Władcy marionetek – recenzja

wladcy-marionetek-b-iext10162935W 1951 roku Robert A. Heinlein wydał powieść science fiction pt. Władcy marionetek, w której amerykańscy agenci rządowi walczą z obcymi pasożytami. Dzięki wydawnictwu Solaris, w serii Klasyka Science Fiction, otrzymujemy nieobecny przez długi czas polski przekład tego dzieła. Jednak tak, jak w większości ponownie wydanych po latach książek, powstaje pytanie – czy powieść sprzed ponad pół wieku ma nadal coś do zaoferowania dzisiejszemu czytelnikowi?

Samo wydanie zasługuje na kilka pozytywnych słów. Twarda okładka w spokojnych kolorach, dobre szycie stron i czytelna czcionka. Czego można chcieć więcej?

Z dzisiejszego punktu widzenia fabuła nie jest oryginalna. Ile mieliśmy książek o inwazji kosmitów na Ziemię? Powieść Roberta A. Heinleina wyróżnia się pod tym względem, że wprowadza motyw przejmowania kontroli nad umysłem człowieka przez obcą istotę. Pięćdziesiąt lat temu doszukiwano się w tym alegorii do możliwości inwazji sowieckiej podczas zimnej wojny, lecz dzisiaj te luźne nawiązania nie przeszkadzają podczas lektury.

W Stanach Zjednoczonych ląduje statek kosmiczny. Media oznajmiają, że była to jedynie tania sensacja wykreowana przez farmerów. Wkrótce cały kraj zostaje opanowany przez niewielkie pasożyty, które przylegają do pleców nosicieli i przejmują nad nimi kontrolę. Wybucha panika. Rząd nie potrafi walczyć z obcymi przybyszami. Bezpieczne ulice wyglądają jak plaże nudystów. Każda ubrana osoba z dziwnym zaokrągleniem pleców jest natychmiast zabijana.

Do tego otrzymujemy wątek miłosny między parą agentów. Jego opisanie pozostawia wiele do życzenia. Czasami można odnieść wrażenie, że został wprowadzony jedynie do posunięcia fabuły naprzód. Takie samo wrażenie sprawia postać Mary: zamiast być osobą z krwi i kości, w późniejszych rozdziałach zmienia się w marionetkę, miotaną przez innych bohaterów pierwszoplanowych.

Książka trzyma czytelnika w napięciu. Rozległe opisy miejsc, bohaterów i akcji zostały zredukowane do minimum. Niektóre rozdziały proszą się wręcz o rozległe opisy. Niestety, nawet najważniejsze zdarzenia dla fabuły są opisane prostym językiem. Całość wzorowana jest na raport pisany z punktu widzenia głównego bohatera – agenta Sama.

Zdecydowaną wadą jest to, że autor osadził swoją powieść w roku 2007. Jego wizja przyszłości różni się od tego, co widzimy za oknem. Są latające samochody, kolonie na Wenus i pakty małżeńskie. To znacznie postarza książkę, czyniąc ją mniej atrakcyjną. Gdyby pozbawić ją tych elementów, zamieniając rok 2007 na lata pięćdziesiąte, z pewnością byłaby bardziej interesująca.

Czy inwazja jest potrzebna? Odpowiadając na to pytanie – tak. Książka wytrzymała próbę czasu. Nadal może stanowić interesującą pozycję dla fanów science fiction. Jednak patrząc na nią z dzisiejszej perspektywy nie można ukryć, że posiada wady. Większe i mniejsze zgrzyty mogą odstraszyć czytelnika od twórczości Roberta A. Heinleina. Dlatego jeśli nie czytałeś żadnej innej powieści tego autora, polecam zacząć od czegoś innego (Obcy w Obcym Kraju, Żołnierze Kosmosu). Jeśli je znasz, zachęcam także do przeczytania Władców marionetek.

Tytuł: Władcy marionetek
Seria: Klasyka Science Fiction
Autor: Robert A. Heinlein
Wydawca: Solaris
Rok wydania: 2007
Stron: 284
Ocena: 4
BLACKs Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. BLACKs
    30 stycznia 2008
    Reply

    Drogi Czytelniku

    po zaznajomieniu się z podaną przez Ciebie recenzją z Poltera muszę powiedzieć, że swojej recenzji nie nazwałbym plagiatem. Moja recenzja ma wiele podobieństw, ale według mnie oskarżanie mnie z góry o plagiat jest bezpodstawne. Przypatrzmy się niektórym podobieństwom: „drugie dno”, czyli wspomnienie o aluzji do maccartyzmu jest informacją z tylniej okładki książki, którą również można znaleźć choćby w tak powszechnym źródle jak Wikipedia („(…) echoing the emerging Red Scare in the U.S.”). Dalej, podobne do polterowskiego zdanie „latające samochody, kolonie na Wenus i pakty małżeńskie” wspomina w mojej recenzji o trzech najlepiej zarysowanych w książce „wynalazkach” Heinleinowskiego świata przyszłości. Wymienienie innych według mnie byłoby bezsensowne, gdy paktowi małżeńskiemu poświęcona jest osobna scena, latającym samochodem główny bohater przemierza pół Stanów Zjednoczonych, a historia kolonii na Wenus ma ogromne znaczenie dla dalszej fabuły. Równie dobrze mógłbym tu wstawić statek, który wyrusza na Tytan w ostatniej scenie. Akapit o stylu języka autora może również wydawać się podejrzany, lecz nie sądzę, by sposób, w jaki została napisana książka, sprawiał inne odczucia u czytelnika. Radziłbym sprawdzić wpis na Wiki dotyczący tej książki. Na jej podstawie równie dobrze możesz oskarżyć obydwóch autorów o to, że z niej (Wiki) zżynaliśmy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.