
[Z pewnością prof. Lew-Starowicz byłby dumny z Twojego spostrzeżenia

A kończąc ta ogólną myśl, pochwalę się. Ostatnia sesja u kuzyna na Woli. Sesja Monastyru. Szczegółów kampanii nie zdradzę, bo choć jestem w zasadzie NPC'tem który wspomaga MG, to ich nie znam

Późny wieczór. Z okien od kuzyna widać rozległą panoramę Warszawskiej Woli. Towarzystwo dobrane i dobrze znane. Trank udaje Agaryjskiego szlachcica, siedzi w pożyczonym kontuszu z szablą-szaszką u boku, w czepku "węgierskim" na głowie (gorąco jak diabli, ale czego to se nie robi), do tego dokonuje tytanicznych wysiłków, by przypomnieć sobie gramatykę i fonetykę języka rosyjskiego. Zero elektrycznego światła, tylko świece, dwa kaganki i pochodnia (zmajstrowana na prędce z pominięciem wszystkich możliwych przepisów i restrykcji BHP). W tle wtapiająca się muzyka z której części HoM&M. Kostki stylizowane na drewniane (a może i drewniane - czort wie). Napoje w kryształowych kielichach. Kuzyn też się trochę na prowadzeniu zna, choć ze względu na studia rzadko w Wawie bywa i rzadko jest okazja.
Wrażenia po byciu "rekwizytem"? Pozytywne, rzekłbym. Ostatecznie klimat był taki, że sesja zamiast o 2:00 skończyła się o 4:00, a Trank do domu wracał bez przebierania się. Takich sesji to ja chcę więcej
