[Freestyle] Harmondale - dom graczy
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Sangathan
Wojownik nie mógł nie zgodzić się z Ardelem. Pieniądze nie powinny być trudne do zdobycia. Tym bardziej, ze chyba każdy z nich miał nieco inne monety. Przybywali z różnych stron świata...
- Niech każdy wyłozy jedną monetę. Może okaże się, że jedno zadanie już mamy wykonane - zastanowił się na głos. Nie zdążył jednakże sięgnąć ku sakiewce.
Elf uśmiechnął się widząc malca pytającego czy chcą kupić mapę. Odważny. Widac to nie była dla niego pierwszyzna. I dobrze, że malec umie dbać o siebie. W przyszłości będzie potrafił zadbać o rodzinę. Elf westchnął głeboko.
- Drogi Harfiarzu, choć ani przez chwilę nie chcę wątpić w piękno twych pieśni to jednak nimi brzucha nie napełnisz... A te nieszczęsne skrawki szlachetnych metali pozwalają jedzenie zakupić... - westchnął.
- Siadaj młodzieńcze i przedstaw nam swe miano. Porozmawiajmy o tym ile dla ciebie to jest "tanio". To pojęcie względne. Dla jednego tanio to będą 3 miasta i stado krów, dla innego to kilka ziaren fasoli... Ja na przykład nie należę do zamożnych, a cenniejsze dla mnie od błyszczących monet są gwiazdy na niebie i strumień szemrzący wśród skał - powiedział wpatrując się w chłopca srebrnymi, dziwnymi oczami. Jakże pragnął widzieć teraz kolory otaczającego go świata. Poczuł delikatne uczucie zazdrości, gdy spojrzał na towarzyszy. Świat w odcieniach szarości jest smutnym miejscem... Elf nie lubił smutku...
Wojownik nie mógł nie zgodzić się z Ardelem. Pieniądze nie powinny być trudne do zdobycia. Tym bardziej, ze chyba każdy z nich miał nieco inne monety. Przybywali z różnych stron świata...
- Niech każdy wyłozy jedną monetę. Może okaże się, że jedno zadanie już mamy wykonane - zastanowił się na głos. Nie zdążył jednakże sięgnąć ku sakiewce.
Elf uśmiechnął się widząc malca pytającego czy chcą kupić mapę. Odważny. Widac to nie była dla niego pierwszyzna. I dobrze, że malec umie dbać o siebie. W przyszłości będzie potrafił zadbać o rodzinę. Elf westchnął głeboko.
- Drogi Harfiarzu, choć ani przez chwilę nie chcę wątpić w piękno twych pieśni to jednak nimi brzucha nie napełnisz... A te nieszczęsne skrawki szlachetnych metali pozwalają jedzenie zakupić... - westchnął.
- Siadaj młodzieńcze i przedstaw nam swe miano. Porozmawiajmy o tym ile dla ciebie to jest "tanio". To pojęcie względne. Dla jednego tanio to będą 3 miasta i stado krów, dla innego to kilka ziaren fasoli... Ja na przykład nie należę do zamożnych, a cenniejsze dla mnie od błyszczących monet są gwiazdy na niebie i strumień szemrzący wśród skał - powiedział wpatrując się w chłopca srebrnymi, dziwnymi oczami. Jakże pragnął widzieć teraz kolory otaczającego go świata. Poczuł delikatne uczucie zazdrości, gdy spojrzał na towarzyszy. Świat w odcieniach szarości jest smutnym miejscem... Elf nie lubił smutku...
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov
Zwróciła się do Sangathana:
- Ja w ogóle nie mam złota, jedynie nieco srebra, więc obawiam się że w tym względzie wam nie pomogę. Myślę jednak, że mogę się już za kilka minut zająć poszukiwaniami sadzonki Orontium Złotego. Większość życia spędziłam w lasach, nie powinno być to dla mnie jakimś olbrzymim kłopotem - zakończyła z uśmiechem, po czym wbiła sobie igłę w brzuch. Z piętnastocentymetrowej igły na zewnątrz zostało może piąć centymetrów, reszta zagłębiła się w ciele.
Punkt na brzuchu, który usprawniał trawienie, należał do pierwszych których uczyli się adepci akupunktury. Był duży, złe trafienie nie powodowało żadnych przykrych skutków ubocznych, a dobre nie działało zbyt gwałtownie. A dzięki temu że po każdym posiłku Pasov wbijała sobie igłę w brzuch, nie miała nigdy kłopotów z trawieniem.
- Spokojnie, nie bójcie się. Uczyłam się tego i wiem jak to się robi - stwierdziła, widząc zaniepokojony wzrok towarzyszy skierowany na głęboko wbitą igłę.
Zwróciła się do Sangathana:
- Ja w ogóle nie mam złota, jedynie nieco srebra, więc obawiam się że w tym względzie wam nie pomogę. Myślę jednak, że mogę się już za kilka minut zająć poszukiwaniami sadzonki Orontium Złotego. Większość życia spędziłam w lasach, nie powinno być to dla mnie jakimś olbrzymim kłopotem - zakończyła z uśmiechem, po czym wbiła sobie igłę w brzuch. Z piętnastocentymetrowej igły na zewnątrz zostało może piąć centymetrów, reszta zagłębiła się w ciele.
Punkt na brzuchu, który usprawniał trawienie, należał do pierwszych których uczyli się adepci akupunktury. Był duży, złe trafienie nie powodowało żadnych przykrych skutków ubocznych, a dobre nie działało zbyt gwałtownie. A dzięki temu że po każdym posiłku Pasov wbijała sobie igłę w brzuch, nie miała nigdy kłopotów z trawieniem.
- Spokojnie, nie bójcie się. Uczyłam się tego i wiem jak to się robi - stwierdziła, widząc zaniepokojony wzrok towarzyszy skierowany na głęboko wbitą igłę.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Sangathan
- Ja mam jedną monetę - mruknął San w odpowiedzi na słowa Pasov. Chodziło mu o rodzaj monety. Dysponował tylko jednym rodzajem złotych monet. Stamtąd skad pochodził... Zrobił dziwną minę widząc jej zabawę z igłami
- Nie wnikam. Nie ukrywam jednakże że wyglada to niezbyt zachęcajaco - dodał. Pokręcił głową po czym na powót zwrócił sie do małego chłopca, z którym wceśniej rozmawiał.
chłopiec miał nietęgą minę. Widocznie odwaga jaką miał z początku gdzieś uleciała.
- ... Ja to by plosił o... 2 sleblniki... - powiedział spoglądając na trzymany w ręku kawałek materiału, wielkości poszewki na niewielką poduszkę, lub dużej chustki.
Elf uśmiechnął się łagodnie, by dodać chłopcu odwagi.
- No to ubiliśmy interes - powiedział elf i skinął głową. - Zgodnie z zasadami obowiązującymi w handlu z ręki do reki - powiedział i wyciągnął w stronę chłopca dwie srebrne monety tak jak tamten sobie życzył. Elf był zawsze bardzo uczciwy. Kupując coś zawierasz swoistą umowę ze sprzedawcą, a San umów dotrzymywał.
Chłopiec usmiechnął się szeroko. Wyciągnął dłoń, w której trzymał owy materiał i wymienił się z Elfem na dwie niewielkie srebrne monety.
Sangathan uśmiechnął się do chłopca szeroko
- Przyjemnie się z tobą ubija interesy - powiedział ściągając rękawicę i wyciągając w stronę malca prawą dłoń. W jego stronach tak pieczętowało sie korzystną tranzakcję.
- Siadaj i powiedz coś o sobie. Wyruszymy dopiero za chwilę. Ja bym jeszcze coś zjadł więc mogę zamówić jeszcze coś dla ciebie - powiedział do chłopca. Srebrnoszare oczy elfa lśniły dobroduszna wesołością.
- Ja mam jedną monetę - mruknął San w odpowiedzi na słowa Pasov. Chodziło mu o rodzaj monety. Dysponował tylko jednym rodzajem złotych monet. Stamtąd skad pochodził... Zrobił dziwną minę widząc jej zabawę z igłami
- Nie wnikam. Nie ukrywam jednakże że wyglada to niezbyt zachęcajaco - dodał. Pokręcił głową po czym na powót zwrócił sie do małego chłopca, z którym wceśniej rozmawiał.
chłopiec miał nietęgą minę. Widocznie odwaga jaką miał z początku gdzieś uleciała.
- ... Ja to by plosił o... 2 sleblniki... - powiedział spoglądając na trzymany w ręku kawałek materiału, wielkości poszewki na niewielką poduszkę, lub dużej chustki.
Elf uśmiechnął się łagodnie, by dodać chłopcu odwagi.
- No to ubiliśmy interes - powiedział elf i skinął głową. - Zgodnie z zasadami obowiązującymi w handlu z ręki do reki - powiedział i wyciągnął w stronę chłopca dwie srebrne monety tak jak tamten sobie życzył. Elf był zawsze bardzo uczciwy. Kupując coś zawierasz swoistą umowę ze sprzedawcą, a San umów dotrzymywał.
Chłopiec usmiechnął się szeroko. Wyciągnął dłoń, w której trzymał owy materiał i wymienił się z Elfem na dwie niewielkie srebrne monety.
Sangathan uśmiechnął się do chłopca szeroko
- Przyjemnie się z tobą ubija interesy - powiedział ściągając rękawicę i wyciągając w stronę malca prawą dłoń. W jego stronach tak pieczętowało sie korzystną tranzakcję.
- Siadaj i powiedz coś o sobie. Wyruszymy dopiero za chwilę. Ja bym jeszcze coś zjadł więc mogę zamówić jeszcze coś dla ciebie - powiedział do chłopca. Srebrnoszare oczy elfa lśniły dobroduszna wesołością.
-
- Marynarz
- Posty: 279
- Rejestracja: wtorek, 23 stycznia 2007, 17:00
- Numer GG: 9606247
- Lokalizacja: Z daleka
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Fergo
Chłopiec sięgnął po jedzenie gdy te zostało przyniesione. Rozmyślał... Sam nie wiedział nad czym. Przeżuwał... Wiedział co przeżuwa jednak nie smakowało mu to zbyt bardzo. W pewnym momencie usłyszał że elf zaproponował aby złożyć się. Nie chciał wyciągnąć mieszka, jednak zrobił to... Z mieszka wyciągnął jedną złotą monetę i rzucił ją do elfa. Gdy ten ją złapał powiedział:
- Ja mogę rozglądnąć się za srebrnym naczyniem, książką i butelką wina. Ja wiem że wy uważacie że ja nic nie potrafię, ale może mogę jednak wam na coś z przydać- zaproponował chłopak. Następnie chcąc się rozerwać wziął do ręki swój flet i wskoczył na stół. Ukłonił się... Nie zwracając uwagi że pewnie nikt się nim nie interesuje i zaczął grać Wiedział że pewnie nie spodoba to się jego towarzyszom, ale nie przejmował się tym. Grał jakąś wesołą melodię.........................
Chłopiec sięgnął po jedzenie gdy te zostało przyniesione. Rozmyślał... Sam nie wiedział nad czym. Przeżuwał... Wiedział co przeżuwa jednak nie smakowało mu to zbyt bardzo. W pewnym momencie usłyszał że elf zaproponował aby złożyć się. Nie chciał wyciągnąć mieszka, jednak zrobił to... Z mieszka wyciągnął jedną złotą monetę i rzucił ją do elfa. Gdy ten ją złapał powiedział:
- Ja mogę rozglądnąć się za srebrnym naczyniem, książką i butelką wina. Ja wiem że wy uważacie że ja nic nie potrafię, ale może mogę jednak wam na coś z przydać- zaproponował chłopak. Następnie chcąc się rozerwać wziął do ręki swój flet i wskoczył na stół. Ukłonił się... Nie zwracając uwagi że pewnie nikt się nim nie interesuje i zaczął grać Wiedział że pewnie nie spodoba to się jego towarzyszom, ale nie przejmował się tym. Grał jakąś wesołą melodię.........................
Dum spiro, spero:)
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
Ambitosa non est fames.
Pozdrowienia Zorin!
-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel
-Jeśli chodzi o to Orontium... Jest to dziwne zioło. Rośnie na bagnach lub w pobliżu wody. Zwykłe Orontium bagienne osiąga 30 cm wysokości z kłączem mającym dużą ilość korzeni. Kwiat najczęściej jest żółty. Ale o złotym jeszcze nigdy nie słyszałem. Powinienem je rozpoznać, tylko musiałbym je zobaczyć - wyciągnął z mieszka 10 srebrnych monet i postawił w stosiku na stole. - Tu moja złota moneta. Mam nadzieję, że się przyda...
Spojrzał na igłę w ciele dziewczyny:
-Mam rozumieć, że to tak zwane leczenie bólem? Czytałem kiedyś o tym chyba... Mogłabyś wytłumaczyć jak to działa?
Po chwili wyciągnął swoją harfę i zaczął przygrywać do melodii chłopaka. Tylko jako akompaniament, bowiem nie chciał zburzyć jego przodownictwa.
-Jeśli chodzi o to Orontium... Jest to dziwne zioło. Rośnie na bagnach lub w pobliżu wody. Zwykłe Orontium bagienne osiąga 30 cm wysokości z kłączem mającym dużą ilość korzeni. Kwiat najczęściej jest żółty. Ale o złotym jeszcze nigdy nie słyszałem. Powinienem je rozpoznać, tylko musiałbym je zobaczyć - wyciągnął z mieszka 10 srebrnych monet i postawił w stosiku na stole. - Tu moja złota moneta. Mam nadzieję, że się przyda...
Spojrzał na igłę w ciele dziewczyny:
-Mam rozumieć, że to tak zwane leczenie bólem? Czytałem kiedyś o tym chyba... Mogłabyś wytłumaczyć jak to działa?
Po chwili wyciągnął swoją harfę i zaczął przygrywać do melodii chłopaka. Tylko jako akompaniament, bowiem nie chciał zburzyć jego przodownictwa.
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov
- Wiem, ale działa... Lekarstwa nie są też smaczne, a przecież czasem trzeba je brać - zwróciła sie z uśmiechem do Sangathana. To dobrze że chce coś jeszcze zjeść... Będzie chwila żeby igła zadziałała tak jak powinna.
- Spokojnie Ardelu... Z całą pewnością znajdę i rozpoznam to co na tej wyspie tak nazywają. Jeśli chodzi o to co w lesie można wykorzystać do jakichś celów, to jestem prawdziwą ekspertką. Inaczej już dawno bym nie żyła. Ale skoro taka zrzutka też może się przydać... - wyjęła z sakiewki dziesięć sztuk srebra i postawiła je obok Ardelowych. - A moje igły służą do leczenia igłami, nie bólem - uśmiechnęła się. - Większość punktów w ciele w które się je wbija jest tak dobranych, żeby było to całkowicie bezbolesne, jedynie w rzadkich wypadkach nie da się uniknąć lekkiego ukłucia... A jak to działa, no cóż, podstawowa zasada jest taka, że igła jedynie pobudza siły już obecne w organiźmie - zakończyła, przeciągając się i przysłuchując melodiom... Jak na elfkę, nigdy nie miała dobrego muzycznego słuchu.
- Wiem, ale działa... Lekarstwa nie są też smaczne, a przecież czasem trzeba je brać - zwróciła sie z uśmiechem do Sangathana. To dobrze że chce coś jeszcze zjeść... Będzie chwila żeby igła zadziałała tak jak powinna.
- Spokojnie Ardelu... Z całą pewnością znajdę i rozpoznam to co na tej wyspie tak nazywają. Jeśli chodzi o to co w lesie można wykorzystać do jakichś celów, to jestem prawdziwą ekspertką. Inaczej już dawno bym nie żyła. Ale skoro taka zrzutka też może się przydać... - wyjęła z sakiewki dziesięć sztuk srebra i postawiła je obok Ardelowych. - A moje igły służą do leczenia igłami, nie bólem - uśmiechnęła się. - Większość punktów w ciele w które się je wbija jest tak dobranych, żeby było to całkowicie bezbolesne, jedynie w rzadkich wypadkach nie da się uniknąć lekkiego ukłucia... A jak to działa, no cóż, podstawowa zasada jest taka, że igła jedynie pobudza siły już obecne w organiźmie - zakończyła, przeciągając się i przysłuchując melodiom... Jak na elfkę, nigdy nie miała dobrego muzycznego słuchu.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Wszyscy
Cała drużyna siedziała w karczmie i powoli planowała zbieranie potrzebnych do zwycięstwa przedmiotów. Słychać było ich pogawędki i spokojną muzykę w tle.
Mały chłopiec, który właśnie sprzedał Sangathan'owi mapę był nieco zaskoczony, że elf traktuje go jak dorosłego - nie mógł mieć więcej jak jakieś 10 lat. Zgodnie z jego życzeniem zamówił (na jego na rachunek) miskę zupy warzywnej i gruby plaster chleba.
Na stole rozłożono szary materiał (ok 30x30 cm), na którym czarnym węglem narysowana była mapa Szmaragdowej Wyspy.
Nie było na niej żadnych nazw własnych - zapewne dlatego, że jej autor nie potrafi pisać - ale była dość czytelna. Dzięki chojności Sangathan'a mały chłopiec nie uciekł od razu (zanim jego wspólnik od interesu zmieni zdanie), ale opowiedział o tym co znajduje się na wyspie. Pokazywał przy tym gdzie owe miejsce znajduje się na mapie.
Opowiedział o nieczynnej już kopalni szmaragdów i prowadzącej do niej starej drogi, o zamieszkujących góry gryfach, o rzeczce która przyczynia się do istnienia bagien, o żyjących na nich gigaważkach, wspomniał też o pastwisku dla owiec, o nurkach wydobywających z morza muszle (z których wyspa słynie) i o czarodzieju, który zamknął się w swojej siedzibie, bo ludzie na siłę chcieli kupić od niego magiczne księgi.
Drużyna ósma dowiedziała się więcej niż można się było spodziewać.
Potem chłopiec pożegnał się grzecznie i nie dręczony dodatkowymi pytaniami odszedł zadowolony (z dwiema srebrnymi monetami w garści i pełnym brzuszkiem).
Wszyscy zgodnie uznali, że nadeszła pora zacząć działać.
Pierwszy krok - składka złotych monet - nie przebiegła najlepiej. Ale nic straconego, może na rynku uda się wymienić srebrniki na złotą monetę. Drużyna miała już dwie różne: jedną z wizerunkiem dębu na tle liścia dębu i (po drugiej stronie) siedzącego na koniu elfa, oraz drugą z wizerunkiem zdobionej korony i (po drugiej stronie) podobiznę człowieka z pociągłą twarzą, krótką bródką i długimi cienkimi wąsami, oraz z koroną na głowie.
Po tej "kontroli", każdy zabrał swoją część, ale wiedzieli już na czym stoją.
Czas na krok drugi. Wszyscy wstali i (zostawiając zapłatę za posiłek) skierowali się do wyjścia.
Ardel zatrzymał się jeszcze na chwilę aby zagadać do kelnerki o nocleg. Oczywiście jego odzywka:
- Czy można by tu wynająć pokoje, aby dobrze spędzić noc?
Wywołała najpierw rumieńce na jej twarzy i drobne zakłopotanie, ale po chwili uzyskał odpowiedź w stylu:
- Na cztery pokoje nie ma co liczyć, za dużo ludzi przybyło, ale jeden dla czterech osób się znajdzie.
Zaraz potem wszyscy stali teraz przed karczmą. Z przodu z odległości około kilkudziesięciu metrów dochodził ich gwar rynku. Był on jednak zasłonięty przez chatki (karczma znajdowała się raczej nad morzem niż w centrum wioski). Udali się na targ i oprócz typowego dla wsi chandlu różnymi rodzajami jedzenia i przedmiotami codziennego użytku byli tam handlarze muszli. Z pewnością chodziło właśnie o zdobycie takiej muszli - były one piękne, błękitne i większe od głowy człowieka. Niestety dość drogie - kosztowały po 4-5 szt.zł. za sztukę.
Cała drużyna siedziała w karczmie i powoli planowała zbieranie potrzebnych do zwycięstwa przedmiotów. Słychać było ich pogawędki i spokojną muzykę w tle.
Mały chłopiec, który właśnie sprzedał Sangathan'owi mapę był nieco zaskoczony, że elf traktuje go jak dorosłego - nie mógł mieć więcej jak jakieś 10 lat. Zgodnie z jego życzeniem zamówił (na jego na rachunek) miskę zupy warzywnej i gruby plaster chleba.
Na stole rozłożono szary materiał (ok 30x30 cm), na którym czarnym węglem narysowana była mapa Szmaragdowej Wyspy.
Nie było na niej żadnych nazw własnych - zapewne dlatego, że jej autor nie potrafi pisać - ale była dość czytelna. Dzięki chojności Sangathan'a mały chłopiec nie uciekł od razu (zanim jego wspólnik od interesu zmieni zdanie), ale opowiedział o tym co znajduje się na wyspie. Pokazywał przy tym gdzie owe miejsce znajduje się na mapie.
Opowiedział o nieczynnej już kopalni szmaragdów i prowadzącej do niej starej drogi, o zamieszkujących góry gryfach, o rzeczce która przyczynia się do istnienia bagien, o żyjących na nich gigaważkach, wspomniał też o pastwisku dla owiec, o nurkach wydobywających z morza muszle (z których wyspa słynie) i o czarodzieju, który zamknął się w swojej siedzibie, bo ludzie na siłę chcieli kupić od niego magiczne księgi.
Drużyna ósma dowiedziała się więcej niż można się było spodziewać.
Potem chłopiec pożegnał się grzecznie i nie dręczony dodatkowymi pytaniami odszedł zadowolony (z dwiema srebrnymi monetami w garści i pełnym brzuszkiem).
Wszyscy zgodnie uznali, że nadeszła pora zacząć działać.
Pierwszy krok - składka złotych monet - nie przebiegła najlepiej. Ale nic straconego, może na rynku uda się wymienić srebrniki na złotą monetę. Drużyna miała już dwie różne: jedną z wizerunkiem dębu na tle liścia dębu i (po drugiej stronie) siedzącego na koniu elfa, oraz drugą z wizerunkiem zdobionej korony i (po drugiej stronie) podobiznę człowieka z pociągłą twarzą, krótką bródką i długimi cienkimi wąsami, oraz z koroną na głowie.
Po tej "kontroli", każdy zabrał swoją część, ale wiedzieli już na czym stoją.
Czas na krok drugi. Wszyscy wstali i (zostawiając zapłatę za posiłek) skierowali się do wyjścia.
Ardel zatrzymał się jeszcze na chwilę aby zagadać do kelnerki o nocleg. Oczywiście jego odzywka:
- Czy można by tu wynająć pokoje, aby dobrze spędzić noc?
Wywołała najpierw rumieńce na jej twarzy i drobne zakłopotanie, ale po chwili uzyskał odpowiedź w stylu:
- Na cztery pokoje nie ma co liczyć, za dużo ludzi przybyło, ale jeden dla czterech osób się znajdzie.
Zaraz potem wszyscy stali teraz przed karczmą. Z przodu z odległości około kilkudziesięciu metrów dochodził ich gwar rynku. Był on jednak zasłonięty przez chatki (karczma znajdowała się raczej nad morzem niż w centrum wioski). Udali się na targ i oprócz typowego dla wsi chandlu różnymi rodzajami jedzenia i przedmiotami codziennego użytku byli tam handlarze muszli. Z pewnością chodziło właśnie o zdobycie takiej muszli - były one piękne, błękitne i większe od głowy człowieka. Niestety dość drogie - kosztowały po 4-5 szt.zł. za sztukę.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov
- Więc jak się dzielimy? - spytała, chowając igłę do pudełeczka, wcześniej wytarłwszy ją w szmatkę. - Ja mogę udać się na bagna i znaleźć Orodium Złote, a ponadto spróbować zająć się piórem Heteralocha Czarnego. A później nawet i jajem gryfa, jak z poprzednimi rzeczami sobie poradzę. I nie potrzebuję do tego mapy, bo dość dobrze orientuję się w terenie sama z siebie. Zgadzacie się?
- Więc jak się dzielimy? - spytała, chowając igłę do pudełeczka, wcześniej wytarłwszy ją w szmatkę. - Ja mogę udać się na bagna i znaleźć Orodium Złote, a ponadto spróbować zająć się piórem Heteralocha Czarnego. A później nawet i jajem gryfa, jak z poprzednimi rzeczami sobie poradzę. I nie potrzebuję do tego mapy, bo dość dobrze orientuję się w terenie sama z siebie. Zgadzacie się?
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Sangathan
Elf spojrzał na bardzo chudą dziewcynę siedzacą koło niego. Zmierzył ja spojrzeniem zupełnie srebrnych oczu.
- Samej cię nie puścimy. Przynajmniej jedna osoba powinna ci towarzyszyć. Nie wygladasz najlepiej a nie chciałbym mieć cię na sumieniu przez własne lenistwo - powiedział wprost nie krępując się wcale. Jego zdaniem ona była za słaba na samotne wyprawy... Jej ciało wygladało na wycieńczone... Reszta wniosków nasuwała się sama.
- Proponuje by ktoś się dowiedział czy w tutejszej gospodzie albo na jakimś stoisku targowym nie maja kilku różnych monet. Już ich rownowartość wyłożyliśmy na stół. Możemy rozmienić ciężkie złoto na srebrne, wygodniejsze dla handlu monety - uśmiechnął się ukazując równe, białe zeby.
- Ja zaraz pójdę spytać co hendlarz zażyczy sobie za muszle... Ale czegoś zgoła innego niż złoto... Może potrzeba mu sprawnego miecza? - zastanowił sie.
- Potem podzielimy się na dwie grupy. Wedle uzania. Ja się dostosuję. Ustalmy tylko gdzie i kiedy obie grupy sie spotkają by podsumować swoje wysiłki - oznajmił spokojnie i czekał na zgodę lub protesty członków drużyny. Był bardzo ugodowy. Nie miał zamiaru się kłócić z nikim dlatego czekał na ich pomysły. Sam swoje zdanie wyraził.
Elf spojrzał na bardzo chudą dziewcynę siedzacą koło niego. Zmierzył ja spojrzeniem zupełnie srebrnych oczu.
- Samej cię nie puścimy. Przynajmniej jedna osoba powinna ci towarzyszyć. Nie wygladasz najlepiej a nie chciałbym mieć cię na sumieniu przez własne lenistwo - powiedział wprost nie krępując się wcale. Jego zdaniem ona była za słaba na samotne wyprawy... Jej ciało wygladało na wycieńczone... Reszta wniosków nasuwała się sama.
- Proponuje by ktoś się dowiedział czy w tutejszej gospodzie albo na jakimś stoisku targowym nie maja kilku różnych monet. Już ich rownowartość wyłożyliśmy na stół. Możemy rozmienić ciężkie złoto na srebrne, wygodniejsze dla handlu monety - uśmiechnął się ukazując równe, białe zeby.
- Ja zaraz pójdę spytać co hendlarz zażyczy sobie za muszle... Ale czegoś zgoła innego niż złoto... Może potrzeba mu sprawnego miecza? - zastanowił sie.
- Potem podzielimy się na dwie grupy. Wedle uzania. Ja się dostosuję. Ustalmy tylko gdzie i kiedy obie grupy sie spotkają by podsumować swoje wysiłki - oznajmił spokojnie i czekał na zgodę lub protesty członków drużyny. Był bardzo ugodowy. Nie miał zamiaru się kłócić z nikim dlatego czekał na ich pomysły. Sam swoje zdanie wyraził.
-
- Kok
- Posty: 1015
- Rejestracja: sobota, 13 stycznia 2007, 20:32
- Numer GG: 8570942
- Lokalizacja: Shadar Logoth
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel
-Dobra myśl... Ja pójdę z Pasov, jeśli wam to nie wadzi. I oczywiście Tobie, moja droga. Znam się na ziołach. A poza tym zawsze mogę pomóc, jeśli chodzi o obronę - pogładził bezwiednie gałkę rapieru. Pomyślał, że tak właściwie, nie jest najlepszym wojownikiem, ale im tego nie powiedział.
Pobiegł w kierunku straganu z kwiatami. Po krótkiej rozmowie ze sprzedawczynią - był wyraźnie zadowolony z obniżonej ceny; kupił czerwoną różę, którą do swojej zielonej torby wsunął delikatnie oraz fioletowego fiołka obwiązanego wstążką. Tego zaś za pas swój włożył.Po kupieniu kwiatów już miał odejść od straganu, ale zauważył, że sprzedawczyni miała złote monety w swej niewielkiej w skrzynce na pieniądze. Zagadał o nie chcąc wymienić swoje srebrne na jej jedną złotą. Dał sprzedawcy pieniądze i wziął od niego złotą monetę. Spojrzał ze zdziwieniem na sprzedawcę, gdy ten coś powiedział. "Że niby mam płacić za wymianę?" Ze wściekłością w oczach wręczył mu jeszcze parę brzęczących monet. Mruknął pod nosem:
- A zatem niepotrzebnie traciłem czas na negocjacje... Krew i popioły... I tak na to samo wyszło... Cholerne pieniądze...
Pobiegł z powrotem do karczmy. Wyglądało to, jakby miał robaki w...
(...)
Po chwili wrócił z uśmiechem na twarzy i lekko zakurzonym kapeluszem.
-Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo. Może teraz troszkę pieniędzy nazbieramy? Jeszcze wiele rzeczy kupić będzie trzeba. Wsparlibyście mnie swoimi fletami? Zagralibyśmy coś... Może ktoś byłby skory wspomóc nas finansowo. Co powiedzielibyście na jakąś prostą pieśń o święcie Wiosny? - powoli wyciągnął harfę z futerału na plecach.
-Dobra myśl... Ja pójdę z Pasov, jeśli wam to nie wadzi. I oczywiście Tobie, moja droga. Znam się na ziołach. A poza tym zawsze mogę pomóc, jeśli chodzi o obronę - pogładził bezwiednie gałkę rapieru. Pomyślał, że tak właściwie, nie jest najlepszym wojownikiem, ale im tego nie powiedział.
Pobiegł w kierunku straganu z kwiatami. Po krótkiej rozmowie ze sprzedawczynią - był wyraźnie zadowolony z obniżonej ceny; kupił czerwoną różę, którą do swojej zielonej torby wsunął delikatnie oraz fioletowego fiołka obwiązanego wstążką. Tego zaś za pas swój włożył.Po kupieniu kwiatów już miał odejść od straganu, ale zauważył, że sprzedawczyni miała złote monety w swej niewielkiej w skrzynce na pieniądze. Zagadał o nie chcąc wymienić swoje srebrne na jej jedną złotą. Dał sprzedawcy pieniądze i wziął od niego złotą monetę. Spojrzał ze zdziwieniem na sprzedawcę, gdy ten coś powiedział. "Że niby mam płacić za wymianę?" Ze wściekłością w oczach wręczył mu jeszcze parę brzęczących monet. Mruknął pod nosem:
- A zatem niepotrzebnie traciłem czas na negocjacje... Krew i popioły... I tak na to samo wyszło... Cholerne pieniądze...
Pobiegł z powrotem do karczmy. Wyglądało to, jakby miał robaki w...
(...)
Po chwili wrócił z uśmiechem na twarzy i lekko zakurzonym kapeluszem.
-Mam nadzieję, że nie czekaliście zbyt długo. Może teraz troszkę pieniędzy nazbieramy? Jeszcze wiele rzeczy kupić będzie trzeba. Wsparlibyście mnie swoimi fletami? Zagralibyśmy coś... Może ktoś byłby skory wspomóc nas finansowo. Co powiedzielibyście na jakąś prostą pieśń o święcie Wiosny? - powoli wyciągnął harfę z futerału na plecach.
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Tymczasowo przejmuję kontrolę nad Fergo - do czasu, aż Zorin się odezwie.
Drużyna stanęła przed karczmą i po krótkiej wymianie zdań postanowili się rozdzielić. Ardel miał iść z Pasov na bagna, zaś Sangathan i Fergo mieli rozejrzeć się po wsi.
Ardel na chwilę odłączył od grupy i podszedł do stoiska, przy którym sprzedawano kwiaty. Przez chwilę rozmawiał ze sprzedawczynią i dość szybko wrócił. Jednak minął drużynę i wszedł do karczmy.
(...) W środku zastał tych, którzy byli tam wcześniej. Jego uwagę zwróciła urodziwa kelnerka, która wycierała właśnie szmatką stół przy którym niedawno jedli. Ona też go dostrzegła i patrzyła na niego niespokojne. On podszedł by zatrzymać się nie dalej jak metr przed nią i z uwodzicielskim uśmiechem (który od razu odwzajamniła) wręczył jej ładnego i dość sporego fiołka. W pierwszym momencie zdziwiła się, ale to trwało tylko przez krótką chwilę. Zaraz potem jej policzki spłonęły lekkim rumieńcem, a ona sama (trzymając już kwiatka w dłoni) uciekła wzrokiem przed spojrzeniem Ardela - patrzyła na stojący obok stół, a następnie na wręczonego jej fiołka. W końcu nieśmiało spojrzała na niego i ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Wzrok Ardela dogłębnie zaglądał w oczy dziewczyny, jakby chciał zobaczyć jej duszę lub przeczytać w jej myślach. Dziewczyna była mile zaskoczona i niebardzo wiedziała co powiedzieć. Na szczęście dla niej nie musiała jednak nic mówić, gdyż Ardel ukłonił się lekko i z uśmiechem na pożegnanie nie spiesząc się wyszedł z karczmy. On też nic nie powiedział, ale chyba słowa były tu zbędne.
Następnie zadowolony wrócił do reszty.
W tym czasie pozostali wspólnie ustalili, że jeśli można oddawać do trzech przedmiotów na dzień i trzeba to zrobić przed zachodem słońca, to powinni się spotkać około jednej godziny wcześniej. Kiedy Ardel się pojawił wtajemniczyli go w ten plan, zaś na jego propozycję grania Fergo odpowiedział:
- To dobry pomysł, ale obecnie nie mielibyśmy zbyt wielu słuchaczy. Z tym poczekajmy lepiej do wieczora, wtedy karczma się zapełni po brzegi.
Trudno było się z tym nie zgodzić.
Ardel i Pasov ruszyli na północny-zachód. Wzieli ze sobą mapę, gdyż ich towarzysze zasadniczo mieli zostać w wiosce.
Początkowo szli w milczeniu mijając drewniane chaty ze słomianymi dachami - typowa wioska, w której niewiele było ciekawego.
Mineli wysuniętą w las chatę leśnika, który spod zielonej czapki odprowadził ich wzrokiem i weszli w las.
Dzień był ciepły, a cień drzew działał na wędrowców kojąco. Pasov czóła się szczególnie dobrze - las, czy jest coś piękniejszego? Pocztkowo szli sobie beztrosko - jak na spacerze. Świergot ptaków pozwolił beztrosko błądzić ich myślom, jednak przypomniał im, że jednym z przedmiotów jest ptasie pióro. Zwolnili więc tępo kierując wzrok ku górze.
Na samych czubkach wysokich drzew Pasov wypatrzyła kilka gniazd. Nie była w stanie określić do jakich ptaków one należą, pozatym znajdowały się one zbyt wysoko, aby się tam dostać, czy ustrzelić ptaka z łuku.
Po trzech godzinach marszu podłoże się zmieniło. Było miękko-błotniste, a powierzchnia skryta była pod cienką warstwą mętnej wody. Drzewa zaś zastąpiły wielkie krzaki i inne podobne pędy. Ardel i Pasov szli dalej rozglądając się za kwiatem Orontium Złotego, a grunt pogłęgił się i sięgał już do kostek.
Wtedy natknęli się na idące z naprzeciwka cztery, pokryte błotem (całkiem od pasa w dół, nieco nim ochlapane wyżej) osoby - troje ludzi (dwóch mężczyzn i kobieta) i półork. Kiedy zbliżyli się na odległość paru metrów dało się zauważyć, że wszyscy mają na włosach i twarzach czerwono-brązowe ślady - prawdopodobnie była to krew. Nie ukrywali też, wystającego z jednej z toreb (którą niósł półork) czerwonego kwiata o średnicy ok 15cm.
Zatrzymali się, a następnie zmierzyli Ardela i Pasov wzrokiem.
- Szukacie sadzonki Orontium.? Tylko we dwoje? Na tych bagnach jest dość niebezpiecznie. - przestrzegła ich kobieta.
Mężczyźni podzielili się między sobą bukłakiem wody, a półork zmienił ramię na którym dźwigał sadzonkę.
Sangathan podszedł do drewnianego stołu i czegoś w rodzaju dużego namiotu bez bocznych ścian, który stał za nim. Na stoliku ułożone były piękne, błękitno-różowe, dość pokaźnej wielkości muszle. Fergo podszedł z nim i uwżnie oglądał wystawiony towar.
- Witam, witam. Czym mogę służyć? - spod czarnych wąsów, zagadał do niego przygrubawy sprzedawca.
- Witam pana. Chciałbym się dowiedzieć za ile sprzedaje pan te muszle... I czy jest mozliwosc na przyklad wykonania zan jakiejs pracy i zmniejszenia przy tym kosztow pienieznych - spytal uprzejmie elf. Czekal teraz na odpowiedz mezczyzny.
Sprzedawca zastanowił się przez dłuższą chwilę, po czym powiedział:
- To właśnie z tych muszli słynie nasza wyspa, kupcy z dalekich krain przybywają tu po nie. Kosztują one po 5 złotych monet. Jeśli jednak to za dużo to mam - mężczyzna nachylił się aby być bliżej rozmówców i ściszył głos - pewną delikatną sprawę, ale musicie mi dać słowo honoru, że nie wykorzystacie sytuacji.
Po tych słowach bacznie przyglądał się obu klientom. Elf skinal powaznie glowa, a Fergo przytaknął kilkoma szybkimi ruchami głowy.
- Jesli sprawa tego wymaga pozostanie miedzy nami i nie zostanie przez nas w zaden sposob wykorzystana przeciwko komukolwiek. Warunek jest tylko taki by nie wiazala sie z wyrzadzeniem komukolwiek zadnej krzywdy - odparl elf dostosowujac ton i natezenie glosu do swojego rozmowcy. Sangatha jesli do czegos sie zobowiaze slowa dotrzyma. Nie mial w zwyczaju klamac i nie chcial przyzwyczajen zmieniac. Nigdy tez swiadomie nikogo nie krzywdzil.
Fergo spojrzał na Sangathana, a potem potwierdzając (wolnym potakiwaniem głowy) zgodność ze zdaniem kolegi, skierował wzrok na sprzedawcę. Ten na moment zmarszczył brwii, ale po chwili jego twarz przybrała normalny wyraz.
- Nie trzeba będzie nikogo krzywdzić, sądze że wystarczy dobrze nastraszyć... Może z mieczem w dłoni, ale bez jego wykorzystania. - powiedział tajemniczo.
- Cenię ludzi honoru, a w przeciwieństwie do was, ci których trzeba nastraszyć na pewno nimi nie są. - dodał.
Elf skinal glowa powaznie patrzac na sprzedawce oczami blyszczacymi niczym wypolerowane srebrniki.
- Dobrze. Wyjasnij w czym problem a postaram sie ci pomoc - oznajmil spokojnie.
- Dobrze zatem. - odpowiedział sprzedawca i wziął głęboki oddech.
- Moje dwie córki wieczorami chadzają nad morze, aby szukać muszli. Tych pięknych muszli. - pokazał ręką swój towar. - Mam powody przypuszczać, że ktoś za nimi chodzi i boję się o ich.... - zawiesił głos szukając odpowiedniego słowa - bezpieczeństwo.
- Rozumiem. Dzis wieczorem rozumiem mamy udac sie nad morze i dopilnowac zeby nic im nie grozilo... A przy okazji ewentualne zagrozenie w miare mozliwosci wyeliminowac na przyszlosc - powiedzial elf zawieszajac na koniec glos, by w razie czego mezczyzna mial mozliwosc sprostowac potwierdzic lub zaprzeczyc jego slowom.
- Tak. I jeśli ktoś za nimi chodzi, to nastraszcie go tak aby więcej tego nie robił... No i powiedzcie mi kto to jest, abym miał go na oku nawet po waszym wyjeździe.
- Dobrze. Zrobimy co w naszej mocy - powiedzial elf i usmiechnal sie do sprzedawcy uspokajajaco. - Musze tylko wiedziec gdzie i o ktorej mamy sie zjawic i bedzie zrobione.
Sprzedawca uśmiechnął się lekko na wieści, że jego problem znajdzie rozwiązanie.
- Zatem zgoda. Córki chadzają na południowy-zachód od wioski, na jakieś dwie godziny przed zachodem słońca, jest jeszcze widno, a tam jest duża szansa na znalezienie muszli.
- Hmm... Ma pan rozmienic kilka srebrnych monet na jedna zlota? Albo najlepiej 20 srebrnikow na dwie zlote monety ale zupelnie rozne od siebie? - spytal potem San.
Mężczyzna zastanowił się i po chwili powiedział:
- Jeśli chodzi o wymianę to wiem o co chodzi, wszyscy wiemy i wymieniamy po 12 srebrników za sztukę złota. Ale jeśli załatwicie tą sprawę to wymienimy się po obowiązujących stawkach, 10 srebrników za 1 złotą monetę. - powiedział i uśmiechnął się.
Elf usmiechnal sie i odparl wprost - Dobrze. To wieczorem sie tym zajme zgodnie z umowa i potem przyjde w sprawie monet - usmiech na twarzy Sana byl cieply i pogodny.
Poprawil swoj plaszcz, po czym znow sie odezwal.
- Do wieczora polazimy troche po okolicy i dowiemy sie czy nie znajdzie sie mozliwosc zalatwienia ktorejs z kolejnych spraw i zapoznamy sie z otoczeniem a wieczorem do pracy - powiedzial pogodnie gotow zrealizowac swoje zamierzenia.
Następnie ruszyli na zwiedzanie wioski. Była to raczej typowa wieś - niewiele w niej ciekawego. Znaleźli kuźnię, gdzie kowal wykuwał właśnie zbroję na zamówienie jednego z zawodników. Zagadany o zrobienie kolejnej powiedział szorstko:
- 10 sztuk złota. Za trzy dni skończę tą, a za kolejne trzy waszą. Bierze?
Nie na taką odpowiedź czekali Sangathan i Fergo, a kowal ani trochę nie był skłonny do rozmowy.
Podziękowali mu za "odpowiedź" (ktoś powinien być miły) i ruszyli na dalsze zwiedzanie.
Kiedy już się zdawało, że do wieczora niewiele więcej zdziałają, dostrzegli coś bardzo dziwnego. Nie więcej niż trzy metry przed dużym, elegandzkim domkiem, stał satyr (którego spotkali na statku) i z całej siły kopał w "niewidzialną ścianę" (zaraz po kopnięciu było widać jej niebieską poświatę). Była to zapewne magiczna bariera, która broniła zbliżenia się do owego domu. Niedaleko siedziało kilka osób (nie wyglądali oni na miejscowych, a raczej na zawodników) i ze skrywanymi uśmiechami "podziwiali" wyczyny satyra.
Drużyna stanęła przed karczmą i po krótkiej wymianie zdań postanowili się rozdzielić. Ardel miał iść z Pasov na bagna, zaś Sangathan i Fergo mieli rozejrzeć się po wsi.
Ardel na chwilę odłączył od grupy i podszedł do stoiska, przy którym sprzedawano kwiaty. Przez chwilę rozmawiał ze sprzedawczynią i dość szybko wrócił. Jednak minął drużynę i wszedł do karczmy.
(...) W środku zastał tych, którzy byli tam wcześniej. Jego uwagę zwróciła urodziwa kelnerka, która wycierała właśnie szmatką stół przy którym niedawno jedli. Ona też go dostrzegła i patrzyła na niego niespokojne. On podszedł by zatrzymać się nie dalej jak metr przed nią i z uwodzicielskim uśmiechem (który od razu odwzajamniła) wręczył jej ładnego i dość sporego fiołka. W pierwszym momencie zdziwiła się, ale to trwało tylko przez krótką chwilę. Zaraz potem jej policzki spłonęły lekkim rumieńcem, a ona sama (trzymając już kwiatka w dłoni) uciekła wzrokiem przed spojrzeniem Ardela - patrzyła na stojący obok stół, a następnie na wręczonego jej fiołka. W końcu nieśmiało spojrzała na niego i ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Wzrok Ardela dogłębnie zaglądał w oczy dziewczyny, jakby chciał zobaczyć jej duszę lub przeczytać w jej myślach. Dziewczyna była mile zaskoczona i niebardzo wiedziała co powiedzieć. Na szczęście dla niej nie musiała jednak nic mówić, gdyż Ardel ukłonił się lekko i z uśmiechem na pożegnanie nie spiesząc się wyszedł z karczmy. On też nic nie powiedział, ale chyba słowa były tu zbędne.
Następnie zadowolony wrócił do reszty.
W tym czasie pozostali wspólnie ustalili, że jeśli można oddawać do trzech przedmiotów na dzień i trzeba to zrobić przed zachodem słońca, to powinni się spotkać około jednej godziny wcześniej. Kiedy Ardel się pojawił wtajemniczyli go w ten plan, zaś na jego propozycję grania Fergo odpowiedział:
- To dobry pomysł, ale obecnie nie mielibyśmy zbyt wielu słuchaczy. Z tym poczekajmy lepiej do wieczora, wtedy karczma się zapełni po brzegi.
Trudno było się z tym nie zgodzić.
Ardel i Pasov ruszyli na północny-zachód. Wzieli ze sobą mapę, gdyż ich towarzysze zasadniczo mieli zostać w wiosce.
Początkowo szli w milczeniu mijając drewniane chaty ze słomianymi dachami - typowa wioska, w której niewiele było ciekawego.
Mineli wysuniętą w las chatę leśnika, który spod zielonej czapki odprowadził ich wzrokiem i weszli w las.
Dzień był ciepły, a cień drzew działał na wędrowców kojąco. Pasov czóła się szczególnie dobrze - las, czy jest coś piękniejszego? Pocztkowo szli sobie beztrosko - jak na spacerze. Świergot ptaków pozwolił beztrosko błądzić ich myślom, jednak przypomniał im, że jednym z przedmiotów jest ptasie pióro. Zwolnili więc tępo kierując wzrok ku górze.
Na samych czubkach wysokich drzew Pasov wypatrzyła kilka gniazd. Nie była w stanie określić do jakich ptaków one należą, pozatym znajdowały się one zbyt wysoko, aby się tam dostać, czy ustrzelić ptaka z łuku.
Po trzech godzinach marszu podłoże się zmieniło. Było miękko-błotniste, a powierzchnia skryta była pod cienką warstwą mętnej wody. Drzewa zaś zastąpiły wielkie krzaki i inne podobne pędy. Ardel i Pasov szli dalej rozglądając się za kwiatem Orontium Złotego, a grunt pogłęgił się i sięgał już do kostek.
Wtedy natknęli się na idące z naprzeciwka cztery, pokryte błotem (całkiem od pasa w dół, nieco nim ochlapane wyżej) osoby - troje ludzi (dwóch mężczyzn i kobieta) i półork. Kiedy zbliżyli się na odległość paru metrów dało się zauważyć, że wszyscy mają na włosach i twarzach czerwono-brązowe ślady - prawdopodobnie była to krew. Nie ukrywali też, wystającego z jednej z toreb (którą niósł półork) czerwonego kwiata o średnicy ok 15cm.
Zatrzymali się, a następnie zmierzyli Ardela i Pasov wzrokiem.
- Szukacie sadzonki Orontium.? Tylko we dwoje? Na tych bagnach jest dość niebezpiecznie. - przestrzegła ich kobieta.
Mężczyźni podzielili się między sobą bukłakiem wody, a półork zmienił ramię na którym dźwigał sadzonkę.
Sangathan podszedł do drewnianego stołu i czegoś w rodzaju dużego namiotu bez bocznych ścian, który stał za nim. Na stoliku ułożone były piękne, błękitno-różowe, dość pokaźnej wielkości muszle. Fergo podszedł z nim i uwżnie oglądał wystawiony towar.
- Witam, witam. Czym mogę służyć? - spod czarnych wąsów, zagadał do niego przygrubawy sprzedawca.
- Witam pana. Chciałbym się dowiedzieć za ile sprzedaje pan te muszle... I czy jest mozliwosc na przyklad wykonania zan jakiejs pracy i zmniejszenia przy tym kosztow pienieznych - spytal uprzejmie elf. Czekal teraz na odpowiedz mezczyzny.
Sprzedawca zastanowił się przez dłuższą chwilę, po czym powiedział:
- To właśnie z tych muszli słynie nasza wyspa, kupcy z dalekich krain przybywają tu po nie. Kosztują one po 5 złotych monet. Jeśli jednak to za dużo to mam - mężczyzna nachylił się aby być bliżej rozmówców i ściszył głos - pewną delikatną sprawę, ale musicie mi dać słowo honoru, że nie wykorzystacie sytuacji.
Po tych słowach bacznie przyglądał się obu klientom. Elf skinal powaznie glowa, a Fergo przytaknął kilkoma szybkimi ruchami głowy.
- Jesli sprawa tego wymaga pozostanie miedzy nami i nie zostanie przez nas w zaden sposob wykorzystana przeciwko komukolwiek. Warunek jest tylko taki by nie wiazala sie z wyrzadzeniem komukolwiek zadnej krzywdy - odparl elf dostosowujac ton i natezenie glosu do swojego rozmowcy. Sangatha jesli do czegos sie zobowiaze slowa dotrzyma. Nie mial w zwyczaju klamac i nie chcial przyzwyczajen zmieniac. Nigdy tez swiadomie nikogo nie krzywdzil.
Fergo spojrzał na Sangathana, a potem potwierdzając (wolnym potakiwaniem głowy) zgodność ze zdaniem kolegi, skierował wzrok na sprzedawcę. Ten na moment zmarszczył brwii, ale po chwili jego twarz przybrała normalny wyraz.
- Nie trzeba będzie nikogo krzywdzić, sądze że wystarczy dobrze nastraszyć... Może z mieczem w dłoni, ale bez jego wykorzystania. - powiedział tajemniczo.
- Cenię ludzi honoru, a w przeciwieństwie do was, ci których trzeba nastraszyć na pewno nimi nie są. - dodał.
Elf skinal glowa powaznie patrzac na sprzedawce oczami blyszczacymi niczym wypolerowane srebrniki.
- Dobrze. Wyjasnij w czym problem a postaram sie ci pomoc - oznajmil spokojnie.
- Dobrze zatem. - odpowiedział sprzedawca i wziął głęboki oddech.
- Moje dwie córki wieczorami chadzają nad morze, aby szukać muszli. Tych pięknych muszli. - pokazał ręką swój towar. - Mam powody przypuszczać, że ktoś za nimi chodzi i boję się o ich.... - zawiesił głos szukając odpowiedniego słowa - bezpieczeństwo.
- Rozumiem. Dzis wieczorem rozumiem mamy udac sie nad morze i dopilnowac zeby nic im nie grozilo... A przy okazji ewentualne zagrozenie w miare mozliwosci wyeliminowac na przyszlosc - powiedzial elf zawieszajac na koniec glos, by w razie czego mezczyzna mial mozliwosc sprostowac potwierdzic lub zaprzeczyc jego slowom.
- Tak. I jeśli ktoś za nimi chodzi, to nastraszcie go tak aby więcej tego nie robił... No i powiedzcie mi kto to jest, abym miał go na oku nawet po waszym wyjeździe.
- Dobrze. Zrobimy co w naszej mocy - powiedzial elf i usmiechnal sie do sprzedawcy uspokajajaco. - Musze tylko wiedziec gdzie i o ktorej mamy sie zjawic i bedzie zrobione.
Sprzedawca uśmiechnął się lekko na wieści, że jego problem znajdzie rozwiązanie.
- Zatem zgoda. Córki chadzają na południowy-zachód od wioski, na jakieś dwie godziny przed zachodem słońca, jest jeszcze widno, a tam jest duża szansa na znalezienie muszli.
- Hmm... Ma pan rozmienic kilka srebrnych monet na jedna zlota? Albo najlepiej 20 srebrnikow na dwie zlote monety ale zupelnie rozne od siebie? - spytal potem San.
Mężczyzna zastanowił się i po chwili powiedział:
- Jeśli chodzi o wymianę to wiem o co chodzi, wszyscy wiemy i wymieniamy po 12 srebrników za sztukę złota. Ale jeśli załatwicie tą sprawę to wymienimy się po obowiązujących stawkach, 10 srebrników za 1 złotą monetę. - powiedział i uśmiechnął się.
Elf usmiechnal sie i odparl wprost - Dobrze. To wieczorem sie tym zajme zgodnie z umowa i potem przyjde w sprawie monet - usmiech na twarzy Sana byl cieply i pogodny.
Poprawil swoj plaszcz, po czym znow sie odezwal.
- Do wieczora polazimy troche po okolicy i dowiemy sie czy nie znajdzie sie mozliwosc zalatwienia ktorejs z kolejnych spraw i zapoznamy sie z otoczeniem a wieczorem do pracy - powiedzial pogodnie gotow zrealizowac swoje zamierzenia.
Następnie ruszyli na zwiedzanie wioski. Była to raczej typowa wieś - niewiele w niej ciekawego. Znaleźli kuźnię, gdzie kowal wykuwał właśnie zbroję na zamówienie jednego z zawodników. Zagadany o zrobienie kolejnej powiedział szorstko:
- 10 sztuk złota. Za trzy dni skończę tą, a za kolejne trzy waszą. Bierze?
Nie na taką odpowiedź czekali Sangathan i Fergo, a kowal ani trochę nie był skłonny do rozmowy.
Podziękowali mu za "odpowiedź" (ktoś powinien być miły) i ruszyli na dalsze zwiedzanie.
Kiedy już się zdawało, że do wieczora niewiele więcej zdziałają, dostrzegli coś bardzo dziwnego. Nie więcej niż trzy metry przed dużym, elegandzkim domkiem, stał satyr (którego spotkali na statku) i z całej siły kopał w "niewidzialną ścianę" (zaraz po kopnięciu było widać jej niebieską poświatę). Była to zapewne magiczna bariera, która broniła zbliżenia się do owego domu. Niedaleko siedziało kilka osób (nie wyglądali oni na miejscowych, a raczej na zawodników) i ze skrywanymi uśmiechami "podziwiali" wyczyny satyra.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov
Uśmiechnęła się do kobiety.
- Sądzę że zdołałam wyjść cało z miejsc bardziej niebezpiecznych, niż te bagna. I to one bały się mnie bardziej, niż ja ich. Ale dziękuję za przestrogę, na wszelki wypadek będziemy uważać - kiwnęła głową i wyminęła stojącą drużynę.
Ruszyła dalej, postanawiając nie marnować na nich czasu. W końcu, skoro dali radę zdobyc już sadzonkę, uzyskali nad nimi przewagę. Nie było sensu ryzykować i marnować jeszcze więcej czasu.
Uśmiechnęła się do kobiety.
- Sądzę że zdołałam wyjść cało z miejsc bardziej niebezpiecznych, niż te bagna. I to one bały się mnie bardziej, niż ja ich. Ale dziękuję za przestrogę, na wszelki wypadek będziemy uważać - kiwnęła głową i wyminęła stojącą drużynę.
Ruszyła dalej, postanawiając nie marnować na nich czasu. W końcu, skoro dali radę zdobyc już sadzonkę, uzyskali nad nimi przewagę. Nie było sensu ryzykować i marnować jeszcze więcej czasu.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Przepraszam za opóźnienia... Oto odpis.
Sangathan
Sangathan podszedl do satyra i z uśmiechem uprzejmie się do niego zwrócił
- Przepraszam, ale nie wydaje mi się, by kopanie w to, coś zmieniło... Ja bym radził to zignorować - mruknął. W sumie jeśli chodziło o magie zazwyczaj podchodził do niej dość olewczo... Od jakiegoś czasu.
Satyr spojrzał na niego. Był zziajany i nieźle zgrzany. Z początku wydawało się, że zaraz krzyknie na nich, ale się powstrzymał. Zły był na czarodzieja, a nie na Sangathana i Fergo.
- Skubany zamknął się... Ma książki na sprzedaż, ale nikogo nie wpuszcza. - powiedział i splunął na ziemię.
To wygadanie się chyba go nieco uspokoiło, choć możliwe że miał jeszcze coś do powiedzenia.
- Nie przejmuj sie. Zadna bariera nie trwa wiecznie. No chyba, że ten mag ma odpowiednią wiedze i umiejętności. Zajmij się teraz czymś innym i później najwyżej wrócisz. Jak ma je na sprzedaż to będzie chciał je sprzedać - powiedział i klepnął satyra w ramię po przyjacielsku. Sangathan nigdy celowo nie dążył do konfliktu jeśli nie było takiej potrzeby wynikającej z okoliczności. Teraz jej nie było. A nawet chciał zażegnać konflikt...
Satyr uspokoił się nieco i chyba nabrał ochotę na rozmowę, czy raczej wygadanie się.
- Ale właśnie on nie chce ich sprzedać. - pożalił się z drobnym zdenerwowaniem w głosie. - Powiedział, że tylko czarodzieje mogą u niego kupować i że to jest cecha wrodzona którą albo się ma, albo nie. I że nie sprzeda książek z powodu zawodów, bo nie po to są. - dodał.
Wyglądał na niezadowolonego z tej sytuacji, ale spojrzał na swoich rozmówców. Może miał nadzieję, że oni coś wymyślą.
Fergo zaczął dokładniej oglądać wyczarowane pole siłowe.
San przyjrzał się domostwu i barierze.
- Jakbym dłużej nad tym posiedział i jeśli bariera nie jest zbyt skomplikowana to moze udałoby mi się ją zdjąć... Kiedyś uczyłem się na czarodzieja ale z powodu wypadku nie mogę już tego robić... To wymaga widzenia barw... - mruknął pod nosem. - Może coś jeszcze pamiętam z nauk mojego mistrza - podszedl bliżej do bariery i obejrzał ją dokładniej sprawdzając czy przy swoich wyjatkowo mizernych umiejętnościach i z brakami w wiedzy byłby w stanie coś w tym kierunku uczynić.
Domek był dość skromnych rozmiarów, ale był zadbany i dość ładnie pomalowany. Bariera mieniła się półprzeźroczystym blaskiem - niestety dla Sangathana była to szara barwa. Jego niegdyś zgromadzona wiedza na ten temat nie pomoże mu jej przekroczyć. Nie mógł się w pełni zorientować jak działa bariera, ale coś mu się przypomniało. Słyszał o blokadzie, która przepuszczała tylko czarodziejów. Chodzi o wewnętrzną moc, o to, czy bogowie obdarzyli osobę zdolnościami do ich wykorzystywania. Ale z tego co wiedział zaklęcie nie powinno utrzymać się zbyt długo - w zależności od mocy czarodzieja (którą mógł na oko określić) czy jakichś wspomagań akcesoriami, nie więcej niż dwa, trzy dni.
Satyr stał zmęczony i mruczał coś nieprzyzwoitego pod nosem.
Elf położył dłoń na powierzchni bariery by poczuć jej wibracje, Bariery zwykle lekko wibrowały...
- No niestety mój stan wiedzy jest zbyt słaby a magiczne umiejętności stłumione przez nieuctwo i lenistwo - westchnął. - Ja tu nie pomogę. Ale za dwa do trzech dni powinna ta bariera sama zejść - powiedział satyrowi. Rozejrzał się wokół. Pamiętał że wieczorem miał iść na plaże pilnował więc czasu...
- Dwa, do trzech dni?! - powtórzył zadowolony z wieści satyr. - Dobra jest! Dzięki stary! - dodał i mocno klepnął Sangathana w plecy. Na tyle mocno, że ten musiał zrobić krok do przodu.
- No to później dobierzemy mu się do tyłka! - stwierdził.
Wobec wątpliwej gościnności maga, zamiary satyra wobec niego prawdopodobnie nie były w pełni przyjazne.
Siedzący niedaleko zainteresowani zapewne usłyszeli o czym była mowa i zaczeli szeptać między sobą. Mogli to być inni zawodnicy.
Fergo widząc zachowanie satyra, niby nie wrogie, ale i nie do końca spokojne, chciał się jakoś wycofać.
- Musimy już powoli iść. - powiedział i właściwie to miał sporo racji.
Cień nie był już taki krótki.
San skrzywił się. Cios w plecy był mocny. Dziwaczna jowialnośc satyra trochę speszyła elfa.
- Bariera to jedno, ale jeśli mag zdołał taka ustawić bez problemu to zdoła sie obronić bardzo skutecznie w razie czyjegoś najścia. A zwykły błąd w mieszaniu eliksirów kończy się spaleniem twarzy i wypaleniem oczu więc radzę z magiem nie zadzierać - rzucił elf żegnając satyra gestem dłoni i idąc za Fergiem.
Satyr zrobił głupią minę i poza krótkim - Yyg. nic już nie powiedział. Jego dobry plan zdobycia książki właśnie legł w gruzach.
Sangathan i Fergo wrócili na targ. Tam szybko nawiązali kontakt wzrokowy ze sprzedawcą muszli. Stał on w swoim straganie w towarzystwie dwóch dziewcząt. Mogły mieć około 16-17 lat. Obie były dość ładne i miały czarne włosy - jedna splecione w sięgający za łopatki warkocz, druga krótsze, sięgające jej do ramion. Sprzedawca powiedział im coś, a one zgarnęły po naszykowanym niewielkim plecaczku i po krótkim pożegnaniu ruszyły na zachód.
Sangathan
Sangathan podszedl do satyra i z uśmiechem uprzejmie się do niego zwrócił
- Przepraszam, ale nie wydaje mi się, by kopanie w to, coś zmieniło... Ja bym radził to zignorować - mruknął. W sumie jeśli chodziło o magie zazwyczaj podchodził do niej dość olewczo... Od jakiegoś czasu.
Satyr spojrzał na niego. Był zziajany i nieźle zgrzany. Z początku wydawało się, że zaraz krzyknie na nich, ale się powstrzymał. Zły był na czarodzieja, a nie na Sangathana i Fergo.
- Skubany zamknął się... Ma książki na sprzedaż, ale nikogo nie wpuszcza. - powiedział i splunął na ziemię.
To wygadanie się chyba go nieco uspokoiło, choć możliwe że miał jeszcze coś do powiedzenia.
- Nie przejmuj sie. Zadna bariera nie trwa wiecznie. No chyba, że ten mag ma odpowiednią wiedze i umiejętności. Zajmij się teraz czymś innym i później najwyżej wrócisz. Jak ma je na sprzedaż to będzie chciał je sprzedać - powiedział i klepnął satyra w ramię po przyjacielsku. Sangathan nigdy celowo nie dążył do konfliktu jeśli nie było takiej potrzeby wynikającej z okoliczności. Teraz jej nie było. A nawet chciał zażegnać konflikt...
Satyr uspokoił się nieco i chyba nabrał ochotę na rozmowę, czy raczej wygadanie się.
- Ale właśnie on nie chce ich sprzedać. - pożalił się z drobnym zdenerwowaniem w głosie. - Powiedział, że tylko czarodzieje mogą u niego kupować i że to jest cecha wrodzona którą albo się ma, albo nie. I że nie sprzeda książek z powodu zawodów, bo nie po to są. - dodał.
Wyglądał na niezadowolonego z tej sytuacji, ale spojrzał na swoich rozmówców. Może miał nadzieję, że oni coś wymyślą.
Fergo zaczął dokładniej oglądać wyczarowane pole siłowe.
San przyjrzał się domostwu i barierze.
- Jakbym dłużej nad tym posiedział i jeśli bariera nie jest zbyt skomplikowana to moze udałoby mi się ją zdjąć... Kiedyś uczyłem się na czarodzieja ale z powodu wypadku nie mogę już tego robić... To wymaga widzenia barw... - mruknął pod nosem. - Może coś jeszcze pamiętam z nauk mojego mistrza - podszedl bliżej do bariery i obejrzał ją dokładniej sprawdzając czy przy swoich wyjatkowo mizernych umiejętnościach i z brakami w wiedzy byłby w stanie coś w tym kierunku uczynić.
Domek był dość skromnych rozmiarów, ale był zadbany i dość ładnie pomalowany. Bariera mieniła się półprzeźroczystym blaskiem - niestety dla Sangathana była to szara barwa. Jego niegdyś zgromadzona wiedza na ten temat nie pomoże mu jej przekroczyć. Nie mógł się w pełni zorientować jak działa bariera, ale coś mu się przypomniało. Słyszał o blokadzie, która przepuszczała tylko czarodziejów. Chodzi o wewnętrzną moc, o to, czy bogowie obdarzyli osobę zdolnościami do ich wykorzystywania. Ale z tego co wiedział zaklęcie nie powinno utrzymać się zbyt długo - w zależności od mocy czarodzieja (którą mógł na oko określić) czy jakichś wspomagań akcesoriami, nie więcej niż dwa, trzy dni.
Satyr stał zmęczony i mruczał coś nieprzyzwoitego pod nosem.
Elf położył dłoń na powierzchni bariery by poczuć jej wibracje, Bariery zwykle lekko wibrowały...
- No niestety mój stan wiedzy jest zbyt słaby a magiczne umiejętności stłumione przez nieuctwo i lenistwo - westchnął. - Ja tu nie pomogę. Ale za dwa do trzech dni powinna ta bariera sama zejść - powiedział satyrowi. Rozejrzał się wokół. Pamiętał że wieczorem miał iść na plaże pilnował więc czasu...
- Dwa, do trzech dni?! - powtórzył zadowolony z wieści satyr. - Dobra jest! Dzięki stary! - dodał i mocno klepnął Sangathana w plecy. Na tyle mocno, że ten musiał zrobić krok do przodu.
- No to później dobierzemy mu się do tyłka! - stwierdził.
Wobec wątpliwej gościnności maga, zamiary satyra wobec niego prawdopodobnie nie były w pełni przyjazne.
Siedzący niedaleko zainteresowani zapewne usłyszeli o czym była mowa i zaczeli szeptać między sobą. Mogli to być inni zawodnicy.
Fergo widząc zachowanie satyra, niby nie wrogie, ale i nie do końca spokojne, chciał się jakoś wycofać.
- Musimy już powoli iść. - powiedział i właściwie to miał sporo racji.
Cień nie był już taki krótki.
San skrzywił się. Cios w plecy był mocny. Dziwaczna jowialnośc satyra trochę speszyła elfa.
- Bariera to jedno, ale jeśli mag zdołał taka ustawić bez problemu to zdoła sie obronić bardzo skutecznie w razie czyjegoś najścia. A zwykły błąd w mieszaniu eliksirów kończy się spaleniem twarzy i wypaleniem oczu więc radzę z magiem nie zadzierać - rzucił elf żegnając satyra gestem dłoni i idąc za Fergiem.
Satyr zrobił głupią minę i poza krótkim - Yyg. nic już nie powiedział. Jego dobry plan zdobycia książki właśnie legł w gruzach.
Sangathan i Fergo wrócili na targ. Tam szybko nawiązali kontakt wzrokowy ze sprzedawcą muszli. Stał on w swoim straganie w towarzystwie dwóch dziewcząt. Mogły mieć około 16-17 lat. Obie były dość ładne i miały czarne włosy - jedna splecione w sięgający za łopatki warkocz, druga krótsze, sięgające jej do ramion. Sprzedawca powiedział im coś, a one zgarnęły po naszykowanym niewielkim plecaczku i po krótkim pożegnaniu ruszyły na zachód.
-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Ardel:
Pasov w sumie powiedziała wszystko, co należało, a nawet więcej. Przez twarz alchemika przeszedł ledwo zauważalny grymas niechęci, gdy elfka podróżująca z nim rzuciła uwagę o radzeniu sobie. To, jak sobie radzi zapewne zostanie dopiero sprawdzone. Możliwe, ze bardzo dogłębnie, sądząc po wyglądzie tych podróżników. Ardel wątpił, ze elfickie dziewczę i on dadzą sobie radę z jakimś poważniejszym przeciwnikiem... Trzeba bylo przeczytać tamtą cholerna ksiażke o pirotechnice, zmaist ślęczeć trzecią godzinę nad tomiskiem o leczeniu grypy. Miałby chociaż te wybuchające mikstury... "kule ognia dla ubogich".
Chłopak szedł kolo elfki, rozgladajać się nieco nerwowo. Nie podobało mu się to.
Pasov w sumie powiedziała wszystko, co należało, a nawet więcej. Przez twarz alchemika przeszedł ledwo zauważalny grymas niechęci, gdy elfka podróżująca z nim rzuciła uwagę o radzeniu sobie. To, jak sobie radzi zapewne zostanie dopiero sprawdzone. Możliwe, ze bardzo dogłębnie, sądząc po wyglądzie tych podróżników. Ardel wątpił, ze elfickie dziewczę i on dadzą sobie radę z jakimś poważniejszym przeciwnikiem... Trzeba bylo przeczytać tamtą cholerna ksiażke o pirotechnice, zmaist ślęczeć trzecią godzinę nad tomiskiem o leczeniu grypy. Miałby chociaż te wybuchające mikstury... "kule ognia dla ubogich".
Chłopak szedł kolo elfki, rozgladajać się nieco nerwowo. Nie podobało mu się to.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta
Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
-
- Bosman
- Posty: 1784
- Rejestracja: niedziela, 28 maja 2006, 19:31
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: A co Cię to obchodzi? :P
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov i Ardel przeszli obok innej drużyny bez zbędnego spoufalania się.
Dość długo przedzierali się przez bagna, a wędrówka nie była wcale łatwa. Błoto sięgało mi co najmniej do kostek utrudniając chodzenie i skazując ich buty i spodnie na gruntowne czyszczenie. Dookoła rosło sporo różnego rodzaju krzewów i paproci. Ograniczały one widoczność, utrudniając znalezienie poszukiwanego kwiatu.
Nic więc dziwnego, że oboje młodych zawodników nie miało specjalnie ochoty na rozmowę - skupiali się na poszukiwaniach.
W pewnym momencie, parę metrów przed sobą, zobaczyli ogromną ważkę - musiała mieć co najmniej pół metra długości. Brzęcząc cicho (choć złowrogo) skrzydłami, zawisła w powietrzu unosząc się kilkanaście centymetrów na powierzchnią bagna. Na narysowanej przez chłopca mapie, nie zdawały się być tak groźne jak teraz. Choć efekty spotkania z nimi zaobserwowali już na głowach napotkanych zawodników.
Młody alchemik i elfka zatrzymali się, a ich ręce same sięgnęły po broń. Pasov zacisnęła dłonie na kosturze, zaś Ardel stał ze sztyletem w jednej dłoni i drugą szukał czegoś w torbie.
Nagle ważka poderwała się do lotu i mknęła w ich stronę atakując.
Zaskoczony Ardel upuścił torbę, która padła w błoto ochlapując wszystko dookoła. Nie zdążył zrobić środka odstraszającego owady, zresztą nie wiadomo, czy poskutkował by on, na te giga-ważki.
Owad leciał wprost na niego. Pasov obserwowała jak zareagował młodzieniec - odruchowo machnął sztyletem przed sobą. Mając chyba więcej szczęścia niż umiejętności bojowych, odciął jedno z czterech błoniastych skrzydeł napastnika. Chciał się też jednocześnie cofnąć, ale jego stopy ugrzęzły i Ardel (niezbyt to kontrolując) ciężko usiadł w błocie.
Pozbawiona skrzydła ważka zaczęła przeraźliwie piszczeć. Przeleciała nad Ardelem - unik (choć niezamierzony) okazał się być całkiem dobry, a następnie zatoczyła koło i poleciała trochę w stronę elfki. Można było się domyśleć, że z trzema skrzydłami niezbyt radzi sobie z lataniem.
Pasov uznała, że ważka chce uciec z pola walki i sprowadzić pomoc - stąd to piszczenie. Nie mogła do tego dopuścić, więc zamachnęła się kosturem za uciekającą ważką. Chciała też za nią podążyć, lecz jej stopy ugrzęzły w głębokim błocie i nie nadążyły za resztą ciała. Efektem tego Pasov leciała przed siebie. Wypuściła z rąk kostur i wyciągnęła ręce przed siebie, aby jakoś zamortyzować upadek. Jej dłonie padły w błoto jako pierwsze, jednak zamiast ją zatrzymać zapadły się w głąb. Jej głowa przeleciała przez jakieś paprocie, a zaraz potem cała leżała w błocie. Wściekła na ważkę zacisnęła pięści. Nadal leżąc podniosła, tkwiącą w paprociach głowę. Twarz miała całą ubłoconą, ale bez trudu i obawy o zdrowie otworzyła oczy. Miała zamiar podnieść się, ale tego nie zrobiła. Nie dalej jak metr przed sobą zobaczyła dwa, duże czerwone kwiaty - wcześniej skutecznie zasłaniały je paprocie. Leżała w błocie zastanawiając się, czy to co widzi jest prawdziwe - wyglądało na to, że znalazła to, czego szukali.
Ardel widział wyczyny elfki. Trafiła ważkę (tak, że ta prawie złamała się na pół), ciskając w nią kijem jak bronią miotaną, a następnie jak długa wylądowała w błocie - dodatkowo głową w paprociach. Niestety zamiast wstać i (pomimo ubłocenia) cieszyć się ze zwycięstwa - ona leżała i nasiąkała błotem. A może jej się coś stało?
Sangathan i Fergo ruszyli za dziewczętami. Trzymali się jednak z daleka od nich - po pierwsze wiedzieli gdzie one idą, a po drugie mieli śledzić ewentualnych napastników, a nie ewentualne ofiary.
Przeszli przez wieś i po kilkunastu minutach marszu po ich śladach trafili do miejsca, gdzie dziewczęta wyszły na niewielką plażę.
Fergo stwierdził, że najlepiej będzie wejść na drzewa, zaś Elf przyznał mu rację. Zaraz potem, ku jego lekkiemu zdumieniu odkrył, że chłopak lepiej wspina się na drzewo, niż nie jeden leśny elf.
Z drzewa na którym byli nie widzieli plaży, gdyż zasłaniały ją inne drzewa. Mieli jednak dobry widok na pierwszą od plaży linię drzew i tamtejsze krzewy.
Sądzili, że jeśli ktoś miałby się na nie zaczaić to zrobiłby to właśnie tam.
Okazało się, że nie byli w błędzie. Po kilku minutach siedzenia na gałęziach drzewa zauważyli pewną osobę, o krótkich jasnych włosach. Potencjalny napastnik położył się na ziemi, chowając głowę w zaroślach łączących las z plażą. Zapewne z tego ukrycia miał całkiem dobry widok na morze.
Dość długo przedzierali się przez bagna, a wędrówka nie była wcale łatwa. Błoto sięgało mi co najmniej do kostek utrudniając chodzenie i skazując ich buty i spodnie na gruntowne czyszczenie. Dookoła rosło sporo różnego rodzaju krzewów i paproci. Ograniczały one widoczność, utrudniając znalezienie poszukiwanego kwiatu.
Nic więc dziwnego, że oboje młodych zawodników nie miało specjalnie ochoty na rozmowę - skupiali się na poszukiwaniach.
W pewnym momencie, parę metrów przed sobą, zobaczyli ogromną ważkę - musiała mieć co najmniej pół metra długości. Brzęcząc cicho (choć złowrogo) skrzydłami, zawisła w powietrzu unosząc się kilkanaście centymetrów na powierzchnią bagna. Na narysowanej przez chłopca mapie, nie zdawały się być tak groźne jak teraz. Choć efekty spotkania z nimi zaobserwowali już na głowach napotkanych zawodników.
Młody alchemik i elfka zatrzymali się, a ich ręce same sięgnęły po broń. Pasov zacisnęła dłonie na kosturze, zaś Ardel stał ze sztyletem w jednej dłoni i drugą szukał czegoś w torbie.
Nagle ważka poderwała się do lotu i mknęła w ich stronę atakując.
Zaskoczony Ardel upuścił torbę, która padła w błoto ochlapując wszystko dookoła. Nie zdążył zrobić środka odstraszającego owady, zresztą nie wiadomo, czy poskutkował by on, na te giga-ważki.
Owad leciał wprost na niego. Pasov obserwowała jak zareagował młodzieniec - odruchowo machnął sztyletem przed sobą. Mając chyba więcej szczęścia niż umiejętności bojowych, odciął jedno z czterech błoniastych skrzydeł napastnika. Chciał się też jednocześnie cofnąć, ale jego stopy ugrzęzły i Ardel (niezbyt to kontrolując) ciężko usiadł w błocie.
Pozbawiona skrzydła ważka zaczęła przeraźliwie piszczeć. Przeleciała nad Ardelem - unik (choć niezamierzony) okazał się być całkiem dobry, a następnie zatoczyła koło i poleciała trochę w stronę elfki. Można było się domyśleć, że z trzema skrzydłami niezbyt radzi sobie z lataniem.
Pasov uznała, że ważka chce uciec z pola walki i sprowadzić pomoc - stąd to piszczenie. Nie mogła do tego dopuścić, więc zamachnęła się kosturem za uciekającą ważką. Chciała też za nią podążyć, lecz jej stopy ugrzęzły w głębokim błocie i nie nadążyły za resztą ciała. Efektem tego Pasov leciała przed siebie. Wypuściła z rąk kostur i wyciągnęła ręce przed siebie, aby jakoś zamortyzować upadek. Jej dłonie padły w błoto jako pierwsze, jednak zamiast ją zatrzymać zapadły się w głąb. Jej głowa przeleciała przez jakieś paprocie, a zaraz potem cała leżała w błocie. Wściekła na ważkę zacisnęła pięści. Nadal leżąc podniosła, tkwiącą w paprociach głowę. Twarz miała całą ubłoconą, ale bez trudu i obawy o zdrowie otworzyła oczy. Miała zamiar podnieść się, ale tego nie zrobiła. Nie dalej jak metr przed sobą zobaczyła dwa, duże czerwone kwiaty - wcześniej skutecznie zasłaniały je paprocie. Leżała w błocie zastanawiając się, czy to co widzi jest prawdziwe - wyglądało na to, że znalazła to, czego szukali.
Ardel widział wyczyny elfki. Trafiła ważkę (tak, że ta prawie złamała się na pół), ciskając w nią kijem jak bronią miotaną, a następnie jak długa wylądowała w błocie - dodatkowo głową w paprociach. Niestety zamiast wstać i (pomimo ubłocenia) cieszyć się ze zwycięstwa - ona leżała i nasiąkała błotem. A może jej się coś stało?
Sangathan i Fergo ruszyli za dziewczętami. Trzymali się jednak z daleka od nich - po pierwsze wiedzieli gdzie one idą, a po drugie mieli śledzić ewentualnych napastników, a nie ewentualne ofiary.
Przeszli przez wieś i po kilkunastu minutach marszu po ich śladach trafili do miejsca, gdzie dziewczęta wyszły na niewielką plażę.
Fergo stwierdził, że najlepiej będzie wejść na drzewa, zaś Elf przyznał mu rację. Zaraz potem, ku jego lekkiemu zdumieniu odkrył, że chłopak lepiej wspina się na drzewo, niż nie jeden leśny elf.
Z drzewa na którym byli nie widzieli plaży, gdyż zasłaniały ją inne drzewa. Mieli jednak dobry widok na pierwszą od plaży linię drzew i tamtejsze krzewy.
Sądzili, że jeśli ktoś miałby się na nie zaczaić to zrobiłby to właśnie tam.
Okazało się, że nie byli w błędzie. Po kilku minutach siedzenia na gałęziach drzewa zauważyli pewną osobę, o krótkich jasnych włosach. Potencjalny napastnik położył się na ziemi, chowając głowę w zaroślach łączących las z plażą. Zapewne z tego ukrycia miał całkiem dobry widok na morze.
Ostatnio bardzo mało sesji się tu gra... ciekawe dlaczego?
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
Odnosi się wrażenie, że to forum wymiera
Ostatnio edytowano piątek, 30 luty 2012, 14:76 przez Mekow, łącznie edytowano 28 razy
-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Pasov
Przyjrzała się kwiatom uważniej. Powoli, delikatnie wyciągnęła ręce z błota i zaczęła przesuwać się w stronę sadzonek. Nogi więzły jej w błocie, ale uparcie pełzła. Nie zajęło jej to wiele czasu, głównie dlatego, że sadzonki były dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Spróbowała powoli wstać.
- Ardel... Podejdź no tutaj. Tylko ostrożnie - powiedziała, podnosząc się na klęczki i możliwie mało ubłoconym kawałkiem szaty ocierając twarz. - Chyba znalazłam to czego szukamy. Te kwiaty wyglądają dokładnie tak, jak powinny, prawda? - spytała, żeby się upewnić, tak na wszelki wypadek.
Stanęła na nogach i zaczęła szukać czegoś, czym mogłaby wykopać jedną z roślinek, nie uszkadzając jej korzeni. Nagroda nagrodą, a przyrody bez potrzeby niszczyć nie wolno.
Przyjrzała się kwiatom uważniej. Powoli, delikatnie wyciągnęła ręce z błota i zaczęła przesuwać się w stronę sadzonek. Nogi więzły jej w błocie, ale uparcie pełzła. Nie zajęło jej to wiele czasu, głównie dlatego, że sadzonki były dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Spróbowała powoli wstać.
- Ardel... Podejdź no tutaj. Tylko ostrożnie - powiedziała, podnosząc się na klęczki i możliwie mało ubłoconym kawałkiem szaty ocierając twarz. - Chyba znalazłam to czego szukamy. Te kwiaty wyglądają dokładnie tak, jak powinny, prawda? - spytała, żeby się upewnić, tak na wszelki wypadek.
Stanęła na nogach i zaczęła szukać czegoś, czym mogłaby wykopać jedną z roślinek, nie uszkadzając jej korzeni. Nagroda nagrodą, a przyrody bez potrzeby niszczyć nie wolno.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Freestyle] Harmondale - dom graczy
Sangathan
Elf po jakimś czasie siedzenia na drzewie stwierdził, że fakt iż nie widzi tego co dzieje się na plaży troche mu przeszkadza. Nie takie są zasady dobrego tropienia i obserwowania. Osoby, które miał widzieć, i które miał chronić, teraz były zupełnie poza jego zasięgiem. Na całe szczęście stwierdził, że przynajmniej pojawił się w jego zasięgu ten podejrzany osobnik, który prawdopodobnie był przyczyna obaw sprzedawcy.
Elf sprawnie i po cichu zlazł z drzewa. Leśne elfy, takie jak on, dobrze wiedziały jak się poruszać, by nie narobić hałasu. Jeszcze tutaj, przy morzu, las nie był taki gęsty jak tam, gdzie się urodził San, więc powinno pójść dość gładko. Chciał się podkraść jak najbliżej tego dziwnego i tajemniczego osobnika, śledzącego dwie pannice. Potem standardowo zamierzał się ujawnić, ale z bardzo bliska i po odgrodzeniu mężczyźnie potencjalnej drogi ucieczki. W razie czego zamierzał go unieruchomić gdyby tamten miał jakies wrogie zamiary. Wojownik miał nadzieję, że nie będzie musiał posuwać się do użycia broni, bo to zwykle kończyło sie rozlewem krwi i smiercią oponenta... Posuwał się po cichu chcąc zrealizować swój plan. Dał znać Fergo, by w dalszym ciągu obserwował całą sytuację ze swojego drzewa i żeby bez wyraźnej potrzeby nie schodził ze swojego bezpiecznego punktu obserwacyjnego. Chłopak sprawnie się wspinał więc powinien sobie teraz bez elfa poradzić wyśmienicie.
Elf po jakimś czasie siedzenia na drzewie stwierdził, że fakt iż nie widzi tego co dzieje się na plaży troche mu przeszkadza. Nie takie są zasady dobrego tropienia i obserwowania. Osoby, które miał widzieć, i które miał chronić, teraz były zupełnie poza jego zasięgiem. Na całe szczęście stwierdził, że przynajmniej pojawił się w jego zasięgu ten podejrzany osobnik, który prawdopodobnie był przyczyna obaw sprzedawcy.
Elf sprawnie i po cichu zlazł z drzewa. Leśne elfy, takie jak on, dobrze wiedziały jak się poruszać, by nie narobić hałasu. Jeszcze tutaj, przy morzu, las nie był taki gęsty jak tam, gdzie się urodził San, więc powinno pójść dość gładko. Chciał się podkraść jak najbliżej tego dziwnego i tajemniczego osobnika, śledzącego dwie pannice. Potem standardowo zamierzał się ujawnić, ale z bardzo bliska i po odgrodzeniu mężczyźnie potencjalnej drogi ucieczki. W razie czego zamierzał go unieruchomić gdyby tamten miał jakies wrogie zamiary. Wojownik miał nadzieję, że nie będzie musiał posuwać się do użycia broni, bo to zwykle kończyło sie rozlewem krwi i smiercią oponenta... Posuwał się po cichu chcąc zrealizować swój plan. Dał znać Fergo, by w dalszym ciągu obserwował całą sytuację ze swojego drzewa i żeby bez wyraźnej potrzeby nie schodził ze swojego bezpiecznego punktu obserwacyjnego. Chłopak sprawnie się wspinał więc powinien sobie teraz bez elfa poradzić wyśmienicie.