A już miałem cię zabić.. No cóż, następnym razem
Wszyscy
Lochy były mroczne i zimne. Zdecydowanie nieprzyjemne, ale miały jedną zasadniczą zaletę. Świetnie niosło się w nich wszystko co na zamku się dzieje. Zasługą po części była pseudokanalizacja, która miała ujście niedaleko, a może i w lochu, po części jego wielkość i starość pomieszczeń.
W każdym bądź razie gdy tak debatowaliście, dało się słyszeć jakiś rumor na zamku.
Ha, pewnie jaśnie wielmożny kanonik właśnie przyjechał i książe gotuje mu powitanie. Wasz czas nadchodzi heretycy! zaśmiał się strażnik. Nagle jego wyraz twarzy zmienił się. Oczy wyszły mu na wierzch, zapowietrzył się i nieomal sam nie udusił ze zdziwienia. Zrozumieliście po chwili, gdy dobiegł was dzwięk. Lekki przyjemny, jak bryza wśród wydm. Potem blask, szybki błękitny. Za wami otworzył się portal. Wyszedł z niego jakiś facet.
Astel? Szybko nie mamy wiele czasu... wyszeptał.
Jestem. Ze mną są pewni bracia, gotowi wesprzeć nas w słusznej sprawie. odpowiedział mu.
Za mną mości panowie! krzyknął na was. Pośpiech był zaiste wskazany, gdyż strażnik już zaczął nawoływać strażników i zabierał się właśnie za otwieranie drzwi do lochu.