Tym, którzy zamilkli…

Nadchodzi w życiu taka chwila, kiedy trzeba wreszcie ruszyć do walki. Do tej szczególnej walki… Nadchodzi w życiu taki dzień, że podczas obrony niewinnych i uciśnionych (czyli najczęściej siebie i drużyny) ze zdumieniem stwierdzamy, że dzisiaj Żniwiarz dziwnie blisko naszej głowy wymachuje swoją kosą.

Przypominamy sobie wtedy słowa kapłana ze świątyni Setha, które wypowiedział chwilę przed tym, jak nadzialiśmy go na lśniące ostrze naszego miecza: „Przeklęty! Nie miną trzy księżyce, a mój Pan upomni się o twoje nędzne życie…”. Gdzieś w oddali zabrzmią słowa wypowiedziane przez dziwnego staruszka – ślepca, spotkanego na rozstajnych drogach kilka mil stąd: „Zawróćże synu! Zawróć, boś młody! A tam, gdzie idziesz, czeka na ciebie tylko mrok. Zaniechaj drogi! Bo jeszcze nie jest za późno!”

W tym samym momencie dociera do nas ile jeszcze rzeczy należałoby zrobić, ile osób przeprosić za wypowiedziane w gniewie słowa, ile zakończyć odłożonych na później spraw… Choć śmierć jest szybsza od myśli, w jednej chwili przed oczami przemyka nam całe życie, z jego wszystkimi dobrymi i złymi dniami. Nic nie przegoni wizji. I mimo że ta ostatnia minuta trwa tyle, co całe nasze życie, to dziwnie szybko spostrzegamy, że to już koniec. Zdradziecki bełt przebija starą, wysłużoną kolczugę i chłodnym ostrzem wbija się w nasze serce. A potem czujemy już tylko falę gorąca palącą nas od środka i słyszymy ten upiorny – niech będzie po stokroć przeklęty – głos:

– Wpisz sobie dziesięć obrażeń… Co takiego?… Aha, czujesz, że tym razem zbroja nie wytrzymała siły, z jaką uderzył w nią stalowy grot. Poczułeś ukłucie, które jednak nie wydaje ci się zbyt bolesne. Cóż z tego, skoro świat przed oczami zaczyna ci wirować. Nogi się pod tobą uginają. Opadasz na kolana, a potem na twarz. Czujesz jeszcze, że pocisk przyciśnięty do ziemi masą twojego ciała przebija cię na wylot. Ostatnie tchnienie ucieka ci przez zaciśnięte usta. Nie żyjesz. To już koniec… Kim teraz chcesz grać?

Jak to koniec? Nie! Jeszcze nie! My przecież jeszcze musimy… Nie… To nie miało być tak…

Śmierć zawiązuje usta na zawsze. Tylko umarły nigdy nie zdradzi tajemnicy, nie poda informacji. I tylko kamienny nagrobek jest pieczęcią, której nic złamać nie może. Dlatego nie wolno bagatelizować momentu zejścia z tego świata. Nigdy!

W grach fabularnych śmierć jest rzeczą powszechną. Nie ma przygody, w której ktoś – z mniej lub bardziej przyziemnych przyczyn – nie wyzionąłby ducha. Lecz tutaj jest ona cicha. Sprowadza się do upadku na ziemię i oznajmienia, że nastąpiła. To jest zbyt proste!

Śmierć traktowana jest jak porażka. Jak koniec drogi, którą przebywa dana postać. Niestety – bardzo często Mistrzowie Gry traktują ten koniec jak koniec pewnego epizodu w życiu drużyny. Bohaterowie odwracają się od naprędce usypanej mogiły i ruszają dalej w swoją drogę. Wiedzą, że kilka metrów dalej spotkają samotnego wędrowca, który dziwnym zrządzeniem losu podąża w tę samą stronę.

W rzeczywistości sprawa jednak wygląda nieco inaczej. Niewielu umiera w ten sposób. Przecięty na pół wojownik żyje tak długo, jak długo krew jest tłoczona do jego mózgu. Czyli wystarczająco… A przecież nie zawsze śmierć oznacza kompletne przecięcie na pół jego ciała. O wiele częściej są to zwykłe, niezbyt głębokie rany, które wolno, ale skutecznie i nieodwracalnie, prowadzą do wykrwawienia. To przecież można wykorzystać!

Wystarczy, że gracze odnajdą po walce swojego ciężko rannego towarzysza. Patrzy on na nich, a na jego twarzy widać nieco smutny uśmiech. On wie – MG podesłał mu małą karteczkę z informacją. I kiedy kapłan pochyla się nad nim i już składa ręce, chcąc przywołać uzdrawiające moce, z wysiłkiem wypowiadając każdy wyraz, mówi: „Dziękuję ci przyjacielu, ale… to już nie będzie konieczne… Już tutaj zostanę… tylko… chcę… chcę wam coś powiedzieć…” Tak, to właśnie wtedy okazuje się, że ten brudny i zapluty krasnolud miał rodzinę! Że ten stary i milczący ciągle mag ruszył z drużyną w te niebezpieczne krainy, bo szukał córki… Że elfi łucznik, który nigdy niczego się nie bał – ucieka! Wreszcie, że ten amulet, który wisi na szyi umierającego towarzysza, nie jest tylko symbolem religii, ale niezwykle ważnym artefaktem, który trzeba zanieść na drugi koniec świata, aby unicestwić złe moce w nim zawarte…

Umierający bohater może opowiedzieć towarzyszom historię swojego życia. Dlaczego nie mieliby jej wysłuchać? Może przekazać informacje dotyczące wykonywanego zadania, które znał tylko on, bo zdobył je gdy oni spali – złodzieje zawsze działają w pojedynkę. Może poprosić, żeby dokończyli dzieło jego życia. Żeby ta śmierć nie poszła na marne, żeby pomścili na wrogu wyrządzone krzywdy. Może wyjawi nawet sekretne hasło uaktywniające drzemiące w jego mieczu magiczne siły. Prawdopodobnie przeprosi drużynowego krasnoluda za wyzywanie go od zapchlonych kurdupli, a może nawet poprosi o modlitwę?

Możliwości jest wiele, jedna ciekawsza od drugiej… Gracz, mimo śmierci bohatera, poczuje, że nie na darmo pisał historię postaci, a Mistrz Gry może mieć ciekawy motyw na kolejny scenariusz… Bo może gracze zechcą odnieść pierścień ich towarzysza jego rodzinie? Albo znaleźć zabójcę? Bohater będzie mógł już bez żadnego skrępowania przeprosić, poprosić, wybaczyć, podziękować, powiedzieć co o kim tak naprawdę myśli…

I po tym wszystkim może odejść z czystym sumieniem. Nic nie będzie go uciskało w drodze na drugą stronę. I on będzie zadowolony, i inni gracze będą zadowoleni. Nie wspominając o Mistrzu Gry, który wszystko co zostanie wtedy wypowiedziane może wykorzystać w planowaniu przygód, które… uśmiercą kolejnych śmiałków… na tyle głupich, aby pchać się prosto w ręce prastarego kultu krwi, będącego sprawcą zaginięcia rodziny ich poległego towarzysza.

Być może pojawi się pytanie, po co gracz ma odgrywać tę ostatnią scenę z życia kogoś, kim już nie zagra. Kogoś, kogo karta wyląduje na stosie kart jemu podobnych i będzie tylko pamiątką po kimś, kim gracz grał, gdy był jeszcze młody… Jeżeli nie skutkuje argumentacja o grze dla przyjemności, czy o tworzeniu nastroju przed dalszymi wędrówkami, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby MG wygospodarował kilka punktów doświadczenia dla następnej postaci gracza w nagrodę za „klimatyczne” zejście z tego plugawego padołu…

Moja rada jest prosta: Mistrzu Gry, pozwól graczom umierać!

BAZYL Opublikowane przez:

Zaczął od tekstowego Hobbita na Commodore 64, a potem poszło już z górki. O tamtej pory przebił się przez wszystkie chyba rodzaje fantastyki – i nie przestaje drążyć tematu dalej.

47 komentarzy

  1. BAZYL
    23 marca 2005
    Reply

    Mam nadzieję

    że żaden Mistrz Gry nie potraktuje tego tekstu jako zachęty do uśmiercania graczy. 😉
    Powstał on tylko po to, zeby uzmysłowić i graczom i MG, ze śmierć jest bardzo czesto bagatelizowana na sesjach…

  2. Maverick
    27 marca 2005
    Reply

    W sumie dobry pomysł

    Umierałem wiele razy i dość często. Wszystko odbywało się w ten sposób że zginołem i koniec następna postać. Trzeba naszemu Mistrzuniowi podsunąć parę pomysłów na śmierć. Będzie ciekawiej.

  3. Yen
    29 marca 2005
    Reply

    Tragedia odejścia

    Jakiś miesiąc temu zgineliśmy całom druzyną , która gralismy długo. Dla wielu z nas były to pierwsze postacie, z którymi sie zżyliśmy i w pewien sposób identyfikowalismy. MG w tak sugestywny sposób przedstawił to co sei działao, zrobił to w tak dla nas nie spodziewanym momencie . Zamarlismy inne dziewczczyny sie popłakały, a nie , w środku czułam jedynie ból , żal i ogromna złość. Umieranie postaci jest rzeczą naturalną ,aczkolwiek ….. trudno sie do nie przyzwyczaić

  4. RAKE
    4 kwietnia 2005
    Reply

    latwizna

    mi sie osobiscie wydaje ze mg powinien byc bezstronny i nie moze patrzec na to ze to drozyna jego i musza przezyc. kazdy powinien zginac jezeli zeczywiscie na to zalyzyl lub jesli kosti tak pokazaly i juz. nie ma bata. nie nalezy byc stronnym i nie nalezy sie wachac przed tym co nalezy zrobic w zaistnialej sytuacji

  5. BAZYL
    6 kwietnia 2005
    Reply

    Jeśli kostki tak pokazały…

    Z tą tezą bym się kłócił. Moim zdaniem los graczy nie może zależeć tylko od czynnika losowego, w końcu – wbrew wszystkiemu – nie jest tylko zwykła postacią – taką jak pierwszy lepszy NPC w grze. Gracza trzeba traktować nieco inaczej, ale najlepiej tak, aby nie wiedział, że ma lepiej niż spotykany bohater niezalezny.

    Popatrzmy – gracze musza wkraść sie do pilnie strze zonej bazy wojskowej. Rzecz praktycznie niemożliwa – a im udało się opracować genialny plan – nawet MG sie zdiwił, ze zostawił taką dziurę w obronie. Gracze ruszyli – wszystko szło jak z płyak, bo byli świetnie przygotowani. Jeden jedyny zgrzyt pojawił sie na samym końcu – MG rzucił i wypadło krytycznie, że któryś ze strażników akurat przechodzi przez korytarz. Drugi rzut – cała armia przechodzi przez korytarz, trzeci rzut – aha – alarm w całej fortecy, bo konkurencyjna drużyna tez próbuje sie dostać i wtopiła. A do tego wszyscy znajdują się w tym samym korytarzu co gracze…

    To trochę nie tak – owszem – czynnik losowy odgrywa przy smierci ważną rolę, ale nie decydującą – zawsze trzeba graczom zostawić w podobnych sytuacjach furtkę, którą – o ile pomyślą – dadzą radę sie wydostać. LOGICZNĄ furtkę.

    U mnie na sesjach gracze giną wyłącznie kiedy popełnią głupstwo. I to wtedy też nie jest latwo zginąć – wtedy już sie nie bawie w dobrego MG – po prostu czynnik losowy jest niemodyfikowany. Ale podkreślam – tylko gdy gracze zrobią głupi błąd, taki który może skazać ich na śmierć – nigdy więcej.

  6. Akandre
    8 kwietnia 2005
    Reply

    Niezły artykulik

    Nigdy nie myślałem o takich zakończeniach-los to los:D

  7. Flameshadow
    11 kwietnia 2005
    Reply

    Kostki?!

    Wiecie co do tych kostek to w takim układzie niktórzy nie powinnni sie dotychać do gier RpG… mi udało się po dwóch latach gry w WFRP dopiero pierwszy raz kogoś zabić a jestem dobrym logicznie graczem… cóż… moim zdaniem MG powinien uwzględnić coś takiego jak „pech” u nie których znam takiego co na cztery ataki dał trzy w siebie… i jak takiem nie darować?

  8. Kael(Adrian)
    13 kwietnia 2005
    Reply

    Życie po ŚMIERCI!!!!!!!

    Gram długo a raz MG zafundował mi to by moja postać była zjawom była jatka w ciele najlepszego maga .

    PS:Życie prowadzi do DEDA nie????

  9. Kael
    13 kwietnia 2005
    Reply

    do RAKE

    Gra sie po to by pograć i po to siętworzy postacie.
    wole gdy jest mniej testów

  10. Solar
    15 kwietnia 2005
    Reply

    Umieranie

    Jak ja gram w RPG to MG zawsze mnie ożywiał, pomysł z umieraniem jest lepszy

  11. Mp-KIller
    16 kwietnia 2005
    Reply

    Ach jak ja lubie zabijać graczy!

    A ja wręcz uwielbiam zgniatać,zabijać i rozrywać na strzępy graczy!BUHAHA!

  12. Zundurugulu
    26 kwietnia 2005
    Reply

    Śmierć czy Śmierć

    W rpgach, zwłaszcza w falloucie, mamy postacie którymi gramy już od 4 lat i maja 14 poziom wiele razy ocieraliśmy się o śmierć. To jest tak że jeżeli postać jest na poziomie małym nie żal zginąć ale jak juz 4 poziom nabija gracz zastanawia się już przed obrażeniem supermutanta z kluczem francuskim, nad pomachniem wędrownej grupie 10 osobowej… Tak więc teraz na 14, jest można powiedzieć, pełna zaczaja. Choć nie zawsze, w cielając się w moją postać jestem cwaniakiem który zaciął w swoim zyciu nie jednego mutanta, wiele razy otarł się o śmierc i jakoś się z nią zaprzyjaźnił, może dostraczał jej zajecia… Ale tak na prawde pod tą twarda kopułą ciętych tekstów, z drugiej strony lufy Panzora, pod ta combatówką mkII znajduje się młodzian który nie chce się spotykać na kolacji co czwartek z najlepszym kosiarzem w krainach. powoli mysli nad ustatkowaniem. Jeżeli postać umiera w rpg to odchodzi na amen. tylko w jednej przygodzie spotkałem sie z tym że śmierć kumpla supermutanta komunisty dało początek nowemu państwu z którym potem musiałem walczyc. Ale śmierć to odejście od gry, zwłasza tak hi techową postacia. Ale co oznaczxa w takim razie jak chce się nią wycofać, założyć rodzinę, zarabiać trochę pieniędzy nie koniecznie wchodząc pod obstrzał wierzyczek z bunkra, co to oznacza… to też swego rodzaju śmierć?

  13. Ernest
    4 maja 2005
    Reply

    Kazdy odpowiada za swoje czyny !

    gramy w ciąg scenariuszy od 4 lat , wyhodowalismy sobie super postacie , i teraz 3 razy sie zastanawiam zanim zrobie jakas ryzykowna akcje , bo zgon takiej postaci to krotko mowiac sajgon! .ale czym ze jest dobra sesja bez ryzyka ! ale czasami ma sie pecha , albo jest sie na tyle glupim zeby pchac sie w nieznane lochy z przekonaniem „tu na pewno nie ma pulapek” 😀

  14. Rakcza z grupy Grzyb
    5 maja 2005
    Reply

    ah te pułapki

    wiesz Erneście z grupy Grzyb ja też gram od 4 lat w przygody i też się zastanawiam ale wolę więcej ryzyka bo mam wtedy trochę więcej funu i więcej exp…

  15. 000
    11 maja 2005
    Reply

    po kiego niby?

    Po co ci ten art? jeśli ci których znasz traktują śmierć jako końiec i porażkę, to spotkałeś cienkich MG. mój już od dawna opisuje śmierć. rekord 12h na kjednego deda! myślałem żeby przysp[ieszyć śmierć, bo mi już język odmawiał spprawność

  16. smierc
    13 maja 2005
    Reply

    Nie dam rady !!!

    mam za miekkie serce zeby usmiercac graczy

  17. Silgarid
    13 maja 2005
    Reply

    Ble… ble.. ble…

    Który dobry miś gry starej daty albo starej duchem dał by od tak po prostu umrzec graczowi. No chyba ze opisuje sie śmierć któryś tam raz gracze czasami już mają dosc. A co do kostek to po cholere wam one hamują tylko rozgrywke i to cholernie. POzatym większosc graczy wtedy ogranicza sie do tego ze mówi „Atakuje go precyzyjnie…bal …bla… bla…” następuje rzut i koniec. A nie ciekawiej cenić pomysłowosc graczy??!! Moi pewnie z kostakmi nie wykonali by ołowy swych zaplanowanych akcji bo kości lubią być złośliwe i mimo ze gracze ciągle klną ze jestem zbyt przewidujący to nie chca powracać do kostek i tych cyferek na karteluszkach.

    A czy gracz kiedy klwiek nie był zżyty z postacią?? Przeciez od początku powinien czuć do niej sentyment i by ona nie miałą jego cech charakteru wtedy jest większy ubaw zaróna dla gracza jak i dla gm’a. Co do artykułu dobry i mam nadzieje ze gm’owie wezma go sobie do serca bo jednak niektórzy są tak lewi po 3 latach mistrzowania ze jak zobaczą dobrego gracza to pieją hymny pochwalne i aż niemiło się ich słucha.

  18. Tori
    27 maja 2005
    Reply

    NIE ZAWSZE SMIERC TO KONIEC!!!!!!

    Nie weim jak w innych systemach, ale w Earthdawnie istnieje takie cus jak „Eliksir ostatniej szansy” i jezeli postac zmarla, to mozna podac ten eliksir ale czas miedzy smiercia a podaniem eliksiru nie moze przekraczac 1h . eliksir ten jest drogi, ale warto oszczedzac przez 3 sesje i walczyc w popekanej zbroi i z wyszczerbionym mieczem aby miec ten eliksir….

  19. Mad Mag
    29 maja 2005
    Reply

    Bohaterowie żyją wiecznie!!!

    Jako MG próbuję uświadomić graczom, że koło śmierci nie wolno pzechodzić obojętnie. Staram się wszystkie starania, czyny i marzenia umierającego gracza przedstawić w jednej chwili, bo żadna śmierć nie idzie na marne. Od reszty grupy zależy zachowanie pamięci o zmarłym przyjacielu. Ile razy słyszeliśmy, że śmierć poświęcająca, śmierć za przyjażń, za wolność jest najpiękniejsza, czyż więc śmierć może być porażką? Śmierć musi dla mnie być piękna, bo jest bramą do raju- końca cierpień, końca śmierci, początku wiecznej radości. A za co giną z reguły gracze?- w obronie przyjaciół, w walce o wolność, w poświęceniu. Nie wolno przechodzić obok tego obojętnie. To są szlachetne cele, więc gracz musi być dumny, że jego postać zginęła bohaterską śmiercią. Bo bohaterowie żyją wiecznie…

  20. Von_Malboro
    29 czerwca 2005
    Reply

    Ja NIE uśmiercam swoich graczy…

    No ludzie, o co chodzi? Sesje RPG są po to, by się dobrze bawić, nie? I to nie Mistrz Gry, a GRACZE, dla których owy MG prowadzi przygodę. Ja poprowadziłem już koło dwustu sesji i NIGDY NIKOGO z graczy nie zaszlachtowałem. Ale i tak ich życie wisi przez cały czas na włosku, więc przykładają się do gry, tak jakby mogli w każdym momencie paść. Jak widzę jednak, trzeba będzie kilku uśmiercić… dla zasady i podtrzymania tradycji Mistrzowania… =)

  21. Mich
    1 lipca 2005
    Reply

    Lubie Hard

    Szczerze prowadzilem wiele sesji i postacie graczy padaly jak muchy!!!! Jak grac to juz hardcorowo co nie!!!

  22. Qbbek
    5 lipca 2005
    Reply

    smierc smierci!

    zgadzam sie.

  23. buncurr
    18 lipca 2005
    Reply

    yyyyy?

    chyba za serio traktujecie to rpg. ludzie, to tylko gra :]

  24. Frycek
    24 lipca 2005
    Reply

    Smierc nie zawsze taka zla …

    Slyszeliscie moze o czyms takim jak L5K ?? Swego czasu prowadzilem sporo… i wiecie tam jest troche inne podejscie do tego tematu … Wyobrazcie sobie gracza ktory po kilkunastu sesjach, kiedy juz sie przywiazal do postaci, wykonuje rytualne seppuku …

  25. Lord Allinsar Ellie
    9 sierpnia 2005
    Reply

    To co spotka każdego z nas

    Otóż śmierć sama w sobie nie jest zła- złe jest wyobrażanie sobie jej jako końca naszego życia jakby nic już po niej niebyło. Gdy umieramy nasze ciało zostaje, a przed duszą miejmy nadzieję rozścielą się nowe ścieżli. Pamiętajmy, że śmierć to nie koniec. Nasze czyny zostaną po nas, nasza historia. Sami musimy zapracować na to jak umżemy i co po nas zostanie. Podejście do tematu jako rozpaczy że czeka ona nas wszystkich jest smutne. Dlatego cieszmy się każdą chwilą, którą nam dano.

  26. Złe Jedi
    10 sierpnia 2005
    Reply

    Zbijać czy nie zabijać?

    Problem śmierci postaci jest dość skomplikowany każdy gracz przywiązuje się do swojej postaci, i takie ot po prostu zabijanie postaci powoduje że gracz przestaje przywiązywać do tego wagę i wpada w całe satado potworów z przeświadczeniem jak zgine to zaczne od początku a co, ale nie można także za bardzo pieścić się z graczami żeby nie zauważyli że co nie zrobią to zginą.
    Jednym z lepszych wyjść jest prowadzenie graczy w sposób w którym czują się ciągle zagrożeni śmiercią, że mogą umrzeć ale starać się troche (nie porzesadnie) nagiąć zasady żeby uniknąć śmierci tylko się o nią otrzeć np znokałtować 80% drużyny, ale żeby byli w stanie jakoś to przeżyć.
    Zgadzam się z paroma postami wyżej wybicie drużyny na początkowych poziomach powinno dać jakiś obraz i nie powinno stanowić problemu, ale nie powinno to wyglądać w ten sposób że gdzie się nie ruszą zostają zgniecieni przez np. armie chłopów którym się nie podobała fryzura jednego członka drużyny. Problem w większej mierze pojawia się kiedy postać już troche przerzeżyła i jest się zżytym, bo jeżeli ktoś pielęgnował sobie postać to nie chce żeby ona zgineła, takie brutalna mordowanie postaci może i daje sadysfakcje MG ale powoduje także uczucie smutku i żalu u gracza.
    Więc czy powinniśmy wyżynać w pień postacie graczy?
    Fakt głupota powinna być karana nawet pod karą śmierci, bo np samotne atakowanie 4 minotaurów na 5 lev nie jest czymś inteligentnym.

  27. Drow zaklinacz
    19 sierpnia 2005
    Reply

    Mój mistrz…

    Mój mistrz gry po śmierci postaci pozwala ją wskrzesić chyba że została rozczłonowana.Czy to doże czy zle?…Pamiętam moją pierwszą postać którą był drow zaklinacz straszie się w nią wczulem i przeżyłem straszny bul gdy została pożarta przez szarego rozpruwacz malo by brakowalo a bym się po płakał.

  28. Averus
    4 września 2005
    Reply

    ’Donto kyl plax!’

    Ja nie potrafiłbym zabić w sesji, zżywam się z postaciami które prowadze. Moje postacie sa dla mnie niesamowicie ważne, jak pomyślę, że któraś z nich może zginąc to nie czuje sie przyjemnie, a gdy kostki powoli zaczynają wskazywać coraz gorsze wyniki dla moich przyjaciól którym sesje prowadzę to juz myślę nad ratunkiem ’ w razie czego’. Wiem, że to źle,a ale póki co inaczej nie potrafię, młodym jeszcze MG jestem, może sie nauczę, że śmierć musi istniec w RPG. Chociaż gdyby gracz sam się w to wpakował…

  29. Miniu
    6 września 2005
    Reply

    WOW

    Brak mi słów po prostu super

  30. Tileander
    7 września 2005
    Reply

    Humanitarne podejście

    Z zabijaniem postaci jest jeden problem. Gdy ginie postać gracza, pozostali przy życiu nieszczęśnicy wiedzą, że spotkają kolejną osobę, która „dziwnym przypadkiem” bedzie chciała podążać z drużyną. A gdy zginie więcej niz jeden gracz w krótkim czasie… pojawia się pewien problem. Jednak to nie jest najważniejsze. Osobiście nie lubię zabijać garczy, gdyż z zasady mam wobec nich pewne „plany”. Powoli, a systematycznie rozwijam pewne wątki z ich życia itd. Kiedy postać mi ginie często tracę kilka dobrych sesji = wiecej roboty 😉 Mimo to za głupie błędy karam. Nie jest to śmierć postaci, ale np. utrata ekwipunku, śmierć bliskiego BN’a itp. słowem wszystko to, co dla postaci ważne. Czasem jest to zdecydowanie lepsza kara, niż po prostu śmierć. Gdy zabijam stosuje metodę trzech ostrzeżeń, gdzie trzecim jest śmierć. Pozostałe dwa to delikatne sugestie z mojej strony („ta przepaść jest BARDZO szeroka”) często poparte stratami materialnymi.

  31. Sir ser
    12 września 2005
    Reply

    trudności

    Właściwie to trudno jest zabić takiego gracza. Bo od czego są 20-poziomowi kapłani.

  32. Sauron
    27 października 2005
    Reply

    JA

    Ja na 90% sesji umieram

  33. duriel
    7 listopada 2005
    Reply

    Super!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Bardzo podoba mi sięta recka. Była wciągająca.
    Macie może adres e-mail SIR TORPEDY. Jeśli tak to piszcie. Mój Adres to: duriel33@poczta.fm

  34. CZarny
    15 listopada 2005
    Reply

    Przyda się 😉

    Jestem początkującym MG i jeszcze nigdy nie uśmierciłem postaci moich graczy.. Ale ten artykuł mi się bardzo przyda.

  35. Żywy samobójca
    6 grudnia 2005
    Reply

    Czy śmierć jest konieczna?

    Ostatnio na sesji, gdy w****iłem się na MG, chciałem popełnić smaobójstwo. Oblałem się środkami łatwopalnymi, podpaliłem się pochodnią i wbiegłem do magazynu pełnego materiałów wybuchowych. MG stwierdził, że to przeżyłem.

    MG jesli chce to na pewno nie da zginać swoim graczą.

  36. Sir Torpeda
    9 grudnia 2005
    Reply

    Mają

    Sir Torpeda wiecznie żywy! Odezwałem się na maila

  37. enormous
    28 grudnia 2005
    Reply

    ee tam

    z doświadczenia, że można wyróżnić trzy szkoły zabijania graczy przez mg:
    1)gracze grają ciągle tymi samymi postaciami, mają statystyki zbliżone do maximum, piękną historię i mg który za wszelką cenę próbuje te postacie przy życiu zachować
    2) postacie graczy giną co pare sesji, mg jest bezwzględny w tępieniu głupich zachowań
    3)(najkorzystniejsza) gracze muszą się sporo napocić bo wiedzą, że zginąć jest łatwo, dbają o swoje postacie i zanim zrobią coś „szkodliwego” pomyślą o tym dwa razy. takie postacie stają się wtedy wielkim skarbem graczy, dbają o nie.
    Po mojemu najkorzystniejsza dla obu stron jest ta trzecia opcja, chociaż co kto lubi niech tym sie objada

  38. Winter
    1 stycznia 2006
    Reply

    Hmm…

    Ciekawe… W koncu smierc BG nabiera jakichs konkkretnych barw… dla niego samego. Nareszcie przestaje byc jednym z wielu niefortunnych rzutow koscmi…

  39. Mad Mag
    3 stycznia 2006
    Reply

    O współpracy słów kilka… i o śmierci rzecz jasna

    Wiecie co? Czy MG musi od czsasu do czsu zabijać postacie? Kiedy zechce? Nie koniecznie musi bnyć przywiązany do postaci gracza…. mam na myśli to że to gracz jest kowalem swego losu i to ON w pewnym sensie decyduje czy umrze czy nie… mg mu tę decyzje tylko ułatwia ;] …. a właśnie… rpg to gra, zabawa nie tylko graczy- to do nich się szczególnie odnoszę (opierając na swoim marnym doświadczeniu), ale i rónież Mistrza Gry… niech o tym pamiętają nim znowu zrujnują godziny starania traktując Mg jak komputer który ma wykonywać polecenia (;( znowu ból doświadczenia, chlip). Zdarzało mi się uśmiercać graczy ze złości… zapomnieli że do ich obowiązku należy GRANIE, czyli aktywność ułatwiająca wczucie się w rolę, tylko słuchali i odpowiadakli na pytania ziewając (może i była nudna sesja, ale przecież gra najlepsza jest kiedy cała załoga współpracuje ze sobą)… cih śmierć nie była piękna, utonęła w kolejnej kłótni o realistykę gry… byli zbyt pewni siebie, za dużo im się udawało i popełnili poważny błąd za który zapłacili… kłótnia może naprawde dużo zrujnować… i z reuły prowdzi do smierci postaci gracza… co zrobić? co zrobić dy gracz łapie cie za każde niedociągniecia realistyki, które MG musi uzasadniać… często drogą kłótni… nie wytłumacze im że muszą to sobie tak wyobrazić.. musze im pokazać… a i tak to czasami nic nie pomaga… nasza drużyna się rozpadła a ja zacząłem samemu robić własny system (obiecali wcześniej pomoc)…nie wiem czy to tak różnie bywa z drużynami, ale w moim przypadku dochodze do wnbiosku, że NAJlepiej, NAJłatwiej gra się gdy to gracze mówią więcej niż mg… sory za zmiane tematu musiałem się wyżalić 😛

  40. Aria Do'Urden Lecter
    12 stycznia 2006
    Reply

    Jestem w potrzebie 🙂

    Mam takei pytanie…. Jest tu ktoś z Krakowa kto potrzebuje druidki w drużynie???? Błagam, pomórzcie siostrze natury w potrzebie…..

  41. asia
    16 stycznia 2006
    Reply

    tak mamy miejsce a co chcesz?to koło twojego domu o 16 16.01.06

    czekamy!!!!!!!!!!!!!!!

  42. KaeL
    14 lutego 2006
    Reply

    Może to i nie jest odpowiednie miejsce

    ale inspirując się powyższym „ogłoszeniem” ja również chciałbym coś ogłosić: Otóż pilnie poszukuję MG z własną drużyną, do których mógłbym dołączyć (w Łodzi). Sam gram i prowadzę od ponad 10 lat, ale moi gracze ostatnio wykruszyli się z prowadzenia, tak więc od dłuższego czasu jedynie mistrzuję, a tęsknię za graniem. -Najchętniej zagrałbym w dowolny system fantasy, z drużyną o podobnym stażu (co bym się nie czuł wśród Was jak dziadek (już 25wiosen na karku:))) Mój mail to: barbadarab@interia.pl
    czekam na kontakt i pozdrawiam:)

  43. Xarvick
    24 marca 2006
    Reply

    Śmierci są różne

    Mieliśmy taką scenkę raz: uciekaliśmy z lasu, nasz BN zginął i byliśmy cholernie głodni. Najbliższe miasto kilka dni drogi… Dojechaliśmy na jakąś polankę. Mój kumpel zsiadł z konia i z głodu zaczął jeść trawę. A ja rzuciłem kościami czy wytrzymam głód. Nie wytrzymałem… Żeby było zabawniej strzeliłem z pioruna w mojego towarzysza i zacząłem jeść jego już trochę przysmażone mięcho (trafienie 12=serce i 12×2 obrażeń) MG nie wiedział co wogóle się dzieje i ja mu się nie dziwię… Po chwili jak mu wróciły zmysły to mi powiedział że mnie koń potrącił tak że połamał mi nogi. I tak zginąłem z głodu (bo ciało towarzysza było trochę dalej

  44. The_Stroy
    8 grudnia 2006
    Reply

    Opis – tuż po śmierci

    Widzisz wysoką postać idącą w twoim kierunku.Czarna szata powiewa na wietrze.W dłoni tkwi kosa.Spod kaptura wyłania sie goła czaszka.
    NIESTETY -powiedział Śmierć- MAM PANU INFORMACJE DO PRZEKAZANIA.JEST PAN MARTWY…

  45. Kamulec
    22 września 2007
    Reply

    Można i tak

    Uwaga: Sytuacja przykładowa jest oparta na faktach, ale z niektórymi aspektami można polemizować, więc nie należy traktować jej jako relacji z mojej sesji.

    Artykuł faktycznie interesujący, choć mi się aktualnie mniej przyda, jak że prowadzę w D&D, a tam są wskrzeszenia (o czym lubią zapominać autorzy gier i książek).
    Taka śmierć może być ciekawym motywem. Gracz powinien zdawać sobie sprawę z tego, co czuje jego postać w takiej chwili. Wcale nie tzreba jednak tworzyć śmierci jak u Boromira z ekranizacji LotRa. Jakie zaskoczenie maluje sie na twarzy gracza, gdy właśnie z elfią drużyną i sojusznikami stoczyli cieżkie walki, nie przebierając w środkach, z przecież równie inteligentnymi elfami: drowami i w ostatnim starciu, gdy zostały już tylko dwa drowy, które walczą do śmieci, wiedząc, że na łaskę nie mają co liczyć, ranią postacie graczy. Jeden ciety mieczem traci przytomność i tylko przewaga liczebna i, co tu dużo mówić, odebranie przeciwniczce życia, ratuje go od śmierci od mieczy drowki. Jeden z drużyowych czarodzieji zbliża się do niej, gdy jeszcze żyje, by zgładzić ją jakimś zaklęciem. Nie zwraca uwagi na swe rany. Wie, że 2-3 fazowa bitwa wygrana. Kilkanaście drowów poniosło śmierć. Została tylko wojowniczka i jakiś nie zbyt potężny, neiwidzialny mag, któy zapewne ucieka w popłochu. Jakim szokiem jest schematyzm myślenia. Czemu drow nie może mieć własnych przemyśleń, historii, motywacji? I właśnie ten drow, mimo że dla gracza jest absolutnym szokiem inkantuje coś i pojawia się. W jednej jego ręce wypala się zwój, z drugiej miedzy postacie graczy leci malutka kulka, niczym miniaturka słońca. Pozostali odskakują, lecz on mimo szkolenia w tej materii nie jest tym razem dostatecznie szybki. Kula ognia wybucha, zaś świat staje się niezwykle jasny. Ból, światło i barwy ognia to jedyne, co drużynowy czarodziej widzi. Pada na twarz. W pierwszej chwili nikt nie zwraca większej uwagi na padającego towarzysza, skoro drużynowy łotrzyk właśie został cięty mieczem i padł. Grupa szybko zabija drowy. Podchodzą do towarzyszy, by ich uleczyć. Łotrzyk wstaje. Drugi z magó tamuje krwawienie, druid podchodzi leczyć. Próbuje. raz, drugi. Trzecie raz nie próbuje. Zrozumiał. On. Do gracza odgrywającego czarodzieja dopieropo chwili dociera, co się stało. Tak. On w walce, o której wszscy wiedzieli, że będzie bardzo trudno on zginął.

  46. Etherard
    30 października 2007
    Reply

    A po tym jest tylko płacz;)

    Dobry tekst…tylko że trudno będzie tak pięknie to zagrać zrozpaczonemu graczu po stracie postaci…zwoją drogą miałem podobną scene..gracz umierając popłakał się…a inni gracze traktowali go jakby rzeczywiście umierał….to było piękne..osobiście zachęcam graczy do tworzenia takich scen przez różne nagrody:0

  47. BAZYL
    30 października 2007
    Reply

    Hmm…

    Bo tak naprawdę ten element wprowadza MG, ale to gracze „w to grają”. I od nich (ich dojrzałości) zależy czy to wyjdzie i czy w ogóle będzie sens tego próbować.

    Ale muszę dodać, ze odradzam zabijania postaci tylko po to, aby sprawdzić to o czym piszę w tekście. Wiadomo dlaczego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.