-W miarę rozbudowane posty. Jak są poniżej 4 zdań, lub w pewien sposób denne, to uważam je za obelgę i obchodzę się z graczem ostro

-Piszemy w 3ciej osobie i w czasie przeszłym... piszemy też imię postaci na początku posta.
-Pisownia (uwagi):
-Tak piszemy co postać mówi-
*Tak – co myśli*
Tak – co mówimy poza sesją
wyjątek stanowi jak zwykle Ouzaru, która inaczej niż kursywą pisać nie może

A wiec.. zaczynajmy!
Wszyscy:
Długo było tylko światło. Przed nim jakieś widmo bólu, ale zdawało się odległe.. niczym jakiś sen, który miał już nigdy nie wrócić. Cisza i spokój... i wtedy pojawiło się światło dzienne.. i głosy.
-Kolejny węzeł!-
-Wyciągajcie ich!-
-Sam też się rusz do diabła!-
-Dobra, już.... Dev, rusz swój tłusty tyłek!
-Siedmioro! Niezły ten węzeł był...-
-Dobra, rzucaj zaklęcie wyciszenia i transportujemy ich.. oby droga minęła spokojnie...-
-Niech światło Luviony błyszczy nad ich snem....-
Potem było trzęsienie i półsen, denerwujące zawieszenie między bytem, a niebytem, okraszone ciężką atmosferą spokoju i zdenerwowania, smrodem zarazy i spalenizny wywołującym mdłości i rojem much, które ktoś bezustannie odganiał brudna szmatą. Wreszcie podróż dobiegła końca. Wszyscy powoli doszli do siebie.
Sala byłą przestronna i pusta. Na zimnej, szklanej podłodze były ustawione materace, na których leży siedem istot. Rozległy się kroki...
Silven:
Diabelski ból głowy. Jak po wyużyciu całej magicznej mocy. Oczy też otwierają się opornie...
Ale gdy już się otworzyły elf ujrzał kilka powoli budzących się osób. Nefalema, leżącego tuż obok, na sąsiednim posłaniu, mężczyznę o wrogich rysach twarzy, chyba jakiegoś telepatę, czy coś takiego. Inny, złośliwie uśmiechnięty mężczyzna już się podniósł, z kolei jakaś czarnowłosa kobieta powoli wstała i przeciągnęła, rozpuszczając czarne włosy na kształt kaskady. Jakiś erynianic jęknął coś, wstając, z kolei z przodu. Jeszcze jeden – drakon – siadł na posłaniu i patrzyła na własne dłonie, nie mogąc chyba się przyzwyczaić do „powrotu”.
Wreszcie z głębi korytarza nadszedł jakiś kapłan...
Symbol:
Nefalem nie wiedział, czemu, ale głowa bolała, jakby ktoś wiercił w niej całą noc dziurę. W sumie nawet nie ma pojęcia, czy była to tylko jedna noc, czy cała dekada. Nie mając zbyt wiele sił zdecydował leżeć po prostu na posłaniu i próbuje zebrać myśli. Wreszcie wokół siebie poczuł ruch i powoli się dźwignął, by stwierdzić, że jego wzrok padł prosto na włosy jakiejś kobiety, dyndające mu przed twarzą na odległości połowy ramienia. Czy to ich połysk, czy szok poodrodzeniowy sprawił, że nie da się od nich oderwać wzroku?
Zari:
Obudziła się po tym wszystkim, jak po jakimś szoku, lub wstrząsie, jednak jest on na tyle odległy, że rozglądniecie się wokół nie sprawiło problemu. Wstanie i przeciągnięcie się - też.
W sali leży wysoki elf, dwóch mężczyzn, erynianin i drakon. Żadnych znajomych twarzy. Cóż nowego? Chyba tylko nefalem tępo przyglądający się połyskującym włosom, które należały do kobiety... cholerny słaby umysł!
Vergil:
*Co do cholery?* było pierwszą myślą, która przemknęła przez świadomość demona. Pewne było natomiast, że przebywał w świętym miejscu i wywoływało to dreszcze. Na szczęście kamuflaż działał cały czas, wiec inni widzieli tylko mężczyznę z marsem na twarzy. Sala jest zapchnięta uchodźcami, takimi jak on sam. Uchodźcami ze świata martwych. Więc tak to jest... nie do końca przeżyć kataklizm. Jakaś czarnowłosa piękność odziana w stal, nefalem w skórzanej zbroi, dwóch gości w togach, jeden w lekkim pancerzu i jakieś drakońskie i eryniańskie tałatajstwo... piękna kompania... Jakby tego było mało z korytarza z przodu
Belial:
Otwarte oczy to jedno, a pojmowanie świata to drugie. Przez jakiś czas diabeł nie był w stanie złapać oddechu, ani równowagi. Po chwili zorientował się, czemu – był w świątyni. Kamuflaż nie chroni go przed mocą świętości. Znając jednak wroga można go zwalczać. Wyparł szybko świętą obecność z umysłu i wrócił do w miarę normalnego, nie licząc bólu głowy, stanu. W sali było trochę śmiecia poza nim, ale kto by się tym interesował? Idzie tu chyba jakiś kapłan...
Erynius:
Pierwsza próba podniesienia przyniosła tyle bólu, że mężczyzna jęknął. Jego własny głos brzmiał jak czyjś inny. Wstał, by zebrać myśli. W sali byli inni... nie znał ich... Wszystko się sypie... korytarzem idzie kapłan w bieli... może on poprawi stan rzeczy?
Nadir:
Drakon otworzył oczy. Szok ustąpił jeszcze gdy spał, wiec spokojnie się podniósł i przysiadł na łóżku, nawet nie patrząc na innych. Z resztą zaraz przyszedł kapłan i chyba coś powie...
Wszyscy (c.d.):
...Kroki zatrzymały się. Odziany w biel kapłan stanął na wprost i powiedział spokojnie –Witajcie w świątyni Luviony - Bogini Życia i Światła!- zaczął. –Zostaliście wydarci ze szpon śmierci, by oddychać raz jeszcze. Kataklizm zniszczył wszelkie życie i pozostawił nielicznych! Większość istot zostało sprowadzone tak jak wy – poprzez Węzły Życia. Gdy tylko dojdziecie do siebie możecie opuścić świątynię, ale będziemy radzi mogąc przyjąć was w szeregi Wojowników i kapłanów świątyni!- powiedział i stał tam nadal czekając zapewne na reakcję...