[WFRP] Adrenalina II

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

[WFRP] Adrenalina II

Post autor: Vibe »

Zasady wszyscy znacie, więc nie będę się rozpisywać. Aha, napiszcie mi tylko na PW drugą profesję Waszych bohaterów bo gramy na drugiej karierze. Sesja storytellingowa z mechaniką w walkach. Chyba wszystko jasne więc jedziemy z tematem.

Życzę wszystkim miłej i przyjemnej gry.

Dramatis personae:

- Ninerl (bohaterka Ninerl)
- Karin (bohaterka Megary)
- Ravandil (bohater Ravandila)
- Werner (bohater Serge'a)


ADRENALINA II

Otto Schultz (spokojnie - to mój NPC :D)

- Obawiam się, że już go tu nie ma, pani – powiedział Otto Schultz, spuszczając wzrok. Wiedział dobrze, że Adhele van der Heyden, Złota Czarodziejka, będzie zła. Otto nie cierpiał, kiedy magowie się złościli, chyba że tym magiem była właśnie ona.

- Nie ma go? - Adhele wpatrywała się w niego. - Płacę tobie i pozostałym idiotom tyle pieniędzy, a ty pozwoliłeś mu uciec? Małemu szczurkowi, middenheimskiemu złodziejaszkowi?

Jej reakcja była mniej gwałtowna niż spodziewał się tego Schultz. Adhele stukała stopą w podłogę, lecz jej malutkie pięści nie były zaciśnięte jak w chwilach, gdy wpadała w furię. Tupanie świadczyło jedynie o tym, że jest na niego wściekła. Czarodziejka o zmiennych nastrojach często bywała zła. Schultz podziwiał urodę Adhele nawet wtedy, gdy jej policzki płonęły, a głos stawał się bardziej donośny. Jego zdaniem wściekłość podkreślała jej nadzwyczajną jak na człowieka urodę kobiety.

-Wysłałem już ludzi żeby go śledzili. - powiedział Schultz uspokajającym tonem. - Niebawem wrócą.

Jak na umówiony sygnał, jedna ze służących Adhele weszła do komnaty i wyszeptała coś do ucha Ottona, który podziękował jej skinieniem głowy, odprawił i wrócił do swej pani.

- Wygląda na to, że nasz złodziej ukrywa się w Ostwaldzie... - powiedział.

Adhele przeszyła go paskudnym spojrzeniem. Nie tylko ona wiedziała, że Ostwald to najgorsza dzielnica najgorszych zakapiorów.

- Kaltenbach? - Schultz nadstawił uszy. Oczywiście znał już odpowiedź na to pytanie. Kaltenbach był jednym z potężniejszych Ametystowych Czarodziejów w Middenheim, a wrogość panująca między Adhele a tym mężczyzną była powszechnie znana w mieście. Schultz nie znał powodów odwiecznej waśni i, prawdę mówiąc, nie chciał ich nawet zgłębiać. Inteligentni uczniowie trzymają się z dala od polityki i związanych z nią bogaczy, a Otto uważał się za dużo inteligentniejszego od większości z nich. - Mógłby mieć z tym coś wspólnego?

- Nie twoja sprawa. - powiedziała Adhele unikając jego wzroku.

„Wiedziałem, że te monety nie były zrobione ze zwykłego srebra”, pomyślał Schultz.”W końcu kto o zdrowych zmysłach przejmowałby się złodziejem, który skradł dziesięć srebrników”.
Zachował jednak milczenie, czekając na rozkazy czarodziejki.

- Idź i znajdź kogoś, kto odzyska moją własność. - powiedziała w końcu nieco już spokojniejsza Adhele. - Wątpię, by którekolwiek z nas chciało udać się do Ostwaldu...

- Możemy zawiadomić władze. - zaproponował Otto. - Wyślą tam natychmiast oddział straży miejskiej i będziemy...

- Nie! - przerwała mu ostrym tonem. - To sprawa osobista. Znajdź jakichś ludzi, którzy odnajdą dla nas złodzieja, kogoś, kto nie będzie się zbytnio rzucał w oczy w tym gnieździe szczurów.

- Nie znam takich co wałęsają się po rynsztokach... - stwierdził sucho Schultz. Powoli przestawało mu się to podobać.

- To poznaj! - odpaliła czarodziejka. - Za co ci płacę?

Otto Schultz miał ochotę zaznaczyć że jemu NIE płaciła – miał darmowe mieszkanie i wyżywienie w zamian za pomoc w jej magicznych badaniach, lecz nigdy nie trzymał w dłoni monety, którą dostałby od Adhele. Widząc jednak wyraz jej twarzy, wolał o tym nie wspominać. Była piękna, kiedy się złościła, lecz jej niepohamowanej furii należało się obawiać. To nie był dobry moment na doprowadzenie jej do wybuchu – zwłaszcza, że nadal chciał by go uczyła. Ukłonił się pięknie Złotej Czarodziejce i ruszył do drzwi.


Ninerl, Ravandil, Broch

Osiemnastego dnia miesiąca Brauzeit powietrze było ciężkie i lepkie. Na traktach middenlandu czuć było intensywny zapach wilgotnego mchu i lasu. Widać było, że dzień Mittherbst (czyli zwiastujący początek jesieni dzień przekwitania) był już za nami. Wszędzie widać było kończące się lato. Chłopi na polach już dawno zakończyli zbiory i powoli zaczynali myśleć o jesiennych zasiewach. Leśne zwierzęta szykowały zapasy na zimę. Jak co roku, złota middenlandzka jesień poczęła wszystkim ukazywać swoje piękno.

Na świecie słyszało się różne pogłoski.
A to gdzieś na południu królestwa Bretonii chłopi wzniecili rebelię przeciw uciskowi panów i niebotycznym podatkom. W Imperium lada dzień spodziewano się usłyszeć o krwawej rzezi zbuntowanych kmieciów, kiedy tylko bretońska szlachta zwoła pospolite ruszenie.
Na pograniczu Hochlandzko-Ostlandzkim też nie było spokojnie. Zbrojne bandy rozzuchwaliły się do tego stopnia, że otwarcie paliły i grabiły wioski, a nawet mniejsze miasteczka po stronie Hochlandzkiej. Elektor Ostlandu zdawał się całkowicie ignorować te działania, co spotkało się ze stanowczym protestem Pani na Bergsburgu. Mała wojenka wisiała w powietrzu, ludność cywilna obu stron wiedziała już co się święci, kto mógł pryskał z zagrożonej ziemi. Głównie na zachód i na południe. Portowa dzielnica Talabheim coraz bardziej zaczynała przypominać niesławną dzielnicę biedy u podnóża Talabheimer Innenring - Nott.
Cła na towary spławiane w dół Reiku zostały wywindowane w górę przez burmistrza Marienburga. Czort jeden wie co go do tego podkusiło. Tak czy inaczej Elektor Middenlandu wysłał już do Cesarza oficjalną prośbę o pozwolenie na interwencję. To też lekko tajemnicza sprawa, zwykle elektorzy i tak robią co chcą, niewiele licząc się ze zdaniem swego suwerena. Czyżby chciał zyskać w oczach Karla Franza? A może po prostu starał się zrzucić na niego odpowiedzialność za ewentualną wojnę?
W Górach Czarnych odkryto całe pokłady złota, gorączka żółtego kruszcu opanowała umysły wielu ludzi w całym Imperium. Jak w każdym tego typu przypadku, sytuacja wydawała się nie do opanowania. Trakty Averlandu i Wissenlandu były całkowicie zakorkowane zbrojnymi w kilofy i łopaty ludzi.

Wszystkie te wieści (plotki?) słyszeliście przemierzając Imperium. Po ciężkiej przeprawie w Molachii i pomocy tamtejszemu następcy tronu – niejakiemu Diego Menezesowi, postanowiliście, na zaproszenie Brocha, zatrzymać się na kilka dni w Middenheim. W międzyczasie pożegnaliście Konrada i Julię, którzy wyruszyli do swego rodzinnego Boven – ostatnie wydarzenia to było dla nich za dużo i chcieli odpocząć od wszelkich niebezpiecznych zajęć. Sami skierowaliście się na ziemie middenlandu wydając po drodze z Molachii niemal wszystkie zarobione u księcia pieniądze.

Do celu dotarliście koło południa, już z daleka widząc wysokie mury Miasta Białego Wilka wznoszące się majestatycznie na szczycie Faushlagu. Do miasta prowadziły cztery drogi, z których teraz jedna była zamknięta, ze względu na jej renowację, zaś pozostałe były zatłoczone, podobnie jak i samo miasto. Już bliższe spojrzenie na mury dawało do zrozumienia czym była Burza Chaosu. Tu i ówdzie wciąż można było zobaczyć zryte bruzdami, nieodnowione jeszcze mury. Mimo iż życie w mieście wróciło już do normy, wciąż można było jeszcze natknąć się na groteskowe „pomniki” tamtych zmagań. Po przekroczeniu południowej bramy pierwsze co rzuciło wam się w oczy to niesamowity tłok na ulicach. Niemal co chwila napotykaliście również regularne partole straży miejskiej, uważnie śledzącej wszystkich i wszystko. Tuż obok wejścia znajdowała się oszklona tablica przedstawiająca mapę całego miasta.

http://img132.imageshack.us/my.php?imag ... im3pq4.jpg

Nie chcąc zostawać zbyt długo wśród natłoku ludzi, ruszyliście by odnaleźć jakąś karczmę celem zatrzymania się w niej. Nie było to trudne, gdyż Broch, który wychował się w Middenheim, znał miasto na wylot i własnymi drogami zaprowadził was do dzielnicy Freiburg. Od razu dostrzegliście przepych tego miejsca – szerokie, ocieniowane drzewami aleje idealnie współgrały z porządnie urządzonymi domkami. Mijaliście księgarnie, małe sklepiki, a także słynne w całym Imperium Colegium Theologica by dotrzeć w końcu do ciekawie wyglądającej karczmy „Czerwony Księżyc”.

- „Czerwony Księżyc” to karczma i klub nocny, który od dawna cieszy się popularnością wśród zamożniejszych mieszkańców Freiburga. W dawnych czasach często przychodziłem tu z ojcem na piwo...- wyjaśnił Broch uśmiechając się pod nosem. - Jego klientela stanowi przekrój wyższych warstw społecznych Middenheim. Powinno wam się tutaj spodobać.

Zostawiliście konie w przyzajezdnej stajni i przekroczyliście próg karczmy. Od razu uderzyło was jej luksusowe wykończenie. Czerwone draperie z aksamitu obrobiono złotymi nićmi, na podłogach spoczywały miękkie wykładziny i skóry egzotycznych zwierząt. Na każdym stole znajdował się biały obrus, pośrodku którego stały małe wazony z kwiatkami. Wygodne fotele wykończone były finezyjnymi, wyglądającymi na elfie wzorami. Ktokolwiek urządził to miejsce, musiał mieć sporo pieniędzy i wybitne poczucie gustu. W środku pełno było gości – począwszy od takich, którzy wyglądali na uczonych bądź magów, skończywszy na kilku podobnych wam podróżnikach, którzy najwidoczniej byli przy pieniądzu. Gdy zasiadaliście do stołu w rogu sali, Broch skinął jeszcze głową potężnie zbudowanemu wykidajle, który zamiast prawej dłoni miał hak. Widząc najemnika ochroniarz uniósł zdrową dłoń i uśmiechnął się serdecznie do wielkoluda. Chwilę potem przy stoliku pojawiła się młoda, piękna, rudowłosa kelnerka:

- Witam w naszych skromnych progach. – głos miała delikatny, wręcz dziecinny. Rozdała każdemu z was menu i rzekła: – Proszę przejrzeć sobie kartę, a ja za chwilę wrócę do państwa i odbiorę zamówienie.

Uśmiechnęła się po czym podążyła do kolejnego stolika. Spojrzeliście po sobie – obsługa najwyższej klasy. Nareszcie była też chwila by spokojnie porozmawiać.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Megara »

Obrazek

Karin Colburg

Piromantce jeszcze dwa dni temu dopisywał w miarę dobry humor. Po ostatnich wydarzeniach w Schoppendorf musiała się jednak stamtąd szybko zwijać, ale to nie było nic nowego. Dobrze wiedziała, że w Imperium życie kogoś obdarzonego magicznym talentem do najłatwiejszych nie należy. Przerażająca większość społeczeństwa nie wie nawet, czym magia jest, a jak wiadomo niewiedza budzi strach, strach budzi agresję. Czarodziejka Aqshy przypuszczała, że gdyby nie jej spryt, już dawno padłaby ofiarą samosądu w którejś z imperialnych wsi. Na szczęście, również samotna podróż mijała spokojnie. Zaraz po opuszczeniu miasteczka na północ od Middenheim przyłączyła się do jadących w stronę Miasta Białego Wilka strażników dróg. Ta banda półgłówków najwidoczniej chciała ogołocić ją ze wszystkich pieniędzy, wymyślając w trakcie podróży coraz to nowe opłaty. Szybko jednak przekonali się, że w Kolegiach magii nie uczy się tylko wyciągania zajęcy z kapelusza. Tak czy siak, ta banda była dla Karin gwarantem jako takiego bezpieczeństwa i czarodziejka z nadzieją i ulgą przestąpiła bramy stolicy middenlandu.

Niestety wydarzenia sprzed dwóch dni doszczętnie zepsuły Płomienistej humor. Była bardzo zmęczona podróżą. Mimo iż sporo czasu temu opuściła mury Kolegium wciąż jej ciało nie było przyzwyczajone do codziennych, długich wędrówek. Dodatkowo już rano zaczęło padać, a każdy, kto podąża drogą Aqshy, w deszczowe dni nie czuje się zbyt dobrze. Lekko depresyjny nastrój i ból głowy potęgowały uczucie zmęczenia. Podążając ulicami Middenheim, zupełnie nie znając tego miasta trafiła na karczmę, która swym wyglądem zachęcała do wejścia. Nie zastanawiając się długo zrzuciła kaptur i weszła do „Czerwonego Księżyca”.

Wystrój wnętrza zrobił na Piromantce ogromne wrażenie. Stwierdziła w duchu, że dawno już nie była w tak przytulnym i monumentalnie wyglądającym miejscu. No tak, jak mogła być skoro ostatnimi czasy szwendała się po zadupiach i trochę większych wioskach. Rozejrzała się po sali szukając jakiegoś wolnego miejsca i momentalnie otworzyła oczy szerzej widząc JEGO. Chwilowo nie mogła uwierzyć że to on, ale tak charakterystycznej sylwetki nie można pomylić. Werner Broch, najemnik z którym swego czasu podróżowała i łączyły ją z nim różne, czasem niekoniecznie przyjazne relacje, dzielił stolik w rogu sali wraz z dwójką elfów. W sumie trudno było go nie zauważyć. Siwa góra mięśni znacząco odróżniała się od reszty raczej chuderlawych gości (no, pomijając tego wykidajłę przy barze, choć i ten było trochę mniejszy od Brocha). W pierwszej chwili zastanawiała się gdzie by zasiąść by ten jej nie zauważył, ale gdy już odnalazła wzrokiem dogodne miejsce było za późno. Uśmiechając się w charakterystyczny, dziki sposób Werner kiwnął na nią głową, co było równoznaczne z zaproszeniem. A kto znał Brocha ten wiedział dobrze, że jemu się raczej nie odmawia.

Lawirując między stolikami, Płomienista pewnym krokiem podeszła do zajmowanego przez trójkę stolika. Dopiero teraz mogli jej się bliżej przyjrzeć i ujrzeć młodą, ładną kobietą przed trzydziestką o czarnych włosach upstrzonych czerwonymi przebarwieniami – każdy kto choć trochę interesował się Kolegiami wiedział, że był to efekt oddziaływania na jej osobę wiatru Aqshy. Odziana była w szkarłatne szaty, skrojone na wzór wojskowego munduru nie ograniczającego swobody ruchu. Strój był na tyle obcisły, że podkreślał jej duże, stożkowate piersi i łagodnie zaokrągloną figurę. Przy pasie siedzący mogli dostrzec pęk siedmiu kluczy. Były to Klucze Tajemnic, a każdy z nich oznaczał zakończenie osobnego etapu szkolenia. Wszystkie klucze były oficjalnym symbolem rangi Magistra Piromanty Kolegium Płomienia, ale nie wierzyła by którekolwiek przy stole, no... może prócz Wernera, który czasami zaskakiwał ją niesamowitą wręcz wiedzą z różnych dziedzin, wiedziało co one oznaczają. Przez ramię przerzuconą miała torbę podróżną a w prawej dłoni o starannie wypielęgnowanych paznokciach dzierżyła kostur wykonany z nieodgadnionego stopu metali i finezyjnie wyrzeźbiony w rękach jakiegoś mistrza.

- No proszę, cóż za spotkanie po latach, droga przyjaciółko... – zaczął ironicznie Broch. Ten jego dudniący głos czasami przyprawiał ją o ciary na plecach. - Co cię sprowadza w moje rodzinne strony? Bo chyba nie stęskniłaś się za starym znajomym?

- Wścibski jak zwykle, ale już się do tego przyzwyczaiłam. - rzuciła Karin wpatrując się w niego. - Nie powinno cię zbytnio interesować po co przyjechałam do Middenheim, Wernerze. Jednego jednak możesz być pewien - nie Ty jesteś powodem tej wizyty.

Co mu miała powiedzieć? No co? Że szuka jakiejś pracy bo musi opłacić Kolegium a termin wpłaty kolejnej raty zbliżał się nieubłaganie? Pewnikiem wyśmiałby ją przy tej dwójce elfów, które już teraz dziwnie na nią patrzyły. Chociaż ten czarnowłosy był całkiem przystojny i robił wrażenie.

- Zimna jak zawsze. – zripostował najemnik wyrywając ją z rozmyślań. Widząc uśmiech na jego twarzy zdała sobie sprawę że ma niezły ubaw, podczas gdy ona zaczynała już gotować się w środku. - Może usiądziesz z nami i napijesz się czegoś. Wino, piwo, sok?

-Sok. Z chęcią. I coś na ciepło, nie jadłam od rana. - syknęła krótko. Była w podłym nastroju i potrzebowała porozmawiać z kimś sensownym, a ta trójka wyglądała na bardzo sensownych. Przez chwilę chciała zamówić wino ale powstrzymała się. Zwykle nie piła dużo, miała dość słabą głowę, a dla ludzi związanych z wiatrami magii upojenie alkoholowe mogło być niebezpieczne. Już raz się o tym przekonała. - Karin Colburg, Magister Piromanta Kolegium Płomienia. - ukłoniła się dwójce elfów zasiadając przy stole. - A jak was zwą? Bo z tym panem – spojrzała na Wernera. - już się znamy...

- Aż za dobrze... - mruknął najemnik przeszywając ją swym lodowatym spojrzeniem. Tego spojrzenia bardzo nie lubiła. W jednej chwili Karin przypomniała sobie wydarzenia pewnej nocy i zmieszała się spuszczając wzrok, choć nie dała poznać po sobie że coś jest nie tak..

Dialog Karin z Brochem rozegrany z Serge'em na GG
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Zgodnie z obietnicą daną Wernerowi, znaleźli się w Middenheim. Ninerl przyznawała, że była ciekawa właśnie tego miasta- podobno było dość tolerancyjnym miejscem. No i wreszcie, cywilizowanym. Miała chwilowo dość włóczenia się po bezdrożach.
Broch zaprowadził ich do naprawdę porządnej gospody. Ninerl już prawie zapomniała jak wyglądają takie lokale. Usiadła z zadowoleniem w miękkim fotelu. Przesunęła palcem po wzorach i szepnęła do Ravandila:
- To nasz wyrób, tuin. Poznaję te wzory.
Chwilę potem pojawiła sie kelnerka. Ninerl pobieżnie przejrzała kartę- było tu, to co spodziewała się znaleźć. Odłożyła ją i powiedziała:
-Ciekawe, co tam u Konrada... Mam nadzieję, że dotarli cało i bezpiecznie do swojego Boven. A tu znowu wojna się szykuje...- skrzywiła się nieco. - Muszę w końcu wrócić do domu.... -szepnęła. - Ravandilu, Wernerze chciałabym żebyście poznali mój klan. Jest wam w końcu coś winny- uśmiechnęła się- za ocalenie naszego życia.
Ścisnęła delikatnie za dłoń Ravandila i uśmiechnęła się znowu, patrząc na niego. Z dnia na dzień była coraz bardziej szczęśliwa, że ma go przy sobie.
Nagle podeszła do nich jakaś ludzka kobieta. Cała w czerwieni.
Oczywiście, znajoma Brocha, a jakże... Mag, ludzki mag...
Przedstawiła się i usiadła przy ich stoliku. Ninerl nie znała się na dobrze na wieku ludzi, ale kobieta wyglądała na młodą.
- Jestem Ninerl Nerethin z Marienburga.-powiedziała, przygladając się czarodziejce. - Widzę, Wernerze, że znajomych masz wszędzie, prawda tuin?- zwróciła się do Ravandila.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Ravandil »

Ravandil

A więc znowu byli w Imperium. Ravandil nie do końca był przekonany, czy to dobrze czy nie, nie czuł za tym miejscem specjalnej tęsknoty. Nie po tym, co mu się tu przydarzyło... Ale przynajmniej był w znajomych stronach, a to jakaś miła odmiana po pobycie w dalekiej Molachii. A trzeba pamiętać, że zaprosił ich sam Werner Broch... A takim jak on się nie odmawia.

Ravandil dość obojętnym wzrokiem witał krajobrazy Imperium i podążał wydeptanym szlakiem. Jedyne, co go naprawdę ruszyło, to pożegnanie z Konradem i Julią, w końcu tyle razem przeżyli... W miarę zbliżania do miasta robiło się coraz ciaśniej. Ciekawe, co sprawia, że ludzie tak tłoczą się jak bydło... Czy to miało jakiś związek z tymi opowieściami o pokładach złota? Kto wie, ale ludzie są na tyle chciwi, że za garść monet spaliby jeden na drugim w małej klitce. Elf niespecjalnie przepadał za Middenheim. Miało w sobie coś takiego niepokojącego, przesycone takim specyficznym brudem i... ludźmi, z ich wszystkimi wadami. Oczywiście, Altdorf wcale nie był lepszy, ale wiadomo, że do rodzinnego miasta podchodzi się nieco inaczej. A do Miasta Białego Wilka Ravandil nie miał żadnych sentymentów.

Udali się do wskazanej przez Brocha karczmy. Nie ma się co sprzeczać z kimś, kto miasto zna jak własną kieszeń...
-Wreszcie coś miłego, już dawno nie było nam dane oglądać elfiego rękodzieła...- odpowiedział na słowa Ninerl nieco szorstko, ale to była wina zmęczenia. Elf rozsiadł się wygodnie na fotelu i odetchnął.
-Oby- powiedział na wzmiankę o Konradzie -Już raz ich wojna rozłączyła... Widać Imperium nie jest dany pokój-. Ravandil zasępił się nieco, ale na wzmiankę o klanie Ninerl uśmiechnął się -Z przyjemnością... Poza tym obiecaliśmy sobie romantyczny rejs- elf zachichotał cicho. Gdy Ninerl ścisnęła jego dłoń, spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się. Z biegiem czasu kochał ją coraz bardziej, ciężko mu teraz było sobie wyobrazić jego poprzednie, samotne życie. Rozmyślania przerwało mu pojawienie się tej kobiety, znajomej Brocha. Jej wygląd mówił wszystko. Mag. Wszyscy magowie wyglądają tak samo... A przynajmniej mają podobny styl ubierania się. Przypomniał sobie inną znajomą Brocha, z który podróżowali spory kawałek czasu temu... Abbie? Chyba tak... Widać Broch naprawdę ma bardzo dużo znajomych, nawet wśród magów.
Gdy Karin skończyła "uroczą" pogawędkę z Brochem i siadła do stołu, elf idąc za przykładem Ninerl przedstawił się -Ja jestem Ravandil Galanodel... z Altdorfu, choć ostatnio tak naprawdę znikąd- uśmiechnął się i skinął głową. Trzeba przyznać, że w przedstawianiu się nie był specjalistą... A może to obecność maga tak na niego działała? Nieistotne.
-Zdecydowanie, to tylko kwestia czasu, gdy jakiegoś spotkamy- odparł na słowa Ninerl, śmiejąc się cicho. Jak ten Werner to robił? Można by pomyśleć, że służył w wojsku ze wszystkim żołnierzami, wszedł z zażyłości ze wszystkim kobietami... Niesamowite, naprawdę niesamowite.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Serge »

Werner Broch

Broch z uśmiechem na twarzy przywitał mury swego rodzinnego miasta. Ostatnim razem był tutaj podczas Burzy Chaosu, gdy wraz z „Nocnymi Wilkami” walczył z armią Archaona. Tym bardziej widok odbudowanego, niemal odrodzonego na nowo Middenheim bardzo go radował.

Kilkanaście dni temu nie było jednak tak różowo. Po wydarzeniach w Molachii, gdy wraz z przyjaciółmi pomógł wrócić na tron prawowitemu władcy tego małego państewka w Księstwach Granicznych, jego ukochana kobieta Elissa musiała natychmiast wracać do Kislevu na wezwanie carycy Katarzyny, Lodowej Królowej. Co prawda obiecywała że zobaczą się gdy tylko wypełni obowiązki, ale Broch nie wiedział tak naprawdę czy mówiąc to chciała oszukać jego, czy siebie samą. Najemnik żył już na tym świecie na tyle długo, by zorientować się że to definitywny koniec. Elissa miała zobowiązania wobec swego kraju i władczyni, a on jak zwykle nie lubił siedzieć w miejscu i niespokojna dusza pchała go do przodu, ku następnym wyzwaniom. Przeżył to rozstanie dość mocno, nie spodziewał się nawet że jej brak da mu się we znaki aż tak bardzo. Gdy Konrad postanowił odpocząć od ostatnich wydarzeń i wrócił z Julią do Boven, Broch wyruszył wraz z Ninerl i Ravandilem z powrotem na ziemie middenlandu, w rodzinne strony.

Gdy tylko pojawili się za murami miasta, Wern postanowił zapoznać elfy z jednym z najlepszych lokali w mieście – „Czerwonym Księżycem”. Wojownik bez wahania wybierał najkrótszą drogę pomiędzy domami, sklepami i innymi budynkami sunąc powoli na swym podobnym do krowy (i równie brzydkim), choć niezawodnym w podróży rumaku Gevaudanie. Miasto, w którym niegdyś dorastał i robił wiele rzeczy niekoniecznie zgodnych z prawem, znał na wylot. Ubiór najemnika nie zmienił się ostatnimi czasy – ten sam sfatygowany, poobijany kirys narzucony był na równie wysłużoną kolczugę. Jedyne zmiany zaszły w uzbrojeniu, Broch nosił na plecach już dwa miecze – jednym z nich był zasłużony w wielu bitwach półtorak z charakterystyczną głownią w kształcie wilczego łba, a drugim miecz gilesowski elfiej roboty zakupiony w Nuln, przez które przejeżdżali dwa tygodnie wcześniej.

Po wejściu do karczmy, weteran zauważył, że zwłaszcza Ninerl spodobało się w lokalu ale w końcu to była kobieta, a one zwykle zwracają uwagę na takie pierdoły. Zasiadając przy stole w rogu sali pozdrowił jeszcze gestem starego znajomego Karla, który najwyraźniej pracował tutaj jako wykidajło. Widząc lekkie zdziwienie na twarzach elfów, postanowił wyjaśnić:

- Ten wykidajło to Karl, służył pode mną w czasie Burzy Chaosu. Dłoń stracił podczas bitwy o wschodnią bramę, tam rozegrała się prawdziwa rzeź. - rzucił Broch. - Odważny człowiek... A jeśli chodzi o lokal, to właścicielka prowadzi go od tak dawna że mój świętej pamięci dziadek przychodził tutaj pograć z przyjaciółmi w kasynie znajdującym się w pokoju obok. Zawsze tracił tyle pieniędzy, że bał się potem wracać do domu, do babci hehe...

Najemnik zwykle nie opowiadał o swojej przyszłości, ale Ninerl i Ravandil byli dla niego jak rodzina, więc i czasem, zwykle podczas drogi zdarzało mu się opowiadać o różnych wydarzeniach z przeszłości, zwłaszcza że i elfy dzieliły się z nim swoimi wspomnieniami, przynajmniej niektórymi. „Muszę odwiedzić Henninga i Ulrikę... No i matkę rzecz jasna”, przebiegło mu przez myśl akurat w momencie gdy dostał do ręki kartę. Nie zaglądając do niej nawet rzekł do rudej:

- Specjalność kuchni i butelczynę najlepszego wina, najlepiej z Averheim. Do tego trzy szklanice. Ja stawiam obiad... – popatrzył na przyjaciół.

Gdy kelnerka odeszła, a Ninerl wspomniała o Konradzie, wojownik podjął temat:

- Konrad da sobie radę. Chociaż wątpię czy długo wytrzyma bez tego zastrzyku adrenaliny, który towarzyszył mu gdy podróżował z nami. - Broch uśmiechnął się krzywo. - Zresztą, pewnie niebawem znów spotkamy go na swojej drodze, bo nie wierzę żeby siedział w tym swoim Boven do końca życia, z tego co słyszałem to tam nie ma za bardzo do czego wracać. On ma w sobie wojownika, a o tym nie da się zapomnieć z dnia na dzień. No chyba że Julia mu w tym skutecznie „pomoże”. A wy co zamierzacie robić dalej? Gdzie się wybieracie? Do Marienburga, czy Altdorfu? Od razu uprzedzam że jadę z wami, gołąbeczki...– na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek.

I wtedy w „Księżycu” pojawiła się ona. Tej czerwonej łepetyny i równie czerwonego stroju Broch nie pomyliłby z żadną inną kobietą. A już na pewno nie tego zimnego wyrazu twarzy który towarzyszył jej od wejścia. Wyniosła jak zawsze, mała wredna Karin. Nie zmieniła się właściwie od ostatniego razu, no, może miała więcej czerwieni we włosach. Piromantka zawsze go bawiła, mimo iż była miękka, za wszelką cenę udawała twardą i niedostępną. W mniemaniu Brocha średnio jej to wychodziło. Dlatego też i tym razem, gdy pojawiła się po chwili przy ich stoliku, najemnik postanowił zabawić się dialogiem z Płomienistą. Skończyło się w niezbyt przyjemny sposób, gdy wróciły wspomnienia pewnej nocy. Broch zmierzył ją zimnym spojrzeniem i wyczuł że czarodziejka się zmieszała. Siadając przy stoliku rzuciła od niechcenia:

- Minęło sporo czasu, Wernerze, odkąd ty i ja wróciliśmy cało z Sylvanii.
Broch skinął niedbale głową odpinając oba miecze i opierając o ścianę za plecami.
- To była dobra walka, Karin. Cóż się działo od czasu, gdy się rozstaliśmy?
- Podróżowałam tu i tam, robiłam to czy tamto. A ty?
- To czy tamto. – rzekł patrząc pewnie w jej oczy. Wiedziała dobrze, że z nim może pogrywać sobie tylko wtedy, gdy sam jej na to pozwoli.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Vibe »

Specjalnością kuchni zamówioną przez Brocha okazał się być schab ze śliwkami a także placek po bretońsku. Do tego doszła butelka wybornego w smaku wina prosto z winnic Averheim, które przyjemnie połechtało podniebienia tych, któzy je zamówili. I nawet sok z mięty i wiśni dla Karin się znalazł.

Spożywaliście posiłek w milczeniu a bard (złotowłosy, przystojny elf), który zasiadł nieopodal kominka, przygrywał zawsze aktualną pieśń opowiadającą o wojnach religijnych w Imperium, o dawnych i zamierzchłych czasach:

Wolniej wolniej wstrzymaj konia
Dokąd pędzisz w stal odziany
Pewnie tam gdzie błyszczą w dali
Middenheimu białe ściany

Pewnie myślisz, że na górze
Zniewolony Sigmar czeka
Abyś przybył go ocalić
Abyś przybył doń z daleka

Wolniej wolniej wstrzymaj konia
Chcesz oblegać Middenheim
Strzegą go wysokie mury
Strzegą srodzy Ulrykanie

Wolniej wolniej wstrzymaj konia
Byłem wczoraj w Middenheim
Przemierzałem puste sale
Pana twego nie widziałem

Pan opuścił Białe Miasto
Przed minutą przed godziną
I na Gór Środkowych szczycie
Wraz z Ulrykiem pije wino

Wolniej wolniej wstrzymaj konia
Porzuć walkę niepotrzebną
Porzuć miecz i włócznię swoją
I jedź ze mną i jedź ze mną

Wąską drogą ku północy
Podążają hufce ludne
Ja unoszę dumnie głowę
I podążam na południe

Gdy skończył, zebrani w karczmie gromkimi brawami nagrodzili jego występ. Z gwarnej ulicy wciąż napływali do lokalu kolejni klienci – kupcy, uczeni, chłopcy na posyłki spragnieni dobrego napitku i sowitego posiłku, a także chwili odpoczynku od ciężkiej pracy.

W końcu przy waszym stoliku pojawił się młody, odziany w elegaanckie szaty, młody mężczyzna o krótkich, czarnych włosach. Zmitygował lekko widząc posturę najemnika, sam był bowiem szczupły, można powiedzieć nawet że chudy. Wodząc wzrokiem to po Ninerl, to po Karin w końcu się odezwał:

- Witajcie podróżnicy. Nazywam się Otto Schultz i pozwoliłem sobie obserwować was odkąd pojawiliście się w „Czerwonym Księżycu”. - sposób w jaki dobierał słowa oraz dziwny styl mówienia od razu uświadomił wam czym może się zajmować ów młodzian. - Sądzę, iż niejedno już w życiu przeżyliście, więc myślę iż moglibyście mi pomóc w bardzo delikatnej sprawie. Czy bylibyście zainteresowani odzyskaniem dla mnie pewnej skradzionej rzeczy? Za odpowiednią opłatą oczywiście?

Szybko zdecydowaliście się go wysłuchać, w końcu i tak nie mieliście obecnie nic lepszego do roboty. Otto rozsiadł się wygodnie obok Karin, zachowując jednak pewną odległość od Piromantki. Chrząknął teatralnie i zaczął mówić.

- Moja mentorka straciła ostatnio dziesięć srebrników. Są one pamiątką rodzinną, skradzioną przez nędznego złodziejaszka, spłoszonego przez straż miejską nim zdołał skraść coś cenniejszego. Monety same w sobie nie są wiele warte, ale mają dla mojej mentorki wartość sentymentalną. Dlatego jest też w stanie zapłacić dużo osobom, które je odzyskają. Mogę wam opisać wygląd złodzieja i zapłacić dziesięć koron na głowę, jeśli wrócicie ze srebrnikami. Musicie się zdecydować natychmiast, kradzież miała miejsce zaledwie godzinę temu i ślad jest jeszcze świeży... - popatrzył po was, oczekując waszej reakcji.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Megara
Marynarz
Marynarz
Posty: 240
Rejestracja: sobota, 2 grudnia 2006, 16:23
Numer GG: 0
Lokalizacja: Kraków

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Megara »

Karin Colburg

Gdy elfy przedstawiły się, Karin raz jeszcze ukłoniła się nisko. W Kolegium wpojono jej wielki szacunek do przedstawicieli tej rasy, raz czy dwa elfi mistrzowie odwiedzili kolegium, jeden z nich brał nawet udział w pokazowym pojedynku z jednym z najlepszych magistrów w kolegium i zrobił naprawdę ogromne wrażenie.

Gdy otrzymała posiłek, spożywała go powoli i spokojnie popijając wyśmienitym w smaku sokiem. Nie odzywała się w ogóle, jakoś nie sądziła by Broch czy poznani przed chwilą Ninerl i Ravandil chcieli z nią o czymś rozmawiać. Wysłuchała pieśni elfiego barda i przyłączyła się do braw. W międzyczasie zastanawiała się gdzie by tu znaleźć miejsce na nocleg, na pokój w tak dostojnym lokalu raczej nie było by ją stać, nie przy obecnym stanie jej finansów. I wtedy przy ich stoliku pojawił się ten chłoptaś, Karin od razu wyczuła delikatną magiczną aurę wokół niego. Zresztą, nie trzeba było znać się na magii by rozpoznać, czym młody się zajmował. Wysłuchała ze skupieniem Schultza, po czym odłożyła sztućce, wytarła usta białą chusteczką przyniesioną przez kelnerkę i patrząc na niego przenikliwie spytała:

- Uczeń czarodzieja? Chamon jak mniemam? Dlaczego więc twoja mentorka nie zajmie się odnalezieniem tych pamiątek sama, ewentualnie nie zleci tego straży miejskiej? - na razie nie zdradzała, że jest zainteresowana całą sprawą. Dziesięć koron to był dobry pieniądz, w końcu miała by za co opłacić Kolegium i jeszcze by jej zostało. - A co jeśli złodziej wydał już do tej pory część z tych monet, bądź sprzedał je komuś, skoro są tak cenne?

Wróciła do posiłku czekając na odpowiedź Schultza. Patrzyła również na Brocha, Ravandila i Ninerl ciekawa co mają do powiedzenia. Sama nie zamierzała podejmować żadnej decyzji, po pierwsze nie znała miasta, a po drugie nie podołała by sama temu zadaniu. Jeśli miała zarobić jakieś pieniądze, to tylko w towarzystwie tej trójki. Nie sądziła by odmówili młodemu, ale skoro jedli w tak wytwornym lokalu, na pieniądze chyba narzekać nie mogli.
Twoje życie będzie miało taki sens, jaki Ty sam mu nadasz.
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Serge »

Werner Broch

Siwy olbrzym zacierając ręce zabrał się za specjalność kuchni. Śpiewu barda słuchał jednym uchem, tak samo jak i historyjki tego fircyka, który pojawił się niedługo potem przy ich stoliku. Wciąż skupiony nad posiłkiem, nie patrząc nawet na młodziana, Broch rzucił:

- Może i byśmy się tym zajęli, ale dziesięć koron to za mało jak na taką przysługę. Skoro te srebrniki mają dla twej pani wartość sentymentalną, powinna zapłacić więcej. Powiedzmy trzydzieści koron na głowę.

Widząc że Schultz zrobił kwaśną minę i już zbierał się od stołu wodząc wzrokiem po innych zgromadzonych w sali, Broch w jednej chwili podniósł się do góry i chwycił młodego za jego zdobne łachy tuż przy szyi ściągając go z powrotem na fotel. Karl siedzący przy barze nawet nie drgnął widząc co wyprawia najemnik. Broch zbliżył się nieco do Schultza i szepnął, tak, że tylko zgromadzeni przy stole mogli to usłyszeć:

- Słuchaj no, synku. - w głosie słychać było ten charakterystyczny ton nie znoszący sprzeciwu - Jeśli chcesz odzyskać te pieniądze, to lepiej nie mogłeś trafić. Ja i moi towarzysze znamy miasto na wylot i znajdziemy tego złodzieja choćby się ukrył w najpaskudniejszym miejscu w Middenheim. Więc jeśli ci zależy na szybkości i precyzji, to zapłacisz nam te sto dwadzieścia Karlów-Franzów a my przyniesiemy srebrniki...

Weteran wyczuł że młody nieźle się wystraszył i aż się spocił gdy wielkolud świdrował go swym szalonym spojrzeniem. Jeśli Brochowi udało się wytargować rzeczoną sumę, kontynuował:

- A teraz powiedz nam jak wyglądał ten złodziej, jak wyglądają monety i gdzie ostatnio go widziano?

Broch otworzył wino i rozlał bordowy trunek do szklanic Ninerl i Ravandila. Sam pociągnął kilka łyków z butelki oczekując na odpowiedź Schultza.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Ravandil »

Ravandil

-To się jeszcze okaże, gdzie pojedziemy... Powiem tylko, że do Altdorfu mi się specjalnie nie śpieszy- powiedział niejako w imieniu swoim i Ninerl, ale wątpił w możliwość, że elfka nie będzie chciała jechać najpierw do Marienburga.
Elf słuchał muzyki, uśmiechając się do Ninerl. To było takie romantyczne... Gdyby nie cała knajpa wszelakiej maści ochlapusów. Mówi się trudno... Od czasu do czasu spoglądał uważnie na czarodziejkę. Do magii podchodził z dystansem, mało to straszliwych historii o opętanych magach krąży po Imperium? Na takich zawsze trzeba uważać...

Spojrzał znudzonym wzrokiem na chłoptasia, który chciał im zlecić zadanie. Jaaaaasne, takie historie Ravandil słyszał już nie raz. Zawsze zastanawiało go - czy już z daleka wygląda na chłopca na posyłki... Dobrze, że mają "agenta" w postaci Brocha. Spoglądając ukradkiem, jak Werner "negocjuje" (w przypadku Wernera to nie są negocjacje, tylko naginanie woli zleceniodawcy), uśmiechając się pod nosem elf zwrócił się do Ninerl -Już ja znam te ich "pamiątki rodzinne"... Pewnie znowu wplątamy się przez to w jakąś intrygę... Ale teraz żadne przygody nam nie straszne, prawda?- Ravandil uśmiechnął się i pocałował Ninerl w policzek, po czym z rozbawieniem spojrzał na Schultza i Brocha. To się nazywa siła perswazji...
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Z przyjemnością słuchała dźwięcznego głosu barda. Może treść pieśni jej mniej odpowiadała, ale no, cóż to była ludzka karczma.
Jadła powoli, delektując się smakiem potraw. Przełknęła kęs i odpowiedziała Ravandilowi.
- Myślałam, że najpierw odwiedzimy Altdorf, ale szczerze mówiąc, możemy udać się do Marienburga-twarz dziewczyny rozświetlił delikatny uśmiech. - Co naszej morskiej wyprawy, to pamiętam o niej. Gdy tylko miną zimowe sztormy. A może ty, Wernerze chciałbyś zabrać się z nami?- zwróciła się do najemnika.- Dodatkowy, dobry miecz zawsze się przydaje, szczególnie ostatnio. Myślę, że warto odwiedzić Lothern, jest to miasto dostępne również dla ludzi.
Po chwili spokój zakłócił im jakiś młody chłopak w dość dobrym ubraniu. Ninerl słuchała go, milcząc. Zastanawiała się czy naprawdę wygląda na aż tak naiwną. I ubogą. Skoro było ich stać na obiad tutaj, to czym byłoby ten marne dziesięć koron?
Ravandil pocałował ją delikatnie, a ona musnęła dłonią jego policzek.
- No, można to tak ująć, kochanie...- szepnęła do niego cicho.
Opowieść była dziwna. Kilka rzeczy Werner już zauważył.
- Jak dla mnie, ludzki młodzieńcze mógłbys przestać kłamać. Monety są widać jakimś artefaktem, potrzebnym twojej pani. Albo czymś podobnym. - przeszyła chłopaka spojrzeniem.-Srebro... ten metal kojrzy mi się z czymś- zamruczała do siebie. - Skoro zostały ukradzione wszystkie, to pewnie działają tylko w komplecie. W dodatku te przedmioty nie są do końca...legalne, jeśli można to tak ująć- uśmiechnęła się krzywo. - Rozważając wszystko, co powyższe ... również w to, że w grę wchodzi magia, trzydzieści koron to za mało. Czterdzieści... będzie w sam raz. Inaczej nie widzę powodu, by wstać z tego krzesła, człowieku- spojrzała spokojnie na młodego.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Vibe
Marynarz
Marynarz
Posty: 317
Rejestracja: środa, 15 listopada 2006, 15:59
Numer GG: 0
Lokalizacja: Szczecin

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Vibe »

Schultz aż poczerwieniał gdy Broch ściągnął go do parteru, gdy ten szukał innych potencjalnych zleceniobiorców wśród klienteli lokalu. A jeszcze bardziej zagotował się gdy z trzydziestu koron zrobiło się czterdzieści. Na głowę. Takim wymaganiom finansowym raczej nie mógł sprostać.

- Jestem w stanie zapłacić trzydzieści koron na głowę. Ale nie więcej... - rzucił przełykając ślinę. Siegnął do kieszeni z której wyjął pękaty mieszek i rzucił w stronę Ninerl. - Na razie trzydzieści koron do podziału na waszą czwórkę, więcej nie mam przy sobie, reszta po wykonaniu zadania. Skoro twierdzicie że jesteście w stanie odnaleźć złodzieja i znacie miasto... Wierzę na słowo. Jeśli złodziej sprzedał lub w jakiś sposób pozbył się części monet, nie dostaniecie reszty pieniędzy. Potrzebuję ich wszystkich. - w pewnej chwili przeniósł swój wzrok z Ravandila na Ninerl. Mówił pewnie. - Mylisz się elfko, to nie są żadne artefakty, a jedynie zwykłe pamiątki rodowe, chyba naczytałaś się za dużo dzieł waszych największych pisarzy. O ile oczywiście potrafisz czytać... – dodał ironicznie. Chwilę potem zwrócił się do Karin. - Tak, jestem uczniem Złotej Czarodziejki, a po tobie, pani od razu widać że władasz Aqshy. Co do straży miejskiej, to sami zapewne wiecie jak działają, zanim by się tym zajęli złodziej mógłby zniknąć na dobre. Tu jest potrzebna szybkość działania i dlatego was wynajmuję. A wracając do tematu – każda moneta ma średnicę około czterech centymetrów, a po obu stronach widnieje wygrawerowany niedźwiedź biegnący po wodzie. Wszystkie srebrniki w momencie kradzieży znajdowały się w błękitnej, jedwabnej sakiewce. Na obu stronach sakiewki widniały inicjały mojej mistrzyni Adhele van der Hayden - AVDH. Jeśli chodzi o rysopis złodzieja, to był to człowiek mierzący około sto siedemdziesiąt centymetrów, na oko dwudziestopięcioletni, miał czarne włosy i brązowe oczy. Ubrany był w jasny skórzany kabat i szare portki, na szyi nosił fioletową chustkę, a na nogach buty z dziwnej skóry. Straż zgubiła go w dzielnicy Ostwald około godziny temu, a chyba nie muszę wam mówić co to za miejsce. Dlatego potrzebuję doświadczonych ludzi którzy się tym zajmą w rynsztoku szczurów... Na czarnym rynku te monety są warte krocie, zwłaszcza dla kolekcjonerów, więc musicie je odnaleźć.Rozumiem że się tym zajmiecie?

Popatrzył po każdym z was z determinacją w oczach.
My name is Słejzi... Patryk Słejzi <rotfl>
Serge
Kok
Kok
Posty: 1275
Rejestracja: poniedziałek, 10 lipca 2006, 09:55
Numer GG: 9181340
Lokalizacja: tam, gdzie diabeł mówi dobranoc

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Serge »

Werner Broch (i chwilowo MG)

- Dobrze rozumiesz. - mruknął leniwie najemnik patrząc w oczy Schultza. - Jeśli odzyskamy monety, odbierzesz je tutaj.
- Mam nadzieję. - rzucił oschle Schultz. Tym razem nie uciekał przed wzrokiem Brocha - Jeśli nie uda wam się dorwać złodzieja przed zmierzchem, wieczorem zdacie mi raport z tego, co ustaliliście, będę tutaj na was czekał. Muszę uspokoić moją mistrzynię jakimiś informacjami. Powodzenia.

Uczeń czarodziejki wstał od stołu, ukłonił się i wyszedł. Broch nawet nie odprowadził go wzrokiem kończąc posiłek. Ostwald był jedną z najgorszych dzielnic Middenheim i najemnik wątpił by ten młodzian zapuścił się tam nawet gdyby mu płacono złotem i oferowano najlepsze dziewki w mieście. Była to także dzielnica w której Broch się wychował i cieszył się że wróci na „stare śmieci” (i tak planował to zrobić, a że wyszło szybciej niż przypuszczał...). Wziął łyk wina po czym zwrócił się do towarzyszy.

- Skoro mamy odnaleźć te monety, najlepiej zasięgnąć języka u mojego starego znajomego Johanna Stallarta w knajpie „Tonący Szczur” w Ostwaldzie. Knajpa to siedlisko wszelkich ostwaldzkich mentów, najemników, złodziei i najgorszych zakapiorów. Jeśli ktoś pojawił się w dzielnicy z tymi „pamiątkami rodowymi”, Johan z pewnością coś o tym słyszał. Zbierajmy się...


Zarzucił skórzane pasy z bronią na plecy, poczekał aż towarzysze skończą posiłek, zostawił trzy korony na stole, a następnie wraz z nimi wyszedł z karczmy. Najkrótszą drogą kierował się do Ostwaldu.
Niebo i piekło są w nas, wraz ze wszelkimi ich bogami...

- Pussy Warhammer? - spytała Ouzi.
- Tak, to taki, gdzie drużynę tworzą same elfy. - odparł Serge.
Ravandil
Tawerniany Leśny Duch
Tawerniany Leśny Duch
Posty: 2555
Rejestracja: poniedziałek, 13 listopada 2006, 19:14
Numer GG: 1034954
Lokalizacja: Las Laurelorn/Dąbrowa Górnicza/Warszawa

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Ravandil »

Ravandil

Dość obojętnie spoglądał na "negocjacje", choć autentycznie bawiło go, jak towarzysze doją Schultza do ostatniego grosza. Z taką drużyną się nie zginie... Poza tym za żadne skarby nie mógł się przekonać do wersji Ottona, że owe monety to zwykłe pamiątki. Może to wina wszystkich dotychczasowych przygód? Wszystko wydaje się mieć jakiś drugie dno... Na którym czai się jakiś kult Chaosu albo kto wie co jeszcze. Aktywność Ravandila ograniczyła się do ostentacyjnego mruknięcia na wziankę o zdolnościach czytelniczych Ninerl. -Uważaj na swoje słowa- powiedział półgłosem, kładąc nacisk na każde słowo. Nie lubił takich bezczelnych typków, ale że przyjaciele wynegocjowali, że gra jest warta świeczki to ograniczył się tylko do słów.

Zasępił się nieco na słowa Brocha o "atrakcjach" Ostwaldu. Znowu będą mieli do czynienia z jakimiś szumowinami... Cóż, można to potraktować w kategoriach "rozrywkowych", może będzie łatwiej wytrzymać. W międzyczasie jeszcze kątem oka zerknął na wychodzącego Schultza. Nie wiedział czemu, ale nie ufał temu bubkowi. Po prostu.
-Im wcześniej to zrobimy tym lepiej- westchnął elf. Czym było takie zadanie przy tym wszystkim, co do tej pory zrobili jako drużyna? Wyglądało to jak spacer przez park, ale Ravandil wiedział, że pozory mylą. Na razie jednak wolał nie martwić się na zapas, więc dopił swoje wino i zabrał swoje rzeczy, ruszając za Brochem i Ninerl. "Na spotkanie, przygodo!" westchnął jeszcze w duchu.
Nordycka Zielona Lewica


Obrazek
http://www.lastfm.pl/user/Ravandil/

Obrazek
Ninerl
Bombardier
Bombardier
Posty: 891
Rejestracja: środa, 3 stycznia 2007, 02:07
Numer GG: 6110498
Lokalizacja: Mineth-in-Giliath

Re: [WFRP] Adrenalina II

Post autor: Ninerl »

Ninerl
Uśmiechnęła się kpiąco na słowa chłopaka:
- Próbujesz być ironiczny...próba warta odnotowania... musisz sie jeszcze wiele nauczyć, młody- dodała, uśmiechając się słodko.- Ale czegóż się spodziewać po człowieku...- westchneła teatralnie. Uczeń był naprawdę zabawny- jego obelga nawet nie była obelgą. Takie prymitywne żarty wzbudzały raczej rozbawienie jej krewniaków.
Młody zaperzył się widocznie. Kontynuował swoją przemowę, a Ninerl czekała, aż skończy. Przybrała znudzony wyraz twarzy, ale czujnie łowiła wszystkie jego słowa.
Gdy skończył i wyszedł, zapytała:
-Wernerze, a ten Ostwald co to takiego? Jakieś slumsy?- dalsze słowa najemnika potwierdziły jej przypuszczenia.
-Nie powiem, by męty stanowiły towarzystwo, za którym przepadam, ale trudno- powiedziała. -Może to potraktuję jako ciekawą wycieczkę. Więc prowadź panie przewodniku...- machnęła dłonią w strone najemnika. Wstała, zebrała swoje rzeczy i podążyła za towarzyszami.
Chwyciła Ravandila za dłoń.
-Masz, rację tuin. Więcej czasu zostanie na przyjemniejsze rzeczy- szepnęła.
Jam jest Łaskawą Boginią, która daje Dar Radości sercom ludzkim; na Ziemi daję Wiedzę Wiecznego Ducha, a po śmierci daję pokój i wolność . Ani nie żądam ofiary, gdyż oto ja jestem Matką Życia, i Moja Miłość spływa na Ziemię.
Zablokowany