[Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: fds »

Conn Taistealaí

Jednak gwiazda szczęście nie świeciła dziś nad mężczyzną. Usłyszał przybliżające się wycie policyjnych syren. W sumie czego się spodziewał. Od czasu słynnych zamachów na WTC mieszkańcy Wielkiego Jabłka są przewrażliwieni na punkcie czegokolwiek walącego się, zwłaszcza elementów budynków. Szansa, że nikt nie powiadomi policji była jak jeden do stu. I najwidoczniej kości losu potoczyły się nie tak jak Conn by sobie życzył. Wtapiając się w tłumy na ulicach, wilkołak nie czuł się dobrze. Tłum, hałas, ciągła rzeka dzieci Tkaczki, poruszających się jak bydło na rzeź. To wszystko nie podobało się Connowi. W przeciwieństwie do wielu swych braci i sióstr, nie czuł nienawiści do miast, ale czuł, że już miasto nie jest jego domem. W zasadzie nigdy nie było. Wilkołak tęsknił za wolnym stepem, dzikim lasem czy choćby spokojem wsi. Potrafił zrozumieć czemu Tubylcy Betonu wybrali miasta, ale nie potrafił podążyć ich drogą. Za mało tu Dzikuna, równowaga została zachwiana, poza małymi enklawami natura nie ma tu wstępu. Nieee, miasto nie było już naturalnym polem do działania dla Conna.

Idąc przez opatuloną tłuszczę, zastanawiał się co zrobić. Nie mógł w tym ubraniu iść do sierocińca, bo pewnie to będzie jedno z pierwszych miejsc jakie odwiedzi policja. Nie wpierw sie trzeba przebrać. Wilkołak z żalem spojrzał na bojówki, tak, nawet je powinien zmienić. Cholera, tak się do nich przyzwyczaił już. No ale dobra, będą na zapas a w międzyczasie w nocy przypisze sobie nowe.

Oddaliwszy się kilkanaście przecznic od miejsca zamieszkania Dayne, wilkołak postanowił wejść do jakiegoś sklepu na zakupy. Nowe spodnie i tym razem płaszcz a nie kurtka. Kurtka jednak za bardzo ogranicza ruchy, uznał Fianna. W zasadzie to chyba jedyny spośród ich wszystkich posiadał jakieśkolwiek zapasy gotówki. Może, jeszcze Nina coś posiadała, lecz ona podobnie jak reszta watahy była cholernie małomówna. Jak sie zastanowić, to Conn o większości praktycznie nic nie wiedział. Przeszłość Dżeta była równie tajemnicza jak Chodzącego Po Lodzie, choć jak się zastanowić to obaj są z Milczacyh Wędrowców a oni są zawsze dziwni. O Ninie wie tylko, że ma słowiańskie korzenie, pochodzi bodajże z Warszawy. Ech, małomówne to towarzycho, niby wataha, niby jedno za drugie odda życie a kurna wszyscy tajemniczy jak cholerni Władcy Cieni. Dziwna z nas wszystkich wataha jednak. Conn przypomniał sobie jak kiedyś Benen mu opowiadał o pozostałych plemionach. Jak zwykle z nutką sarkazmu w głowie i na pół poważnie. Według Benena Milczący Wędrowców warto słuchać, znają ponoć wiele ciekawych, długich i tajemniczych opowieści. Ech, szkoda tylko, że nasi Wędrowcy nie opowiadają nawet dlaczego postanowili dołączyć do watahy. No i Chodzacy Po Lodzie, nie wiem w sumie jak przekonał Lenę, żeby pozwoliła mu do nas dołączyć. Trochę to zadziwiło Conna, wiedział jak Furie kochają metysów, a śmierdzących Żmijem szczególnie.

Wilkołak większość swej wiedzy czerpał z niezliczonych rzeszy swoich przodków. Opowiadali mu oni o chwale, o walce, o przegranych i wygranych, opowiedzieli mu nawet smutną i przerażającą historię Białych Wyjców. Podejrzewał, że tylko on z ich watahy słyszał o nich, no może jeszcze któryś z Wędrowców. Posiadając, choć w pewnej tylko części, wiedzę nagromadzoną przez eony Conn nie czuł ani nienawiści do Metysów, ani braku zaufania. Przodkowie opisywali mu dzieje Narodu Garou i widział w nim często odciśnięte łapy tej rasy. Jednak z Chodzącym Po Lodzie było jeszcze coś nie tak. Śmierdział Żmijem. Ciągle, bez ustanku, gdzieś na granicy świadomości, Conn wyczuwał od niego zepsucie. Jak nadchodzący ból głowy, jak dalekie ćmienie, jak kształt wiecznie kryjący się w kąziku oczu. Conn, tak jak wszystkie inne wilkołaki, całą swą naturą wyczuwał od niego delikatny powiem skażenia. Zastanawiał się jak wytrzymują z nim posiadający dar Wyczucia Żmija. Metys musiał być dla nich sto razy bardziej irytujący. Gorsza sprawa, że jego emanacje mogły prawdopodobnie tłumić smród innych. Pewnego dnia mogło się okazać, że zlekceważymy nadchodzące zagrożenie uznając ten smród za własność metysa. Chodzący Po Lodzie zarzekał co prawda, że to pechowe zrządzenie losu, jednak opowiedzieć jak do tego doszło nie chciał. To wszystko na raz powodowało, że ahroun nie ufał w pełni metysowi. Przyjęli go do watahy, to prawda, jednak niech tylko zobaczy jakiś syndrom zepsucia w jego zachowaniu, to własnymi łapami wydrze z niego serce. Dopóki Chodzący Po Lodzie nie dowiedzie w pełni swojego zaufania, Fianna będzie na niego uważał.

Widząc sklep z ubraniami, Conn postanowił w nim zrobić zakupy. Kurtkę wywali od razu i w nowej pojedzie prosto do mieszkanka Niny się przebrać. Dopiero stamtąd do sierocińca. Chyba jakoś dadzą sobie radę bez niego jeszcze nie? Wchodząc do sklepu przez głowę wilkołaka przemknęła myśl - *Ciekawe czy mają tu jakąś fajną bieliznę?*
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: BlindKitty »

Chodzący-Po-Lodzie

To złe miejsce dla dzieci, powiedziałby. Gdyby ktoś go o to spytał, a nikt nie spyta. Wataha powinna już wiedzieć o nim co nieco, a przynajmniej, co umie.
Skrzywił się. Żmij zawył głośniej. Większość garou mawiała, że śmierdzi od niego Żmijem, jemu to uczucie kojarzyło się raczej z dźwiękiem, niż zapachem. Tak jakby na granicy słyszalności ciągle brzmiał syk Żmija. Nieprzyjemne uczucie, szczególnie że sam był jego źródłem. Najgorzej gdy skupiał się na nasłuchiwaniu tego dźwięku, bo taki dar dostał od Gai, jako niechciane dziecię poczęte w grzechu...
"Nie będziesz łączył się w parę z innym garou!"
Wtedy syk pochodzący od niego przeradzał się w jęk i bywał trudny do znieniesienia... Ale spoza niego i tak wydobywały się wszyskie inne dźwięki Żmija, pochodzące z innych źródeł skażenia. To było dziwne uczucie. Takie jakiego doznaje dyrygent, wskazując na trzecie skrzypce i wołając "Druga struna źle nastrojona!", po tym jak wyłapał to w samym środku utworu.
I jeszcze to cholerstwo na rękach! Niech to Tkaczka zeżre, ale więcej nie da się posmarować tym... Czymś. Choćby go abuela miała za to zagryźć, nie da się... No, gdyby miała zagryźć to się da. Ale będzie protestował! Albo przynajmniej poprosi... Tak, na pewno poprosi.
Z tym mocnym postanowieniem Milczący Wędrowiec czekał, aż abuela zdecyduje, że wchodzimy do środka.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Mr.Zeth »

Dżet:

Wilkołak westchnął. Na uwagę Niny parsknął śmiechem. -Tak.. miejsce na klub nocny dla obdarzonych mroczną fantazją- mruknął pod nosem. Uśmiechnął się, a jego oczy wodziły po każdym pęknięciu, po pustych miejscach po cegłach, po oknach jak oczodoły.
Spojrzał an budynek. W tych murach kryje się niejedna historia... Dżet uśmiechnął się do siebie. "Bądź czujny" szepnął do towarzysza. Askhan odpowiedział tylko pomrukiem. Nie był specjalnie rozmowny. Z reguły słuchał Dżeta. Opowiadał gdy ten go poprosił, lub gdy zadał precyzyjne pytanie, wymagające objaśnień.
Westchnął ponownie. Ciekawił się co jest w środku, ale czekał na alfę. Ciekawił i denerwował zarazem.
-Dom bez klamek...- mruknął. To mu tu bardziej pasowało. -Znaczy mi by bardziej pasował właśnie teki ośrodek niż wiezienie- szybko dodał, gdy zorientował się, że wypowiedział mimowolnie myśli na głos. Zamilkł zakłopotany. Znów dał się porwać potokowi myśli. Wolał już nic nie mówić. Alfa pewnie i tak go jakoś podsumuje... pogardliwym prychnięciem pewnie.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: WinterWolf »

Lena Horne

Jak można się było spodziewać te wieści mocno zdenerwowały alfę. Taki obrót całej sprawy nie wróżył niczego dobrego. Wilczyca miała nadzieję, że Conn rozszarpał na strzępy mordercę... Chociaż... Przeklęła się w duchu. Skoro mieli zwracać uwagę na tego cholernego Chevroleta to zapewne zabójca zwiał... Lekcja była bolesna i została dobrze zapamiętana przez Lenę. Na przyszłość nie pośle nikogo bez wsparcia na taką odległość od watahy. Nie było czasu na wyładowanie gniewu. Wsłuchująca Się W Wiatr musiała stłumić swoje emocje. Pozostał im jeszcze jeden informator i tym razem musieli już zrobić wszystko dobrze... Nie mogli nawalić. Strata dwóch Krewniaków byłaby niepowetowana... Na jej twarzy odmalowało się głębokie zamyślenie i pozostało tam aż do chwili, gdy dotarli pod budynek sierocińca.
Na miejscu spojrzała na budowlę. Nie sposób było się nie zgodzić ze słowami Niny. Lenie, wilczycy, która urodziła się w ZOO zakratowane okna skojarzyły się z kratami ciasnych klatek.
- Ludzie nawet własne szczenięta skazują na niewolę – szepnęła cicho i z niechęcią. Twarzyczki dzieci w oknach skojarzyły jej się z pyszczkami szczeniąt przystawionymi do krat klatek i zagród w ogrodzie zoologicznym. Jeżeli gatunek ludzki tak traktuje nawet własne szczenięta… Tkaczka więzi nawet własne dzieci… Chyba zbliża się czas, by zaprowadzić tu pewne zmiany…
Usłyszała uwagę Dżeta. Obróciła się w jego stronę i o dziwo tylko w niemej zgodzie skinęła głową. Znów spojrzała na budynek.
- Miejsce ponurego odosobnienia. Nic dziwnego, że ludzie są tak podatni na podszepty Żmija – szepnęła. Obejrzała się po swojej wataże.
- No to wchodzimy. Nie ma na co czekać. Musimy się spieszyć i zachować ostrożność. Nie oddalajcie się od siebie nawzajem za bardzo. Jeśli znajdziecie woźnego przekażcie mi to przez Niedźwiedzia i nie zostawiajcie go samego. Jest cenny, nie możemy go stracić jak Melanie Dayne. To Krewniak i źródło informacji. Jeśli ktoś trafi na trop poszukiwanego chłopaka również niech powiadomi resztę przez Niedźwiedzia. Teraz idziemy się spotkać z Angel Pierce – westchnęła. Furia bacznie zwracała uwagę na to by nie słyszały jej słów niepowołane uszy. Mówiła dość cicho, nie patrząc na kompanów. Ludzie często tak rozmawiali w swoim gronie…
- Powodzenia – rzuciła jeszcze skinąwszy głową i pewnym krokiem ruszyła do drzwi.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Deadmoon »

Conn wtopił się w miejski żywioł. Wiedział, że w pewien sposób tutaj nie pasuje, choć nie mógł powiedzieć, by czuł się w mieście szczególnie źle. Fakt, deficyt Dzikuna, wszechobecna Tkaczka, miejscami silne emanacje Żmija - całość składała się na ponury opis miejsca życia dla wilkołaka. Jednak to pewien kolejny stereotyp, nakreślony tradycją i anachronicznymi uprzedzeniami. Oczywiście, czuł wielki sentyment do dzikiej, nieokiełzanej przyrody, do rozległych, wolnych od gęstej zabudowy przestrzeni, pierwotnych miejsc, nietkniętych stopą człowieka. Ale z drugiej strony był mieszczuchem. Urodził się wśród ludzi, dorastał wśród nich, nabywając typowo ludzkiej wiedzy i umiejętności, przyjmując ich sposób rozumowania i postrzegania świata. Kiedy poczuł zew Gai, przechodząc Pierwszą Przemianę, uwidocznił się drugi pierwiastek jego natury, wilcze dziedzictwo, owa tęsknota za utraconą wolnością. Jednakże nawet to, jak i zetknięcie się z kulturą Garou, przyjęcie do ich społeczności, wejście w posiadanie mistycznych zdolności - nie naruszyło w sposób istotny fundamentu jego osobowości, człowieczeństwa. Zdawał sobie sprawę, że gdyby został odcięty od miasta, z jego wszystkimi wadami, utraciłby dużą część siebie.

Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce...

Tak, czuł, że tu nie pasuje. Widział te palące, złośliwie ciekawskie spojrzenia, koncentrujące się na nim. Było mu nieswojo, miał ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć w mgnieniu oka lub ryknąć tym wszystkim przyglądającym się twarzom wprost w ich wredne oblicza.

Chodzenie po mieście w podartych i przemoczonych rzeczach to jednak niezbyt przyjemne doświadczenie...

* * *

Wataha z mieszanymi uczuciami wpatrywała się w budynek sierocińca. Wyglądał, co prawda upiornie, jednakże dużą w tym rolę odgrywała pora roku. Sądząc po roślinności, która w King's Lead była niemal wszechobecna, miejsce to musiało zupełnie inaczej wyglądać wiosną, kiedy krzewy, drzewa i rabatki przyodziewały się w soczystą feerię barw, by późną wiosną i latem radośnie migotać gamą kolorów w złocistych promieniach słońca.

Nina przymknęła oczy. W jednej chwili jej wzrok wymienił się ze wzrokiem Kruka. Dziewczyna spojrzała na penumbralne odbicie King's Lead. Budynek, zatopiony w cieniu wiecznej umbralnej nocy, prezentował się złowieszczo. Jego baszty i iglice zdawały się być jeszcze bardziej strzeliste, a oczodoły łukowatych okien łypały czernią. Gdzieniegdzie przemykały złowrogie kształty, rozpylając wokół siebie smrodliwą woń Żmija. Kruk odmówił dokładniejszego rozpoznania w obawie przed byciem zaatakowanym.
Nina przerwała połączenie z duchowym towarzyszem, wracając zmysłami do świata rzeczywistego.

Z Leną na czele grupa świeżych wolontariuszy przekroczyła wrota sierocińca, znikając w paszczy budynku.

Wnętrze sierocińca wyraźnie kontrastowało z pierwszym wrażeniem, jakie odnieśli na jego widok. Całość była ładnie utrzymana i czysta. Odmalowane ściany, w wielu miejscach przyozdobione dziecięcymi malunkami i grafikami, gustowne i funkcjonalne meble, dobre oświetlenie, nowoczesne sprzęty.
Na korytarzach wataha natykała się na uśmiechnięte dzieci, zaciekawione widokiem nowych osób. Napotkali nawet dwójkę młodych osób w niebieskich koszulkach z logo „LTS”. Z kuchni dobiegał smakowity zapach przyrządzanego posiłku, uświadamiając niektórym, że przydałoby się coś przekąsić.

Angel Pierce już oczekiwała nowych wolontariuszy. Na spotkanie wilkołakom wyszła średniego wzrostu ciemnoskóra kobieta. Miała wyraźny kłopot z nadwagą, choć gabarytami wpisywała się w coraz częściej spotykany widok na amerykańskich ulicach. Podobnie jak Waist, ona także nie przywiązywała szczególnej wagi do wyglądu, choć wyglądała schludnie. Uśmiechnęła się na widok przybyłych, uprzejmie witając ich uściskiem dłoni.
- Witajcie w King's Lead, przyjaciele. Jane wysłała mi e-mailem wasze referencje. Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem - odparła z wyraźną aprobatą.

Nina uśmiechnęła się do siebie.
Kłamstwo potrafi uszczęśliwiać.” - pomyślała, przytakując słowom Pierce.

W ciągu kolejnych kilkudziesięciu minut wataha dowiedziała się kilku faktów z historii sierocińca i jego misji. Na dźwięk nazwiska Melanie Dayne wszyscy mimowolnie wzdrygnęli się, wiedząc, że ex-dyrektorka ośrodka została dziś zamordowana.
Następnie Angel wytłumaczyła pokrótce zakres ich obowiązków jako wolontariuszy.
- Celem naszej organizacji jest pomoc tym biednym dzieciom, pokazanie im, że świat nie jest złym miejscem, że we wszystkim, nawet pozornym nieszczęściu, można dostrzec iskrę nadziei.

Jakie to naiwne...” - westchnął Chodzący-Po-Lodzie. W swoim krótkim życiu uświadczył wystarczająco wielu nieprzyjemności. Takie głupawe gadanie tylko go irytowało.

* * *

I kto powiedział, że tylko kobiety czują przyjemność, robiąc zakupy?
Z wyraźnie zadowoloną miną Conn opuścił sklep odzieżowy. Nawet udało mu się nieco zaoszczędzić, gdyż szczęśliwie trafił na obniżkę cen. Najbardziej jednak ucieszył się ze szczególnego, dawno wypatrywanego zakupu: pary bokserek z bohaterami kreskówki The Flintstones.
Z torbami pod pachą udał się do mieszkania Niny, ich nieformalnej bazy operacyjnej, w celu przebrania się.W międzyczasie odezwał się dzwonek telefonu.
Na wyświetlaczu pojawiło się imię Jordan.
- Conn, sprawy przybierają coraz gorszy obrót. Zabójstwo Dayne to tylko pierwszy krok, pętla zaciska się coraz bardziej. Teurgowie mówią, że aktywność Zmór w sierocińcu nasila się z każdą chwilą. Poza tym naszym zwiadowcom udało się unieszkodliwić kilku ludzkich agentów Żmija, działających w pobliżu King's Lead. Szykuje się coś dużego, czasu zaczyna dramatycznie brakować. Miejcie oczy i uszy otwarte. Jak tylko uporamy się ze swoim zadaniem, szczep postara się wesprzeć was w razie potrzeby. To tyle.

Głos Jordana zdradzał poddenerwowanie, co dodawało powagi jego słowom. Spieszył się z nadaniem komunikatu, nawet nie próbując skontaktować się osobiście.
Intuicja podpowiadała Fianna, że nie oznacza to nic dobrego.

* * *

Angel Pierce poinformowała watahę, że mogą swobodnie poruszać się po budynku sierocińca. Warunkiem jest identyfikacja, czyli noszenie firmowej koszulki i plakietki z nazwiskiem.
- W tej chwili większość naszych podopiecznych bawi się na boisku, z tyłu budynku. Proponuję do nich dołączyć, to dobra okazja, by się z nimi zapoznać. - Pierce wskazała przez okno taflę boiska, na którym wesoło dokazywała liczna grupa dzieci. Starsi chłopcy wznieśli ze śniegu fortece, obrzucając się zza nich kulkami.
Wilkołaki podążyły we wskazanym kierunku, po drodze zakładając niebieskie koszulki i przypinając plakietki z imieniem.
Gdy zbliżali się do drzwi wychodzących na boisko, Chodzący-Po-Lodzie poczuł szarpnięcie za rękaw. Odruchowo obejrzał się za siebie.
- Pozwól na chwilę, młody człowieku - głos dobywał się zza uchylonych drzwi pomieszczenia gospodarczego.
Metys został z tyłu, puszczając przodem Lenę, Ninę i Dżeta. Spojrzał zaintrygowany przez szparę, na wszelki wypadek zachowując czujność i bezpieczny dystans.
- Posłuchaj mnie, młodzieńcze - głos, należący prawdopodobnie do starszego mężczyzny, ponownie odezwał się.
- Kim jesteś? - zapytał Chodzący-Po-Lodzie.
Drzwi uchyliły się jeszcze bardziej. Za nimi stanął niewysoki, przygarbiony czarnoskóry mężczyzna z rzadkimi siwymi włosami nad wysokim pomarszczonym czołem. Na sobie miał granatowy przybrudzony wymięty fartuch, czarne przetarte spodnie i znoszone trampki. W ręku trzymał wysłużoną miotłę.
- Tobias Brown, chłopcze. Jestem tu woźnym.

Metys wstrzymał oddech.
"A więc to on. To drugi kontakt, Krewniak" - pomyślał, lustrując mężczyznę od stóp do głów.

Tymczasem czarnoskóry staruszek wyjrzał z magazynku, rozejrzał się w obie strony i wyszeptał konspiracyjnym tonem.

-Strzeż się - wycharczał, przyprawiając Chodzącego-Po-Lodzie o dreszcze. -Bo licho nie śpi. Głosy...
Urwał, nerwowo rozglądając się wokół. Metys przyglądał się mu z niepokojem.
Ciemne źrenice Tobiasa zwęziły się, a na pomarszczone czoło wystąpiły ciężkie krople potu.
-Głosy... one mówią. One szepczą. One krzyczą! Krzyczą! Wrzeszczą!
Staruszek złapał się za głowę, wpijając w skórę kościste palce. Wykrzywił twarz w niemym grymasie cierpienia, zastygając z rozwartymi ustami. Metys złapał go za fartuch i potrząsnął energicznie.
- Chłopcze - Tobias spojrzał metysowi w twarz. W jego wzroku tlił się płomyk szaleństwa, ale i życiowego doświadczenia. - Oni tu są. Czają się poza polem widzenia. Węszą. Pytają.
Chwycił Chodzącego-Po-Lodzie za koszulkę i zbliżył twarz do jego ucha.
- I polują.

Tobias puścił ubranie metysa, samemu wyzwalając się z jego uścisku. Podniósł z podłogi metalowe wiadro i, pogwizdując stary bluesowy szlagier, wyszedł z kantorka, pozostawiając albinosa samego.
Ostatnio zmieniony sobota, 25 sierpnia 2007, 20:41 przez Deadmoon, łącznie zmieniany 1 raz.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: BlindKitty »

Chodzący-Po-Lodzie

Zgrzytnął cicho zębami i wyszedł z kantorka szybkim krokiem. Abuela szybko musi się wszystkiego dowiedzieć, od początku do końca.
Dogonił Lenę, która szła z pozostałymi, i pochyliwszy się do przodu powiedział szybko:
- Drugi Krewniak mnie znalazł. Ostrzegał mnie przed... 'nimi'. Zapewne chodziło mu o sługi Żmija - z trudem powstrzymał się przed splunięciem - zdaje się, że cierpi na schizofrenię. Mówił o głosach, które do niego krzyczą. Mówił że słudzy Żmija czają się poza polem widzenia, węszą, pytają i polują - cofnął się o pół kroku, i znów pochylił głowę w wiernopoddańczym geście. Czekał na polecenia. Chronić krewniaka? Zająć się dzieciakami? Wypatrywać Chevroleta?
Decyzja nie należało do niego. On był tylko zbrojnym ramieniem watahy. I gdy zachodziła potrzeba, miał być jej sumieniem...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: WinterWolf »

Lena Horne

Budynek jednak nie był taki zimny i ponury jak jej się początkowo wydawało. Chociaż mimo wszystko Lena i tak uważała, że te dzieciaki są tu trzymane jak w więzieniu... Tak jak ona w swojej klatce w ZOO. Ludzie lubili zamykać swoje problemy za zimnymi kratami zapewniając im pozory wolności przez nadanie miejscu ich pobytu przytulnego wyglądu. Dziewczyna czasem zastanawiała się czy ma ludziom współczuć. Teoretycznie jak wszystkie żywe istoty byli stworzeniami Gai, ale tak łatwo ulegli Tkaczce... Tak chętnie korzystali z jej tworów... I tak łatwo ulegali Żmijowi.
Zapachy dochodzące z kuchni sprawiły, że musiała przełknąć. Nie wiedziała jak ludzie to robili, że mogli przejść obojętnie, gdy ślinka napływa do ust na myśl o jedzeniu... Ale skoro oni mogą, to ona tym bardziej! Słowa Angel Pierce przyjęła w milczeniu i ze spokojem. Pozwoliła aż kobieta sama przerwała swój - zdaniem Wsłuchującej Się W Wiatr - niepotrzeby potok słów. W końcu mogli się oddalić i rozejrzeć po ośrodku. Na to tylko czekała!
Chodzący Po Lodzie zatrzymał ją w pół kroku. Wilczyca warknęła coś pod nosem słuchając początkowych słów metysa. Krewniak słyszący głosy... Głosy, które czają się w pobliżu i polują...
- Są tutaj. Dotarli przed nami - warknęła. - Słudzy Żmija już tu są. Pilnuj Krewniaka. Nie możemy go stracić. Tylko nie zwracaj na siebie zanadto uwagi i zachowuj się naturalnie - wyprostowała go udając, że strzepuje mu coś z ubrania. Jeśli mieli grać rolę wolontariuszy, to niech robią to dobrze.
Zostawiła i wyprzedziła metysa i przyspieszyła kroku kierując się w stronę Niny. Po drodze przeszła obok Dżeta. Mijając go położyła mu dłoń na ramieniu i szepnęła półgębkiem:
- Żmijowe śmieci już tu są. Zachowaj czujność. Nie wiem co to... Polują, więc może być gorąco - powiedziała do lupusa. Wyprzedziwszy go podobne słowa szepnęła do Niny. Dodała jeszcze tylko:
- Ty i Dżet skupcie się na szukaniu chłopaka. Ja postaram się trochę tu pokręcić i porozmawiać z Krewniakiem. Rozejrzyjcie się po tym boisku. Teoretycznie powinny tam być starsze dzieciaki - powiedziała zwalniając trochę i oglądając się za Filodoksem i woźnym. Musiała sobie przemyśleć co właściwie powiedzieć. Jak mawiała jej mentorka rozmowy trzeba zaczynać swobodnie. Naturalnie i od pozornych drobnostek, które naprowadzą cię na właściwy trop nie wzbudzając podejrzeń... Łatwiej zapamiętać taką radę, trudniej ją zastosować. Lena westchnęła. Nie nadawała się do rozmów... Ale też lepiej chyba, by ona się tym zajęła niż ten albinos.
W głowie już układała pierwsze słowa... Dziwnie jej to brzmiało: "Dzień dobry. Słyszałam, że pracuje pan tu od dawna. Mógłby mi pan opowiedzieć coś o tym miejscu?".
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Mr.Zeth »

Dżet:

Pieści teurga zacisnęły się, wiec zostały czym prędzej schowane do kieszeni w kurtce.

Oni już tu są. Polują!

Przez chwilkę myśli wilkołaka wypełniała tylko ta jedna myśl. Otrząsnął się. „szukaj i bądź ostrożny. Znajdź mi jakiegoś w miarę rozmownego ducha, który będzie w stanie pomóc... i jeszcze jedno” tu duch westchnął. Dżet uśmiechnął się „Tak, jestem ciekaw i tak, będziesz musiał sporo mówić. Słyszałeś, co robimy?” zapytał.
Tlij się, ale nie płoń. Płomień huczy i gaśnie, a żar tli się godzinami” odparł duch, po czym wziął się za zbieranie informacji.
Dżet zamrugał oczyma. Poniosło go. On i jego fantazja.
Odkaszlnął.
Rozglądnął się po terenie i podszedł do muru budynku. By go dotknąć. Chciał wiedzieć na co wchodzi, a Askah Shan nie był inwigilatorem, tylko duchem. Potrzebował chwili czasu.
Powstrzymał się przed kontaktem z umbrą. Nie wiadomo jaka cholera się tu panoszy. Włażenie prosto na talerz jakiegoś żmijowego bydlaka mogłoby się źle skończyć.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: fds »

Conn Taistealaí

Włączenie się w tym momencie Jordana do akcji oznaczało kilka rzeczy. Przede wszystkim byli obserwowani. Jak się zastanowić to nic w tym dziwnego. Na miejscu szczepu, też by nie zostawił młodych bez kontroli. Kolejna sprawa to, to że całość jest poważna i zaczyna się walka z czasem. Conn czuł, że jednak reszta watahy będzie musiała się zgodzić na porwanie dzieciaka. Jak nie oni to zrobią to zostaną uprzedzeni. Swoim posunięciem i tak pewnie zmusili wroga do przyśpieszenia działań. Może popełni jakiś błąd? *A jeśli to o to chodzi plemieniu? Żeby przeciwnik zrobił błąd? No, ale nasza rola jest prosta akurat. Muszę się pośpieszyć.* Jak pomyślał, tak uczynił. Co prawda był tylko 15 minut drogi na piechotę od mieszkania Niny, jednak złapał taksówkę i kazał się tam zawieść. W tym momencie każda minuta może zaważyć na całej sprawie. A tym razem Conn nie zamierzał ryzykować. Na miejscu kazał taksówkarzowi zaczekać. Wiedział, że przebranie się dużo czasu mu nie zajmie. W ten sposób oszczędzał, czas na łapanie kolejnej taksówki.

Dziesięć minut później, przebrany w czyste i całe ubranie jechał w stronę schroniska.
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Post autor: Ninerl »

Nina "Ninerl"
Wzdrygnęła się, "widząc" te niepokojące istoty. Szybko wróciła do normalnego postrzegania. Od kruka odebrała przekaz, oznaczający w ich sposobie komunikowania : "kłopoty, zagrożenie". Potrząsnęła głową w zamyśleniu, zgadzając się z nim. "Może to są szpiedzy? Między innymi. Dzieciak musi się nieźle maskować, skoro jeszcze go nie znaleźli".
Wataha weszła do budynku. Budynek wewnątrz sprawiał na Ninerl dobre wrażenie. Nie wyglądał na zaniedbany ani biedny. Szli korytarzem i obserwowały ich zaciekawione dzieciaki. Ninerl posłała kilka uśmiechów. Na ich spotkanie wyszła całkiem... obszerna kobieta. "Powiedziałabym, że jak na swoje imię jest mało eteryczna" uśmiechnęła się do siebie. Jednak wywarła pozytywne wrażenie na dziewczynie. "Idealistka... ale dobrego idealizmu i nadzieji nigdy nie jest za mało..." pomyślała, przedstawiając się i ściskając dłoń kobiety.
Zgodnie z jej wskazówką, wataha udała sie na boisko. Młodzi jak widać, dobrze się bawili śniegiem- dziewczyna uśmiechnęła się do wspomnień... Naprawdę zamierzała pomóc, na tyle na ile będzie w stanie jakiemuś dziecku. Skoro przy okazji może komuś pomóc z włansej woli, to czemu nie skorzystać...
Po drodze Lena przekazała informacji, które Ninerl wcale nie zdziwiły. Spodziewała się tego, widząc eteryczne istoty.
"Jak go znaleźć.." zastanowiła "Skoro nawet łowcy nie byli w stanie... Trzeba skorzystac z instynktu i intuicji" zdecydowała. Wciągneła powietrze: teraz czas tropić. Szept odpowiedziała cichym pomrukiem. Ninerl popatrzyła tu i tam, po czym pozwoliła, by jej krokami pokierowało owo nieuchwytne wrażenie, ściślej mówiąc przeczucie. Podeszła do pierwszego młodego, który "wyglądał" odpowiednio...
- Cześć- uśmiechnęła się na powitanie. - Mam pytanie? Mogę?-zapytała, nie czekając na odpowiedź.- Jestem tu nowa, no i wiesz chcę poznać innych. Możesz mnie przedstawić? Tak poza tym, jestem Nina- wyciągnęła dłoń. Miała nadzieję, że dzieciak się zgodzi. To byłoby najlepsze. Zasatanawiała się nawet, czy nie przyłączyć do zabawy- chociaż z drugiej strony nie lubiła śniegu.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Deadmoon »

[Przepraszam Graczy za nieobecność, nieoczekiwanie zatrzymały mnie sprawy służbowe]


Alfa ostrzegła swoich podwładnych o czającym się niebezpieczeństwie. Wszyscy przytaknęli, choć i tak każdy wiedział, że te słowa są czystą formalnością. Zagrożenie wisiało w powietrzu. Towarzyszyła mu niepewność wilkołaków, wahanie i wrażenie bycia spóźnionym.

Spóźnionym, ale na co?

Chodzący-Po-Lodzie spojrzał w korytarz, gdzie ostatnio widział Tobiasa. Lecz starszego mężczyzny i jego metalowego wiadra już nie było. Zapuścił się zapewne w labirynt sobie tylko znanych korytarzy sierocińca, z sentymentalną melodyjką na wyschniętych ustach oddawszy się obowiązkom woźnego i konserwatora w jednej osobie.
Albinos zdawał sobie sprawę, że poszukiwanie Krewniaka w całym budynku może trwać wieczność. A tyle czasu, niestety, nie mógł mu poświęcić.

Dżet nieobecnym wzrokiem wodził po otoczeniu. Przez stały kontakt z duchowym towarzyszem odbierał nieprzyjemne bodźce znacznie silniej, gdyż negatywna energia zgromadzona w Umbrze przenikała wprost do jego umysłu. Askan był wyraźnie zaniepokojony, co bezpośrednio udzielało się teurgowi.

Tymczasem Nina udała się na spotkanie bawiących się w śniegu dzieciaków. Instynktownie uniknęła kilku nadlatujących kulek, wzbudzając u miotaczy szczery podziw.
Podeszła do grupki chłopców, wdając się z nimi w uprzejmą rozmowę. Dzieciaki były w różnym wieku: najmłodszy miał osiem lat, najstarszy przynajmniej dwa razy tyle. Świadoma celu swojej obecności w tym miejscu szczególne zainteresowanie okazywała starszym chłopcom.
Dżet nie bardzo wiedział jak się zachować w takiej sytuacji. Wcześniej nie miał do czynienia z ludzkimi dziećmi. Z trudem potrafił prawidłowo odczytać ich emocje: tak jak u wilczych szczeniąt, różniły się one od emocji dorosłych osobników. By nie zniechęcić wychowanków do swojej osoby, ograniczył się do ciepłego uśmiechu i paru głupawych min, wywołując tym samym salwy radosnego chichotu.

Lena i Chodzący-Po-Lodzie zrezygnowali na razie z poszukiwań Tobiasa i z daleka przyglądali się poczynaniom dwójki teurgów. Reakcja dzieci mile wilczycę zaskoczyła. Wcześniej bała się dystansu i nieufności, jakie mogli wywołać. Tymczasem wszystko wskazywało na to, że obecność wolontariuszy działa na młodzież bardzo pozytywnie, żeby nie powiedzieć - kojąco.

Ale nawet ten sielski widoczek nie potrafił stłumić poczucia zagrożenia, podstępnie panoszącego się w pobliżu niemal namacalnego duszącego obłoku. Odkąd usłyszała o śmierci Melanie Dayne towarzyszyły jej złe przeczucia, lecz teraz tylko uległy nasileniu.



A wtedy wszystko potoczyło się tak nagle.



Pokryte śniegiem boisko pełne rozbawionych dzieci.
Dwójka wolontariuszy, Nina i Dżet, koncentrująca wokół siebie coraz większą grupę wychowanków sierocińca.
Dwie rozmawiające ze sobą postaci, Lena i Chodzący-Po-Lodzie, z odległości kilkunastu metrów czujnie przyglądające się ich poczynaniom.
Angel Pierce przed ekranem monitora, wysyłająca codzienne sprawozdanie z działalności LTS.
Tobias Brown, nalewający w łazience ciepłej wody do starego metalowego wiaderka.
Płatek śniegu, układający się do ciepłego snu na wysuniętym języku małej dziewczynki.
Drażliwy skrzek kilku mew, spierających się o kolejność jedzenia nadgniłego hot-doga.
Warkot silnika, pisk opon, ogłuszający brzęk rozrywanego ogrodzenia, tumany białego puchu wzniecone niespodziewanym wtargnięciem na boisko dostawczego samochodu.
Metaliczny trzask odsuwanych drzwi, głuche uderzenia ciężkich butów o beton, krótkie, zdecydowane ludzkie komendy.
Krzyk dziecka, przeplatany odgłosem szarpaniny, który wkrótce tonie w upiornym chórze panicznych wrzasków, przerażenia i płaczu, roznoszący się po całym boisku King's Lead.

* * *

- Do King's Lead proszę.

Conn rozsiadł się w fotelu pasażera. Przed oczyma huśtał mu się wisiorek z głową jakiegoś człowieka: świętego lub któregoś tam z kolei papieża. Fianna nie potrafił rozróżnić, nie zwykł zajmować się takimi drobnostkami.

Odwrócił wzrok w kierunku bocznej szyby.

- Za tym chevroletem! - wrzasnął, smarując palcem po szkle. Bestia kopnęła w ścianę serca, wściekle podgryzając więżące ją łańcuchy.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: BlindKitty »

Chodzący-Po-Lodzie

Nie było czasu czekać na polecenia, czy też rozważać możliwości. Trzeba było działać, i to natychmiast.
Milczący Wędrowiec skupił się, uaktywniając Niezwykłą Szybkość, i skoczył w kierunku furgonetki. Po kogokolwiek tu nie przyjechali, nie dostaną go. Bo przecież wiedział po kogo tu przyjechali.
Szybko ocenił liczebność przeciwników. Licząc na to że za moment przybędzie mu w sukurs reszta watahy, zaatakował natychmiast, tych którzy trzymali schwytanego.
- Wszyscy uciekać do budynku, natychmiast! - krzyknął tylko w kierunku dzieciaków. Nie potrzeba mu, żeby brali zakładników.
A co jeśli to tylko akcja mająca odciągnąć uwagę? Atak pozorowany?
Tym niech się martwi abuela, od tego jest. Mnie tutaj nikt nigdy o radę nie prosi, po co mam jej udzielać niepytany? Wystarczająco ryzykuję atakując.
Szybkie ciosy pięści, obliczone na eliminację trzymających dzieciaka i umożliwienie mu ucieczki. A potem co będzie, to będzie...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Mr.Zeth »

Dżet:

Umysł teurga został rozłupany na dwie polowy. Jedna stała jak wryta nie wiedząc co robić, zaś druga szybko wpadła w złość.
Wskutek tego wewnętrznego konfliktu Dżet w pierwszej chwili jedynie zadrżał i wydał z siebie bliżej niesprecyzowane bąknięcie. *Chodzący Po Lodzie ruszył do ataku?* umysł nie był tak zaskoczony by nie reagować w ogóle. A ja.. a ja co zrobię? jestem teurgiem, a nie wojownikiem, do diabła!*
Dłoń przejechała po parapecie pobliskiego okna i uderzyła ładunkiem na pół rozpuszczonego śniegu w czoło Dżeta.
Tego było trzeba. Nawet mało skoordynowane i spontaniczne działanie będzie lepsze od braku działania.
Szybki wgląd w Umbrę. Musi być tu w pobliżu chociaż jeden duch, który mógłby zaszkodzić agresorom... i Dżet miał zamiar nakłonić go do szybkiej pomocy...
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Ninerl »

Nina "Ninerl"
Dzieciaki okazały się chętne do rozmowy. I zabawy oczywiście. Beztroski nastrój przerwał huk rozdzieranego ogrodzenia.
Przez chwilę dziewczyna nie mogła zorientować co się dzieje. Potem, jak strzała rzuciła się w stronę dziury w ogrodzeniu i samochodu. Miała nadzieję, że zdąży choć zobaczyć napastników.
Kruk obserwował resztę dzieci- tak na wszelki wypadek.
Jednocześnie, krzycząc kazała zgromadzić się w grupę dzieciakom i machnęła ręką na budynek, potwierdzając słowa metysa.
Chwilę potem cofnęła się trochę, by rzucić okiem na dzieciaki.
Adareneth nadal ich pilnował.
Ninerl uśmiechnęła się ponuro. No, to teraz czas na furgonetkę...
Zaczęła biec zakosami, by tamci w razie czego mieli trudności z postrzeleniem jej. Biegnąc zastanawiała się, czy udałoby się jej przekonać furgonetkę, by nie chciała ruszyć. "Można spróbować" pomyślała i skoncentrowała się...
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: WinterWolf »

Lena Horne

To wrażenie, że przybyli za późno i niemożność poromawiania z Tobiasem sprawiły, że alfa miała nerwy i zmysły napięte jak postronki. Obserwowała Nine i Dżeta, którzy zbliżyli się do dzieciaków. Obrazek prawie sielankowy.
Nagłe wtargnięcie furgonetki na teren ośrodka sprawiło, że dziewczyna odruchowo odsłoniła zęby. Całe to zamieszanie mocno ją zdenerwowało. Aż tak szybkiego działania ze strony przeciwników się nie spodziewała. Furgonetka, do której chciano wciągnąć dziecko tylko spotęgowała jej niechęć do takich urządzeń. Po raz kolejny twór Tkaczki służy Żmijowi! Wolała jednak, by dzieci nie chowały się poza zasięgiem jej pola widzenia i możliwości działania... Drugi atak mógł bowiem równie dobrze nadejść z drugiej strony, z wnętrza budynku.
Dziewczyna stojąca do tej pory z tyłu dobyła noża chowając go w cieniu rękawa kurtki i ruszyła biegiem w stronę zamieszania.
- To może być tylko odwrócenie uwagi. Miej oko na szczeniaki - rzuciła mijając Dżeta i nie zwracając uwagi na to co mówi. Lupus zrozumie. Nie mogli pozwolić na to, by furgonetka odjechała. Te przeklęte maszyny mają kierowcę... To on był jej celem. Miała nadzieję, że metys da sobie radę ze swej strony. Inaczej mogło być krucho... Kangurzym Skokiem wybiła się w stronę maski samochodu. Zniszczy tę piekielną machinę! Jak będzie trzeba zabije kierowcę i zniszczy to cholerstwo! A przynajmniej postara się uniemożliwić mu odjechanie stąd...
Była roeźlona i nie chciała, by po raz kolejny zdarzyła im się wpadka... Mieli ostatnio strasznego pecha. Niechętnie przyznała przed samą sobą, że bardzo by się teraz przydał Conn...
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Deadmoon
Mat
Mat
Posty: 517
Rejestracja: czwartek, 2 listopada 2006, 00:43
Numer GG: 8174525
Lokalizacja: Świat, w którym baśń ta dzieje się

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: Deadmoon »

Nim gęsta ściana wirującego śniegu zdążyła się przerzedzić, Chodzący-Po-Lodzie stał pośród intruzów, starając się rozeznać w sytuacji: policzyć przeciwników i obezwładnić najniebezpieczniejszych; a przede wszystkim ochronić dzieciaka. Pośród zawieruchy udało mu się dostrzec trójkę ludzi. Wszyscy byli ubrani na czarno: ciężkie wojskowe buty, obcisłe bojówki, krótkie kurtki, na głowach kaptury. Usta i nos zakrywały im czarne chusty. Stojący najbliżej, uzbrojony w pałkę nabitą ćwiekami, wykonał szeroki zamach, przed którym metysowi udało się ledwie uchylić. Albinos wyprowadził kontratak, lecz jego pięść jedynie przecięła powietrze tuż przed zamaskowaną twarzą agresora.
Jeden z dwójki pozostałych dobył pistoletu, mierząc w filodoksa, podczas gdy trzeci człowiek starał się obezwładnić wyrywającego się nastolatka.

Lena warknęła instynktownie, zacisnęła dłoń na Kle i puściła się pędem w stronę zamieszania. W połowie drogi przykucnęła, po czym z wielką siłą odbiła się od ziemi i, przelatując w powietrzu kilka metrów, wylądowała na masce samochodu. Przyciemnione szyby nie pozwalały nawet wyostrzonym zmysłom wilczycy dostrzec wnętrza kabiny pojazdu. Jednakże niepokojące *klik-klik* uzmysłowiło jej, że nie znajduje się w bezpiecznej pozycji. Włosy zjeżyły jej się na karku. To zły znak.

Dżet przymknął oczy, kiedy resztki śniegu spłynęły mu z czoła w dół twarzy. Wzrokiem Askan Shana przyjrzał się umbralnemu odbiciu boiska. Wtargnięcie napastników odbiło się echem w świecie duchów, wyraźnie niepokojąc i pobudzając tańczące na wietrze żywiołaki śniegu. Dżet wiedział, że to kapryśne istoty, nad wyraz ceniące sobie swobodę. Były skłonne do pomocy, jednak zwykle żądając czegoś w zamian.
- Być może zechcą udzielić nam bezinteresownej pomocy w tych wyjątkowych okolicznościach? - w głowie teurga rozbrzmiał niepewny głos duchowego sprzymierzeńca. - Zaproponuj coś. Może obejdzie się bez targowania. Przekaż mi, co mam im powiedzieć.

Mimo wyraźnych poleceń Niny spanikowanych dzieciaków nie udało się skłonić do zorganizowanej ewakuacji. Każde z osobna, krzycząc i płacząc ze strachu, biegło w stronę budynku, by jak najszybciej oddalić się od zagrożenia.
Tymczasem dziewczyna ruszyła w stronę samochodu. Biegła, by uniknąć ewentualnego postrzału. Jednak sama nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, co może czekać ją w centrum zamieszania. Widziała tam jedynie duży czarny pojazd, chmurę gęstego śniegu, kilka postaci, wśród których rozpoznała metysa i Lenę, która właśnie wylądowała na masce samochodu.
Pewnym wyjściem byłoby celowe uszkodzenie samochodu, taki drobny sabotaż, uniemożliwiający ewentualną ucieczkę przeciwników. Jednak w tym celu potrzebowała pomocy duchów, a z tymi mogłaby się jedynie skontaktować osobiście, uprzednio przenikając fizycznie do świata duchów. Zawsze nosiła ze sobą małe lusterko, ułatwiające "skok w bok", czyli przejście do Umbry. Jednak czy teraz, w takim zamieszaniu i chaosie, wystarczy jej czasu, by nakłonić do współpracy duchy zamieszkujące pojazd?
Jej przyjaciel - Kruk- nie był wystarczająco potężny, by samemu tego dokonać. Poza tym Nina zleciła mu już inne zadanie do wykonania.

* * *

Taksówka puściła się dzikim pędem ulicami Manhattanu za wskazanym przez Conna chevroletem. Mimo nacisków Fianna jazda nie mogła być zbyt brawurowa, gdyż kierowca tłumaczył się obawą złamania przepisów drogowych. Nie zamierzał narażać reputacji, a nawet zdrowia dla sceny pościgu rodem z hollywoodzkiego filmu akcji.
Jednakże najwyraźniej kierowca chevroleta nie podzielał obaw taksówkarza. Zgodnie z obawami Conna, na jednym z zatłoczonych skrzyżowań ścigany pojazd zignorował sygnalizację świetlną i, w towarzystwie pisków samochodowych opon i klaksonów wściekłych kierowców, zniknął ahrounowi z pola widzenia.
- Za niecałe dziesięć minut będziemy przy King's Lead, proszę pana - odparł taksówkarz. - O ile te światła nie przytrzymają nas tu dłużej.
Bóg mi wybaczy. To jego zawód. - Heinrich Heine

Autystyczne Przymierze Mandarynek i Klementynek
fds
Tawerniany Che Wiewióra
Tawerniany Che Wiewióra
Posty: 1529
Rejestracja: niedziela, 13 listopada 2005, 16:55
Numer GG: 0
Lokalizacja: Warszawa

Re: [Wilkołak: Apokalipsa] Przepowiednia

Post autor: fds »

Conn Taistealaí

Drugi raz, drugi raz ten cholerny chevrolet zwiał z oczu wilkołaka. Conn czuł narastającą wściekłość i irracjonalna nienawiść do tego pojazdu. Jednak teraz nie było czasu na użalanie się nad sobą. Słowa taksówkarza, że są jedyne 10 minut drogi od schroniska przywróciły przytomność mężczyźnie. Rozparł się wygodnie na tylnym siedzeniu i starał odprężyć. Musi wymyślić jakieś wytłumaczenie dlaczego zawiódł i nie wykonał zadania. Siedząc wygodnie na tylnym siedzeniu, mężczyzna zaczął się rozglądać po taksówce. Szyba oddzielająca go od kierowcy była brudna i porysowana, czuć było delikatną woń stęchlizny a pod siedzeniem była przyklejona, wyschnięta guma do żucia. Mężczyzna nie chciał sprawdzać jakiego smaku była. Taksówka nie należała do żadnej konkretnej korporacji. Prowadził ją wolny strzelec, mężczyzna, wg legitymacji taksówkowej mający 45 lat. Pewnie dlatego był taki niechętny w braniu udziału w pościgu. Gdyby zamiast niego był jakiś dwadzieścia lat młodszy, żrący popkorn, podniecający się filmami akcji koleś to pewnie nawet nie trzeba by go namawiać w ogóle. Ech, starość ...

Tak sobie rozmyślając i wdychając zapach starej tapicerki Conn zauważył, że Niedźwiedź jest mocno zaniepokojony i zajęty, czyżby coś się działo? Wcześniejsze poruszenie Ducha, Fianna przypisywał swojej działalności, w końcu co chwila z pazurów wyrywała mu sie zwierzyna. Jednak teraz mężczyzna czuł narastający niepokój o resztę drużyny. *Dobrze że za parę minut już z nimi będę, nigdy nie wiadomo w jakie popadną tarapaty. Ciekawe jak sobie dają rade z dzieciakami?*
Obrazek
Podręczniki za darmo:
Shadowrun 2ed
DnD v3.5
Zablokowany