Nieustraszeni pogromcy paskud wszelakich, część 1

Był piękny, czerwcowy poranek. Słoneczko przyjemnie grzało, kwiatki kwitły, a wiatr roznosił po okolicy ich przyjemną woń. Ptaszki śpiewały, sarenki biegały, wiewiórki wędziły się na ruszcie, a jakiś bober uciekał przed lokalnym zboczeńcem. Jednym słowem – dzień jak co dzień.

Do tego krajobrazu jednakże nie za bardzo pasowała para poszukiwaczy przygód, którzy próbowali dostać się do starego grobowca tudzież krypty mieszczącej się w zboczu pagórka. Mniejsza postać majstrowała przy zamku grubych drewnianych drzwi, a większa najwidoczniej nadzorowała działania kompana.

– K[BEEP!]wa ja pie[BEEP!]dole! – delikatnie wyraził swoje niezadowolenie jegomość zakuty w zbroję. Był to Iwan Krasnynos, poszukiwacz przygód i najemny pogromca paskud wszelakich, jak lubił sam siebie nazywać. Tego dnia wszystko mu przeszkadzało, bolała go głowa, a te przeklęte ptaki wciąż śpiewały. Znienawidzone kwiatki rozsiewały pyłki, na które rycerz był uczulony. Czarę goryczy przelało palące jak nigdy słońce, dzięki któremu zbroja Iwana mogła służyć za patelnię.

– Jeśli się nie pospieszysz, to ja zeświruję w tej puszce, a jeśli ja zeświruję, to zgadnij kogo pierwszego zarżnę w krwawym amoku – rycerz, najdelikatniej jak tylko mógł, popędzał swego majstrującego przy drzwiach kompana.

– Eeeee sefie, chyba nic z tego, zamek się zepsuł – wyseplenił Manfred „Maniek” Sprzedżłoba, wierny giermek Iwana. Osobnik oprócz tego, że wyglądał jak beczka piwa z rękami i nogami, to wyróżniał się jeszcze tym, iż lekko seplenił i zazwyczaj nie grzeszył inteligencją.

– No nic dziwnego, że się zepsuł, skoro zacząłeś tam wtykać każdy patyk, który wpadł ci pod rękę!! – z rosnącą irytacją zauważył Iwan. Miał rację, masywnie wyglądający zamek przypominał teraz metalowo-drewnianego jeża.

– Mówiłeś, że się na tym znasz!

– Ale kiedy ja tylko plubowałem go otfozyć, sefie. Cytałem kiedyś w takiej jednej księdze, ze w zamek tszeba włoszyć patyk i kręcić – fachowo objaśnił Maniek.

– Bogowie ratujcie! Ja Ci zaraz miecz włoszę, tfu, włożę i zacznę kręcić! To są wytrychy ty barania kiszko! I one są wykonane z m e t a l u, a nie z drewna, panimaju? – „z metalu” Iwan przesylabizował, by raz na zawsze trafiło to do raczej pustawej głowy Mańka. Fakt, że jego kompan potrafił czytać, stale go zadziwiał.

– Aha – Maniek udał, że zrozumiał. – No to co teraz sefie? – nieskalane cieniem myślenia oczy Sprzedżłoba zwróciły się w stronę kompana.

– No jak to co? Plan B – odparł, już niemal spokojnie, Iwan.

– Plan B? Eeeee… to może… to może lepiej wrócimy do wioski i kupimy jakieś zwoje otfierania? – błagalnie zaproponował Maniek.

– Nie – odparł z dziką rozkoszą Iwan – próbujemy plan B.

Owy plan B zakładał, że Maniek rozpędzi się i używając swej głowy jako tarana, wyważy drzwi. Przy jego masie, w teorii, drzwi powinny rozsypać się w drzazgi. Oczywiście według Iwana koncept był sensowny i jak najbardziej bezpieczny (dla niego przynajmniej), ale Maniek, pomimo swej głupoty, miał jakieś podświadome opory.

– Ale sefie, pamiętas jak ostatnim razem wywaszyłem dszwi? Pięć dni lezałem niepszytomny.

– Taaak, to było pięć pięknych dni – Iwan rozmarzył się myśląc o niemal tygodniu spędzonym bez swego giermka o małym rozumku. – Maniek nie bądź mięczak, dzięcioły całymi dniami walą łbami w drzewo i żyją.

Maniek chwilę pomyślał, lecz nie mógł oprzeć się tak rzeczowej argumentacji i odszedł kilkanaście metrów by wziąć rozbieg.

Iwan, tknięty przeczuciem, ostatni raz chciał sprawdzić, czy drzwi nadal są zamknięte. Pchnął je ramieniem i o dziwo wejście do krypty stanęło przed nim otworem. Odwrócił się, by poinformować o tym swego kompana, gdy nagle zamarł. Wrzeszcząc niczym zarzynany mamut w ciąży, pędziło na niego 200 kilogramów żywej wagi o imieniu Maniek.

Rycerz zdążył tylko pomyśleć „Jeśli to przeżyję, to go zabiję”. Sprzedżłoba zdmuchnął Iwana z nóg i obaj zniknęli w czeluściach krypty. Głuche *ŁUP* oznajmiło, że ich podróż brutalnie zakończyła się na ścianie.


Gdy nasi bohaterowie obudzili się, było już po zmroku. Iwan ocknął się pierwszy przeklinając wszystko i wszystkich, a zwłaszcza parę, która w swej nieświadomości spłodziła Mańka Sprzedżłobę. Iwan szturchnął swego kompana lekko, ten jednak zamruczał „Jeszcze pięć minut mamo” i obrócił się na drugi bok. Kilka siarczystych kopniaków zbudziło otyłego giermka. Po chwili obaj byli już na nogach i otrzepali się z warstwy kurzu, która pokryła ich po takim nader gwałtownym lądowaniu.

– No i co teraz sefie? – zapytał Maniek jakby nigdy nic.

– No jak to co, ty zidiociały wałachu? Szukamy tego wampira cośmy mieli go ukatrupić – Iwan próbował trzymać nerwy na wodzy, jednak poziom głupoty jego giermka doprowadziłby do obłędu niejednego rycerza. Dochodził on powoli do wniosku, że w poprzednim wcieleniu musiał być co najmniej jakimś złym imperatorem, który zgładził pół swego kraju, bo nie przychodził mu do głowy żaden inny powód, za co bogowie mogli go tak pokarać.

Dwaj poszukiwacze ostrożnie przemierzali krypty. Maniek doprowadzał Iwana na skraj zawału serca, gdy co jakiś czas piszczał jak dziewka na widok dużego pająka lub innego rodzaju owadziego plugastwa. Gdy zobaczył szkielet jakiegoś śmiałka, który zapuścił się do tego grobowca, wydał z siebie pisk zdolny postawić na nogi umarłego i znalazł się w pozycji leżąco-olewającej, czyli po prosty zemdlał. Iwan miał teraz dylemat: zostawić jełopa i mieć święty spokój, czy ocucić i iść dalej. Po dość długiej kontemplacji doszedł jednak do wniosku, że będzie potrzebował przynęty na wampira. Jeden dobrze wycelowany strzał piąchą w nery przywrócił świadomość giermkowi.

W końcu Iwan i Maniek doszli do legowiska wampira. Pomieszczenie było urządzone w stylu death-deco. Na środku, na podwyższeniach, stały dwie zdobione trumny.

– Maniek, czy mi się wydaje, czy dostaliśmy zlecenie na jednego wampira? – zapytał trochę zbity z tropu Iwan.

Giermek wyciągnął zza pazuchy zwój, który po rozwinięciu sięgnął samej ziemi.

– Tak sefie, stoi w papirach, że momy ukatrupić jedną poczfare – zakomunikował oficjalnym tonem Maniek.

– No cóż, jeden wampir w tą czy w tą to chyba nie zrobi różnicy – odparł rycerz drapiąc się w głowę. – Jak nie będą chcieli zapłacić za drugiego, to puścimy wiochę z dymem – jak widać Iwan był urodzonym negocjatorem.

Panowie zabrali się do otwierania trumien. Wieko pierwszej ustąpiło po zaaplikowaniu metody „na chama” względnie „na rympał”. Ku ich zaskoczeniu trumna była pusta. Wieko drugiej nie było przymocowane i śmiałkowie mogli je bez problemu zdjąć. W środku znajdowała się piękna kobieta, kruczoczarne włosy opadały jej na smukłe ramiona. Krwawoczerwone usta kontrastowały z bladą cerą. Pierwszy z zauroczenia tą pięknością wyrwał się Maniek.

– Eeee sefie, ślina panu cieknie – zauważył giermek.

Iwan miał półprzytomny wyraz twarzy, na której gościł obleśny uśmiech. Szturchnięcie Mańka wyrwało go z transu.

– Ehem, no tak, co to ja miałem… aha, czas się wziąć do roboty – wyrzucił z siebie lekko zażenowany rycerz. Zbyt wiele czasu minęło od ostatniej wizyty w jakimś porządnym burd… ekhm, to znaczy w jakimś domu rozrywek.

Maniek wyjął zza pazuchy osinowy kołek i mogli zaczynać. Iwan miał wdrapać się do trumny, usiąść okrakiem na nieumarłej piękności i przeszyć jej serce kołkiem. Plan był dobry, jednak wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. Iwan wdrapując się do środka zaczepił o coś nogawką i jak długi zwalił się do trumny lądując twarzą w nader wyeksponowanym dekolcie ponętnej wampirzycy. Że sytuacja wyglądała na niedwuznaczną dla osoby postronnej, to mało powiedziane. Iwan i Maniek zamarli, jednak wampirzyca ani nie drgnęła. – Ufff, już myślałem, że po nas – powiedział Iwan ścierając pot z czoła. – Gdyby ona się obudziła, to pomyślałaby, że jesteśmy jakimiś nekrofilami czy coś.

Maniek nie mógł wydusić z siebie słowa, tylko głośno przełknął ślinę. Teraz z pewnością miał więcej w spodniach niż w głowie.

Iwan już miał dźwignąć się z trumny, gdy usłyszał coś, co zmroziło mu krew w żyłach.

– Kochanie! Twój misiaczek już wrócił! – entuzjastycznie oznajmił ktoś z korytarza.

Maniek zemdlał, a Iwan w myśl pierwszej zasady niewidzialności „nie wstawać” pozostał tam, gdzie był, czyli na wampirzycy. Wampir zastał nieciekawy obrazek: jego trumna była rozwalona, a na ziemi leżał jakiś grubas, sądząc po zapachu martwy. Na końcu zauważył rycerza w zbroi leżącego na jego oblubienicy. Tego już było za dużo.

– Ty przeklęta ladacznico! Znowu się puszczasz na lewo i prawo, i to na dodatek z jakimiś zakutymi pałami! – wrzeszczał wampir. Jego wzrok zwrócił się na głupkowato uśmiechającego się rycerza.

– Pier[BEEP!]isz moją kobietę! – wycedził wampir.

– Eeee, tu zaszło jakieś nieporozumienie… eeee ta pani się zakrztusiła, a ja jej robiłem sztuczne oddychanie – Iwan schodząc z pani wampirowej próbował się bezskutecznie tłumaczyć.

– Wampiry nie oddychają, ty zboczeńcu! – słusznie zauważył gospodarz krypty.

– Ehm, fakt… mój błąd.

– Szykuj się na śmierć śmiertelniku! – powiedział wampir ruszając w stronę naszego śmiałka.

– Może to przedyskutujemy? – Iwan starał się odwlec nieuniknione. W nagłym przypływie odwagi zacisnął obie ręce na kołku i wbił go z całych sił w serce wampirzycy. Kobieta stanęła na równe nogi niczym wystrzelona z procy, nieludzki skowyt wypełnił salę i niedawna piękność zamieniła się w kupkę popiołu. Wraz z jedynym kołkiem, którego miał Iwan.

Już nie tak nieustraszony pogromca paskudztw wszelakich był w nieciekawej sytuacji: wampir myślał, że rycerz wychędożył mu małżonkę, a co gorsza, teraz ją na dodatek ukatrupił. Krwiopijca rzucił się w stronę Iwana, jednak potknął się o cielsko Mańka i wyłożył jak długi. Krasnynos przebiegł na drugą stronę pomieszczenia, gdzie jego uwagę przykuła mała szklana szafeczka przymocowana do ściany.

– „Rozbić w przypadku wizyty tysiącletniej teściowej. Kołek wyjąć i szybkim ruchem wbić w serce, w razie potrzeby czynność powtórzyć” – przeczytał Iwan.

Już wzbogacony o kołek, rzucił się na gramolącego się z ziemi wampira. Ten jednak jednym uderzeniem odrzucił go w róg pomieszczenia. W tym samym czasie Maniek obudził się, jednakże jeszcze nie całkiem nawiązał kontakt z rzeczywistością. Wampir śmiejąc się upiornie, zbliżał się do leżącego Iwana.

– Maniek! Plan B! – wrzasnął rycerz.

Giermek, o dziwo, zerwał się na równe nogi i pędząc przed siebie na oślep wpadł na zbitego z tropu wampira. Mańkowi całkowicie wróciły zmysły, lecz gdy zobaczył kły osobnika leżącego pod nim, zemdlał ponownie. Wampir szamotał się, jednak cielsko Sprzedżłoby skutecznie przygwoździło go do ziemi.

– Panowie, może to przedyskutujemy?… – zaczął wampir widząc beznadzieję swojego położenia.

– Giń je[BEEP!]ny krwiopijco! Smarkam na ciebie synu szklarza! Twoja matka była chomikiem, a ojciec śmierdział skisłymi jagodami! – zawył Iwan rzucając się do ataku. Czasem trochę zbytnio wczuwał się w swoją pracę.

– Ale dlaczego od razu tak niekulturalnie?! – zdążył zajęczeć wampir nim kołek przeszył jego serce.

– W imię zasad, blady wypłoszu – rzucił otrzepując rękawice Iwan.

Kolejnych nieumarłych można było zaliczyć do grona umarłych na dobre. Iwan zbudził swego giermka, który jednak na coś się przydał. Obaj ruszyli w kierunku wyjścia z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Po jakimś czasie znów znaleźli się na świeżym powietrzu.

– Maniek, gdzie przywiązałeś nasze rumaki? – zapytał Iwan.

– Jak to gdzie? Myślałem, że pan je przywiąsał – odpowiedział zaskoczony pytaniem giermek.

– Mówiłem ci, żebyś uwiązał konie, kiedy uganiałeś się za tymi przeklętymi wiewiórkami! – Iwan powoli dochodził do temperatury wrzenia.

– Eeee, ups.

– Ups?!?!? Aaaaaaaaaaaaaaaaaa!

Iwan zaczął gonić swego giermka po całym lesie wykrzykując co chwilę „Jak cię dopadnę to ci nogi z d[BEEP]y powyrywam” i inne tego typu wyrażenia grzecznościowo-okolicznościowe. Po godzinie pogoni przypadkowo udało im się znaleźć konie, więc Iwan wspaniałomyślnie odstąpił od chęci zamordowania swojego towarzysza. Wkrótce dwaj śmiałkowie podążali w kierunku wioski o dźwięcznej nazwie Mysie Kiszki by odebrać zapłatę za wykonane zadanie.

– Sefuńciu, a co będziemy robić jutro, po odebraniu kasy? – zapytał Maniek.

– Będziemy robić to, co robimy każdego dnia, drogi giermku – odpowiedział enigmatycznie Iwan.

– Czyli będziemy polować na wszelakie paskudy, które panoszą się po tym świecie, tak?

– Nie, no coś ty. Bajek o rycerzach żeś się naczytał czy co? Pójdziemy do gospody, narąbiemy się jak świnie, poderwiemy jakieś dziewki, a co będzie dalej, to się zobaczy.

Ujechali kawałek drogi, gdy Iwan rozmarzył się.

– Wiesz Mańku, kiedyś będę musiał spisać nasze przygody – oświadczył rycerz.

– Taaak? A jaki będzie tytuł? – zainteresował się Sprzedżłoba.

– „Przygody nieustraszonego pogromcy paskud wszelakich” – odparł Iwan.

– A dlaczego taki? Pewnie dlatego, że zabijamy rósne pocfary – powiedział Maniek dumny z siły swojej dedukcji.

– Nie. Będzie taki tytuł, bo „Wiedźmin” jest już zajęty.

I tak oto nasi bohaterowie kontynuowali swoją podróż w kierunku Mysich Kiszek, gdzie choć nazwa na to nie wskazywała, oczekiwały na nich wino, kobiety i śpiew…

Idanow Opublikowane przez:

12 komentarzy

  1. BAZYL
    25 czerwca 2005
    Reply

    Pamiętam

    jak to opowiadanie pojawiło się na tewernianej Liście Dyskusyjnej… To były czasy 😉

  2. Jarlaxle
    25 czerwca 2005
    Reply

    Zacne…

    dobrze się czyta, a i pośmiać się można… :]

  3. de Francis Mirra Murbery
    28 czerwca 2005
    Reply

    Z[BEEP!]e

    Porcja śmiechu na wakacje 😛

  4. Athendor
    31 lipca 2005
    Reply

    QL!

    Nie no, rewelacja.

  5. Daniel
    9 września 2005
    Reply

    He he

    Ojej nie ma jak to przygody pogromców paskud wszelakich . Juz dawno sie tak nie śmiałem…
    The best byla czesc z druzyna pierscienia

  6. BochN
    18 października 2005
    Reply

    Swietne!!!!!!

    Ale czemu tak mało. Kopsnijcie następne części.

  7. Marten
    21 października 2005
    Reply

    Po prostu zajebiste! 🙂

    Super opowiadanie! Długi czas nie czytałem czegoś równie dobrego. Dobrze że byłem wcześniej w kibelku… 😉 A teraz spać bo brzuch boli…

  8. FLK
    23 listopada 2005
    Reply

    Spoko-loko-karuzela

    Następna część niedługo.
    I o ile mnie pamięć nie myli, to będzie to z drużyną pierścienia 🙂
    (to też jest moja ulubiona część)

  9. jmk
    11 stycznia 2006
    Reply

    no no

    N.aprawdę niezłe

  10. GIRMI
    29 stycznia 2006
    Reply

    Całkiem

    całkiem, niczego sobie. Napisz coś jeszcze.

  11. Patrykow
    16 lutego 2006
    Reply

    Nie no ziom

    Taki teksik to rewelka. Może napiszą książkę z setką takich opowiadań? Murowany hit!

  12. Gieniu Wspaniały
    26 czerwca 2006
    Reply

    Za[beeep]ste

    No śupeł hełośi. Ibardziej niz mniej zabawne akcje 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.