BLACKSoul
Marcus McKirkley i Clint Omarly Regan zwany Ezekielem mieli ciężki tydzień. Najpierw wyczerpująca podróż, potem tuż przed samym Redhill napadły ich mutki. Rozwalili mutantów na kawałeczki, ale Clintowi nieźle się dostało. Marcus dowiózł ledwie przytomnego przyjaciela do felczera w Redhill. Rany Clinta były na tyle poważne, że musieli zabawić w Redhill parę tygodni.
Redhill to małe miasteczko na skraju Federacji Apallachów i Missisipi. Marcus nigdy tu nie był, ale spodziewał się, że to kolejna górnicza mieścina, gdzie ludziom żyje się ciężko i ponuro. Wychodząc od felczera Marcus zobaczył skupisko kilkunastu domków. Ten największy to pewnie zajazd. Gdy obrócił się na wschód, ujrzał na pagórku duży budynek, jakiś magazyn i coś wyglądającego na małą elektrownię. Na zachodzie zobaczył trzy szyby kopalniane. Miasteczko, budynki na pagórku i szyby były ogrodzone wysoką siatką lub murami z blachy lub kamienia, zapewne do obrony prze mutkami. Słońce powoli zachodziło.
Kloner
Frank w swojej podróży zatrzymał się w Redhill. Był zmęczony i głodny, więc ledwie zdołał dowlec się do gospody. W gospodzie na środku stał długi, ośmioosobowy stół, a po bokach kilka zwykłych, małych stolików. Za barem barman nerwowo pucował blaszane talerze, co chwila krzycząc w stronę kuchni - Tylko nie przypalcie gulaszu! - W barze było prawie pusto, tylko w kącie przy stoliku siedziało dwóch facetów. Wyglądali na stałych bywalców. Powoli sączyli piwo. Frank pomyślał, że to pewnie górnicy z pobliskiej kopalni.
Famir
"Crazy" Joe zmierzał do Redhill. Doszły go słuchy, że szukają tam speców i chemików do roboty. Szedł więc raźno drogą, słońce już zachodziło. Cieszył się, że dojdzie do celu przed zmrokiem. Gdy już widział miasteczko, nagle usłyszał jakiś dziwny dźwięk, jakby szuranie, za przydrożnymi krzewami. Nie widział nic, ale słyszał owe nieprzyjemne dźwięki. To samo usłyszał z drugiej strony drogi. Słyszał kiedyś, że w tej okolicy grasują mutki . Bał się, ale starał nie pokazywać tego strachu po sobie.
ZauraK
Martin Trott pracował w piwnicach pod Redhill. Najął go jakiś koleś, kiedy Martin podróżował w poszukiwaniu Posterunku. Nazywał sie Wranley, czy jakoś tak. Zaoferował lekką pracę, wyżywienie i duże zarobki, a tu co? Siedział w jakichś śmierdzących podziemiach i montował wszczepy dla cyborgów. Na szczęście nie musiał ich montować w cyborgach. Tym zajmował się jego "przełożony", doktor Rasback. Nienormalny koleś, on kocha te swoje cyborgi. Montuje cyborgizacje na mutkach, które sprowadza Wranley. I one są im posłuszne! Martin chętnie by się stąd wyrwał, ale ciągle ktoś go pilnował. Martin obejżał się. O ścianę stał oparty wielki, mrukliwy koleś, Morgan, tak go nazywali inni najemnicy.
Pokój, w którym przebywali, był jasno oświetlony, pełno było kawałków cyborgów i różnych sprzętów laboratoryjnych. O ścianę oparty był Springfield Martina, a reszta jego ekwipunku była porozrzucana po pomiesczeniu obok, które służyło Martinowi jako sypialnia.
Dhagar
Morgan Kriege stał oparty o ścianę w laboratorium. Miał dyżur pilnowania tego Speca, który montował cyborgizacje. Ale Morgan sam chętnie by stąd zwiał. Kiedyś było fajnie: Dużo żarcia, mało roboty. Ale teraz mutki coraz częściej atakowały, a Wranley uwziął się na Morgana. To przez tego kolesia baron Farlen tak źle traktował ludzi. COŚ było nie tak, ale Morgan nie mógł sobie przypomnieć co. Ostatnio Wranley namówił pana Farlena, żeby sprowadzać mutków - gladiatorów i zrobić z nich cyborgi. - Najemnicy to niedostateczna ochrona dla pana, panie Farlen. A poza tym pomogą w walkach z mutantami dręczącymi nasze miasteczko - Mówił, uśmiechając się chytro.
A teraz siedzał w tych piwnicach i nudził się straszliwie.
Sabrae Xoraim
Mat Andrews został zahibernowany tuż prze wojną. Teraz "śpi", nieświadomy, jak bardzo zmienił się świat, do którego niedługo będze musiał wkroczyć.
Seto
Max Treni był w opałach. Zabłakał się w jakichś podziemnych korytarzach, mając tylko znalezoną w korytarzu zapalniczkę. Trzymał się blisko swojego wilka, najleszego przyjaciela. Szli prosto przed siebie, aż doszli do skrzyżowania. Max mógł iść prosto albo na lewo.
Chyba o nikim nie zapomniałem.
