Bobas unieszkodliwił wszystkich oprócz Shade'a na haczastej linie i Tomka, który wyteleportatował się jako pierwszy. Shade oczywiście wisząc na śliskiej linie po chwili znalazł się na dywanie, siła grawitacji to nie przelewki, zwłaszcza gdy działa w drugą stronę. Z drugiej strony Obelix odpiął sobie hak od swoich gaci i ze zdziwieniem stwierdził, że lata otoczony Latającym Dywanem. Na Obelixie stoi Tomek i Shade. Tomek nakierował Dywan do zamkniętej groty Ali Baby i Siedmiu krasnoludków. Po przybyciu na miejsce okazało się, że Scorez, Bobas, Heimdall, Shade i Tomek już tam są.
Wtedy nastąpił błąd krytyczny.
Po restarcie systemu dywan zniknął (bo szczątki kokpitu były wokół), a dodatkowi Shade i Tomek zamienili się w pustynną glebę i gwiaździste nocne niebo. Teraz jest przed wami tylko niewielka góra o taka:
Cześć, Ali. Jak się masz? Zawsze chciałem cię poznać. Może chcesz mi pomóc. Szukam lampy jakiegoś dżinna. Za chwilę będą tu inne głupki, im nie pomagaj, bo jak pomożesz to ci zgolę brodę i zostawię tylko wąsy ala Stalin. Rozglądam się także w poszukiwaniu siedmiu krasnoludków, wołając ich: Hej ho hej ho po lampę by się szło... Ale tak naprawdę nie chcę lampy, tylko wino, albo nie, chcę bimber pędzony przez krasnolud(k)ów.
„Ja zaklepuje gwieździste niebo a ty Tomek jak chcesz to sobie weź piaski pustyni”
”Heimdall, lepiej zostaw Alego w spokoju, bo on chyba po jakiejś popijawie, że ma takie wielkie oczy. Niewiadomo, co ci może zrobić, jeszcze cię zaciągnie za jakąś wydmę i dokona czynu upodlenia” Fruwając wśród gwiazd oglądam sobie świat szukając lampy, krasnoludków i zsyłając z gwiazdy śmierci zabójcze promienie rażąc każdego sznurlojalistę.
Splunąłem. Kurcze. Wzcigam link spidermana i strzelam nim w dywan. Czemu nikt jeszcze o tym nie pomyślał? Nakładam czerwoni-niebieską maskę i się uśmiecham. JABADABADUUUU!!! i lecę już na dywanie.
Nie będzie mnie gdzieś tak do niedzieli więc musicie na mnie troszkę zaczekać.
A mecha który został po moim karabinie ustawiam w tryb serczendderstrojwszystkoiwszystkichopróczscoreza. Lecę na linie do duwanu.
Text Edit1: Szukajcie sobie waszej lampy. Ja uciekam po wielki sznur.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamyBAZYL'E
Hej, Ali, co się tak gapisz? Mam wyrwać twoje wielkie oczy? Dawaj mi tu natychmiast lampę z dżinnem w środku, albo będziesz wyglądał jak Stalin!
Partrzę w górę na shade'a i mówię: To żeś się chłopie ustawił, tyle gwiazd na własność, no, no. Nie mogę być gorszy, jako że Tomek nie patrzy, biorę sobie wydmy i piasek wkładam do mojej bezdennej kieszeni. Następnie wkradam się do jaskini krasnoludków i podprowadzam dwie butelki samogonu. Potem krzyczę do góry: shade, wpuść mnie do siebie, tam do góry, a dam ci coś fajnego, w butelce, mocne, na pewno chcesz... Poza tym ja tez jestem przeciw sznurowi, więc powinniśmy się jednoczyć. No, proszę, wpuść mnie, nie ukradnę ci ani jednej gwiazdy, bo będę rzucał piaskiem...
”SPI****LAJ!” Krzyczę do Heimdalla i wale go z buta w pysk. ”Gwiazdy są MOJE!!! Tylko MOJE!!! Nie odbierzesz MI MOICH skarbów!!!” Chrzanie lampę, wino, Alego, krasnoluków i lecę za scorezem mając nadzieje, że doprowadzi mnie do sznura „Będę pierwszym, który pokona Nieprzyjaciela” pomyślałem sobie, gdyż miałem okazję sobie pomyśleć. Wydarzenia ostatnich dni sprawiły, że zacząłem myśleć. Rozmyślałem i rozmyślałem. Rozmyślałem o różnych sprawach: o początku wszechświata, o nas, zadawałem sobie pytania typu, czemu tu jesteśmy, czym jest matrix, co było pierwsze jajko czy kura, czemu „ktury” pisze się przez „ó” itp. I wiecie, do jakiego wniosku doszedłem...
A zresztą! Co ja się będę produkować, i tak nikogo to nie obchodzi. Jesteście zbyt zmatoleni by to wszystko pojąć.
NIE! Dostałem z buta? niemożliwe? Obrażam się i wyjmuję z mojej bezdennej kieszeni piasek i robię z niego bicz, następnie usypuję bardzo wysoką wieżę i kradnę shade'owi 666 gwiazdek, po czy wkładam je do mojej kieszeni i zamykam ją na kłódkę. Wyciągam linę z hakiem i łapię zdrajcę za szyję. Wio koniu- krzyczę i okładam go moim biczem, żeby szybciej biegł.
Narowisty koń zaczął brykać po nieboskłonie obrzucając wszystkich na dole kowadłami. Rumak ustawił się tyłem do Heimdalla i dał mu z kopyta w pysk „-To były moje gwiazdy a ty nie masz do nich żadnych praw!. Gdy Heimdall był zajęty zbieraniem zębów, wyjąłem wszystkie gwiazdeczki i zawiesiłem je na nieboskłonie przy okazji zatrudniając fachowców z Ukrainy i razem podwyższyliśmy pułap nieba by żaden śmiertelnik nie był wstanie sięgnąć po moje gwiazdy. I znowu zająłem się wypatrywaniem nieba przy okazji strzelając z gwiazdy śmierci, którą przerobiłem na własną fortecę.
Hahaha, ale shade nie wiedział o mojej tajnej skrytce w kieszeni, w której schowałem 3 największe gwiazdy. A w obliczeniach, przy tak dużych liczbach łatwo się rypnąć. Zawołałem roboli z Ukrainy przekupując ich butelką krasnoludzkiego bimbru. Postawili na mojej wydmie ogrooomne rusztowanie, które prawie dosięgało nieba. Niestety, wciąż nie mogłem tam wejść. O, podsadźcie mnie- powiedziałem do roboli po czym z powrotem zaczęłem chodzić po niebie. Z gwiazd zbudowałem sobie samochód marki Maluch i zacząłem śmigać nim po nieboskłonie. Ominąłem fortecę i shade'a zajętego strzelaniem z gwiazdy, po czym pomknąłem za scorezem w poszukiwaniu sznurka. Podczas podróży wsadziłem również wszystkie swoje zęby. Jechałem coraz szybciej i zaczął przede mną majaczyć lecący na dywanie gościu: Aha, to ten sznurofil, za dwa, trzy dni, w takim tempie powinienem go dogonić.
Wychodzę z gwiezdnego supermarketu marki TESCO, patrzę, a mojego Malucha nie ma. No cóż niewielka strata, i tak był g*wno wart. Tylko że to opóźni mój pościg za scorezem. No cóż, trzeba poszukać innego środka transportu. Hm, zobaczmy co mam w kieszeni. O, lina z hakiem. Przyda się. Wypijam bimber i gonię sznurofila. Okazuje się, że to nie był bimber, tylko sok z gumijagód, w związku z czym doganiam scoreza bez problemu. Delikatnie, ale tak żeby nie zauważył, przyczepiam linę do jgo dywanu i spokojnie sobie lecę w strone sznura.
Buduje z piasku fortece warowną nazwaną 'Bobas-osiem-szczytów', zakończoną małą wieża, z ciagle-palącym-się-ognistym-ogniem. Wypinam się i zaczynam pierdzieć tak, aby zwalić wszelkie rusztowania i wieże. Na koniec strzelam w gwiazdy. Nuklearne pociski docieraja do celu, i niszczą wszystko w swoim zasięgu. Zaczynam się maniakalnie śmiać.
-Ali!- ryczę do człowieka z wytrzeszczem oczu -daj mi dżin.. to znaczy gin!- po czym siadam i zaczynam cisnąć kupe. Odziwo zamiast stolca, wyleciało wino.
-Ktoś chciał jabcoka, nie?- Ryczę tak, aby było mnie słyschać na całej pustyni.
Wino?- drę sie na cały głos aż gwiazdy zaczynają spadać. Puszczam linę, daję sobie spokój ze scorezem i shadem, mówiąc: Później się policzymy. Używając soku z gumijagód skaczę z nieba na ziemię i biegnę do Bobasa. Dawaj winiacza! Zabieram mu go spod d*py i wychylam całą zawartość. Hm, dobre było. Uświadamiam sobie, że już nie wrócę na górę i drę się na Bobasa: Podstęp, zdrada, zaraz zginiesz, albo nie, nie chcę mi sie cie zabijać. Może razem poszukamy lampy z ginem...tfu dżinnem w środku, ale ginem też nie pogardzę.
-Heimdal! Jak chcesz to wleź do mojego dupska i Cie wystrzele spowrotem. Jak nie to chodz, zbudujemy Blondynke 103 i pojdziemy szukać ginu.. tfu.. dżinu albo sake...
Przykro mi, ale nie wlezę do twojego dupska, bo nie jestem samobójcą. Ale lampy z dżinnem i butelki z ginem chętnie poszukam. Choć, przeszukamy dokładnie dom Ali Baby i siedmiu krasnoludków. Wchodzę do jaskini, a tam stoi Ali, ma cały czas tą samą gębę, w ogóle się nie rusza. Hm, pyk. Popycham go, okazuje się, że to był tylko posąg, a teraz to tylko gruzowisko. No cóż, bardzo przepraszam, nie chciałem tego zrobić. Idę dalej do komnaty, z której podwędziłem bimber i chowam się za szafą, bo widzę kilku krzątających się krasnali.
Nagle pojawia się wielki scorez który wyciąga zza pazuchy gitarę elektryczną na której tak NAPIER**** że wszyscy głuchną. Ziemia zaczyna padać w rezonans który wstrzeliwuje mnie w kierunku wieeelkieeegooo sznura.
jak piszę ortografy to nie poprawiaj... po wkurzamyBAZYL'E