[WFRP] Adrenalina

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
"Ależ Piotrusiu, nie możesz się tak denerwować. To szkodzi na cerę. Moja mama mówiła że..."
-ZAMKNIJ SIĘ!!! warknął Pieter na kolejny irytujący tekst Kocia. Zaczynał go mieć po dziurki w nosie. Manfred stropił się na chwilę, ale jak się okazało, ciężko było sprawić, by naprawdę się przejął. W każdym razie pora się zwijać.
-K****- zaklął pod nosem, widząc, że przy tylnym wyjściu już ktoś na nich czeka. Przeżył by to jeszcze jakoś, ale Kocio znowu zaczął trajkotać w najlepsze. -Jak jesteś taki cwany, to rzuć się na nich pierwszy, w końcu też jesteś elementem naszej przewagi liczebnej, no nie?- syknął zirytowany, starając się olać to, że Manfred nazwał go "kotkiem" i "dzielnym rycerzem". Autentycznie, teraz miał ochotę nakłaść mu po mordzie. Pietera niezmiernie drażnili tacy ludzie, jego ojciec nazywał ich "miękkimi siusiakami". Zaskakująco adekwatna nazwa. Dużo gadają, o do działania są ostatni, serwując przy tym irytujące teksty. Cóż... Zwrócił się do Humfrieda, wiedząc, że z Kocia nie będzie większego pożytku. Odezwał się z irytacją. -To co, otaczamy ich? Może puścić im strzałę ostrzegawczą? Niech nie myślą, że dam sobie spuścić łomot...- Pieter przyszykował łuk. Może i był trochę zaspany, ale na tyle przytomny, by zniechęcić do siebie potencjalnych napastników. Stare myśliwskie przysłowie mówi: "Przeciwnik ze strzałą w nodze traci szybciej motywację niż przeciwnik w pełni sprawny". Coś w tym jest...
"Ależ Piotrusiu, nie możesz się tak denerwować. To szkodzi na cerę. Moja mama mówiła że..."
-ZAMKNIJ SIĘ!!! warknął Pieter na kolejny irytujący tekst Kocia. Zaczynał go mieć po dziurki w nosie. Manfred stropił się na chwilę, ale jak się okazało, ciężko było sprawić, by naprawdę się przejął. W każdym razie pora się zwijać.
-K****- zaklął pod nosem, widząc, że przy tylnym wyjściu już ktoś na nich czeka. Przeżył by to jeszcze jakoś, ale Kocio znowu zaczął trajkotać w najlepsze. -Jak jesteś taki cwany, to rzuć się na nich pierwszy, w końcu też jesteś elementem naszej przewagi liczebnej, no nie?- syknął zirytowany, starając się olać to, że Manfred nazwał go "kotkiem" i "dzielnym rycerzem". Autentycznie, teraz miał ochotę nakłaść mu po mordzie. Pietera niezmiernie drażnili tacy ludzie, jego ojciec nazywał ich "miękkimi siusiakami". Zaskakująco adekwatna nazwa. Dużo gadają, o do działania są ostatni, serwując przy tym irytujące teksty. Cóż... Zwrócił się do Humfrieda, wiedząc, że z Kocia nie będzie większego pożytku. Odezwał się z irytacją. -To co, otaczamy ich? Może puścić im strzałę ostrzegawczą? Niech nie myślą, że dam sobie spuścić łomot...- Pieter przyszykował łuk. Może i był trochę zaspany, ale na tyle przytomny, by zniechęcić do siebie potencjalnych napastników. Stare myśliwskie przysłowie mówi: "Przeciwnik ze strzałą w nodze traci szybciej motywację niż przeciwnik w pełni sprawny". Coś w tym jest...

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
-Wiesz… To trochę nie po mojemu usuwać ludzi z mojej drogi, tylko dlatego, że na niej stoją. Nawet, jeśli miałbym ich tylko zranić, to wolę znaleźć inne wyjście. Chociaż jeśli innego wyjścia nie będzie, to chyba nie mamy wyboru. Humfried poprawił broń wiszącą u pasa. Dawno już jej nie używał i miał nadzieję, że jeszcze jakiś czas się bez niej obejdzie. Jak widać nie zawsze wszystko toczy się według planów.
Kociubiński był coraz bardziej irytujący i Humfried miał już na niego wyjechać, lecz Pieter zrobił to wcześniej. Fakt był taki, że Manfred był upierdliwy i bezczelny do granic wytrzymałości, ale podsunął zielarzowi pewien pomysł.
-Karczmarzu. Prowadźcie nas na poddasze. Musim dostać się na dach. Ino chyżo. A jak nasz towarzysz wróci, to powiedzcie mu, że spotkamy się o świcie przy snopku siana. Będzie wiedział, o co chodzi. Jeśli teraz wyjdziemy tylnim wyjściem, to ci dwaj zaraz wezwą posiłki i będzie po nas. Ale z dachu, będziemy mieli dobrą możliwość, aby ich w jakiś sposób wykluczyć z tej obławy. Ludovicu może dajcie jeszcze ze 3 puste kufle po piwie. Zielarz rzucił karczmarzowi złotą koronę. „ Przydadzą się na pociski i robią dużo hałasu”.
-Wiesz… To trochę nie po mojemu usuwać ludzi z mojej drogi, tylko dlatego, że na niej stoją. Nawet, jeśli miałbym ich tylko zranić, to wolę znaleźć inne wyjście. Chociaż jeśli innego wyjścia nie będzie, to chyba nie mamy wyboru. Humfried poprawił broń wiszącą u pasa. Dawno już jej nie używał i miał nadzieję, że jeszcze jakiś czas się bez niej obejdzie. Jak widać nie zawsze wszystko toczy się według planów.
Kociubiński był coraz bardziej irytujący i Humfried miał już na niego wyjechać, lecz Pieter zrobił to wcześniej. Fakt był taki, że Manfred był upierdliwy i bezczelny do granic wytrzymałości, ale podsunął zielarzowi pewien pomysł.
-Karczmarzu. Prowadźcie nas na poddasze. Musim dostać się na dach. Ino chyżo. A jak nasz towarzysz wróci, to powiedzcie mu, że spotkamy się o świcie przy snopku siana. Będzie wiedział, o co chodzi. Jeśli teraz wyjdziemy tylnim wyjściem, to ci dwaj zaraz wezwą posiłki i będzie po nas. Ale z dachu, będziemy mieli dobrą możliwość, aby ich w jakiś sposób wykluczyć z tej obławy. Ludovicu może dajcie jeszcze ze 3 puste kufle po piwie. Zielarz rzucił karczmarzowi złotą koronę. „ Przydadzą się na pociski i robią dużo hałasu”.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter i Humfried
Ludovic słysząc słowa zielarza zrobił bardzo nieprzyjemną minę. Najwyraźniej pomysł Kahla nie przypadł mu do gustu. Ale koronę schował do kieszeni.
- Przykro mi pany, ale nie pomogę. Jak żeśta w coś zamieszani, to się sami z tego wyplączta, a nie wykorzystujta moją karczmę jako pola bitwy. Za chwilę mi lokal gotowi zniszczyć. Ja żem prosty chłopina, a to moje jedyne źródło utrzymania, a jak mi lokal zdemolują to z czego żył będę? Proszę, idźta już.
Gospodarz wyjrzał niepewnie przez okno. Trząsł się lekko ze zdenerwowania, ale czy o was czy o stan swojej karczmy po ewentualnym spotkaniu - tego już nie wiedzieliście.
Kocio spojrzał na was zniesmaczony i chyba chciał coś powiedzieć ale w ostatniej chwili się powstrzymał zakładając ręce. Po kilku chwilach przerwał jednak niezręczną ciszę.
- I co teraz, misiaczki? Może byście im po prostu wtłukli, co? Jesteście tacy męscy, dacie im radę raz-dwa. Szast-prast i będzie po sprawie. Ach, ochronicie swojego Kocia, prawda? Piotruś, albo najlepiej ustrzel tych brzydkich łobuziaków ze swojego pięknego łuczku, co? Na bogów, od tego stresu zmarszczek dostanę... I gdzie jest Vigguś? - złapał się za głowę i przykucnął oparty o ścianę.
Viggo
Na początku byłeś niemal pewny, że to całkowici amatorzy, gdyż nawet się nie zorientowali, że podszedłeś prawie pod same ich plecy. Prawie jednak robiło sporą różnicę. Niespodziewanie drogę zagrodził ci, wyrosły niemal znikąd, potężnie zbudowany osiłek z solidną okutą pałką w dłoniach.
-Ty! Czego tu?! Spływaj bo prać!
Inteligent może z niego nie był, ale trzeba przyznać, że solidne argumenty miał.
Ludovic słysząc słowa zielarza zrobił bardzo nieprzyjemną minę. Najwyraźniej pomysł Kahla nie przypadł mu do gustu. Ale koronę schował do kieszeni.
- Przykro mi pany, ale nie pomogę. Jak żeśta w coś zamieszani, to się sami z tego wyplączta, a nie wykorzystujta moją karczmę jako pola bitwy. Za chwilę mi lokal gotowi zniszczyć. Ja żem prosty chłopina, a to moje jedyne źródło utrzymania, a jak mi lokal zdemolują to z czego żył będę? Proszę, idźta już.
Gospodarz wyjrzał niepewnie przez okno. Trząsł się lekko ze zdenerwowania, ale czy o was czy o stan swojej karczmy po ewentualnym spotkaniu - tego już nie wiedzieliście.
Kocio spojrzał na was zniesmaczony i chyba chciał coś powiedzieć ale w ostatniej chwili się powstrzymał zakładając ręce. Po kilku chwilach przerwał jednak niezręczną ciszę.
- I co teraz, misiaczki? Może byście im po prostu wtłukli, co? Jesteście tacy męscy, dacie im radę raz-dwa. Szast-prast i będzie po sprawie. Ach, ochronicie swojego Kocia, prawda? Piotruś, albo najlepiej ustrzel tych brzydkich łobuziaków ze swojego pięknego łuczku, co? Na bogów, od tego stresu zmarszczek dostanę... I gdzie jest Vigguś? - złapał się za głowę i przykucnął oparty o ścianę.
Viggo
Na początku byłeś niemal pewny, że to całkowici amatorzy, gdyż nawet się nie zorientowali, że podszedłeś prawie pod same ich plecy. Prawie jednak robiło sporą różnicę. Niespodziewanie drogę zagrodził ci, wyrosły niemal znikąd, potężnie zbudowany osiłek z solidną okutą pałką w dłoniach.
-Ty! Czego tu?! Spływaj bo prać!
Inteligent może z niego nie był, ale trzeba przyznać, że solidne argumenty miał.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Grabarz miał już serdecznie dość tej nocy. Najpierw nie udało mu się przelecieć Camilli, bo ta postanowiła gdzieś zniknąć, potem Kocio cały czas grał mu na nerwach, a teraz stał przed nim jakiś osiłek z okutą pałą. Tego już było za wiele jak na jeden wieczór. Viggo popatrzył na przeciwnika, oceniając jego bojowe możliwości. Stwierdził, że jest to pospolity burak.
- Prać?! Wybacz, ale moje ubranie jest czyste. - głos grabarza zabrzmiał władczo. Nie czekając na reakcję tępaka, Viggo zamachnął się i uderzył go łopatą z całej siły prosto w łeb. Przynajmniej w taki sposób mógł dać upust wzbierającej w nim od poczatku tego wesołego wieczoru irytacji. Gdyby jeden cios nie wystarczył i osiłek próbował wstać, Viggo uderza aż do skutku.
Grabarz miał już serdecznie dość tej nocy. Najpierw nie udało mu się przelecieć Camilli, bo ta postanowiła gdzieś zniknąć, potem Kocio cały czas grał mu na nerwach, a teraz stał przed nim jakiś osiłek z okutą pałą. Tego już było za wiele jak na jeden wieczór. Viggo popatrzył na przeciwnika, oceniając jego bojowe możliwości. Stwierdził, że jest to pospolity burak.
- Prać?! Wybacz, ale moje ubranie jest czyste. - głos grabarza zabrzmiał władczo. Nie czekając na reakcję tępaka, Viggo zamachnął się i uderzył go łopatą z całej siły prosto w łeb. Przynajmniej w taki sposób mógł dać upust wzbierającej w nim od poczatku tego wesołego wieczoru irytacji. Gdyby jeden cios nie wystarczył i osiłek próbował wstać, Viggo uderza aż do skutku.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
-Ode mnie zależy, co zrobię ze swoim "łuczkiem"- warknął zdenerwowany. Karczmarz oczywiście zrobił ich w wała. Cholera jasna, no co za ludzie? Czy to Altdorf, czy to Middenheim to by ci nóż w plecy wbili dla własnej korzyści. A inni będą tym nożem gmerać w ranie, jak ten nieszczęsny Kocio... No dobra, ale trzeba było coś zrobić. A na dole zaczęło się coś dziać. Pieter usłyszał niezwykle subtelny odgłos łopaty uderzającej o pustą głowę. Nie spodziewał się, że kiedyś tak się z tego ucieszy. Zarzucił łuk na plecy i spojrzał porozumiewawczo na Humfrieda. -Chyba znalazł się nasz grabarz... Chodźmy tam lepiej, zanim ominie nas cała zabawa.- Spojrzał na Kocia i syknął -A ty tu zostań, bo tu trzeba konkretnych działań i koncentracji... Chyba że masz zamiar przymilać się do tych baranów- Nie czekając na odpowiedź ruszył na dół.
-Ode mnie zależy, co zrobię ze swoim "łuczkiem"- warknął zdenerwowany. Karczmarz oczywiście zrobił ich w wała. Cholera jasna, no co za ludzie? Czy to Altdorf, czy to Middenheim to by ci nóż w plecy wbili dla własnej korzyści. A inni będą tym nożem gmerać w ranie, jak ten nieszczęsny Kocio... No dobra, ale trzeba było coś zrobić. A na dole zaczęło się coś dziać. Pieter usłyszał niezwykle subtelny odgłos łopaty uderzającej o pustą głowę. Nie spodziewał się, że kiedyś tak się z tego ucieszy. Zarzucił łuk na plecy i spojrzał porozumiewawczo na Humfrieda. -Chyba znalazł się nasz grabarz... Chodźmy tam lepiej, zanim ominie nas cała zabawa.- Spojrzał na Kocia i syknął -A ty tu zostań, bo tu trzeba konkretnych działań i koncentracji... Chyba że masz zamiar przymilać się do tych baranów- Nie czekając na odpowiedź ruszył na dół.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
„Ach ta imperialna życzliwość”. Humfried słysząc słowa karczmarza skrzywił się tylko i spojrzał na towarzysza. Po prawdzie, to nie spodziewał się niczego więcej po karczmarzu, ale zawsze warto spróbować.
-No… wygląda na to, że nie mamy wyjścia. Trzeba im spuścić łomot. Miejmy nadzieję, że chmiel spowolni ich reakcje. Ostatnia rzecz, jakiej zielarz potrzebował, to spotkanie ze strażą miejską, tłumaczenie się ze wszystkiego i jeszcze… nie daj boże, noc w celi.
-Ok Pieter, ale robimy to szybko i po cichu. A w razie kłopotów z milicją, zwiewamy ile sił w nogach. Spotkamy się przy stogu siania. Poklepał przyjacielsko towarzysza po ramieniu. „Zaraz okaże się, ile tak naprawdę jesteśmy warci” pomyślał, po czym ruszył niepewnie za van Halenem.
„Ach ta imperialna życzliwość”. Humfried słysząc słowa karczmarza skrzywił się tylko i spojrzał na towarzysza. Po prawdzie, to nie spodziewał się niczego więcej po karczmarzu, ale zawsze warto spróbować.
-No… wygląda na to, że nie mamy wyjścia. Trzeba im spuścić łomot. Miejmy nadzieję, że chmiel spowolni ich reakcje. Ostatnia rzecz, jakiej zielarz potrzebował, to spotkanie ze strażą miejską, tłumaczenie się ze wszystkiego i jeszcze… nie daj boże, noc w celi.
-Ok Pieter, ale robimy to szybko i po cichu. A w razie kłopotów z milicją, zwiewamy ile sił w nogach. Spotkamy się przy stogu siania. Poklepał przyjacielsko towarzysza po ramieniu. „Zaraz okaże się, ile tak naprawdę jesteśmy warci” pomyślał, po czym ruszył niepewnie za van Halenem.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo
Nim osiłek zdążył zareagować, walnąłeś go z całej siły łopatą w łeb, aż nakrył się nogami. Niestety, to był dopiero początek problemów. Hałas jaki towarzyszył uderzeniu ściągnął jego trzech kompanów ukrytych w cieniu. Wielkie draby, z równie wielkimi pałami rzuciły się w Twoją stronę. Gdy przygotowywałeś się do odparcia ataku, nagle zza zakrętu wybiegły dwie znajome sylwetki – to był Pieter i Humfried. Kibole byli tak zaskoczeni ich pojawieniem się, że łowca i zielarz wykorzystując chwilę zaskoczenia położyli z miejsca dwóch tępaków. Trzeci jednak wykorzystał okazję i gwizdnął przeraźlwie.
- Teraz dopiero oberwiecie, gnoje. – rzucił.
Nim zdążyliście zareagować w alejce naprzeciw was pojawiło się kilkunastu kolejnych łysych drabów. Nie wiedzieliście dokładnie ilu ich jest, w każdym razie było ich dużo. Widząc swoich leżących kolegów z okrzykiem na ustach ruszyli w waszą stronę. Wiedzieliście dobrze, że nie dacie im rady. Na dodatek za wami, jakby spod ziemi wyrósł Kocio i z przerażeniem w oczach wydukał cieniutkim głosem:
- Ja nie chcę umierać.
Pieter i Humfried
Wypadliście z karczmy na ulicę. Kilka chwil później trafiliście na trójkę osiłków. Byli tak zaskoczeni, że szybko sobie z nimi poradziliście przy użyciu pięści i butów. Wtedy też dostrzegliście Viggo – stał nad ciałem kolejnego z drabów dzierżąc w dłoniach łopatę. Trzeci z kiboli wykorzystał okazję i gwizdnął przeraźlwie.
- Teraz dopiero oberwiecie, gnoje. – rzucił.
Nim zdążyliście zareagować w alejce naprzeciw was pojawiło się kilkunastu kolejnych łysych drabów. Nie wiedzieliście dokładnie ilu ich jest, w każdym razie było ich dużo. Widząc swoich leżących kolegów z okrzykiem na ustach ruszyli w waszą stronę. Wiedzieliście dobrze, że nie dacie im rady. Na dodatek za wami, jakby spod ziemi wyrósł Kocio i z przerażeniem w oczach wydukał cieniutkim głosem:
- Ja nie chcę umierać.
Nim osiłek zdążył zareagować, walnąłeś go z całej siły łopatą w łeb, aż nakrył się nogami. Niestety, to był dopiero początek problemów. Hałas jaki towarzyszył uderzeniu ściągnął jego trzech kompanów ukrytych w cieniu. Wielkie draby, z równie wielkimi pałami rzuciły się w Twoją stronę. Gdy przygotowywałeś się do odparcia ataku, nagle zza zakrętu wybiegły dwie znajome sylwetki – to był Pieter i Humfried. Kibole byli tak zaskoczeni ich pojawieniem się, że łowca i zielarz wykorzystując chwilę zaskoczenia położyli z miejsca dwóch tępaków. Trzeci jednak wykorzystał okazję i gwizdnął przeraźlwie.
- Teraz dopiero oberwiecie, gnoje. – rzucił.
Nim zdążyliście zareagować w alejce naprzeciw was pojawiło się kilkunastu kolejnych łysych drabów. Nie wiedzieliście dokładnie ilu ich jest, w każdym razie było ich dużo. Widząc swoich leżących kolegów z okrzykiem na ustach ruszyli w waszą stronę. Wiedzieliście dobrze, że nie dacie im rady. Na dodatek za wami, jakby spod ziemi wyrósł Kocio i z przerażeniem w oczach wydukał cieniutkim głosem:
- Ja nie chcę umierać.
Pieter i Humfried
Wypadliście z karczmy na ulicę. Kilka chwil później trafiliście na trójkę osiłków. Byli tak zaskoczeni, że szybko sobie z nimi poradziliście przy użyciu pięści i butów. Wtedy też dostrzegliście Viggo – stał nad ciałem kolejnego z drabów dzierżąc w dłoniach łopatę. Trzeci z kiboli wykorzystał okazję i gwizdnął przeraźlwie.
- Teraz dopiero oberwiecie, gnoje. – rzucił.
Nim zdążyliście zareagować w alejce naprzeciw was pojawiło się kilkunastu kolejnych łysych drabów. Nie wiedzieliście dokładnie ilu ich jest, w każdym razie było ich dużo. Widząc swoich leżących kolegów z okrzykiem na ustach ruszyli w waszą stronę. Wiedzieliście dobrze, że nie dacie im rady. Na dodatek za wami, jakby spod ziemi wyrósł Kocio i z przerażeniem w oczach wydukał cieniutkim głosem:
- Ja nie chcę umierać.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo Naubhoff
Sytuacja się nieco wyklarowała. Choć w niezbyt korzystny dla nich sposób. Widząc kolejną ekipę kiboli, grabarz krzyknął do pozostałych:
- Spieprzamy do karczmy!
Po czym zerwał się piorunem nie oglądając za siebie. Gdy tylko wszyscy byli już w środku szybko podszedł do tylnych drzwi i zawarł je, blokując dodatkowo sztabą i podpierając jakimś krzesłem czy jakimś stołem. Złapał łopatę w obie dłonie i odwrócił się. Teraz już nie mieli wyboru, jak się wydaje. Podszedł do wejścia do izby w której się znajdowali i stanął przed nim z uniesioną łopatą. Wybierając takie miejsce będzie musiał stawiać czoła tylko 1-2 przeciwnikom naraz. Jeśli pozostali do niego dołączą, nie powinno być źle. Najgorzej, jeśli tamci mają jakąś broń dystansową. Ba, zwykły kamień czy kufel, rzucony wprawną ręką, mógł wyrządzić wyłom w ich szeregach. Miał więc mimo wszytko nadzieję, że ktoś wymyśli coś mądrzejszego. On jednak był przygotowany na najgorsze - czyli na stawienie czoła agresywnej tłuszczy.
Sytuacja się nieco wyklarowała. Choć w niezbyt korzystny dla nich sposób. Widząc kolejną ekipę kiboli, grabarz krzyknął do pozostałych:
- Spieprzamy do karczmy!
Po czym zerwał się piorunem nie oglądając za siebie. Gdy tylko wszyscy byli już w środku szybko podszedł do tylnych drzwi i zawarł je, blokując dodatkowo sztabą i podpierając jakimś krzesłem czy jakimś stołem. Złapał łopatę w obie dłonie i odwrócił się. Teraz już nie mieli wyboru, jak się wydaje. Podszedł do wejścia do izby w której się znajdowali i stanął przed nim z uniesioną łopatą. Wybierając takie miejsce będzie musiał stawiać czoła tylko 1-2 przeciwnikom naraz. Jeśli pozostali do niego dołączą, nie powinno być źle. Najgorzej, jeśli tamci mają jakąś broń dystansową. Ba, zwykły kamień czy kufel, rzucony wprawną ręką, mógł wyrządzić wyłom w ich szeregach. Miał więc mimo wszytko nadzieję, że ktoś wymyśli coś mądrzejszego. On jednak był przygotowany na najgorsze - czyli na stawienie czoła agresywnej tłuszczy.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Wszyscy
Manfredowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i gdy tylko Viggo krzyknął, fryzjer ruszył za nim. Będąc już w środku, po zabarykadowaniu przez grabarz drzwi, Kocio z gracją oparł się jedną ręką o ścianę i bębniąc palcami spytał:
- I co teraz panie wszy – stko – wie – dzą – cy ? – przesylabował ostatnie słowo patrząc na van Halena.
- Powiem Wam. Teraz te łobuziaki z zewnątrz wybiją to okienko. – wskazał palcem najbliższe. – Wejdą do środeczka i nam wszystkim skopią tyłeczki.
Rzucił dumnie głową.
- Że Wam dobiorą się do zadków, to rozumiem, bo zasłużyliście, ale że ja oberwę, to już jawna niesprawiedliwość.
Popatrzył na Was z wyższością.
- Doprawdy nie wiem czy Wam powiedzieć jak stąd uciec. Naprawdę się zastanawiam, czy warto. Powinienem sobie pójść sam. Byliście dla mnie niegrzeczni. – najwyraźniej Kocio stosował odpowiedzialność zbiorową.
- Może zmienię zdanie, jak Piotruś mnie ładnie przeprosi. – spiorunował van Halena wzrokiem – Może.
Trzeba przyznać, że Kocio musiał mocno się obrazić, skoro wygłosił swój monolog całkiem spokojnie w takich okolicznościach. Chwilę później rozległo się pierwsze mocne uderzenie w drzwi, potem kolejne i następne. Kibice z determinacją próbowali dostać się do środka.
Manfredowi nie trzeba było dwa razy powtarzać i gdy tylko Viggo krzyknął, fryzjer ruszył za nim. Będąc już w środku, po zabarykadowaniu przez grabarz drzwi, Kocio z gracją oparł się jedną ręką o ścianę i bębniąc palcami spytał:
- I co teraz panie wszy – stko – wie – dzą – cy ? – przesylabował ostatnie słowo patrząc na van Halena.
- Powiem Wam. Teraz te łobuziaki z zewnątrz wybiją to okienko. – wskazał palcem najbliższe. – Wejdą do środeczka i nam wszystkim skopią tyłeczki.
Rzucił dumnie głową.
- Że Wam dobiorą się do zadków, to rozumiem, bo zasłużyliście, ale że ja oberwę, to już jawna niesprawiedliwość.
Popatrzył na Was z wyższością.
- Doprawdy nie wiem czy Wam powiedzieć jak stąd uciec. Naprawdę się zastanawiam, czy warto. Powinienem sobie pójść sam. Byliście dla mnie niegrzeczni. – najwyraźniej Kocio stosował odpowiedzialność zbiorową.
- Może zmienię zdanie, jak Piotruś mnie ładnie przeprosi. – spiorunował van Halena wzrokiem – Może.
Trzeba przyznać, że Kocio musiał mocno się obrazić, skoro wygłosił swój monolog całkiem spokojnie w takich okolicznościach. Chwilę później rozległo się pierwsze mocne uderzenie w drzwi, potem kolejne i następne. Kibice z determinacją próbowali dostać się do środka.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
"Teraz dopiero oberwiecie, gnoje"
Ta kibolska mantra dawała wiele do myślenia... A przynajmniej były to ostatnie słowa, jakie człowiek chciał usłyszeć. Szczególnie, że po spacyfikowaniu kilku drabów w alejce pojawiła się cała chmara następnych. -Aha, widzę, że szykowali się na grubszą imprezę- mruknął pod nosem i ignorując pojękiwania kocia zerknął na Viggo.
Pognał tuż za grabarzem i razem z resztą zabarykadował się w karczmie. To było bardzo nieciekawe miejsce na obronę... na prawdę, bardzo nieciekawe. -Niesamowity z ciebie optymista, jeśli liczysz, że obronią nas jedne liche drzwi i okno... Chyba, że masz nadnaturalnie szybki i silny cios- powiedział do Viggo i zmarszczył brwi. Jasne, może stanąć w pobliżu i szyć do nich z łuku, albo wbijać nóż w plecy, ale przecież nie jest zabójcą, prawda? Zabicie kilkunastu osób, nawet kiboli, sławy mu nie przysporzy, a przynajmniej nie dobrej sławy.
Najgorsze było, to, że Kocio znowu zaczął swoje żale, tym razem jednak ukierunkowując je na Van Halena. W pierwszej chwili chciał odpowiedzieć gromko "Wal się!", ale zacisnął zęby i milczał. Wiedział, że będzie z tego cyrk. Tak czy siak, i droczenie się to tylko strata cennego czasu. -No dobra... Jeśli cię uraziłem, to przepraszam... Po prostu w sytuacjach stresowych robię się bardzo opryskliwy... Nie gniewaj się na mnie-. W głębi duszy szlag go trafiał. Za co go miał przepraszać? Za to, że nie dał sobie wleźć na głowę. Dobrze, że ojciec uczył go, że czasem trzeba zacisnąć zęby i przejechać gołą dupą po kolcach, jeśli będzie się miało z tego korzyść. W tym przypadku kolcami okazał się Kocio... Wolał być jednak po jednej stronie z lalusiowatym fryzjerem niż z agresywnymi kibolami.
"Teraz dopiero oberwiecie, gnoje"
Ta kibolska mantra dawała wiele do myślenia... A przynajmniej były to ostatnie słowa, jakie człowiek chciał usłyszeć. Szczególnie, że po spacyfikowaniu kilku drabów w alejce pojawiła się cała chmara następnych. -Aha, widzę, że szykowali się na grubszą imprezę- mruknął pod nosem i ignorując pojękiwania kocia zerknął na Viggo.
Pognał tuż za grabarzem i razem z resztą zabarykadował się w karczmie. To było bardzo nieciekawe miejsce na obronę... na prawdę, bardzo nieciekawe. -Niesamowity z ciebie optymista, jeśli liczysz, że obronią nas jedne liche drzwi i okno... Chyba, że masz nadnaturalnie szybki i silny cios- powiedział do Viggo i zmarszczył brwi. Jasne, może stanąć w pobliżu i szyć do nich z łuku, albo wbijać nóż w plecy, ale przecież nie jest zabójcą, prawda? Zabicie kilkunastu osób, nawet kiboli, sławy mu nie przysporzy, a przynajmniej nie dobrej sławy.
Najgorsze było, to, że Kocio znowu zaczął swoje żale, tym razem jednak ukierunkowując je na Van Halena. W pierwszej chwili chciał odpowiedzieć gromko "Wal się!", ale zacisnął zęby i milczał. Wiedział, że będzie z tego cyrk. Tak czy siak, i droczenie się to tylko strata cennego czasu. -No dobra... Jeśli cię uraziłem, to przepraszam... Po prostu w sytuacjach stresowych robię się bardzo opryskliwy... Nie gniewaj się na mnie-. W głębi duszy szlag go trafiał. Za co go miał przepraszać? Za to, że nie dał sobie wleźć na głowę. Dobrze, że ojciec uczył go, że czasem trzeba zacisnąć zęby i przejechać gołą dupą po kolcach, jeśli będzie się miało z tego korzyść. W tym przypadku kolcami okazał się Kocio... Wolał być jednak po jednej stronie z lalusiowatym fryzjerem niż z agresywnymi kibolami.

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
„No tak, tego się można było spodziewać”. Właśnie z powodu takich sytuacji Humfried zdecydowanie wolał rozwiązywać problemy dyskusją niż rękoma. Najgorsze, że teraz już nie było odwrotu, a wściekli kibole, niczym banda rozjuszonych byków dobijali się do karczmy. Viggo zablokował drzwi, ale te prawdopodobnie padną raz dwa. Na wszelki wypadek, Humfried wyciągnął miecz. W razie ataku bandy pijanych mięśniaków, nie miał zamiaru bawić się w sentymenty. „Jeśli będę musiał, to pokroję na kawałki tylu z was ilu zdołam”. Nagle w głowie, zaświtała mu pewna myśl. Podbiegł szybko do frontowych okien. „Skoro z tyłu jest ich aż tylu, to prawdopodobnie od przodu będzie łatwiej”. Zniecierpliwiony zaczął wyglądać kibiców przez otwory w okiennicach. Następnie nie oglądając się na nikogo, przywalił z całej siły w jedną z nich tak, że ta wypadła z zawiasów.
- Tędy! Szybko! Zwiewamy, bo nas pozabijają.
„No tak, tego się można było spodziewać”. Właśnie z powodu takich sytuacji Humfried zdecydowanie wolał rozwiązywać problemy dyskusją niż rękoma. Najgorsze, że teraz już nie było odwrotu, a wściekli kibole, niczym banda rozjuszonych byków dobijali się do karczmy. Viggo zablokował drzwi, ale te prawdopodobnie padną raz dwa. Na wszelki wypadek, Humfried wyciągnął miecz. W razie ataku bandy pijanych mięśniaków, nie miał zamiaru bawić się w sentymenty. „Jeśli będę musiał, to pokroję na kawałki tylu z was ilu zdołam”. Nagle w głowie, zaświtała mu pewna myśl. Podbiegł szybko do frontowych okien. „Skoro z tyłu jest ich aż tylu, to prawdopodobnie od przodu będzie łatwiej”. Zniecierpliwiony zaczął wyglądać kibiców przez otwory w okiennicach. Następnie nie oglądając się na nikogo, przywalił z całej siły w jedną z nich tak, że ta wypadła z zawiasów.
- Tędy! Szybko! Zwiewamy, bo nas pozabijają.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
Re: [WFRP] Adrenalina
Wszyscy
- Tak przepraszać to możesz tych na zewnątrz. Najlepiej od razu wyjdź i to powiedź. Może Ci wybaczą obłudniku. - Kocio zmroził van Halena wzrokiem.
- Mnie się przeprasza szczerze. Czy ja muszę wszystko za Was robić ? Nawet przepraszać nie umiecie ? Och co ja z Wami mam. Same kłopoty. - podniósł w górę oczy kręcąc głową, poczym nadstawił prawy policzek.
- A teraz pocałuj i powiedź jak Ci jest przykro i że więcej nie będziesz dla mnie taki niedobry.
W tej sytuacji dobrze, że nie wystawił do pocałowania innej części ciała.
Pomysł Humfrieda sprawdził się jedynie połowicznie. Część kiboli pobiegłą w stronę z której nawoływał zielarz, jednak większość została przy drzwiach próbując wejść do środka. Pod naporem agresorów drzwi z każdą mijającą chwilą stawiały coraz mniejszy opór, na dodatek przez okna zaczęły wpadać kamienie i musięliście aż przyklęknąć co by nie dostać po głowie. Kocio, zdając sobie sprawę z zagrożenia, z szybkością samopowtarzalnej kuszy zaczął wyrzucać z siebie lekko drżącym głosem :
- Dobra, już wam powiem jak się stąd wydostać. Jjaa tu mieszkam od jakiegoś czasu. No i kiedyś w nocy wyszedłem za potrzebą, no i poczułem straszny smród. No wiecie, taki że aż w oczy szczypało. No i pomyślałem, że to wychodek. Idę więc tam, a tu światło w piwnicy. Wchodzę, no a tam za beczkami w rogu, tto światło. No i zajrzałem, a tam gospodarz targa z dołu baryłki. No i już wiedziałem skąd ma takie tanie winko z Bretonii. No bo on przemyca je kanałami pod miastem. Dlatego nic o tym nie mówił, bo się boi straży. No i to zejście w piwnicy, to do kanałów. Ja nie mówiłem wcześniej, bo tam strasznie śmierdzi i jest wilgoć, a od wilgoci włosy mi się kręcą, a nie macie pojęcia ile zajęło mi ich prostowanie. – spojrzał płochliwie na prawie sforsowane drzwi.
- Och. Uciekajmy. Ja tam nie pójdę sam, bo tam ciemno. Och, chodźcie już stąd zanim się włamią.
- Tak przepraszać to możesz tych na zewnątrz. Najlepiej od razu wyjdź i to powiedź. Może Ci wybaczą obłudniku. - Kocio zmroził van Halena wzrokiem.
- Mnie się przeprasza szczerze. Czy ja muszę wszystko za Was robić ? Nawet przepraszać nie umiecie ? Och co ja z Wami mam. Same kłopoty. - podniósł w górę oczy kręcąc głową, poczym nadstawił prawy policzek.
- A teraz pocałuj i powiedź jak Ci jest przykro i że więcej nie będziesz dla mnie taki niedobry.
W tej sytuacji dobrze, że nie wystawił do pocałowania innej części ciała.
Pomysł Humfrieda sprawdził się jedynie połowicznie. Część kiboli pobiegłą w stronę z której nawoływał zielarz, jednak większość została przy drzwiach próbując wejść do środka. Pod naporem agresorów drzwi z każdą mijającą chwilą stawiały coraz mniejszy opór, na dodatek przez okna zaczęły wpadać kamienie i musięliście aż przyklęknąć co by nie dostać po głowie. Kocio, zdając sobie sprawę z zagrożenia, z szybkością samopowtarzalnej kuszy zaczął wyrzucać z siebie lekko drżącym głosem :
- Dobra, już wam powiem jak się stąd wydostać. Jjaa tu mieszkam od jakiegoś czasu. No i kiedyś w nocy wyszedłem za potrzebą, no i poczułem straszny smród. No wiecie, taki że aż w oczy szczypało. No i pomyślałem, że to wychodek. Idę więc tam, a tu światło w piwnicy. Wchodzę, no a tam za beczkami w rogu, tto światło. No i zajrzałem, a tam gospodarz targa z dołu baryłki. No i już wiedziałem skąd ma takie tanie winko z Bretonii. No bo on przemyca je kanałami pod miastem. Dlatego nic o tym nie mówił, bo się boi straży. No i to zejście w piwnicy, to do kanałów. Ja nie mówiłem wcześniej, bo tam strasznie śmierdzi i jest wilgoć, a od wilgoci włosy mi się kręcą, a nie macie pojęcia ile zajęło mi ich prostowanie. – spojrzał płochliwie na prawie sforsowane drzwi.
- Och. Uciekajmy. Ja tam nie pójdę sam, bo tam ciemno. Och, chodźcie już stąd zanim się włamią.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
Zignorował pełne wyrzutu spojrzenie Kocia. Wiedział, że w końcu przez swój niewyparzony język w końcu wpadnie w niezłe g****... W tej sytuacji już rozumiał, dlaczego ojciec nie widział dla Pietera kariery kupca - pewne już jako dzieciak był taki pyskaty, a teraz to będzie już tylko gorzej. Ledwie się opanował, by nie wybuchnąć śmiechem, gdy Manfred nastawił policzek do pocałowania. "Błeee... Co on sobie myśli? Mam pewne granice, których nie zamierzam przekraczać". Spojrzał tylko z ukosa na Kocia i wiedział, co zrobi, gdy uwolni się od kiboli - uwolni się od Kocia. Miał już dość jego fanaberii i czuł, że z każdą kolejną godziną będzie coraz gorzej. A najlepiej będzie, jak będzie siedział cicho, bo przez swój za długi jęzor już nieraz wpadał w kłopoty.
Pomysł Humfrieda może i był dobry, ale widać u kiboli zadziałały te dwie na całą grupę komórki mózgowe i zablokowali inne wyjścia. I w końcu Kocio zmiękł. Można było się tego spodziewać... Pieter czuł, że Manfred będzie wolał chodzić nadąsany niż w ogóle nie chodzić. Nie miał ochoty na dalsze utarczki, więc rzucił obojętnie. -Idźmy już stąd lepiej, zanim zrobią nam z dupy Burzę Chaosu-
Zignorował pełne wyrzutu spojrzenie Kocia. Wiedział, że w końcu przez swój niewyparzony język w końcu wpadnie w niezłe g****... W tej sytuacji już rozumiał, dlaczego ojciec nie widział dla Pietera kariery kupca - pewne już jako dzieciak był taki pyskaty, a teraz to będzie już tylko gorzej. Ledwie się opanował, by nie wybuchnąć śmiechem, gdy Manfred nastawił policzek do pocałowania. "Błeee... Co on sobie myśli? Mam pewne granice, których nie zamierzam przekraczać". Spojrzał tylko z ukosa na Kocia i wiedział, co zrobi, gdy uwolni się od kiboli - uwolni się od Kocia. Miał już dość jego fanaberii i czuł, że z każdą kolejną godziną będzie coraz gorzej. A najlepiej będzie, jak będzie siedział cicho, bo przez swój za długi jęzor już nieraz wpadał w kłopoty.
Pomysł Humfrieda może i był dobry, ale widać u kiboli zadziałały te dwie na całą grupę komórki mózgowe i zablokowali inne wyjścia. I w końcu Kocio zmiękł. Można było się tego spodziewać... Pieter czuł, że Manfred będzie wolał chodzić nadąsany niż w ogóle nie chodzić. Nie miał ochoty na dalsze utarczki, więc rzucił obojętnie. -Idźmy już stąd lepiej, zanim zrobią nam z dupy Burzę Chaosu-

-
- Marynarz
- Posty: 151
- Rejestracja: sobota, 30 czerwca 2007, 17:29
- Numer GG: 3121444
Re: [WFRP] Adrenalina
Humfried Kahl
„Wreszcie ten spedalony chłopczyk się na coś przydał”. Humfried spojrzał po kolegach. Widząc ich twierdzące skinienia, ruszył przed siebie. Cała czwórka zmierzała w stronę piwnic, lecz zanim zeszli w dół, Humfried krzyknął jeszcze najgłośniej jak potrafił
-Biegiem, po schodach i na dach.
„Jeśli te osiłki są takimi idiotami jak myślę, to zyskamy chociaż kilka minut”, nie zastanawiając się już wiele, zbiegł na dół.
„Wreszcie ten spedalony chłopczyk się na coś przydał”. Humfried spojrzał po kolegach. Widząc ich twierdzące skinienia, ruszył przed siebie. Cała czwórka zmierzała w stronę piwnic, lecz zanim zeszli w dół, Humfried krzyknął jeszcze najgłośniej jak potrafił
-Biegiem, po schodach i na dach.
„Jeśli te osiłki są takimi idiotami jak myślę, to zyskamy chociaż kilka minut”, nie zastanawiając się już wiele, zbiegł na dół.
Nie jestem wariatem. Jestem... samolotem 


-
- Marynarz
- Posty: 317
- Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Szczecin
Re: [WFRP] Adrenalina
Nie zastanawiając się długo ruszyliście pędem do piwnicy. Kocio miał rację. Co prawda wejście do kanałów było zastawione, ale dało się tam wcisnąć. Tyle, że zapewne kosztowało to będzie kilka dziur w ubraniach, zebranie wszelkiego syfu i brudu ze ścian i skrzyń. A i samo przejście prawdopodobnie prowadziło do brudnych kanałów. Wiedzieliście jednak, że to wszystko jest znacznie lepsze od tłumu rozwścieczonych, wręcz nienaturalnie, pseudokibiców, którzy właśnie sforsowali drzwi, rozlewając się z tupotem i brzękiem przewracanych sprzętów po karczmie.
Popychając zapłakanego Manfreda, szybko przecisnęliście się obok pakunków, wchodząc do zasłoniętego jedynie prostymi deskami przejścia. Drabina postawiona tutaj była już spróchniała, a wystarczyło zejść kilka kroków by zacząć odczuwać smród kanałów. Zejście prowadziło do wykopanej ręcznie, krótkiej i cienkiej odnogi, która kończyła się w jednym z niewielkich odgałęzień miejskich kanałów. Których nikt z was nie znał. Światło kaganka oświetlało tylko najbliższą okolice, wy zaś, odrapani, brudni, z poszarpanymi ubraniami wyglądaliście niemal jak menele krążący po najgorszych dzielnicach Middenheim.
Fryzjer wyglądał jak siedem nieszczęść. Brudne włosy zlepione w wilgotne, cuchnące strąki, rozmazany od płaczu makijaż, podarte, dziurawe pończochy, kurtka poplamiona i zmięta, jakby ktoś wycierał nią podłogę karczmy po miesięcznym remoncie. Trąc załzawione oczy, Kocia półprzytomny z rozpaczy przyciskał do nosa i ust chusteczkę usiłując powstrzymać targający nim co chwila odruch wymiotny. Tylko dlatego nic nie mógł mówić. Zapewne puściłby największego pawia w swoim życiu, gdyby nie usłyszał cichego dźwięku który zmroził mu krew w żyłach. Spojrzał w kierunku odgłosu, a jego źrenice zrobiły się ze strachu wielkie jak marienburskie szylingi.
- Szszszszszszsz .... – zdołał tylko wyszeptać.
Po chwili jednak nie bacząc na smrodliwe powietrze złapał oddech od którego zakręciło mu się w głowie, jak po dobrym machu korzenia snów i wrzasnął tak, że ze ścian i sufitu zaczął odpadać brud.
- Szczuuuryyyyy !!! – jego piskliwy dyszkant był tak przerażający, że gryzonie, które w liczbie kilku kręciły się nieopodal, rzuciły się do panicznej ucieczki w głąb kanałów i do jakiś bliżej nieokreślonych dziur, a jeden z nich stary i posiwiały wykitował na najprawdziwszy szczurzy zawał serca.
Kocio jednak tego nie zauważył, bo właśnie gnał w stronę drabiny. Jedynej póki co szansy opuszczenie w miarę szybko smrodliwych kanałów. Na drodze stał mu przypadkiem Viggo, którego Manfred ze zdumiewającą siłą po prostu stratował obalając na ziemię i dosłownie przebiegając po nim. Spanikowany fryzjer dopadł drabiny, po której zaczął wspinać się z iście małpią zręcznością, niestety gdy już był prawie na samej górze spróchniałe szczeble nie wytrzymały i łamiąc się pozbawiły stopy Kocia podparcia. Manfred runął w dół najpierw padając boleśnie na pośladki, potem krzyż i plecy, a na końcu uderzając potylicą o kamienne podłoże kanału. Ciemność ogarnęła zmysły fryzjera. Nie czuł już smrodu, nie czuł obrzydliwego dotyku brudnych włosów i ubrania, nie słyszał wstrętnego echa odgłosów odbijających się od ścian kanału, nie widział paskudnych ścian i twarzy towarzyszy. Litościwy los pozbawił go przytomności i było to najlepsze co mogło mu się przytrafić.
Popychając zapłakanego Manfreda, szybko przecisnęliście się obok pakunków, wchodząc do zasłoniętego jedynie prostymi deskami przejścia. Drabina postawiona tutaj była już spróchniała, a wystarczyło zejść kilka kroków by zacząć odczuwać smród kanałów. Zejście prowadziło do wykopanej ręcznie, krótkiej i cienkiej odnogi, która kończyła się w jednym z niewielkich odgałęzień miejskich kanałów. Których nikt z was nie znał. Światło kaganka oświetlało tylko najbliższą okolice, wy zaś, odrapani, brudni, z poszarpanymi ubraniami wyglądaliście niemal jak menele krążący po najgorszych dzielnicach Middenheim.
Fryzjer wyglądał jak siedem nieszczęść. Brudne włosy zlepione w wilgotne, cuchnące strąki, rozmazany od płaczu makijaż, podarte, dziurawe pończochy, kurtka poplamiona i zmięta, jakby ktoś wycierał nią podłogę karczmy po miesięcznym remoncie. Trąc załzawione oczy, Kocia półprzytomny z rozpaczy przyciskał do nosa i ust chusteczkę usiłując powstrzymać targający nim co chwila odruch wymiotny. Tylko dlatego nic nie mógł mówić. Zapewne puściłby największego pawia w swoim życiu, gdyby nie usłyszał cichego dźwięku który zmroził mu krew w żyłach. Spojrzał w kierunku odgłosu, a jego źrenice zrobiły się ze strachu wielkie jak marienburskie szylingi.
- Szszszszszszsz .... – zdołał tylko wyszeptać.
Po chwili jednak nie bacząc na smrodliwe powietrze złapał oddech od którego zakręciło mu się w głowie, jak po dobrym machu korzenia snów i wrzasnął tak, że ze ścian i sufitu zaczął odpadać brud.
- Szczuuuryyyyy !!! – jego piskliwy dyszkant był tak przerażający, że gryzonie, które w liczbie kilku kręciły się nieopodal, rzuciły się do panicznej ucieczki w głąb kanałów i do jakiś bliżej nieokreślonych dziur, a jeden z nich stary i posiwiały wykitował na najprawdziwszy szczurzy zawał serca.
Kocio jednak tego nie zauważył, bo właśnie gnał w stronę drabiny. Jedynej póki co szansy opuszczenie w miarę szybko smrodliwych kanałów. Na drodze stał mu przypadkiem Viggo, którego Manfred ze zdumiewającą siłą po prostu stratował obalając na ziemię i dosłownie przebiegając po nim. Spanikowany fryzjer dopadł drabiny, po której zaczął wspinać się z iście małpią zręcznością, niestety gdy już był prawie na samej górze spróchniałe szczeble nie wytrzymały i łamiąc się pozbawiły stopy Kocia podparcia. Manfred runął w dół najpierw padając boleśnie na pośladki, potem krzyż i plecy, a na końcu uderzając potylicą o kamienne podłoże kanału. Ciemność ogarnęła zmysły fryzjera. Nie czuł już smrodu, nie czuł obrzydliwego dotyku brudnych włosów i ubrania, nie słyszał wstrętnego echa odgłosów odbijających się od ścian kanału, nie widział paskudnych ścian i twarzy towarzyszy. Litościwy los pozbawił go przytomności i było to najlepsze co mogło mu się przytrafić.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Re: [WFRP] Adrenalina
Viggo
Smród buchający z kanałów zaparł mu na chwile dech, więc grabarz zasłonił usta i nos ramieniem rozglądając się po kanałach. NIe trwało to dłużej niż kilka oddechów, kiedy Kocio wpadł nań wrzucając zadkiem w jakieś świństwo. Viggo chciał już przetestować swoją łopatę na wypielęgnowanej twarzyczce Kociubińskiego, ale nie zdażył... bo tamten akurat sam stracił przytomność.
- Ehh, gorzej niż w gorbie... - Viggo westchnął krzywiąc się okrótnie na kolejną dawkę smrodu, którym już chyba cały przesiąkł. - Zbieramy się, nic tu po nas... - z tymi słowami przerzucił sobie nieprzytomnego Kocia przez ramię i poszedł za towarzyszami. W duchu miał nadzieję, że w końcu ich poświęcenie się opłaci.
Smród buchający z kanałów zaparł mu na chwile dech, więc grabarz zasłonił usta i nos ramieniem rozglądając się po kanałach. NIe trwało to dłużej niż kilka oddechów, kiedy Kocio wpadł nań wrzucając zadkiem w jakieś świństwo. Viggo chciał już przetestować swoją łopatę na wypielęgnowanej twarzyczce Kociubińskiego, ale nie zdażył... bo tamten akurat sam stracił przytomność.
- Ehh, gorzej niż w gorbie... - Viggo westchnął krzywiąc się okrótnie na kolejną dawkę smrodu, którym już chyba cały przesiąkł. - Zbieramy się, nic tu po nas... - z tymi słowami przerzucił sobie nieprzytomnego Kocia przez ramię i poszedł za towarzyszami. W duchu miał nadzieję, że w końcu ich poświęcenie się opłaci.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.

-
- Tawerniany Leśny Duch
- Posty: 2555
- Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
- Numer GG: 1034954
- Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa
Re: [WFRP] Adrenalina
Pieter
Co jest gorszego od chodzenia po kanałach? Chodzenie po kanałach z przewrażliwionym lalusiem. Otóż Kocio zaliczył właśnie wspaniałą kombinację panika-drabina-gleba. -No ładnie- mruknął pod nosem Van Halen i westchnął zrezygnowany. -Same problemy z nim jak na razie- rzucił niedbale do towarzyszy i ruszył dalej przez kanały. To była jedna z najgorszych rzeczy, jaką robił w dotychczasowym życiu. Pal sześć te wszystkie treningi, bieganie w nocy po lesie, uciekanie przed zbyt dużymi zwierzętami... Ale ten smród, szczury i paskudny zaduch były okropne. Dobrze, że Pieter nie miał klaustrofobii, bo to by było za dużo jak na jego nerwy. Zastanowiło go w tym momencie kilka rzeczy, przede wszystkim - po jaką cholerę się w to pakował? Teraz ma na karku bandę kiboli, a za chwilę na tymże karku może znaleźć się jakże uroczy mokry szczur. -Ech, chłopaki, wpakowaliśmy się w niezłe gówno... I to dosłownie, ruszajmy już lepiej- rzucił do reszty i poszedł przed siebie, zadowolony w duchu, że nie musi nieść Kocia na swoich barkach.
Co jest gorszego od chodzenia po kanałach? Chodzenie po kanałach z przewrażliwionym lalusiem. Otóż Kocio zaliczył właśnie wspaniałą kombinację panika-drabina-gleba. -No ładnie- mruknął pod nosem Van Halen i westchnął zrezygnowany. -Same problemy z nim jak na razie- rzucił niedbale do towarzyszy i ruszył dalej przez kanały. To była jedna z najgorszych rzeczy, jaką robił w dotychczasowym życiu. Pal sześć te wszystkie treningi, bieganie w nocy po lesie, uciekanie przed zbyt dużymi zwierzętami... Ale ten smród, szczury i paskudny zaduch były okropne. Dobrze, że Pieter nie miał klaustrofobii, bo to by było za dużo jak na jego nerwy. Zastanowiło go w tym momencie kilka rzeczy, przede wszystkim - po jaką cholerę się w to pakował? Teraz ma na karku bandę kiboli, a za chwilę na tymże karku może znaleźć się jakże uroczy mokry szczur. -Ech, chłopaki, wpakowaliśmy się w niezłe gówno... I to dosłownie, ruszajmy już lepiej- rzucił do reszty i poszedł przed siebie, zadowolony w duchu, że nie musi nieść Kocia na swoich barkach.
