Zimowy monarcha – recenzja

zimowy_monarcha

Dawno, dawno temu, w zeszłym tysiącleciu, wydawnictwo Da Capo wydało w Polsce książkę Bernarda Cornwella, zatytułowaną Zimowy monarcha. W najbliższych dniach zostanie ona wydana ponownie, tym razem przez wydawnictwo Erica. Czy warto odgrzewać stare kotlety? Jak najbardziej. Bo choć tematykę książki każdy zna – choćby w ogólnych zarysach – to i tak jest ona niesamowicie wciągającą lekturą.

Czy jest ktoś, kto nie słyszał o legendach arturiańskich? To jeden z najbardziej chodliwych angielskich towarów eksportowych, który zadomowił się właściwie w każdym istniejącym rodzaju sztuki: od literatury, przez malarstwo, na operze kończąc. Przygody dzielnego władcy do dziś rozpalają wyobraźnię, szczególnie, że wersji legendy jest tak wiele, iż nie wiadomo, którą uznać za właściwą (o ile takowa w ogóle istnieje). Bernard Cornwell ryzykował zatem sporo, ale miał dobry pomysł i odpowiedni warsztat techniczny, by go zrealizować. Przede wszystkim, głównym bohaterem uczynił nie Artura, a jednego z jego rycerzy, Derfla Cadarna. Oczywiście rzeczony osobnik rycerzem został nie od razu i nie bez problemów. Dzięki temu prostemu zabiegowi czytelnik najpierw przez dłuższy czas wprowadzany jest w legendę, a dopiero później zaczyna brać w niej czynny udział. Sam Derfel jest postacią barwną i budzącą sympatię. Łatwo się z nim utożsamiać, co też bardzo pozytywnie wpływa na odbiór powieści. Przede wszystkim jednak liczy się to, jak autor opisuje pozostałych bohaterów. Każdy z nich to człowiek, z ludzkimi słabościami i zachciankami. Nawet Merlin i Artur, choć powinni przecież być chodzącymi ideałami, mają swoje wady. Wzbudzają dzięki temu pozytywne uczucia, pomimo arogancji, pychy, czy próżności, jaką niekiedy okazują.

Cornwell postanowił też urealnić legendę. W jego opowieści nie ma miejsca na miecz wbity w skałę, czy potężną magię Merlina i Morgany. W Zimowym monarsze wszystkie czary, jakimi posługują się druidzi, to zaledwie gusła i zabobony, które współczesnego człowieka mogłyby przyprawić co najwyżej o atak śmiechu. Wszystkie wydarzenia dzieją się tu z powodu ludzi i z ich udziałem. Interwencji bogów próżno wypatrywać, choć wzywani są na każdym kroku. Spodziewałem się, że dzięki temu autor nie będzie stosował chwytów poniżej pasa i rozwiązań typu deus ex machina, ale nie udało się uniknąć takich sytuacji. Wiedzie w nich prym pojawiający się i znikający Merlin. Trochę szkoda, że takie passusy mają miejsce, ale na szczęście występują dość tyle rzadko, że można je jakoś przeboleć. Pisarz zmienia też trochę samą legendę i charakter biorących w niej udział postaci. Co zabawne, w jego wersji to Derfel mówi prawdę, która następnie została przeinaczona do współczesnej wersji, by być bardziej rycersko-romantyczną.

Przy całym zacięciu historycznym i próbach jak najwierniejszego nakreślenia sytuacji geopolitycznej w Brytanii czasów arturiańskich, powieść jest mocno uwspółcześniona. Bohaterowie mówią jak najbardziej nowoczesnym językiem, kopią się po kostkach, czy udają kaszel mówiąc coś pejoratywnego o obecnym na sali człowieku. Trudno mi powiedzieć, na ile jest to wada, a na ile zaleta. Fanatyków zgodności z realiami może to razić, ale mnie nawet się podobało. Dzięki temu łatwiej się czyta, i zamiast zastanawiać się cały czas, co autor miał na myśli (albo przedzierać się przez kilometrowe adnotacje), można zagłębić się w lekturze i czerpać z niej przyjemność. A tej jest w bród. Przede wszystkim świetnie nakreślona młodość Derfla, potem jego służba Arturowi (choć nie zawsze przy Arturze) i zwieńczenie w postaci prawdziwie epickiej bitwy. Są emocje, są niespodziewane zwroty akcji i cała plejada bohaterów, wśród których każdy znajdzie swoich faworytów. Cornwell potrafi opowiadać historie, z wyczuciem buduje napięcie, a gdy trzeba umie je rozładować dowcipem. Tworzy fałszywe tropy, zwodzi i próbuje wmówić czytelnikowi, że ten wie, do czego pisarz zmierza, a w najmniej oczekiwanym momencie burzy całą układankę jednym celnym zdaniem. Pisarskim mistrzem świata pewnie nie jest, ale w moim rankingu uplasował się dość wysoko.

Zimowy monarcha jest tytułem otwierającym Trylogię Arturiańską. Obie swoje funkcje, czyli wprowadzenie w świat powieści i zainteresowanie czytelnika, spełnia doskonale. Ja w każdym razie na pewno będę wyczekiwał kolejnych tomów. Bo choć wiem, jak potoczą się losy Artura, jestem niezmiernie ciekaw, jaki udział weźmie w nich Derfel. Przede wszystkim zaś pragnę ciekawej historii, a jestem niemal pewien, że Nieprzyjaciel Boga i Excalibur mi jej dostarczą.

Tytuł: Zimowy monarcha [The Winter King]
Autor: Bernard Cornwell
Wydawca: Instytut Wydawniczy Erica
Rok: 2010
Stron: 560
Ocena: 5
Oso Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.