NeoAddix – recenzja

NeoAddix_Jon-Courtenay-Grimwood,images_big,28,83-7319-205-0

NeoAddix to powieść specyficzna. Sięgnąłem po nią, myśląc że będę miał do czynienia z cyberpunkiem. Po kilkunastu stronach doszedłem do wniosku, że obcuję z gotyk-punkiem. Na zakończenie nie było już punka lecz fantastyka. I jak mam to oceniać? Skąd moje kłopoty z klasyfikacją? Może ma na to wpływ główny antagonista – wampir. Na początku wszystko jest cacy, krwiopijca wydaje się produktem inżynierii genetycznej. Z czasem jednak, jego istnienie staje się coraz bardziej niedorzeczne, jak na fantastykę naukową. W takim wypadku odpada naukowość. Pozostaje fantastyka (też ciekawa).

W oczy rzuca się jedna rzecz – styl autora. Jon Courtenay Grimwood pisze szybko i nie zostawia wiele czasu na przemyślenia. Ciągle coś się dzieje (w przeciwieństwie do Arabeski tegoż pisarza, gdzie akcja ciągnie się jak flaki z olejem). Świat oglądamy z punktu widzenia wielu bohaterów, a miejsce akcji zmienia się jak w kalejdoskopie. W takiej gonitwie ciężko złapać oddech. Na szczęście w niektórych punktach akcja zwalnia, dając złudną nadzieję na zaczerpnięcie powietrza. I zaczyna się… Sceny i opisy operacji chirurgicznych, seksu, pobić. To naprawdę boli, a autor z satysfakcją przedstawia coraz to nowsze anatomiczne szczegóły. Opisy są całkowicie naturalistyczne. To nie cyberetyka a cybernetyka.

Kiedy już zatrzymaliśmy na przystanku cyber, warto wspomnieć o otoczce naukowej NeoAddix. Świat technologii informacyjnych jest zaprezentowany dość dokładnie. Ani na chwilę nie miałem wątpliwości, że dzięki dostępowi do sieci bohaterowie mogą pozyskać to, czego zapragną. Z drugiej strony, odrobinę denerwuje przedstawienie wnętrza samej pajęczyny – to trochę jak fantastyczny astral. Zniesmaczenie pogłębia podejście pisarza do mechaniki kwantowej. W NeoAddix wydaje się ona być czymś na wzór magii. Sam kwantowy bohater – MAKAI – to już duże przegięcie, jeśli chodzi o naukowość. Zresztą często zdarzają się autorowi drobne wpadki, z których wynika, że nie do końca rozumie to, o czym pisze. To poważna wada dla fanów fantastyki naukowej. Jednak Jon Courtenay Grimwood, świadomie lub nie, wytrąca broń z dłoni największych malkontentów. W jaki sposób? Nie wdając się zupełnie w szczegóły opisywanych zjawisk. I tak jest także z sytuacją polityczną w świecie przedstawionym. Wydaje się, że Bliski Wschód i Japonia to dwie potęgi, ale nie jest to zarysowane na tyle mocno, by czytelnik zawracał sobie tym głowę.

Bohaterowie to wysoko postawiona pani prawnik, dziennikarz śledczy, lider gangu narkotykowego i biochemik. Są mocno odjechani, nie budzą sympatii i przechodzą spore metamorfozy, szczególnie pismak. Z tymi przemianami można by było żyć, gdyby nie to, że następowały skokowo, bez wyraźnej przyczyny. Brakowało choćby zdania o tym, co działo się między jednym a drugim ważnym wydarzeniem. Dlaczego bohaterowie stali się tacy, a nie inni?

NeoAddix to powieść dzika, nieujarzmiona. Trzeba być przy niej wyrozumiałym, przymknąć oko na zaburzony (albo ekstremalnie przyspieszony) ciąg przyczynowo-skutkowy. Wtedy czyta się ją naprawdę dobrze. Grupy, którym polecałbym tę lekturę, to fani wampirzych opowieści, szczególnie tych ze stajni Briana Lumleya oraz osoby grające w RPG typu Shadowrun lub tytuły ze Świata Mroku, szczególnie narratorzy poszukujący nowych inspiracji.

Tytuł: NeoAddix
Autor: Jon Courtenay Grimwood
Wydawca: Muza
Rok: 2003
Stron: 356
Ocena: 4-
CoB Opublikowane przez:

Fan papieru - w postaci książek i podręczników RPG. Pasjonat nauki, żeby sobie odbić (i być uważanym za fana sci-fi) tkwi po uszy w pięćdziesięcioletniej Nowej Fali.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.