[Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Lena Horne
Rozzłościł ją fakt, że ma utrudniony dostęp do przeciwnika. Niemożność zobaczenia go bez wybijania szyby mocno ją rozdrażniła, a dobiegające z wnętrza klikanie nie wróżyło niczego dobrego. Włosy zjeżyły się jej na karku. Osobnik siedział zamknięty w blaszanej puszce poza jej zasięgiem...
Nie mogli sobie pozwolić na błędy. Mieli już jedną wpadkę na koncie. Ambicja Leny nie zniesie kolejnej...
Zawsze była dość porywcza i dawała się ponosić emocjom. Tak stało się i teraz.
Zacisnęła mocniej dłoń na Kle.
"Urwę ci ten powód do klikania!" warknęła ponownie, nie zauważając, że słowa nie opuściły jej myśli. Wskoczyła na dach samochodu - jeśli przeciwnik wystrzeli z broni palnej może metal na dachu zapewni minimalną chociaż osłonę - jednocześnie jeżąc na karku czarną sierść, gdy zmieniała się w crinos. Poczuła jak blacha wygina się pod wpływem sporego ciężaru bestii... Czarna Furia przestała żartować. Teraz już na pewno będzie zabijać... Jej celem były drzwi i szyba samochodu. Po stłuczeniu ciemnego szkła zamierzała wywlec z kabiny kierowcę i jego ewentualnych kolegów, bez żalu przy okazji rozwalając cały układ sterowania pojazdu. Dość już tej zabawy w kotka i myszkę! Czas wziąć sprawy w swoje łapy i wprowadzić lekkie zmiany w plany ich przeciwników!
Rozzłościł ją fakt, że ma utrudniony dostęp do przeciwnika. Niemożność zobaczenia go bez wybijania szyby mocno ją rozdrażniła, a dobiegające z wnętrza klikanie nie wróżyło niczego dobrego. Włosy zjeżyły się jej na karku. Osobnik siedział zamknięty w blaszanej puszce poza jej zasięgiem...
Nie mogli sobie pozwolić na błędy. Mieli już jedną wpadkę na koncie. Ambicja Leny nie zniesie kolejnej...
Zawsze była dość porywcza i dawała się ponosić emocjom. Tak stało się i teraz.
Zacisnęła mocniej dłoń na Kle.
"Urwę ci ten powód do klikania!" warknęła ponownie, nie zauważając, że słowa nie opuściły jej myśli. Wskoczyła na dach samochodu - jeśli przeciwnik wystrzeli z broni palnej może metal na dachu zapewni minimalną chociaż osłonę - jednocześnie jeżąc na karku czarną sierść, gdy zmieniała się w crinos. Poczuła jak blacha wygina się pod wpływem sporego ciężaru bestii... Czarna Furia przestała żartować. Teraz już na pewno będzie zabijać... Jej celem były drzwi i szyba samochodu. Po stłuczeniu ciemnego szkła zamierzała wywlec z kabiny kierowcę i jego ewentualnych kolegów, bez żalu przy okazji rozwalając cały układ sterowania pojazdu. Dość już tej zabawy w kotka i myszkę! Czas wziąć sprawy w swoje łapy i wprowadzić lekkie zmiany w plany ich przeciwników!

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Chodzący-Po-Lodzie
Tylko spokojnie...
Zwód, płynny, minimalny. Dary Gai zapewniają teraz Chodzącemu-Po-Lodzie dostateczną szybkość.
Kto jest najgroźniejszy? Ten z bronią palną. Jeśli zginę, nie uratuję chłopaka.
Skok w stronę uzbrojonego.
Gdzieś w kąciku oka pojawia się obraz abuela przyjmującej postać crinos.
Tylko spokojnie...
Metys traktuje to jako pretekst. Skoro ona przyjęła formę crinos, to chyba pozostałym też wolno, prawda?
W wielkiej, nieskończonej symfonii świata pojawia się nowy dźwięk. Kocioł. Wybija rytm, pierwotny, zwierzęcy.
A może po prostu marszowy?
Ubranie albinosa rozrywa się na strzępy, gdy naciera na uzbrojonego w pistolet przeciwnika jednocześnie wracając do swojej naturalnej formy. Potężne szpony uderzały w rytmie kotła.
Zabić strzelca. Pozostałych odrzucić, jak najdalej stąd. I odprowadzić chłopaka w bezpieczne miejsce.
Gdziekolwiek by takie nie było.
Tylko spokojnie...
Zwód, płynny, minimalny. Dary Gai zapewniają teraz Chodzącemu-Po-Lodzie dostateczną szybkość.
Kto jest najgroźniejszy? Ten z bronią palną. Jeśli zginę, nie uratuję chłopaka.
Skok w stronę uzbrojonego.
Gdzieś w kąciku oka pojawia się obraz abuela przyjmującej postać crinos.
Tylko spokojnie...
Metys traktuje to jako pretekst. Skoro ona przyjęła formę crinos, to chyba pozostałym też wolno, prawda?
W wielkiej, nieskończonej symfonii świata pojawia się nowy dźwięk. Kocioł. Wybija rytm, pierwotny, zwierzęcy.
A może po prostu marszowy?
Ubranie albinosa rozrywa się na strzępy, gdy naciera na uzbrojonego w pistolet przeciwnika jednocześnie wracając do swojej naturalnej formy. Potężne szpony uderzały w rytmie kotła.
Zabić strzelca. Pozostałych odrzucić, jak najdalej stąd. I odprowadzić chłopaka w bezpieczne miejsce.
Gdziekolwiek by takie nie było.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Nina "Ninerl"
Dziewczyna jednym szarpnięciem wydobyła małe, podręczne lusterko. Chwila maksymalnej koncentracji, wymuszonego spokoju i spojrzała w jego taflę.
Samochód prezentował sie teraz zupełnie inaczej. Dostrzegła małe iskierki, błyskające tu i tam.
Odetchnęła głębiej i zaczęła działać. Wysłała mentalne przywitanie i jednoczesnie prośbę o pomoc . Proste komunikaty, które powinny zachecić do kontaktu. Czekała na odpowiedź któregośkolwiek z duchów. Dopóki jej nie dostanie, nie bedzie wiedziała jak z nimi pertraktować...
Dziewczyna jednym szarpnięciem wydobyła małe, podręczne lusterko. Chwila maksymalnej koncentracji, wymuszonego spokoju i spojrzała w jego taflę.
Samochód prezentował sie teraz zupełnie inaczej. Dostrzegła małe iskierki, błyskające tu i tam.
Odetchnęła głębiej i zaczęła działać. Wysłała mentalne przywitanie i jednoczesnie prośbę o pomoc . Proste komunikaty, które powinny zachecić do kontaktu. Czekała na odpowiedź któregośkolwiek z duchów. Dopóki jej nie dostanie, nie bedzie wiedziała jak z nimi pertraktować...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Dżet:
Teurg zaciął się na krótką chwilkę. "Poproś ich o wsparcie bezpośrednie. Zmrożenie ziemi pod pojazdem i walczącymi nie powinno dla nich być czymś nadzwyczajnym. Nie ruszą wozem, a i poupadają. Jeśli nasi wejdą w glabro na chwilkę to powinni ich położyć bez trudu. Dzieciaki są zbyt przestraszone by zapamiętać szczegóły... cholera, nie potrafię sprawnie przekazywać myśli duchom, za dużo gadałem z ludźmi, musisz mi kiedyś to wytłumaczyć. Spróbuj zagrać im na ambicji, jeśli odmówią prostej pomocy" zasugerował Dżet. „Chyba, ze nie mają ambicji, wtedy spróbujmy powołać się na to, że walczymy w sprawie ważnej dla Gai, to powinno do nich przemówić...” Potem zwrócił się do totemu. "Trzeba ostrzec współplemieńców poza Connem, że zaraz może zrobić się ślisko.... w zależności od tego jak zareagują duchy śniegu".
Teurg otworzył oczy na normalny świat i nerwowo się rozejrzał. Ze swoja marną siłą fizyczną raczej nikomu nie pomoże... Jeśli na zewnątrz były jeszcze jakieś dzieciaki to krzykiem zagonił je do budynku.
Mozę w walce nie pomoże doraźnie, ale jakiś wślizg, lub nadprogramowy kopniak w części intymne agresora może lekko wspomóc kogoś kto z nim walczy...
Teurg zaciął się na krótką chwilkę. "Poproś ich o wsparcie bezpośrednie. Zmrożenie ziemi pod pojazdem i walczącymi nie powinno dla nich być czymś nadzwyczajnym. Nie ruszą wozem, a i poupadają. Jeśli nasi wejdą w glabro na chwilkę to powinni ich położyć bez trudu. Dzieciaki są zbyt przestraszone by zapamiętać szczegóły... cholera, nie potrafię sprawnie przekazywać myśli duchom, za dużo gadałem z ludźmi, musisz mi kiedyś to wytłumaczyć. Spróbuj zagrać im na ambicji, jeśli odmówią prostej pomocy" zasugerował Dżet. „Chyba, ze nie mają ambicji, wtedy spróbujmy powołać się na to, że walczymy w sprawie ważnej dla Gai, to powinno do nich przemówić...” Potem zwrócił się do totemu. "Trzeba ostrzec współplemieńców poza Connem, że zaraz może zrobić się ślisko.... w zależności od tego jak zareagują duchy śniegu".
Teurg otworzył oczy na normalny świat i nerwowo się rozejrzał. Ze swoja marną siłą fizyczną raczej nikomu nie pomoże... Jeśli na zewnątrz były jeszcze jakieś dzieciaki to krzykiem zagonił je do budynku.
Mozę w walce nie pomoże doraźnie, ale jakiś wślizg, lub nadprogramowy kopniak w części intymne agresora może lekko wspomóc kogoś kto z nim walczy...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Dwa wystrzały niemal jednocześnie przeszyły zimowe powietrze. Pierwszemu towarzyszył dźwięk tłuczonego szkła i syk wściekłej bestii, kiedy kula musnęła pokrytą czarnym futrem nogę, barwiąc śnieg w purpurowe grochy.
Drugi strzał posłał kulę w stronę paszczy nacierającego wilkołaka, lecz pocisk tylko prześwidrował pomiędzy stożkowatymi uszami śnieżnobiałej bestii.
Lena instynktownie odskoczyła, lądując na dachu, w międzyczasie przybierając formę Crinos. Niestety, pistoletowy pocisk okazał się być o ułamek sekundy szybszy, boleśnie raniąc wilczycę w prawą nogę. Ból zaraz przejdzie, wiedziała o tym, a rana sama się wkrótce zasklepi. Jednak ta sytuacja tylko rozpaliła w sercu alfy płomień wściekłości, dodając jej morderczym ciosom destrukcyjnej mocy.
Jedno uderzenie - metalowe poszycie dachu pojękuję żałośnie.
Drugie uderzenie - na czarnej matowej szklanej powierzchni pojawiają się kolejne załamania.
Trzecie uderzenie - poszycie nadal pojękuje, tym razem już litościwie, jak gdyby błagało wilczycę o ocalenie.
Nigdy!
Czwarte uderzenie - dach pęka, podobnie jak czarna szyba. Szponiaste dłonie Furii trafiają na coś ciepłego i miękkiego. Wyostrzony węch wyczuwa strach.
Albinotyczna bestia unika strzału, skracając dynamicznym unikiem dystans dzielący ją z przeciwnikiem. Po niecałej sekundzie stoją już twarzą w twarz. Tworzą wyraźny kontrast: biały pysk wściekłej bestii naprzeciw zamaskowanej na czarno osoby. Krwawoczerwone ślepia świdrują ciemne spojrzenie adwersarza. Przy czym, o dziwo, ten drugi nie okazuje strachu, jaki normalnie wywołuje samo pojawienie się Crinos w pobliżu zwierzyny.
Krewniak? Fomor?
Jakakolwiek by odpowiedź nie była, przeciwnik niewiele może zrobić, by ocalić swoją osobę. Próbuje jeszcze unieść broń, by oddać kolejny strzał. Lecz na próżno. Szybkie, niczym błyskawica, uderzenie szponami posyła go kilka metrów w dal, a jego ciało znaczy krwawą mgiełką szlak w zmrożonym powietrzu.
Całe zamieszanie oglądał z odległości kilkunastu kroków zaniepokojony Dżet. Wydał polecenie swojemu duchowemu sprzymierzeńcowi, teraz pozostało czekać na efekt. Obawiał się włączyć do starcia, wiedział, że bezpośrednie starcie nie jest jego silną stroną. Choć jeśli sytuacja będzie wymagać interwencji...
Lecz nie to go niepokoiło w tej chwili najbardziej. Rzecz tkwiła w otoczeniu. Pojawienie się dwóch bestii, morderczych Crinos, wzbudziło w widzących to ludziach śmiertelne przerażenie. Gapie rzucali się przed siebie, uciekali, wrzeszcząc opętańczo. Dżet nie potrafił wyraźnie dostrzec, lecz kilkoro z nich prawdopodobnie uległo wypadkowi, wpadając w niekontrolowanej panice pod koła nadjeżdżających samochodów. Takie bywa żniwo Delirium.
A co, jeśli Zasłona została zerwana? Przyjdzie się im jeszcze z tego zamieszania tłumaczyć, teurg był już tego pewien. Askan, słysząc myśli Dżeta, smutno mu przytaknął.
Teurg dostrzegł pewne wyjście z tej kłopotliwej sytuacji. Wiedział, że na pewno nie uda mu się zapanować nad paniką, ale może spróbować pomóc cierpiącym, być może będzie w stanie uratować kogoś przed śmiercią. Jego towarzysze i tak dadzą sobie radę w walce bez niego, a Askan zajął się już dywersją ze strony Umbry.
Było jednak pewne ale.
Trzęsąc się z nerwów i starając się podjąć optymalną decyzję Dżet zauważył, że jeden z napastników zdołał obezwładnić chłopca i stara się z nim oddalić. Prawdopodobnie Chodzący-Po-Lodzie nie zdąży go w porę zatrzymać, gdyż na jego drodze stanął kolejny przeciwnik, starający się tym razem sięgnąć albinosa ciężką okutą pałką.
Pomóc cierpiącym, być może umierającym z winy jego towarzyszy ludziom czy powstrzymać napastnika, starającego się udaremnić cel pobytu watahy w tym miejscu? Dla wrażliwego omegi, mimo jego wilczego dziedzictwa, nie była to łatwa decyzja.
Tymczasem Nina pomyślnie przeniknęła przez Barierę wprost do skąpanej w mroku Penumbry. Miejsce to kłębiło się od duchów: pająki Tkaczki przeskakiwały energicznie po obszernych sieciach, żywiołaki śniegu, nakłaniane przez tajemniczy wężopodobny byt, rozpoczęły dziwny taniec, gromadząc przy ziemi kryształki lodu; z ciemności nadciągały duchy bólu i cierpienia, tłocząc się i rozpychając. Duchy szaleństwa przeszywały w oddali opętańczym wrzaskiem umbralną noc. Jednakże wzrok Niny skoncentrował się na grupce pomniejszych żywiołaków elektryczności, beztrosko igrających, pomimo całego zamieszania, w miejscu, gdzie w świecie materialnym winien znajdować się samochód napastników. Być może uda się Tubylce nakłonić je do współpracy, a w rezultacie - uszkodzienia pojazdu?
* * *
Conn nerwowo odliczał sekundy dzielące go od dojazdu do King's Lead. Sam nie był mistrzem kierownicy, lecz sądził, że gdyby to on teraz siedział za kółkiem, samochód już dawno znalazłby się u bram sierocińca.
Podobne, zabarwione złością, dywagacje brutalnie przerwało wilkołakowi gwałtowne hamowanie samochodu. Gdyby nie sprawny pas bezpieczeństwa, Fianna zapewne rozpłaszczyłby się na szybie, niczym nieszczęsna mucha na zębach wesołego motocyklisty.
Conn zaklął cicho na czym świat stoi i już zamierzał zwymyślać nieudolnego taksówkarza, kiedy usłyszał jego wystraszony głos:
- Mój Boże, co się tu dzieje? Widzi pan? - Kierowca spojrzał we wsteczne lusterko, pokazując pasażerowi widok rozciągający się przed maską samochodu.
Oto wśród kakofonii wrzasku, płaczu, ryku, pisku opon, odgłosu klaksonów, warkotu samochodowych silników i całej gamy innych dźwięków po ulicy przesuwała się zdesperowana masa przerażonych ludzi. Niektórzy z nich władowali się na maskę taksówki i, waląc w szybę, krzyczeli coś niezrozumiale. Taksówkarz przełknął głośno ślinę.
Cokolwiek spowodowało ten chaos, jedno było pewne - spanikowany tłum napierał od strony King's Lead.
"Jasna cholera" - przemknęło przez myśl ahrounowi.
Drugi strzał posłał kulę w stronę paszczy nacierającego wilkołaka, lecz pocisk tylko prześwidrował pomiędzy stożkowatymi uszami śnieżnobiałej bestii.
Lena instynktownie odskoczyła, lądując na dachu, w międzyczasie przybierając formę Crinos. Niestety, pistoletowy pocisk okazał się być o ułamek sekundy szybszy, boleśnie raniąc wilczycę w prawą nogę. Ból zaraz przejdzie, wiedziała o tym, a rana sama się wkrótce zasklepi. Jednak ta sytuacja tylko rozpaliła w sercu alfy płomień wściekłości, dodając jej morderczym ciosom destrukcyjnej mocy.
Jedno uderzenie - metalowe poszycie dachu pojękuję żałośnie.
Drugie uderzenie - na czarnej matowej szklanej powierzchni pojawiają się kolejne załamania.
Trzecie uderzenie - poszycie nadal pojękuje, tym razem już litościwie, jak gdyby błagało wilczycę o ocalenie.
Nigdy!
Czwarte uderzenie - dach pęka, podobnie jak czarna szyba. Szponiaste dłonie Furii trafiają na coś ciepłego i miękkiego. Wyostrzony węch wyczuwa strach.
Albinotyczna bestia unika strzału, skracając dynamicznym unikiem dystans dzielący ją z przeciwnikiem. Po niecałej sekundzie stoją już twarzą w twarz. Tworzą wyraźny kontrast: biały pysk wściekłej bestii naprzeciw zamaskowanej na czarno osoby. Krwawoczerwone ślepia świdrują ciemne spojrzenie adwersarza. Przy czym, o dziwo, ten drugi nie okazuje strachu, jaki normalnie wywołuje samo pojawienie się Crinos w pobliżu zwierzyny.
Krewniak? Fomor?
Jakakolwiek by odpowiedź nie była, przeciwnik niewiele może zrobić, by ocalić swoją osobę. Próbuje jeszcze unieść broń, by oddać kolejny strzał. Lecz na próżno. Szybkie, niczym błyskawica, uderzenie szponami posyła go kilka metrów w dal, a jego ciało znaczy krwawą mgiełką szlak w zmrożonym powietrzu.
Całe zamieszanie oglądał z odległości kilkunastu kroków zaniepokojony Dżet. Wydał polecenie swojemu duchowemu sprzymierzeńcowi, teraz pozostało czekać na efekt. Obawiał się włączyć do starcia, wiedział, że bezpośrednie starcie nie jest jego silną stroną. Choć jeśli sytuacja będzie wymagać interwencji...
Lecz nie to go niepokoiło w tej chwili najbardziej. Rzecz tkwiła w otoczeniu. Pojawienie się dwóch bestii, morderczych Crinos, wzbudziło w widzących to ludziach śmiertelne przerażenie. Gapie rzucali się przed siebie, uciekali, wrzeszcząc opętańczo. Dżet nie potrafił wyraźnie dostrzec, lecz kilkoro z nich prawdopodobnie uległo wypadkowi, wpadając w niekontrolowanej panice pod koła nadjeżdżających samochodów. Takie bywa żniwo Delirium.
A co, jeśli Zasłona została zerwana? Przyjdzie się im jeszcze z tego zamieszania tłumaczyć, teurg był już tego pewien. Askan, słysząc myśli Dżeta, smutno mu przytaknął.
Teurg dostrzegł pewne wyjście z tej kłopotliwej sytuacji. Wiedział, że na pewno nie uda mu się zapanować nad paniką, ale może spróbować pomóc cierpiącym, być może będzie w stanie uratować kogoś przed śmiercią. Jego towarzysze i tak dadzą sobie radę w walce bez niego, a Askan zajął się już dywersją ze strony Umbry.
Było jednak pewne ale.
Trzęsąc się z nerwów i starając się podjąć optymalną decyzję Dżet zauważył, że jeden z napastników zdołał obezwładnić chłopca i stara się z nim oddalić. Prawdopodobnie Chodzący-Po-Lodzie nie zdąży go w porę zatrzymać, gdyż na jego drodze stanął kolejny przeciwnik, starający się tym razem sięgnąć albinosa ciężką okutą pałką.
Pomóc cierpiącym, być może umierającym z winy jego towarzyszy ludziom czy powstrzymać napastnika, starającego się udaremnić cel pobytu watahy w tym miejscu? Dla wrażliwego omegi, mimo jego wilczego dziedzictwa, nie była to łatwa decyzja.
Tymczasem Nina pomyślnie przeniknęła przez Barierę wprost do skąpanej w mroku Penumbry. Miejsce to kłębiło się od duchów: pająki Tkaczki przeskakiwały energicznie po obszernych sieciach, żywiołaki śniegu, nakłaniane przez tajemniczy wężopodobny byt, rozpoczęły dziwny taniec, gromadząc przy ziemi kryształki lodu; z ciemności nadciągały duchy bólu i cierpienia, tłocząc się i rozpychając. Duchy szaleństwa przeszywały w oddali opętańczym wrzaskiem umbralną noc. Jednakże wzrok Niny skoncentrował się na grupce pomniejszych żywiołaków elektryczności, beztrosko igrających, pomimo całego zamieszania, w miejscu, gdzie w świecie materialnym winien znajdować się samochód napastników. Być może uda się Tubylce nakłonić je do współpracy, a w rezultacie - uszkodzienia pojazdu?
* * *
Conn nerwowo odliczał sekundy dzielące go od dojazdu do King's Lead. Sam nie był mistrzem kierownicy, lecz sądził, że gdyby to on teraz siedział za kółkiem, samochód już dawno znalazłby się u bram sierocińca.
Podobne, zabarwione złością, dywagacje brutalnie przerwało wilkołakowi gwałtowne hamowanie samochodu. Gdyby nie sprawny pas bezpieczeństwa, Fianna zapewne rozpłaszczyłby się na szybie, niczym nieszczęsna mucha na zębach wesołego motocyklisty.
Conn zaklął cicho na czym świat stoi i już zamierzał zwymyślać nieudolnego taksówkarza, kiedy usłyszał jego wystraszony głos:
- Mój Boże, co się tu dzieje? Widzi pan? - Kierowca spojrzał we wsteczne lusterko, pokazując pasażerowi widok rozciągający się przed maską samochodu.
Oto wśród kakofonii wrzasku, płaczu, ryku, pisku opon, odgłosu klaksonów, warkotu samochodowych silników i całej gamy innych dźwięków po ulicy przesuwała się zdesperowana masa przerażonych ludzi. Niektórzy z nich władowali się na maskę taksówki i, waląc w szybę, krzyczeli coś niezrozumiale. Taksówkarz przełknął głośno ślinę.
Cokolwiek spowodowało ten chaos, jedno było pewne - spanikowany tłum napierał od strony King's Lead.
"Jasna cholera" - przemknęło przez myśl ahrounowi.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Chodzący-Po-Lodzie
Głuche warknięcie wyrwało się z gardła metysa.
Wataha jest wszystkim. Wataha wydaje polecenia. Polecenia watahy to obowiązek. A więć obowiązek jest wszystkim.
Uratowanie chłopca to obowiązek.
A więc ja się nie liczę.
Zwód w prawo. Lewe ramię osłania głowę. Pałka nie zdoła skruszyć czaszki, jeśli zostanie zatrzymana przez ramię. A kości się zrastają. Gai niech będą dzięki za dar Niezwykłej Szybkości. Nie zdąży uderzyć więcej niż raz.
Metys obiega przeciwnika i szybkimi susami rzuca się za napastnikiem z chłopcem. Uderzy w biegu, ale precyzyjnie. Zrobi wszystko żeby nie trafić chłopca. I dopiero potem będzie się martwił o uzbrojonego człowieka za plecami.
Głuche warknięcie wyrwało się z gardła metysa.
Wataha jest wszystkim. Wataha wydaje polecenia. Polecenia watahy to obowiązek. A więć obowiązek jest wszystkim.
Uratowanie chłopca to obowiązek.
A więc ja się nie liczę.
Zwód w prawo. Lewe ramię osłania głowę. Pałka nie zdoła skruszyć czaszki, jeśli zostanie zatrzymana przez ramię. A kości się zrastają. Gai niech będą dzięki za dar Niezwykłej Szybkości. Nie zdąży uderzyć więcej niż raz.
Metys obiega przeciwnika i szybkimi susami rzuca się za napastnikiem z chłopcem. Uderzy w biegu, ale precyzyjnie. Zrobi wszystko żeby nie trafić chłopca. I dopiero potem będzie się martwił o uzbrojonego człowieka za plecami.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Dżet:
"Er..." spojrzenie przeskakiwało z członków grupy na uciekiniera... i z uciekiniera n członków grupy.
"Spokój" rozległo sie w jego umyśle. Askah "westchnął", a wilkołak wyrwal sie z otępienia. Wszystko lub nic... Przeszedł w glabro i ruszył w pościg za porywaczem jeszcze dalej trzęsąc się nieco z nerwów.
Odnaleźli cel i jest na wyciagniecie ręki.
To przyszłosć garou, to sprawa ważeijsza niz kilka wilcych żywotów...
"Tylko ze my wiemy za co walczymy i chcemy za to umrzeć w razie potrzeby" kolejna myśl lekko podkopała i tak dosć wątłej siły postanowienie teurga. Zrobił jeden niepweny krok i mało nie przewrócił się o krawężnik. "Skup się durniu" skarcił sie w myslach. Alfa chciałaby pewnie by ścigał cel. Pojawiło się lepsze "usprawiedliwienie" i Dżet odzyskał wigor. W razie potrzeby będzie musiał przejsć w crinos, ale na razie spróbował sukcsu w formie glabro... dopaść porywacza - tyle teraz sie liczyło i zdecdował się wyprzeć inne sprawy z umysłu.
"Er..." spojrzenie przeskakiwało z członków grupy na uciekiniera... i z uciekiniera n członków grupy.
"Spokój" rozległo sie w jego umyśle. Askah "westchnął", a wilkołak wyrwal sie z otępienia. Wszystko lub nic... Przeszedł w glabro i ruszył w pościg za porywaczem jeszcze dalej trzęsąc się nieco z nerwów.
Odnaleźli cel i jest na wyciagniecie ręki.
To przyszłosć garou, to sprawa ważeijsza niz kilka wilcych żywotów...
"Tylko ze my wiemy za co walczymy i chcemy za to umrzeć w razie potrzeby" kolejna myśl lekko podkopała i tak dosć wątłej siły postanowienie teurga. Zrobił jeden niepweny krok i mało nie przewrócił się o krawężnik. "Skup się durniu" skarcił sie w myslach. Alfa chciałaby pewnie by ścigał cel. Pojawiło się lepsze "usprawiedliwienie" i Dżet odzyskał wigor. W razie potrzeby będzie musiał przejsć w crinos, ale na razie spróbował sukcsu w formie glabro... dopaść porywacza - tyle teraz sie liczyło i zdecdował się wyprzeć inne sprawy z umysłu.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Nina "Ninerl"
Duchy lśniły jak małe ogniki płynnego złota. Chwilę się zastanowiła i wysłała komunikat- prośbę o pomoc i jednocześnie o dobrej zabawie. Nadała, by duchy uniemożliwiły odjazd samochodu.
"Czy to nie będzie ciekawe, jesli on nie zadziała? Takie inne niż zwykle..." dodała myśl.
Chwilę potem obietnicę- jeśli jej pomogą, ona zajmie się samochodem. Naprawi go, oczyści, tak by był w doskonałym stanie...
Przygryzła wargi, zastanawiając się, czy dobrze trafi.... no, chyba powinno im zależeć na dobrym stanie tego sprzętu, nie? "Ale z duchami nigdy nic nie wiadomo..." schowała myśl głęboko.
Zastanowiła się przez chwilę, jak to jest być takim duchem...
Duchy lśniły jak małe ogniki płynnego złota. Chwilę się zastanowiła i wysłała komunikat- prośbę o pomoc i jednocześnie o dobrej zabawie. Nadała, by duchy uniemożliwiły odjazd samochodu.
"Czy to nie będzie ciekawe, jesli on nie zadziała? Takie inne niż zwykle..." dodała myśl.
Chwilę potem obietnicę- jeśli jej pomogą, ona zajmie się samochodem. Naprawi go, oczyści, tak by był w doskonałym stanie...
Przygryzła wargi, zastanawiając się, czy dobrze trafi.... no, chyba powinno im zależeć na dobrym stanie tego sprzętu, nie? "Ale z duchami nigdy nic nie wiadomo..." schowała myśl głęboko.
Zastanowiła się przez chwilę, jak to jest być takim duchem...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Conn Taistealaí
*Jasna cholera* - przemknęło przez myśl ahrounowi. Wilkołak, każdą cząstką swojego ciała zaczynał rozumieć czym pechowy dzień. *Szczęście znów mi się zrzygało w puchową pierzynę.*
- &!@$$# - zaklął Conn.
Taksówkarz nie specjalnie na to zareagował, wyglądał jakby miał ochotę zrobić to samo. Tylko chwilę wilkołak zastanawiał się co ma teraz robić. Widział, że na razie taksówka jest unieruchomiona, przez ten przerażony tłum nie da rady przejechać. Conn wyjął, potrzebną na zapłatę za przejazd, kwotę pieniędzy. Nie miał dokładnie tyle ile potrzeba, ale nie ma już czasu. Taksówkarz dostanie najwyżej większy niż zwykle napiwek.
- Zatrzymaj resztę - rzucił, dając kierowcy zapłatę - Ja tu wysiadam.
Nie czekając na potwierdzenie czy reakcję kierowcy, Fianna otworzył drzwi i zaczął przedzierać się ku schronisku. Biegnąc starał się wybierać taką drogę, żeby jak najmniej wpadać na tych oszalałych ludzi. Niepokój wilkołaka narastał z każdą chwilą. Widział jak ludzie krzyczą, płaczą, ujrzał scenę gdy przewrócona kobieta została podeptana bezceremonialnie przez biegnącego za nią wielkoluda. Sama poszkodowana odpełza za pobliską skrzynkę na listy, gdzie następnie zwinęła się i zaczęła kwilić. Taki strach wśród ludzi mogło wywołać tylko coś nadnaturalnego, a nic nadnaturalnego w pobliżu sierocińca (no nie wliczając watahy) nie wróżyło niczego dobrego. Nagle Conn usłyszał, jakże w tym kontekście naturalne wystrzały. *Coraz lepiej, wygląda na to, że odbywa się tam niezła zabawa.* Conn rzucił się pędem w stronę sierocińca, poły jego zapiętego płaszcza furczały po bokach. Nieświadomie, podczas biegu szczerzył zęby w paskudnym grymasie. Na szczęście w okolicy nie było nikogo, o na tyle zdrowych zmysłach, żeby zwrócić na to uwagę. *Jeszcze tylko jedna przecznica*
*Jasna cholera* - przemknęło przez myśl ahrounowi. Wilkołak, każdą cząstką swojego ciała zaczynał rozumieć czym pechowy dzień. *Szczęście znów mi się zrzygało w puchową pierzynę.*
- &!@$$# - zaklął Conn.
Taksówkarz nie specjalnie na to zareagował, wyglądał jakby miał ochotę zrobić to samo. Tylko chwilę wilkołak zastanawiał się co ma teraz robić. Widział, że na razie taksówka jest unieruchomiona, przez ten przerażony tłum nie da rady przejechać. Conn wyjął, potrzebną na zapłatę za przejazd, kwotę pieniędzy. Nie miał dokładnie tyle ile potrzeba, ale nie ma już czasu. Taksówkarz dostanie najwyżej większy niż zwykle napiwek.
- Zatrzymaj resztę - rzucił, dając kierowcy zapłatę - Ja tu wysiadam.
Nie czekając na potwierdzenie czy reakcję kierowcy, Fianna otworzył drzwi i zaczął przedzierać się ku schronisku. Biegnąc starał się wybierać taką drogę, żeby jak najmniej wpadać na tych oszalałych ludzi. Niepokój wilkołaka narastał z każdą chwilą. Widział jak ludzie krzyczą, płaczą, ujrzał scenę gdy przewrócona kobieta została podeptana bezceremonialnie przez biegnącego za nią wielkoluda. Sama poszkodowana odpełza za pobliską skrzynkę na listy, gdzie następnie zwinęła się i zaczęła kwilić. Taki strach wśród ludzi mogło wywołać tylko coś nadnaturalnego, a nic nadnaturalnego w pobliżu sierocińca (no nie wliczając watahy) nie wróżyło niczego dobrego. Nagle Conn usłyszał, jakże w tym kontekście naturalne wystrzały. *Coraz lepiej, wygląda na to, że odbywa się tam niezła zabawa.* Conn rzucił się pędem w stronę sierocińca, poły jego zapiętego płaszcza furczały po bokach. Nieświadomie, podczas biegu szczerzył zęby w paskudnym grymasie. Na szczęście w okolicy nie było nikogo, o na tyle zdrowych zmysłach, żeby zwrócić na to uwagę. *Jeszcze tylko jedna przecznica*

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Lena Horne
Wystrzał! Było tak jak myślała. Broń palna. Kolejne przeklęte narzędzie zniszczenia. Ból w nodze utwierdził tylko Lenę w słuszności swojej decyzji. Drugiego wystrzału już nie słyszała. Gdy poszycie dachu ustąpiło, a szyba wraz z nim droga do kabiny kierowcy stała otworem.
Wilczyca chwyciła mocno i brutalnie swoją ofiarę wyszarpując ją gwałtownie przez dziurę na światło dzienne. Nie siliła się na delikatność. Czuła strach tej istoty. To tylko ją nakręcało. Ani ten człowiek nigdzie już nie pójdzie, ani ten samochód, ta blaszana, bezużyteczna puszka nigdzie już nie pojedzie. Z głuchym warknięciem zahaczyła o kierownicę, by szarpnąć i wyrwać jak najwięcej mechanizmu. Zawsze widziała w kolumnie kierowniczej coś w rodzaju kręgosłupa samochodu. To ona sprawia, że ta bestia porusza się nie tylko na wprost, a pojazd, który nie może skręcać staje sie bezużyteczny i kaleki.
Warknęła po raz drugi i cięła kłami, by szybko zabić. Śmierć była najlepszą zmianą jaką Furia mogła wprowadzić w życiorys jednego z tych porywaczy...
Rozejrzała się wokół ze swojego rozerwanego dachu szukając kolejnych oponentów. Chłopak, o którego bezpieczeństwo mieli dbać wciąż był w potrzasku. Trzeba było działać błyskawicznie. Od tego zależało życie tego szczeniaka. Po unieszkodliwieniu według niej najgroźniejszej bestii czyli samochodu mogła zająć się którymś z pozostałych przeciwników. Wybrała najbliższego uzbrojonego oponenta. Zawsze wpierw trzeba eliminować z gry tych, którzy są najniebezpieczniejsi... A wrogowie do tej pory zajęci albinosem być może nie zwrócą uwagi na czarną bestię za ich plecami...
Wystrzał! Było tak jak myślała. Broń palna. Kolejne przeklęte narzędzie zniszczenia. Ból w nodze utwierdził tylko Lenę w słuszności swojej decyzji. Drugiego wystrzału już nie słyszała. Gdy poszycie dachu ustąpiło, a szyba wraz z nim droga do kabiny kierowcy stała otworem.
Wilczyca chwyciła mocno i brutalnie swoją ofiarę wyszarpując ją gwałtownie przez dziurę na światło dzienne. Nie siliła się na delikatność. Czuła strach tej istoty. To tylko ją nakręcało. Ani ten człowiek nigdzie już nie pójdzie, ani ten samochód, ta blaszana, bezużyteczna puszka nigdzie już nie pojedzie. Z głuchym warknięciem zahaczyła o kierownicę, by szarpnąć i wyrwać jak najwięcej mechanizmu. Zawsze widziała w kolumnie kierowniczej coś w rodzaju kręgosłupa samochodu. To ona sprawia, że ta bestia porusza się nie tylko na wprost, a pojazd, który nie może skręcać staje sie bezużyteczny i kaleki.
Warknęła po raz drugi i cięła kłami, by szybko zabić. Śmierć była najlepszą zmianą jaką Furia mogła wprowadzić w życiorys jednego z tych porywaczy...
Rozejrzała się wokół ze swojego rozerwanego dachu szukając kolejnych oponentów. Chłopak, o którego bezpieczeństwo mieli dbać wciąż był w potrzasku. Trzeba było działać błyskawicznie. Od tego zależało życie tego szczeniaka. Po unieszkodliwieniu według niej najgroźniejszej bestii czyli samochodu mogła zająć się którymś z pozostałych przeciwników. Wybrała najbliższego uzbrojonego oponenta. Zawsze wpierw trzeba eliminować z gry tych, którzy są najniebezpieczniejsi... A wrogowie do tej pory zajęci albinosem być może nie zwrócą uwagi na czarną bestię za ich plecami...

-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Z dachu jednego z licznych na Manhattanie wysokościowców postać spoglądała w dół, kilku ulic na wprost przed siebie. Mroźne powietrze szczypało ją w policzki, a anemiczne płatki śniegu beznamiętnie pokrywały cieniutkim welonem jej ciemne włosy.
- Zatem zaczęło się - postać wyszeptała, wzbijając w powietrze mlecznobiałe kłęby gęstej pary. Na jej spokojną twarz wystąpił lekki uśmiech. - Dobrze sobie radzą. Wszystko powinno pójść zgodnie z planem.
* * *
Syreny policyjnych samochodów były coraz wyraźniej słyszalne. Co prawda spanikowany tłum na pewien czas zablokował wszystkie drogi dojazdowe do King's Lead, ale dzielni stróże prawa nie z takimi przeciwnościami sobie już radzili. Na domiar złego z oddali echem docierał do walczących głuchy furkot nadlatującego helikoptera.
Tymczasem na boisku przy sierocińcu - aktualnie arenie krwawej potyczki - dominowały odgłosy jednoznacznie nasuwające te dochodzące z najdzikszych zakątków Ziemi. Donośne powarkiwanie splatało się z wrzaskiem umierających ludzi i metalicznym jękiem maltretowanego pojazdu. Ciała zamaskowanych na czarno postaci były dosłownie roznoszone w strzępy, gdy rozszalałe i ogarnięte żądzą zabijania, wynikającą z konieczności powodzenia misji, wilkołaki zatapiały w nich śmiercionośne kły i pazury.
Przywódczyni watahy, Wsłuchująca-się-w-wiatr, obecnie wsłuchiwała się w morderczą symfonię wystrzałów, krzyków, warkotu, szlochania i groteskowego pomlaskiwania miękkich tkanek masakrowanych ludzi. Czy naprawdę musiało do takiej rzeźni dojść? Furia nie miała czasu na refleksję - ta przyjdzie później - zajęta rozbieraniem znienawidzonego dzieła Tkaczki na czynniki pierwsze.
Chodzący-Po-Lodzie w mgnieniu oka skracał dystans, dzielący go z mężczyzną uprowadzającym bezbronnego dzieciaka, jednocześnie osłaniając się przed ciosem ciężkiej pałki. Na szczęście mijany przez albinosa przeciwnik nie zdążył nawet wziąć zamachu; z tyłu rzucił się na niego trzymający się do tej pory na dystans Dżet. Przybrawszy postać glabro, pochwycił przeciwnika za gardło, powalając go szybkim ruchem na ziemię.
W tym czasie metys podciął pazurami porywacza, uszkadzając mu ścięgna. Rozpędzony mężczyzna poszybował dwa metry przed siebie, zanim wylądował i przetoczył się po grubym puchu. Jasnoczerwona krew znaczyła jego ślad, obficie wypływając z rozszarpanych naczyń. Wypuszczony z jego objęć chłopiec również zanurzył się w zaspie śniegu, gwałtownie łapiąc powietrze. Wciąż przytomny przeciwnik próbował jeszcze podnieść się z ziemi, lecz ciężko ranne nogi odmówiły posłuszeństwa. Wycharczał coś wściekle i, dobywszy z kabury pistoletu, oddał dwa strzały w stronę dzieciaka. Chłopak jęknął, po czym zatonął pośród kontrastu białego śniegu i czerwieni własnej krwi...
Małe iskierki elektryczności, niczym błędne bagienne ogniki zamrugały figlarnie, przystając ma propozycję Niny. Już miały przystąpić do wykonania zadania, kiedy nagle rozproszyły się na boki, rzekłbyś - jak oparzone. Zaskoczona Nina nie kryła zdziwienia nagłą reakcją duchów elektryczności. Po chwili stwierdziła jednak, że wytłumaczenie tego zjawiska może być tylko jedno: w świecie materialnym pojazd został zniszczony. Westchnęła niezadowolona, nie przepadała, gdy ktoś wkradał się w obszar jej kompetencji. Tyle zachodu i starań, a wszystko zostało zniweczone za pomocą brutalnej siły.
Duchy elektryczności umknęły w bezmiar Penumbry, zapewne szukając dla siebie nowego gniazda do zasiedlenia. Jednocześnie miejsce, w którym wilkołaczyca stała, zaczęło zagęszczać się od nowo przybyłych duchów bólu i cierpienia oraz czających się za nimi duchów śmierci. Tubylka z doświadczenia wiedziała, że nie jest to miła grupa istot i wolała je omijać, o ile kontakt z nimi nie był niezbędny. W oddali cienie zaczęły się pogłębiać, z pewnością nie wróżąc nic dobrego.
* * *
Zdenerwowany ahroun przepychał się przez napierający spanikowany tłum. Co chwila ktoś z przechodniów padał na ziemię, nie zawsze mając czas na bezpieczne odpełznięcie spod dziesiątek nóg. Jednak jego krzyki szybko ginęły wśród wrzasku dzikiego morza ludzi.
Conn postanowił zaryzykować i przemknąć siecią bocznych uliczek i wąskich zaułków, by szybciej znaleźć się u celu. Zostawił ociężałą masę, toczącą się w dół ulicy, za sobą, znikając między niewysokimi budynkami.
Po kilku minutach wyczerpującego biegu wynurzył się spomiędzy domów. Kilkadziesiąt metrów przed nim zamajaczył wysoki, posępny gmach sierocińca King's Lead. Jego otoczenie było całkowicie ciche, jakby pozbawione życia. Jednak gdzieś tam grała muzyka, gdzieś nadawało radio, przemawiał spiker w telewizji. Brakowało tylko ludzi, zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu, porzucając swoje dotychczasowe czynności.
Delirium
Fianna słyszał nadciągające syreny policyjne i furkot helikoptera. Czasu jest mało, coraz mniej.
Skierował kroki w stronę odgłosów walki, krzyków bólu, wystrzałów. Dochodziły zza gmachu sierocińca.
"Oby tylko niczego nie zepsuli." - pomyślał beta.
- Zatem zaczęło się - postać wyszeptała, wzbijając w powietrze mlecznobiałe kłęby gęstej pary. Na jej spokojną twarz wystąpił lekki uśmiech. - Dobrze sobie radzą. Wszystko powinno pójść zgodnie z planem.
* * *
Syreny policyjnych samochodów były coraz wyraźniej słyszalne. Co prawda spanikowany tłum na pewien czas zablokował wszystkie drogi dojazdowe do King's Lead, ale dzielni stróże prawa nie z takimi przeciwnościami sobie już radzili. Na domiar złego z oddali echem docierał do walczących głuchy furkot nadlatującego helikoptera.
Tymczasem na boisku przy sierocińcu - aktualnie arenie krwawej potyczki - dominowały odgłosy jednoznacznie nasuwające te dochodzące z najdzikszych zakątków Ziemi. Donośne powarkiwanie splatało się z wrzaskiem umierających ludzi i metalicznym jękiem maltretowanego pojazdu. Ciała zamaskowanych na czarno postaci były dosłownie roznoszone w strzępy, gdy rozszalałe i ogarnięte żądzą zabijania, wynikającą z konieczności powodzenia misji, wilkołaki zatapiały w nich śmiercionośne kły i pazury.
Przywódczyni watahy, Wsłuchująca-się-w-wiatr, obecnie wsłuchiwała się w morderczą symfonię wystrzałów, krzyków, warkotu, szlochania i groteskowego pomlaskiwania miękkich tkanek masakrowanych ludzi. Czy naprawdę musiało do takiej rzeźni dojść? Furia nie miała czasu na refleksję - ta przyjdzie później - zajęta rozbieraniem znienawidzonego dzieła Tkaczki na czynniki pierwsze.
Chodzący-Po-Lodzie w mgnieniu oka skracał dystans, dzielący go z mężczyzną uprowadzającym bezbronnego dzieciaka, jednocześnie osłaniając się przed ciosem ciężkiej pałki. Na szczęście mijany przez albinosa przeciwnik nie zdążył nawet wziąć zamachu; z tyłu rzucił się na niego trzymający się do tej pory na dystans Dżet. Przybrawszy postać glabro, pochwycił przeciwnika za gardło, powalając go szybkim ruchem na ziemię.
W tym czasie metys podciął pazurami porywacza, uszkadzając mu ścięgna. Rozpędzony mężczyzna poszybował dwa metry przed siebie, zanim wylądował i przetoczył się po grubym puchu. Jasnoczerwona krew znaczyła jego ślad, obficie wypływając z rozszarpanych naczyń. Wypuszczony z jego objęć chłopiec również zanurzył się w zaspie śniegu, gwałtownie łapiąc powietrze. Wciąż przytomny przeciwnik próbował jeszcze podnieść się z ziemi, lecz ciężko ranne nogi odmówiły posłuszeństwa. Wycharczał coś wściekle i, dobywszy z kabury pistoletu, oddał dwa strzały w stronę dzieciaka. Chłopak jęknął, po czym zatonął pośród kontrastu białego śniegu i czerwieni własnej krwi...
Małe iskierki elektryczności, niczym błędne bagienne ogniki zamrugały figlarnie, przystając ma propozycję Niny. Już miały przystąpić do wykonania zadania, kiedy nagle rozproszyły się na boki, rzekłbyś - jak oparzone. Zaskoczona Nina nie kryła zdziwienia nagłą reakcją duchów elektryczności. Po chwili stwierdziła jednak, że wytłumaczenie tego zjawiska może być tylko jedno: w świecie materialnym pojazd został zniszczony. Westchnęła niezadowolona, nie przepadała, gdy ktoś wkradał się w obszar jej kompetencji. Tyle zachodu i starań, a wszystko zostało zniweczone za pomocą brutalnej siły.
Duchy elektryczności umknęły w bezmiar Penumbry, zapewne szukając dla siebie nowego gniazda do zasiedlenia. Jednocześnie miejsce, w którym wilkołaczyca stała, zaczęło zagęszczać się od nowo przybyłych duchów bólu i cierpienia oraz czających się za nimi duchów śmierci. Tubylka z doświadczenia wiedziała, że nie jest to miła grupa istot i wolała je omijać, o ile kontakt z nimi nie był niezbędny. W oddali cienie zaczęły się pogłębiać, z pewnością nie wróżąc nic dobrego.
* * *
Zdenerwowany ahroun przepychał się przez napierający spanikowany tłum. Co chwila ktoś z przechodniów padał na ziemię, nie zawsze mając czas na bezpieczne odpełznięcie spod dziesiątek nóg. Jednak jego krzyki szybko ginęły wśród wrzasku dzikiego morza ludzi.
Conn postanowił zaryzykować i przemknąć siecią bocznych uliczek i wąskich zaułków, by szybciej znaleźć się u celu. Zostawił ociężałą masę, toczącą się w dół ulicy, za sobą, znikając między niewysokimi budynkami.
Po kilku minutach wyczerpującego biegu wynurzył się spomiędzy domów. Kilkadziesiąt metrów przed nim zamajaczył wysoki, posępny gmach sierocińca King's Lead. Jego otoczenie było całkowicie ciche, jakby pozbawione życia. Jednak gdzieś tam grała muzyka, gdzieś nadawało radio, przemawiał spiker w telewizji. Brakowało tylko ludzi, zupełnie jakby rozpłynęli się w powietrzu, porzucając swoje dotychczasowe czynności.
Delirium
Fianna słyszał nadciągające syreny policyjne i furkot helikoptera. Czasu jest mało, coraz mniej.
Skierował kroki w stronę odgłosów walki, krzyków bólu, wystrzałów. Dochodziły zza gmachu sierocińca.
"Oby tylko niczego nie zepsuli." - pomyślał beta.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek

-
- Bosman
- Posty: 2482
- Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
- Numer GG: 1223257
- Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Chodzący-Po-Lodzie
Wściekłe wycie rozerwało powietrze.
Metys błyskawicznie dopadł rannego. Dotąd myślał, że zostawi go w spokoju - nie zabijaj, nie zabijaj! - ale teraz wściekłość wzięła górę na ułamek sekundy. Spięcie potężnych mięśni na udach i łydkach i kilkusetkilowy wilkołak ląduje na klatce piersiowej leżącego.
Chrzęst żeber zagłuszy ostatnie pocharkiwania przestępcy, ale albionos nie będzie na to czekał.
Białe futro, doskonały kamuflaż na śniegu. W lesie wyglądający niczym plama innego oświetlenia. Pasował tutaj o wiele bardziej, niż do reszty miasta. Ciemnego, szarego. Dającego kontrastowe tło.
Chodzący-Po-Lodzie rzuca się w stronę chłopaka. Na ręce - ostrożnie! - i w stronę budynku. Teraz spokojnie, tylko spokojnie. Z krystaliczną wyrazistością rysuje się plan. Ale na razie trzeba biec. Tak żeby chłopak nie wystawał zza potężnej sylwetki, żeby kolejne kule nie mogły go dosięgnąć... Byle do środka.
Wściekłe wycie rozerwało powietrze.
Metys błyskawicznie dopadł rannego. Dotąd myślał, że zostawi go w spokoju - nie zabijaj, nie zabijaj! - ale teraz wściekłość wzięła górę na ułamek sekundy. Spięcie potężnych mięśni na udach i łydkach i kilkusetkilowy wilkołak ląduje na klatce piersiowej leżącego.
Chrzęst żeber zagłuszy ostatnie pocharkiwania przestępcy, ale albionos nie będzie na to czekał.
Białe futro, doskonały kamuflaż na śniegu. W lesie wyglądający niczym plama innego oświetlenia. Pasował tutaj o wiele bardziej, niż do reszty miasta. Ciemnego, szarego. Dającego kontrastowe tło.
Chodzący-Po-Lodzie rzuca się w stronę chłopaka. Na ręce - ostrożnie! - i w stronę budynku. Teraz spokojnie, tylko spokojnie. Z krystaliczną wyrazistością rysuje się plan. Ale na razie trzeba biec. Tak żeby chłopak nie wystawał zza potężnej sylwetki, żeby kolejne kule nie mogły go dosięgnąć... Byle do środka.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.

-
- Bosman
- Posty: 2312
- Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
- Numer GG: 2248735
- Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Dżet:
Przez moment teurg nie wiedział czy zrobiło mu się bardzo zimni, czy bardzo gorąco. cos pomiędzy, połączone z dziwnym odrealnieniem, jakby krew spłynęła do nóg, uciekając z mózgu i rak, a czyniąc dolne kończyny zbyt ciężkie, by nimi poruszyć. Trwało to chwilkę. *Askah! Chłopak żyje?* zapytal ducha. *Sprawdzaj umbrę, może...* zaczął. *Może co? Może w umbrze zachowa się duch? Nawet jeśli to co z tego?* przyszło mu zaraz do głowy.
Sprawa zrobiła się zdecydowanie zbyt nerwowa. Dżet będzie musiał po tym wypocząć... długo... A i nie zapowiadało się na taki obrót sprawy. Zapewne jeszcze przez kilka dni będzie miał kłopoty z trawieniem... i spaniem pewnie też.
Przez moment teurg nie wiedział czy zrobiło mu się bardzo zimni, czy bardzo gorąco. cos pomiędzy, połączone z dziwnym odrealnieniem, jakby krew spłynęła do nóg, uciekając z mózgu i rak, a czyniąc dolne kończyny zbyt ciężkie, by nimi poruszyć. Trwało to chwilkę. *Askah! Chłopak żyje?* zapytal ducha. *Sprawdzaj umbrę, może...* zaczął. *Może co? Może w umbrze zachowa się duch? Nawet jeśli to co z tego?* przyszło mu zaraz do głowy.
Sprawa zrobiła się zdecydowanie zbyt nerwowa. Dżet będzie musiał po tym wypocząć... długo... A i nie zapowiadało się na taki obrót sprawy. Zapewne jeszcze przez kilka dni będzie miał kłopoty z trawieniem... i spaniem pewnie też.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Mr.Z pisze posta

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!

-
- Bombardier
- Posty: 891
- Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
- Numer GG: 6110498
- Lokalizacja: Mineth-in-Giliath
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Nina "Ninerl"
Wszystko szło dobrze, małe duszki już miały udzielić jej pomocy, gdy nagle.... materia samochodu się rozdarła. Iskierki znikły.
Ninerl nie wierzyła własnym duchowym oczom. Zawyła bezgłośnie z frustracji i gniewu.
Zauważyła inne, mniej przyjazne i przyjemne istoty. Przeszedł ją dreszcz i z powrotem wskoczyła w wyłącznie materialny świat.
Otoczenie zawirowało, ona poczuła lekki zawrót głowy.
Znowu znajdowała się na boisku, zasypanym sniegiem.
Rzuciła kilka szybkich spojrzeń tu i tam, by ocenić sytuację.
A ta była beznadziejna. Zacisnęła pięści z frustracji i gniewu. Spieprzyli wszystko.... "Cholera! Cholera! Cholera! Ku..wa. Chyba muszę z kimś... " nieświadomie wydała z siebie bezgłośne warknięcie "poważnie porozmawiać. To dyletanctwo! Wstyd!" Wiedziała, że jeśli ktoś stanie jej teraz na drodze, to ona go rozerwie na strzępy.
Odetchnęła głębiej i podbiegła do Dżeta i chłopaka, tego całego wybrańca. Spojrzała na plamy krwi i zaklęła.
-Dżet!- warknęła głucho. -Pomóż mi, szybko!- przyklękła przy dzieciaku i obejrzała pobieżnie rany. Za chwilę wywęszyła za sobą Chodzącego.
-Chodzący!- powiedziała ostro. -Ostrożnie. Musimy jak najszybciej znaleźć lekarza lub uzdrowiciela. Czekaj!- syknęła i drąc swoją koszulkę, zrobiła prowizoryczne opatrunki ran młodego. Nic więcej nie mogła zrobić. Delikatnie podała mu dziecko.
-Ty! -wymierzył palec w Dżeta. - Zajmij się resztą, musmy zwiewać! My dwoje postaramy się uratować dzieciaka! Chodzący, za mną!Szybko, ale ostrożnie!- ruszyła w stronę budynku. Biegła pierwsza- Umiesz prowadzić? Ja niestety nie... - miała nadzieję, że metys posiada tę umiejętność. - Chociaż nie, szybciej będzie pieszo... Nie wiemy, co to za kule... Mam nadzieje, że zwykłe- biegła w miarę równym krokiem. Wezwała kruka i gdy ten zjawił się najszybciej jak mógł, dostał nowe zadanie.
Puste uliczki, poszukiwanie opiekuna lub jeśli go nie będzie w promieniu najbliższych kilkuset metrów, to wolna droga do szpitala lub caernu. To drugie przekazała jako lepsze miejsce.
Wyszarpnęła komórkę i wybrała numer Jordana.
-Jordan, odbierz do cholery- syczała cicho, z komórką przy uchu. Jednocześnie rzucała krótkie spojrzenia dookoła.
Wszystko szło dobrze, małe duszki już miały udzielić jej pomocy, gdy nagle.... materia samochodu się rozdarła. Iskierki znikły.
Ninerl nie wierzyła własnym duchowym oczom. Zawyła bezgłośnie z frustracji i gniewu.
Zauważyła inne, mniej przyjazne i przyjemne istoty. Przeszedł ją dreszcz i z powrotem wskoczyła w wyłącznie materialny świat.
Otoczenie zawirowało, ona poczuła lekki zawrót głowy.
Znowu znajdowała się na boisku, zasypanym sniegiem.
Rzuciła kilka szybkich spojrzeń tu i tam, by ocenić sytuację.
A ta była beznadziejna. Zacisnęła pięści z frustracji i gniewu. Spieprzyli wszystko.... "Cholera! Cholera! Cholera! Ku..wa. Chyba muszę z kimś... " nieświadomie wydała z siebie bezgłośne warknięcie "poważnie porozmawiać. To dyletanctwo! Wstyd!" Wiedziała, że jeśli ktoś stanie jej teraz na drodze, to ona go rozerwie na strzępy.
Odetchnęła głębiej i podbiegła do Dżeta i chłopaka, tego całego wybrańca. Spojrzała na plamy krwi i zaklęła.
-Dżet!- warknęła głucho. -Pomóż mi, szybko!- przyklękła przy dzieciaku i obejrzała pobieżnie rany. Za chwilę wywęszyła za sobą Chodzącego.
-Chodzący!- powiedziała ostro. -Ostrożnie. Musimy jak najszybciej znaleźć lekarza lub uzdrowiciela. Czekaj!- syknęła i drąc swoją koszulkę, zrobiła prowizoryczne opatrunki ran młodego. Nic więcej nie mogła zrobić. Delikatnie podała mu dziecko.
-Ty! -wymierzył palec w Dżeta. - Zajmij się resztą, musmy zwiewać! My dwoje postaramy się uratować dzieciaka! Chodzący, za mną!Szybko, ale ostrożnie!- ruszyła w stronę budynku. Biegła pierwsza- Umiesz prowadzić? Ja niestety nie... - miała nadzieję, że metys posiada tę umiejętność. - Chociaż nie, szybciej będzie pieszo... Nie wiemy, co to za kule... Mam nadzieje, że zwykłe- biegła w miarę równym krokiem. Wezwała kruka i gdy ten zjawił się najszybciej jak mógł, dostał nowe zadanie.
Puste uliczki, poszukiwanie opiekuna lub jeśli go nie będzie w promieniu najbliższych kilkuset metrów, to wolna droga do szpitala lub caernu. To drugie przekazała jako lepsze miejsce.
Wyszarpnęła komórkę i wybrała numer Jordana.
-Jordan, odbierz do cholery- syczała cicho, z komórką przy uchu. Jednocześnie rzucała krótkie spojrzenia dookoła.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.

-
- Tawerniana Wilczyca
- Posty: 2370
- Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
- Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
- Kontakt:
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Lena Horne
Żaden z niedoszłych porywaczy nie był już chyba w stanie odpowiedzieć na działania wilkołaków. Wsłuchująca Się W Wiatr skończyła swoje dzieło zniszczenia. No! Ten samochód nawet przy najszczerszych chęciach i najlepszych zamiarach już nie ruszy. Wilczyca była zadowolona, że udało jej się zabić tę stalową bestię, narzędzie Tkaczki. Porzuciła rozwalony pojazd rozglądając się wokół, by mieć lepszy ogląd obecnej sytuacji. Raczej nie było tu żadnego potencjalnego wroga. Uniosła łeb węsząc uważnie i nasłuchując. Do jej nozdrzy wyraźnie doleciał zapach krwi i okaleczonego metalu… Wataha Niedźwiedziego Pazura urządziła sobie masakrę na podwórzu sierocińca. Wilczyca warknęła pod nosem niezadowolona. Coś tu śmierdziało i nie były to olej ani płyn chłodniczy wyciekające z samochodu. Jeśli sługom Żmija zależało na jakimś dzieciaku, to dlaczego przeciw wataże garou wystawiono ludzi? Na domiar złego Lena w najbliższej perspektywie spodziewała się tu sporego zamieszania. Wilkołaczyca kłapnęła zębami i warknęła wściekle. Jakieś paskudne duchy kręcące się wokół, nieporadni porywacze… I w końcu nie udało im się porozmawiać z Krewniakiem…
Rozglądając się dokoła widziała na zadeptanym śniegu ciemniejsze ślady. Ślady krwi… Życie, które na zawsze uleciało z tych ludzi. Obróciła się w stronę swojej watahy. Czy żadne z nich nie myśli podobnie? Wilczyca chciała wrócić do postaci homida. Już tutaj wystarczająco zamieszania narobili.
- Tutaj coś śmierdzi – mruknęła, gdy Nina zajmowała się prowizorycznymi opatrunkami.
- Poszło zbyt łatwo – dodała zła, że nie wie co tu się kroi. A kroiło się na 100%!
- Zabierajmy się stąd. Nie możemy pozostać na widoku. Rozdzielimy się. W razie czego kontaktujemy się przez Niedźwiedzia. Nie uważajcie za pewnik, że ten mały jest tym kogo szukamy – warknęła do reszty mając złe przeczucia, że chyba znów coś spartaczyli. Nie walczyli przecież przeciwko Tancerzom… Klepnęła Dżeta w ramię. Odczekała chwilę aż sycząca na swoją komórkę Nina i dźwigający chłopaka metys się oddalą. Dwójka lapusów musiała szybko znaleźć stąd jakąś drogę wyjścia tak by nie zwracać na siebie uwagi… A może uda się jeszcze znaleźć Krewniaka? Młoda alfa źle czuła się tutaj w środku miasta. Niegościnne środowisko i wszechobecni ludzie utrudniali podejmowanie decyzji…
Żaden z niedoszłych porywaczy nie był już chyba w stanie odpowiedzieć na działania wilkołaków. Wsłuchująca Się W Wiatr skończyła swoje dzieło zniszczenia. No! Ten samochód nawet przy najszczerszych chęciach i najlepszych zamiarach już nie ruszy. Wilczyca była zadowolona, że udało jej się zabić tę stalową bestię, narzędzie Tkaczki. Porzuciła rozwalony pojazd rozglądając się wokół, by mieć lepszy ogląd obecnej sytuacji. Raczej nie było tu żadnego potencjalnego wroga. Uniosła łeb węsząc uważnie i nasłuchując. Do jej nozdrzy wyraźnie doleciał zapach krwi i okaleczonego metalu… Wataha Niedźwiedziego Pazura urządziła sobie masakrę na podwórzu sierocińca. Wilczyca warknęła pod nosem niezadowolona. Coś tu śmierdziało i nie były to olej ani płyn chłodniczy wyciekające z samochodu. Jeśli sługom Żmija zależało na jakimś dzieciaku, to dlaczego przeciw wataże garou wystawiono ludzi? Na domiar złego Lena w najbliższej perspektywie spodziewała się tu sporego zamieszania. Wilkołaczyca kłapnęła zębami i warknęła wściekle. Jakieś paskudne duchy kręcące się wokół, nieporadni porywacze… I w końcu nie udało im się porozmawiać z Krewniakiem…
Rozglądając się dokoła widziała na zadeptanym śniegu ciemniejsze ślady. Ślady krwi… Życie, które na zawsze uleciało z tych ludzi. Obróciła się w stronę swojej watahy. Czy żadne z nich nie myśli podobnie? Wilczyca chciała wrócić do postaci homida. Już tutaj wystarczająco zamieszania narobili.
- Tutaj coś śmierdzi – mruknęła, gdy Nina zajmowała się prowizorycznymi opatrunkami.
- Poszło zbyt łatwo – dodała zła, że nie wie co tu się kroi. A kroiło się na 100%!
- Zabierajmy się stąd. Nie możemy pozostać na widoku. Rozdzielimy się. W razie czego kontaktujemy się przez Niedźwiedzia. Nie uważajcie za pewnik, że ten mały jest tym kogo szukamy – warknęła do reszty mając złe przeczucia, że chyba znów coś spartaczyli. Nie walczyli przecież przeciwko Tancerzom… Klepnęła Dżeta w ramię. Odczekała chwilę aż sycząca na swoją komórkę Nina i dźwigający chłopaka metys się oddalą. Dwójka lapusów musiała szybko znaleźć stąd jakąś drogę wyjścia tak by nie zwracać na siebie uwagi… A może uda się jeszcze znaleźć Krewniaka? Młoda alfa źle czuła się tutaj w środku miasta. Niegościnne środowisko i wszechobecni ludzie utrudniali podejmowanie decyzji…

-
- Tawerniany Che Wiewióra
- Posty: 1529
- Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
- Numer GG: 0
- Lokalizacja: Warszawa
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Conn Taistealaí
*Oby tylko niczego nie zepsuli.* - pomyślał beta gdy wypadł za róg budynku. Widok jaki ujrzały jego oczy był dość ciekawy. W krótkim mgnieniu oka Fianna ujrzał jak Lena wyrywa bebechy z jakiejś furgonetki, jak Chodzący-Po-Lodzie razem z Dżetem atakują jakiegoś zamaskowanego człowieka trzymającego dziecko, jak człowiek ten potem strzela do chłopaka, jak Nina pojawia się nagle z niebytu i rzuca w kierunku Dżeta i innych ... *Widzę, że tutaj też się nie nudzili, szkoda że na mnie nie poczekali.*
Fianna rzucił się biegiem w stronę zbiegowiska. Akurat gdy dobiegał, do wszystkich dołączyła, porzucając w końcu niszczenie samochodu, Lena. Chodzący-Po-Lodzie właśnie podnosił jakiegoś okrwawionego dzieciaka z Ziemi i rzucał się z nim w stronę sierocińca. Conn czuł, że dotarł w sam środek bałaganu. Wszyscy stali w jednym miejscu przy dzieciaku, wyglądało na to, że zapomnieli jeszcze jednym z napastników. W całym zamieszaniu mężczyzna nie wiedział, czy napastnik ma broń i jaką, ale wolał nie ryzykować.
- Rozproszyć się durnie!
W tym momencie Irlandczyk zorientował się, że cała wataha rzeczywiście pogubiła się w zamieszaniu, od początku wiedział, że jego towarzysze i towarzyszki są bardzo chaotyczni w postępowaniu i teraz miał tego dowód. Chyba był najwyższy czas na przejęcie kontroli nad tym co tu sie działa. W końcu kto jak nie ahroun, najlepiej się nadaje na dowódcę w momencie walki? Już nie wspominając o tym, że tylko Conn z nich wszystkich potrafił zachować zimną krew.
- Chodzący! Schowaj sie z dzieciakiem w budynku, ale nigdzie daleko, przy drzwiach samych! - Fianna zaczął wrzeszczeć na wszystkich i rozporządzać. - Lena zajmij się tym ostatnim gamoniem, a reszta gazu za metysem! Zaraz zwali się nam na łeb policja.
-----------------------------------------------
Razem z resztę pobiegł i Irlandczyk. Nie chciał znów zwracać na siebie uwagę policji, co za dużo to niezdrowo. W momencie gdy wszyscy skryli się już pod dachem sierocińca, wilkołak kontynuował - Dobra, podejrzewam że ten dzieciak to ten którego szukamy? Mam rację? Jesteście pewni, że to on? Do jasnej cholery dobrze że mamy takiego ducha opiekuńczego jakiego mamy - tu Conn porozumiewawczo mrugnął okiem - Kto ma się zająć podleczeniem chłopaka? Pozwolicie żebym ja się zajął?
PS: Kreską oddzieliłem to co wybiega za bardzo w przyszłość już
*Oby tylko niczego nie zepsuli.* - pomyślał beta gdy wypadł za róg budynku. Widok jaki ujrzały jego oczy był dość ciekawy. W krótkim mgnieniu oka Fianna ujrzał jak Lena wyrywa bebechy z jakiejś furgonetki, jak Chodzący-Po-Lodzie razem z Dżetem atakują jakiegoś zamaskowanego człowieka trzymającego dziecko, jak człowiek ten potem strzela do chłopaka, jak Nina pojawia się nagle z niebytu i rzuca w kierunku Dżeta i innych ... *Widzę, że tutaj też się nie nudzili, szkoda że na mnie nie poczekali.*
Fianna rzucił się biegiem w stronę zbiegowiska. Akurat gdy dobiegał, do wszystkich dołączyła, porzucając w końcu niszczenie samochodu, Lena. Chodzący-Po-Lodzie właśnie podnosił jakiegoś okrwawionego dzieciaka z Ziemi i rzucał się z nim w stronę sierocińca. Conn czuł, że dotarł w sam środek bałaganu. Wszyscy stali w jednym miejscu przy dzieciaku, wyglądało na to, że zapomnieli jeszcze jednym z napastników. W całym zamieszaniu mężczyzna nie wiedział, czy napastnik ma broń i jaką, ale wolał nie ryzykować.
- Rozproszyć się durnie!
W tym momencie Irlandczyk zorientował się, że cała wataha rzeczywiście pogubiła się w zamieszaniu, od początku wiedział, że jego towarzysze i towarzyszki są bardzo chaotyczni w postępowaniu i teraz miał tego dowód. Chyba był najwyższy czas na przejęcie kontroli nad tym co tu sie działa. W końcu kto jak nie ahroun, najlepiej się nadaje na dowódcę w momencie walki? Już nie wspominając o tym, że tylko Conn z nich wszystkich potrafił zachować zimną krew.
- Chodzący! Schowaj sie z dzieciakiem w budynku, ale nigdzie daleko, przy drzwiach samych! - Fianna zaczął wrzeszczeć na wszystkich i rozporządzać. - Lena zajmij się tym ostatnim gamoniem, a reszta gazu za metysem! Zaraz zwali się nam na łeb policja.
-----------------------------------------------
Razem z resztę pobiegł i Irlandczyk. Nie chciał znów zwracać na siebie uwagę policji, co za dużo to niezdrowo. W momencie gdy wszyscy skryli się już pod dachem sierocińca, wilkołak kontynuował - Dobra, podejrzewam że ten dzieciak to ten którego szukamy? Mam rację? Jesteście pewni, że to on? Do jasnej cholery dobrze że mamy takiego ducha opiekuńczego jakiego mamy - tu Conn porozumiewawczo mrugnął okiem - Kto ma się zająć podleczeniem chłopaka? Pozwolicie żebym ja się zajął?
PS: Kreską oddzieliłem to co wybiega za bardzo w przyszłość już


-
- Mat
- Posty: 517
- Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
- Numer GG: 8174525
- Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się
Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia
Krótkie i stanowcze rozkazy Conna odbiły się echem wśród budynków, przebijając się przez wycie policyjnych syren. Mężczyzna, zirytowany bałaganem i dezorganizacją akcji, przejął dowodzenie na ewakuacją, w duchu przeklinając, że nie znalazł się tu wcześniej. Już widział te nagłówki w serwisach informacyjnych w telewizji, Internecie i wieczornej prasie.
"TAJEMNICZA MASAKRA W KING'S LEAD. CZTERY OSOBY NIE ŻYJĄ, JEDNA UZNANA ZA ZAGINIONĄ"
"KRWAWE ZAJŚCIA NA BOISKU SIEROCIŃCA. POLICJA PRZESŁUCHUJE ŚWIADKÓW"
"KING'S LEAD 2007 = BIESŁAN 2004? NIEUDANY ATAK TERRORYSTYCZNY CZY DZIEŁO PSYCHOPATÓW?"
Wzdrygnął się. Dzisiaj ludzie są spragnieni sensacji i nie spoczną, dopóki nie odkryją prawdy o dzisiejszym zajściu. Media będą pękać w szwach od spekulacji i hipotez, zapewne pojawią się fałszywe relacje...
"Fałszywe relacje? To może być to..." - w głowie ahrouna zaświtała myśl. Wataha Niedźwiedziego Pazura mniej lub bardziej umyślnie mogła zerwać Zasłonę. Dobrze by było się o to zatroszczyć, zanim zrobią to inni, gotowi wykorzystać masakrę do własnych celów.
No i trzeba stawić się przed starszyzną Szczepu, zdać im relacje. To formalność, Fianna zdawał sobie z tego sprawę, wszak ich przełożeni zapewne już zostali poinformowani ze swoich źródeł o poczynaniach młodej watahy. Kto wie, może podwładni Leny byli obserwowani przez nich z ukrycia?
Teoretycznie Wataha Niedźwiedziego Pazura odniosła sukces. Lecz jakim kosztem?
Conn obserwował z pola bitwy ewakuację watahy. Chodzący-Po-Lodzie i Nina znikali właśnie w murach sierocińca, za nimi podążyli alfa i omega. Dzieciak niesiony przez metysa znaczył drobnymi plamkami krwi w śniegu ślad ich biegu. Jasnoczerwona posoka ginęła w głębi śladów pozostawionych przez masywną bestię.
Ahroun upewnił się, że na boisku nie pozostał nikt wymagający pomocy. Jedynie jeden z napastników, trzymając niezgrabnie pistolet w ręku, a drugą ręką łapiąc się za rozorany tors, wskazywał w stronę Conna. Wyzierające spod czarnego kaptura przerażone oczy błagalnie wpatrywały się w wilkołaka. Człowiek wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, przekazać...
Nim jednak ahroun zdążył zareagować, zamaskowany mężczyzna wygiął się w przedśmiertnym spazmie i runął w zakrwawiony śnieg.
- Odbierz to, błagam, odbierz! - Nina zaklinała rzeczywistość wyraźnie poirytowanym głosem, wpatrując się w wyświetlacz telefonu komórkowego. Niestety, za każdym razem włączał się ten sam komunikat głosowy:
- Cześć. Tu Jordan. Nie mogę odebrać telefonu, więc zostaw, proszę, wiadomość. Skontaktuję się najszybciej jak to będzie możliwe.
Nina ze złością schowała telefon.
- Czemu go nie ma kiedy akurat jest potrzebny? - żachnęła się, nieomal wydając z siebie gniewny pomruk. Pozostali w duchu przyznali jej rację.
Po chwili do zgromadzonych dołączył Fianna. Pomógł opatrzyć rany dzieciaka, upewniając się wcześniej towarzyszy, że ten właśnie chłopak jest celem ich pobytu w tym miejscu. Lena przytaknęła, choć w środku targało nią mnóstwo wątpliwości.
Tak czy inaczej wataha musiała podjąć teraz szybkie i konkretne decyzje. Znajdowali się w korytarzu, na tyłach budynku sierocińca. Hol był opustoszały, wokół żywej duszy, lecz wyczulone zmysły wyczuły obecność stłoczonej i przerażonej masy ludzi na wyższych piętrach. Nina i Dżet w dalszym ciągu nosili na sobie niebieskie koszulki "Let Them Shine", lecz w przypadku lupusa, po przemianie w glabro odzież niebezpiecznie rozszerzyła się w szwach, grożąc niekontrolowanym rozerwaniem.
Ryk policyjnych syren nieubłaganie zbliżał się do King's Lead.
* * *
- Dobrze. Bardzo dobrze - wyszeptał mężczyzna na dachu wieżowca, a jego słowa umknęły wraz z bladym kłębem pary prosto w stalowoszare niebo.
"TAJEMNICZA MASAKRA W KING'S LEAD. CZTERY OSOBY NIE ŻYJĄ, JEDNA UZNANA ZA ZAGINIONĄ"
"KRWAWE ZAJŚCIA NA BOISKU SIEROCIŃCA. POLICJA PRZESŁUCHUJE ŚWIADKÓW"
"KING'S LEAD 2007 = BIESŁAN 2004? NIEUDANY ATAK TERRORYSTYCZNY CZY DZIEŁO PSYCHOPATÓW?"
Wzdrygnął się. Dzisiaj ludzie są spragnieni sensacji i nie spoczną, dopóki nie odkryją prawdy o dzisiejszym zajściu. Media będą pękać w szwach od spekulacji i hipotez, zapewne pojawią się fałszywe relacje...
"Fałszywe relacje? To może być to..." - w głowie ahrouna zaświtała myśl. Wataha Niedźwiedziego Pazura mniej lub bardziej umyślnie mogła zerwać Zasłonę. Dobrze by było się o to zatroszczyć, zanim zrobią to inni, gotowi wykorzystać masakrę do własnych celów.
No i trzeba stawić się przed starszyzną Szczepu, zdać im relacje. To formalność, Fianna zdawał sobie z tego sprawę, wszak ich przełożeni zapewne już zostali poinformowani ze swoich źródeł o poczynaniach młodej watahy. Kto wie, może podwładni Leny byli obserwowani przez nich z ukrycia?
Teoretycznie Wataha Niedźwiedziego Pazura odniosła sukces. Lecz jakim kosztem?
Conn obserwował z pola bitwy ewakuację watahy. Chodzący-Po-Lodzie i Nina znikali właśnie w murach sierocińca, za nimi podążyli alfa i omega. Dzieciak niesiony przez metysa znaczył drobnymi plamkami krwi w śniegu ślad ich biegu. Jasnoczerwona posoka ginęła w głębi śladów pozostawionych przez masywną bestię.
Ahroun upewnił się, że na boisku nie pozostał nikt wymagający pomocy. Jedynie jeden z napastników, trzymając niezgrabnie pistolet w ręku, a drugą ręką łapiąc się za rozorany tors, wskazywał w stronę Conna. Wyzierające spod czarnego kaptura przerażone oczy błagalnie wpatrywały się w wilkołaka. Człowiek wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, przekazać...
Nim jednak ahroun zdążył zareagować, zamaskowany mężczyzna wygiął się w przedśmiertnym spazmie i runął w zakrwawiony śnieg.
- Odbierz to, błagam, odbierz! - Nina zaklinała rzeczywistość wyraźnie poirytowanym głosem, wpatrując się w wyświetlacz telefonu komórkowego. Niestety, za każdym razem włączał się ten sam komunikat głosowy:
- Cześć. Tu Jordan. Nie mogę odebrać telefonu, więc zostaw, proszę, wiadomość. Skontaktuję się najszybciej jak to będzie możliwe.
Nina ze złością schowała telefon.
- Czemu go nie ma kiedy akurat jest potrzebny? - żachnęła się, nieomal wydając z siebie gniewny pomruk. Pozostali w duchu przyznali jej rację.
Po chwili do zgromadzonych dołączył Fianna. Pomógł opatrzyć rany dzieciaka, upewniając się wcześniej towarzyszy, że ten właśnie chłopak jest celem ich pobytu w tym miejscu. Lena przytaknęła, choć w środku targało nią mnóstwo wątpliwości.
Tak czy inaczej wataha musiała podjąć teraz szybkie i konkretne decyzje. Znajdowali się w korytarzu, na tyłach budynku sierocińca. Hol był opustoszały, wokół żywej duszy, lecz wyczulone zmysły wyczuły obecność stłoczonej i przerażonej masy ludzi na wyższych piętrach. Nina i Dżet w dalszym ciągu nosili na sobie niebieskie koszulki "Let Them Shine", lecz w przypadku lupusa, po przemianie w glabro odzież niebezpiecznie rozszerzyła się w szwach, grożąc niekontrolowanym rozerwaniem.
Ryk policyjnych syren nieubłaganie zbliżał się do King's Lead.
* * *
- Dobrze. Bardzo dobrze - wyszeptał mężczyzna na dachu wieżowca, a jego słowa umknęły wraz z bladym kłębem pary prosto w stalowoszare niebo.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
