Uczta dusz – recenzja książki

147843_uczta-dusz_400

Celia Friedman postanowiła kiedyś odpowiedzieć na pytanie, co by było, gdyby korzystanie z magii prowadziło do śmierci. I nie chodzi tu o śmierć osoby potraktowanej jakimś paskudnym fireballem, ale maga, który to zaklęcie rzucił. Tak powstała Uczta dusz, otwierająca trzytomową historię o Magistrach.

Wbrew pozorom nie chodzi tu o absolwentów wyższych uczelni. Magistrowie, w powieści pani Friedman, to tacy wysoce zaawansowani czarnoksiężnicy. Zwykły mag (w świecie książki) czerpie moc ze swojej własnej duszy, która powoli się wypala, tym samym skracając własne życie. W dość rzadkich przypadkach, mag pragnący żyć za wszelką cenę i pozbawiony zahamowań moralnych, jest w stanie nauczyć się czerpać energię z dusz innych ludzi. Technicznie on sam jest już wtedy martwy, ponieważ jego wewnętrzny ogień dawno się wypalił. Takich ludzi nazywa się Magistrami. Mają w zasadzie niczym nieograniczoną moc, gdyż to kto inny płaci za jej wykorzystywanie. Mogą żyć wiecznie, przybierać dowolne kształty, naginać rzeczywistość samą siłą woli. Przez długi czas pozycja ta zarezerwowana była tylko dla mężczyzn, gdyż kobiety, według autorki, mają w sobie zbyt wiele współczucia, aby na kimś pasożytować.

Jednym z głównych bohaterów powieści jest kobieta, Kamala, która postanawia udowodnić, że jest inaczej, i dołączyć do grona Magistrów. Nie będzie chyba wielkim zaskoczeniem, kiedy powiem, że się jej udaje. Powieść dość zgrabnie stara się przedstawić sytuację w której się znalazła, nagłe ataki współczucia i winy wobec swojego konsorta (czyli osoby drenowanej), albo wątpliwości, czy warto zabijać jedną osobę, żeby uleczyć inną. Wszystko jest jednak nienachalne, gdyż Magister bez cudzej duszy, to martwy Magister.

Równolegle do wątku Kamali opowiadana jest historia Andowana, księcia najpotężniejszego z królestw w świecie powieści, cierpiącego na tajemniczą przypadłość zwaną Wyniszczeniem, który pewnego dnia sfinguje własną śmierć i ruszy na poszukiwanie źródła jego choroby. To wydarzenie będzie kamykiem rozpoczynającym prawdziwą lawinę, w której centrum znajdą się grupy sprzecznych interesów i prastare zło, ponownie podnoszące swój przebrzydły łeb.

Autorka umiejętnie panuje nad fabułą, przeskakując z akcją na inne wątki w takich momentach, kiedy najbardziej chce się poznać dalszy ciąg, tym samym zmuszając wręcz do nieprzerwanego czytania. Udało jej się stworzyć wyjątkowo ciekawy świat, który zaludniła wiarygodnymi bohaterami. Nie ma w tej książce prostego podziału na dobro i zło. W każdym razie nie wszędzie. Dranie okazują się mieć sumienie, a ulubieńcy wszystkich dają się namówić na niecne czyny. Nie ma co oczekiwać trudów codziennego życia, brudu i zgnilizny, ale odpowiednie zróżnicowanie jest i choćby z tego powodu pisarstwo pani Friedman przypadło mi do gustu. Język powieści jest bardzo potoczysty i naturalny, dość prosty i oszczędny w opisach, ale niespecjalnie to przeszkadza, kiedy kartki zdają się same przelatywać przez palce.

Gdyby jeszcze akcja nie była aż tak podporządkowana doprowadzeniu do końcowego cliffhangera, to byłbym wręcz w siódmym niebie. Nie zdradzając zbyt dużo, uważam, że Andowan jest zbyt żywotny jak na jego stan. Brakuje też trochę logiki koncepcji Magistrów jako takich. Przełknąłem bez większych trudności wszechmoc magii, która jest w stanie zrobić dosłownie wszystko, ale jeśli faktycznie można za jej pomocą zrobić cokolwiek, to po co przywoływać sobie za jej pomocą szklanicę piwa, skoro można od razu uformować swoje ciało tak, aby nie potrzebowało żadnego pożywienia. Ewentualnie czemu by nie przybrać dowolnej formy, niekoniecznie ludzkiej, skoro bez trudu można przekształcić swoje ciało w dowolny sposób. To jednak tylko marudzenie na siłę.

Uczta dusz to jedna z tych książek, których kontynuację chętnie poznam. Mimo pewnych niedociągnięć, wciągnęła mnie już od pierwszych stron prologu i nawet teraz, parę dni po jej przeczytaniu, dość chętnie wracam myślami do poszczególnych wątków. Warto sprawdzić, bo a nuż Wam też się spodoba. Ode mnie mocna piąteczka.

Tytuł: Uczta dusz [Feast of Souls]
Seria: Magister
Autor: C. S. Friedman
Wydawca: Prószyńki i S-ka
Rok: 2012
Stron: 608
Ocena: 5
Oso Opublikowane przez:

Jeden komentarz

  1. Łędina
    6 lipca 2012
    Reply

    Uczta dusz

    Akcja „Uczty dusz” nie wydała mi się zaskakującym pomysłem na powieść. Fabuła tego dzieła fantastycznego przypomina trochę „Grę o tron” George R. R. Martin. Postacie żyją, knują i giną, a wszystko ciągnie się w niemiłosiernie ślamazarnym tempie. Za to tym, co w książce mi się spodobało był styl autorki. Nie mogę go porównać z jej poprzednimi książkami, bo mimo tego, że prześlizgiwały mi się pod palcami, nie miałam z nimi do czynienia. Celia S. Friedman pisze płynnie i jej tekst bardzo szybko się czyta. Opisywane przez nią sceny, postacie, stworzenia szybko przemawiają do wyobraźni czytelnika i chwała im za to.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.