Nefilim – recenzja książki

4516_nefilim

Tak się jakoś ostatnimi laty złożyło, że bardzo popularna stała się w fantastyce tematyka anielska. Na rodzimym podwórku zaczęło się od Kossakowskiej i jej opowiadań oraz Siewcy wiatru, następnie był Ćwiek, który wpadł na (jakże odkrywczy!) pomysł stworzenia uniwersum aniołów bez Boga w Kłamcy, ostatnio nie do końca spełniający oczekiwania Zbieracz Burz, znów Kossakowskiej. Do tego doliczyć należy oczywiście co najmniej kilkanaście innych tytułów, których przytoczenie uniemożliwia mi perfidnie wredna i wybiórcza pamięć. Popularnością skrzydlatym dorównują ostatnimi czasy chyba tylko wampiry, których osobiście mam po dziurki w nosie od czasu premiery pewnej słynnej sagi, która zaowocowała między innymi tym, że w każdym większym sklepie łypie na mnie z półek blada twarz Edwarda.

Pierwsze skojarzenie ze Zmierzchem (przyznać muszę – trudne do wyjaśnienia) nasunęło mi się po ujrzeniu okładki, zanim jeszcze otrzymałem do swych rąk recenzencki egzemplarz Nefilima (poszukiwałem w sieci informacji z czym należy owy bestseller jeść). Drugie skojarzenie pojawiło się po zapoznaniu z zarysem fabuły: mamy dobiegającego osiemnastki nastolatka o wdzięcznym imieniu Aaron, z którego życiem zaczynają dziać się nagle dość niepokojące rzeczy – słyszy głosy, śni o polu bitwy i łopocie skrzydeł, zaczyna rozmawiać ze swym psem, a na domiar złego ma obowiązkowe kłopoty sercowe (dla dociekliwych: tak, Aaron jest przystojny i nieco nieśmiały; i tak, jego wybranka serca jest najładniejszą dziewczyną w szkole). Pewnego dnia spotyka starca, który oznajmia mu, że jest Nefilimem – synem anioła i śmiertelnej kobiety, a anielska armia chce go zlikwidować, jako największą obrazę bożego majestatu. Trzeciego skojarzenia nie było – wraz z książką był za to króciutki liścik od wydawnictwa Jaguar, stwierdzający iż książka ma objawić wszystkim nastolatkom, że mroczne historie nie zaczynają i nie kończą się na wampirach, co ostatecznie potwierdziło moje domysły.

Fabuła mnie nie porwała. Powiem więcej – po prologu miałem ochotę rzucić książkę w kąt i zapomnieć na wieki o jej istnieniu, a jedyne co zdołało mnie od tego powstrzymać, to wizja świętego gniewu, jaki ogarnia Bazyla na wiadomość o tak brutalnym porzuceniu egzemplarza recenzenckiego. Dalej było już na szczęście lepiej, choć i tak daleki będę od zachwytów – akcja nie zaskakuje niczym – może poza jednym momentem, nie mającym tak naprawdę większego wpływu na fabułę. Zakończenie łatwo przewidzieć, wydarzeniom brakuje w najważniejszych miejscach dynamiki, czego najlepszym przykładem są starcia, czytane w ten sam, leniwy sposób, co reszta książki, a fabuła sprawia wrażenie nieco zbyt infantylnej. Wiem, że to książka dla nastolatków, ale nie popadajmy w przesadę – doskonale pamiętam, co jeszcze te kilka lat temu czytałem. I miałem zdecydowanie wyższe wymagania co do fantastyki, niźli to, co reprezentuje Nefilim.

Najbardziej podczas lektury raziło mnie zachowanie głównego bohatera – Sniegoski z uporem godnym lepszej sprawy każe mu powtarzać, że zaczyna tracić zmysły, że ma przewidzenia etc., jednak nie jest w stanie zdobyć się na wiele więcej. Pomimo najszczerszych chęci nie byłem w stanie uwierzyć w to, że bohater naprawdę przejmuje się tym, co dookoła niego się dzieje. Postać Aarona jest płaska i absolutnie nierealna. Szkoda, gdyż to właśnie najbardziej zaniża ocenę końcową – porządnie skonstruowany bohater jest w stanie pociągnąć w końcu nawet najsłabszą książkę/film/grę.

Złego słowa nie powiem za to o głównym adwersarzu głównego bohatera, Werchielu, dowódcy Boskich Strażników. Autor zdołał zrobić z nim to, co nie udało się Kossakowskiej w Zbieraczu Burz z postacią Michała – Werchiel jest szaleńcem i fanatykiem z krwi i kości, posiadającym ostre rozgraniczenie dobra i zła, wszędzie dookoła widząc rzekome znaki od Boga i interpretując je na własny, skrzywiony sposób. Na tle reszty książki (a szczególnie w zestawieniu z dość nijakim Aaronem) ta postać wybija się pozytywnie i naprawdę może się podobać.

Narzekam i narzekam, zbliżam się powoli do końca tekstu i wychodzi, że Nefilim to niemalże siedem nieszczęść, co byłoby jednak odrobinę niesprawiedliwe – autor ma czasami lepsze chwile, potrafi wywołać mimowolny uśmiech na twarzy, a fabuła, jeśli tylko nie mieć wobec niej bardzo dużych wymagań, trzyma dość znośny poziom (za czas jakiś sam pewnie spróbuję przeczytać bestseller Sniegoskiego raz jeszcze, z odpowiednio obniżonymi wymaganiami). Jeśli będziecie mieli okazję od kogoś Nefilima pożyczyć, możecie go spróbować. Jeśli nie, to poważnie zastanowiłbym się, czy warto go kupować – na rynku jest dużo lepsza literatura. Ale to już tylko Wasza decyzja.

Tytuł: Nefilim
Cykl: Upadli, tom 1
Autor: Thomas E. Sniegoski
Wydawca: Jaguar
Rok: 2010
Stron: 318
Ocena: 3+
Strider Opublikowane przez:

Na początku były Przygody Gala Asterixa... A później wszystko inne. Nie przepuści żadnemu filmowi animowanemu, ani książce dla dzieci. Miłośnik dobrego science-fiction i gier starszych niż on sam.

Bądź pierwszą osobą, która zostawi swój komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.