[Wampir:Maskarada] Więzy Krwi

-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
[Wampir:Maskarada] Więzy Krwi
Miałem rozpocząć sesję po południu, ale niestety mnie nie będzie, więc pierwszego posta wrzucam teraz. Aha...przez weekend raczej nie pociągnę fabuły dalej, bo od jutra zaczyna mi się szkoła więc nie wiem jak to wyjdzie. Jakby co to update w poniedziałek na 100%. Zatem let's play...
Do graczy:
-pisanie postów w trzeciej osobie
-pisanie opisowe(5-10 zdań, jednozdaniowcy będą uśmiercani natychmiast)
-rzetelna rozgrywka
-nie wchodzenie w moje kompetencje (ode mnie zależy czy coś się wam udaje czy nie)
-pisanie imienia postaci na początku postu
-za robienie sobie “jaj” będę uśmiercał
-za długotrwałe nieodpisywanie również będę uśmiercał
-inne pytania kierować na PW
Sposób pisania postów:
-tak piszemy co postać mówi
-"tak piszemy co postać myśli"
-pogrubieniem wszystko poza sesją
Ekipa:
David Nowyer (Gangrel - bohater Sergiego)
Iskariot (Malkavian - bohater t0m3ka)
Zan (Toreador - bohater Setha)
Balthazar (Odszczepieniec Lasombra - bohater Serge'e)
Michael Rowinski (Ventrue - bohater Tron'a)
Chicago, 27 listopada 2006, godz. 21:45
David Nowyer
Noc powoli roztaczała swój całun nad miastem. Wiedziałeś co to dla ciebie oznacza. Mimo tego, iż próbowałeś chamować swe alter-ego, pokusa spróbowania ciepłej krwi i zatopienia swych zębów w miękkiej szyi jakiejś przypadkowej ofiary wydawała się dużo większa. Dawno nie czułeś takiego pragnienia. Próbowałeś odrzucać te myśli, skupiając się nad czymś innym. Bezskutecznie. Nie mogłeś znaleźć sobie miejsca chodząc w kółko po całym mieszkaniu. Zachowywałeś się niczym narkoman na głodzie. Nie wytrzymałeś. Chwyciłeś kurtkę i już miałeś wybiec z mieszkania, gdy nagle odezwał się telefon komórkowy. "Numer zastrzeżony", pojawił się napis na wyświetlaczu. Nie wiedziałeś dlaczego ale coś kusiło cię, aby odebrać. W końcu podniosłeś telefon i przyłożyłeś do ucha. Usłyszałeś dziwny, szorstki głos należący do jakiegoś mężczyzny:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, przyjeżdżaj szybko...
Nim zdążyłeś zapytać o co chodzi, nieznajomy rozłączył się a ty stałeś nie wiedząc co robić.
Iskariot
Głośna, heavymetalowa muzyka wdzierała się do zaniedbanej ubikacji jednego z małych klubików w którym przebywałeś. Uwielbiałeś takie kameralne miejsca, a imprezy to był twój żywioł. W tej chwili jedna z imprezowiczek tonęła w śmiertelnym uścisku twych zębów wpijających się coraz mocniej w jej tętnicę. Posadziłeś ją na brudnej umywalce, gdyż powoli osuwała się na podłogę wraz z uciekającym z niej życiem. Czułeś się wspaniale. Jej ciepła krew dodawała ci mocy i rozjaśniała nieco twój spaczony i zamglony umysł. Nagle poczułeś wibrację swej komórki w tylnej kieszeni spodni. Zostawiłeś dziewczynę a szkarłatna posoka delikatnym strumieniem zaczęła płynąć po jej szyi. Numer okazał się zastrzeżony. Odebrałeś telefon i już miałeś najechać na tego, kto przerwał ci ucztę, gdy nagle usłyszałeś:
- Jeśli chcesz się dobrze zabawić, to zapraszam do klubu "Insomnia" przy Red Rock District. Przybądź szybko, a nie pożałujesz... - połączenie zostało zerwane a ty stałeś sam po środku kibla myśląc o całej sytuacji.
Zan
Przybyłeś do Chicago z Londynu na polecenie swego Księcia, któremu byłeś oddany odkąd roztoczył nad tobą opiekę po zniknięciu twego Ojca. Cel podróży nie był do końca jasny, pewne było jednak że miałeś się z kimś spotkać w bardzo ważnej sprawie. Jadąc z lotniska taksówką, podziwiałeś miasto. Pokój w hotelu był już wynajęty, mogłeś zatem skupić się nad ważniejszymi sprawami. Gdy rozmyślałeś o swym zadaniu nagle rozbrzmiał znajomy dzwonek twojej komórki. Odebrałeś telefon i usłyszałeś gruby, szorstki głos:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, spotkajmy się, to bardzo ważne...
Połączenie zostało zerwane, a ty wciąż jechałeś w kierunku hotelu, zastanawiając się co zrobić.
Balthazar
Znajdowałeś się właśnie w wykwintnej restauracji w drogiej dzielnicy Chicago. Ubrany w idealnie skrojony garnitur siedziałeś przy stoliku w rogu naprzeciw tęgiego mężczyzny. Ta kolacja miała być uwieńczeniem starań o przejęcie firmy tego spaślaka, kolejnej w tym miesiącu. Interesy szły bardzo dobrze - musiałeś to przyznać, odkąd zdradziłeś madrycką Lasombrę i zacząłeś działać na własną rękę w Stanach. Zdobywałeś coraz większy szacunek i prestiż wśród tutejszej Camarilli co tylko podnosiło twoje mniemanie o sobie. Gdy rozmawiałeś z mężczyzną o przyszłości firmy nagle zadzwonił telefon:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, spotkajmy się, jest interes do zrobienia... - mruknął mężczyzna o grubym, szorstkim głosie,
Połączenie zostało zerwane, a ty siedziałeś nad talerzem pełnym pieczonych ślimaków i zastanawiałeś się co zrobić.
Michael Rowinski
Siedziałeś w oddziale firmy swego ojca znajdującej się w Chicago i odwalałeś papierkową robotę. Nawet teraz, gdy wszyscy opuścili już budynek gigantycznej korporacji którą nadzorowałeś, musiałeś dokonczyć to, co zacząłeś kilka godzin temu. Z faktem iż jesteś Ventrue już zdążyłeś się pogodzić i choć miałeś spotkać się dzisiaj z towarzystwem ze swego klanu, postanowiłeś popracować dłużej. Nagle telefon leżący na biurku tuż obok ciebie zaczął dzwonić. Spojrzałeś na wyświetlacz - "numer zastrzeżony". Pchany ciekawością odebrałeś:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, przyjedź prędko a nie zawiedziesz się...- rzucił gruby, ochrypły głos. Połączenie zostało zerwane, a ty wpatrywałeś się w swój telefon znad sterty papierów.
Do graczy:
-pisanie postów w trzeciej osobie
-pisanie opisowe(5-10 zdań, jednozdaniowcy będą uśmiercani natychmiast)
-rzetelna rozgrywka
-nie wchodzenie w moje kompetencje (ode mnie zależy czy coś się wam udaje czy nie)
-pisanie imienia postaci na początku postu
-za robienie sobie “jaj” będę uśmiercał
-za długotrwałe nieodpisywanie również będę uśmiercał
-inne pytania kierować na PW
Sposób pisania postów:
-tak piszemy co postać mówi
-"tak piszemy co postać myśli"
-pogrubieniem wszystko poza sesją
Ekipa:
David Nowyer (Gangrel - bohater Sergiego)
Iskariot (Malkavian - bohater t0m3ka)
Zan (Toreador - bohater Setha)
Balthazar (Odszczepieniec Lasombra - bohater Serge'e)
Michael Rowinski (Ventrue - bohater Tron'a)
Chicago, 27 listopada 2006, godz. 21:45
David Nowyer
Noc powoli roztaczała swój całun nad miastem. Wiedziałeś co to dla ciebie oznacza. Mimo tego, iż próbowałeś chamować swe alter-ego, pokusa spróbowania ciepłej krwi i zatopienia swych zębów w miękkiej szyi jakiejś przypadkowej ofiary wydawała się dużo większa. Dawno nie czułeś takiego pragnienia. Próbowałeś odrzucać te myśli, skupiając się nad czymś innym. Bezskutecznie. Nie mogłeś znaleźć sobie miejsca chodząc w kółko po całym mieszkaniu. Zachowywałeś się niczym narkoman na głodzie. Nie wytrzymałeś. Chwyciłeś kurtkę i już miałeś wybiec z mieszkania, gdy nagle odezwał się telefon komórkowy. "Numer zastrzeżony", pojawił się napis na wyświetlaczu. Nie wiedziałeś dlaczego ale coś kusiło cię, aby odebrać. W końcu podniosłeś telefon i przyłożyłeś do ucha. Usłyszałeś dziwny, szorstki głos należący do jakiegoś mężczyzny:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, przyjeżdżaj szybko...
Nim zdążyłeś zapytać o co chodzi, nieznajomy rozłączył się a ty stałeś nie wiedząc co robić.
Iskariot
Głośna, heavymetalowa muzyka wdzierała się do zaniedbanej ubikacji jednego z małych klubików w którym przebywałeś. Uwielbiałeś takie kameralne miejsca, a imprezy to był twój żywioł. W tej chwili jedna z imprezowiczek tonęła w śmiertelnym uścisku twych zębów wpijających się coraz mocniej w jej tętnicę. Posadziłeś ją na brudnej umywalce, gdyż powoli osuwała się na podłogę wraz z uciekającym z niej życiem. Czułeś się wspaniale. Jej ciepła krew dodawała ci mocy i rozjaśniała nieco twój spaczony i zamglony umysł. Nagle poczułeś wibrację swej komórki w tylnej kieszeni spodni. Zostawiłeś dziewczynę a szkarłatna posoka delikatnym strumieniem zaczęła płynąć po jej szyi. Numer okazał się zastrzeżony. Odebrałeś telefon i już miałeś najechać na tego, kto przerwał ci ucztę, gdy nagle usłyszałeś:
- Jeśli chcesz się dobrze zabawić, to zapraszam do klubu "Insomnia" przy Red Rock District. Przybądź szybko, a nie pożałujesz... - połączenie zostało zerwane a ty stałeś sam po środku kibla myśląc o całej sytuacji.
Zan
Przybyłeś do Chicago z Londynu na polecenie swego Księcia, któremu byłeś oddany odkąd roztoczył nad tobą opiekę po zniknięciu twego Ojca. Cel podróży nie był do końca jasny, pewne było jednak że miałeś się z kimś spotkać w bardzo ważnej sprawie. Jadąc z lotniska taksówką, podziwiałeś miasto. Pokój w hotelu był już wynajęty, mogłeś zatem skupić się nad ważniejszymi sprawami. Gdy rozmyślałeś o swym zadaniu nagle rozbrzmiał znajomy dzwonek twojej komórki. Odebrałeś telefon i usłyszałeś gruby, szorstki głos:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, spotkajmy się, to bardzo ważne...
Połączenie zostało zerwane, a ty wciąż jechałeś w kierunku hotelu, zastanawiając się co zrobić.
Balthazar
Znajdowałeś się właśnie w wykwintnej restauracji w drogiej dzielnicy Chicago. Ubrany w idealnie skrojony garnitur siedziałeś przy stoliku w rogu naprzeciw tęgiego mężczyzny. Ta kolacja miała być uwieńczeniem starań o przejęcie firmy tego spaślaka, kolejnej w tym miesiącu. Interesy szły bardzo dobrze - musiałeś to przyznać, odkąd zdradziłeś madrycką Lasombrę i zacząłeś działać na własną rękę w Stanach. Zdobywałeś coraz większy szacunek i prestiż wśród tutejszej Camarilli co tylko podnosiło twoje mniemanie o sobie. Gdy rozmawiałeś z mężczyzną o przyszłości firmy nagle zadzwonił telefon:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, spotkajmy się, jest interes do zrobienia... - mruknął mężczyzna o grubym, szorstkim głosie,
Połączenie zostało zerwane, a ty siedziałeś nad talerzem pełnym pieczonych ślimaków i zastanawiałeś się co zrobić.
Michael Rowinski
Siedziałeś w oddziale firmy swego ojca znajdującej się w Chicago i odwalałeś papierkową robotę. Nawet teraz, gdy wszyscy opuścili już budynek gigantycznej korporacji którą nadzorowałeś, musiałeś dokonczyć to, co zacząłeś kilka godzin temu. Z faktem iż jesteś Ventrue już zdążyłeś się pogodzić i choć miałeś spotkać się dzisiaj z towarzystwem ze swego klanu, postanowiłeś popracować dłużej. Nagle telefon leżący na biurku tuż obok ciebie zaczął dzwonić. Spojrzałeś na wyświetlacz - "numer zastrzeżony". Pchany ciekawością odebrałeś:
- Klub "Insomnia" przy Red Rock District, przyjedź prędko a nie zawiedziesz się...- rzucił gruby, ochrypły głos. Połączenie zostało zerwane, a ty wpatrywałeś się w swój telefon znad sterty papierów.

-
- Mat
- Posty: 550
- Rejestracja: środa, 5 lipca 2006, 08:45
- Kontakt:
Iskariot
Malkavian przez jakiś czas wpatrywał sie jeszcze w ekran komórki. Nagle do jego zamglonego umysłu dotarły słowa wypowiedziane przez osobę, która do niego dzwoniła. "Mroczny Pan chce bym się zabawił, ale czy to nie będzie zabawa ogniem? Ogień, coś co płonie, może coś spłonie?" Jego umysł nawiedzały jeszcze inne równie dziwne myśli. Schował telefon do kieszeni i wrócił do klubu. Po chwili wyszedł i podszedł do taksówki po czym spytał kierowcy - Czy jako woźnica tego rydwanu możesz mnie zawieść do budunku, który nie może spać?
Malkavian przez jakiś czas wpatrywał sie jeszcze w ekran komórki. Nagle do jego zamglonego umysłu dotarły słowa wypowiedziane przez osobę, która do niego dzwoniła. "Mroczny Pan chce bym się zabawił, ale czy to nie będzie zabawa ogniem? Ogień, coś co płonie, może coś spłonie?" Jego umysł nawiedzały jeszcze inne równie dziwne myśli. Schował telefon do kieszeni i wrócił do klubu. Po chwili wyszedł i podszedł do taksówki po czym spytał kierowcy - Czy jako woźnica tego rydwanu możesz mnie zawieść do budunku, który nie może spać?
Meniyaki tsukete shinugaii!

-
- Pomywacz
- Posty: 42
- Rejestracja: sobota, 23 września 2006, 13:38
- Lokalizacja: Warszawa - Bielany
Michael Rowinski
Bardzo powoli odlożyl sluchawkę na miejsce. Nie podobalo mu się, że ktoś dzwoni i w tak malo wyszukany sposób chce go gdzieś zwabić. Jednak najbardziej w tym wszystkim nurtowalo go kto jest tą tajemniczą osobą. Jego pryjazd do Chicago nie byl wielką tajemnicą, ale z drugiej strony. W tym...fachu...nigdy nie można być pewnym czegoś do samego końca. A już z pewnością nie dowie się niczego siedząc w biurze. Sięgnąl po sluchawkę i sam zdziwil się jak szybko zajęlo mu podjęcie decyzji. "...chyba się starzeje..." - pomyślal, a na jego wargach zagościl zlośliwy uśmiech. Wybral numer do limuzyny stojącej w garażu podziemnym.
- Tom, podjedź pod windę, za 5 minut będę na dole. Mam pilne spotkanie, więc trochę będziemy się spieszyć. Możesz sprawdzić jak dojechać do klubu "Insomnia" przy Red Rock District. Dziękuję.
Odlożyl sluchawkę po czym wstal od biurka. Spojrzal przez okno na wspanialą panoramę Chicago nocą. "...może ta noc jednak nie okaże się aż tak nudna...". Skierowal swoje kroki na korytarz, a później do windy. Wcisnąl przycisk "-2". Cyferki na wyświetlaczu pięter zmienialy się...46...45...44...Michael poprawil czerwony krawat. Doskonale komponowal się z ciemnogranatowym, doskonale skrojonym garnituremw biale paski i bialą koszulą. Wreszcie rozlegl się charakterystyczny dzwonek. Winda stanęla, a drzwi powoli się otworzyly. Zaledwie kilka kroków dalej stal zaparkowany samochód. Przy drzwiach stal Tom, który otworzyl drzwi i poczekal aż jego pasażer znajdzie się wewnątrz. Niemal bezglośnie zatrzasnąl drzwi i skierowal się do swojego miejsca. Przez intercom powiedzial:
- Wiem jak mam dojechać we wskazane miejsce panie Rowinski.
Nie padla żadna odpowedź. Tom ruszyl.
Bardzo powoli odlożyl sluchawkę na miejsce. Nie podobalo mu się, że ktoś dzwoni i w tak malo wyszukany sposób chce go gdzieś zwabić. Jednak najbardziej w tym wszystkim nurtowalo go kto jest tą tajemniczą osobą. Jego pryjazd do Chicago nie byl wielką tajemnicą, ale z drugiej strony. W tym...fachu...nigdy nie można być pewnym czegoś do samego końca. A już z pewnością nie dowie się niczego siedząc w biurze. Sięgnąl po sluchawkę i sam zdziwil się jak szybko zajęlo mu podjęcie decyzji. "...chyba się starzeje..." - pomyślal, a na jego wargach zagościl zlośliwy uśmiech. Wybral numer do limuzyny stojącej w garażu podziemnym.
- Tom, podjedź pod windę, za 5 minut będę na dole. Mam pilne spotkanie, więc trochę będziemy się spieszyć. Możesz sprawdzić jak dojechać do klubu "Insomnia" przy Red Rock District. Dziękuję.
Odlożyl sluchawkę po czym wstal od biurka. Spojrzal przez okno na wspanialą panoramę Chicago nocą. "...może ta noc jednak nie okaże się aż tak nudna...". Skierowal swoje kroki na korytarz, a później do windy. Wcisnąl przycisk "-2". Cyferki na wyświetlaczu pięter zmienialy się...46...45...44...Michael poprawil czerwony krawat. Doskonale komponowal się z ciemnogranatowym, doskonale skrojonym garnituremw biale paski i bialą koszulą. Wreszcie rozlegl się charakterystyczny dzwonek. Winda stanęla, a drzwi powoli się otworzyly. Zaledwie kilka kroków dalej stal zaparkowany samochód. Przy drzwiach stal Tom, który otworzyl drzwi i poczekal aż jego pasażer znajdzie się wewnątrz. Niemal bezglośnie zatrzasnąl drzwi i skierowal się do swojego miejsca. Przez intercom powiedzial:
- Wiem jak mam dojechać we wskazane miejsce panie Rowinski.
Nie padla żadna odpowedź. Tom ruszyl.

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Zan
Nieumarły nadal spoglądał na swój srebrny telefon… gdzieś w podświadomości rozkoszował się kunsztem jego wykonania, oraz zgrabnymi kształtami.
Odłożył go do kieszeni, wciąż zaintrygowany tajemniczym głosem… ‘’A jeśli to kawał?’’
Spoglądał przez szybę na nocne miasto, wyobrażając sobie że już niedługo spadną pierwsze śniegi, zaś ulice staną się ledwie przejezdne. Siłą wyobraźni, czuł na swojej martwej twarzy, chłód nocnego, listopadowego powietrza. Obserwował światła metropolii, wciąż nie mogąc zapomnieć o tym dziwnym telefonie… Zaczął bawić się swoimi kręconymi, czarnymi jak cienie włosami, lecz jego ręka przeszła po chwili do brody… by niczym jak wiekowy starzec, gładzic ją sobie, rozmyślając o ważnych sprawach.
Był ubrany praktycznie cały na czerwono… skórzany, czerwony płaszcz, pod nim rozpięta, szkarłatna koszula… całość zwieńczona schludnymi czerwonymi spodniami, oraz czerwonymi butami z krokodylej skóry.
Miał ostre rysy twarzy, równie ostry nos, zaś gdy cię obserwował, mogłeś niemalże czuć moc jego przenikliwych, lecz pełnych zawiści brązowych oczu.
- Jedź do Red Rock District, do klubu ‘’Insomnia’’.
Taksówkarz wydawał się zdziwiony, spojrzał się w lusterko i odrzekł:
- Myślałem że jedziemy do hotelu?
- Mam powtórzyć?
Odpowiedział Zan bez namysłu… kierowca tylko westchnął cicho, po czym obrał wskazany przez wampira kierunek…
Nieumarły nadal spoglądał na swój srebrny telefon… gdzieś w podświadomości rozkoszował się kunsztem jego wykonania, oraz zgrabnymi kształtami.
Odłożył go do kieszeni, wciąż zaintrygowany tajemniczym głosem… ‘’A jeśli to kawał?’’
Spoglądał przez szybę na nocne miasto, wyobrażając sobie że już niedługo spadną pierwsze śniegi, zaś ulice staną się ledwie przejezdne. Siłą wyobraźni, czuł na swojej martwej twarzy, chłód nocnego, listopadowego powietrza. Obserwował światła metropolii, wciąż nie mogąc zapomnieć o tym dziwnym telefonie… Zaczął bawić się swoimi kręconymi, czarnymi jak cienie włosami, lecz jego ręka przeszła po chwili do brody… by niczym jak wiekowy starzec, gładzic ją sobie, rozmyślając o ważnych sprawach.
Był ubrany praktycznie cały na czerwono… skórzany, czerwony płaszcz, pod nim rozpięta, szkarłatna koszula… całość zwieńczona schludnymi czerwonymi spodniami, oraz czerwonymi butami z krokodylej skóry.
Miał ostre rysy twarzy, równie ostry nos, zaś gdy cię obserwował, mogłeś niemalże czuć moc jego przenikliwych, lecz pełnych zawiści brązowych oczu.
- Jedź do Red Rock District, do klubu ‘’Insomnia’’.
Taksówkarz wydawał się zdziwiony, spojrzał się w lusterko i odrzekł:
- Myślałem że jedziemy do hotelu?
- Mam powtórzyć?
Odpowiedział Zan bez namysłu… kierowca tylko westchnął cicho, po czym obrał wskazany przez wampira kierunek…
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Balthazar
Mężczyzna spojrzał na telefon z niedowierzaniem, po czym schował go do wewnętrznej kieszeni swej marynarki od Versace. Próbował na spokojnie wszystko sobie poukładać. "A jeśli to pułapka", pomyślał, mając na uwadze, że macki Lasombry sięgają przecież wszędzie a on, jako jeden ze zdrajców mógł zostać namierzony. Przez chwilę wahał się, choć nie miał tego w zwyczaju. Ciekawość jednak przeważyła. Pożegnał się ze swym gościem, zostawił pięniądze i wstając od stołu ruszył do wyjścia. Był wysokim, dość dobrze zbudowanym mężczyzną. Na sobie miał białą, idealnie skrojoną marynarkę, a pod nią czarną koszulę z białym krawatem. Wszystko komponowało się w jedną całość, zresztą Balthazar zawsze lubił dobrze wyglądać. Pociągła, śniada twarz o kwadratowym podbródku robiła wrażenie na niejednej kobiecie. Miał czarne, zdradzające oznaki spokoju wewnętrznego oczy i równie czarne, krótko przystrzyżone włosy. Gdy znalazł się przed restauracją, jego czarna limuzyna podjęchała chwilę potem. Rozsiadł się wygodnie na tyłach luksusowego Lincolna, po czym powiedział do kierowcy przez radio:
- Do "Insomni" James...Red Rock District... - rzucił grubym acz delikatnym głosem.
W odpowiedzi usłyszał potwierdzenie szofera, a chwilę potem utonął we własnych przemyśleniach zmierzając do celu.
Mężczyzna spojrzał na telefon z niedowierzaniem, po czym schował go do wewnętrznej kieszeni swej marynarki od Versace. Próbował na spokojnie wszystko sobie poukładać. "A jeśli to pułapka", pomyślał, mając na uwadze, że macki Lasombry sięgają przecież wszędzie a on, jako jeden ze zdrajców mógł zostać namierzony. Przez chwilę wahał się, choć nie miał tego w zwyczaju. Ciekawość jednak przeważyła. Pożegnał się ze swym gościem, zostawił pięniądze i wstając od stołu ruszył do wyjścia. Był wysokim, dość dobrze zbudowanym mężczyzną. Na sobie miał białą, idealnie skrojoną marynarkę, a pod nią czarną koszulę z białym krawatem. Wszystko komponowało się w jedną całość, zresztą Balthazar zawsze lubił dobrze wyglądać. Pociągła, śniada twarz o kwadratowym podbródku robiła wrażenie na niejednej kobiecie. Miał czarne, zdradzające oznaki spokoju wewnętrznego oczy i równie czarne, krótko przystrzyżone włosy. Gdy znalazł się przed restauracją, jego czarna limuzyna podjęchała chwilę potem. Rozsiadł się wygodnie na tyłach luksusowego Lincolna, po czym powiedział do kierowcy przez radio:
- Do "Insomni" James...Red Rock District... - rzucił grubym acz delikatnym głosem.
W odpowiedzi usłyszał potwierdzenie szofera, a chwilę potem utonął we własnych przemyśleniach zmierzając do celu.

-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
David Nowyer
David spojrzał zamglonym wzrokiem przez brudne zaniedbane szyby swojego mieszkania, a raczej miejsca w którym dzisiaj był i uważał go tymczasowo za swój swoisty dom. W myślach walczył z pokusą podążenia do tego klubu, jego instynkt podpowiadał najgorsze, jednak tak mu mówił zazwyczaj zawsze gdy działo się coś dziwnego.
Spojrzał ponownie za okno, mrok ogarniał całą ulicę." Może jednak warto"- pomyślał w końcu i założył na siebie swój czarny, prosty płaszcz. Idealnie komponował się z szkarłatnym swetrem i wytartymi, granatowymi dżinsami. Gdy tylko przekroczył próg swego mieszkania, pragnienie przytłumione na chwile przez ciekawośc powróciło. Kły wysunęły się samoistnie spod jego wargi, gdyby ktoś zobaczyłby go w tej chwili mógłby go porównać z głodnym dzikim wilkiem.
Klub "Insomnia", był tylko kilka przecznic od jego miejsca pobytu. Postanowił dojść tam, dzięki temu będzie miał szanse jeszcze się pożywić.
Szła tuż przed nim, kilka kroków dzieliło go od zanużenia swoich kłów w jej gładkiej szyi. Dave poczekał aż znadzie się w nieświetlonej części ulicy. Pod latarnią nie jest najciemniej. Sekundy zmieniały się w wieki, głód w nim narastał, bestia zaczęła podszeptywać mu co powinień czynić. Wzrok gangrela zmienił się momentalnie, jednak wtedy też David odzyskał jasność myśli.
Zaspokoił głód, teraz mógł już ruszyć do klubu. David przykląkł na kolano, skońcetrował się na uzyskaniu doskonałego efektu. Ciało jego zaczęło kurczyć się, drgawki ogarniały go całego. Po chwili zamiast wysokiego mężczyzny w powietrzu unosił się niewielki czarny nietoperz. Ów nietoperz skierował się do Red Rock District.
David spojrzał zamglonym wzrokiem przez brudne zaniedbane szyby swojego mieszkania, a raczej miejsca w którym dzisiaj był i uważał go tymczasowo za swój swoisty dom. W myślach walczył z pokusą podążenia do tego klubu, jego instynkt podpowiadał najgorsze, jednak tak mu mówił zazwyczaj zawsze gdy działo się coś dziwnego.
Spojrzał ponownie za okno, mrok ogarniał całą ulicę." Może jednak warto"- pomyślał w końcu i założył na siebie swój czarny, prosty płaszcz. Idealnie komponował się z szkarłatnym swetrem i wytartymi, granatowymi dżinsami. Gdy tylko przekroczył próg swego mieszkania, pragnienie przytłumione na chwile przez ciekawośc powróciło. Kły wysunęły się samoistnie spod jego wargi, gdyby ktoś zobaczyłby go w tej chwili mógłby go porównać z głodnym dzikim wilkiem.
Klub "Insomnia", był tylko kilka przecznic od jego miejsca pobytu. Postanowił dojść tam, dzięki temu będzie miał szanse jeszcze się pożywić.
Szła tuż przed nim, kilka kroków dzieliło go od zanużenia swoich kłów w jej gładkiej szyi. Dave poczekał aż znadzie się w nieświetlonej części ulicy. Pod latarnią nie jest najciemniej. Sekundy zmieniały się w wieki, głód w nim narastał, bestia zaczęła podszeptywać mu co powinień czynić. Wzrok gangrela zmienił się momentalnie, jednak wtedy też David odzyskał jasność myśli.
Zaspokoił głód, teraz mógł już ruszyć do klubu. David przykląkł na kolano, skońcetrował się na uzyskaniu doskonałego efektu. Ciało jego zaczęło kurczyć się, drgawki ogarniały go całego. Po chwili zamiast wysokiego mężczyzny w powietrzu unosił się niewielki czarny nietoperz. Ów nietoperz skierował się do Red Rock District.

-
- Mat
- Posty: 559
- Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
- Numer GG: 19487109
- Lokalizacja: Łódź
David Nowyer
Kilka chwil wystarczyło byś po przemianie w małego nietoperza wzbił się wysoko w górę. Noc była jeszcze młoda, a powietrze bardzo rześkie, wyostrzające wszystkie twe zmysły. Pokonując trasę unosząc się nad budynkami, pozostawiłeś cały przepych i motłoch miasta pod sobą upajając się chwilą wolności w locie. Obrałeś kierunek i kilka chwil później byłeś już na Red Rock District. W jednym z zaułków zmieniłeś swą formę na człowieczą i gdy wyszedłeś z alejki ujrzałeś przed sobą wielki, święcący kilkoma neonami budynek, a obok niego kłębowisko ludzi, tak przynajmniej wyglądało to na pozór. Nad wejściem dostrzegłeś wielki szyld "Insomnia", a przy drzwiach dwóch barczystych ochroniarzy, którzy z pozoru wyglądali na ludzi. Mimo iż w Chicago przebywałeś od niedawna wiedziałeś, że klub na który patrzyłeś to miejsce dla najbogatszych ludzi w mieście... oraz wszystkich zainteresowanych wampirów. To tu Książe urządzał swe bale, to tu wszyscy nowo przeistoczeni pochylali głowę przed nim w geście hołdu. Stałeś tak pośród mroku alejki i wpatrywałeś się hipnotycznie w budynek. Stłumiona przez mury muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej. Nagle dostrzegłeś dwie limuzyny z których po kolei wysiadło dwóch mężczyzn. Jeden z nich rzucał się w oczy. Biel jego garnituru kontarstowała z czarną koszulą.
Iskariot
Taksówkarz, starszy mężczyzna o siwych włosach, spojrzał na ciebie zdziwionym wzrokiem. Widać nie zrozumiał nic ze słów, które wypowiedziałeś. Chwilę się zastanawiał po czym odparł:
- A wsiadaj pan...i powiedz dokładnie gdzie chcesz pan jechać...
Gdy kierowca ruszył, pobieżnie wyjaśniłeś miejsce gdzie miałeś się stawić. W głowie wciąz kotłowały ci się słowa wypowiedziane przez tajemniczy głos przed paroma chwilami. Liczyłeś na dobrą imprezę i chciałeś się zabawić. Podróż nie trwała długo. Z rozmyslań wyrwał cię głos taksówkarza:
- Bliżej nie podjadę, stoją tutaj jakieś dwie limuzyny...Bedzie pan musiał podskoczyć pieszo te kilka metrów...20 dolarów się należy...
Wyjrzałeś przez okno taksówki. Istotnie - bliższy dojazd do budynku klubu pod który zajechała teraz taksówka blokowały dwie limuzyny. Dojrzałeś dwóch mężczyzn a jeden z nich szczególnie odznaczał się białym garniturem. Lustrując otoczenie dojrzałeś także mężczyznę w alejce po drugiej stronie ulicy. Skąpany w mroku, wyglądał jakby na coś czekał. Ale twój umysł był zbyt zaprzatnięty innymi sprawami by rozmyslać akurat nad tym. Noc dopiero się zaczynała, zobaczyłeś długi pas ludzi czekających na wejście do klubu. Kilka metrów dalej na wielkim budynku widniał wielki szyld - "Insomnia". Z radością stwierdziłeś że jesteś na miejscu.
Zan
Noc powoli rozciągała swój wielki płaszcz nad miastem, gdy pogrążony w rozmyślaniach podążałeś pod wskazany adres. Zastanawiałeś się czy może chodzić o umówione wczesniej spotkanie, czy o coś zupełnie innego. Nie miałeś pojęcia, liczyleś jednak że wkrótce się dowiesz. Gdy taksówka minęła kilka alej nagle do twych uszu dobiegł stłumiony odgłos głośnej muzyki. Spojrzałeś przez okno. Po prawej stronie ulicy znajdował się wielki bydynek z równie wielkim szyldem "Insomnia". Teraz, pod wpływem chwili przypomniałeś sobie, jak twój Ojciec opowiadał ci o nim. Klub nalezał do Księcia Chicago i pod osłoną nocy był miejscem elitarnych spotkań wampirów, którzy coś znaczą w mieście. Czy to właśnie z nim miałeś się spotkać? Z rozmyślań wyrwał cię głos takswówkarza:
- Bliżej nie ma jak dojechać...
Istotnie, cała ulica zastawiona była samochodami tych, którzy chcięli spędzić noc w tym klubie. Dla niektórych mogła się ona okazać ostatnią.
Balthazar
Jadąc w umówione miejsce dręczyły cię wątpliwości. Czy aby na pewno dobrze czynisz udając się do "Insomni" sam. Wszak klub należał do Księcia Camarilli i dobrze o tym wiedziałeś, ale jakoś inne klany nie za bardzo przepadały za zdrajcami Lasombry. Tym bardziej kląłeś w myślach że nie zabrałeś swych ochroniarzy. Chciałeś się jednak bardzo przekonać o co może chodzić, a twa ciekawość nie pozwalała myśleć Ci o niczym innym. W koncu poczułeś jak Lincoln zatrzymał się. Twój szofer otworzył ci drzwi, po czym wyszedłeś na zewnątrz. Chłodne, jesienne powietrze uderzyło w twe nozdrza przyjemną bryzą. Rozejrzałeś się dokoła. Obok zauwazyłeś podjeżdżającą limuzynę z której wynurzył się mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze. Kilka metrów dalej zobaczyłeś wyglądającego zza okna taksówki dziwnego mężczyznę. Szyld "insomnia", która górował nad tobą, zapraszał do środka. Pod nim dwóch wygladających z pozoru na ludzi barczystych ochroniarzy wpuszczało rozemocjonowany tlum do środka. W tle słyszałeś głośną, stłumioną muzykę. Impreza dopiero nabierała tempa.
Michael Rowinski
Noc niosła ze sobą tajemniczość i niepewność. Wiedziałeś to odkąd się urodziłeś i odkąd stałeś się jednym z Nich. Siedząc na tyłach swej limuzyny rozmyslałeś o tym tajemniczym telefonie. Kto mógł mieć ważną sprawę akurat do ciebie. "Insomnię" omijałeś z daleka odkąd przybyłeś do miasta, mimo iż wiedziałeś co to za klub. Należący do Księcia Camarilli stał się mekką dla wampirów i ludzi interesu w Chicago. Nie chciałeś być częścią tego czym władał Książę, ale czy miałeś inne wyjście? Wszak od przeznaczenia nie da się ucieć. Rozmyślając o wydarzeniach ostatnich minut w końcu dojechałeś na miejsce. Wysiadłeś ze swej limuzyny i od razu rzucił ci się w oczy mezczyzna stojący przy sąsiednim Lincolnie - w białym idealnie dobranym garniturze. Nie to było jednak teraz najważniejsze. Stałeś przed klubem a jego wielki szyld zapraszał cię do środka.
Ze względu na ogrom wykładów jakie mam na uczelni, moje update'y będą pojawiać się z lekkim poślizgiem (niestety, takie są uroki studiowania dziennego
)
Kilka chwil wystarczyło byś po przemianie w małego nietoperza wzbił się wysoko w górę. Noc była jeszcze młoda, a powietrze bardzo rześkie, wyostrzające wszystkie twe zmysły. Pokonując trasę unosząc się nad budynkami, pozostawiłeś cały przepych i motłoch miasta pod sobą upajając się chwilą wolności w locie. Obrałeś kierunek i kilka chwil później byłeś już na Red Rock District. W jednym z zaułków zmieniłeś swą formę na człowieczą i gdy wyszedłeś z alejki ujrzałeś przed sobą wielki, święcący kilkoma neonami budynek, a obok niego kłębowisko ludzi, tak przynajmniej wyglądało to na pozór. Nad wejściem dostrzegłeś wielki szyld "Insomnia", a przy drzwiach dwóch barczystych ochroniarzy, którzy z pozoru wyglądali na ludzi. Mimo iż w Chicago przebywałeś od niedawna wiedziałeś, że klub na który patrzyłeś to miejsce dla najbogatszych ludzi w mieście... oraz wszystkich zainteresowanych wampirów. To tu Książe urządzał swe bale, to tu wszyscy nowo przeistoczeni pochylali głowę przed nim w geście hołdu. Stałeś tak pośród mroku alejki i wpatrywałeś się hipnotycznie w budynek. Stłumiona przez mury muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej. Nagle dostrzegłeś dwie limuzyny z których po kolei wysiadło dwóch mężczyzn. Jeden z nich rzucał się w oczy. Biel jego garnituru kontarstowała z czarną koszulą.
Iskariot
Taksówkarz, starszy mężczyzna o siwych włosach, spojrzał na ciebie zdziwionym wzrokiem. Widać nie zrozumiał nic ze słów, które wypowiedziałeś. Chwilę się zastanawiał po czym odparł:
- A wsiadaj pan...i powiedz dokładnie gdzie chcesz pan jechać...
Gdy kierowca ruszył, pobieżnie wyjaśniłeś miejsce gdzie miałeś się stawić. W głowie wciąz kotłowały ci się słowa wypowiedziane przez tajemniczy głos przed paroma chwilami. Liczyłeś na dobrą imprezę i chciałeś się zabawić. Podróż nie trwała długo. Z rozmyslań wyrwał cię głos taksówkarza:
- Bliżej nie podjadę, stoją tutaj jakieś dwie limuzyny...Bedzie pan musiał podskoczyć pieszo te kilka metrów...20 dolarów się należy...
Wyjrzałeś przez okno taksówki. Istotnie - bliższy dojazd do budynku klubu pod który zajechała teraz taksówka blokowały dwie limuzyny. Dojrzałeś dwóch mężczyzn a jeden z nich szczególnie odznaczał się białym garniturem. Lustrując otoczenie dojrzałeś także mężczyznę w alejce po drugiej stronie ulicy. Skąpany w mroku, wyglądał jakby na coś czekał. Ale twój umysł był zbyt zaprzatnięty innymi sprawami by rozmyslać akurat nad tym. Noc dopiero się zaczynała, zobaczyłeś długi pas ludzi czekających na wejście do klubu. Kilka metrów dalej na wielkim budynku widniał wielki szyld - "Insomnia". Z radością stwierdziłeś że jesteś na miejscu.
Zan
Noc powoli rozciągała swój wielki płaszcz nad miastem, gdy pogrążony w rozmyślaniach podążałeś pod wskazany adres. Zastanawiałeś się czy może chodzić o umówione wczesniej spotkanie, czy o coś zupełnie innego. Nie miałeś pojęcia, liczyleś jednak że wkrótce się dowiesz. Gdy taksówka minęła kilka alej nagle do twych uszu dobiegł stłumiony odgłos głośnej muzyki. Spojrzałeś przez okno. Po prawej stronie ulicy znajdował się wielki bydynek z równie wielkim szyldem "Insomnia". Teraz, pod wpływem chwili przypomniałeś sobie, jak twój Ojciec opowiadał ci o nim. Klub nalezał do Księcia Chicago i pod osłoną nocy był miejscem elitarnych spotkań wampirów, którzy coś znaczą w mieście. Czy to właśnie z nim miałeś się spotkać? Z rozmyślań wyrwał cię głos takswówkarza:
- Bliżej nie ma jak dojechać...
Istotnie, cała ulica zastawiona była samochodami tych, którzy chcięli spędzić noc w tym klubie. Dla niektórych mogła się ona okazać ostatnią.
Balthazar
Jadąc w umówione miejsce dręczyły cię wątpliwości. Czy aby na pewno dobrze czynisz udając się do "Insomni" sam. Wszak klub należał do Księcia Camarilli i dobrze o tym wiedziałeś, ale jakoś inne klany nie za bardzo przepadały za zdrajcami Lasombry. Tym bardziej kląłeś w myślach że nie zabrałeś swych ochroniarzy. Chciałeś się jednak bardzo przekonać o co może chodzić, a twa ciekawość nie pozwalała myśleć Ci o niczym innym. W koncu poczułeś jak Lincoln zatrzymał się. Twój szofer otworzył ci drzwi, po czym wyszedłeś na zewnątrz. Chłodne, jesienne powietrze uderzyło w twe nozdrza przyjemną bryzą. Rozejrzałeś się dokoła. Obok zauwazyłeś podjeżdżającą limuzynę z której wynurzył się mężczyzna w idealnie skrojonym garniturze. Kilka metrów dalej zobaczyłeś wyglądającego zza okna taksówki dziwnego mężczyznę. Szyld "insomnia", która górował nad tobą, zapraszał do środka. Pod nim dwóch wygladających z pozoru na ludzi barczystych ochroniarzy wpuszczało rozemocjonowany tlum do środka. W tle słyszałeś głośną, stłumioną muzykę. Impreza dopiero nabierała tempa.
Michael Rowinski
Noc niosła ze sobą tajemniczość i niepewność. Wiedziałeś to odkąd się urodziłeś i odkąd stałeś się jednym z Nich. Siedząc na tyłach swej limuzyny rozmyslałeś o tym tajemniczym telefonie. Kto mógł mieć ważną sprawę akurat do ciebie. "Insomnię" omijałeś z daleka odkąd przybyłeś do miasta, mimo iż wiedziałeś co to za klub. Należący do Księcia Camarilli stał się mekką dla wampirów i ludzi interesu w Chicago. Nie chciałeś być częścią tego czym władał Książę, ale czy miałeś inne wyjście? Wszak od przeznaczenia nie da się ucieć. Rozmyślając o wydarzeniach ostatnich minut w końcu dojechałeś na miejsce. Wysiadłeś ze swej limuzyny i od razu rzucił ci się w oczy mezczyzna stojący przy sąsiednim Lincolnie - w białym idealnie dobranym garniturze. Nie to było jednak teraz najważniejsze. Stałeś przed klubem a jego wielki szyld zapraszał cię do środka.
Ze względu na ogrom wykładów jakie mam na uczelni, moje update'y będą pojawiać się z lekkim poślizgiem (niestety, takie są uroki studiowania dziennego


-
- Pomywacz
- Posty: 42
- Rejestracja: sobota, 23 września 2006, 13:38
- Lokalizacja: Warszawa - Bielany
Michael Rowinski
Sam już nie wiedzial co ma myśleć o tym telefonie i calej tej sytuacji. Sam wiedzial, że powinien wcześniej już spotkać się z księciem zarządzającym Chcago, ale mial nadzieję, że uda mu się tego uniknąć. Że na tyle szybko uwinie się z powrotem do Nowego Jorku, że nie będzie takiej potrzeby. Jak widać jednak taka potrzeba byla. Teraz mógl pożalować swojej decyzji. "...raz się żyje..." - pomyślal, a na jego twarzy pojawil się dość paskuny uśmiech. Przyglądal się otoczeniu z dość dużym zainteresowaniem. Olbrzymie klębowisko osób jakie dostrzegl przed wejściem nieco go zniesmaczylo. Podobnie jak muzyka dochodząca z wnętrza lokalu. "...ehhh...kolejna lomotanina...zero pojęcia o muzyce...". Michael nie lubil przybytków o tak niklym pojęciu smaku, ale to nie do niego należal wybór tej nocy. Światla neonów rozświtlaly okolicę. Wyglądalo, że Insomnia należy do popularnych atakcji Wietrznego Miasta. Wzrok Michaela przyciągnąl mężczyzna przy Lincolnie. Spojrzal na niego z zaciekawieniem. "...chyba nie będę jedynym gościem tego lokalu...zacnym gościem...". Skinąl lekko glową w kierunku nieznajomego. Bialy garnitur co prawda bardzo mu nie odpowiadal, ale byl bardzo dobrze srojony i widać bylo, że jego wlaściciel dysponuje, specyficznym, ale jednak gustem. To, że nie będzie sam, nieco poprawilo jego humor. Noc nie zapowiadala się na krótką, więc nie zamierzal przez caly okres jej trwania stać przed wejsciem i czekać, aż ktoś raczy go zaczepić i zaporosić do środka. Z lekką odrazą spojrzal na tych wszystkich ludzi czekajcych na wejście. Michael z pewnością nie zamierzal stać w kolejce. Powolnym krokiem skierowal się w stronę ochroniarzy. Zatrzymal się przed nimi i spojrzal na nich. Wyglądali na groźnych i zajmujących odpowiednie miejsce.
- Michael Rowinski, zostalem zaproszony. - powiedzial nienaganną angielszczyzną do dwóch bramkarzy klubu.
Sam już nie wiedzial co ma myśleć o tym telefonie i calej tej sytuacji. Sam wiedzial, że powinien wcześniej już spotkać się z księciem zarządzającym Chcago, ale mial nadzieję, że uda mu się tego uniknąć. Że na tyle szybko uwinie się z powrotem do Nowego Jorku, że nie będzie takiej potrzeby. Jak widać jednak taka potrzeba byla. Teraz mógl pożalować swojej decyzji. "...raz się żyje..." - pomyślal, a na jego twarzy pojawil się dość paskuny uśmiech. Przyglądal się otoczeniu z dość dużym zainteresowaniem. Olbrzymie klębowisko osób jakie dostrzegl przed wejściem nieco go zniesmaczylo. Podobnie jak muzyka dochodząca z wnętrza lokalu. "...ehhh...kolejna lomotanina...zero pojęcia o muzyce...". Michael nie lubil przybytków o tak niklym pojęciu smaku, ale to nie do niego należal wybór tej nocy. Światla neonów rozświtlaly okolicę. Wyglądalo, że Insomnia należy do popularnych atakcji Wietrznego Miasta. Wzrok Michaela przyciągnąl mężczyzna przy Lincolnie. Spojrzal na niego z zaciekawieniem. "...chyba nie będę jedynym gościem tego lokalu...zacnym gościem...". Skinąl lekko glową w kierunku nieznajomego. Bialy garnitur co prawda bardzo mu nie odpowiadal, ale byl bardzo dobrze srojony i widać bylo, że jego wlaściciel dysponuje, specyficznym, ale jednak gustem. To, że nie będzie sam, nieco poprawilo jego humor. Noc nie zapowiadala się na krótką, więc nie zamierzal przez caly okres jej trwania stać przed wejsciem i czekać, aż ktoś raczy go zaczepić i zaporosić do środka. Z lekką odrazą spojrzal na tych wszystkich ludzi czekajcych na wejście. Michael z pewnością nie zamierzal stać w kolejce. Powolnym krokiem skierowal się w stronę ochroniarzy. Zatrzymal się przed nimi i spojrzal na nich. Wyglądali na groźnych i zajmujących odpowiednie miejsce.
- Michael Rowinski, zostalem zaproszony. - powiedzial nienaganną angielszczyzną do dwóch bramkarzy klubu.

-
- Mat
- Posty: 550
- Rejestracja: środa, 5 lipca 2006, 08:45
- Kontakt:
Malkav wyciągnął ze swoich spodni portfel. Odliczył dwadzieścia dolarów po czym podał kierowcy. Gdy wampir wysiadł z taksówki kierowca szybko odjechał. Iskariot ruszył w stronę klubu. Mijając mężczyzne w białym garniturze powiedział do siebie. - Odłączony od swych braci, znienawidzony przez nich, ścigany, pewnie już jest martwy - następnie podszedł do bramkarzy gdzie stał już inny mężczyzna, spojżał na niego i powiedział - Daj mi porozmawiać z wasalami błękitnokrwistego gdyż zostałem wezwany głosem przemieżającym powietrze na bal w tym zamku. - Patrzył na dobrze ubranego mężczyzne, który nawet według jego chorego umysłu nie pasował tutaj tak samo jak osoba, którą mijał wcześniej.
Meniyaki tsukete shinugaii!

-
- Tawerniak
- Posty: 1448
- Rejestracja: poniedziałek, 5 września 2005, 18:42
- Lokalizacja: dolina muminków
Zan spojrzał na kierowcę, po czym uśmiechnął się szczerze. W jego uśmiechu było coś, co sprawiało że nie liczył się świat, że całe dobro zostało ucieleśnione w tym tajemniczym mężczyźnie.
Nawet nie dotykając portfela, wampir wysiadł z samochodu. Zmysłami czuł atmosferę tego miejsca… czuł powiewy pary oraz chłodu, zachwycał twardymi dźwiękami dobiegającymi z klubu… jego oczy podziwiały to całe bydło, ten cały tłum żyjącego jedzenia, który zebrał się przed wejściem. Czuł w podświadomości, że jest czymś więcej niż oni… i to przywołało subtelny uśmiech na jego twarzy.
Z tym dobrym nastrojem, oraz jednocześnie podekscytowany, podszedł do dwóch bramkarzy.
- Jestem Zan, miło mi szanownych panów poznać! A teraz mnie przepuśćcie, ktoś na mnie czeka.
Nawet nie dotykając portfela, wampir wysiadł z samochodu. Zmysłami czuł atmosferę tego miejsca… czuł powiewy pary oraz chłodu, zachwycał twardymi dźwiękami dobiegającymi z klubu… jego oczy podziwiały to całe bydło, ten cały tłum żyjącego jedzenia, który zebrał się przed wejściem. Czuł w podświadomości, że jest czymś więcej niż oni… i to przywołało subtelny uśmiech na jego twarzy.
Z tym dobrym nastrojem, oraz jednocześnie podekscytowany, podszedł do dwóch bramkarzy.
- Jestem Zan, miło mi szanownych panów poznać! A teraz mnie przepuśćcie, ktoś na mnie czeka.
Seth
Mu!
(ja przynajmniej działam pod przykrywką)
http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!
Mu!

http://www.pajacyk.pl/- wstawic do zakładek i klikać raz dziennie! NATYCHMIAST!

-
- Kok
- Posty: 1275
- Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
- Numer GG: 9181340
- Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc
Balthazar
Odszczepieniec poprawił krawat i marynarkę, po czym zaciągnął się chłodnym powietrzem. Zlustrował okolicę. Banda nieświadomych niczego dzieciaków okupowała kasy przed klubem i samo wejście nie zdając sobie sprawy że pchają się w paszczę lwa. Wielu nie wróci dziś do swych przytulnych domów. Niektórzy poznają inną, mroczną stronę życia. Balthazar uśmiechnął się delikatnie. Muzyka, stłumiona przez mury budynku zdawała się z chwili na chwilę nabierać tempa i zadziorności. "Co za noc..któżby się spodziewał zaproszenia w takie miejsce", pomyślał po czym ruszył w stronę bramkarzy. To mogło być wydarzenie tego wieczoru, prawdziwy strzał w dziesiątkę. Miał nadzieję, że został zaproszony przez samego Księcia. Pułapki nie brał już pod uwagę - gdyby ktoś chciał go wykończyć nie zadawałby sobie tyle trudu. Gdy znalazł się przy dwóch barczystych mężczyznach przy wejściu, patrząc im prosto w oczy wycedził:
- Jestem Baltahazar...Podobno ktoś chce się ze mną widzieć...
Odszczepieniec poprawił krawat i marynarkę, po czym zaciągnął się chłodnym powietrzem. Zlustrował okolicę. Banda nieświadomych niczego dzieciaków okupowała kasy przed klubem i samo wejście nie zdając sobie sprawy że pchają się w paszczę lwa. Wielu nie wróci dziś do swych przytulnych domów. Niektórzy poznają inną, mroczną stronę życia. Balthazar uśmiechnął się delikatnie. Muzyka, stłumiona przez mury budynku zdawała się z chwili na chwilę nabierać tempa i zadziorności. "Co za noc..któżby się spodziewał zaproszenia w takie miejsce", pomyślał po czym ruszył w stronę bramkarzy. To mogło być wydarzenie tego wieczoru, prawdziwy strzał w dziesiątkę. Miał nadzieję, że został zaproszony przez samego Księcia. Pułapki nie brał już pod uwagę - gdyby ktoś chciał go wykończyć nie zadawałby sobie tyle trudu. Gdy znalazł się przy dwóch barczystych mężczyznach przy wejściu, patrząc im prosto w oczy wycedził:
- Jestem Baltahazar...Podobno ktoś chce się ze mną widzieć...

-
- Bombardier
- Posty: 836
- Rejestracja: wtorek, 4 lipca 2006, 19:54
- Lokalizacja: z ziem piekielnych
- Kontakt:
David Nowyer
Nowyer dokładnie lustrował klub oraz klientele która się przed nim znalazła. Nie miał najmniejszej ochoty pchać się w takie towarzystwo, w towarzystwo spokrewnionych. Od początku jego drugiego istnienia wampiry irytowały Davida niezwykle. Te ich gierki o władze, o zdobywanie potęgi. Próżność dla człowieka tak naturalna dla wampira już jest cechą nadrzędną. Poprawił swoją kurtkę, spojrzał się na swoje ubranie. NIe pasowało ono raczej do sytuacji, jednak nie obchodziło go to zbytnio. Wolnym lecz zdecydowanym krokiem ruszył ku wejściu. Ujrzał przed sobą kilka wampirów które wchodziły kolejno przed nim, udało mu się wychwicić kilka słów jakie kierowali do bramkarzy, czyżby nie tylko on był zaproszony. Gangrel podszedł do dwójki, zapewne także spokrewnionych, rzucił na nich obojętne pełne wyzwania spojrzenie i rzekł z ironią w głosie.
- Zostałem zaproszony...
Nowyer dokładnie lustrował klub oraz klientele która się przed nim znalazła. Nie miał najmniejszej ochoty pchać się w takie towarzystwo, w towarzystwo spokrewnionych. Od początku jego drugiego istnienia wampiry irytowały Davida niezwykle. Te ich gierki o władze, o zdobywanie potęgi. Próżność dla człowieka tak naturalna dla wampira już jest cechą nadrzędną. Poprawił swoją kurtkę, spojrzał się na swoje ubranie. NIe pasowało ono raczej do sytuacji, jednak nie obchodziło go to zbytnio. Wolnym lecz zdecydowanym krokiem ruszył ku wejściu. Ujrzał przed sobą kilka wampirów które wchodziły kolejno przed nim, udało mu się wychwicić kilka słów jakie kierowali do bramkarzy, czyżby nie tylko on był zaproszony. Gangrel podszedł do dwójki, zapewne także spokrewnionych, rzucił na nich obojętne pełne wyzwania spojrzenie i rzekł z ironią w głosie.
- Zostałem zaproszony...
