[Forgotten Realms] Podniebny terror

-
- Marynarz
- Posty: 150
- Rejestracja: środa, 21 marca 2007, 20:30
- Numer GG: 6737454
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Urdrun
-Byczy kufel. Dobra nazwa, wpada w ucho. półork oblizał wargi wpatrując się w dwie szklanice podane mu przez barmana.
- Dzięki! uśmiechnął się i wychylił pierwszy z nich kilkoma ogromnymi łykami. Następnie bezceremonialnie wytarł piane z ust ręką i odezwał się radośnie do barmana.
- Tego mi było trzeba! Dawno nie byłem w mieście. Całe życie w drodze, taki mój żywot. Nie pasuję ani do orków, ani do ludzi. Urdrun zaczął popijać z drugiego kufla, teraz już wolniej, smakując powoli trunku.
Rozejrzał się uważnie po sali.
- Cicho tu trochę. zwrócił się do karczmarza - Nie macie tu zawodów w piciu albo w siłowaniu na rękę. Jestem dobry i w tym i w tym.
Gdy do tawerny weszli jego towarzysze podróży, półork uśmiechnął się i pomachał do nich ogromną łapą.
- Chodźcie tutaj. Upijemy się!
-Byczy kufel. Dobra nazwa, wpada w ucho. półork oblizał wargi wpatrując się w dwie szklanice podane mu przez barmana.
- Dzięki! uśmiechnął się i wychylił pierwszy z nich kilkoma ogromnymi łykami. Następnie bezceremonialnie wytarł piane z ust ręką i odezwał się radośnie do barmana.
- Tego mi było trzeba! Dawno nie byłem w mieście. Całe życie w drodze, taki mój żywot. Nie pasuję ani do orków, ani do ludzi. Urdrun zaczął popijać z drugiego kufla, teraz już wolniej, smakując powoli trunku.
Rozejrzał się uważnie po sali.
- Cicho tu trochę. zwrócił się do karczmarza - Nie macie tu zawodów w piciu albo w siłowaniu na rękę. Jestem dobry i w tym i w tym.
Gdy do tawerny weszli jego towarzysze podróży, półork uśmiechnął się i pomachał do nich ogromną łapą.
- Chodźcie tutaj. Upijemy się!

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Zethus:
Spojrzenie, którym obdarzył go łotrzyk wywołało tylko poszerzenie paskudnego uśmiechu na twarzy wojownika. W tym momencie dotarło jego zamówienie, wiec Zethus zabrał się za jedzenie. Usłyszał tekst orka. Świetnie się składa! Przecież Zethus nie mógł się upić. Alkohol to nic innego jak trucizna. Będzie mógł chlać do końca świata i jeden dzień dłużej. Ork nie ma szans...
Ale co to za zabawa, gdy przeciwnik nie ma szans wygrać. Zethus parsknął. Wygrana bez zaangażowania to tak na prawdę przegrana. Machnał na to ręką... jeśli go wyzwie to dobra, ale na razie poobserwuje zmagania innych samobójców.
Spojrzenie, którym obdarzył go łotrzyk wywołało tylko poszerzenie paskudnego uśmiechu na twarzy wojownika. W tym momencie dotarło jego zamówienie, wiec Zethus zabrał się za jedzenie. Usłyszał tekst orka. Świetnie się składa! Przecież Zethus nie mógł się upić. Alkohol to nic innego jak trucizna. Będzie mógł chlać do końca świata i jeden dzień dłużej. Ork nie ma szans...
Ale co to za zabawa, gdy przeciwnik nie ma szans wygrać. Zethus parsknął. Wygrana bez zaangażowania to tak na prawdę przegrana. Machnał na to ręką... jeśli go wyzwie to dobra, ale na razie poobserwuje zmagania innych samobójców.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Shruiken
Drow rozejrzał się po karczmie, jednak nic nie przykuło jego uwagi. Była to po prostu zwykła karczma jakich wiele na świecie. Co prawda na razie mógł mógł w niej bezpiecznie przebywać jednak wątpił by taki stan rzeczy utrzymał się przez dłuższy czas. Wykorzystał fakt że uwaga skupiała się na półorku i spokojnie podszedł w ciemny kąt, niechcąc na siebie zwracać niepotrzebnej uwagi.
Drow rozejrzał się po karczmie, jednak nic nie przykuło jego uwagi. Była to po prostu zwykła karczma jakich wiele na świecie. Co prawda na razie mógł mógł w niej bezpiecznie przebywać jednak wątpił by taki stan rzeczy utrzymał się przez dłuższy czas. Wykorzystał fakt że uwaga skupiała się na półorku i spokojnie podszedł w ciemny kąt, niechcąc na siebie zwracać niepotrzebnej uwagi.

Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Ur-Gilash
Genasi westchnął.
- No, wreszcie jesteśmy na miejscu. - powiedział bardziej do siebie, niż do swego towarzysza, Amarila. - Zdecydowanie doradzałbym odnalezienia tego, hm, osobnika, jak najszybciej, nie zważając na okoliczności. - pociągnął nosem. - Wszelakie okoliczności. A zatem?
Genasi westchnął.
- No, wreszcie jesteśmy na miejscu. - powiedział bardziej do siebie, niż do swego towarzysza, Amarila. - Zdecydowanie doradzałbym odnalezienia tego, hm, osobnika, jak najszybciej, nie zważając na okoliczności. - pociągnął nosem. - Wszelakie okoliczności. A zatem?

-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: środa, 18 lipca 2007, 11:10
- Numer GG: 2461120
- Lokalizacja: Twisting Nether
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Zethus
Wiedziałeś, że zaraz gdy postawiłeś pierwsze kroki w tej knajpie, ludzie mieli cię dosyć. Smród i okropna woń twojego ciała była nie do zniesienia. Gdy tylko podszedłeś do karczmarza, ten ledwo wytrzymał, stojąc zaledwie pół metra od ciebie. Ork, siedzący z boku także kręcił nosem. Barman nie zamienił z tobą słowa. Na twoją prośbę "łazienka" był niemal wniebowzięty, że to powiedziałeś. Sięgnął po srebrny kluczyk, następnie wskazał drogę do łazienki. Udałeś się więc schodami do góry, idąc dalej na prawo, trafiłeś na przyciasny korytarzyk z parą drzwi po bokach. Barman wspominał o białych. Otwarłeś jedyne białe drzwi. Jak na zwykłą karczmę dla ubogich było tu całkiem schludnie."Było" to właściwe określenie.
Wróciłeś na dół. Mimo, że zapach zgnilizny nieco wywietrzał, to nadal nikt nie mógł znieść twojego widoku. Zwróciłeś klucz. Ork spojrzał na ciebie teraz podejrzliwie, tak jak przed chwilą ten człowiek.
Usiadłeś przy oknie, grupka grających tam mężczyzn schowała swoje rzeczy i zmieniła miejsce. Rozsiadłeś się wygodnie, niczym król, po czym sięgnąłeś po sakiewkę- znalazło się tam kilka złociszy. Stojąca niedaleko kelnerka
puknęła inną w ramię, żeby do ciebie podeszła. Ta z wielkim obrzydzeniem i strachem uczyniła to i szybko przyjęła zamówienie. Rozglądając się, spostrzegłeś, że strachliwe, pełne obrzydzenia tobą ludzkie spojrzenia napełniły się gniewem i chęcią wyrzucenia cię stąd. Byłeś niemal pewien, że za chwilę rzucą się na ciebie z ostrzem w ręku. Otrzymałeś swoje jedzenie. Widziałeś jak tajemnicza grupka gości rozeszła się po całej karczmie. Półork, pełen optymizmu ciurkiem opróżniał drugi ze swoich kufli. Do niego dołączyła zakapturzona kobieta, ogniowy genasi.
Reszta ich kompanii, czyli 2 elfów zostało przy wejściu, za nimi stało jakieś dziecko-elf, dziewczyna. Nie widziałeś
tylko tego gościa, który zwrócił na ciebie uwagę. Przez moment musiałeś go spuścić z oczu. Pojawił się nagle za tobą
minął twój stolik, po czym podszedł do lady i gdy genasi razem z tajemniczą kobietą odeszli, począł szeptać do karczmarza. Wróciłeś do konsumpcji i zauważyłeś, że zniknęła twoja forsa. Nie było tego wiele, ale najwidoczniej ktoś
cię oskubał.
Mathaes
Ludzie było wielu, więc i zamieszanie duże. Z takiej hałastry zawsze można łatwo wyskubać kasę. Czy to miedziak, czy srebro lub złoto - zawsze coś było. Genasi oraz Mary ruszyli ku Urdrunowi, zaś ty przedłużyłeś sobie drogę, lawirując wśród stolików. Raz udałeś, że się potykasz, rozrzucając przy okazji pieniądze, raz wystarczyło przejść obok
narąbanych wieśniaków i jednym ruchem dłoni zgarnąć mamonę. Uzbierało się już 5 sztuk złota i 20 sztuk srebra.
Postanowiłeś jeszcze odwiedzić stolik tego śmierdziela, który wparował tu przed chwilą. Przypomniałeś sobie, jak przez moment mierzyliście spojrzenia. Dyskretnie i cicho pojawiłeś się tuż za jego plecami. Wojownik nieco był zaskoczony. Ty tylko minąłeś jego stolik i gdy na moment odwrócił wzrok, zwinąłeś i jego majątek. Napełniłeś swą sakwę o nową zdobycz i prosto ruszyłeś do karczmarza. Ur-Gilash i Mary stali tam. Drowka zamówiła tylko pokój i
od razu do niego się udała. Genasi ostrzegł tylko ciebie oraz Urdruna, abyście mieli na oku tego typka. Gdy ten odszedł od was, szepnąłeś barmanowi nieco o Orveill'u. Ten jednak odpowiedział ci tylko, wytrzeszczając oczy w zdziwieniu. Pokiwał głową przecząco. Spróbowałeś jeszcze z sakiewką. Mimo 6 sztuk złota, właściciel nadal nie chciał
mówić, wykręcił się sprytnie i zaczął polerować szybko swoje kufle.
Mary
Drowka podeszła z Ur-Gilashem do barmana. Ten przerwał mozolne czyszczenie blatu i powitał was grzecznie.
-Dobry wieczór, podróżnicy. Pewnie zmęczeni, co? Mam jeszcze wolne pokoje. Mary zamówiła jeden z nich.
Mały jednoosobowy pokój na jeden dzień kosztował ją 50 sztuk srebra. Dostała swój klucz i pomaszerowała na górę.
W głównym korytarzu znalazła odpowiednie drzwi. W środku pomieszczenia znajdowało się sporych rozmiarów łóżko, małą komoda i stojący przy ścianie taboret, nad nim zaś mała półka i lustro.
Urdrun
Twój prosty monolog zachęcił karczmarza do konwersacji:
- Heh, wy półorki, zawsze jesteście optymistycznie nastawienie na każde wyzwanie dnia, tego wam zazdroszczę.
Po usłyszeniu pytania o siłowanie się i zawody w piciu, odparł, chuchając w dno szklanki:
-Ee... my ich nie organizujemy, klienci bawią się najlepiej jak chcą, nie pozwalam tu tylko na burdy. Zapytaj
Jacoba, pamiętam, że on lubi się mierzyć w takich konkurencjach. Widzisz? To ten barczysty, który gra z kolegami w karty. Przesiadają się, bo ten zafajdany śmierdziel myśli,że jest tu najważniejszy. Gdybym miał porządniejszą ochronę, mógłbym go wykopać tu i teraz... - zakończył głębokim westchnieniem i zaczął polerować swój blat.
Shruiken
Chłopi bawiący się na całego, młodzieńcy podrywający co chwila kelnerki- tak. Zwykła karczma. nieco roczarowany
atmosferą, zasiadłeś w rogu karczmy, nie zwracając niczyjej uwagi. Zbudziłeś tylko jakiegoś pijaczka, drzemiącego dotąd słodko jak dziecko, póki nie zaszurałeś krzesłem po deskach podłogi. Nieogolony facet popatrzył na ciebie, mrużąc oczy i rzekł po chwileczce namysłu:
- Zdejm pan sobie ten płasshsz...dżyk , bo się pan tu ugotujesz jak kadżka w rosole... - padł z powrotem na stół.
Wszystko zdawałoby się być w jak najlepszym porządku, oprócz tego dziwnego typka, który wszedł nieco przed wami. Jego woń roztaczała okropny zapach zgnilizny i rozkładu. Można by pomyśleć, że to nieumarły, ghoul lub inne paskudztwo. Ale on był na pewno żywy, miał wzrok parszywego rozbójnika, a swoją arogancją dorównywał człowiekowi. Wszyscy mieli go wyraźnie dosyć. Spojrzałeś na podążającą do góry drowkę i genasiego udającego się do reszty, co została przy wejściu.
Ur-Gilash
Gdybyś, wchodząc do karczmy mógł swobodnie odetchnąć, byłoby ci lżej. Lecz smród zrodzony znikąd przeszkodził ci w tym. Dotarło do ciebie, że ten okropny fetor zgnilizny i toczonego chorobami ciała pochodzi o żywej istoty. Jak
żywy człowiek mógłby coś takiego z siebie wydzielać ? No, może nekromanci, ale to tylko twoje przemyślenia. Chcąc dowiedzieć się więcej o mieście i być może o człowieku, którego życie powiązało twoje losy z losem Amarila, ruszyłeś prosto do karczmarza. Towarzyszyła ci znudzona podróżą Mary. Ta szybko zamówiła dla siebie mały pokój i udała się zaraz do niego. Porozmawiałeś przez chwilkę z karczmarzem, Bullrop'em. Nie dowiedziałeś się zbyt wiele. O waszym celu także nie było słowa. dowiedziałeś się za to, że bramy do Górnego Swiftsil śa otwierane wczesny rankiem, a zamykane wieczorem i mają tam dostęp tylko kupcy i prawni obywatele Swiftsil. Żebyście mogli dostać przepustki, musielibyście załatwić ją od któregoś z obywateli Swiftsil. Wróciłeś z powrotem do Amarila, po drodze minąłeś Mathaes'a.
Wiedziałeś, że zaraz gdy postawiłeś pierwsze kroki w tej knajpie, ludzie mieli cię dosyć. Smród i okropna woń twojego ciała była nie do zniesienia. Gdy tylko podszedłeś do karczmarza, ten ledwo wytrzymał, stojąc zaledwie pół metra od ciebie. Ork, siedzący z boku także kręcił nosem. Barman nie zamienił z tobą słowa. Na twoją prośbę "łazienka" był niemal wniebowzięty, że to powiedziałeś. Sięgnął po srebrny kluczyk, następnie wskazał drogę do łazienki. Udałeś się więc schodami do góry, idąc dalej na prawo, trafiłeś na przyciasny korytarzyk z parą drzwi po bokach. Barman wspominał o białych. Otwarłeś jedyne białe drzwi. Jak na zwykłą karczmę dla ubogich było tu całkiem schludnie."Było" to właściwe określenie.
Wróciłeś na dół. Mimo, że zapach zgnilizny nieco wywietrzał, to nadal nikt nie mógł znieść twojego widoku. Zwróciłeś klucz. Ork spojrzał na ciebie teraz podejrzliwie, tak jak przed chwilą ten człowiek.
Usiadłeś przy oknie, grupka grających tam mężczyzn schowała swoje rzeczy i zmieniła miejsce. Rozsiadłeś się wygodnie, niczym król, po czym sięgnąłeś po sakiewkę- znalazło się tam kilka złociszy. Stojąca niedaleko kelnerka
puknęła inną w ramię, żeby do ciebie podeszła. Ta z wielkim obrzydzeniem i strachem uczyniła to i szybko przyjęła zamówienie. Rozglądając się, spostrzegłeś, że strachliwe, pełne obrzydzenia tobą ludzkie spojrzenia napełniły się gniewem i chęcią wyrzucenia cię stąd. Byłeś niemal pewien, że za chwilę rzucą się na ciebie z ostrzem w ręku. Otrzymałeś swoje jedzenie. Widziałeś jak tajemnicza grupka gości rozeszła się po całej karczmie. Półork, pełen optymizmu ciurkiem opróżniał drugi ze swoich kufli. Do niego dołączyła zakapturzona kobieta, ogniowy genasi.
Reszta ich kompanii, czyli 2 elfów zostało przy wejściu, za nimi stało jakieś dziecko-elf, dziewczyna. Nie widziałeś
tylko tego gościa, który zwrócił na ciebie uwagę. Przez moment musiałeś go spuścić z oczu. Pojawił się nagle za tobą
minął twój stolik, po czym podszedł do lady i gdy genasi razem z tajemniczą kobietą odeszli, począł szeptać do karczmarza. Wróciłeś do konsumpcji i zauważyłeś, że zniknęła twoja forsa. Nie było tego wiele, ale najwidoczniej ktoś
cię oskubał.
Mathaes
Ludzie było wielu, więc i zamieszanie duże. Z takiej hałastry zawsze można łatwo wyskubać kasę. Czy to miedziak, czy srebro lub złoto - zawsze coś było. Genasi oraz Mary ruszyli ku Urdrunowi, zaś ty przedłużyłeś sobie drogę, lawirując wśród stolików. Raz udałeś, że się potykasz, rozrzucając przy okazji pieniądze, raz wystarczyło przejść obok
narąbanych wieśniaków i jednym ruchem dłoni zgarnąć mamonę. Uzbierało się już 5 sztuk złota i 20 sztuk srebra.
Postanowiłeś jeszcze odwiedzić stolik tego śmierdziela, który wparował tu przed chwilą. Przypomniałeś sobie, jak przez moment mierzyliście spojrzenia. Dyskretnie i cicho pojawiłeś się tuż za jego plecami. Wojownik nieco był zaskoczony. Ty tylko minąłeś jego stolik i gdy na moment odwrócił wzrok, zwinąłeś i jego majątek. Napełniłeś swą sakwę o nową zdobycz i prosto ruszyłeś do karczmarza. Ur-Gilash i Mary stali tam. Drowka zamówiła tylko pokój i
od razu do niego się udała. Genasi ostrzegł tylko ciebie oraz Urdruna, abyście mieli na oku tego typka. Gdy ten odszedł od was, szepnąłeś barmanowi nieco o Orveill'u. Ten jednak odpowiedział ci tylko, wytrzeszczając oczy w zdziwieniu. Pokiwał głową przecząco. Spróbowałeś jeszcze z sakiewką. Mimo 6 sztuk złota, właściciel nadal nie chciał
mówić, wykręcił się sprytnie i zaczął polerować szybko swoje kufle.
Mary
Drowka podeszła z Ur-Gilashem do barmana. Ten przerwał mozolne czyszczenie blatu i powitał was grzecznie.
-Dobry wieczór, podróżnicy. Pewnie zmęczeni, co? Mam jeszcze wolne pokoje. Mary zamówiła jeden z nich.
Mały jednoosobowy pokój na jeden dzień kosztował ją 50 sztuk srebra. Dostała swój klucz i pomaszerowała na górę.
W głównym korytarzu znalazła odpowiednie drzwi. W środku pomieszczenia znajdowało się sporych rozmiarów łóżko, małą komoda i stojący przy ścianie taboret, nad nim zaś mała półka i lustro.
Urdrun
Twój prosty monolog zachęcił karczmarza do konwersacji:
- Heh, wy półorki, zawsze jesteście optymistycznie nastawienie na każde wyzwanie dnia, tego wam zazdroszczę.
Po usłyszeniu pytania o siłowanie się i zawody w piciu, odparł, chuchając w dno szklanki:
-Ee... my ich nie organizujemy, klienci bawią się najlepiej jak chcą, nie pozwalam tu tylko na burdy. Zapytaj
Jacoba, pamiętam, że on lubi się mierzyć w takich konkurencjach. Widzisz? To ten barczysty, który gra z kolegami w karty. Przesiadają się, bo ten zafajdany śmierdziel myśli,że jest tu najważniejszy. Gdybym miał porządniejszą ochronę, mógłbym go wykopać tu i teraz... - zakończył głębokim westchnieniem i zaczął polerować swój blat.
Shruiken
Chłopi bawiący się na całego, młodzieńcy podrywający co chwila kelnerki- tak. Zwykła karczma. nieco roczarowany
atmosferą, zasiadłeś w rogu karczmy, nie zwracając niczyjej uwagi. Zbudziłeś tylko jakiegoś pijaczka, drzemiącego dotąd słodko jak dziecko, póki nie zaszurałeś krzesłem po deskach podłogi. Nieogolony facet popatrzył na ciebie, mrużąc oczy i rzekł po chwileczce namysłu:
- Zdejm pan sobie ten płasshsz...dżyk , bo się pan tu ugotujesz jak kadżka w rosole... - padł z powrotem na stół.
Wszystko zdawałoby się być w jak najlepszym porządku, oprócz tego dziwnego typka, który wszedł nieco przed wami. Jego woń roztaczała okropny zapach zgnilizny i rozkładu. Można by pomyśleć, że to nieumarły, ghoul lub inne paskudztwo. Ale on był na pewno żywy, miał wzrok parszywego rozbójnika, a swoją arogancją dorównywał człowiekowi. Wszyscy mieli go wyraźnie dosyć. Spojrzałeś na podążającą do góry drowkę i genasiego udającego się do reszty, co została przy wejściu.
Ur-Gilash
Gdybyś, wchodząc do karczmy mógł swobodnie odetchnąć, byłoby ci lżej. Lecz smród zrodzony znikąd przeszkodził ci w tym. Dotarło do ciebie, że ten okropny fetor zgnilizny i toczonego chorobami ciała pochodzi o żywej istoty. Jak
żywy człowiek mógłby coś takiego z siebie wydzielać ? No, może nekromanci, ale to tylko twoje przemyślenia. Chcąc dowiedzieć się więcej o mieście i być może o człowieku, którego życie powiązało twoje losy z losem Amarila, ruszyłeś prosto do karczmarza. Towarzyszyła ci znudzona podróżą Mary. Ta szybko zamówiła dla siebie mały pokój i udała się zaraz do niego. Porozmawiałeś przez chwilkę z karczmarzem, Bullrop'em. Nie dowiedziałeś się zbyt wiele. O waszym celu także nie było słowa. dowiedziałeś się za to, że bramy do Górnego Swiftsil śa otwierane wczesny rankiem, a zamykane wieczorem i mają tam dostęp tylko kupcy i prawni obywatele Swiftsil. Żebyście mogli dostać przepustki, musielibyście załatwić ją od któregoś z obywateli Swiftsil. Wróciłeś z powrotem do Amarila, po drodze minąłeś Mathaes'a.
"They themselves are miserable. That's why they need someone more miserable than them.Those are not human.Those are not people..."

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Mathaes
Barman chyba coś wie, ale nie chce mówić. Ech, nigdy nie znajdę tego kogo szukam.
Mathaes rozgląda się wokół.
-Co możesz mi powiedzieć o "górnej" części Swiftsil?- pyta barmana. -I dlaczego nie można tam wejść?
Dobrze byłoby zatrzymać się tu na jakiś czas. Przydałby mi się odpoczynek.
-Macie tu jeszcze jakieś wolne pokoje?
Barman chyba coś wie, ale nie chce mówić. Ech, nigdy nie znajdę tego kogo szukam.
Mathaes rozgląda się wokół.
-Co możesz mi powiedzieć o "górnej" części Swiftsil?- pyta barmana. -I dlaczego nie można tam wejść?
Dobrze byłoby zatrzymać się tu na jakiś czas. Przydałby mi się odpoczynek.
-Macie tu jeszcze jakieś wolne pokoje?
A d'yaebl aep arse!

Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Ur-Gilash
- Barman, Bullrope, jak żaden barman, nic nie wie. Bramy do Górnego Swiftsil są otwierane wczesnym rankiem, a zamykane wieczorem i mają tam dostęp tylko kupcy i prawni obywatele Swiftsil. Żebyśmy mogli dostać przepustki, musielibyśmy załatwić ją od któregoś z obywateli Swiftsil. - zwraca się do Amarila.
- Barman, Bullrope, jak żaden barman, nic nie wie. Bramy do Górnego Swiftsil są otwierane wczesnym rankiem, a zamykane wieczorem i mają tam dostęp tylko kupcy i prawni obywatele Swiftsil. Żebyśmy mogli dostać przepustki, musielibyśmy załatwić ją od któregoś z obywateli Swiftsil. - zwraca się do Amarila.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Zethus:
Wojownik parsknął pogardliwie. Może i było tego mało, ale należało to do niego...
Zjadł wszystko do końca dość łapczywie i wściekły ruszył w stronę tamtego jegomościa.
Zatrzymał się i wyszczerzył. Wyciągnął z mieszka u boku fajkę i trochę ziela, po czym zapalił. Chuchnął pod sufit niewielkim obłoczkiem czarnego dymu. Podszedł do jegomościa, gawędzącego z karczmarzem i położył mu łapsko na ramieniu. - Masz cos, co do mnie należy jak mniemam , przyjacielu - ostatnie słowo wypowiedział tak, by było doskonale wiadomo, że przyjacielska pogaduszka to ostatnie co ma zamiar prowadzić z łotrzykiem przyjacielskiej rozmowy.
Wojownik parsknął pogardliwie. Może i było tego mało, ale należało to do niego...
Zjadł wszystko do końca dość łapczywie i wściekły ruszył w stronę tamtego jegomościa.
Zatrzymał się i wyszczerzył. Wyciągnął z mieszka u boku fajkę i trochę ziela, po czym zapalił. Chuchnął pod sufit niewielkim obłoczkiem czarnego dymu. Podszedł do jegomościa, gawędzącego z karczmarzem i położył mu łapsko na ramieniu. - Masz cos, co do mnie należy jak mniemam , przyjacielu - ostatnie słowo wypowiedział tak, by było doskonale wiadomo, że przyjacielska pogaduszka to ostatnie co ma zamiar prowadzić z łotrzykiem przyjacielskiej rozmowy.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Majtek
- Posty: 129
- Rejestracja: czwartek, 26 lipca 2007, 20:08
- Numer GG: 0
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Shruiken
Drow zignorował pijaka. Nie przyszedł tu szukać kłopotów. Biorąc pod uwagę że była to jedyna karczma w mieście, poszukiwany przez niego człowiek musi ją kiedyś odwiedzić. Miasto raczej nie oferowała lepszych rozrywek. Mając to na uwadze, Shruiken postanowił przeczekać tutaj przez jakiś czas. Jeśli to nic nie da będzie musiał dostać się do górnego miasta, ale na razie się tym nie przejmował. W końcu ma dużo czasu. Spokojnie siedział przy swoim stoliku, zwracając baczniejszą uwagę na denerwującą postać. Nagle nieznajomy podszedł do łotrzyka. Zanosiło się na rękoczyny, co tylko ucieszyło Drowa. Im większy chaos spowodują inni, tym mniejsza uwaga będzie skierowana na niego. Mimo to postanowił opracować plan ucieczki, do czego potrzebna była znajomość kanałów, ale to pozostawił na późniejszą porę. W końcu był stworzony do działań w ciemności.
Drow zignorował pijaka. Nie przyszedł tu szukać kłopotów. Biorąc pod uwagę że była to jedyna karczma w mieście, poszukiwany przez niego człowiek musi ją kiedyś odwiedzić. Miasto raczej nie oferowała lepszych rozrywek. Mając to na uwadze, Shruiken postanowił przeczekać tutaj przez jakiś czas. Jeśli to nic nie da będzie musiał dostać się do górnego miasta, ale na razie się tym nie przejmował. W końcu ma dużo czasu. Spokojnie siedział przy swoim stoliku, zwracając baczniejszą uwagę na denerwującą postać. Nagle nieznajomy podszedł do łotrzyka. Zanosiło się na rękoczyny, co tylko ucieszyło Drowa. Im większy chaos spowodują inni, tym mniejsza uwaga będzie skierowana na niego. Mimo to postanowił opracować plan ucieczki, do czego potrzebna była znajomość kanałów, ale to pozostawił na późniejszą porę. W końcu był stworzony do działań w ciemności.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Mathaes
Łotrzyk spojrzał na tajemniczego gościa. Ciarki przeszły mu po plecach gdy zauważył w jakim stanie jest ciało tego kogoś. Skrzywił się gdy poczuł jego zapach.
Cholera jasna, chyba zauważył że ukradłem mu kasę- pomyślał.
-Eee... nie mam pojęcia o czym mówisz... przyjacielu...-powiedział, akcentując słowo "przyjaciel" w podobny sposób jak ów mężczyzna.
Ze wszystkich sił, Mathaes starał się ukryć poddenerwowanie.
Zawsze się muszę w coś wpakować... zaraz będzie gorąco...
-Nie chcę Cię urazić, ale... możesz zabrać dłoń z mojego ramienia? Nie czuję się przez to dość komfortowo.
Półelf powoli opuścił dłoń w kierunku zwisającego u pasa rapiera, starając się zrobić to w taki sposób, aby Zethus tego nie zauważył.
Zethus
Oczy wojownika śledziły ruch dłoni łotrzyka. Nie chciał, by ukradł mu jeszcze jego ziele fajkowe. Znizył glos.
-Widzisz tą muchę na szynkwasie? - zapytał łotrzyka, zaciagnał sie fajką i chuchnął na muchę obłokiem czarnego dymu. Owad był martwy. -Nie wychylaj się z ostrzem, bo zanim oni wokół ci pomogą będziesz równie martwy co ta mucha. Masz możliwosć oddania mi mojej kasy i dorzucenia czegoś ekstra, albo zaciągną cią za mordę do straży miejskiej za złodziejstwo - powiedział, znów sie zaciągając. Kolejna, większa partia dymu była przeznaczona dla złodziejaszka.
Mathaes
Mathaes chciał się postawić, ale gdy zobaczył martwego owada, stwierdził, że próba walki nie będzie najlepszym pomysłem. Poza tym, wojownik zawsze mógł donieść strażnikom o popełnionym przez łotrzyka wsytępku.
Ech, Tymora mi nie sprzyja, pomyślał. To chyba kara za moją niewiarę. Bogowie nie będą mi chętnie pomagać.
Łotrzyk spojrzał kątem oka na mijającego go Ur-Gilasha, doszukując się u niego jakiejś pomocy.
Ta, jasne, na pewno mi pomoże. To że razem tu przyszliśmy nic nie znaczy. No, ale jeśli zdecyduje się wstawić za mną, odwdzięczę mu się.
-Dobra, dobra, oddam Ci twoje pieniądze... ale nie dorzucę niczego ekstra. Oddam ci dokładnie tyle ile zabrałem.
Zethus
- Hm... niech ci będzie, robaku - mruknął wojownik. - Nie próbuj tego po raz kolejny - dodał, odbierając swoje pieniądze, po czym usiadł na siedzonku obok. - Hm, jesteś tutejszy? Chyba nie - mruczał wojownk. - Co cię tu sprowadza, co? - zapytał, utkwiwszy parę białych oczu w oblicze łotrzyka. Teraz, gdy był dalej i opadające na jego twarz włosy zasłaniały część jego twarzy można było go nawet wziąć za normalnego człowieka, tylko o mocno poniszczonej i bladej cerze.
Mathaes
Uff, nie było tak źle- pomyślał półelf- a ja się bałem że mnie zabije...
-Nie, nie jestem tutejszy. Mam na imię Mathaes. Pochodzę z...
Chwila, nie mam pojęcia kim jest, ani czego chce ten... człowiek?- przemknęło Mathaesowi przez głowę.
-...z Cormanthoru. Co mnie tu sprowadza, pytasz?- Łotrzyk rozluźnił się trochę. -Sam nie wiem. W sumie to jako półelf, musiałem opuścić rodzinę i udałem się na tułaczkę. Zobaczymy co życie przyniesie. Chciałbym przede wszystkim zdobyć bogactwo.- spogląda mężczyźnie w oczy- Nie, nie w ten sposób. Wybacz, musiałem. Nie jestem teraz przy kasie.- Chłopak przerwał na chwilę. -A ty? Kim jesteś? I co tu robisz?
Zethus
- Zethus jestem, mówiąc szczerze przyjechałem tu przez przypadek... jak zdążyłeś zauważyć też przy kasie nie jestem. Wiesz, jedyne na czym sie znam to zabijanie.. ale to chyba już też zauwazyłeś - stwierdził. - Kłopot polega na tym, ze przy tej zarazie, która wytłukła praktycznie cały zachód moja profesja znacząco straciła na wartości - stwierdził. - Widziałem, że spoglądałeś na tego tam - skinął głową na półorka... czy orka. Jedno ścierwo.
Mathaes
Mathaes odwrócił głowę, aby spojrzeć na Urdruna.
-Tego półorka spotkałem, gdy szedłem w stronę Swiftsil. Zaatakowała nas banda goblinoidów i kilku orków. Prawie wcale go nie znam.- Odwrócił się spowrotem do Zethusa. -Mówiłeś coś o zarazie. O niczym takim nie słyszałem. Możesz coś o tym opowiedzieć?- spytał.
Zethus
- Hmm... panowała koło Waterdeep, walczą z nią już od jakiegoś czasu - wojownik pominął fakt, ze wysiekła mu całą rodzinę. - Masa ofiar. Z tamych terenów przyjechałem, nie jestem jednak nosicielem... na szczęście ludzi w barze - stwierdził. Perfidnie skłamał, ale co miał powiedzieć. Raczej wątpił, ze łotrzyk uwierzyłby, że ma ową zarazę w swym ciele, jednak zupełnie pod kontrolą i nie zarazi nikogo? Nie uwierzyłby. - Ogólnie bardzo wesoło. Ludzie umierają w drodze po wodę, w łóżku, podczas prób ostatniego użycia sobie... na różny sposób. Naprawdę zabawne. Wyobraź sobie, ze chędożysz w najlepsze, a tu nagle okazuje się, że trącasz trupa - Zethus parsknął śmiechem.
Mathaes
Zdegustowany półelf z trudem powstrzymał odruch wymiotny.
Dobrze że prawie nic nie jadłem.- przeszło mu przez myśl.
Przypomniało mu się że przed chwilą Zethus trzymał mu rękę na ramieniu. Lekko pobladł.
-Jak można... zarazić się... tym... czymś?- słowa ledwo przechodzily mu przez gardło.
O nie, nie mam ochoty stać się czymś takim- pomyślał.
-I czy jest na to jakieś lekarstwo?
Zethus
Zethus uniósł brew. - Hm.. metoda kropelkowa z tego co pamiętam. Powietrze wydychane zawiera drobnoustroje, które wnikają do oranizmu przez drogi oddechowe i rozpoczynają proces powstawania choroby. Ta zaraza to rodzaj imprezy do upadłego - stwierdził. - Jak juz zaczynasz to kończysz martwy.. albo jak ja - stwierdził. - No w każdym razie wymyłem sie porządnie, wiec raczej nic ci nie grozi - wyszczerzył się.
Mathaes
Łotrzyk głośno wypuścił powietrze z płuc i otarł dłonią spocone czoło.
Uff... teraz było naprawdę gorąco-pomyślał.
-Co miałeś na myśli mówiąc "skończysz martwy, albo jak ja?"- spytał. -Jak udało ci się uniknąć śmierci, mimo iż jesteś chory na to gówno? Magia? Mikstury? Cud?
Zethus
- Szczerze? Nie wiem. Żyję już dużo więcej, niz dawali mi medycy... w czasie jak sami żyli - mruknał Zethus. - No tak czy inaczej mam gdzieś wszystkie choróbska i trucizny na tym swiecie - stwierdził. - Dlatego palę to - wygasił fajke i odsypał pozostałe ziele do oddzielnego woreczka. - Wiesz co to? - zpaytał ciszej.
Mathaes
Łotrzyk przysunął się nieco bliżej Zethusa.
-Z tego co widzę to jakieś ziele. Ale ja niczego nie palę, nie pijam... nie przepadam za takimi rzeczami. A czy ono nie ma przypadkiem... "specjalnych właściwości"? Czy dzięki temu jesteś nadal żywy?
Zethus
- Nie - mruknął Zethus - widziałeś, co zrobiło z muchą? Zaręczam ci, że z większymi organizmami też tak robi, tylko trzeba sie lepiej zaciagnąć.. ah, czy wspominałem, że gdybyś ty się zaciągnał to byś umarł? - zapytał mężczyzna, szczerząc sie. - To czarny lotos, moja ulubiona zabawka. Gęsty, czarny, gryzący, lepki dym. Odpowiednio skierowany utrzymuje sie przez dłuższy czas. Zasłona dymna i świetna broń.. i broń tylko dla mnie - wyszczerzył się. - Nieumarli nie używaja płuc więc też się nią posłużą - dodał. - Na szczęście tu posiadanie tego zielska nie jest zakazane - dodał.
Mathaes
Półelf uniósł brwi.
-Nieumarli?-spytał.-To znaczy że ty jesteś... noo... żywy inaczej...? Nie zrozum mnie źle, tak naprawdę nigdy się jeszcze z czymś takim nie spotkałem... Nie znam się na takich rzeczach, więc nie oczekuj po mnie tego, że wykażę siętu jakąś wiedzą. To robota dla czarodziejów i kapłanów, ja jestem tylko zwykłym poszukiwaczem przygód.
Zethus
- Nie.. jestem żywy. Przynajmnej tak uważam. Oddycham, czuję smak, dotyk i tak dalej - stwierdził Zethus. - Mordowanie nieumarłych to żadna zabawa, nie krzyczą i nie błagają o litosć - dodał. - I nie można ich udusić dymem z fajki - machnął ręką. - Zero zabawy - dodał jeszcze.
Mathaes
Chłopak poczuł, że jego żołądek przewraca się na wszsystkie strony. Najwyraźniej miał już dość rozmowy o zarazach, nieumarłych i mordowaniu ludzi.
-Pozwól, że udam się na spoczynek. Jestem zmęczony po podróży i muszę się porządnie wyspać.- Spojrzał na karczmarza. -Na razie zapłacę tylko za jedną noc, ale może zostanę tutaj dłużej.
Podał pieniądze karczmarzowi.
-Dzięki za rozmowę, Zethusie.
Wstał, ukłonił się i poszedł do pokoju na górze.
Zethus
Mężczyzna machnął mu ręka na pożegnanie. Sam zdecydował się jeszcze pozostać na dole, a nuż coś ciekawego się zdarzy...
Łotrzyk spojrzał na tajemniczego gościa. Ciarki przeszły mu po plecach gdy zauważył w jakim stanie jest ciało tego kogoś. Skrzywił się gdy poczuł jego zapach.
Cholera jasna, chyba zauważył że ukradłem mu kasę- pomyślał.
-Eee... nie mam pojęcia o czym mówisz... przyjacielu...-powiedział, akcentując słowo "przyjaciel" w podobny sposób jak ów mężczyzna.
Ze wszystkich sił, Mathaes starał się ukryć poddenerwowanie.
Zawsze się muszę w coś wpakować... zaraz będzie gorąco...
-Nie chcę Cię urazić, ale... możesz zabrać dłoń z mojego ramienia? Nie czuję się przez to dość komfortowo.
Półelf powoli opuścił dłoń w kierunku zwisającego u pasa rapiera, starając się zrobić to w taki sposób, aby Zethus tego nie zauważył.
Zethus
Oczy wojownika śledziły ruch dłoni łotrzyka. Nie chciał, by ukradł mu jeszcze jego ziele fajkowe. Znizył glos.
-Widzisz tą muchę na szynkwasie? - zapytał łotrzyka, zaciagnał sie fajką i chuchnął na muchę obłokiem czarnego dymu. Owad był martwy. -Nie wychylaj się z ostrzem, bo zanim oni wokół ci pomogą będziesz równie martwy co ta mucha. Masz możliwosć oddania mi mojej kasy i dorzucenia czegoś ekstra, albo zaciągną cią za mordę do straży miejskiej za złodziejstwo - powiedział, znów sie zaciągając. Kolejna, większa partia dymu była przeznaczona dla złodziejaszka.
Mathaes
Mathaes chciał się postawić, ale gdy zobaczył martwego owada, stwierdził, że próba walki nie będzie najlepszym pomysłem. Poza tym, wojownik zawsze mógł donieść strażnikom o popełnionym przez łotrzyka wsytępku.
Ech, Tymora mi nie sprzyja, pomyślał. To chyba kara za moją niewiarę. Bogowie nie będą mi chętnie pomagać.
Łotrzyk spojrzał kątem oka na mijającego go Ur-Gilasha, doszukując się u niego jakiejś pomocy.
Ta, jasne, na pewno mi pomoże. To że razem tu przyszliśmy nic nie znaczy. No, ale jeśli zdecyduje się wstawić za mną, odwdzięczę mu się.
-Dobra, dobra, oddam Ci twoje pieniądze... ale nie dorzucę niczego ekstra. Oddam ci dokładnie tyle ile zabrałem.
Zethus
- Hm... niech ci będzie, robaku - mruknął wojownik. - Nie próbuj tego po raz kolejny - dodał, odbierając swoje pieniądze, po czym usiadł na siedzonku obok. - Hm, jesteś tutejszy? Chyba nie - mruczał wojownk. - Co cię tu sprowadza, co? - zapytał, utkwiwszy parę białych oczu w oblicze łotrzyka. Teraz, gdy był dalej i opadające na jego twarz włosy zasłaniały część jego twarzy można było go nawet wziąć za normalnego człowieka, tylko o mocno poniszczonej i bladej cerze.
Mathaes
Uff, nie było tak źle- pomyślał półelf- a ja się bałem że mnie zabije...
-Nie, nie jestem tutejszy. Mam na imię Mathaes. Pochodzę z...
Chwila, nie mam pojęcia kim jest, ani czego chce ten... człowiek?- przemknęło Mathaesowi przez głowę.
-...z Cormanthoru. Co mnie tu sprowadza, pytasz?- Łotrzyk rozluźnił się trochę. -Sam nie wiem. W sumie to jako półelf, musiałem opuścić rodzinę i udałem się na tułaczkę. Zobaczymy co życie przyniesie. Chciałbym przede wszystkim zdobyć bogactwo.- spogląda mężczyźnie w oczy- Nie, nie w ten sposób. Wybacz, musiałem. Nie jestem teraz przy kasie.- Chłopak przerwał na chwilę. -A ty? Kim jesteś? I co tu robisz?
Zethus
- Zethus jestem, mówiąc szczerze przyjechałem tu przez przypadek... jak zdążyłeś zauważyć też przy kasie nie jestem. Wiesz, jedyne na czym sie znam to zabijanie.. ale to chyba już też zauwazyłeś - stwierdził. - Kłopot polega na tym, ze przy tej zarazie, która wytłukła praktycznie cały zachód moja profesja znacząco straciła na wartości - stwierdził. - Widziałem, że spoglądałeś na tego tam - skinął głową na półorka... czy orka. Jedno ścierwo.
Mathaes
Mathaes odwrócił głowę, aby spojrzeć na Urdruna.
-Tego półorka spotkałem, gdy szedłem w stronę Swiftsil. Zaatakowała nas banda goblinoidów i kilku orków. Prawie wcale go nie znam.- Odwrócił się spowrotem do Zethusa. -Mówiłeś coś o zarazie. O niczym takim nie słyszałem. Możesz coś o tym opowiedzieć?- spytał.
Zethus
- Hmm... panowała koło Waterdeep, walczą z nią już od jakiegoś czasu - wojownik pominął fakt, ze wysiekła mu całą rodzinę. - Masa ofiar. Z tamych terenów przyjechałem, nie jestem jednak nosicielem... na szczęście ludzi w barze - stwierdził. Perfidnie skłamał, ale co miał powiedzieć. Raczej wątpił, ze łotrzyk uwierzyłby, że ma ową zarazę w swym ciele, jednak zupełnie pod kontrolą i nie zarazi nikogo? Nie uwierzyłby. - Ogólnie bardzo wesoło. Ludzie umierają w drodze po wodę, w łóżku, podczas prób ostatniego użycia sobie... na różny sposób. Naprawdę zabawne. Wyobraź sobie, ze chędożysz w najlepsze, a tu nagle okazuje się, że trącasz trupa - Zethus parsknął śmiechem.
Mathaes
Zdegustowany półelf z trudem powstrzymał odruch wymiotny.
Dobrze że prawie nic nie jadłem.- przeszło mu przez myśl.
Przypomniało mu się że przed chwilą Zethus trzymał mu rękę na ramieniu. Lekko pobladł.
-Jak można... zarazić się... tym... czymś?- słowa ledwo przechodzily mu przez gardło.
O nie, nie mam ochoty stać się czymś takim- pomyślał.
-I czy jest na to jakieś lekarstwo?
Zethus
Zethus uniósł brew. - Hm.. metoda kropelkowa z tego co pamiętam. Powietrze wydychane zawiera drobnoustroje, które wnikają do oranizmu przez drogi oddechowe i rozpoczynają proces powstawania choroby. Ta zaraza to rodzaj imprezy do upadłego - stwierdził. - Jak juz zaczynasz to kończysz martwy.. albo jak ja - stwierdził. - No w każdym razie wymyłem sie porządnie, wiec raczej nic ci nie grozi - wyszczerzył się.
Mathaes
Łotrzyk głośno wypuścił powietrze z płuc i otarł dłonią spocone czoło.
Uff... teraz było naprawdę gorąco-pomyślał.
-Co miałeś na myśli mówiąc "skończysz martwy, albo jak ja?"- spytał. -Jak udało ci się uniknąć śmierci, mimo iż jesteś chory na to gówno? Magia? Mikstury? Cud?
Zethus
- Szczerze? Nie wiem. Żyję już dużo więcej, niz dawali mi medycy... w czasie jak sami żyli - mruknał Zethus. - No tak czy inaczej mam gdzieś wszystkie choróbska i trucizny na tym swiecie - stwierdził. - Dlatego palę to - wygasił fajke i odsypał pozostałe ziele do oddzielnego woreczka. - Wiesz co to? - zpaytał ciszej.
Mathaes
Łotrzyk przysunął się nieco bliżej Zethusa.
-Z tego co widzę to jakieś ziele. Ale ja niczego nie palę, nie pijam... nie przepadam za takimi rzeczami. A czy ono nie ma przypadkiem... "specjalnych właściwości"? Czy dzięki temu jesteś nadal żywy?
Zethus
- Nie - mruknął Zethus - widziałeś, co zrobiło z muchą? Zaręczam ci, że z większymi organizmami też tak robi, tylko trzeba sie lepiej zaciagnąć.. ah, czy wspominałem, że gdybyś ty się zaciągnał to byś umarł? - zapytał mężczyzna, szczerząc sie. - To czarny lotos, moja ulubiona zabawka. Gęsty, czarny, gryzący, lepki dym. Odpowiednio skierowany utrzymuje sie przez dłuższy czas. Zasłona dymna i świetna broń.. i broń tylko dla mnie - wyszczerzył się. - Nieumarli nie używaja płuc więc też się nią posłużą - dodał. - Na szczęście tu posiadanie tego zielska nie jest zakazane - dodał.
Mathaes
Półelf uniósł brwi.
-Nieumarli?-spytał.-To znaczy że ty jesteś... noo... żywy inaczej...? Nie zrozum mnie źle, tak naprawdę nigdy się jeszcze z czymś takim nie spotkałem... Nie znam się na takich rzeczach, więc nie oczekuj po mnie tego, że wykażę siętu jakąś wiedzą. To robota dla czarodziejów i kapłanów, ja jestem tylko zwykłym poszukiwaczem przygód.
Zethus
- Nie.. jestem żywy. Przynajmnej tak uważam. Oddycham, czuję smak, dotyk i tak dalej - stwierdził Zethus. - Mordowanie nieumarłych to żadna zabawa, nie krzyczą i nie błagają o litosć - dodał. - I nie można ich udusić dymem z fajki - machnął ręką. - Zero zabawy - dodał jeszcze.
Mathaes
Chłopak poczuł, że jego żołądek przewraca się na wszsystkie strony. Najwyraźniej miał już dość rozmowy o zarazach, nieumarłych i mordowaniu ludzi.
-Pozwól, że udam się na spoczynek. Jestem zmęczony po podróży i muszę się porządnie wyspać.- Spojrzał na karczmarza. -Na razie zapłacę tylko za jedną noc, ale może zostanę tutaj dłużej.
Podał pieniądze karczmarzowi.
-Dzięki za rozmowę, Zethusie.
Wstał, ukłonił się i poszedł do pokoju na górze.
Zethus
Mężczyzna machnął mu ręka na pożegnanie. Sam zdecydował się jeszcze pozostać na dole, a nuż coś ciekawego się zdarzy...
A d'yaebl aep arse!

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Zapomnialem dopisać:
Rozmowa miała być długa, więc prowadziliśmy ją razem z Mr.Z na gg, a potem wrzuciłem to tutaj, w jednym kawałku, aby uniknąć zbędnego nabijania postów.
Rozmowa miała być długa, więc prowadziliśmy ją razem z Mr.Z na gg, a potem wrzuciłem to tutaj, w jednym kawałku, aby uniknąć zbędnego nabijania postów.
A d'yaebl aep arse!

-
- Marynarz
- Posty: 150
- Rejestracja: środa, 21 marca 2007, 20:30
- Numer GG: 6737454
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Urdrun
Półork uśmiechnął się na wieść o Jacobie i kłopotach jakie sprawia gospodarzowi.
- On cie denerwuje? Ja moge go zbić. Robiłem już takie rzeczy. Połamie się mu parę żeber i nie będzie się już kozaczył! Dałeś mi piwo, mogę to zrobić tu i teraz. barbarzyńca spojrzał zachęcająco na karczmarza.
Z przydługawej rozmowy Mathaesa i Zethusa półork nie zrozumiał zbyt wiele. Smród nieznajomego nie podobał się Urdrunowi. Dla porównania podniósł pachę i powąchał... nie, to nie to samo.
Półork uśmiechnął się na wieść o Jacobie i kłopotach jakie sprawia gospodarzowi.
- On cie denerwuje? Ja moge go zbić. Robiłem już takie rzeczy. Połamie się mu parę żeber i nie będzie się już kozaczył! Dałeś mi piwo, mogę to zrobić tu i teraz. barbarzyńca spojrzał zachęcająco na karczmarza.
Z przydługawej rozmowy Mathaesa i Zethusa półork nie zrozumiał zbyt wiele. Smród nieznajomego nie podobał się Urdrunowi. Dla porównania podniósł pachę i powąchał... nie, to nie to samo.

-
- Marynarz
- Posty: 165
- Rejestracja: środa, 8 marca 2006, 19:10
- Numer GG: 5211689
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Mary wchodzi do pokoiku, i rozglada sie.Calkiem niezle, jak na taka cenePodchodzi do lustra, zaglada.Taa, od czasu do czasu przydaloby sie umyc.Z ulga sciaga czarny plaszcz, rzuca go na komode i pada na lozko.

-
- Marynarz
- Posty: 195
- Rejestracja: środa, 18 lipca 2007, 11:10
- Numer GG: 2461120
- Lokalizacja: Twisting Nether
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Zethus
Krótka konwersacja z półelfem zwolniła tempo reagowania Zethusa. Poczuł, że cała atmosfera w karczmie stała się wolniejsza. Tak wolna,że aż nudna i z tych nudów zaczął obracać w rękach fajkę z Czarnym Lotosem. Klienci ( którzy oczywiście nie wynieśli sie zaraz po ujrzeniu gnijącego, żywego człowieka) poczęli się zbierać do domów po mile spędzonym wieczorze. Nikt z całego towarzystwa nie zasłużył na uwagę Zethusa. Wojownik najczęściej przeskakiwał wzrokiem, to po paladynie i jego kompanie, małej elfce to po siedzącym obok orku, patrzącym teraz na niego krzywo.W kącie niedaleko kominka rozsiadł się jeszcze jeden, ale sprytnie ukrył swoje oblicze, pozostając anonimowy.Człowiek domyślał się tylko jego rasy, reszta była zagadką. Także karczmarz jakby przywyknął do gościa. Te jakże "pasjonujące" taksowanie ślepiami przerwał barczysty facet, którego o ile pamięta Zethus, przepędził z miejsca przy oknie. Ten łapiąc wojownika za ramię odezwał się:
- Nie myśl, że ujdzie ci płazem, żeś nas przegonił z naszego miejsca, panie ważny. Nie wiem skądżeś się urwał, cwaniaczku, ale źle trafiłeś. Skoro czujesz się na tyle pewnie, to może nam pokażesz, jaki jesteś kozak. Zobaczmy,
czy to ramię nie urwie ci się przy małej rywalizacji. -zdjął silną łapę z ramienia, po czym wszystkich wokoło dobiegł chrzęst rozprostowywanych kości.
Mathaes
Mathaes pomyślał, że na dziś dość tak niezwykłych znajomości. Sen męczył półelfa wielce. Karczmarz nieco z obrzydzeniem zgarnął srebrzaka z lady mówiąc coś jeszcze półgłosem do łotrzyka:
-Jeśli jutro coś od niego złapiesz, to nie licz na moją pomoc. - Bullrop najwidoczniej słyszał nieco z tej rozmowy.
Widać po nim, że to strachajło. Na dodatek czyścioch jakich mało. Ile razy można polerować ten cholerny blat?- pomyślał elf. Udał się na górę, gdzie znajdował się rozległy korytarz. Bez problemu odnalazł pokój.
Nie były to jakieś królewskie warunki, ale to w zasadzie nie było potrzebne. Miękkie łóżko, mała komoda, duże okno z którego spoglądał Księżyc całkowicie wystarczało.
Z dołu słychać było tylko pojedyncze stąpanie rozchodzących się po domach ludzi.
Ur-Gilash
Amaril nieco się rozmyślił, po chwili dodał:
-Cóż, postaramy się o ta przepustkę jutro. Ogarnia mnie zmęczenie. Zamówię dla siebie pokój- elf powędrował do
Bullropa, zagadał i otrzymał klucz. Młoda elfka także wynajęła pokój, po drodze ziewając. W karczmie zrobiło się cicho. Reszta klientów zbierała się do domu. Tylko jeden nieogolony bysior poczłapał w stronę lady. Zatrzymał się przy wojowniku i widocznie leżało mu coś na wątrobie, szykując się chyba do bójki.
Shruiken
Drow nieco rozczarowany wynikiem małej konfrontacji między łotrzykiem a wojownikiem odczuwał wielką nudę. Po chwili także zmęczenie, ale był w stanie powstrzymać się od zaśnięcia, w przeciwieństwie do reszty kompanii, która po kolei sięgał po klucz do pokoi. Shruiken miał się już zbierać gdy do baru wpadła jeszcze para klientów. Jednak na wychylenie kielicha było już nieco za późno. Pewnie zatrzymują się tu na dziś. Drowi wzrok ponownie skierował się na wojownika w towarzystwie wysokiego i barczystego faceta. Sądząc po gestykulacji, tym razem walk go nie ominie.
Urdun
- Nie przyjacielu... miałem na myśli tego obrzydliwego faceta obok nas. A Jacob nam nie zawadza. Zbytnio.
Ale jeśli chcesz naprać im obu, to nikt się nie pogniewa, a o nagrodzie byśmy porozmawiali- zaśmiał się pod nosem w przerwie, między podawaniem kluczy twoim kompanom.
-Tylko błagam, załatw to na zewnątrz, nienawidzę, kiedy klienci roznoszą wszędzie ślady krwi po podłodze.
Urdun spojrzał ponownie na cuchnącego człowieka. Jego skóra była pomarszczona i blada, można by rzec, że dla orka to żadna robota takiemu połamać żebra. Ork rozglądał się za Jacobem, aby porównać tych dwóch typków. Mało było już ludzi w pomieszczeniu, a więc bez trudu odnalazłeś wielkiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. 3-dniowy zarost nadawał jego twarzy nieco grozy. Grał z towarzyszami w karty, ale za chwilę rzucił swoje na stół i szybko ruszył do gnijącego wojownika. Po rozmowie było pewne, że zapowiada się bijatyka lub lepiej. Jacob czekał tylko na odpowiedź oprycha.
Mary
Łóżko było naprawdę miękkie, zdawało jej się, że tonie w masie pierza i puchu. Z okna dobijał się blask Księżyca.
Niezwykła cisza i spokój. Tylko co chwila ktoś uderzał butami o podłogę w korytarzu, a następnie skrzypiąc drzwiami swego pokoju. I już myślała, że zaśnie w błogim spokoju, lecz ciągły tupot i skrzypienie podłogi na parterze przeszkodziły Mary.
Errer Avares
To co zobaczyłeś w ostatnich dniach zupełnie cię zadziwiło. Wysokie, ceglane budowle, trwałe i wytrzymałe, mnóstwo ludzi, których do tej pory z rzadka widywałeś w lasach. Od wejścia doszedł cię tutejszy ruch i wrzawa. Dużo hałasu i mnóstwo ludzi. gdzieś w tłumie można było ujrzeć długie uszy, ale nie byli to raczej ci sami dzicy pobratymcy, których ty znałeś. Włóczyłeś się po Swiftsil, bo tak się miasto zwało dobrych parę godzin, w końcu zaczepił cię jeden mężczyzna ubrany w koszulkę kolczą i trzymający w dłoni ostrą halabardę. Zapewne tutejszy strażnik. Wypytywał się, czego szukasz, bo obserwował cię od dawna. Nieco zdezorientowany, nie wiedziałeś co mu odpowiedzieć, wspomniałeś coś o jedzeniu. Strażnik zaprowadził cię więc do jednego z większych budynków w tym mieście. Na tablicy, wiszącej na zewnątrz widniał napis "Byczy kufel"- cokolwiek to znaczy. Wspomniało ci się coś o karczmach,w których ludzie najczęściej spędzali czas po ciężkim dniu.Wartownik wrócił do swych obowiązków, a w środku zastałeś samego właściciela karczmy. Nie wiedząc sam czego chciałeś poprosiłeś o jedzenie i o spanie. Emocje i nowe wrażenia robią swoje. Grubawy mężczyzna przedstawił się jako Bullrop, podał ci sowitą pieczeń z ziemniakami. co prawda domagał się pieniędzy za wynajem pokoju i posiłek, lecz wiedział, że coś jest nie tak. Powiedział tylko, że pierwszy raz
spotyka się z takim krasnoludem jak ty. Ty zwyczajnie skończyłeś jeść i znużony poszedłeś się zdrzemnąć. Nim wstałeś do twoich oczu doszło światło wychodzącego zza chmur Księżyca. Do twoich uszu zaś dobiegały liczne kroki i rozmowa ludzi na dole.
Aznar
"Przygoda czeka wszędzie, trzeba tylko dobrze się rozglądać"- mówił sobie często w myślach paladyn, a najczęściej wtedy, gdy jego cierpliwość była na granicy wyczerpania. Mimo to wierzył, że Lathander niedługo da mu szansę udowodnienia, jak bardzo oddany jest każdej sprawie w jego imieniu. Lecz ten dzień musiał zawitać dopiero po tygodniu tułaczki przez Zachodnie Ziemie Centralne. Aznar zdołał przez ten czas stracić większą część swojego majątku. Bał się, że wkrótce będzie musiał gdzieś przystanąć aby odpocząć. Obraną przez niego trasą nie wielu uczęszczało, a od dwóch dni nikt tędy nie przejeżdżał. W końcu Lathander przypomniał sobie o Aznarze. W południe
zatrzymał się koło niego mały wóz kupiecki, którym jechało 2 mężczyzn i kobieta. Powiedzieli chłopakowi, że tylko pół dnia dzieli go od miasta Swiftsil, gdzie i oni się kierują. Paladyn w ramach podziękowania przystał na towarzystwo kupców przez reszt podróży. Czas upływał w miłej atmosferze. Ludzie rozbawiali młodego aasimara, a ten, nie będąc dłużnym opowiadał o swoich dotychczasowych wyprawach. Po wieczór wóz kupców zatrzymał się, a kobieta poprosiła o mały postój, po czym pobiegła w głąb lasu. Chwilę później wokół Aznara zaświszczały strzały.
Z krzaków wyskoczyła trójka uzbrojonych łotrów. Z łuku zaś strzelała kobieta. Wszystko było jasne- kupcy zdradzili. Rozpoczęła się ciężka walka. Bandyci nie byli zwykłymi amatorami, co świadczyło ilości ran zadanych Aznarowi.Ten, jednak miał za sobą już wiele walk i jeszcze więcej ran. Łaska Lathandera spłynęła na niego. Ciała wrogów padały po kolei, pozostawiając tylko na polu walki przestraszoną kobietę, która po chwili zniknęła miedzy drzewami. Wycieńczony paladyn wsiadł na konia, marząc aby reszta drogi, jak mu została obyła się bez niespodzianek. Wkrótce ujrzał bramy Swiftsil. Strażnicy na widok paladyna schylili głowy nie pytając go o nic.
Aznar był bezpieczny. Zsiadł z konia, po czym dopiero teraz dały o sobie znać co większe rany. Było już nieco za późno na lekarza, ale może w karczmie opatrzy rany, więc tam skierował swoje kroki. Już na sam widok speluny " Byczy Kufel" zmarkotniał, ale strażnik powiedział mu, że to jedyna w tej części karczma. W środku panował spokój. O tej porze nie krzątało się tu wielu klientów. Przy ladzie siedział ork a obok niego paskudny oprych, rozmawiający z prawie dwa razy większym od niego mężczyzną. Przy wejściu powitała go twarz genasiego. Także paladyna.
Krótka konwersacja z półelfem zwolniła tempo reagowania Zethusa. Poczuł, że cała atmosfera w karczmie stała się wolniejsza. Tak wolna,że aż nudna i z tych nudów zaczął obracać w rękach fajkę z Czarnym Lotosem. Klienci ( którzy oczywiście nie wynieśli sie zaraz po ujrzeniu gnijącego, żywego człowieka) poczęli się zbierać do domów po mile spędzonym wieczorze. Nikt z całego towarzystwa nie zasłużył na uwagę Zethusa. Wojownik najczęściej przeskakiwał wzrokiem, to po paladynie i jego kompanie, małej elfce to po siedzącym obok orku, patrzącym teraz na niego krzywo.W kącie niedaleko kominka rozsiadł się jeszcze jeden, ale sprytnie ukrył swoje oblicze, pozostając anonimowy.Człowiek domyślał się tylko jego rasy, reszta była zagadką. Także karczmarz jakby przywyknął do gościa. Te jakże "pasjonujące" taksowanie ślepiami przerwał barczysty facet, którego o ile pamięta Zethus, przepędził z miejsca przy oknie. Ten łapiąc wojownika za ramię odezwał się:
- Nie myśl, że ujdzie ci płazem, żeś nas przegonił z naszego miejsca, panie ważny. Nie wiem skądżeś się urwał, cwaniaczku, ale źle trafiłeś. Skoro czujesz się na tyle pewnie, to może nam pokażesz, jaki jesteś kozak. Zobaczmy,
czy to ramię nie urwie ci się przy małej rywalizacji. -zdjął silną łapę z ramienia, po czym wszystkich wokoło dobiegł chrzęst rozprostowywanych kości.
Mathaes
Mathaes pomyślał, że na dziś dość tak niezwykłych znajomości. Sen męczył półelfa wielce. Karczmarz nieco z obrzydzeniem zgarnął srebrzaka z lady mówiąc coś jeszcze półgłosem do łotrzyka:
-Jeśli jutro coś od niego złapiesz, to nie licz na moją pomoc. - Bullrop najwidoczniej słyszał nieco z tej rozmowy.
Widać po nim, że to strachajło. Na dodatek czyścioch jakich mało. Ile razy można polerować ten cholerny blat?- pomyślał elf. Udał się na górę, gdzie znajdował się rozległy korytarz. Bez problemu odnalazł pokój.
Nie były to jakieś królewskie warunki, ale to w zasadzie nie było potrzebne. Miękkie łóżko, mała komoda, duże okno z którego spoglądał Księżyc całkowicie wystarczało.
Z dołu słychać było tylko pojedyncze stąpanie rozchodzących się po domach ludzi.
Ur-Gilash
Amaril nieco się rozmyślił, po chwili dodał:
-Cóż, postaramy się o ta przepustkę jutro. Ogarnia mnie zmęczenie. Zamówię dla siebie pokój- elf powędrował do
Bullropa, zagadał i otrzymał klucz. Młoda elfka także wynajęła pokój, po drodze ziewając. W karczmie zrobiło się cicho. Reszta klientów zbierała się do domu. Tylko jeden nieogolony bysior poczłapał w stronę lady. Zatrzymał się przy wojowniku i widocznie leżało mu coś na wątrobie, szykując się chyba do bójki.
Shruiken
Drow nieco rozczarowany wynikiem małej konfrontacji między łotrzykiem a wojownikiem odczuwał wielką nudę. Po chwili także zmęczenie, ale był w stanie powstrzymać się od zaśnięcia, w przeciwieństwie do reszty kompanii, która po kolei sięgał po klucz do pokoi. Shruiken miał się już zbierać gdy do baru wpadła jeszcze para klientów. Jednak na wychylenie kielicha było już nieco za późno. Pewnie zatrzymują się tu na dziś. Drowi wzrok ponownie skierował się na wojownika w towarzystwie wysokiego i barczystego faceta. Sądząc po gestykulacji, tym razem walk go nie ominie.
Urdun
- Nie przyjacielu... miałem na myśli tego obrzydliwego faceta obok nas. A Jacob nam nie zawadza. Zbytnio.
Ale jeśli chcesz naprać im obu, to nikt się nie pogniewa, a o nagrodzie byśmy porozmawiali- zaśmiał się pod nosem w przerwie, między podawaniem kluczy twoim kompanom.
-Tylko błagam, załatw to na zewnątrz, nienawidzę, kiedy klienci roznoszą wszędzie ślady krwi po podłodze.
Urdun spojrzał ponownie na cuchnącego człowieka. Jego skóra była pomarszczona i blada, można by rzec, że dla orka to żadna robota takiemu połamać żebra. Ork rozglądał się za Jacobem, aby porównać tych dwóch typków. Mało było już ludzi w pomieszczeniu, a więc bez trudu odnalazłeś wielkiego, dobrze zbudowanego mężczyznę. 3-dniowy zarost nadawał jego twarzy nieco grozy. Grał z towarzyszami w karty, ale za chwilę rzucił swoje na stół i szybko ruszył do gnijącego wojownika. Po rozmowie było pewne, że zapowiada się bijatyka lub lepiej. Jacob czekał tylko na odpowiedź oprycha.
Mary
Łóżko było naprawdę miękkie, zdawało jej się, że tonie w masie pierza i puchu. Z okna dobijał się blask Księżyca.
Niezwykła cisza i spokój. Tylko co chwila ktoś uderzał butami o podłogę w korytarzu, a następnie skrzypiąc drzwiami swego pokoju. I już myślała, że zaśnie w błogim spokoju, lecz ciągły tupot i skrzypienie podłogi na parterze przeszkodziły Mary.
Errer Avares
To co zobaczyłeś w ostatnich dniach zupełnie cię zadziwiło. Wysokie, ceglane budowle, trwałe i wytrzymałe, mnóstwo ludzi, których do tej pory z rzadka widywałeś w lasach. Od wejścia doszedł cię tutejszy ruch i wrzawa. Dużo hałasu i mnóstwo ludzi. gdzieś w tłumie można było ujrzeć długie uszy, ale nie byli to raczej ci sami dzicy pobratymcy, których ty znałeś. Włóczyłeś się po Swiftsil, bo tak się miasto zwało dobrych parę godzin, w końcu zaczepił cię jeden mężczyzna ubrany w koszulkę kolczą i trzymający w dłoni ostrą halabardę. Zapewne tutejszy strażnik. Wypytywał się, czego szukasz, bo obserwował cię od dawna. Nieco zdezorientowany, nie wiedziałeś co mu odpowiedzieć, wspomniałeś coś o jedzeniu. Strażnik zaprowadził cię więc do jednego z większych budynków w tym mieście. Na tablicy, wiszącej na zewnątrz widniał napis "Byczy kufel"- cokolwiek to znaczy. Wspomniało ci się coś o karczmach,w których ludzie najczęściej spędzali czas po ciężkim dniu.Wartownik wrócił do swych obowiązków, a w środku zastałeś samego właściciela karczmy. Nie wiedząc sam czego chciałeś poprosiłeś o jedzenie i o spanie. Emocje i nowe wrażenia robią swoje. Grubawy mężczyzna przedstawił się jako Bullrop, podał ci sowitą pieczeń z ziemniakami. co prawda domagał się pieniędzy za wynajem pokoju i posiłek, lecz wiedział, że coś jest nie tak. Powiedział tylko, że pierwszy raz
spotyka się z takim krasnoludem jak ty. Ty zwyczajnie skończyłeś jeść i znużony poszedłeś się zdrzemnąć. Nim wstałeś do twoich oczu doszło światło wychodzącego zza chmur Księżyca. Do twoich uszu zaś dobiegały liczne kroki i rozmowa ludzi na dole.
Aznar
"Przygoda czeka wszędzie, trzeba tylko dobrze się rozglądać"- mówił sobie często w myślach paladyn, a najczęściej wtedy, gdy jego cierpliwość była na granicy wyczerpania. Mimo to wierzył, że Lathander niedługo da mu szansę udowodnienia, jak bardzo oddany jest każdej sprawie w jego imieniu. Lecz ten dzień musiał zawitać dopiero po tygodniu tułaczki przez Zachodnie Ziemie Centralne. Aznar zdołał przez ten czas stracić większą część swojego majątku. Bał się, że wkrótce będzie musiał gdzieś przystanąć aby odpocząć. Obraną przez niego trasą nie wielu uczęszczało, a od dwóch dni nikt tędy nie przejeżdżał. W końcu Lathander przypomniał sobie o Aznarze. W południe
zatrzymał się koło niego mały wóz kupiecki, którym jechało 2 mężczyzn i kobieta. Powiedzieli chłopakowi, że tylko pół dnia dzieli go od miasta Swiftsil, gdzie i oni się kierują. Paladyn w ramach podziękowania przystał na towarzystwo kupców przez reszt podróży. Czas upływał w miłej atmosferze. Ludzie rozbawiali młodego aasimara, a ten, nie będąc dłużnym opowiadał o swoich dotychczasowych wyprawach. Po wieczór wóz kupców zatrzymał się, a kobieta poprosiła o mały postój, po czym pobiegła w głąb lasu. Chwilę później wokół Aznara zaświszczały strzały.
Z krzaków wyskoczyła trójka uzbrojonych łotrów. Z łuku zaś strzelała kobieta. Wszystko było jasne- kupcy zdradzili. Rozpoczęła się ciężka walka. Bandyci nie byli zwykłymi amatorami, co świadczyło ilości ran zadanych Aznarowi.Ten, jednak miał za sobą już wiele walk i jeszcze więcej ran. Łaska Lathandera spłynęła na niego. Ciała wrogów padały po kolei, pozostawiając tylko na polu walki przestraszoną kobietę, która po chwili zniknęła miedzy drzewami. Wycieńczony paladyn wsiadł na konia, marząc aby reszta drogi, jak mu została obyła się bez niespodzianek. Wkrótce ujrzał bramy Swiftsil. Strażnicy na widok paladyna schylili głowy nie pytając go o nic.
Aznar był bezpieczny. Zsiadł z konia, po czym dopiero teraz dały o sobie znać co większe rany. Było już nieco za późno na lekarza, ale może w karczmie opatrzy rany, więc tam skierował swoje kroki. Już na sam widok speluny " Byczy Kufel" zmarkotniał, ale strażnik powiedział mu, że to jedyna w tej części karczma. W środku panował spokój. O tej porze nie krzątało się tu wielu klientów. Przy ladzie siedział ork a obok niego paskudny oprych, rozmawiający z prawie dwa razy większym od niego mężczyzną. Przy wejściu powitała go twarz genasiego. Także paladyna.
"They themselves are miserable. That's why they need someone more miserable than them.Those are not human.Those are not people..."

-
- Mat
- Posty: 468
- Rejestracja: czwartek, 29 listopada 2007, 12:11
- Numer GG: 11764336
- Lokalizacja: Leszno
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Errer Avares
Krasnolud nie przywykł jeszcze do hałasów cywilizacji... Przecież przy takich dźwiękach nie można spać! Oburzył się Errer odgrażając pięścią podłodze. Jedno było pewne: W tym momencie nie ma szans na zaśnięcie. A może by tak zejść na dół i zobaczyć co się dzieje? W końcu będę się musiał przyzwyczaić do tego wszystkiego... Czemu nie miałbym zacząć od zaraz? Krasnolud wstał z łóżka i zaczął ubierać swój błękitno granatowy strój. Kiedy skończył gimnastykować się z spodniami, kaftanem i innymi częściami garderoby, rozpoczął codzienny maraton ze swoimi włosami: Miał długie jasne włosy, opadające na ramiona i musiał długo je pielęgnować, by wyglądały jak należy. Już prawie wychodził z pokoju, jednak przejechał swoją dłonią po twarzy. Pieprzony krasnoludzki zarost! Moje przekleństwo... Czasami muszę się golić dwa razy dziennie, żeby uzyskać odpowiedni efekt. Wyciągnął brzytwę i zaczął się golić. Hałasy na dole stawały się coraz bardziej głośne. Kiedy na jego twarzy nie można było zobaczyć już ani jednej oznaki "dumy krasnoludów", postanowił zejść na dół. Był bardzo ciekawy co tam się dzieje, co w takim miejscu i o takie porze mogą robić mieszkańcy miast... Zszedł na dół usiadł przy kominku i obserwował wszystko i wszystkich ciekawym świata, ale także mocno wystraszonym wzrokiem.
Krasnolud nie przywykł jeszcze do hałasów cywilizacji... Przecież przy takich dźwiękach nie można spać! Oburzył się Errer odgrażając pięścią podłodze. Jedno było pewne: W tym momencie nie ma szans na zaśnięcie. A może by tak zejść na dół i zobaczyć co się dzieje? W końcu będę się musiał przyzwyczaić do tego wszystkiego... Czemu nie miałbym zacząć od zaraz? Krasnolud wstał z łóżka i zaczął ubierać swój błękitno granatowy strój. Kiedy skończył gimnastykować się z spodniami, kaftanem i innymi częściami garderoby, rozpoczął codzienny maraton ze swoimi włosami: Miał długie jasne włosy, opadające na ramiona i musiał długo je pielęgnować, by wyglądały jak należy. Już prawie wychodził z pokoju, jednak przejechał swoją dłonią po twarzy. Pieprzony krasnoludzki zarost! Moje przekleństwo... Czasami muszę się golić dwa razy dziennie, żeby uzyskać odpowiedni efekt. Wyciągnął brzytwę i zaczął się golić. Hałasy na dole stawały się coraz bardziej głośne. Kiedy na jego twarzy nie można było zobaczyć już ani jednej oznaki "dumy krasnoludów", postanowił zejść na dół. Był bardzo ciekawy co tam się dzieje, co w takim miejscu i o takie porze mogą robić mieszkańcy miast... Zszedł na dół usiadł przy kominku i obserwował wszystko i wszystkich ciekawym świata, ale także mocno wystraszonym wzrokiem.
Mój miecz to moja siła

-
- Marynarz
- Posty: 150
- Rejestracja: środa, 21 marca 2007, 20:30
- Numer GG: 6737454
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Urdrun
-Aha, tego śmierdziela trzeba zbić. No to nie ma sprawy. Zrobię to z przyjemnością. Jacobem też się zajmę, ale później.
- O, zobacz, zaraz pozabijają się nawzajem! wykrzyknął ork gdy usłyszał zaczepkę Jacoba
Nie czekając dłużej barbarzyńca wstał, chwycił w swoje krzepkie łapy topór i stanął koło Jacoba. Skinął mu głową i powiedział:
- Mi też on się nie podoba! Może wyprowadzimy go na tyły karczmy i nauczymy dobrych manier? mówiąc to półork spoglądał wyzywająco na nieznajomego.
- Słyszysz śmierdzielu! Wychodzimy! Nie chce żeby twoja cuchnąca krew zachlapała podłogę naszemu miłemu gospodarzowi. Za dużo byłoby sprzątania!
Urdrun niecierpliwie pocierał trzonek topora. Nie mógł się już doczekać chwili, w której zatopi jego ostrze w gnijącym ciele tej istoty.
-Aha, tego śmierdziela trzeba zbić. No to nie ma sprawy. Zrobię to z przyjemnością. Jacobem też się zajmę, ale później.
- O, zobacz, zaraz pozabijają się nawzajem! wykrzyknął ork gdy usłyszał zaczepkę Jacoba
Nie czekając dłużej barbarzyńca wstał, chwycił w swoje krzepkie łapy topór i stanął koło Jacoba. Skinął mu głową i powiedział:
- Mi też on się nie podoba! Może wyprowadzimy go na tyły karczmy i nauczymy dobrych manier? mówiąc to półork spoglądał wyzywająco na nieznajomego.
- Słyszysz śmierdzielu! Wychodzimy! Nie chce żeby twoja cuchnąca krew zachlapała podłogę naszemu miłemu gospodarzowi. Za dużo byłoby sprzątania!
Urdrun niecierpliwie pocierał trzonek topora. Nie mógł się już doczekać chwili, w której zatopi jego ostrze w gnijącym ciele tej istoty.

-
- Mat
- Posty: 554
- Rejestracja: sobota, 18 sierpnia 2007, 17:35
- Numer GG: 6781941
- Lokalizacja: Duchnice k/Pruszkowa
Re: [Forgotten Realms] Podniebny terror
Mathaes
Łotrzyk rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do okna i sprawdził w jaki sposób jest zabezpieczone przed włamaniem. Otworzył komodę i zajrzał pod łóżko w poszukiwaniu pozostawionych przez poprzednich lokatorów przedmiotów. Spojrzał przez okno na księżyc.
A może Corellon? Lub Eilistraee? Ech... nie chcę stać się częścią jakiegoś cholernego muru!
Mathaes zdjął skórznię i położył pancerz na komodzie. Ściągnął z siebie kamizelkę i rzucił ją niedbale na łóżko. Nałożył bełt na cięciwę kuszy. Wyciągnął zza pasa rapier i położył obok pancerza.
Dobrze byłoby się umyć.-Pomyślał.
W ciemnozielonej koszuli i spodniach wyszedł na korytarz. Sprawdził czy krótki miecz dobrze wychodzi z pochwy. Wolał go mieć przy sobie, a w ciasnym korytarzu miałby problemy z walką przy użyciu rapiera. Zamknął za sobą drzwi na klucz i poszedł w kierunku pomieszczenia, które wyglądało na łazienkę.
Łotrzyk rozejrzał się po pomieszczeniu. Podszedł do okna i sprawdził w jaki sposób jest zabezpieczone przed włamaniem. Otworzył komodę i zajrzał pod łóżko w poszukiwaniu pozostawionych przez poprzednich lokatorów przedmiotów. Spojrzał przez okno na księżyc.
A może Corellon? Lub Eilistraee? Ech... nie chcę stać się częścią jakiegoś cholernego muru!
Mathaes zdjął skórznię i położył pancerz na komodzie. Ściągnął z siebie kamizelkę i rzucił ją niedbale na łóżko. Nałożył bełt na cięciwę kuszy. Wyciągnął zza pasa rapier i położył obok pancerza.
Dobrze byłoby się umyć.-Pomyślał.
W ciemnozielonej koszuli i spodniach wyszedł na korytarz. Sprawdził czy krótki miecz dobrze wychodzi z pochwy. Wolał go mieć przy sobie, a w ciasnym korytarzu miałby problemy z walką przy użyciu rapiera. Zamknął za sobą drzwi na klucz i poszedł w kierunku pomieszczenia, które wyglądało na łazienkę.
A d'yaebl aep arse!
