W pierścieniu ognia – recenzja książki

W_pierscieniu_ogniaPo zwycięstwie w Głodowych Igrzyskach, życie trybuta nie staje się łatwiejsze. Poprawia się co prawda jego stopa życia – za sprawą przeprowadzki do specjalnie zaprojektowanego dla zwycięzcy domu i zażegnania widma głodu, typowego dla wielu dystryktów. Dochodzą jednak przykre obowiązki. Jednym z nich jest przygotowanie nowych trybutów do kolejnych Głodowych Igrzysk, innym – konieczność podróżowania po Panem i spotykania się z innymi jego mieszkańcami, często będącymi rodzinami zamordowanych na arenie dzieciaków.

Akcja W pierścieniu ognia rozpoczyna się pół roku po tym, jak bohaterowie opuścili arenę 74. Igrzysk i zaskakuje czytelnika faktem, że tak naprawdę w świecie powieści niewiele się zmieniło. Przyznam szczerze, że spodziewałem się więcej – rewolucji, powstania, zbrojnego wystąpienia przeciwko władzy Kapitolu, do którego zachęcić miała postawa Katniss i jej bunt przeciw nakazom stolicy. Tymczasem trzymane silną ręką dystrykty nie tylko z pokorą przyjmują swój los, a nawet powoli przygotowują się do kolejnych, jubileuszowych 75. Głodowych Igrzysk, które z racji kolejnego dwudziestopięciolecia mają być obchodzone w sposób specjalny.

To jednak tylko pozór, o czym podróżujący po kraju bohaterowie nader szybko się przekonują. Punktem przełomowym okazuje się wizyta w 11 Dystrykcie, gdzie proste akty solidaryzowania się z trybutami okażą się brzemienne w skutkach i tragiczne dla tych, którzy zdecydują się choćby gestem wyrazić swój bunt. Przyjaciele z Dwunastki, obserwując to, co dzieje się na ich oczach, ale trzymane jest z dala od opinii publicznej, czują narastającą falę gniewu, która mniej więcej w połowie tomu rozbije się o mur bezsilności, gdy prezydent Snow ogłosi sposób, w jaki obchodzone zostaną kolejne Igrzyska.

Pierwsza część książki to starcie dobrze zarysowanych osobowości w osobach Katniss oraz Snowa – dziewczyna, aby chronić tych, których kocha, decyduje się podporządkować żądaniom prezydenta, w taki sposób, aby nie wychodząc z przyjętej w poprzednim tomie roli, działać na korzyść Kapitolu i uspokajać podburzone dystrykty. Bohaterka jeszcze wtedy nie wie, jaki wpływ mają jej działania na innych ludzi i jak łatwo rzucony kamień może przemienić się w olbrzymią lawinę… Drugą część książki, można nazwać rewizjonistycznym podejściem do samej idei Igrzysk – to pokazanie, jak zmieniłaby się walka na arenie, gdyby toczyła się między dobrze znanymi sobie ludźmi, oraz gdy największym wrogiem staje się nie ten, który czyha na życie trybuta, ale taki, który za wszelką cenę chce go przy życiu utrzymać.

Nie chcąc wdawać się w szczegóły fabuły, trzeba przyznać, że autorce udaje się opóźnić nieuchronne i jeszcze raz zaserwować powieść, której akcja elektryzuje do samego końca i zaskakuje, choć na dobrą sprawę całość zdaje się być naturalną koleją rzeczy. Co ważne, choć bohaterowie nie podejmują tutaj świadomych kroków przeciwko władzy, Kapitol nie pozostaje bezczynny i stopniowo zaciska pierścień, który ma przywrócić pierwotny stan rzeczy, sprzed pojawienia się Kosogłosa i myśli o buncie. Dodaje to wizji świata dodatkowej prawdziwości, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę, że to nie jedyne strony, które próbują przy okazji jubileuszu ugrać coś dla siebie.

Kontynuacja Igrzysk śmierci nie przynosi nam tego, czego można by się spodziewać, ale daje odpowiedzi na pewne pytania, które zawisły w powietrzu po zakończeniu pierwszej części, jak na przykład sposobu, w jaki swoją wizytę na arenie wygrał mentor trybutów z Dwunastki – wiecznie zapijaczony Haymitch. Część pytań pozostaje jednak bez odpowiedzi, co dodatkowo buduje oczekiwanie przed ostatnim tomem trylogii. Z drugiej strony, zarzucana Suzanne Collins brutalność na kartach powieści jeszcze się pogłębia, co tylko potwierdza, że nie jest to książka przeznaczona dla młodych czytelników. Egzekucje, brutalne pobicia i oczywiście śmierć przewijają się przed oczami bohaterów, utwierdzając czytelnika w przekonaniu, że w tym świecie nic nie jest na niby i wszyscy posuną się do najgorszych działań, aby osiągnąć zamierzony cel.

Niniejsza książka niczym nie odstaje od poprzedniego tomu. Świat i bohaterowie są tak samo (jeśli nie bardziej) wyraziści, akcja toczy się wartko i jest zaskakująca. Mam wrażenie jednak, że fabuła w nieco mniejszym stopniu porusza czytelnika, co w żadnym razie nie jest wadą, a jedynie drobną różnicą w stosunku do pierwowzoru. Choć zakończenie wydaje się być oczywiste, akcja W pierścieniu ognia zdaje się także być nieco bardziej zaskakująca, szczególnie że – jak wspomniałem – nie traktuje o powstaniu przeciw Kapitolowi. Całość prezentuje się znakomicie i aż trudno uwierzyć, że autorce udało się utrzymać tak wysoki poziom, oferując czytelnikom powieść w gruncie rzeczy opartą na tym samym schemacie co poprzednio. Stanowi jednak znakomitą kompozycję i uzupełnienie Igrzysk śmierci, którego nikt, komu spodobał się pierwszy tom, nie powinien odpuścić.

Niestety, choć można przeczytać tę książkę jako osobną całość, nie warto nikomu polecać tego rozwiązania. Zbyt duży kontekst, częściowo i w skrócie przedstawiony także tutaj, został zawarty w pierwszym tomie cyklu, a stanowi on zbyt dobrą lekturę, żeby ot tak sobie z niej rezygnować. Zresztą, jak podejrzewam, większość czytelników sięgających po tę powieść ma już go za sobą i aż kipi z ciekawości, jak w pierścieniu ognia poradzi sobie Dziewczyna, Która Igra z Ogniem.

Tytuł: W pierścieniu ognia
Seria: Igrzyska śmierci, tom 2
Autor: Suzanne Collins
Wydawca: Media Rodzina
Rok: 2009
Stron: 360
Ocena: 5+
BAZYL Opublikowane przez:

Zaczął od tekstowego Hobbita na Commodore 64, a potem poszło już z górki. O tamtej pory przebił się przez wszystkie chyba rodzaje fantastyki – i nie przestaje drążyć tematu dalej.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.