Potworny Regiment – recenzja

48235-potworny-regiment-terry-pratchett-1

Trudno jest napisać coś naprawdę odkrywczego przy okazji polskiej premiery kolejnej książki z cyklu Świat Dysku autorstwa Terry’ego Pratchetta. Tego autora (przynajmniej z nazwiska) znają już chyba wszyscy, a jeśli ktoś nie zna, to prawdopodobnie nie ma zbyt wiele do czynienia z literaturą. Dlatego ograniczę się do stwierdzenia, że 15 maja 2008 roku Potworny Regiment, bo o tej książce tu mowa, trafił na półki polskich księgarń.

Co tym razem zaserwował nam Pratchett? Główną bohaterką powieści jest Polly Perks, barmanka w jednej z większych karczm w kraju zwanym Borogravią. Kraju… dość specyficznym, bo uwikłanym ciągle w jakieś wojny – zazwyczaj bezsensowne (wojna to niemal sport narodowy Borogravian). Kraju skrępowanym licznymi, równie bezsensownymi co wojny, zakazami religijnymi narzuconymi przez surowego boga Nuggana. Dość powiedzieć, że Obrzydliwościami dla owego boga są m.in. kolor czerwony, płodozmian (metoda uprawy roślin), a nawet akordeoniści. Ważny jest również kult panującej Księżnej. Co prawda krążą plotki, że Księżna nie żyje, jednak kto by się nimi przejmował… W końcu ma ona dopiero jakieś 90 lat.

Polly pragnie dowiedzieć się, co stało się z jej bratem, Paulem, który zaciągnął się do armii i słuch o nim zaginął. Dlatego w przebraniu chłopca wstępuje do wojska i trafia do specyficznej (mało powiedziane, wystarczy spojrzeć na skład personalny – m.in. troll i wampir) jednostki – tytułowego Potwornego Regimentu. Żeby nie zdradzać zbyt wiele fabuły, powiem tylko, że jednostka ta kryje w sobie więcej tajemnic, niż można spodziewać się na pierwszy rzut oka…

Tym razem autor jako ofiary parodii obrał zaściankową obyczajowość, wojsko i ogólnie wojnę. Okładka (autorstwa Paula Kidby’ego) to parodia fotografii Sztandar nad Iwo Jimą, natomiast tytuł nawiązuje do szesnastowiecznego traktatu The First Blast of the Trumpet Against the Monstrous Regiment of Women. Mamy tu wojnę praktycznie o nic (o granicę na rzece, która… co roku zmienia koryto), kpinę z armii (niedożywiona, źle wyposażona i źle dowodzona), a także z ciemnoty i złego pojmowania religii. Postacie również są przerysowane – choćby upierdliwy kapral Strappi, otyły sierżant Jackrum (typowy bohater wojenny, który walczył wszędzie i zna każdego) czy nieudolny porucznik Bluza. Ogólnie rzecz biorąc humor stoi na przyzwoitym poziomie, okazji do uśmiechu nie brakuje, choć rewelacji spodziewać się nie można, a dowcipy latają miejscami bardzo nisko – no, chyba, że kogoś do rozpuku śmieszą wzmianki o kanibalizmie na wojnie. Trzeba jednak przyznać, że wypowiedź jednego z bohaterów Tak, zjadłem jego nogę, ale on zjadł moją, więc to było uczciwe ma swój urok.

Potworny Regiment to kolejna trzymająca przyzwoity poziom książka Pratchetta. Miejscami ciekawa i zabawna, miejscami nudnawa, ale w gruncie rzeczy jest to solidna pozycja do przeczytania. Stali czytelnicy książek ze Świata Dysku mogą po nią z czystym sercem sięgnąć, natomiast reszta może sobie ją spokojnie odpuścić – nie prezentuje ona sobą niczego odkrywczego – i przeczytać np. dużo ciekawszą Straż Nocną tego samego autora.

Tytuł: Potworny Regiment [Monstrous Regiment]
Seria: Świat Dysku
Autor: Terry Pratchett
Wydawca: Prószyński i S-ka
Stron: 336
Rok wydania: 2008
Ocena: 4-
Ravandil Opublikowane przez:

Jeden komentarz

  1. Irmina
    29 maja 2008
    Reply

    Co do żartów niskich lotów…

    Wiem, niektóre były dość przaśne, lecz widzę w nich po prostu cel, one miały być właśnie takie. Cóż, kanibalizm czy skarpety na pewno nie były zbyt zabawne, ale ukazywały pewien absurd wojny, co w pełni oddaje przesłanie powieści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.