Straż Nocna – recenzja

terry-pratchett-straz-nocna

Straż Nocna to trzecia już, po Złodzieju Czasu i Prawdzie, książka Terry’ego Pratchetta, którą miałem okazję przeczytać w ostatnim czasie. Poprzednie dwie były po prostu dobre, choć pozostawiły po sobie lekkie uczucie niedosytu. Z tym większą ciekawością sięgnąłem po Straż Nocną, wydaną niedawno w Polsce przez wydawnictwo Prószyński i S-ka, z nadzieją, że będzie od nich lepsza. I już na wstępie mogę powiedzieć, że się nie rozczarowałem.

Już pierwszy rzut oka na okładkę robi pozytywne wrażenie – a widzimy na niej ilustrację Paula Kidby’ego, będącą parodią Straży Nocnej pędzla Rembrandta. I to parodią w typowo dyskowych klimatach. Warto też wspomnieć, że to pierwsza okładka książki ze Świata Dysku autorstwa tego rysownika, który zastąpił zmarłego Josha Kirby’ego, znanego z hmm… bardzo rozpoznawalnych (tak naprawdę trudno znaleźć na ich określenie właściwego słowa) okładek poprzednich części cyklu. No, ale nas oczywiście najbardziej interesuje to, co znajduje się między okładkami.

Sir Samuel Vimes, komendant Straży Miejskiej Ankh-Morpork, do tej pory mógł uważać się za szczęściarza. Miał wszystko – pieniądze, władzę, piękną żonę i dziecko w drodze. Jednak historia (w przypadku Świata Dysku stanowi ona niemal niezależny byt) miała wobec niego inne plany. Podczas pościgu za groźnym przestępcą, Carcerem, sprawcą śmierci jednego z funkcjonariuszy, na dachu Niewidzialnego Uniwersytetu dochodzi do magicznego wyładowania i… Obaj cofają się w czasie. A dawne Ankh-Morpork wcale nie jest lepsze, niż to obecne. Jest równie złe. Chcąc nie chcąc, Vimes będzie musiał przyłączyć się do miejskiej Straży Nocnej, nauczyć swoje młodsze ja kilku przydatnych w zawodzie zasad, a do tego przeciwstawić się terroryzującej ludność Sekcji Specjalnej, zwanej Niewymownymi, i stanąć na czele powszechnej rewolucji… Walczącej między innymi za miłość w przystępnych cenach i jajko na twardo. I wszystko jasne… Vimes znowu musi zmierzyć się z raz już przeżytą burzliwą historią miasta, starając się poprowadzić ją właściwymi torami. A dzielnie go w tym wspierają m.in. młodzi funkcjonariusze Fred Colon i Nobby Nobbs, mnich Lu-Tze (znany choćby ze Złodzieja Czasu) i kilka innych znanych dobrze czytelnikom postaci. A nawet gdzieś pośród cieni przemyka również młody Havelock Vetinari, przyszły Patrycjusz Ankh-Morpork…

Trudno oprzeć się wrażeniu, że tym razem jest jakby… poważniej. Oczywiście nie brakuje pełnych ciętego humoru dialogów i opisów, ale ogólnie atmosfera jest jakby bardziej serio. Ale o ile we wspomnianych wcześniej poprzednich częściach cyklu można byłoby to uznać za wadę, to Straż Nocna wszelkie braki w tej dziedzinie nadrabia fabułą. Dzieje się tu bardzo wiele i w szybkim tempie, więc na nudę nie można narzekać. Książka naprawdę mnie wciągnęła i ciężko mi było się od niej oderwać aż do szczęśliwego (choć to akurat zależy, dla których postaci) finału. A po zakończeniu lektury trudno powstrzymać pojawiający się na twarzy złośliwy uśmiech. Miłośników cyklu powinna ucieszyć możliwość zobaczenia Ankh-Morpork i znanych bohaterów sprzed trzydziestu lat. Może i jest to bardzo prosty sposób na wprowadzenie czegoś nowego do serii, ale w tym przypadku sprawdził się bardzo dobrze. Sympatyczne wydają się też drobne aluzje do historii różnych rewolucji, objawiające się choćby hasłami (w tym już wcześniej wspomnianym), jakimi posługują się buntownicy. Z ulgą też mogę stwierdzić, że mimo poruszania kwestii ingerencji w czas (co najczęściej prowadzi do szeregu paradoksów), obyło się bez zbytniego naukowo-filozoficznego bełkotu, który mógłby zniechęcić czytelnika.

Jak wspomniałem na wstępie, Straż Nocna mnie nie rozczarowała. To kawał solidnej, wciągającej, dyskowej literatury. Wrażenia z lektury są pozytywne i myślę, że każdy, kto na nazwisko Pratchetta nie ma reakcji alergicznych i orientuje się w pewnym stopniu w wykreowanym przez tego autora świecie, może z czystym sumieniem po Straż Nocną sięgnąć.

Tytuł: Straż Nocna [Night Watch]
Autor: Terry Pratchett
Wydawca: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2008
Stron: 336
Ocena: 5-
Ravandil Opublikowane przez:

2 komentarze

  1. Deep
    26 maja 2008
    Reply

    .

    No to w takim razie jednak pójde po nią do sklepu 😛

  2. Irmina
    29 maja 2008
    Reply

    Hah

    Zgadzam się, że okładki były „rozpoznawalne”. Mi nie przeszkadzały, jednak chyba wolę te nowsze :).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.