczyźni zostali uwolnieni. Ci którzy czuli się na siłach, pomagali nieść tych wyczerpanych. Razem skierowaliście się szybko do wyjścia pomagając kulejącym wieśniakom i chwilę później wyszliście na powierzchnię. Od razu poczuliście się lepiej na świeżym powietrzu, choć zapachy jakie od was biły nie były zbyt miłe. Gdy wieśniacy oddalili się, Vegari zagadnęła jakiegoś przechodnia.

- Ty! Gdzie tu macie jakąś dobrą łaźnię?!

Starszy mężczyzna podrapał się po głowie, po czym odparł.

- Panienko, my tu tylko jedną łaźnie mamy, choć ona jest trochę....hmmm..., a zresztą – machnął ręką. - sami zobaczycie. - łypnął podejrzliwie na Jeana który pojawił się po chwili przy Veg, po czym kontynuował. - Pójdziecie do końca ulicy, potem w lewo, w prawo i jeszcze raz w lewo. Wtenczas zobaczycie żółty budynek z wielkim napisem 'Oaza Quentina'. I rzeczywiście przyda wam się kąpiel...– mężczyzna skrzywił się, po czym oddalił pospiesznie.

Nie czekając dłużej ruszyliście we wskazanym kierunku. Kilka chwil i byliście na miejscu, jednocześnie zauważyliście że nie ma z wami Godrela. Cóż, Norsmen miał widać inne sprawy na głowie niż dalsze towarzyszenie wam. Wejścia do dużego, piętrowego budynku strzegł wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z opaską na jednym oku. Smagła cera i ciemne włosy wskazywały że jest z pochodzenia arabem. Zapłaciliście piętnaście srebrników, po czym podążyliście za ubraną w biały szlafrok piękną kobietą. W międzyczasie otrzymaliście takie same szlafroki i przebraliście się w osobnych pokojach. Kobieta uśmiechając się delikatnie doprowadziła was do dużych, czarnych drzwi, po czym życząc miłej kąpieli oddaliła się.

Zapukaliście. Otworzył wam równie postawny, czarny mężczyzna a jego jedynym odzieniem była skórzana opaska na biodrach. Weszliście do środka i zaniemówiliście z wrażenia. Na środku obszernego, pięknie urządzonego pomieszczenia znajdował się duży basen wypełniony nagimi kobietami i mężczyznami, których zupełnie nie zaskoczył wasz widok. Po lewej stronie dostrzegliście kilka zasłoniętych lekko prześwitującymi zasłonami alkow – niektóre zajęte były przez pary uprawiające seks, kilka było wolnych. Nagusy w basenie uśmiechały się szeroko zapraszając was do wspólnej kąpieli.

Have fun! :P
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ouzaru

Re: [WFRP 2.0] Objawy Zła

Post autor: Ouzaru »

Vegari

Liczyła na odrobinę prywatności i nie była zadowolona, że Jean zaraz za nią wyszedł. A skoro była tylko jedna łaźnia w mieście, nie mieli większego wyboru, jak wybrać się tam razem. Uśmiechnęła się krzywo, gdy napotkany człowiek odszedł szybko, w końcu oboje cuchnęli jak stare trolle. Ruszyli, a Vegi zaraz zaczęła się rozglądać na boki.
- Jean - zagadała mężczyznę. - Nie widziałeś naszego... towarzysza? Czyżby wielkolud już nas opuścił?
Rzeczywiście, nigdzie nie było widać Norsmena, ale nie przejmowała się tym zbytnio. Towarzysz? Nas? A od kiedy to miała jakiś towarzyszy? Skąd w ogóle to liczenie ich jako 'nas' przyszło jej do głowy? Od dawna podróżowała solo i nie żałowała tego. Wiele lat temu banda, która przyjęła Vegari do siebie, została schwytana i powieszona, tylko ona uszła z życiem. Stare czasy...

Z zamyślenia wyrwał ją głos mężczyzny.
- Wybacz, mówiłeś coś? - zapytała, robiąc przepraszającą minę. - Zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
- Zastanawiałem się, czy to bydło tutaj zdaje sobie sprawę z chorób, jakie mogą się przenosić przez takie - urwał, szukając odpowiedniego słowa - *grupowe* kąpiele? Co o tym myślisz, panno łuczniczko?

- Musiałeś o tym wspominać? - skrzywiła się i westchnęła. - Mam nadzieję, że przed kąpielą... będzie się można wykąpać i porządnie wyszorować.
Puściła do Jeana oczko.
- Weź się odsuń trochę, śmierdzisz jak zgniłe prosię! - zaśmiała się, odpychając go trochę do siebie. Nawet idiota by zauważył, iż drażni się i bawi.

- Pardon, madame Vegari, iż uraziłem twoje nienawykłe do zapachów podróży nozdrza na pewien dyskomfort - dodał uszczypliwym tonem, łapiąc równowagę. - Twoje delikatne ciało pachnie natomiast niczym piwniczka pełna zleżałego wina. Gdybym był emerytowanym kiperem, z pewnością miałabyś mnie już u swoich stóp.
Skłonił się dworsko, po czym zgrabnie wyprostował się, mierząc ją zawadiackim spojrzeniem.
- Zważ, mon cheri, że złość piękności szkodzi - zaśmiał się, widząc jej spojrzenie. - Choć w twoim przypadku, madame, wyjątek zdaje się tylko potwierdzać tę regułę.

Kobieta nie wytrzymała w końcu i parsknęła śmiechem. Przez chwilę przyglądała się towarzyszowi rozbawionym wzrokiem, w końcu westchnęła i pokręciła głową.
- Masz gadane - stwierdziła, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. - Piwniczka pełna zleżałego wina... dobre... Emerytowany kiper. - jeszcze raz spojrzała na Jeana i uśmiech się jej poszerzył. Zmrużyła przy tym oczy, przypominając teraz kotkę.
Nic więcej już nie mówiła, gdyż nie było co, a i tak dotarli na miejsce.

Przed łaźnią stał jakiś dziwny facet, aż ją ciarki przeszły na jego widok. Takie dość przyjemne. Zmierzyła go wzrokiem i uśmiechnęła się do niego zalotnie. Mężczyzna jednak pozostał niewzruszony, łypiąc na wchodzących jednym okiem.
- Przyjemniaczek - mruknęła do Jeana, gdy już go minęli i znaleźli się w środku.
Bardzo szybko pojawił się ktoś z obsługi i zostali poprowadzeni do osobnych pomieszczeń. Tam kobieta rozebrała się i za drobną opłatą oddała swoje ubranie do wyprania. Młody chłopak, który je od niej wziął, nie był zachwycony.

W przebieralni dostała ręcznik i okrycie, ale nie zakładała niczego. Jej skóra śmierdziała okrutnie i wolała się najpierw domyć, nim cokolwiek na siebie zarzuci. Na szczęście służka, która ją tu przyprowadziła, miała dobrego - dosłownie - nosa i zaraz zabrała Vegari do balii z ciepłą wodą. We dwie błyskawicznie się uwinęły z doczyszczeniem ciała łuczniczki, a wonne olejki szybko zabiły przykry zapach.
Z tego pomieszczenia udała się na sam środek budynku, gdzie znajdował się wielki basen... wypełniony nie tylko wodą. Jean zaraz pojawił się, wychodząc z drzwi obok i oboje unieśli lekko jedną brew na widok rozpościerający się przed nimi.

- Hmm...
Postąpiła kilka kroków do przodu i zrzuciła z siebie okrycie, ukazując młode, wysportowane ciało o smukłej sylwetce i opalonej skórze. Ruchem dłoni odrzuciła na plecy mokre warkoczyki i podeszła do krawędzi basenu, kusząco kręcąc biodrami. Ukucnęła i podała ręce znajdującym się najbliżej mężczyźnie i kobiecie. Od razu zwróciła uwagę na pokaźny pierścionek, zdobiący dłoń piersiastej blondynki; z drobną pomocą szybko zeszła do ciepłej wody, zanurzając się w niej aż po łokcie.
Poczuła dłonie na swych biodrach, powoli sunące ku górze. Odwróciła głowę i namiętnie pocałowała mężczyznę, który stał za nią i już się do niej dobierał, jednak nadal nie puściła dłoni kobiety. Uśmiechnęła się do ślicznotki. Nie miała zamiaru ukrywać, iż ma słabość także do swojej płci. Ucałowała piersiastą piękność w dłoń, uniosła ją spodem do swej twarzy i przejechała językiem po środkowym palcu. Zaskoczona blondynka lekko drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca.

Drapieżny, koci uśmiech pojawił się na twarzy Vegari. Czuła pulsującą męskość między swoimi nogami, jednak mocniej złączyła uda i nie pozwalała mu wejść. Bardziej skoncentrowała się na kobiecie. Zaczęła pieścić jej dłoń, językiem sunąc po palcach i obejmując je wargami. Mężczyzna złapał łuczniczkę za piersi i mocno ściskając, zaczął całować ją po szyi. Kobieta stojąca przed Vegari, przymknęła oczy, gdy poczuła zwinne palce między swymi udami... I chyba się jej to nawet podobało. Po kilku chwilach takich zabaw Estalijka powoli wysunęła palec kobiety ze swych ust i patrząc się na nią głodnym, pożądliwym wzrokiem, odeszła. Zostawiła parkę samą, która od razu się sobą zajęła.

Zanurkowała pod wodę i wypluła pierścionek. Szybko założyła swoją zdobycz...
Zablokowany