[Świat Mroku] Chicago

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Epyon »

Szyper

Wampir zaklnął szpetnie. Wyciągnął peta z ust i przydeptał go dla pewności.
"Wystarczy uważać na te śmieszne kamery." - uśmiechnął się. Strzelił palcami i ruszył w stronę budynku, już obmyślając plan działania. Jego obcasy stukały równo o płytki chodnikowe. Noc była chłodna, gdyby oddychał, zapewne z jego ust wychodziłaby para.
"Po pierwsze, muszę uważać na tego gościa. Czuję, że to glina. Najlepiej będzie, gdy napuszczę go i tą kobietę na siebie. Im więcej zrobią zamieszania, tym lepiej." - pomyślał. Tym momencie jednak mężczyzna odwrócił się i spojrzał na Szypra. Całe szczęście zignorował go i wszedł do środka. - "Ah, czyli nie zna mnie. To dobrze, ułatwi zadanie."
Stanął pod drzwiami i zajrzał do środka. Ujrzał jedynie przestronny hol z dwoma rzędami kolumn i samotnego ochroniarza.
"Bułka z masłem. Dość względnie."
Obrazek
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru

Przyglądała się temu ze stoickim spokojem. Ot, telefony, gliny, jacyś goście... Do niej nic nie mieli, to czemu miałaby się przejmować. Widząc, jak Zhou się zaangażowała, aż uniosła jedną brew ze zdziwienia. Ona nie miała ochoty się w to mieszać, poza tym mogłaby coś jeszcze napsuć i dopiero by było.
- Jakbyście mnie potrzebowali, to dajcie znać - powiedziała bardzo spokojnie. - Będę u siebie...
Powoli wstała, dobrze jej się na tym fotelu siedziało i nie miała ochoty się z niego ruszać. Ale gdyby jednak coś od niej chcieli, wypadało się przebrać. Taki fajny kostium powinien się nadawać. Krótka czarna sukienka, na to elegancka góra i szpilki do tego. Jakiś szybki i lekki makijaż, ale nie za mocny, by na dziwkę z ulicy nie wyglądała i powinno stykać.
Przebrała się, pomalowała szybko i upięła długie włosy do góry. Wyglądała teraz bardziej na sekretarkę lub pracownicę biura. Spoglądała w rozbite lustro i zastanawiała się, czemu jeszcze nie widzi żadnych zmian w sobie. Może przemiana następowała bardzo powoli, albo później? Westchnęła i przysiadła na brzegu łóżka. Cóż, jak to się okaże zbyt trudne do zniesienie, zawsze zostawała możliwość. Mogła usiąść na dachu i poczekać na wschód słońca, to by szybko rozwiązało jej problem.
- Nie ma to jak martwa osoba myśląca o samobójstwie - uśmiechnęła się krzywo. - Czemu gadam sama do siebie?
Patrzyła się na swoje odbicie, jakby ono mogło jej odpowiedzieć. Znów się uśmiechnęła.
- Bo po prostu jestem głupia - stwierdziła po chwili.
Położyła się na łóżku z rękoma pod karkiem, by się zbyt szybko nie rozczochrać i nasłuchiwała, co się dzieje na dole.
- Nudy, nudy, nudy, nudzi mi się... - westchnęła.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Kiedy Anna westchnęła, usłyszała coś jak… Jak dźwięk grany na skrzypcach. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w zwierciadle, i mimowolnie puściła oczko do samej siebie.
Zimne były jej dłonie i usta, choć czuła wewnątrz siebie kojące ciepło.

Kiedy ja ostatni raz… tego… - Pomyślała, marszcząc czoło z przyzwyczajenia.

Na języku wciąż czuła smak krwi. Jej skóra wciąż była jedwabna i miała różowiutki odcień życia. Jedynie delikatne obwódki wokół oczu dziwnie się wyróżniały.
Wiedziała że powinna się zdenerwować, zaprotestować. Miała przed sobą fakt oczywisty, ale go ignorowała.
Sięgnęła do szuflady, otwierając ją delikatnie i z gracją.

I gdy księżyc odbił się w kuchennym nożu, postać w rozbitym lustrze wciąż się uśmiechała.

Moon hangs around,
a blade over my head,
reminds me,
what to do before I’m dead…

Night consumes light,
and all I dread,
reminds me what to do before I’m dead…


Gdy Zhou z Hektorem opuścili apartament przez masywne metalowe drzwi, stary Szkot podszedł do szklanego stołu, zasiadając na ulubionym fotelu Ouzaru. Przez chwilę spoglądał się na butelkę z czerwonym winem, po czym wzrok przeniósł na prawie pusty kieliszek z inną, czerwoną cieczą. Dla zwykłego człowieka obydwa płyny trudno rozróżnić.

Wampir wyczuje pożywienie błyskawicznie. Angus uśmiechnął się do siebie, przeczesując leniwie swoje włosy. W starym radiu zagrała teraz nowa melodia… McLean momentalnie ją rozpoznał.
Zaśmiał się głośno na stawiający włosy na karku dźwięk skrzypiec. Był bardzo podekscytowany… Wszystko szło zgodnie z planem. Co do lokaja, to trzeba będzie go wymienić, bo ten sprowadza same kłopoty pod jego dach. Nie zdziwiłby się, gdyby to on – słaby człeczyna uzależniony od vitae – stał za morderstwami i krwawym napisem na szybie.

- Walter, Walter… - Powtórzył Ventrue, stukając kościstymi palcami o poręcz fotela.

Nagle zamarł. Jego ciało zastygło w miejscu, a oczy wypełniła emocja, której stary pragmatyk odważył się już zapomnieć.

Jest to szok, który towarzyszy ci kiedy zrozumiesz… Że byłeś w błędzie.

Cholernie wielkim błędzie.

Sun reclines, heats my mind,
reminds me what to leave behind,
light eats night and all I never said,
reminds me what to do before I’m…


Szyper zakrada się do wnętrza budynku. Delikatnie zamyka za sobą drzwi, byle nie zwrócić na siebie niechcianej uwagi. Kroki stawia powoli, uważnie obserwując biurko ochroniarza.

Chowa się za kolumną!

Otyły mężczyzna w płaszczu rozmawia szybko, lecz przyciszonym głosem ze strażnikiem. Brujah jest w stanie usłyszeć kilka przekleństw i zakłopotany ton pracownika ochrony.

Spogląda w kierunku windy. Kobieta w garniturze wchodzi do środka i wciska przycisk.
Nim winda odjeżdża, wampir czuje dziwne mrowienie na karku… Jakby jej oczy wbiły się w niego jak zatruty sztylet.

Mężczyzna w płaszczu podbiega kilka kroków w kierunku windy, lecz zaraz staje i klnie szpetnie. Szybkim krokiem idzie w jej kierunku, rozglądając się za innym środkiem transportu.

„Sądząc po jego wyglądzie, nie należy do takich co chodzą schodami.”

To see you!
to touch you!
to see you!
to touch you!

Epochs fly, reminds me,
what I hide, reminds me,
the desert skies
cracks the spies
reminds me what I never tried,
the ocean wide salted red
reminds me what to do before I’m dead…


Ambelly i Wang Bao kroczą pośpiesznie pomiędzy biurkami, obmyślając w głowie plan działania. To jest w końcu jedna z tych chwil które nigdy nie powrócą, więc trzeba je wykorzystać jak najlepiej. Z innej strony, kto wie co zrobi rozgniewany klan nekromantów… Policjant, a tym bardziej *detektyw* może być źle odebrany podczas negocjacji. Zwłaszcza że negocjacje dotyczą jednego z najbardziej ściganych przestępstw w Stanach.

Chinka rozgląda się wokół, mrużąc oczy gdy dostrzega wielki biały księżyc, górujący nad potężnym Chicago. Jeden tylko detal nie daje jej spokoju…

… Gdzie jest dozorca, który zwykł pracować tu na nocnej zmianie? Gdzie jest Lucius?

To see you!
to touch you!
to see you!
to touch you!


Kroki rozbrzmiewają po korytarzu. Hektor uśmiecha się nerwowo. Czemu akurat w tych momentach zawsze czuje ból głowy? Jakby ktoś grał na skrzypcach w jego umyśle…

Dochodzą do wind. Malkavianin wskazuje ręką Zhou tą po prawej, modląc się w duchu by ta spotkała detektywa przed nim.

Na tej po lewej, co chwila zmieniają się cyferki. Ktoś wjeżdża na górę.

The sun reclines.....remind me,
the desert skies....remind me,
the ocean wide salted red,
reminds me what to do before I'm…


Hektor stoi spokojnie, wpatrując się w swoje buty. Gdyby żył, pewnie bawiłby się teraz swoim zabawnym krawatem. A tak, cholera, nawet za bardzo go nie ruszają reprymendy.

Nie! Stój pros –

Kroki rozlegają się głośno po całym pomieszczeniu. Hektor odwraca się na pięcie, spoglądając zdziwionym wzrokiem na nieoczekiwanego gościa.

- Ouz? Myślałem że chciałaś zostać w apart –

Nie zdążył dokończyć. Przeszkodził mu wielki nóż kuchenny, wbity w jego gardło.

To see you
To touch you
to feel you
to tell you...
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru

Nadal trzymała nóż w ręku, uśmiechała się w bardzo nieprzyjemny sposób i przyglądała zszokowanym oczom Hektora. Poczuł jej obcas na swoim brzuchu, odepchnęła go mocno i jednocześnie wyjęła ostrze. Wyślizgnęło się tak ładnie i z gracją, że aż się uśmiechnęła i zachichotała. Oblizała je z krwi, puściła oczko do wampira i posłała całusa. Kiedy odchodziła, usłyszała za sobą 'tink!' zatrzymującej się windy.

"Dlaczego?"

"A czemu nie? Nie uważasz, że to zabawne? Widziałaś jego minę?"


W jej głowie zabrzmiał szaleńczy, opętańczy śmiech. Bezczelny w dodatku. Nogi same niosły ją do Angusa, już wiedziała, co się stanie. Napis na szybie, Dedal wiedział, czemu nic nie zrobił?

Dłoń zacisnęła się na nożu. Zaczęła skradać się na palcach, by nie stukać obcasami. Trzeba choć trochę postraszyć tego starego durnia, będzie zabawniej! Zakradła się i wyskoczyła na niego.
- BU!!!!!! - krzyknęła i cisnęła ostrzem w jego pierś.

Czas jakby stanął w miejscu, lecz gdy nagle przyśpieszył, jej już tam nie było.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Przycisk windy. Była niedaleko, na szczęście. Drzwi otwierają się z charakterystycznym sykiem.
Chinka wsiada do windy. Przycisk z jedynką. Zaraz będziemy na dole.
Cyferki zmieniają się dość szybko. Ta winda jest całkiem niezła... Obym zdążyła.
Dźwięk dzwonka. Jesteśmy na miejscu. Pierwsze piętro. Drzwi otwierają się z sykiem. Hol, kolumny. Śmieszny, otyły facet. To pewnie on, nikogo innego tu nie ma.
Cholera, czemu mam przeczucie że zaraz wszystko się spieprzy?
Azjatka podchodzi do grubasa.
- Przepraszam pana - ukłon ze złożonymi rękami. Japoński, ale facet pewnie nie zauważy różnicy; a Zhou miała interes w tym żeby myślał że jest Japonką, jeśli różnicę zdoła zauważyć - Jestem tu z polecenia pana McLeana. Mam się panem zająć do czasu, kiedy pan McLean będzie mógł z panem porozmawiać - zbliżyła się nieco i konfidencjonalnym tonem powiedziała - Pojawił się niezapowiedziany... gość płci żeńskiej i pan McLean musi się tym... gościem zająć - odsunęła się znów i uśmiechając się promiennie spytała - Ma pan żonę? Jeśli tak, to pewnie wie pan, jak to jest z kobietami... A jeśli nie, to musi mi pan uwierzyć na słowo, że to nie niechęć do pana czy jakikolwiek inny powód powstrzymują pana McLeana przed spotkaniem z panem, a jedynie fakt, że kobiety powinny mieć pierwszeństwo - zamilkła, chcąc dać detektywowi moment wytchnienia. - Ach! I byłabym zapomniała. Jestem Wang Bao Zhou - może mi pan mówić Zhou, to moje imię.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hektor Ambelly
Suka!
Jak mógł jej wierzyć. Jak mógł ją.. polubić?
Suka!
Hektor dziękował w duchu, źe w jego żyłach już nie płynie błogosławiona vitae. Inaczej miałby drobne problemy z mówieniem. Nie mówiac o poplamieniu dopiero co wypranego garnituru. Już i tak był dostatecznie zdenerwowany po zwróceniu całego obiadu przez tego gówniarza kilka dni temu. Czemu takie rzeczy zawsze muszą przydarzać się właśnie jemu?
Makavianin zerwał krawat i owinął nim podziurawiona szyję. Skoncetrował sie gdy rana zasklepiała sie powoli.W końcu zwinął spowrotem krawat. Pieprzona Polka za to zapłaci, już on wie jak. Zaraz.. jeśli zaatakowała Hektora, to następnym celem będzie...
-Pan McLean! - zaklął zdenerwowany – Ona go zabije, przecież szef jest cały zmaskarowany po ostatniej zabawie z kolumbijczykami. - zaklął ponownie.
Drzwi windy rozszerzyły się z charakterystycznym piskiem.
Będziesz tak piszczała suko!
W windzie stała kobieta. Zapewne oczekiwana nekromantka, choć Hektor musiał przyznać, ze wcale nie wygladała na włoską wampirzycę. Błękitne oczy pulsowały żywo wśród ciemności, zaś kruczoczarne włosy wymykały się rozkosznie spod gangsterskiego kapelusza rodem z lat dwudziestych. I jeszcze ten paskowany jedwabiście garnitur – kobieta bawiła się zapewne jeszcze za czasów starego Ala, który notabene miał sporo wspólnego z Giovannimi. Hektor bezwolnie otworzył usta i powtórzył:
- Mam przyjemnosć z Panią Giovanni?
Kobieta popatrzyła się zdziwiona po mężczyźnie, po czym uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Mów mi pani Doe. - Puściła oczko do Hektora.
- Reprezentuję interesy pana Vita Giovanni.
- Pani wybaczy – Hektor pomyślał o Angusie, miał nadzieje, że stary wampir poradził sobie z tą zdrajczynią - Ale dopadły nas niespodziewane kłopoty. Jeśli bedzie miała pani obiekcje – Hektor nigdy nie był dobry w rozmowie, głownie dlatego, iż nie miał zbytnio z kim rozmawiać – Mogę pania odeskortować do siedziby pana Giovanni.. albo gdziekolwiek indziej. W takim przypadku pan Angus byłby niezmiernie wdzieczny gdyby udało się przedłożyć to spotkanie na późniejszy termin. - Hektor chrząknął niezręcznie i onieśmielony kontynuował – mamy nadzieję, że nie zostałoby to potraktowane pod żadnym wypadkiem jako zniewaga. - wzrok Ambelly'ego utknął na poziomie swych butów – Jeśli chciałaby pani kontynuować spotkanie bezwzgledu na wszelkie trudności.. Będzie, bedzie dla mnie zaszczytem móc panią odprowadzić.
Kobieta uniosła brwi. Nerwowo poprawiła kapelusz, po czym rozejrzała się dookoła.
- Problemy? Ale to... Al - Zająknęła się, po czym wbiła ze wstydem wzrok w podłogę.
- Zresztą, przyjechałam tu ubić interes. Gdzie możemy porozmawiać, panie...?
- Hektor. - odparował zanim zdążył ugryźć sie w język – To znaczy, znaczy Ambelly, zresztą - jak pani chce. - uśmiechnął sie lekko zdenerwowany.
Kobieta uśmiechnęła się na powrót, już spokojna.
- Prowadź Hektorze, czas to pieniądz, a ja chętnie bym już poszła do łóżka. - Powiedziała zalotnym tonem i złożyła dłonie na brzuszku. On zaś ukłonił sie lekko i zaciskając dłoń na kolbie uzi prowadził kobietę w nieznane.
Pomiędzy młotem i kowadłem.
A może raczej – z deszczu pod rynnę?
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Kobieta spoglądała się co chwila na Hektora, który zdawał się ani trochę nią nie przejmować. Inna dziewczyna teraz latała mu w głowie.

Zabiję tą sukę! Zabiję, zabiję, zabiję!

Gniew jest zły. Gniew może doprowadzić do wielu złych rzeczy. Gniew może doprowadzić do wieli złych rzeczy jak się go nie kontroluje.

Ale po co mam kontrolować gniew!? Tym razem ja ją po prostu kurwa zabiję!

- Coś się stało? – Pani Doe zapytała się ze zdziwieniem, lekko zmieszana.

Hektor stał w miejscu, z wybałuszonymi oczyma, ściskając mocno pięści. Zanim na nią spojrzał, skupił się w sobie i nie pozwolił by Bestia wzięła górę.

- Może się ruszymy? – Zapytała znowu Doe, stukając zniecierpliwiona pantofelkami.

Ciebie też kurwa zabiję. Nie! Wróć, weź się w garść i zaprowadź ją do McLeana!

Musisz…


Tymczasem Szyper nadal był schowany za kolumną. Za dużo osób kręci się tu tej nocy… Zdecydowanie za dużo. Albo gość gustuje w eleganckich dziwkach, albo szykuje się coś grubszego.

Dedal miał rację, licho nie śpi.

Winda ponownie się otworzyła, tym razem gdzieś z tyłu. Otyły facet przerwał swoją rozmowę z ochroniarzem (w której wypytywał się o gości tu przybywających) i udał się w jej stronę.

Ze środka wyszła drobna Azjatka, z miłą dla oka buźką i ciepłym uśmiechem. Brujah nagle syknął instynktownie, jakby ktoś podsunął mu pod nos wielką kupę guano.

Zhou była nieco zdenerwowana. Rozmowy nigdy nie szły jej dobrze. Tym bardziej… Rozmowy z mężczyznami.
I tak jak myślała, facet nie chwycił haczyka. Spojrzał się na nią dziwnie, po czym roześmiał głośno, sięgając wielką łapą do wnętrza płaszcza.

- Federalne Biuro Śledcze, agent Butch. – Powiedział oficjalnym tonem, pokazując szybko dokument, i równie szybko go chowając.

- A teraz puść mnie mała, bo zajęty czy nie, twój szef musi odpowiedzieć na parę pytań. – Odpowiedział tonem zmęczonego człowieka.

Cóż, nie codziennie przesłuchuje się bogatych, wpływowych ludzi. I niecodziennie robi się to o takiej porze.


Nóż w ciele.

Drżąca ręka kieruje się w jego stronę.

Kieliszek z czerwoną cieczą przewrócony. Płyn rozlał się po stole i kapie na podłogę.

Stęknięcie… Jak… Jak ona mogła to zrobić? Przecież Więzy…

Zamyka oczy. Hektorze, kłopoty!

Gdzieś na piętrze inny wampir czuje wielką potrzebę uniknięcie apartamentu.

Trzeba to wszystko… Posprzątać.

Zdrajczynię… Zabić. A potem zabić jeszcze raz, i za każdym razem gdy się przebudzi.

Ale czemu… To tak boli?

Blada dłoń wyszarpuje nóż z piersi. Materiał garnituru się strzępi, trzeba się przebrać w nowy.

Ouzaru siedziała już w swojej sypialni, czesząc włosy. Nie patrzyła się na swoją twarz, którą wykrzywiał teraz pełen euforii uśmiech. Nie patrzyła się też na swoje dłonie, które uczyniły tej nocy tyle… Przyjemności. Zaczęła śpiewać cicho, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Chciała tańczyć, chciała skakać, chciała krzyczeć na całe gardło, chciała –

- Dobrze się bawisz, kotku? – Gdzieś w ciemnościach jej małej krypty w chmurach rozległ się znajomy głos.

Dziewczyna nie wzdrygnęła się. Zastygła w miejscu, czując jak całe uczucie szczęścia i dobrej zabawy ją opuszcza, a jej zmysły nagle wyostrzają się, zupełnie jak u kota szykującego się do ucieczki.

Głos rozległ się znowu.

- Stęskniłaś się za mną? – Zszedł prawie do szeptu, śmiejąc się bezczelnie.

I mimo że mogła się gniewać, to miast tego poczuła chłodny dreszcz przechodzący całe jej zimne ciało.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru

To było jak fajerwerki na Nowy Rok, albo rozpakowanie prezentów na Gwiazdkę. Lub naprawdę udany seks. Tak, to ostatnie porównanie było chyba najlepsze. Jego głos odbijał się przez chwilę echem w umyśle Ouzaru, na usta wpełzł dziwny grymas całkiem przypominający uśmiech. Odłożyła szczotkę, położyła się i przetoczyła na bok.

"To on! Zabij go! Zabij go za to co nam zrobił!"

- Nam? - zapytała i zaśmiała się.

"I tu się bardzo mylisz, nie ma czegoś takiego jak... 'MY'. A teraz się zamknij, suko."

Głos Anny szybko się oddalił i po chwili w ogóle zamilkł. Ouzaru spojrzała się w stronę Ojca i uśmiechnęła. Nie wykonywała żadnych gwałtownych ruchów, była zadziwiająco spokojna i zadowolona.
- Może - odparła mu po chwili na oba pytania.

Ponownie śmiech rozległ się w pokoju. Dziewczyna zaczęła się rozglądać dookoła, ciekawa, gdzie ukrywa się wampir.

Nagle jęknęła cicho czując, jak jego lodowato zimne palce dotykają jej szyi, po chwili przenosząc się do włosów by pogładzić je przez chwilę.

- Chciałaś mnie zerżnąć, Aniu. Ty i stary Angus chcieliście mnie zerżnąć, a potem wyrzucić jak bezużyteczną zdzirę - głos Dedala ponownie rozbrzmiał, ale tym razem dokładnie znała miejsce skąd dobiegał.

Szeptał prosto do jej uszka.

- Tak, chciała to zrobić - przytaknęła Ouzaru. - Oboje chcieli. Ale co oni mogą? Stary piernik nie ma na mnie żadnego wpływu. Nawet nie potrafi się sam obronić.
Mówiła spokojnie, bez emocji teraz.
- Stary głupiec sprowadził pod swój dach kłopoty - podsumowała. - A co ty z tym zrobisz?

- Co ja z tym zrobię? - syknął wampir.
Ania poczuła, jak wielka łapa mężczyzny chwyta ją za gardło zacieśniając się wokół. Szponiaste palce wbijały się jej w skórę rozszarpując ją i zostawiając widoczne ślady.

- Najpierw ty mi powiedz, ukochana, co *ty* z tym zrobisz!? - Dedal mówił spokojnie, choć w jego słowach dało się wyczuć determinację.

- Ja przeciwko tobie nie wystąpię - odparła szczerze. - Możesz na mnie liczyć... o ile chcesz. Nie pozwolę, by to próchno mną sterowało. Stary i tak ma teraz kłopoty, Giovanni i detektyw mu się jednocześnie na głowę zwalili.
Westchnęła. Nie bała się, wszak ona nic złego nie zrobiła. Nie Dedalowi.

Uścisk zrobił się mocniejszy, już miażdżył jej krtań.

Gdy nagle puścił. Dziewczyna się odwróciła, lecz nie spostrzegła twarzy własnego stwórcy.

- Chcę, abyś zrobiła o co cię proszę, gdy nadejdzie pora. Nie chcę, aby ktokolwiek wchodził pomiędzy mnie... - jego głos stał się cichszy, jakby się oddalał.

- A ciebie.

Ouzaru mrugnęła oczyma widząc ciemną sylwetkę na tle okna, kontrastującą z nocnym niebem.

- A teraz skończmy te smuty. Powiedz mi, co się stało między tobą a mną, że mnie aż tak - widać było jak porusza głową, jakby kierował wzrok ku jej dłoni - nienawidzisz.

Spojrzała na swoją okaleczoną dłoń, ale jakoś ten widok nie zrobił na niej wrażenia. Ot, zdarza się. Westchnęła i przymknęła oczy.

"Więc?" - spytała. - "Słyszałaś."

Anna się jednak nie odezwała, siedziała cicho wystraszona tym wszystkim, co się teraz działo. Udawała, że jej nie ma, że nie słyszy pytania, ani w ogóle całej rozmowy. A może rzeczywiście nie słyszała? Ouz zastanowiła się nad tym chwilę, ale jedynie wzruszyła ramionami.

- Ona czuła się przez ciebie odrzucona, poniżona i zignorowana - odpowiedziała. - Rozwinąć czy już idziesz? I... czy musisz już iść? - nutka nadziei wdarła się do jej głosu.

Wampir nie poruszył się. Słuchał jej z uwagą, po czym nie zareagował. Zaczynała nawet myśleć, że ponownie go rozgniewała.

- Jeśli chodzi o tę dłoń... To przykro mi, że zraniłem twoje uczucia. Zrobiłem to, bo wiedziałem, że musisz zostawić swoje dawne życie za sobą - wypluł niemalże na jednym śmiertelnym oddechu, jakby chodziło o coś zupełnie innego.

- Jestem też ci winien wyjaśnienia, bo z tego co się dowiedziałem, McLean trzymał cię jak kukiełkę w teatrzyku - prychnął, a dziewczyna mrugnęła znowu oczyma. Gdy je otworzyła, Dedala już nie było.

- Ja, ty oraz Ambelly... Jesteśmy krewnymi. Wiesz co to znaczy? - głos ponownie się odezwał z niewiadomego źródła.

- Że należymy do jednego klanu? - zgadywała.

Już nie było sensu go szukać, kiedy chciał pozostać poza jej zasięgiem, po prostu to robił. Przyjęła do wiadomości jego wytłumaczenie, ale i tak wiedziała, że to Anny nie zadowoli. Głupia i naiwna. Wolała zrobić z siebie niewolnika, niż iść odpowiednią drogą posłuszeństwa wobec Stwórcy. Prychnęła.

- Czy mam tu zostać? - spytała po chwili.

Krewniak Anny wydał z siebie cichy odgłos, jakby się śmiał.

- Jeśli takie jest twoje życzenie. Ja cię tu nie trzymam - powiedział spokojnie dając jej subtelnie do zrozumienia, że to ktoś inny jest jej wrogiem...

Usłyszała kroki przed sobą. Gdy spojrzała do góry, zobaczyła tylko wielką sylwetkę Dedala oraz jego niebieskie oczy jaśniejące w ciemnościach.

- Jutrzejszej nocy wiele się zmieni. Jeśli tu zostaniesz, to zamknij drzwi na klucz i nikogo nie wpuszczaj, dopóki się nie uspokoi... - mówił pośpiesznie, jakby przeczuwał, że coś niedługo się stanie.

Starała się odpowiedzieć... Lecz on momentalnie zniknął przed jej oczyma zostawiając dziewczynę z pojedynczą myślą.

Czy to zdarzyło się naprawdę?

Zostanie było niebezpieczne, póki co tylko Zhou nie była jej wrogiem. A nawet jak znów stanie przed nimi Anna, to nie zaryzykują ponownie pojawienia się zdrajczyni, Ouz. Teraz wymknięcie się nie byłoby większym problemem, są zajęci Giovanni i detektywem... Drzwi i tak miała zamknięte, więc się już tym nie przejmowała.

Przysiadła na łóżku. Szkoda, straszna szkoda, że już sobie poszedł. Polubiła go, ba, od początku go bardzo lubiła. Niebezpieczny i intrygujący, cholernie niebezpieczny. Zdawał się być osobą, która bez zastanowienia potrafiłaby zgasić czyjeś życie bądź nie-życie. Ale głupi nie był, porywczy tak, ale głupi nie. Westchnęła i położyła się.

Szkoda, straszna szkoda, że już sobie poszedł.
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Cholera.
Wciąż z promiennym uśmiechem, zastawiając mu drogę do wind, stwierdziła:
- Oczywiście, szef za moment pana przyjmie; nie ma potrzeby się niecierpliwić, sądzę, iż wystarczy, że się ubierze. Tymczasem jednak, wybaczy pan tę formalność, chciałabym dokładnie przestudiować pańską legitymację. To nie tak, że panu nie ufamy, ale pan McLean ostatnio zaczął się nieco obawiać o swoje życie... - sięgnęła po podaną legitymację, i przyglądała się jej uważnie, nawet nie wiedząc czego szuka. Starała się jednak zapamiętać jak najwięcej informacji, w przyszłości mogą okazać się przydatne. Jednocześnie mówiła dalej - Nie wiem, dlaczego się boi, nie wprowadza mnie we wszystkie swoje sekrety, wiem jednak że kazał bardzo uważnie sprawdzać każdego, kto chce się z nim spotkać. - uśmiechnęła się, i po dobrych pięciu minutach gapienia się w legitymację wreszcie oddała ją gliniarzowi.
Trochę za późno żeby po prostu go ogłuszyć... Ale jeśli dalej będzie się upierał, to będzie trzeba to zrobić. A póki co...
- Zdaje się, że wszystko jest w porządku. Jeszcze raz najmocniej przepraszam za tę zbyteczną ostrożność, ale ludzie w pewnym wieku robią się nieco ekscentryczni, i nie mogę nic na to poradzić.
Rozglądała się uważnie - bardzo uważnie - po całym holu, licząc na to, że znajdzie jakiś punkt zaczepienia, żeby go jeszcze zatrzymać. A na razie po prostu nie prowadziła go dalej. Lepiej żeby był wkurzony, niż żeby spotkał panią - pannę? - Giovanni...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Phoven
Bosman
Bosman
Posty: 1691
Rejestracja: piątek, 21 lipca 2006, 16:39

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Phoven »

Hektor Ambelly
- Pohamuj się chłopcze. - wewnętrzny flesz rozbłysł w martwych, stalowych oczach – Tylko człowiek opanowany przezwycięży trudności tego świata, synu. Hektorze.

-Hektor?! Ambelly?! Słyszysz ty mnie? - prychnęła zdenerwowana. Ale nie musiała już dłuzej czekać – wampir uspokoił się. Przynajmniej na chwilę.
- Tak, tak.. już idziemy. - westchnął i ze spuszczoną głową pokierował sie w stronę drzwi do gabinetu starego Ventrue.
Jest tylko jeden sposób by panować na uczuciami targającymi duszę, w tym - nad gniewem. Dyscyplina i Posłuszeństwo. Pan McLean o wszystkim zadecyduje, Hektor nie ma prawa samemu wymierzać sprawiedliwości, przynajmniej dopóki ktoś mu tego nie rozkarze.
Uchylił drzwi i wprowadził uprzejmym gestem panią Doe do gabinetu.
- Pan Angus za chwilę panią przyjmie. - odwrócił sie w strone Waltera i rzekł – nalej coś pani Doe, Walterze. Ponformuję pana McLeana o pani przybyciu.
- Jest pan żywy. Całe szczęście. – w głosie kainity rozbrzmiała nieskrywana ulga – Czy ona.. - zauważył zakrwawiony garnitur – No tak, rozumiem... - westchnął i zapytał:
- Szefie, czy ona tu jest? - Stary wampir spojrzał mu prosto w oczy, przeszywająco, szalenie; trwało to tylko chwilę, wiec po chwili Hektor o niczym nie pamiętał, nie przywiązywał wagi do takich.. incydentów. Po tej chwili ciszy, Angus odpowiedział.
- Każ się Walterowi zabarykadować jej drzwi. - Odparł zimno szkot.
Kończył wiązać krawat, jego wzrok nie padał na Hektorze, zupełnie jakby Spokrewniony myślał o czymś odległym.
- Będzie trzeba jej się pozbyć... Ale nie teraz.
- Wydaje mi się że jej stwórca tu był. Będziemy musieli zastawić na niego pułapkę... Gwarantuję ci, że jeszcze tej nocy spotka go ostateczna zagłada. - Odparł twardo, zaciskając mocno krawat.
Hektor powtórzył rozkaz lokajowi i przysiadł się na podsuniętym krześle niedaleko drzwi frontowych. Trzeba będzie zajać się agentem jeśli Zhou sobie nie poradzi.
Inaczej będą kłopoty. Jakby powiedział inny wampir znajdujacy się w kompleksie McLean Electronix, o którego bytności w budynku bynajmniej nie miał pojęcia sam Hektor:
Względnie duże kłopoty.
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

Angus zszedł na dół apartamentu, rozkładając ręce w fałszywym wyrazie zadowolenia. Gdy tylko zszedł, ukłonił się nisko i ucałował dłoń pani Doe. Ona tylko uśmiechnęła się zawstydzona, po czym usiadła na ulubionym fotelu Ouzaru.

- Czym zawdzięczam sobie tą wizytę, miła pani? – Zapytał stary wampir, siląc się na przesadnie miły ton i szeroki uśmiech.

Kobieta włożyła rękę do wnętrza marynarki.

Hektor poruszył się na krześle. Co do cholery!?

Angus mrugnął zaskoczony. Na stole wylądowało pięć białych kopert.

- Zaproszenia na urodziny Dona. Tam wuj Vito omówi z panem interesy. Trzynasty Maj, zabawa zaczyna się po godzinie dwudziestej drugiej. – Odrzekła pani Doe, po czym uśmiechnęła się przemiło i wstała z miejsca.

Chrząknęła… Czyżby chciała już iść? Po to tyle skradanie, spiskowania i kombinowania… Żeby mogła posiedzieć tu pięć minut!?

„Jakby nie mogli wysłać tego pocztą, pieprzeni Włosi.”

Ale McLean już o tym nie myślał. Nie zauważył jak Hektor odprowadza ją do drzwi, a potem do windy. Nie zwrócił uwagi gdy Walter przesuwał na piętrze szafkę, zastawiając drzwi do pokoju Anny. Zupełnie inna myśl teraz go zajmowała.

I po raz pierwszy raz od dwustu lat, szczerze się uśmiechnął.

W porę gdy Hektor wrócił, stary Szkot zdejmował swoją marynarkę i włączył stare radio, rozkoszując się relaksującymi dźwiękami saksofonu.

- Powiedz mi Ambelly, czy młoda została przedstawiona Księciu Chicago? – Zadał retoryczne pytanie wampir.

Malkavianin tylko pokręcił głową.

- Więc jest teraz pod opieką jej stwórcy, prawda? A to czyni go na równi odpowiedzialnym za jej czyny. – Odpowiedział, odwracając się do szofera i szczerząc kły w złośliwym uśmieszku.

- Mógłbym poskarżyć się Księciu, a on mógłby rozwiązać mój problem. A dobrze wiesz… Jaka jest kara za złamanie Tradycji, prawda?

Teraz Hektor zaczął się bać. Jego strach koncentrował się wokół postaci starego wampira, oraz lekkości z jaką wydaje wyroki śmierci.

- Ale to nie koniec, stary druhu! Kto teraz przetrzymuje Dedala? No kto? – Zaśmiał się McLean, a widząc brak reakcji Malka, kontynuował.

- Lisa.

Jego plan był oczywisty. Książe wyda dekrety skazujące Ouzaru i Dedala na Ostateczną Śmierć, a Lisa, jako osoba która przetrzymuje skazanego… Zostanie pozbawiona majątku, albo spotka ją ten sam los co tamtej parki. Bez znaczenia… Tak czy siak, stary Ventrue będzie na wygranej pozycji.

Teraz jeszcze zająć się tym przeklętym gliną. Miejmy nadzieję że Zhou sobie poradziła.

- Gdy pan detektyw tu przyjdzie, skieruj go do mojego prywatnego biura. Myślę że spodobał mi się ten narkotykowy biznes… Jemu też się spodoba. – W głosie wampira zabrzmiała nutka szaleństwa.

Hektor tylko przytaknął, bojąc się ruszyć. Lubił Ouzaru, czemu musieli to robić?

- Póki co, idę wykonać kilka telefonów. Nie chcę aby mi przeszkadzano.

Odszedł.

Odszedł, zostawiając krewniaka z jego ponurymi myślami.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Detektyw sprawiał wrażenie - delikatnie rzecz ujmując - zdenerwowanego, i chyba chciał już zacząć wrzeszczeć, kiedy Zhou z ulgą spostrzegła, że jedna z wind właśnie zjeżdża z 63. piętra. To mogło oznaczać tylko jedno - Giovanni wreszcie skończyła gadkę; wreszcie? rozmawiali najwyżej pięć minut, ale dla mnie to była wieczność, pomyślała; i można go wpuścić na górę.
- Proszę, teraz może już pan wchodzić - wcisnęła przycisk drugiej windy, czekającej na dole. Drzwi otwarły się. - Wybaczy pan, że nie będę panu towarzyszyć, ale za to na górze z całą pewnością zajmie się panem któryś z pozostałych pracowników - ukłoniła się uprzejmie, wpuszczając go do windy i wciskając przycisk 63. - Do widzenia! - drzwi zamknęły się, oddzielając ją od uprzykrzonego agenta.
Skoro już tu jestem, odprowadzę panią - pannę? - Giovanni do drzwi, stwierdziła. Niech wyniesie stąd możliwie najlepsze wspomnienia, to na pewno będzie miało dobry wpływ na biznes pana McLeana. A, co mi tam, odprowadzę ją nawet do samochodu.
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru & Hektor

Słyszała, jak zastawiają drzwi czymś ciężkim i bardzo ją to zdziwiło. W sumie spodziewała sie raczej zmasowanego ataku na pokój i jej skromną osobę, a tu taka niespodzianka... W sumie nie bardzo miała co robić, Dedal już poszedł, a siedzenie samej... jedynie w towarzystwie obrażonej i milczącej Anny było katorgą. Zaczynało się Ouz poważnie nudzić, gdy nagle z ust kobiety zaczął dobiegać krzyk.
- Hektor?! Hektor! HEKTOR!!!! HEEEEEEKTOOOOR!!!!!! - wołała tak długo, aż do skutku.
Do skutku – dobrze powiedziane.
Ambelly wróciwszy z windy w której zostawił adwokatkę Giovanniego był wciąż i wciąż wzywany do zabarykadowanego pomieszczenia. Mimo to nie ruszył się nawet o cal przez pierwsze pięć minut, najpewniej stałby tak przez następne godziny gdyby nie zirytowany Walter.
- Mógłby pan pójść tam do niej, panie Hektorze. Już mi uszy pękają od tej wariatki - wychrypiał.
Ambelly więc podszedł.
- Tak, zdrajczyni? - syknął.
Dłuższą chwilę milczała, wyraźnie zastanawiając się, po co go wołała. Odpowiedź "A nic, tak mi się tylko nudziło" zapewne by go rozzłościła. Ale cieszyła się, że jej krewniak przyszedł, od razu było jej raźniej. Właśnie!
- Hektorze, a wiesz, że należymy do jednej rodziny? - spytała neutralnie. - Ja się dopiero dowiedziałam, to chyba fajnie, nie?
Nie czekając na jego odpowiedź spokojnie ciągnęła sobie dalej, powoli i jakby rozmyślając nad tym wszystkim.
- W sumie jakbym wiedziała, to by się nic nie stało. Przykro mi, moje najszczersze przeprosiny, Hektorze - powiedziała szczerze. - Jesteśmy chyba do siebie podobni, nie? Mogę cię nazywać bratem? Bo wiesz, ja jedynaczką jestem, miło mieć znowu rodzinę...
Westchnęła.
- Jesteś moją siostrą?! - krzyknął zdumiony i skołatany na umyśle Hektor. - Ona, ona nie.. nie żyje - jego głos wyraźnie się zmienił, stał się taki nieprzyjemny, lepki – Sam sukę zarżnąłem nożem kuchennym, sama się prosiła.. to co.. ja.. - wymamrotał.
- Nie, nie, nie, nie... - powiedziała spokojnie kręcąc przy tym głową, ale tego akurat nie widział. - Mówię... o tej drugiej naszej rodzinie. Jak to jest? Jeśli Dedal nie jest twoim stwórcą, to jesteśmy kuzynami, czy jak to określić? - pytała wyraźnie zaciekawiona tym aspektem.
Intrygowało ją to i chciała wiedzieć nieco więcej na ten temat.
- O czym ty bredzisz zdradziecka suko? - krzyknął zdenerwowany – Stwórca? Dedal? Jesteś brzydalem, śmierdzielem... – wysapał – Zasranym Nosferatu – warknął gniewnie.
- Więc ty też? - spytała nie przejmując się jego wybuchem. - Bo powiedział, że we trójkę należymy do jednej rodziny. A on brzydalem wcale nie jest, więc może masz jakieś... kiepskie informacje?
- Koniec suko, jutro się policzymy - sapnął - Teraz nie zamierzam tracić na ciebie czasu - odszedł stąpając głucho.
Kobieta zaśmiała się.
- Ambelly to brzydal, Ambelly to Nosfer! - wołała sobie jeszcze za nim śmiejąc się jak opętaniec.
Była więcej niż pewna, że Dedal jej nie okłamał. To raczej Angus nakręcił, zrobił to zapewne celowo, by Anna jeszcze bardziej znienawidziła ojca.
- Szkot kłamie! Szkot kłamie! Chciał, żeby Anna zwróciła się przeciwko Stwórcy! - krzyczała dalej, ale brzmiało to bardziej jak śpiewanie piosenki. - Ale my to wiemy, nie ufamy kłamcy, nie ma nade mną władzy!
Odpowiedź Hektora była więcej niż treściwa.
- Suka - chyba będzie musiała sobie darować z przekonywaniem krewniaka, przynajmniej tej nocy.
Nie słyszała już, była zbyt zajęta. Dobrze się bawiła, miała w końcu ciekawe zajęcie. Zaczęła układać piosenkę... W sumie żałowała, że nie udało jej się wkurzyć braciszka, może by zabrał tę ciężką szafę...
Seth
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 1448
Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
Lokalizacja: dolina muminków

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Seth »

11 Maja, 1991 rok.

- Pete, ty świnio co ty wyrabiasz?

Podstarzały mężczyzna w mundurze ochroniarza krzyknął do swojego otyłego kolegi, idącego pośpiesznie holem do recepcji. Spod jego sumiastych wąsów wyszczerzyły się pożółkłe zęby.

- Widziałem na kamerze jak grzejesz sobie gruchę w łazience! Mogłeś przynajmniej wejść do kabiny! – Zaśmiał się stary na widok głupkowatej miny Pete’a.

Gdy grubas doszedł do biurka, oparł się o ladę i wyjął paczkę fajek.

- Co za parszywa robota… Nic tu się nie dzieje, kompletnie nic. Co za nuda… Chcesz? – Zapytał się ochroniarz, wyciągając paczkę do starucha. Ten tylko uśmiechnął się i pomachał dłonią.
- Rzuciłem. Przynajmniej wiem że nie umrę na raka.

- Jak sobie chcesz, ja muszę zajarać bo zaraz mnie coś zeżre od środka… - Wzruszył ramionami Peter, po czym wyjął jednego papierosa z paczki. Włożył go sobie do ust i sięgnął spokojnie do kieszeni.

Najpierw sprawdził prawą, potem lewą. Nie znalazł zapalniczki, więc sprawdził kieszeń w koszuli.
- Psia mać, masz ognia?

- Proszę.
Pstryk. Mały płomyk podsuwa się pod papierosa. Ochroniarz lekko się wzdrygnął.

- Panie, nie strasz pan tak ludzi! Nie widziałem pana! – Odrzekł zszokowany grubas, zaciągając się.

- Oczywiście że nie… świnko. – Głos nieznajomego był dziwny. Można by rzec… Hipnotyzujący.
- Co pan powiedział? – Odezwał się starszy strażnik, marszcząc czoło. Nie patrzył na swojego tłustego kolegę…

…który właśnie jadł papierosa.

- Ależ nic godnego twej uwagi, stary wilku. – Nie było sposobu, w którym można by się oprzeć sile tego głosu. Było w nim tyle majestatu, tyle troski i jeszcze czegoś… bardziej intrygującego.
- Nie przeszkadzaj sobie, jestem tylko cieniem! – Zaśmiał się mężczyzna.

Odszedł, a stukanie jego butów roznosiło się echem po pustym holu. Z biura recepcji dochodziło głośne warczenie.

- Aha, jeszcze jedno… - Postać obróciła się na pięcie, lecz cień cały czas ją pokrywał.

- Smacznego.

Druga postać weszła za nim. Kierowali swoje kroki ku windzie.

Pora nauczyć pewnego zgrzybiałego Szkota płacić zaległe rachunki.


Noc była dla wszystkich spokojna, pomimo licznych wydarzeń poprzedniej. Zhou osobiście dopilnowała by także po wykonaniu trudnego zadania, nic nie zostało przez nieuwagę spieprzone. Hektor zdążył wylizać się ze swoich ran, oraz wydostać się na nocny spacer by zapolować. Chinka chciała iść z nim, ale Malkavianin odmówił. Może nawet lepiej? Poprzedniej nocy anonimowa dziewczyna została zostawiona w anonimowej alejce, pośród koszy na śmieci i rzeczy który wysypały się jej z torebki. Miała potwornie wielką ranę na szyi… Niestety, nim ktokolwiek ją znalazł, zdążyła się wykrwawić.
Cóż, Ambelly miał sumienie czyste. Nie zabił jej przecież… A to że nie przetrwała Mrocznego Pocałunku, świadczy tylko o jej słabości.

W końcu słabi muszą cierpieć, nie?

Angus chodził… Nie, on *tańczył* po całym apartamencie, dumny z geniuszu swojego planu. Poprzedniej nocy przekazał wiadomość o zbrodni Ouzaru jednemu ze sługusów Księcia Chicago. Tylko kwestią czasu było ogłoszenie Krwawych Łowów na nią, na Dedala, oraz na tą wypaczoną wampirzycę Lisę. Nic nie mogło powstrzymać go teraz od zagarnięcia jej dobytku, a z tym, ważnego punktu strategicznego w Wietrznym Mieście.

Co dalej…? Może… Może mógłby zdobyć status Księcia?

Książe Chicago Angus McLean – brzmi perfekcyjnie, zupełnie jak plan który ułożył.

Szkot spojrzał się na zegarek, a na myśl od razu przyszła mu Anna. O tak, cud poranka pokaże jej osobiście.

Był kwadrans do północy.
Seth
Mu! :P (ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Epyon
Tawerniak
Tawerniak
Posty: 2122
Rejestracja: poniedziałek, 3 października 2005, 13:57
Numer GG: 5438992
Lokalizacja: Mroczna Wieża
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Epyon »

Szyper

Mężczyzna ściągnął w holu płaszcz i rzucił go na krzesło strażników. Podszedł do telefonu i sprawdził na liście obok numery wewnętrzne.
"Ahhh, jest." - uśmiechnął się pod nosem. Spojrzał na swojego towarzysza, lecz na jego twarzy widział jedynie skupienie. Wybiła północ. Odczekał, aż wejdzie do windy i zadzwonił.
-Pan McLean? Cóż, jestem ghulem księcia Chicago, tyle powinno panu wystarczyć. Chciałbym pana poinformować o czymś ważnym... Ale pan wybaczy, mam nadzieję, że nie przeszkadzam w jakimś spotkaniu o wysokiej randze, jak to miało miejsce zeszłej nocy? Ah, oczywiście... o czym to ja... już wiem. Książe został poinformowany o pańskiej zdradzie i wyznaczył imć Dedala jako tego, który wykona na panu wyrok Ostatecznej Śmierci. - w tym momencie odczekał chwilę. - Puk, puk.
Odłożył słuchawkę i roześmiał się na cały głos.
Smiał się ciągle, gdy również wjeżdżał na górę.
Obrazek
BlindKitty
Bosman
Bosman
Posty: 2482
Rejestracja: środa, 26 lipca 2006, 22:20
Numer GG: 1223257
Lokalizacja: Free City Vratislavia/Sigil
Kontakt:

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: BlindKitty »

Zhou Wang Bao

Przeczuwała ciężką noc.
Tym wewnętrznym, starochińskim zmysłem, dostępnym jedynie cesarzom.
Zapewne czuli to samo w noc, kiedy tracili tron.
A wraz z nim - życie.

Ponieważ ona jednak nie miała tronu, który można by jej wyjąć spod tyłka, nie martwiła się tym. Gdyby Tao chciało żeby umarła nie wypełniwszy swojego celu, skonałaby już dawno.
Tao chciało inaczej, więc będzie inaczej.

Tego dnia oddychała rzadkim, świeżym powietrzem, stojąc na szczycie budynku tej śmiesznej, malutkiej korporacji którą zarządzał Angus McLean. To miejsce było przesycone czymś dziwnym. Zapewne chodziło o to, że spora część syfu wiszącego w miejskim powietrzu nie dochodziła aż tak wysoko.
A może to coś innego?

Zbliżała się ważna noc. Zobaczymy, co będzie się działo...
What doesn't kill you, just makes you... Stranger.

But above all - I feel I'm still on my long trip to nothingness.
Ouzaru

Re: [Świat Mroku] Chicago

Post autor: Ouzaru »

Ouzaru

Nie działo się nic więcej ciekawego, powoli jej zadowolenie i ekscytacja opadały. Zaczynała się nudzić, a było to trochę podobne do stanu, kiedy będąc jeszcze człowiekiem po prostu przysypiała. Jak tylko jej własna aktywność malała, Anna zaczęła się budzić. By nie dopuścić do całkowitego przejęcia, Ouz wstała i przeszła się po pokoju nucąc coś cicho pod nosem.

"Jesteś potworem" - usłyszała pełen wyrzutu głos Ani.

- Co? - spytała zdziwiona. - JA jestem potworem?!
Zatrzymała się gwałtownie i spojrzała wściekle w lustro. Tak jak się spodziewała, zobaczyła ją tam. Podeszła szybko warcząc przekleństwa pod nosem i stanęła przed rozbitym lustrem. Dziesiątki jasnych oczu wpatrywały się w nią z jakimś obrzydzeniem.

- Nie, to TY jesteś potworem! - wrzasnęła do odbicia.

- To nie ja biegam z nożem i atakuję swoich przyjaciół - odpowiedziała jej spokojnie.
Chłodne spojrzenie próbowało zmrozić Ouzaru, ale bezskutecznie. Była odporna na takie sztuczki, nie przejmowała się słowami Anny.

- Serio? A skąd się to wszystko wzięło? No na przykład ja, co? - zapytała z drwiną w głosie.
Widząc chwilowe wahanie dziewczyny skrzyżowała ręce na piersiach i pokiwała głową z politowaniem.
- Mnie nie okłamiesz, obie dobrze wiemy - stwierdziła uśmiechając się w paskudny i wredny sposób.
Anna jakby się cofnęła o krok.
- To nie jest nic więcej, jak ty i twoje własne myśli, tylko... Jak to szło? Acha! Gdyby nie było konsekwencji, mogłabym zabijać, tak?

Dziewczyna w lustrze przez chwilę wyglądała na wystraszoną. Spojrzała się na swoje dłonie, później w oczy rozmówczyni. Wzdrygnęła się widząc tryumf wypisany na jej twarzy.
- Ja... bym nigdy... - jąkała się.
- Oj przestań! - szybko przerwała jej Ouzaru. - MNIE nie oszukasz. Dedala też nie - dodała z uśmiechem. - On się na tobie poznał już na samym początku...
Głos ściszyła do szeptu i mruknęła cicho. Anna nic na to nie odpowiedziała, zamilkła i poddała się.

W pokoju zapanowała cisza.

I think my friend said, "I hear footsteps."
I wore my black and white dress to the birthday massacre,
birthday massacre, birthday...
I wore my black and white dress.


Ouzaru zaczęła śpiewać szeptem, lecz z każdym zdaniem robiła to coraz głośniej. Wzięła czarną kredkę do oczu i pomalowała sobie grube ciemne kreski pod powiekami.

I think my friend said, "Stick it in the back of her head."
I think my friend said, "Two of them are sisters."
"I'm a murder tramp, birthday boy", I think I said,
"I'm gonna bash them in, bash them in", I think he said.


Niemal się zaśmiała, śpiewała z szerokim uśmiechem na ustach. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, przytknęła dwa palce prawej ręki do kreski pod okiem. W jego połowie i prawym kąciku.

Then we wished them all a happy birthday.
We kissed them all goodnight.
Now he chases me to my room, chases me to my room, chases me...
In my black and red dress...


Zaśpiewała ciszej, jednocześnie przeciągając palcami w dół policzka po łuku. Rozmazała kredkę w dwóch liniach, które wyglądały jak jakaś parodia łez rozmazujących makijaż.

I think my friend said, "Don't forget the video."
I think my friend said, " Don't forget to smile."
"You're a murder tramp, murder tramp", I think he said,
"You're a murder boy, birthday boy", I think I said
.

To samo zrobiła z drugim okiem i podniosła z podłogi kawałek szkła. Przytknęła go do swojej delikatnej skóry i powoli przejechała w dół, po czarnych łukach.

I think my friend said, "Stick it in the back of her head."
I think my friend said, "Two of them are sisters."
"I'm a murder tramp, birthday boy", I think I said,
"I'm gonna bash them in, bash them in", I think he said.


Przecięła skórę i gęsta czerwona krew zaczęła spływać po jej policzkach. Czarne oczy, czarne smugi pod nimi i krwawe łzy - przyglądała się sobie w rozbitym lustrze i śpiewała z uśmiechem.

I think my friend said, "Don't forget the video."
I think my friend said, " Don't forget to smile."
"You're a murder tramp, murder tramp", I think he said,
"You're a murder boy, birthday boy", I think I said...


Rozpuściła włosy, pilniczkiem zaostrzyła paznokcie. Nie malowała ich i tak niedługo będą całe czerwone... Przebrała się w swoją czarną bluzkę z długimi, pajęczymi rękawami i założyła kaptur zakrywający jej twarz prawie do ust. Ubrała krótką czarną skórzaną spódniczkę, która ledwo zasłaniała jej pośladki i do tego ciężkie buty podbite metalem. Białe nogi Ouzaru odznaczały się trupio na tle czarnego. Kaptur nie pozwalał spojrzeć jej w oczy, ale widać było czarne smugi i zastygającą krew spływającą po policzkach zapewne od oczu. Ona jednak dobrze widziała! Bluzka była uszyta z dwóch materiałów, cała z czarnej koronki i jakiś centymetr od szwów miała drugi, nieprzezroczysty czarny materiał. Szew szedł przez sam środek kaptura i doskonale przez niego widziała.

- Gotowi na śmierć? - zaśmiała się. - Bo Śmierć już po was idzie...
Zablokowany