Obóz koncentracji – recenzja

Oboz-koncentracji-_bn9756Gdy w moje ręce wpadła książka Obóz koncentracji Thomasa M. Discha, podszedłem do niej jak do każdej innej – rzut oka na okładkę, szybkie pytanie dotyczące autora w kierunku wujka Google’a, utworzenie pliku z przyszłą recenzją na komputerze. Jak się okazało, były to ostatnie rzeczy, które w obcowaniu z tą książką można nazwać typowymi. A to dlatego, że Obóz koncentracji to jedna z najdziwniejszych powieści, jakie ostatnio miałem okazję czytać.

Najpierw może parę słów o okładce – ta intryguje. Napisałbym, że robi pozytywne wrażenie, ale tylko psychopata określiłby tak widniejącego na niej chudego, łysego mężczyznę, z kodem kreskowym na czole i drutem kolczastym wbitym w rany na twarzy, a to wszystko na tle obozu koncentracyjnego rodem z II Wojny Światowej. W każdym razie jest bardzo sugestywnie, a moje pierwsze skojarzenie to nieco zmakabryzowana stylistyka Sztuki spadania Bagińskiego. Na wewnętrznej stronie okładki wydawca umieścił standardową informację o autorze, a także kilka słów na temat samej powieści. Tu pozwolę sobie na małą dygresję. Gdyby wierzyć tym tekstom na okładkach, to nagle okazałoby się, że 90% pisarzy to klasycy gatunku, a ich książki to arcydzieła, które od pierwszych stron rzucają czytelnika na kolana i tak trzymają do samego końca. Nie inaczej jest tym razem – dla podkreślenia efektu posłużono się fragmentem z Encyclopedia of Science Fiction, który przedstawia Discha (niedawno zmarłego), jako jednego z najwybitniejszych pisarzy amerykańskich, stawiając go w jednym szeregu z Dickiem i grupką pisarzy znanym głównie osobom głębiej zainteresowanych fantastyką (choć to akurat, głównie za sprawą wydawnictwa Solaris, zmienia się na lepsze). Zaskakująca kombinacja, a mam wrażenie, już po lekturze, że pisana nieco na wyrost.

Powieść ma formę dziennika prowadzonego przez Louisa Sacchettiego, podstarzałego pisarza i poety. Za uchylanie się od służby wojskowej (w tle mamy jakiś fikcyjny konflikt, wzorowany na wojnie w Wietnamie) odsiaduje on wyrok pięciu lat pozbawienia wolności, osadzony w więzieniu Springfield (nie, nie to Springfield od rodzinki Simpsonów…). Jednak wkrótce, wbrew własnej woli, zostaje przeniesiony do obozu Archimedes – ściśle tajnego kompleksu badawczego, który prowadzi eksperymenty związane z możliwościami ludzkiej inteligencji… Więcej szczegółów zdradzać nie będę, choć punkt zaczepienia fabuły jest nieco banalny i czytelnik nie powinien się spodziewać np. technologii wykradzionych Obcym. Louis dostaje zadanie maksymalnie obiektywnego opisywania w swoim dzienniku tego, co dzieje się w obozie, przez co jest świadkiem zbiorowej paranoi i jednocześnie sam powoli traci zmysły…

Tyle o treści, pora na wrażenia z lektury. O dziwo, mimo dość małej objętości (raptem 193 strony) Obóz koncentracji zdążył okazać się bardzo nierówny. Główną atrakcją w założeniu miały być majaki pogrążającego się w szaleństwie umysłu Sacchettiego i psychodeliczne wizje, jakich doświadcza – to zajmuje na oko większość książki. Paradoksalnie najlepsze jednak wydawały mi się normalne wpisy do dziennika – czuć w nich autentycznie rękę człowieka zgorzkniałego, nie znajdującego satysfakcji w tym, co robi (w tym wypadku to pisanie wierszy i książek, z różnym efektem), a także chłodno i szyderczo komentującego rzeczywistość. To wszystko dlatego, że Disch za dużo miejsca (w moim odczuciu) poświęca na filozoficzno-religijny, obficie podlany mistycyzmem bełkot. O ile dość smakowite nawiązania do Fausta były jeszcze całkiem satysfakcjonujące, to reszta wypadła dość blado. Może jestem odosobniony w swoich poglądach, ale jakoś nie przekonuje mnie zajmujący cztery strony (!) monolog naukowca, nuklearnego fanatyka, który rozprawia o Bogu (a może raczej o jego braku) jak doświadczony absolwent teologii i filozofii jednocześnie. W tę samą stronę (głęboki mistycyzm) zmierza także szaleństwo Sacchettiego. Może po prostu Obóz koncentracji trafił w zły okres, gdy czytałem Paragraf 22 – niestety książka Discha nie wytrzymuje porównania z dziełem Hellera, jeśli chodzi o obraz masowej paranoi.

Czy to znaczy, że Obóz koncentracji nie jest wart uwagi? Wcale nie. Choć jest to książka nierówna, w której fragmenty dobre przeplatają się z przeraźliwie nudnymi i przegadanymi, to może ona okazać się ciekawą pozycją dla tych, którzy lubią długie, filozoficzne rozprawy i szukanie drugiego dna w powieści. Ta książka to prawdziwe dzieło sztuki. Jeśli ją przeczytasz, odmieni cię – głosi tekst na wewnętrznej stronie okładki. Niestety, mnie nie odmieniła. Cały czas przy czytaniu towarzyszyły mi mieszane uczucia, jednak zakończenie okazało się naprawdę dobre i zaskakujące, dzięki czemu Obóz koncentracji zyskał w moich oczach. Dlatego bardzo, bardzo ostrożnie zachęcam do samodzielnego jego poznania.

Tytuł: Obóz koncentracji [Camp concentration]
Autor: Thomas M. Disch
Wydawca: Solaris
Stron: 196
Rok wydania: 2008
Ocena: 4
Ravandil Opublikowane przez:

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.