Kościoły zawsze były obiektami użyteczności publicznej, w razie wojny służyły jako magazyny, szpitale, schronienie przed wrogiem. Gorzej jak napadli ich jacyś wikingowie którzy puszczali wszystko z dymem bo wierzyli w Thora i Odyna.
Widzę, że zajmujecie się kasą w kościele i jej dystrybucją z tacy "do ludu" i do księży na peżoty i takie tam (nie każdy ksiądz jeździ rowerkiem, skoro nie musi). Ale nikt nie powiedział (albo przeoczyłem), że młodzież może nie tylko przestać chodzić do kościoła bo nie podobają mu się zwyczaje księży. Problem w tym, że wielu młodych ludzi wiarę w boga traci.

W sumie trudno jest powiedzieć komuś, żeby wierzył w coś, bo tak i już. Bo nie ma innego wytłumaczenia na początek wszechrzeczy niż "istota wszechmogąca". To teoria zupełnie bez pokrycia w dowodach i ludzie po prosto wierzą w niewiadome (ale wierzą, zaspokaja to w nich pewną podstawową ciekawość świata i porządkuje realny świat, zadowalają się złudnym przeświadczeniem o bogu jako ojcu miłosiernym i wybaczającym wszystko, nagraadzającym za dobre uczynki itp). Bóg jako ojciec, Bóg jako opiekun, Bóg jako dawca prawa itd. A to wszystko przecież bzdura. Jeśli ktoś rozmawia z Bogiem to tylko w przenośni, przez modlitwę i kontemplację świata. Bóg dobrze sprawdza się jako symbol, personifikacja pierwotnego początku, naturalnej kolei wszechrzeczy, utopijna istota biorąca swój początek w umysłach ludzi nie potrafiących wytłumaczyć sobie inaczej świata, początku człowieka istnienia. Ale, skoro to słońce miało większy wpływ na rozwój życia na ziemii, tlen i reszta pierwiastków, a kosmos trzymają w miejscu siły grawitacyjne i wiązania atomowe, to przestrzeń zarezerwowana dla Boga kurczy się niepomiernie do zaświatów, albo hipotetycznego przedświata (czyli jeszcze jedna bajeczka). Mitologicznej krainy pełnej fantastycznych stforów z baśni i legend, albo pustki czy czegoś przed wszystkim (jest jeszcze opcja świata równoległego, ale jakoś trudno zauważyć wpływy i przenikanie się go z naszym, to tylko hipoteza). Kasa i zbereźni księżulkowie czyli ludzie jak inni - to jedno, a wiara w boga to zupełnie co innego. Nie można nie wierzyć w boga i do kościoła chodzić. Bić pokłony Jezusowi jako człowiekowi?

Człowiek czuje się jak heretyk w kościele, co słowo to Bóg to bóg tamto, co stoi w sprzeczności z wyznawanymi poglądami.
Ps: Przypomniał mi się tekst, jaki tu gdzieś na tawernie był (jak trochę inaczej to nie bić)- Bogowie świata D&D różnią się tym od naszego, że istnieją.

Mógłbym nawet zaryzykować stwierdzenie, że gracze rpg jako bardziej oczytani, interesujący się czasem wierzeniami ludów egzotycznych i religią chrześcijańską, mający większe możliwości zgłębiania tajników wiary w bogów w światach fantastycznych, stopniowo narażeni są na przekonie się, że wiara w Jahwe czy jak mu tam, różni się tym właśnie od wiary tych ludzi w krainach wymyślonych, że my wierzymy w boga który w odróżnieniu od bogów fantastycznych, nie istnieje.
