Standardowa procedura:
Tak piszemy poczynania i opisy.
- Tak słowa.
"Tak myśli."
A tak wszystkie poza sesją.
Piszemy w trzeciej osobie, najlepiej w czasie przeszłym. Aha i im więcej tym lepiej (bez dwuzdaniowych/dwulinijkowych postów proszę).
MIŁEJ ZABAWY

Profesor Arturo obchodził właśnie imieniny i zaprosił na nie wielu znajomych. Goście (których łącznie było około 14) przychodzili w różnych odstępach czasu, a wielu z nich nie znało się wcześniej.
Podczas wystawnej kolacji poznali się trochę, gdyż na stole było sporo środków ułatwiających rozmowę - głównie wino.
Solenizant, pod lekkim wpływem alkoholu, opowiedział swoje odkrycie o innych wymiarach, oraz o udanych podróżach między światami.
Opowiedział gościom o rzeczywistościach alternatywnych, które odwiedził.
O takiej, w której ameryka nadal była tylko koloniami krajów europejskich. O takim, w którym ludzie mieli tylko po cztery palce u każdej ręki i najwyżej 150cm wzrostu. Ale najbardziej rozgadał się na temat zmiany klimatycznej i wielkich owoców rosnących w jednym z wymiarów. Twierdził (patrząc na butelkę wina z wisienką na etykiecie), że tamtejsze wiśnie są wielkości pomarańczy, zaś pomarańcze osiągają rozmiary arbuza.
Goście słuchali ciekawych opowiadań i uśmiechali się znacząco - oczywiście mu nie uwierzyli.
Profesor jakby zrozumiał to i postanowił udowodnić wszystkim (ignorantom), że ma rację. Gdy zaproponował podróż zgodzili się - uznając, że z pewnością będzie wesoło. Profesor zaprosił ich do piwnicy gdzie miała znajdować się cała aparatura.
Część gości zeszła za nim do piwnicy po długich, nieco stromych schodach.
Pomieszczenie było spore i znajdował się w nim komputer i kilka trudnych do określenia urządzeń - przypominających nieco stare flipery.
Wszyscy rozglądali się dookoła podziwiając wyposażenie, a profesor włączył coś w komputerze i z szuflady biurka wyciągnął ciekawy przedmiot - przymominający skrzyrzowanie telefonu komórkowego i pilota od telewizora.
Słychać było kumulowanie się energi - jakby ktoś ładował wielkie działo laserowe. Profesor przestawił pokrętło na pilocie i nacisnął na nim guzik z dwoma niebieskimi okręgami.
Wtedy nie wiadomo skąd zawiał wiatr, a przed wszystkimi pojawiło się coś niezwykłego. Okrągły niebieski portal przypominał trochę powietrzny wodospad widziany z góry, choć umieszczony w poziomie. Kojarzył się jednak raczej z lustrem z bajki o Alicji w krainie czarów.
- To jest tunel międzywymiarowy. Przejdziemy przez niego do owocowego świata. - profesor powiedział z dumą.
Wszyscy z niedowierzaniem wpatrywali się w to wspaniałe zjawisko.
- A ten pilot, o którym wspomniałem wcześniej, za pół godziny ściągnie nas z powrotem. - dodał pokazując trzymanego w ręku pilota i skinął głową swojej córce, która zeszła razem z nimi.
Elegancko ubrana, średniego wzrostu, nieco piegowata dziewczyna o ciemnych włosach i kobiecych kształtach, wiedziała co to oznacza.
- To miłego zwiedzania. Przez pół godziny jakoś zabawię gości. - powiedziała.
Profesor kiwnął do niej głową, a następnie powiedział do zgromadzonych:
- Zatem zapraszam.
Wszyscy zgromadzeni (oprócz córki profesora) będąc pod wrażeniem fascynującego zjawiska, opowiadań profesora oraz pod lekkim wpływem alkoholu, przekroczyli portal.
Wszyscy przechodzący mieli dość dziwne wrażenie - jakby spadali z dużej wysokości i płyneli pod wodą, a jednocześnie byli przepychani przez ciasną rurę.
Przeszli do innego wymiaru.
Z taką samą kolejnością jak wchodzili w portal, tak wylatywali z niego po drugiej stronie. Lądowali jednak z dużym impetem i zmuszeni byli do podbiegnięcia ładnych kilku kroków zanim udawało im się wyhamować.
Znajdowali się teraz w ciemnym pomieszczeniu. Początkowo wiał całkiem silny wiatr, a pomieszczenie oświetlał niebieski blask tunelu. Po chwili jednak oba te czynniki znikneły wraz z tunelem.
Początkowo nikt się nie odzywał - wszyscy ciągle byli pod wrażeniem tej niesamowitej podróży.
W pomieszczeniu było teraz ciemno. Praktycznie jedynym źródłem światła były skrawki promieni księżyca, zaglądające do piwnicy przez trzy otwory wysoko w ścianie, które kiedyś można było nazwać oknami. Dało się też zauważyć blask pochodzący od dużych, czerwonych cyfr trzymanego przez profesora licznika.
- Byłem tu tylko za dnia, upał nie do wytrzymania... Jest tu generator i chyba powinien działać. - powiedział profesor.
Podszedł do ściany i przy, prawie niewidocznej w ciemności, zawieszonej metalowej skrzynce przeciągnął jakąś dźwignię.
Coś huknęło i ze skrzynki poleciało sporo iskier. Profesor krzyknął i upadł na podłogę. Obok niego wylądował licznik.
Przez krótki moment panowała cisza. Dało się wówczas słyszeć cieniutki dźwięk, przypominający latającego koło ucha komara. Odgłos ten był jednak stanowczo zbyt głośny jak na zwykłego owada. Mógł być to niedziałający generator, ale czy na pewno?
Co prawda jest ciemno, ale najlepiej to w pierwszym poście opiszcie swoją postać.