1) Na dwie serie poszło 30 naboi. Nie zapominaj zażywać leków. Jeepem to tak nie za bardzo mozesz jeździć
2) Ta jest.
Chwilę później karawana ruszyła. Przez pustynię obyło sie już bez przygód. Do Vegas dotarła 2 dni po niefortunnym zamachu. Karawana rozłożyla się natomiast najemnicy wraz z Chrisem udali się z przywódcą karawany aby przedystkutować sprawę zapłaty. Żołnierze weszli do jakiegoś zapuszczonego domu. Usiedli przy stole i zaczęli dyskutować.
- To jak panowie? - Zapytał przywódca karawany - Powiedzcie mi czego odemnie oczekujecie to zobaczę co da się zrobić
Powiedzmy 30 sztuk 5,56 i 6 dawek Desmopresyny. I adres kogoś, kto nauczy mnie jeździć samochodem. Pasuje? Żołnierz nie wymagał dużo. Trzy dni ochrony, zabicie dwóch kolesi i ratowanie wszystkim tyłka było więcej warte niż ten pas amunicji i kilka tabletek.
Karawaniaż posłał do drugioego pokoju swojego pomocnika, który chwilę później przyszedł z towarem. - Adres powiadasz? Hmm... - Zamyslił się przywódca - Z tym moze być problem. Zamierzasz może posiedzieć kilka dni w Vegas? Zacznę szukać i jak znajdę kogoś dobrego to dam ci znać. Może być?
Dobra, poczekam. Daj tylko adres miejsca gdzie będę mógł bezpiecznie mieszkać i bezpiecznie trzymać samochód.Chris huśtał się na nogach krzesła. Podobało mu się to. Niby nic takiego, a można się oderwać od przyziemnych spraw.
Mężczyzna szybko napisał coś na karteczce po czym wręczył ją Chrisowi. Proszę. O to karteczka, dzięki którejmożesz zatrzymać sie na kilka dni w Luxury Hotel - Powiedział przywódca karawany - Mają tam również garaż. Mam nadzieję, że nikt nie gwizdnie panu wozu, gdyż garaz nie jest zbytnio zabezpieczony ale jeszcze nie było przypadków kradzieży z parkingu hotelowego. A teraz zmykaj pan szybko ba mam pełno spraw do załatwienia. Niedługo zjawi się mój słu.. Ekhm. Kolega z karteczką z adresem nauczyciela - Mężczyzna wstał i pożegnał się z Żołnierzem.
Chris popatrzył na karteczkę. Był tam również adres. Zapytał przechodnia o drogę. Maus szybkim krokiem podążył we wskazaną stronę.
Znalezienie odpowiedniego człowieka nie zajeło Chrisowi czasu. Gdy zawrócił po samochód natknął się na jednego z najemników z karawany, który już wcześniej prowadził mu auto. Po kilku słowach obaj siedzieli już w garażu hotelowym. Najemnicy pożegnali się ze sobą i każdy ruszył w swoją stronę...
"No, i tak ma być... Ludzie robią mi przysługi za frajer. No dobra... Zobaczymy, co my tu mamy..." Pomyślał Miamczyk wchodząc do hotelu. Rozejrzał się krótko i podszedł do kogoś, kto mógł mu udzielić informacji. Podszedł i bez słowa znudzonym gestem wyciągnął karteczkę.
Recepcjonista przyjął karteczkę od Żołnierza i przeczytał ją uważnie. Zmrużył oczy i popatrzył na Chrisa. Patrzył sie tak przez nei dłużej niż sekundę po czym zdjął kluczyk z wieszaków za sobą i dał kluczyk Żołnierzowi.
- Pokój 201. Drugie piętro, po lewej stronie od schodów. Z windy radzę nie kozystać - Recepcjonista popatrzył uważnie za oddalającym się meżczyzną. Chris szybkim krokiem wszedł po schodach i otworzył drzwi. Pokój wyglądał tak jak ten który odwiedził kiedyś z Tornado. Wspomnienie przywołało cień na twarzy Chrisa lecz szybko otrząsną się z ponurego nastroju i rozejrzał się po pomieszczeniu. Był to mały pokoik z łóżkiem, toaletą i telewizorem bez ekranu. Widocznie dawno temu pękł i nikomu nie chciało się go wyrzucać. W skład pokoju wchodził również stół oraz dwa krzesła. Pokój był na prawdę niewielki. Żołnierz spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Jeśli chodził dobrze wyglądało na to iż jest 1.00.
Mozesz teraz opisać co robisz do czasu aż zachce ci się spać. W tym czasie możesz pozwiedzać las vegas, zrobić zakupy, powłóczyc się po kasynach i pubach albo po prostu zdrzęmnąć się. Adresu nie dostaniesz już w tym dniu a dopiero nazajutrz
Żołnierz rozjerzał się i zamknął dobrze drzwi. Wyciągnął z plecaka kawałek szmatki, wycior i buteleczkę oliwy do konserwowania, po czym rozpoczął powolne, lecz dokładne oczyszczanie broni z piachu i innych naleciałości. Gdy karabin już chodził jak marzenie Miamczyk jeszcze raz sprawdził zamknięte drzwi i zdrzemnął się na jakieś dwie godziny. Był już wieczór, a to właśnie o tej porze budziło sie życie w tym mieście. Czas się rozerwać! Chris wyszedł na ulicę w poszukiwaniu jakiejś porządnej knajpy.
Mężczyzna wyszedł spokojnym krokiem z budynku i rozejrzał się po mocno zniszczonej już ulicy miasta. Tuz obok hotelu zauważył pub świetnie pasujący do wystroju hotelowego. Miał on również polączenie z kasynem więc w razie czego, można było trochę pogamblować i powspominać stare czasy. Miamczyk przekroczył prób baru i usiadł przy wolnym stoliku. Kolo niego pojawiła się natychmiast barmanka. - Co podać?- Usłyszał Chris.
Szklaneczkę przedwojennej Whisky... I jakies chude mięsiwo dobrego pochodzenia... Miamczyk nigdy wcześniej by sobie na coś takiego nie pozwolił, ale teraz miał sporo gambli w plecaku. Hazard jest zbyt ryzykowny, by postawić dużo wartościowych rzeczy, ale zbyt bardzo kusi... No i uzależnia. Chyba jednak Chris dziś nie zaszaleje. Może troszkę, ale nie za dużo. Po otrzymaniu posiłku Żołnierz rozsiadł się wygodnie, i nonszalancko mieszając kolistymi ruchami nadgarstka bursztynowy płyn przyglądał się ludziom...
Cycata barmanka, z długimi blond włosami i niebieskimi oczami odeszła od stolika. Chris patrzył za nią i za jej lekko opaloną skórą aż w końcu otrząsną się i popił whiskey. Jak dobrze, że je tu mięli. Wgryzł się w mięsiwo i zaczął rozglądać się po lokalu. Przy maszynach grających ustawiali się ludzie. Stawiali amunicję, leki, drobne gamble. Uwagę Miamczyka przykuły maszyny zrobione przed wojną. Funkcjonowały na dolarach, których Żołnierz nie miał. Było to dość dizwne, że w tym mieście są maszyny działające na dolary ale nie takie rzeczy już się widziało. Być może przy barze dało się wymienić małe gamble na przedwojenne dolary i centy.
"Taaaa, ciekawe... Tylko co ja potem z tymi monetami zrobię? Najwyżej się opchnie jakiemus dzikusowi..." Żołnierz jak zawsze myślał o wszystkim. Jednak hazard już go pochłonął. Dokończył żarcie, wypił ostatni łyk Whisky i trzymając w jednej ręce brudny talerz, a w drugiej szkalnkę podszedł do baru. Odłożył naczynia i spojrzał barmance głęboko w oczy. Kotku... Masz może przedwojenne pieniądze, które pasowałyby do tych automatów? Ciepły, cichy głos rozległ się między nimi. Bez słowa, wpatrując się w piękną głębię morskich oczu czekał na odpowiedź...
Dziweczyna zaczeriwniła się pod spojrzeniem Żołnierza ale szybko zapanowała nad sobą i nieco nerwowym głosem powiedziała - Kurs wynosi 10 dolarów za 2 gamble. Ale jeśli pan cos zamówił przynalezy się panu 20 dolarów. - Dziewczyna szybkim ruchem wyciągnęła spod lady kilka zielonych papierków i poszła obsłuzyć kolejnego klijenta. Obejrzała się za siebie i szybko wróciła do pracy. Chris został sam na sam z pieniędzmi. Popatrzył podejrzliwie na papierek po czym rozejrzał się za machinami na których mogł teraz zagrać. Mógł więc skorzystać z jednorękiego bandyty, przedwojennej ruletki, bingo, pokera. Wszysto było za zielone dolary. Świat hazardu stanął teraz dla niego otworem. Zerknął jeszcze na piekną barmanke i zbiliżył sie do maszyn losujących.
Nu, dawaj... powiedział cicho Chris wkładając jednego dolca i pociągając za wajchę. Czynił tak za każdym razem, aż stracił wszystkie 20 dolców, a to co wygrał, schował do kieszeni.
Chris z zapałem wydał całe 20 dolców jakie dostał od barmanki. Opłacało sie ciągnąć za wajchę! Starcił jedynie 10 dolarów gdyz przy ostatnim pociagnięciu z maszynki wyleciał banknot 10-dolarowy. Niestety był nieco pożółkły i nie przypominał w dotyku prawdziwego banknotu, ale czegóż mógł oczekiwać? Być może da się je wymienić w kasie na naboje lub leki...