Steampunk – recenzja antologii

steampunk

Na polskim rynku wydawnictw fantastycznych pojawił się nowy gracz – ArsMACHINA. Pierwszą książką, którą wydało to wydawnictwo, jest Steampunk, antologia opowiadań z tytułowego gatunku, pod redakcją Ann i Jeffa VanderMeerów. Zbiór ten ujął mnie za serce swoją formą. Lubię antologie opowiadań, ponieważ rzadko się zdarza, by większość utworów była słaba. Opowiadania dają mi także więcej radości z czytania niż powieści. Mknę przez nie szybko, a często raczony jestem świetnym produktem, na długo pozostającym w pamięci. Tak samo było w przypadku Steampunku, w którym znalazło się kilka klejnotów.

Antologię otwiera fragment powieści Michaela Moorcocka – Błogosławieństwo. Trudno mi go ocenić, ponieważ bardziej wydaje się być częścią przedmowy niż właściwej historii. Jako czytelnik niezaznajomiony z nowoczesnym steampunkiem, zostałem wprowadzony w jego klimat przy użyciu tego fragmentu, który mówił do mnie: „Dzień dobry, to ja, steampunk. Skoro już mnie znasz, to pogłębmy naszą znajomość”. I idąc za tą radą, zagłębiłem się w kolejnym, już pełnoprawnym, opowiadaniu.

Maszyna Lorda Kelwina Jamesa P. Blaylocka jest dżentelmeńską powieścią przygodową. Główni bohaterowie muszą zapobiec zderzeniu komety z Ziemią, przy okazji nie dopuszczając do przeprowadzenia akcji ratunkowej przez Królewską Akademię Naukową i działań dywersyjnych zaplanowanych przez głównego złoczyńcę. To herbaciano-parowy steampunk, przygodowe, lekko humorystyczne opowiadanie. Godne polecenia i uwagi.

Ian R. MacLeod, znany już w Polsce z powieści Wieki Światła i Dom Burz, snuje surrealistyczną opowieść, steampunkową baśń, Dar ust. Przyznam, że byłem niechętnie nastawiony do utworu, ponieważ nie lubię lirycznego stylu – moim zdaniem, autorzy zbyt często ukrywają w pustosłowiu braki fabuły. Z czasem jednak wyzbyłem się swoich uprzedzeń. Przynajmniej względem MacLeoda, ponieważ jest on świetnym bajarzem. Jego styl, mimo rozbudowanych opisów, jest również sugestywny i nie spowalnia akcji. Mieszanina feudalizmu i koszmarów epoki pary, czyli wielkiej kopalni, która wszędzie i na wszystkich odciska swoje piętno, stanowi przerażający i ciekawy obraz.

Technofobię, feminizm i nieciekawą fabułę – tyle właśnie oferuje Mary Gentle w Słońcu na poddaszu. Feminizm jestem w stanie ścierpieć. Technoparanoję też. Tylko wypadałoby podać je w sposób ciekawy, odkrywczy. Niestety, autorka nie podołała wyzwaniu. Matriarchalna społeczność (swoją drogą, całkiem ciekawie przedstawiona!) i przeciwstawianie się męskim odkryciom, które zaprowadzą wszystkich do zguby. To tyle z fabuły. Słabo.

Opowiadanie Jaya Lake’a Nadciąga bóg klaun, jest kontrapunktem w antologii, odchodzącym nieco od obrazu dżentelmeńskiego steampunka. Tym razem autor skupia się na dosyć wąskiej dziedzinie – golemologii – zestawiając ją przy okazji z religią oraz frankensteinologią. Utwór interesujący, nie powoduje jednak dreszczu emocji, niewiele przy nim także głębszych przemyśleń nad treścią. Jest lekki i przyjemny, ale nie dobry.

Każdy tort musi posiadać swoją wisienkę. Spotkanie parowego człowieka z prerii i mrocznego jeźdźca: powieść wagonowa Joe R. Lansdale’a jest właśnie takim owocem. Świetne w każdym calu, podnosi wartość całej antologii do kwadratu. Teraz, gdy spoglądam na okładkę Steampunku i widzę parowego człowieka i mrocznego jeźdźca, wiem, że wybrałem dobry zbiór opowiadań.

Co zachwyciło mnie w tym opowiadaniu? Na pewno nie głębia przemyśleń autora. Rozrywkowa (przez duże R!) fabuła, ociekająca różnymi płynami wydzielanymi przez ludzi i nie-ludzi, gadżet, w postaci parowego człowieka a także uczynienie z Podróżnika w czasie H. G. Wellsa mrocznego jeźdźca, pełnego mrocznych pragnień i czyniącego masę mrocznych rzeczy. Dodatkowo znalazły się tam doskonała rytmika toku powieści, bez nagłych przyspieszeń lub opóźnień i naprawdę śmieszne przedstawienie brutalnych scen. Na uwagę zasługuje także przebogata wyobraźnia, zupełny brak dobrego smaku i przepotężne niezrównoważenie umysłowe autora…

Trochę ochłonąłem i udałem się do Klubu Księżycowego Ogrodnictwa. Opowiadanie napisała Molly Brown i jest ono przeciwieństwem poprzedniego utworu. Co nie oznacza, że jest słabe. Panna Molly stworzyła przyjemną, humorystyczną powieść obyczajowo-steampunkową, w której pojawiły się elementy jak najbardziej związane z dzisiejszymi czasami (np. terraformacja). Chociaż zwykle na to nie zwracam uwagi, spodobały mi się kobiece i męskie postacie, ich zachowanie, problemy i interakcje. Opowiadanie ma w sobie olbrzymią dawkę optymizmu, jest świetnym przykładem na to, że o technologii też można pisać z przymrużeniem oka, bez zbędnej paranoi. No i kobiety w opowiadaniu na pewno nie są Pandorami, lecz Muzami. A rakiety używane są w ogrodnictwie. Czego chcieć więcej?

Ted Chiang, w Siedemdziesięciu dwóch literach nie wysila się zbytnio. Opowiadanie jest wtórne, wykorzystuje znany motyw – rasa ludzka posiada skończoną liczbę pokoleń, trzeba znaleźć sposób, by temu zaradzić. Przy okazji pojawia się idealistyczny bohater chcący wyciągnąć ludzi z manufaktur, towarzystwo naukowe starające się w tajemnicy uratować ludzkość przed nieuchronną zagładą, którego założyciel ostatecznie okazuje się być wyznawcą eugeniki. Co jest siłą opowiadania? Zamiana inżynierii genetycznej i automatyki na steampunk, czyli wykorzystanie golemologii i kabały. Ted Chiang, w moim mniemaniu straszny fatalista, tym razem mile mnie zaskoczył. Opowiadanie nie ocieka pesymizmem, poza tym ze strony na stronę staje się ciekawsze. Obyłoby się nawet bez sensacyjnych zwrotów akcji, aczkolwiek zwiększają one przyjemność z jego odbioru.

Młoda królowa Wiktoria znika, a na tronie, tuż przed koronacją, zasiada traszka-hybryda o tym samym imieniu. Paul di Filippo posiada niezwykłe poczucie humoru, co widać w jego Wiktorii. Mroczny i mglisty Londyn nie wydaje się w ogóle być domeną Kuby Rozpruwacza, ale miejscem pełnym zabawnych sytuacji i zbiegów okoliczności. Wiktoria pod płaszczykiem humorystycznej historii o poszukiwaniu zaginionej królowej, nawiązuje wyraźnie do problemów ówczesnej epoki. Wyzysk pracowników, rozrzut między klasami społecznymi i prawa kobiet – to kilka elementów, o których wspomina Filippo, choć zawsze w bardzo zabawny sposób (lecz bez zbędnej ironii).

Rachel E. Pollack sięga w Odbitym świetle do motywu utopijnego świata, gdzie większość ludzi to robotnicy (najniższej warstwy), którymi kierują tajemniczy inżynierowie (może maszyny)? Opowiadanie przypomina trochę sekwencję snów; historię poznajemy z kilku archiwalnych, woskowych taśm, tak więc akcja dzieje się w przeszłości świata przedstawionego. Ciężko napisać mi cokolwiek więcej, ponieważ mimo potencjału, jest to utwór przeciętny. Nie przypadł mi do gustu i właściwie nie wiem, co autor miał na myśli.

Mglisty Londyn lub dzikie, niezbadane dżungle to nie jedyne scenerie steampunku. W Minutach ostatniego spotkania Stepana Chapmana pojawia się carska Rosja, z samym Mikołajem II, superkomputerem-szpiegiem, rzeszą nanotechnologicznych cudeniek (medycznych i szpiegowskich), a także psionikami. Akcja, dzięki temu, że przedstawiana z wielu punktów widzenia, cały czas absorbuje uwagę. Co najważniejsze, samo zakończenie jest zaskakujące. Szkoda dodawać coś więcej, oprócz zachęty do przeczytania.

Tom zamyka opowiadanie Neala Stephensona Ustęp z trzeciego i ostatniego tomu plemion wybrzeża Pacyfiku. Utwór nie jest steampunkiem, nawiązuje raczej do postapokalipsy z elementami hard science fiction. Do parowych klimatów odwołuje się podróżą grupki odkrywców przez tereny wrogich plemion, niczym w powieściach przygodowych. Autor umiejętnie korzysta przy tym z terminologii fizycznej. Ma ona sens, nie nuży i nie przeradza się w technobełkot. Poza tym starcie grupki bohaterów z całym plemieniem gangerów w ruinach centrum handlowego prezentuje się nadzwyczaj ciekawie.

Antologię zamykają dwa eseje. Pierwszy z nich, Parowy wehikuł czasu: ujęcie popkulturowe Ricka Klawa, może przydać się osobom chcącym pogłębić obcowanie ze steampunkiem także na telewizję i kino. Drugi, Billa Bakera, Steampunk graficzno-sekwencyjny: Skromny przegląd podgatunku na polu powieści graficznych, samym tytułem wskazuje na treść. Nie jestem miłośnikiem komiksów, ale fani powinni być zadowoleni, ponieważ w podsumowaniu pojawia się kilkanaście tytułów, których być może, nie znają.

Antologia Steampunk składa się z 12 opowiadań, dwóch esejów, jednej przedmowy, wstępu i not o autorach. Z tych dwunastu opowiadań, stanowiących esencję książki, większość jest bardzo dobra. Słabe gdzieś są, ale co z tego, skoro giną w natłoku świetnych?

Owszem, należy sięgnąć po Steampunk. Jest to jedna z antologii, którą trzeba mieć. Można ją scharakteryzować jednym słowem: wybitna. Dawno nie zostałem uraczony tak przepysznym daniem – spróbujcie i wy, na pewno nie pożałujecie! Z czystym sumieniem przyznaję Znak Jakości i najwyższą notę.

Tytuł: Steampunk
Wybór: Ann i Jeff VanderMeerowie
Wydawca: ArsMACHINA
Rok: 2011
Stron: 344
Ocena: 6
CoB Opublikowane przez:

Fan papieru - w postaci książek i podręczników RPG. Pasjonat nauki, żeby sobie odbić (i być uważanym za fana sci-fi) tkwi po uszy w pięćdziesięcioletniej Nowej Fali.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.