Słuchała słów Aine wytężając swój słuch i gdy dziewczyna skończyła, na twarzy pół demonicy pojawił się wyraz niezadowolenia. Skrzywiła się mocno i fuknęła. Jak oni śmieli podejmować decyzje za nią?
- A może ja nie mam ochoty tu zostać? - zapytała równie cicho odwracając głowę tak, by nikt z drugiego statku nie widział ruchu jej ust. - Nie uważasz, że jestem w stanie ich lepiej zająć niż walka?
Kasandra uniosła lekko jedną brew i odwróciła się w stronę burty. Wzięła głębszy wdech i wyginając się nieco uwydatniła swój biust. Uśmiechnęła się do obcej załogi i pomachała im dość energicznie.
- Ahoj! - zawołała śmiejąc się.
Marynarze na chwilę przystanęli gapiąc się na nią w osłupieniu. Lśniące ciemne włosy, niemal biała skóra i te kształty jej ciała sprawiły, że na chwilę zapomnieli o całym świecie. Spoglądali na Kasandrę z lekko otwartymi ustami, jakby jeszcze nigdy w całym swoim życiu nie widzieli takiej kobiety. Tak pięknej, seksownej i tak skąpo ubranej. Zapewne to była prawda. Odwróciła się do nich plecami ukazując zgrabne pośladki, których w ogóle nie zakryła linia czarnego materiału stringów.
- Widzisz? To właśnie mam na myśli... - stwierdziła jakby rozdrażniona i podirytowana.
Kątem oka zauważyła dziwne zachowanie Maga. Jego zniecierpliwienie? Po spojrzeniu, jakim ogarnął jej sylwetkę wnioskowała, że to bynajmniej nie na drugi pokład mu się tak spieszy. Uśmiechnęła się uradowana i podeszła do niego.
- Wszystko w porządku? - zapytała udając zmartwienie. - Pójdę z tobą i Renevan'em na pokład, odwrócę uwagę załogi. Niech smok, Aine i uzdrowiciel zostaną tutaj - zaproponowała, choć brzmiało to zbyt stanowczo jak na propozycję.
Mag musiał wyczuć, że Kasandra nie zgodzi się zostać na pokładzie. Ale może jej towarzystwo tam okaże się pomocne, nie mówiąc już o przyjemnym...
Wysłuchała niezadowolonych słów kobiety i przekrzywiając głowę popatrzyła na nią i jej występ. W jej oczach pojawiło się coś jakby zamyślenie. Skinęła głową z uznaniem widząc reakcję załogi z drugiego okrętu. Oczy jej rozbłysły.
- Masz rację. Rzeczywście świetnie sobie radzisz - odparła patrząc na Kasandrę odwrócona plecami do morza i pozornie beztrosko oparta o barierkę.
- Wybacz. Brałam pod uwagę jedynie twoje niemałe zdolności bojowe. Chodziło mi o zrównanie sił z Xanem. Widzę jednak, że muszę skorygować moje podejście w tej materii - powiedziała i znów się uśmiechnęła pod chustą. Nie chciała urazić ani zdenerwować Kas. Faktem było, że obawiała się trochę swojej rozmówczyni, bo potrafiła być zupełnie nieprzewidywalna i niebezpieczna nawet dla sojuszników jednakże pewnych rzeczy nie można jej było odmówić... Aine uczyła się, że układając strategię działania należy brać nie tylko umiejętności bojowe, ale również pozostałe... "talenty i atrybuty".
- Wobec tego Zaphirel, Kasandra i Renevan - wymieniła przekrzywiając głowę i błądząc wzrokiem gdzieś w okolicy masztu.
- Ustalmy może jakiś sygnał alarmowy. Tak żeby w razie czego jedna strona mogła pójść na pomoc drugiej gdyby zaszła potrzeba - powiedziała marszcząc brwi i nie odwracając spojrzenia od masztu. Coś chyba zaczynało się klarować w jej myślach. Zaczęła spojrzeniem szukać morskich ptaków mając nadzieję, że zobaczy kilka...
Nie do końca był pewien, czym chciała przykuć ich uwagę, mimo porannej rozmowy nie był przekonany że chodziło tylko o jej ciało, nie wątpił że wypływające trzewia załatwiły by ich uwagę w równie dużym stopniu. Do tego mógł mieć tylko nadzieję, że przynajmniej wybierze kogoś rozsądnego na ojca dziecka w jakie miała zostać przerzucona Sandra. No cóż, w tym momencie nie było to najważniejsze. -Jak dla mnie nie ma problemu, mogę równie dobrze zostać na pokładzie. Nigdy nie miałem smykałki do interesów. Co do sygnału, to jak ludzie zaczną latać dookoła razem z drzazgami statku i kulami ognia to niewątpliwie uznam to za znak, chyba że wolicie jakichś cichszy, byłby niewątpliwie rozsądniejszy.
Podążył wzrokiem za oczyma Aine, miała dobry pomysł, też byłby całkiem zadowolony, gdyby zobaczył jakieś ptaki, nie liczył na to zbytnio, ale być może Bogowie mieli ich w swojej opiece i byli niedaleko jakiegoś stałego lądu. Tyle ze wtedy tamci nie musieliby bawić się w wymianę dóbr za jedzenie. Po krótkiej chwili opuścił oczy z powrotem na ludzi na drugim statku, teraz lepiej było nie spuszczać ich z oka, logicznie rzecz biorąc, nie stanowili dla nich żadnego zagrożenia, była ich tylko szóstka, wiec nie powinno się krzątać po pokładzie zbyt nerwowo, ani błyszczeć zbyt dużą ilością broni, wiec wypatrywał wszelkich niezdrowych oznak.
'A ja chyba przespacerowalbym sie po prywatnych kajutach tych marynarzy'-pomyslal mer. Na glos powiedzial zas Chyba moglbym sie przydac, co? Jestem mistrzem.....negocjacji...-tu ruchem ktory mogl byc widoczny tylko i wylacznie dla jego towarzyszy przejechal po lekko wystajacej rekojesci nozyka.Nastepnie zwrocil sie do wrzeszczacego ze statku marynarza: O wielki Wilku Morski, bylibysmy wielce zaszcyceni mogac prowadzic pertraktacje na temat wymiany zasobow miedzy nami, a Toba i Twymi nieustraszonymi jezdzcami fal! Z rozkosza wstapimy na deski Waszego okretu, co zapewne widzial nie jeden przyladek i zatoke, co niedoscigniony pomykac musi wsrod sztormow i wielkich fal, jako delfin, acz zwrotniejszy, z takim mistrzem kola sterniczego jak Wasc!-patetycznie wyrzekl elf. Gestykulowal przy tym co niemiara, a mimika jego twarzy zmieniala sie jak w kalejdoskopie. Mial nadzieje zjednac sobie w ten sposob marynarzy. Wyszedl przed wszystkich, sposobiac sie do wejscia na statek przybyszkow...
-Dziękujemy panie elfie za miłe słowa! Wasz statek nie zgorszy, choć zastanawiam się skąd żeście go wytrzasnęli, bo mi na królewskich żołnierzy coś nie wyglądacie. Ale omówimy to po sprawach handlowych dobrze?
Renevan i Zaphirel bez problemu przestąpili burtę statku i znaleźli sie po drugiej stronie. Ahimed, podniósł jednak rękę i ustawił ją przed piersiami Kasandry. Jakież było ogólne zdziwienie, kiedy z ręki nie wystrzeliła kula ognia, ani Ahimed nie położył łapska na jej okrągłościach. Zwyczajnie zatrzymał ją.
-Przepraszam bardzo, ale na morzu jest taki przesąd, że kobieta na pokładzie pecha przynosi. -Odczekał chwilę, aby na jej twarzy wymalował sie wyraz zaskoczenia. -Ja tam w to nie wierzę, ale chłopaki są zabobonni. -odczekał jeszcze chwilę i uśmiechnął się - Ale jeśli wypijesz dziesięć szklanic rumu, powinnaś zdjąć zły urok. Rum jest zawsze dobry na złe uroki. No i to jedyna rzecz której nam nie brakuje. -Jego uśmiech był nieco zawadiacki, ale przyjazny. Pozwolił przejść Kass dalej i podszedł do burty.
-Panie smoku! Troszkę nam spieszno z tym prowiantem. Moglibyście juz cos wynieść z luku na pokład? Zaraz dokonamy transakcji, tylko wasi przyjaciele obejrzą nasze towary! -rzekł do smoka w oczekiwaniu na szybką reakcję. Widać było, że załoga głoduje. Było to tez słychać. Właśnie kończyli naprawy okrętu śpiewając przy tym dość jednoznaczną szantę.
"Chociaż łódź jest już cała,
rzecz jedna została!
By ruszyć nas w morze przez wichry i deszcz!
Nie ma żarcia na stole!
Głód nas w brzuchy kole!
Przynieś więc trochę żarcia a ruszymy w rejs!
Hej duli duli! Hej duli duli!
Przynies nam żarcia by ruszyć nas w rejs!
Hej duli duli! Hej duli duli!
przynies nam żarcia a ruszymy w rejs!"
Powtarzali to tak kilka razy, zwracając sie z prośbami do Ahimeda.
-Kupimy wszystko co jadalne! -Dodał po spojrzeniu na załogę. -Na statku, mimo niezadowolenia załogi, panowała harmonia. Wszyscy zdawali się coś ukrywać. najłatwiej, było przypisać to skrzyniom z tajnymi towarami "o znaczeniu politycznym". Kass wyczuwała tu jakiś demoniczny odór. Z pod pokładu, wyleciała papuga, która usiadła na ramieniu Ahimeda. Spojrzała na Kassandrę i zaskrzeczała.
-Baba na pokładzie! baba na pokładzie! Lubisz takie hę? Lubisz! -Ahimed skarcił ją spojrzeniem
-Wybaczcie mu. To Feldmarszałek Kaduk. Mądre ale niewychowane ptaszysko. To po części moja wina, ale cóż zrobić. Chodźcie. pokażę wam nasze pakunki.
Gdy schodzili pod pokład, wszystkie oczy skierowane były na tyłek Kass. Gdy przechodziła obok marynarzy, kłaniali sie jej nisko, licząc na to, że zmierzwi im chociaż włosy na głowie. Widać długo kobiety nie widzieli nie mówiąc juz o dotykaniu ich. Ahimed również zerkał na nią co jakis czas, ale patrzył na jej oczy i ręce. To nie było normalne, szczególnie u marynarza, który długo jest na morzu. Pod pokładem leżały skrzynie wypakowane rumem, bronią białą i palną różnego formatu, a także nieco biżuterii od której biła magia, mikstur magicznych, sprzęt taki jak liny, lunety, busole, mapy, sekstansy i inne tego typu dobra. Były tam również przedmioty mogące zainteresować maga. Stalowe, oraz Mithrylowe płyty i kolczugi o kroju podobnym do kroju szaty. W sam raz do wszycia pod materiał. Były tam także magiczne pierścienie o różnych możliwościach. Ciekawy był ten, przechowujący drobne przedmioty. Mógł pomieścić w jednym małym krysztale kilka przedmiotów o łącznej wadzę 5 kilogramów i nawet sam nie zwiększał ciężaru. Broń palna, prezentowała się ciekawie. prawie wszystkie miały na sobie wygrawerowane napisy. "Jilas Guns", co w mowie elfów oznaczało "spluwy Jilasa". Wyglądały doprawdy imponująco. Strzelby, karabiny a i także pistolety jednoręczne z dwoma a nawet trzema lufami. Najciekawsza wydawała się strzelba o trzech obrotowych lufach, nadających broni dużą szybkostrzelność.
-Nie będę się targować. Nie mam na to czasu. Podajcie rozsądą cenę za żywność i wybierajcie co wam pasuje. Jeszcze mi do buntu dojdzie. -Z pokładu słychać było coraz donośniejsze "Hej! Duli duli!"
Umówmy się że angielski, w nazwach lub inkantacjach, będzie językiem elfickim
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Dziewczyna spiorunowała elfa wzrokiem. Ciszej niż zwykle zwróciła się do niego
- Mam nadzieję, że zastosujesz to w ostateczności. Tu jest morze. Oni je lepiej znają niż my i są liczniejsi. To prowadzi do konluzji, że w przypadku twojego ataku na nich mają wystarczajaco dużo czasu na takie uszkodzenie obu statków, że możemy równie dobrze już teraz się utopić żeby zaoszczędzić sobie cierpień na przyszłość... Moja mentorka mówiła mi już o takich przypadkach, a wiem, że jej można zaufać. To są ludzie oceanu - miała nadzieję, że te słowa wraz z poważnym spojrzeniem sprowadzą myśli mera na ziemię. Albo przynajmniej w okolice pokładu... Nie mogli sobie pozwolić na atak będąc w takiej sytuacji jak obecna. Tym bardziej, że ci nieznajomi mogli im wskazać kierunek do najbliższego lądu na co Aine cieszyłaby się jak dziecko... Gdyby nie fakt, że mimo wieku psychicznie już młoda nie była...
- Krótko rzecz ujmując ma racje, postarajcie sie nie narozrabiać na tyle zeby doszło do czegoś poważnego, chcą sie ponoć tylko wymienić na żywność, wiec agresja to raczej ostateczność - powiedział smok. Aine skinela glowa potwierdzajac słowa towarzysza. Potem obejrzała się w strone obcego statku gdy ich towarzysze przechodzili i odezwala sie juz głośniej
- Xan ty najlepiej znasz zapasy. Jesli Aquide tu zostanie to moge z toba zejsc pod poklad i pomoc wybrac co tam trzeba... - powiedziala skinawszy glowa na Aquide'a wiedzac ze uzdrowiciel doskonale poradzi sobie jesli przyszloby co do czego i trzeba bylo odeprzec jakies ataki...
- No dobra, to idziemy - zgodził się towarzysz.
Dziewczyna raz jeszcze skinęła głową na uzdrowiciela, który w milczeniu pozostał na pokładzie, po czym podreptała za smokiem rozglądając się co tam można, by przehandlować z marynarzami...
Na pierwszym rzucie Xan przyniósł dwie beczułki peklowanego mięsa, doskonale widział że pierwszy kurs tylko pogłębił głód w oczach załogi drugiego statku wiec wykonał kolejnych kilka, dorzucając jeszcze beczułkę suszonych owoców
Dziewczyna za to przytaszczyła skrzynke z sucharami. Na morzu chleb długo nie jest w stanie pozostawać w stanie jadalnym, więc trzeba zadowolić się twardymi choć pożywnymi sucharami.... Z racji rozmiarów swoich i skrzyni, na pokładzie usiadła na niej ciężko śmiejąc się. Ledwo to przeniosła. Nie z powodu wagi, lecz z powodu rozmiarów.
- Przepraszam Xan ale to dla mnie za wielkie - powiedziała rozbawiona tym ze trochę przeceniła swoje możliwości.
- Nie ma problemu, moge się zajać transportem, ty rzuć okiem na to, co moze się szybko zepsuć i czego wypadałoby sie szybko pozbyć. Hmm, widziałem chyba gdzies trochę świeżych owoców. Za to na morzu raczej dadzą wiecej niż sporo… - zamyślił się Xan.
- Dobra - zgodziła się Aine po czym ponownie zeszła pod pokład za smokiem i przeszukała zapasy szukając rzeczonej skrzyni z owocami. Było ich kilka i były duże. Najwyraźniej jednak zawartośc przeznaczona była na początkową częśc wyprawy...
- Znalazłam! - powiadomiła smoka. - Jest tego tyle, że wiem co będziemy jeść dziś na kolacje - powiedziala z usmiechem.
- Chyba ze nie lubisz owocow... - powiedziala patrzac na niego pytająco.
- Owoce mi nie przeszkadzaja. Jeśli się je odpowiednio przyrządzi i odpowiednio poukłada wkoło dziczyzny nie są złe. Owszem, może uwielbiam mocno krwiste steki, ale jestem niejako ucywilizowany i idea wegetarianizmu nie jest mi obca, niestety całkowicie jej nie popieram. Nie zmienia to jednak faktu, że owoce maja swoje zalety i jadam je od czasu do czasu. No ale cóż, nie będzie mi żal, jeśli pozbędziemy się cześci z nich. Jest tu gdzieś kiszona kapusta? Musi być, beczki z nią lepiej nie ruszać, jestem niemal pewien, że sie przyda.
Aine uśmiechnęła się
- Też nie popieram wegetarianizmu. Mięso daje więcej energii ale owoce mają przewagę jeśli idzie o smak... I pare innych plusów. Ale to od gustu zależy - powiedziała. Policzyła skrzynki - Jeśli niczego nie pomyliłam to jest ich pięc, ale moze sie okazac, że gdzieś jeszcze są jakieś - powiedziała. - Kapustę widziałam gdzieś tam... A raczej wyczułam - baknęła. - Jedna z beczek musiała sie otworzyć w czasie sztormu - mruknęła
- To będzie to trzeba to szybko potem posprzątać. Może mamy tony jedzenia, ale raczej nie powinniśmy go marnować, a dwa, kapusta ma swój nietypowy i niepowtarzalny zapach, i wolałbym żeby tylko kapusta taki miała, a nie cały statek. Ciekawe cóż takiego mają do zaoferowania, że tamci tak sie guzdrzą. Mam nadzieję, że to coś wartego uwagi, rozumiem pomóc żeglarzom w ich niedoli i spełniac dobre uczynki, ale nie przesadzajmy… - Kolejna skrzynka wylądowała na plecach smoka, by chwile pózniej znaleźć sie na pokładzie. Przyjrzał sie krytycznym wzrokiem całej kolekcji, nie była mała. Mial nadzieję że tyle im starczy.
- To jak starczy wam?! – rzucił w stronę sąsiedniego okrętu.
Aine wyszła spod pokladu za smokiem, po czym zerknela na pokazny wystawiony ladunek z zywnoscia.
- Mnie inna rzecz interesuje jeszcze - powiedziala ciszej do smoka. - A dokladnie dwie. Pierwsza to czy maja wode pitna, a druga to czy znaja droge do ladu... - wymamrotala znow cieszac sie z chusty na twarzy, bo nie mozna bylo odczytac slow z ruchu warg. Chuste zakladala odkad jej nauczycielka dala jej do zrozumienia ze rozumie jej niewyraźne mamrotanie pod nosem... Bolesna to byla lekcja...
- Mówił że jedyna rzecz jaką mają to rum pod dostatkiem. Myślę że dałoby się poeksperymentowac z podgrzewaniem i schładzaniem wody żeby odparować sól. Może uda mi sie stworzyć małe laboratorium. Mamy tu dość magów żeby zmieść małe lub większe miasto wiec i to by sie dało załatwić jak sądzę… A z tą drogą do lądu to faktycznie dobre pytanie, ale jesli to lud morza, to cos mi się zdaje ze do brzegu przybijają tylko po wodę, a jak daleko jesteśmy od brzegu może uda sie ustalić w nocy. Na szczęście kapitan miał instrumenty wiec raczej gwiazdy nam coś dzisiaj powiedzą – zastanawiał się mężczyzna.
- Mnie nie o to chodziło - zasmiała się. - Wody mamy dużo ale ja sie pytałam czy oni ją mają bo skoro zero zapasów... - powiedziała powazniejac. Byla podejrzliwa. - Czy sa tam wsrod przyrzadów mapa wód, nieba i busola - spytala patrząc na smoka
- Mapa była na pewno, busola jakaś też chyba sie gdzies walała, ale najwazniejszy jest sekstans – wyjaśnił.
- Wybacz nie znam sie na nawigacji - powiedziała wzruszając ramionami. - Ta nazwa niestety nic mi nie mowi - wyjasnila bezradnym tonem glosu. - Wymieniałam przedmioty na czuja tak jak mi się zdawało że powinny sie przydac - przyznała się.
- I nie ma wątpliwości ze są użyteczne, ale bez sekstansu nie ustalimy dokładnie położenia pod gwiazdami. Na oko i owszem, ale w oku nie mam aż takiej linijki - że tak to określe - jaka zapewnia sekstans. W sumie masz racje. Chyba mozemy sie podzielić kilkoma baryłkami wody.
- Mhm dobrze to raz jeszcze pod pokład... - powiedziała wstając z beczki na której usiadła. Ruszyła znów pod pokład. - Dobra dajmy tyle by przy solidnym oszczedzaniu doplyneli cali - powiedziala. - Kurde... Tylko jak my im wyjasnimy skąd mamy taki okręt... W szóstkę, dla siebie mimo, że to jednostka wojskowa... No i w ogóle... Wiesz... Ja bym nie mówiła nic o tym incydencie w porcie – powiedziała, a nad chustą widać było rumieniec. Czarny materiał nie zdołał wszystkiego ukryć.
- Wiesz, ja nie powiem, Ty nie powiesz, ale nie wiem jak oni sie wyłgają. Ja bym powiedział że wygraliśmy zakład, a że stawką był statek pełen towarów to nie nasza wina. Ludzie podczas hazardu łykna każdy haczyk.
- Mimo wszytko naciągana teoria, ale i tak lepsza niz powiedzieć, że z Seyruune nie zostało więcej jak urocza zatoczka - powiedziała i zgrzytnęła zębami. Martwiła się, że towarzysze mogą nie dostrzec powagi problemu... Może Zaphirel... Ewentualnie Kasandra... Ren był za dużym gadułą żeby Aine była gotowa w tym miejscu obdarzyć go zaufaniem.
- Wiesz jak na mój gust to tam został jeszcze całkiem niezły kawałek portu. Albo powiemy że dzisiejszy sztorm był efektem niedawnego tsunami jakie trzasnęło w port. Wiesz prawda niestety jest plastyczna, a skąd niby mielibyśmy wiedzieć jak powstało tsunami?
- Wiesz ten wybuch składu amunicji na tamtym statku był bardzo sugestywny – mruknęła, a jej brwi wykonaly przedziwna ewolucję. Niestety chusta uniemożliwiła odczytanie jej emocji malujących sie na twarzy.
- No wiesz, skad moglismy wiedzieć ze na dwie floty akurat tamten będzie wyładowany po brzegi prochem i pociskami? Zresztą nikt odpowiedzialny nie powinien przewozić ze soba takich ilości niebezpiecznych materiałów
- Ja i tak mam wyrzuty sumienia... Mimo, że to nie ja zdetonowałam sklad - bąknęła. - Moja mentorka miała rację. Za wcześnie wyruszyłam w swiat... Nie rozumiem większości ludzi. Zaphirel na przykład nie wyglada na takiego, który miałby specjalnie cierpieć z powodu jakichś wyrzutów sumienia. Kasandrę wydaje się lubić zabawę cudzym kosztem... A przeciez nie są to ludzie ograniczeni - powiedziała. Celowo pomijała mera. Chyba nie miała o nim szczególnie dobrego zdania...
- Wiesz technicznie rzecz biorąc to oni nie do końca sa ludźmi. Z ludzi, takich zupełnie normalnych - no przynajmnie w miare - to trafiliście sie tu Ty i Aquide. Gdyby oni podchodzili do tego gatunkistowsko, to po prostu tępiliby robactwo, ale zdaje się ze nie jest aż tak zle i po prostu sie tym w ogóle nie przejmują. Z mojej strony to wygląda tak, że owszem przykro mi z powodu tego co się stało, ale za bardzo nie da sie tego odwrócić, wiec chyba nie ma innego wyjścia jak się z tym pogodzić…
Słowa smoka wyraźnie poprawiły jej nastrój. Wyraz widocznej części twarzy złagodniał. Po chwili ściagneła chuste zrobiła głupawą minę
- Co miało znaczyć to "no przynajmniej w miarę"? - zasmiala sie.
- Wiesz, nie co dzień spotykasz kobiety zajmujące sie szermierką i do tego starajace sie zrozumieć co nieco z magii. Do tego uzdrowiciel, który kiedy trzeba potrafi o siebie zadbać w drastyczny sposób też nie jest rzecza jaką zobaczysz w każdym zaściankowym miasteczku
- No masz rację. Ale jest jeszcze jedna rzecz... Powiedz mi na jaki wiek mnie oceniasz? Ile według ciebie mam lat? - spytała przekrzywiając głowe i uśmiechając sie szelmowsko
- Hmm tak między 16 a 300. Wiecej Ci nie dam, ale tak bliżej dwudziestu paru. Zależy jeszcze o co konkretnie pytasz - usmiechnął sie szelmowsko.
Aine ze smiechem spadła z beczki na której siedziała.
- Wybacz ale wszyscy się na to nadziewają. Jeszcze nikt trafnie mojego wieku nie ocenił - wyjasniła gdy już się pozbierała i usiadła z powrotem na beczce.
- Tak naprawdę to czekam dopiero na piętnaste urodziny - wyjaśniła poważniejąc. - W tym roku nastapią. Niebawem - uśmiechnęła się. - Nieważne. Ważne, że wszyscy biora mnie za starsza. Nie wyprowadzam ich z błedu - powiedziała. - Tak jest dużo wygodniej. Wiele to ułatwia. Podejrzewam ze gdy ludzie poznaja moj wiek po prostu... No nie będą mnie brać na poważnie - powiedziala patrząc na deski podłogi.
- Hmm no to z dolną granicą pomyliłem sie o rok, to chyba wcale nie tak dużo. Ludzie faktycznie przywiązują dużą wagę do wieku. Smoki zresztą też, nie ma sie tu zresztą co dziwić, było nie było doświadczenie robi swoje, ale cóż, to niewyprowadzanie ich z błędu jest całkiem rozsądnym zachowaniem z twojej strony. Jak na tak młodą osobe całkiem nieźle radzisz sobie z mieczem, delikatnie to ujmując
- Dziękuję... Takie hobby - wzruszyła ramionami z niepewnym usmiechem - Wiekszośc życia temu poświęciłam. Jakby rodzice się dowiedzieli co robiłam, gdy znikałam na całe godziny - przewróciła oczami. - Ujmę to tak... Miecz to dla mnie prawie wszystko... Konieczność zmusiła mnie do zapoznania sie z magią. Nie jestem szczególnie w tym biegła, ale radzę sobie przyzwoicie - skinęła głową w zamyśleniu nie patrząc na Xana. - Ale doskonalenie szermierczych umiejętności od zawsze było moją pasją. Pewien niemłody już człowiek wpoił mi miłość do tego oręża - powiedziała.
- No cóż… To osiagnał połowe sukcesu. Jeśli do tego wpoił Ci również miłość do ludzi to moze z Ciebie wyrosnąć ciekawa osoba, ale póki co wypadałoby sie dowiedzieć co ciekawego tam znaleźli. No wiesz tak na marginesie, magia to nie konieczność. Wszystko co można osiągnać magią oficjalnie można osiągnąc ciężką pracą... Ale niestety wersja oficjalna zawsze była dla mało dociekliwych.
Aine wstała ze swojej beczki uśmiechnęła się jeszcze nim założyła chuste z powrotem na twarz. - Uwierz mi że magia była mi koniecznością. Po tym jak opuscilam dom bez wiedzy i zgody rodzicow... Wpadlam w krotko mowiac nieodpowiednie towarzystwo i naraziłam sie pewnej czarodziejce… Pobieranie u niej nauk było najrozsądniejszą rzecza jaka moglam zrobic... Tym bardziej, ze ona uznala, ze mam talent... Wiesz... Alternatywy nie były zbyt dobrze rokujace na przyszlosc - wyjasnila. - Tez jestem ciekawa co znalezli... Dwie beczki wody chyba powinny wystarczyc tamtym nie sadzisz? - spytala
- No cóż moze starczą. A ta czarodziejka jeszcze Cię uczy, czy dała sobie spokój lub uznała że jesteś gotowa?
- Ekhem... - Aine znów poczerwieniała. - Wiesz... Tego... Hmm... Może tak: ona wciąż mnie uczy, a raczej powinna, a napewno nie dała sobie spokoju i z całą pewnością nie uznała żebym była szczególnie gotowa - powiedziała. - Ja... Tego... Ja znów uciekłam... Uwielbiam podróżować. Ona osiadła w jednym miejscu, ale podejrzewam, ze nie pogardzi perspektywą odnalezienia mnie i zlojenia mi skóry za wybryk... - powiedziała w koncu i brew jej zadrzala.
- Hmm… Niewątpliwie ten drugi kontynent zaczyna mieć coraz ciekawsze perspektywy... Panowie, któredy na Nowy Kontynent?! – zapytał marynarzy gdy ponownie znaleźli się na pokładzie.
Dziewczyna nie mogła się z nim nie zgodzić. Rzeczywiście ten nieznany jej ląd był doprawdy ciekawą perspektywą... Stała na pokładzie koło smoka przysłuchując się dialogowi z marynarzami.
Mag uśmiechnął się diabolicznie zza chusty, ale widziała to tylko Kassandra. Po chwili był już na pokładzie, a jeszcze chwilę później pod nim. Poczekał aż inni się rozejrzą. Mężczyzna nie miał zamiaru oszczędzać. Sam zdecydował zgarnąć te piękne mithrillowe płyty i jeden porządny rapier. Rzucił też okiem na magiczną biżuterię. Coś katalizujące negatywną energię byłoby nie od rzeczy. przy odrobinie negocjacji powinie wyłudzić chociaż te niemagiczne rzeczy, a jeśli ten gość naprawdę ma wyobraźnię i jest mało odporny na negatywne moce, to powinien zgodzić się na każdy warunek, juz Zaphirel się o to postara.
Mag uśmiechnął się krzywo na chwilę i znów spoważniał. Znalazł czego szukał. Wyłożył to na środek skinął głową i wyniósł na pokład. Zatzymał siew pół drogi. Wrócił z powrotem do łądowni i po chwli wyniósł jeszcze porządny miecz dla Aine oraz kilka zaklętych pierścieni dla smoka.
Posmakował pierścienie, które wyniósł na tamten pokład mag, nie dosłownie, po prostu lekko musnął je zmysłami żeby sprawdzić ich aurę i do czego mogły w ogóle służyć, ciekawiły go, zawsze można trochę poeksperymentować z biżuterią. Poza tym, serce mu miękło na widok takich precjozów, smoki może nie miały aż takiego pociągu do bogactwa jak wielu ludzi uważało, jednak doceniały jego wartość, ta jaką miało dla ludzi i tą jaką reprezentowało jako obiekt ich kultu, wręcz czci. Dawało siłę i źródło mocy, właśnie dlatego świątynie często wręcz kapały od złota i klejnotów. -Nie było tam więcej takich świecidełek albo jakichś mikstur? Przy takim asortymencie niemal serce mi mięknie. Mruknął po cichu Xan. Szkoda że ze względów negocjatorskich wręcz samobójstwem byłoby krzyknięcie czegoś takiego a niestety, jeszcze sie nie nauczył dość trudnej sztuki telepatii, do tej pory nigdy nie była mu potrzebna a ciężko byłoby znaleźć mentora.
Elf, ze swiecacymi oczami przeszukal sterty w poszukiwaniu drobnych ostrzy. Wzial tez pierscien przechowujacy przedmioty, oraz jakis inny ladny z czerwonym kamykiem. Rozejrzal sie tez za jakas blyskotka dla tych, co zostali na ich statku. Dziewczynie wzial oselke, jesli jakas byla, poszukal tez jakichs ingrindiencji dla smoka. Przypraw, oraz co ciekawszych wybuchowych skladnikow. Nie znal sie na tym, lecz wiedzial ze do czegos przydac sie to moze. Nastepnie cofnal sie od stert, poczym czekal na dalszy rozwoj wypadkow. Staral sie dojsc do tego, co moze robic jego 2 blyskotka. Wiedzial ze smok potrafil gadac z takimi rzeczami, postanowil zatem samemu sprobowac. -Powiedz mi blyskotko-przemawial powaznie-do czego sluzysz do jasnej cholery?-poczym wybuchnal glosnym smiechem. Mial nadzieje ze jego magiczne inkantacje nie wysadza calego statku w powietrze. Zamiast dalszych eksperymentow, podszedl poprostu do marynarza i wprost zagadnal -Cny mezu wod i oceanow, panie fal i wichrow, szefie wilkow morskich sfory-ironizowal, lecz tak aby nikt nie spostrzegl ze to robi. Jego ton byl patetyczny, a mina podniosla i powazna-rzeknij mi prosze, szczurowi ladowemu, czemu przeznaczon jest ow pierscien?- Przy okazji bardzo uwaznie, lecz niemal niedostrzegalnie zlustrowal wzrokiem czlowieka. Najwiecej uwagi poswiecil rekom, oczom, bizuterii. Zwrocil tez uwage na jezyk i sposob mowienia czlowieka. Bylo w nim cos bardzo interesujacego. I TYM RAZEM Renowi nie chodzilo o sakiwewke pobrzekujaca wesolo, lecz sposob bycia.... Podczas oczekiwania na odpowiedz, elf staral sie wykombinowac, co znaczy owe "Hej duli duli!" i czy z czyms mu sie to nie kojarzy. Moze krasnoludzki?
Da się zauważyć na sesji mały zastój... Poczekam jeszcze troszkę na post Ouz. Jeśli nic się nie pojawi, przejmę kontrolę nad Kassandrą i nad Sandrą. Hikari także mógłby częściej się odzywać. Wiem, że on udziela się w postach Ouzaru, ale jednak prosze o częstsze posty. Czekam jeszcze trochę. jeśli możecie, spróbujcie się skontaktować z Ouzaru, bo ja jakoś nie mogę jej zastać na gg
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Jestem przeca! Chciałam dać dwa dialogi, z Zeth'em i Kaczorem, ale ten drugi wyraźnie mnie unika na Gadu, więc zrezygnuję z obu i tyle.
Sandra/Kasandra
Miała ochotę nieco podrażnić i tak już zdenerwowanego jej obecnością Maga, ale zrezygnowała. Lepiej, żeby się do niej szybko nie zraził, inaczej ciężko będzie wykonać ten szalony plan.
Szybko i zwinnie przeskoczyła z jednego pokładu na drugi i zaczęła się rozglądać. Nie interesowało ją nic konkretnego, ot może coś przez przypadek jej w oko wpadnie? Wątpiła, by uzdrowiciel potrzebował czegoś, w sumie był teraz całkiem bogaty i nie potrzebował takiej sterty śmieci. Kas także, gdyby jej zależało na lepszej broni czy magicznych przedmiotach, zapewne zaczęłaby je zbierać i zdobywać już jakieś dwieście lat temu. A skoro tego nigdy nie robiła, najwyraźniej nie potrzebowała...
Kręciła się po i pod pokładem, rozpraszała marynarzy jak tylko mogła. Zostawiła swoje miecze w kajucie, wszak zawsze mogła przywołać sztylet lub posłużyć się Czarną Magią. Miała na oku zarówno Maga jak i mera, nie chciała, by coś im się stało. Słysząc słowa kochanka do jakiegoś pierścienia z czerwonym kamykiem zachichotała głośno. Podeszła do elfa i wzięła od niego błyskotkę wpatrując mu się głęboko w oczy.
- Zapowiada się długi rejs, może poszukaj czegoś na wzmocnienie? - spytała i puściła do niego oczko. - Ten jedynie sprawi, że będziesz lepiej widział w ciemnościach, ale wiesz... zawsze możemy zostawić zapaloną lampkę!
Kobieta zaśmiała się. Rzeczywiście, wyczuwała i wiedziała, do czego służą magiczne przedmioty, z łatwością mogła je identyfikować. Rozejrzała się uważnie po ładowni.
- Poza masą napalonych facetów wyczuwam każdy magiczny przedmiot, a właściwie jego aurę. Dla mnie ma on taką ładną poświatę, mogę go widzieć nawet przez ściany czy zamkniętą skrzynię... Potrzebujesz czegoś konkretnego? Mogę poszukać... - powiedziała już zupełnie poważnie. - Czuję tu coś... jakby Czarną Magię, ale nie jestem pewna.
Wyraz zamyślenia i zaciekawienia pojawił się na jej twarzy, miała ochotę zbadać tę sprawę.
Ahimed spojrzał na elfa dość nieprzyjemnym wzrokiem. Nie było to chyba jednak zamierzone.
-Obejrzyjcie towar. Zobacze jak z żarciem. -Powiedział i wyszedł na pokład do mórz i oceanów. Renevan nie dostrzegł co może znaczyć fraza wykrzykiwana przez marynarzy, lecz napewno oznaczała niezadowolenie. Gdy znów wyskandowali, Ahimed zmarszczył im władczo brew. Napomknął coś o służbie dla Almekii i dla niego, poprierając to typowo marynarską i zawsze skuteczną "kurwą macią". Rzucił okiem na prowiant a jego oczy rozjaśniały nagle przyjemnym, błogim blaskiem.
-Wystarczy! Chłopaki! Pomóżcie przenieść ten prowiant! Ruszac się łazęgi! - Marynarze natychmiast weszli na Seyrunski okręt i zabrali sie za zabieranie towaru. Ahimed wykazywał aktywność co do czarnej magii. Aura była dość wyraźna, ale Zaphirel i tak emanował silniej. Kapitan Ahimed, wydawał rozkazy i klął jak typowy marynarz, obyty jednak z kulturą. W jego ruchach widać było przyzwyczajenie do kołyszącego się pokładu.
Gdy Zaphirel, wyszedł z mithrylowymi połytami, zawiały na mocnym wietrze, tak że musiał je mocniej chwycić. Mithryl był bardzo lekkim metalem. I mocno odbijał światło. tak mocno, że na chwilkę oślepił kilku ludzi na pokładzie.
-No dobrze! - Stwierdził Kapitan gdy towar został przeniesiony - Mam tak dobry humor, że chyba zrobimy małe przyjęcie. Trzeba coś z tym naszym rumem zrobić. Zapraszam wszystkich! Chłopaki! Przygotować okręt dla gości! Selas musi być piękna gdy będziemy świętować. -Selas, była żeczywiście ładnym okrętem. Typowo kupieckim, ale ładnym. Miała kulka armat, lecz nie wskazywało na to, aby kiedykolwiek były w użyciu.
-Proszę na pokład naszej Selas - powiedział do Aine, Xana i Aquide'a, którzy pozostali na orkęcie Seyrunn - Oglądniecie nasze towary i coś sobie wybierzecie. Dla wybawców od głodu, wszystko co najlepsze. -Po kilku chwilach, marynarze uwinęli się z przygotowaniami. Jedenie, było juz rozstawione i juz nieco podjedzone jek i kilka beczek rumu ze szklanicami.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Przyjęła od Zaphirela miecz dziękując mu cicho. Dziewczyna skrzywiła się pod chustą słyszą zaproszenie na obcy pokład. Teraz po wyniesieniu kilku beczek z żywnością ich statek kołysał się w nieco innym rytmie i dziewczyna zaczynała czuć się nieciekawie... Nie zniosłaby teraz przenosin na zupełnie nieznany sobie okręt.
- Nie, dziękuję... Nie jestem z tych co to życie na morzu spędzili... Ten statek już znam... Poza tym nie piję - powiedziała mając nadzieję, że swoją odmową wejścia na okręt nie urazi nikogo. Faktycznie nie piła. Alkohol jej nie smakował. W jej wieku to nie było dziwne... Wielu tak młodym osobom smak alkoholu zupełnie nie odpowiadał. U niej wywoływał mdłości i odruch zwrotny, a w obecnej sytuacji wolała uniknąć tego. Chciała przeżyć tę morską eskapadę. Usiadła pod masztem ogladając nowy miecz i zajmując myśli czymś innym niż bezustanne kołysanie statku. Poza tym sądziła, że ktoś powinien zostać na pokładzie w wypadku jeśli towarzysze wszyscy nagle zapragnęli udać się na Selas poimprezować. Zastanawiała się czy przypadkiem nie powiedziała Xanowi za dużo o sobie... Sam wszak powiedział, że rzeczywiście jej wiek może negatywnie nastawiać do niej istoty, z którymi się stykała. Westchnęła ciężko. Tutaj miała do czynienia z samymi starszymi od siebie... Cieszyła się chociaż z tego, że dawno już postanowiła nie przyznawać się do przeżytych wiosen. Wciąż jednak nie mogła zrozumieć co ją podkusiło do takich szcerych rozmów ze smokiem. Nie to, że miała coś do ukrycia... Po prostu z doświadczenia wiedziała, że nadmierna szczerość w stosuku do słabo znanych sobie istot może się źle zakończyć... W końcu postanowiła tego nie roztrząsać. Jak będzie tak będzie. Teraz postanowiła, że zachowa czujność. Nigdy nie wiadomo jacy w rzeczywistości są ci cali marynarze. Niby nie mieli się czego obawiać, ale Sandra też na początku wyglądała niewinnie. Aine pobladła lekko pod swoją chustą wspominając świst lecącej w jej stronę broni. Zaphirel zdecydowanie nie był sprawcą... Młoda wojowniczka odetchnęła głęboko uspokajając się powoli.
Ren spojrzal rozbawionym wzrokiem na towarzyszke ostatniej nocy.
- Ja? Nie... ta blyskotka mi w zupelnosci wystarcza... - rzekl elf nie skupiony juz na magicznym zlomie, lecz na czyms innym, tez duzym, co delikatnie falowalo troszke ponizej poziomu jego wzroku, pod wplywem oddechu Kassandry. - Za to napilbym sie czegos mocniejszego.
Tu mer przeszedl na znany juz kobiecie dworsko-sarkastyczny ton.
- Pozwoli sie Pani zaprosic na szykujaca sie tu zacna uczte? - rzekl klaniajac sie w pas, gdy zas podnosil glowe, podniosl tez reke by dotknac to, czym cieszyl przed chwila swe piekne i bystre elfie oczy... Kasandra szybko do niego przylgnela i objela czule mruczac cos do ucha kochankowi. Nigdy nie pila alkoholu, bo w sumie nie musiala praktycznie jesc i nie wiedziala zatem, jaki wplyw bedzie mial na nia. Troche tez niepokoil ja kapitan.
- Z checia sie z toba napije, ale nie obiecuje, ze nie bedziesz mnie musial pózniej niesc - zasmiala sie. - Uwazaj na kapitana, czuc od niego Czarna Magie i boje sie, ze ta biba to moze byc jakis podstep...
Westchnela ciezko i skoncentrowala swoje mysli na czyms przyjemniejszym, osobie stojacej przed nia. Zaczynala zalowac, ze beda teraz pic i swietowac, bo z checia zaciagnelaby go znów do kajuty. Spojrzala tesknie w jego lawendowe oczy. Renevan nie cieszyl sie zbytnio wielka potega magiczna. Szczytem jego magicznych osiagniec bylo uspienie Kas w lozku. Mimo to, w jakis sposob wiedzial, czego chce kobieta stojaca przed nim. Moze wynikalo to z jej oczu? Moze tego ze ja znal? A moze tego, ze one WSZYSTKIE chca tego samego. Elf do konca nie mial pewnosci. Grunt, ze mial pewnosc, ze Kas mysli o tym co on.
- Moze jednak darujemy sobie alkohol? - rzekl z szerokim usmiechem mer. - Po mocniejszych trunkach mnie mdli na morzu - sklamal uprzejmie, dosc wymownie patrzac na drzwi prowadzace na glowny poklad, a koniec koncow-na ich statek.
Slyszac jego slowa malo nie podskoczyla z radosci. Uwiesila mu sie szczesliwa na szyi, choc taki przyplyw emocji nieco ja zdziwil. Mer mial jakis zly wplyw na nia, stawala sie bardziej... ludzka?
- Mozemy powiedziec naszym, ze to przyjecie brzydko pachnie i na wszelki wypadek zostaniemy na statku - powiedziala opanowujac sie.
Bylo jej jakos dziwnie, ten facet potrafil ja rozbawic i docenic, sprawial, ze czula przyjemne cieplo. Zapewne zalezalo mu tylko na jej ciele, ale i tak bylo to najwieksze osiagniecie towarzyskie w calym zyciu demonicy. Usmiechnela sie do niego szczerze i szeroko, w oku blysnela nutka ciepla.
- Moze chociaz przespacerujemy sie po pokladzie? Skoro impreza brzydko pachnie, odetchnijmy nieco swiezym powietrzem. Poza tym bedzie bardziej romantycznie, niz tu, gdzie zaraz rozpeta sie burda.
Elfa nie interesowalo, co bedzie sie dzialo z reszta jego towarzyszy. Dyskretnie umiescil 2 nozyki w pierscionku, choc nie widzial ku temu powodow. Przeczucie. Cos bylo nie tak. Ale co? Kobieta chyba czula podobny niepokój, kiwnela szybko glowa i niechetnie odkleila sie od ciala mera. Zdolal uchwycic zaklopotanie i nutke tesknoty w jej oczach, które byly nad wyraz spokojne. Zazwyczaj wirujace jak oszalale srebro plynelo teraz powoli, zeby nie powiedziec wrecz leniwie. Mial na nia wplyw i to ogromny. Byl pewien, ze to Kasandra teraz jest aktywna, a nie Sandra i to go dziwilo.
Wyszli na poklad i demonica od razu odszukala wzrokiem kapitana.
- Co teraz? Kiedy chcesz isc? Moze jednak nieco sie napijemy i najwyzej 'gorzej sie poczuje'? - zapytala unoszac znaczaco brwi.
- Jest to jakis pomysl - odrzekl zamyslony elf.
Porzucil myslenie o sytuacji na statku, na rzecz rozprawy o stanie Kas. Dziwilo go zachowanie zwykle zlosliwej intrygantki. Teraz stala sie mila i niemal potulna. Dziwne to bylo, lecz przyjemne. Zaprowadzil ja do stolu, w uklonach podsunal krzeslo i nalal rumu. Niezbyt szlachetny to trunek, lecz lepszy niz barbarzynska woda. Sam nie pil. Po 24 kielichu, trudno jest skupic sie na celu. A jakby napil sie jednego, wypilby conajmniej 30 nastepnych... Ona jednak chwycila pewnie naczynie i na raz wypila cala zawartosc. Zrobila lekko zdziwiona mine, nieco nia trzachnelo i zamrugala kilka razy zalzawionymi oczami.
- Ble - stwierdzila krzywiac sie, lecz juz ktos polal jej znowu. - O?
Niewiele myslac wypila kolejke i tak jeszcze trzy razy... W koncu poczula, ze jej sie rzeczywiscie zaczyna krecic w glowie. Mocniej chwycila reke Renevan'a wystraszona swoim stanem. Byl to jasny sygnal do wymarszu... Mer zrozumial w mig, o co chodzi jego towarzyszce. W koncu o ile nie pil-dysponowal calkiem lotnym umyslem. Lotniejszym niz ten niezdarny smok. Pomogl wstac 'damie' i wyprowadzil ja na zewnatrz. Ustawil na pokladzie tak, by orzezwial ja wiatr. Ze soba wzial 2 szklanice chlodnej wody. Jedna w celu orzezwienia bezceremonialnie wylal na nia, druga zas przystawil do jej pieknych ust.
- Pij, polepszy Ci sie - 'moze' dodal w myslach, gdyz sam nie mial takiej sytuacji, jako ze zachartowan byl u krasnoludzkich wychowawcow. Krew elfow tez robila swoje. W kazdym razie elf zdecydowal, ze to dla Kas koniec imprezy i poczal ja prowadzic do kajuty nie kryjac sie, by nie wzbudzac podejrzen. Podczas podrozy, calkiem (nie)przypadkowo dotknal delikatnie jej piersi i tylka. Byl calkiem zadowolony z obrotu spraw. Zawiodl sie tylko, ze bedzie musial wrocic zeby pilnowac tych niedorajd... Jedyny problem byl w tym, ze ona nie chciala zostac sama i z calych sil uwieszala mu sie teraz na szyi.
- Zostan, bez ciebie nie zasne - szeptala raz po raz, chyba jego terapia nie pomogla i kobiete zmroczyl alkohol.
Moze to i lepiej, ze sie przykleila, niz jakby miala sie stac agresywna. Choc nie bylo im to teraz na reke, oby reszta zalogi sobie poradzila i nie wpadla w klopoty. Kas czula sie dobrze, byla szczesliwa i zadowolona jak nigdy przedtem.
Gdy dotarli do kajuty, Renevan polozyl sie razem z Kas. Musiala odpoczac, wiedzial o tym. Wstrzymywal wiec swoj poped. Martwil sie o dziewczyne. Chcial byc tylko przy niej. Co dziwne, przy jej ciele, nie zaslepiala go zadza. Niezupelnie. Zaczynal nawet dopuszcac mozliwosc ze naprawde lubi te kobiete. Objal ja ramieniem, lecz nie erotycznie, a jak przyjaciel. Dotknal jej skroni, zblizyl twarz do jej ucha i szepnal - Zasnij. - Gdy ta pograzyla sie we snie, dlugo czuwal obok niej, nasluchujac odglosow ze statku obok...
Kobieta spala spokojnie, oddech miala gleboki i miarowy. Lekko usmiechala sie przez sen. Po kilkunastu minutach jednak obudzila sie i rozejrzala zdezorientowana po kajucie. Normalnie pewnie wybuchnelaby wsciekle, ze elf znow ja uspil, tym razem jednak uniosla sie lekko na lokciach i spojrzala na niego. Natychmiast alkohol dal o sobie znac, kuracja nie byla do konca skuteczna i Kasandra opadla ciezko na poduszki z cichym jeknieciem. Nie byla zadowolona ze swojego stanu, nie myslala, ze tak latwo sie upije. Pewnie gdyby sie bardziej pilnowala i nie chciala, nie doszloby do tego. Czemu ciagle opuszczala garde przy nim? Tuzin mieszanych uczuc przemknal jej przez twarz, gdy sie tak na niego patrzyla. W koncu nim zorientowala sie co robia jej usta, zapytala cicho:
- Renevan, nie chcialbys zostac ojcem?
Po pytaniu zapadlo milczenie, a Kas zalowala, ze nie moze sie zapasc pod ziemie. Pod dno morza najlepiej. Poczula, jak na policzki wkrada jej sie pokazny rumieniec, co jeszcze nigdy w calym jej zyciu nie mialo miejsca! Zawstydzona swa smialoscia i pytaniem czekala na odpowiedz. Troche sie jej bala.
Gdy Xan pomógł przenieść cześć zaopatrzenia na drugi pokład zostawiając Aine samej sobie, pospieszył czym prędzej do ładowni. Był pewien, że mieczniczka, nawet mimo młodego wieku, poradzi sobie z ewentualną obroną statku bez problemu, a jako że nie miał zamiaru wypić więcej niż beczkę rumu, więc on również będzie zupełnie sprawny. Póki co jednak jego nos ciągnął go do ładowni, ze brał kilka świecidełek, które wynieśli poprzednicy ale gdy dotarł na dół zobaczył to, do czego bezbłędnie prowadził go nos. Wszystkie elementy były różne, ale zebrane stanowiły całkiem ładną kolekcję. Nie były to może jakieś potężne przedmioty, ale raczej cacuszka, które pozwalały rozwinąć strategie o nowe opcje, zazwyczaj niedostępne, czasem po prostu nie ma czasu na użycie magii, lub użycie takiej byłoby zbyt głośne by sobie na to pozwolić. Najbardziej spodobał mu się jeden z pierścieni, zwłaszcza gdy usłyszał ciche inwektywy, jakie podszeptywał mu sam metal pierścienia. Uśmiech na ustach smoka stał się szerszy gdy schował go do kieszeni, jeszcze się pewnie przyda gdy jemu nie będzie się już chciało strzępić języka. Amulety założył od razu na szyję, czuł że ten przypominający morską muszlę przyda mu się, gdyby przypadkiem cos stało się ze statkiem a ten malutki pierścionek z bazaltowym oczkiem, mimo że wyglądający tandetnie, to czuł w kościach że może sie nie raz przydać, gdyby był zajęty czym innym i nie chciał tracić własnej energii. Podniósł również zostawione przez poprzedników sekstans i busolę i przeniósł je ostrożnie do swojej kajuty. Dopiero po tym wrócił na pokład Selas. Wziął jeden ze stojących kufli i napełnił go po brzegi rumem. -Jeśli ktoś chce się ścigać to zapraszam do zawodów, wypijmy pierwszy za łaskę Lorda Smoka, by dał morzu czas na uspokojenie się i wygładzenie odmętów Wychylił pierwszy kufel jednym haustem i przegryzł sporym kawałkiem suszonego mięsa. Rozgrzewający trunek przepadł gdzieś w otchłaniach gardła między jednym a drugim wymiarem, to był jeden z powodów dlaczego smoki nie miewały zgagi, wszystkie kwasy po prostu zawsze zdążyły się uspokoić nim się je na dobre poczuje, czasem tylko się zdarzy że któryś w ludzkiej postaci beknie ogniem, ale cóż nikt nie jest doskonały. Takie efekty jakkolwiek zdarzały się zazwyczaj w okolicach drugiej, trzeciej beczułki.
Może przyszedł na pokład bez broni, i wydawałoby się ze pije na umór, tak jakby jutro miało nigdy nie nastąpić a wczoraj było takim dnem że pozostawiło niesmak nawet na dziś. To jednak zachowywał przytomność umysłu i rozglądał się po gospodarzach, chciał jak największa ich ilość unieszkodliwić w pokojowy spokój. Widział katem oka pijaną Kas i wyprowadzającego ją, klejącego się wręcz do niej Renevana. Nie był całkiem pewien czy Kas jest pijana, ale niewątpliwie oplątała go sobie wokół palca, no może trochę niżej. *Ciekawe... ciekawe...* Poświęcił im krótką myśl i powrócił do trenowania gardła.
Zaphirel, co prawda uczestniczył w zabawie, ale wolał pozostawać w cieniu. Popijał lekko rum i trzymał się cienia jak na czarnoksiężnika przystało.
Statek kołysał leciutko, a smętne "hej, duli duli", zamieniło się na.... radosne "hej! Duli Duli!"
wszystko zdawało się byćw porządku. Ahimed nie pił jak jego marynarze. Stał przy sterburcie świdrując wszystko wzrokiem. Przez pewien czas, jego wzrok zetknął się ze wzrokiem Zaphirela. Później Przenikliwie patrzył na oddalającą się Kassandrę i jej towarzysza. Aquide gdzieś zniknął. Może pod pokładem oglądał świecidełka. Nie obchodziło go to. Ciekawiła go nieco Aine. Co jakiś czas spoglądał na nią ciakwasko. Złowiła to spojrzenie. Wcale się nie speszył. Wiedział że ona wie i spoglądał na nią nadal. Xan, który niepodzielnie panował w zawodach, nie przykówał jego uwagi. Po jakimś czasie tej obserwacji odwrócił się w strone morza dumając i rozmyślając. Dało się od niego wyczuć jakiś przepływ magii. Wylądało jakby nasłuchiwał. I była to prawda. Nikt nie mógł wiedzieć, że nasłuchuje słów wypowiadanach pod pokładem sąsiedniego statku.
Czyli róbta co chceta. Ja narazie nic nowego nie robie. Może w moim następnym poście, jak zakończycie już sprawy między sobą.
Rób swoje! rób swoje! A szczęście będzie twoje!
Bo życie to nie bajka! Nie głaszcze cię po jajkach!
Nie tłumacz się. Przyjaciele zrozumieją.
Wrogowie i tak nie uwierzą.
Slu....slucham?-Zajaknal sie mer, po raz 3 w swoim stuparuletnim zyciu. Pierwszy raz? Pierwszy raz zajaknal sie, gdy wychylil caly kubek krasnoludzkiej gorzalki na raz, myslac ze to woda. Nie wazne jak odporne sa elfy. Taki trunek, w takiej ilosci NA RAZ nie mogl spowodowac Krztuszenia sie. 2 raz zajaknal sie pod wplywem uderzenia w zoladek, przez pewnego rycerzyka. Chyba mial mu za zle, ze Ren podwedzil mu caly jego ekwipunek. Straszny furiat byl z niego. A teraz 3 raz. O co chodzilo tej demonicy? Kolejny podstep? Byloby to podobne do tej intrygantki. Jednak w jej glosie bylo cos, co kazalo jej wierzyc. Z drugiej strony, uwierzyl tez swemu mentorowi, krasnalowi o imieniu Krahor, ze orkowie tak naprawde nie istnieja. Moze tez tak myslal? Moze zartowal? Ren do tej pory tego nie rozgryzl. Za to orki rozgryzly jego mentora, gdy krecil sie po lesie, tydzien pozniej. Mial za swoje. W kazdym razie, elf przerazil sie do tego stopnia, ze nie odzywal sie cale 30 sekund. Kto zna Rena, wie ze gdy milknie jego glos, zapewne spi, je, walczy lub go zabili. Zlosliwi mowia, ze jego towarzysze po smierci beda mieli z nim ostro przerabane. Oczywiscie wiedzial, ze zlosliwi tak nie mysla. Mowia tak zeby SPROBOWAC byc tak zabawni i ironiczni jak on. Ale to nie uda sie nikomu. W kazdym razie, po dlugim milczeniu, elf zapytal raz jeszcze, jakby chcac upewnic sie ze sie nie przyslyszal-Slucham?-