No to słuchajcie tego, u mnie szkoła wygląda tak:

30 osób w klasie: 13 chłopaków, 17 kobitek.

Budynek szkolny składa się z dwóch pięter (+piwnica na której jest aula i parę klas).

To tylko gimnazjum, ale chodzi do niego przeszło 570 uczniów

Wicedyrektorka zachowuje się, jakby szkoła była jej i wprowadza reżim. Przykład: Nasza sala miała numer 6 ( i była w piwnicy). Klasa mająca lekcję przed nami popisała masę ławek (gratuluję pomysłu). I co? TO MY musieliśmy przynosić płyny do mycia i ścierać te wszystkie obrazki. "Ja bym to olał" - ktoś by zapewne powiedział. Jasne! Ja też, gdyby nie to, że w/w wicedyrektorka powiedziała, że będziemy musieli PŁACIĆ za popisane ławki. Miodzio, nie?

Moja klasa ma niby profil informatyczny. A co się stało? Otóż okazało się, że jest to profil matematyczno-informatyczny

. I tak zrobili mnie w balona, bo gdy się zapisywałem, to się zaklinali, że jest TYLKO informatyczny.

Na pocieszenie okazało się, że jako JEDYNA KLASA mamy w pierwszym roku informatykę. Tja... 2 godziny na dwa tygodnie. To ja już w podstawówce miałem 2 godz. na TYDZIEŃ! Dzięki bogu chodzę już do 2-giej klasy, więc mamy tyle godzin, ile w podstawówce. A teraz: BABACH! Mój braciszek (chodzi do 1-szej gim.) ma dwie informatyki na tydzień i jest w klase (werble)... SPORTOWEJ! I to jest "sprawiedliwość"...

I kolejny pomysł wicedyrki: Nad szatniami były przyklejone numerki, żeby uczniowie wiedzieli, którą szatnię ma dana klasa. Niestety, "mądrzy" uczniowie urządzali sobie zabawy w ździeranie tych naklejek. Wicedyrektorka powiedziała, że za naklejki będą płacić, nie uczniowie, którzy je zdzierali, ale... uczniowie do których dana szatnia należy!
Tak więc, jeśli ktoś chce się ze mną zamienić: Proszę bardzo! Tylko niech mi załatwi klasę z profilem informatycznym. Byle w Lesznie wielkopolskim.
