[DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Miejsce na zakończone lub wymarłe sesje. Jeśli chcesz ponownie otworzyć temat to skontaktuj się z modem albo adminem.
Zablokowany
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

[DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: Evandril »

Obrazek Wzgórze Grozy

1375 RD, Kythorn, Cienista Dolina
Obrazek Nie pamiętałaś, kiedy ostatnio byłaś w Cienistej Dolinie, tak jak i w stolicy o tej samej nazwie, ale niewiele się tutaj zmieniło od ostatniego razu – takie przynajmniej odnosiłaś wrażenie patrząc na żyzne pola, tętniące życiem lasy i zadbane gościńce kryjących się pod majestatem ośnieżonych szczytów wyrastających z północy. Życie jak zwykle toczyło się tutaj spokojniej i wolniej, niż w pozostałej części kontynentu, ale tylko głupiec wierzyłby, że ludzie zamieszkujący te ziemie są z natury spokojni. Z tubylcami było jak z pszczołami – żyli sobie powoli i w pokoju, ale wystarczyło włożyć ‘patyk do ula’ i od razu byli gotowi do walki. Zawsze ci się to podobało.

Dość ciepły, wieczorny wietrzyk muskał twoją twarz, gdy podziwiałaś te cudne ziemie. Pogoda tego dnia nie oszczędzała ciebie i twojego rumaka, więc odetchnęłaś z ulgą, gdy wieczór przyniósł delikatne ochłodzenie. Wybrałaś się tutaj z zadaniem zleconym przez Mistrza Heironymusa i większość czasu rozmyślałaś o wspomnianych przez niego Pajęczych Lasach. Mędrzec był już zbyt sędziwego wieku, by się tarabanić po całym świecie, poza tym od czego miał swoją młodą, energiczną, pełną wigoru uczennicę? Miałaś nadzieję szybko załatwić własne sprawy w Cienistej Dolinie i wrócić do swego nauczyciela.

Do miasta dotarłaś, gdy już na dobre zaczęło się ściemniać. Dwaj dobrze uzbrojeni strażnicy byli bardzo uprzejmi i po uiszczeniu myta na zasadzie srebrnika od głowy, zostałaś wpuszczona przez główną bramę. Ustawione w rzędach kamienne i drewniane budynku coś ci przypominały, ale nie mogłaś sobie zbytnio przypomnieć co to mogło być. Mknęłaś leniwie na grzbiecie swej klaczy przez usłane brukiem uliczki Cienistej Doliny widząc, jak po zmroku miasto budzi się do drugiego, tego mniej bezpiecznego życia. Gdzieś słychać było ujadanie psa, gdzie indziej pijackie przyśpiewki i odgłosy awantur. Choć pora była w miarę wczesna, wyglądało na to, że ta noc nie będzie dla niektórych spokojna i miła.

Byłaś padnięta, więc zagaiłaś do jednego z tubylców, a ten pokierował cię w stronę, ponoć niezłej, gospody, którą znalazłaś dość szybko. Przez całą drogę starsi ludzie, których mijałaś, dziwnie ci się przyglądali, ale zrzuciłaś to na karb bogatego stroju.
Obrazek Karczma „Biały Źrebak” zapowiadała się bardziej niż efektownie. Wysoki, dwupiętrowy budynek z kamienia robił niezłe wrażenie na przyjezdnych, którzy po ciężkiej podróży chcieli gdzieś rozprostować kości, zjeść coś i się przespać. Czar pryskał, gdy człowiek znalazł się w środku. Gwar zebranej wewnątrz gawiedzi, smród sfermentowanego wina i piwa, a także mocnego ziela skutecznie odpychał czarodziejkę. Przez chwilę nawet chciałaś wyjść, ale w końcu przemogłaś się i przeciskając między stołami dotarłaś do kontuaru. Tam, barczysty łysy karczmarz o zakazanej facjacie i z wąsem kręcącym się pod nosem spojrzał na ciebie ostro.

- Czego panienka tutaj szuka? Zgubiła się? – zapytał szorstkim głosem polerując kufel. Odniosłaś wrażenie, że mówił tak, jakby chciał się ciebie pozbyć.
- Chciałabym pokój na noc, dopiero co przyjechałam. – odezwałaś się spokojnie.
- Nie ma, wszystko zajęte. – mruknął oschle. – Niech panienka szuka w „Tawernie Barda”, może tam będą coś mieć…

Skinęłaś głową, po czym opuściłaś zadymioną, duszną salę wychodząc na rześkie, wieczorne powietrze. Chwilę później okazało się, że nie ty jedna – trzech przysadzistych osiłków z nożami w dłoniach ruszyło w twoją stronę, akurat gdy odwiązywałaś uzdę swojej klaczy od drewnianej belki przy ścianie.
W świetle latarni widziałaś chciwość wypisaną na ich twarzach.
- No, paniusiu, wyskakuj z kosztowności, bo inaczej będzie bolało. – powiedział jeden z długimi blond włosami.
- Kto wie, jak będziesz grzeczna, to może nawet cnotę ci się uda ocalić. – wtrącił drugi, a wszyscy trzej parsknęli śmiechem. Najwyraźniej nie odstraszał ich miecz przy twoim boku. Z drugiej strony, dobrze ubrana, wypachniona, sama ściągałaś na siebie kłopoty…

* * *

Przemierzałeś ulice Cienistej Doliny spokojnym, choć pewnym krokiem, rozkoszując się wieczornym powietrzem. Miasto jak zwykle o tej porze budziło się do nocnego życia, a sam dobrze wiedziałeś, że mimo iż w ciągu dnia spokojne, w godzinach nocnych potrafi zaserwować mocne atrakcje nieostrożnym podróżnym i tubylcom. Nie martwiłeś się o swoje bezpieczeństwo – z łukiem w dłoni i kilkoma nożami przytwierdzonymi do pasa od kołczanu odstraszałeś potencjalnych zainteresowanych twoją sakiewką bądź życiem. Porządni, zwykli obywatele już dawno leżeli w łóżkach swoich domostw, oczekując kolejnego pracowitego dnia. Ty jednak nie byłeś zwykły i dobrze ci się z tym żyło.
Obrazek Wizyta u wujka to był jednak dobry pomysł, tak przynajmniej twierdziłeś patrząc przez pryzmat tego tygodnia spędzonego w domu Archibalda. Poza tym jakby nie patrzeć, był to swoisty powrót do dzieciństwa, choć miasto zmieniło się znacznie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat i wiele wspomnień zostały zatartych przez czas.

Wychodząc w kolejną uliczkę, nieopodal „Białego Źrebaka” dostrzegłeś osobliwą sytuację. Jakichś trzech barczystych typków zbliżało się powoli w kierunku dobrze ubranej, postawnej kobiety. W świetle latarni dostrzegłeś błysk stali. Nie trzeba było być mędrcem, by wiedzieć, że to z pewnością napad. Ulica była niemal pusta, a ludzie, którzy znajdowali się nieco dalej od całego zdarzenia załatwiali coś między sobą nie zwracając zupełnie uwagi na to, co dzieje się przed karczmą. Widziałeś miecz u boku nieznajomej, jednak nie sądziłeś, by miała większe szanse z trzema wielkimi oprychami.

Nad miastem natomiast zawisły ciężkie, szaro-czarne chmury, a gdzieniegdzie w oddali niebo przeciął piorun zwiastując nadchodzącą burzę.
Obrazek
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Acid
Marynarz
Marynarz
Posty: 320
Rejestracja: sobota, 10 listopada 2007, 17:57
Numer GG: 20329440
Lokalizacja: Dundee (UK)

Re: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: Acid »

Tristan & Etth'ariel

Wieczór jak zwykle zapowiadał się wybornie, przynosząc z sobą miłe ochłodzenie po niezwykle upalnym dniu. Tristan przechadzał się uliczkami Cienistej Doliny bez wyraźnego celu i powodu – po prostu chciał zaczerpnąć świeżego, nocnego powietrza a pora sprzyjała. Przez cały dzień pomagał wujkowi Archiemu za domem, a letnie słońce spaliło jego tors, plecy i twarz na brązową barwę. Teraz należało się zrelaksować, a kto wie, może i poczuć adrenalinę w żyłach?
Obrazek Trzymający się prosto, poruszający z gracją kota młodzieniec mógł mieć nie więcej niż ćwierć wieku na karku. Bystre oczy lustrowały skąpane światłem latarni otoczenie, a bujna, krzykliwa czupryna w kolorze miedzi i zboża a także tatuaż okalający szyję, przyciągały spojrzenia wyległych na ulice młodych niewiast. Urody łucznika dopełniała starannie przystrzyżona bródka. Ubrany był czysto i bez zbędnych fajerwerków. Korpus chroniła skórznia najlepszej jakości, pod którą zapewne kryło się jeszcze inne, lżejsze wzmocnienie. Przedramiona młodego mężczyzny ochraniały wysokie rękawice i zapięstek a strój uzupełniały wysokie buty i skórzane nakolanniki. Dziś było aż za ciepło by narzucać płaszcz, poza tym niepotrzebnie krępował by ruchy, gdyby przyszło co do czego.

Przy lewym boku Tristana wisiał miecz jednoręczny, obok niego długi sztylet, a pięć noży zamkniętych w specjalnych pochwach przy skórzanym pasie kołczanu zdradzało, że ów osobnik zna się na robieniu orężem. Nie sprawiał wrażenia takiego, któremu warto wchodzić w drogę, z czego niezmiernie się cieszył. Idąc budzącymi się do życia uliczkami Cienistej Doliny patrzył pewnie w oczy wszystkim mijanym nieznajomym. Może sam szukał zaczepki?

Kilka chwil później odnalazł to, czego szukał. Jakaś dama najwyraźniej była w opresji, a Tristan nie zamierzał odmówić sobie tej satysfakcji by jej pomóc. Ba, żadne miejskie szczury nie będą na jego oczach okradać kobiety. Zarzucił szybkim ruchem łuk na plecy, wyciągnął miecz i podbiegając w kierunku kobiety krzyknął na całą ulicę.

- Wara od niej, suki chędożone! Chyba, że chcecie poczuć moją stal w waszych szczurzych trzewiach! – jego gromki głos przyprawiłby o ciarki nawet umarłego.

Mężczyźni odwrócili się w stronę nadbiegającego łowcy, a skryta za ich plecami dziewczyna powoli zaczęła zdejmować rękawiczki i wypowiadać słowa mocy. Wykorzystała chwilową nieuwagę napastników, by dwóch z nich złapać za przedramiona i porazić prądem. Zbiry zatrzęsły się i padły na kolana, a czarodziejka doskoczyła do trzeciego z nich i przystawiła mu sztylet do gardła.
- To ostrze potrafi wyssać duszę – powiedziała pewnym siebie głosem, robiąc najbardziej poważną minę, na jaką ją było stać. Kamień w sztylecie zabłysł czerwonym blaskiem, który odbił się w jej oczach. – Widzisz? Już łaknie twojej krwi…

Czarodziejka widziała jedynie, jak zbir robi głupią minę, a po chwili krzyk strachu rozniósł się po ulicy, gdy przerażony zniknął w najbliższej uliczce jakby się paliło. Podnoszący się z trudem na równe nogi jego towarzysze chwilę później do niego dołączyli. Tristan zdołał jeszcze wymierzyć jednemu solidnego kopniaka na rozpęd.

- I żebym was tu więcej nie widział! – krzyknął w ich stronę, a chwilę później odwrócił się w stronę kobiety i uśmiechnął się zawadiacko. – To ja miałem ich przed tobą wybawić, o pani. Jak widać jednak, potrafisz sobie radzić w takich sytuacjach i moja pomoc nie była potrzebna. – schował miecz do pochwy i ukłonił się w pół.
- Ależ wręcz przeciwnie. Bez twojej pomocy zapewne bym sobie z nimi nie poradziła, a tak to obyło się bez większych problemów i rozlewu krwi – uśmiechnęła się ciepło. – Dziękuję, panie… - spojrzała na niego pytająco.
– Zwą mnie Tristan Forlan, pani. Czy mogę poznać twe imię? – jak go uczył wujek, należy pokazywać przy damach dobre wychowanie. No to pokazywał, przynajmniej na razie. Nie omieszkał oczywiście jej sobie obejrzeć dyskretnym okiem.
- Etariel, uczennica Mistrza Heironymusa Sidala – skinęła mu głową i podała dłoń do ucałowania. Tristan uśmiechnął się jedynie i złożył delikatny pocałunek na jej drobnych paluszkach. Jego uwadze nie umknęły dwa duże pierścienie – jeden z jakimś herbem rodowym, a drugi zapewne oznaczający jej przynależność do Mistrza Magii. Czy coś podobnego.
Obrazek Strój czarodziejki składał się z dobrze wyprawionego kostiumu z czarnej skóry, który zdobiły jakieś czerwone znaki. Na jej lewej piersi dostrzegł tatuaż w kształcie płomieni, a szyję dziewczyny okalał rzemyk z jakimś symbolem. Podobny miała przy pasie. U boku Etariel wisiał miecz, jednak od razu rozpoznał, iż służył jedynie jako ozdoba i zapewne jeszcze ani razu go nie użyła. Nogi chroniły metalowe nagolenniki i nakolanniki, a brzuch wycięty napierśnik w kształcie niedokończonego gorsetu. Kobieta sprawiała wrażenie bogato ubranej, a dwie spore piersi ledwo się trzymały pod głębokim dekoltem. Z twarzy była bardzo ładna, miała starannie upięte czarne włosy i niezwykłe czerwone oczy, które zdradzały bystrość, inteligencję i mądrość właścicielki.
- No, to skoro już się przyjrzałeś, to mógłbyś mnie zaprowadzić do karczmy… Hmm… Jak ona się nazywała? – popukała się palcem po dolnej wardze. – No nie pamiętam, coś z bardem – wzruszyła ramionami.
- Najpewniej „Tawerna Barda”. – Tristan uśmiechnął się lekko. – Byłem tam niedawno, cała sala jest zapchana po brzegi, nie sądzę byś znalazła tam miejsce ani po to, by coś zjeść, ani przenocować. „Białego Źrebaka” lepiej omijać z daleka, jeśli nie chcesz wylądować w rynsztoku z poderżniętym gardłem. – puścił jej oczko.
- Zauważyłam – zmarszczyła nos. – Jest tu jeszcze jakaś karczma? Drugiej nocy pod gołym niebem nie zdzierżę, tak samo jak siedzenia w siodle.
- Niestety. – mężczyzna pokręcił głową patrząc w jej oczy. Musiał przyznać, że była bardzo piękna, nawet w tym wątłym, ulicznym świetle. – Ale jeśli chcesz, możesz zatrzymać się u mojego wujka Archibalda – sam jestem u niego w odwiedzinach i myślę, że nie będzie kręcił nosem, jeśli zostanie u niego na noc tak piękna kobieta, w dodatku czarodziejka, jak mniemam. – uśmiechnął się zadziornie. – Zwłaszcza, że ma duży dom i miejsca na pewno nie zabraknie. Przyjmij me zaproszenie, Etariel… przynajmniej zjesz ciepłą kolację i prześpisz się w łóżku wolnym od owadów i innych nocnych stworzeń. – puścił jej oczko. Spojrzał w niebo, otulające całe miasto grafitowymi chmurami. Nie trzeba było być tropicielem, by wiedzieć, co to oznacza. – Zwłaszcza, że zbliża się burza…
- Łóżko będzie wolne od owadów i Tristana również? – zapytała, unosząc do góry lewą brew. Wolała od razu się dowiedzieć.
- Chyba masz mnie za kogoś innego, niż jestem w rzeczywistości, czarodziejko. – młodzian nie dał zbić się z tropu odpowiadając pewnie i spokojnie. – Proponuję ci schronienie, a ty myślisz, że zamierzam cię wykorzystać? Czy wszyscy czarodzieje tak podchodzą do ludzi, którzy wyciągają ku nim pomocną dłoń? – spojrzał jej w oczy.
- Większość – odpowiedziała, uśmiechając się lekko, po czym ujęła go pod ramię. – Prowadź, bo chyba zaraz zmokniemy.
- Chyba musicie zmienić podejście. – skwitował. – Pomogłem ci, bo nie chciałem, by tamci cię napadli, pobili lub zabili. I może trochę dla samej adrenaliny… No ale młody jestem, więc mi wolno się spoufalać. – uśmiechnął się szeroko. – Mój wuj mieszka niedaleko, więc… - spojrzał w chmury. – zdążymy na pewno.
- Skąd wiesz? Potrafisz czytać z chmur?
- Jestem tropicielem, to część mojej profesji. – powiedział i ruszył wraz z nią uliczkami Cienistej Doliny w kierunku domu wujka. Cały czas trzymała się blisko niego, pewnym krokiem prowadząc swoją klacz i co jakiś czas zerkając w niebo. Gdy zatrzymali się pod drzwiami sporego domu, pierwsze krople posypały się z chmur. Zaprowadziła kasztanową klacz do stajni, by po chwili stanąć w dobrze oświetlonej i ciepłej izbie. Tristan zauważył, iż miała nieco bardziej spiczaste uszy niż ludzie, ale nie była też typową elfką.

Chwilę później w głównym hallu pojawił się wysoki, dość dobrze zbudowany jak na swój zaawansowany wiek mężczyzna o ciepłym wyrazie twarzy. Gdyby nie laska przy boku na której się podpierał i nieco zdrętwiała lewa noga, można by śmiało powiedzieć, że kiedyś był wziętym najemnikiem. Mimo iż pora była dość późna, Archibald ubrany był w dobrze skrojony surdut i przywitał oboje uśmiechem.
Obrazek
- Witaj, wujku, zobacz kogo przyprowadziłem. – Tristan uśmiechnął się szeroko. – Panienka Etariel jest czarodziejką. Potrzebowała szybko schronienia, więc zaproponowałem jej, że może przenocować u nas. To chyba nie jest problem znając twoją gościnną duszę, prawda?
- Jeśli to jest panu nie na rękę, proszę od razu powiedzieć. Zapewne znalazłabym jakieś inne miejsce na nocleg – powiedziała, posyłając mu ciepły i serdeczny uśmiech.
Seks jest jednym z dziewięciu powodów do reinkarnacji. Pozostałych osiem się nie liczy.

Obrazek
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: Evandril »

Etth'ariel (Ouz), Tristan (Acid) i wuj Archibald (pod moim dowodzeniem)

- Ależ nie ma takiej potrzeby, panienko. Gość w dom, Torm w dom. – powiedział Archibald. – Lani! – zawołał, a chwilę później z pomieszczenia po prawej stronie wybiegła starsza, ubrana na czarno kobieta w białym fartuchu przepasanym przez biodra. – Przygotuj jeszcze jeden talerz i dodatkowe posłanie. Mamy gościa na dzisiejszą noc. Choć oczywiście. – przeniósł wzrok na czarodziejkę. – może panienka zostać ile tylko uważa za stosowne. To duży dom. – Etariel zwróciła uwagę, że mężczyzna dziwnie się jej przygląda. Tak, jakby wcześniej już ją znał bądź widział. Skinęła mu głową.
- Postaram się nie kłopotać pana zbyt długo moją obecnością – zapewniła. Zerknęła w stronę szeroko uśmiechniętego Tristana, który wydawał się być zadowolony z tego, że została. Przeniosła wzrok na zamyślonego Archibalda. – Czy… my się skądś nie znamy? – zapytała niepewnie, mrużąc oczy i przyglądając się mężczyźnie.
- Nie, nie sądzę. – starszy mężczyzna odchrząknął nerwowo. – A dlaczego panienka tak sądzi? Chodźmy do jadalni, kolacja czeka.
- Bo mi się pan tak przygląda… - odparła, ruszając za starszym mężczyzną.
- Wujek Archi jest po prostu starym kobieciarzem, więc się nie przejmuj. – Tristan roześmiał się.
- Może i nie mogę już chodzić jak za dawnych lat, ale ręce mam wciąż sprawne, chłopcze. – wuj uśmiechnął się. – więc bacz na słowa, chyba że chcesz, żebym połamał moją laskę na twojej młodzieńczej głowie…
Czarodziejka jedynie parsknęła śmiechem, ten cały Tristan był nawet uroczy i zabawny.
- Lepiej uważaj, nie wiem, czy moje zaklęcia cię ochronią – puściła mu oczko.
- Oj tam, wujek zna się na żartach, prawda, wujku?
- Ja pewnie tak, ale powiedz to mojej lasce. – gromki śmiech Archibalda rozniósł się po jadalni.

A ta, mimo iż była dość skromna, zrobiła na czarodziejce dobre wrażenie. Kilka wysokich do sufitu półek z zastawą stało pod ścianą, a wielkie okno usytuowane naprzeciw długiego stołu z czarnego drewna dawało wgląd w rozszalałą na dworze burzę. Raz po raz niebo przecinały pioruny niosąc ze sobą niepokojące grzmoty.

Niedługo potem w sali pojawiła się kuchenna, Lani, która wyłożyła na talerze najpierw jajecznicę na bekonie z jakimiś grzybkami, a następnie żurek z grzankami. Do zdobnych kielichów polało się czerwone wino.

- Jeśli panienka będzie chciała wziąć ciepłą kąpiel, proszę uprzedzić Lani… zagrzeje dla panienki wodę. – powiedział Archibald skupiając się na posiłku.
- To by było wskazane – skinęła głową w podziękowaniu. – Lepiej zrobić to zawczasu, nim zaczniecie mnie mylić z mą klaczą.
Tristan pociągnął obok niej kilka razy nosem.
- Póki co, pachniesz jeszcze całkiem znośnie, Etty. Mogę się tak do ciebie zwracać? – zapytał z uśmiechem na twarzy tropiciel.
- Oczywiście. Ja pozostanę przy Tristanie, bo Tri kojarzy się z jakąś tanią, karczemną… - urwała, nie chcąc się wypowiadać. – Już dawno nigdzie nie zostałam tak dobrze przyjęta – zwróciła się do Archibalda i uniosła kielich do góry. – Toast za gospodarza!
- Toast za wujka! – tropiciel wzniósł swój kielich patrząc na mężczyznę.
- Wasze zdrowie, młodzi. – wujek uśmiechnął się spod wąsa i przechylił puchar wpatrując się wciąż w Etariel.
- A właśnie, co cię sprowadza do Cienistej Doliny? – zapytał Tristan. – Jeśli oczywiście to nie tajemnica. Słyszałem, że wy, czarodzieje, niewiele mówicie o swoich eskapadach.
- W tym domu jestem gościem i nie wypada, by gość miał jakieś tajemnice przed swoimi gospodarzami – odpowiedziała spokojnie. – Mój Mistrz wysłał mnie tutaj, bym zebrała kilka niezbędnych składników do jego badań i czarów. Słyszałeś może o tym lesie, w którym roi się od pająków? Tam się właśnie wybieram, jak tylko pogoda się nieco poprawi.
- No to rzeczywiście musisz wierzyć w swoje siły i być dobra w tym co robisz. – skwitował tropiciel, uśmiechając się pod nosem.
- Dlaczego?
- Bo tam wybierają się tylko ci najbardziej zdeterminowani czarodzieje… - wtrącił się Archibald. – Cały Pajęczy Las zamieszkany jest przez wiele gatunków ogromnych pająków, które porywają nieostrożnych podróżnych, którzy zapuszczają się w tamte strony.
- Acha – odparła dziewczyna, nieco blednąc. Spuściła wzrok, patrząc w swój talerz i zastanawiając się nad czymś. Po chwili uśmiechnęła się i spojrzała na rozmówców. – Dam radę. Gdyby było inaczej, nie zostałabym tu wysłana – stwierdziła, jednak jej głos nie brzmiał już tak pewnie.
- Nie martw się, przejdę się z tobą. – powiedział zupełnie bezinteresownie tropiciel.
- Tristan! – warknął wujek.
- No co? Sam mi mówiłeś, że trzeba poszerzać horyzonty. – wzruszył ramionami patrząc na Archibalda. – Nigdy tam nie byłem, więc w końcu mam powód. Poza tym chyba nie myślisz, że puszczę ją tam samą…
- Głupota młodości. – wuj pokręcił głową.
- Stateczność starości. – rzucił wesoło Tristan i pociągnął z pucharu.
Etty na wszelki wypadek wypowiedziała pod nosem słowa mocy i laska Archibalda uniosła się nieco i odleciała kilka centymetrów w bok.
- Prewencja – wyjaśniła przepraszająco pół elfka.
Obaj panowie spojrzeli po sobie, a następnie wybuchnęli gromkim śmiechem.
- Zdrowie! – Archibald z ciepłym, szczerym uśmiechem na twarzy uniósł po raz kolejny naczynie. Nieco zbita z tropu czarodziejka także się napiła.

Jakieś pół godziny później, po sycącej kolacji i kilku pucharach wina, Etth’ariel poczuła się zmęczona i senna. Parę razy dyskretnie przetarła oczy i z trwogą stwierdziła, że z każdą kolejną minutą Tristan podoba jej się coraz bardziej i coraz mocniej chce się jej spać. Choć zapewne po takiej ilości wypitego wina nawet pierwszy, lepszy karczmarz by jej się spodobał.

Im dalej w noc, tym burza przybierała na sile. Grzmoty roznosiły się po okolicy trzęsąc oknami niepokojąco. Lani wskazała młodej czarodziejce jej pokój, a ta po raz kolejny miło się zaskoczyła. Pięknie pościelone, pachnące świeżymi kwiatami łóżko i balia pełna ciepłej wody były tym, czego teraz potrzebowała. Zamknęła drzwi na klucz, rozdziała się i zażyła odprężającej kąpieli. Nawet nie wiedziała, kiedy sen ją zmógł, gdy zniknęła pod delikatną kołdrą, na miękkim łożu.

* * *

Poranek przywitał ją śpiewem ptaków dochodzącym zza okna i wspaniałą, słoneczną pogodą. Po nocnej ulewie zostało jedynie jeszcze kilka kropel deszczu trzymających się kurczowo kącików okien. Zapowiadał się wspaniały dzień.

Gdy tylko się odziała, uczesała i wypachniła, zeszła na dół. Przywitały ją wspaniałe zapachy dochodzące z kuchni, które pobudzały jej żołądek do życia. W hallu spotkała uśmiechniętego Archibalda.
- Ależ śniadanie pięknie pachnie. – powiedziała podekscytowana.
- Raczej obiad. – starszy mężczyzna uśmiechnął się ciepło. – Długo panienka spała, mamy właśnie porę obiadową.
- Ach, przepraszam.
- Nic się nie stało, dzisiaj na obiad dziczyzna z ziemniakami i sosem królewskim. Mam nadzieję, że będzie smakować. – powiedział.
- A gdzież podziewa się Tristan?
- Tristan nie mógł się tak panienki doczekać, że wysłałem go za dom, żeby przerzucił siano. – rzucił wuj. – Właśnie miałem po niego iść i wołać na obiad.
- To może ja się przejdę? – zaproponowała.
- Jeśli panienka chce. Pierwsze drzwi po lewo. – wskazał jej dłonią kierunek.
- Na pewno trafię. – skinęła mu głową i skierowała się w tamtym kierunku.
- Tylko nie zabawcie tam długo, bo posiłek wystygnie! – rzucił wuj na odchodne.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
Ouzaru
Mat
Mat
Posty: 492
Rejestracja: środa, 18 lutego 2009, 09:39
Numer GG: 16193629
Skype: ouzaru
Lokalizacja: U boku Męża :) Zawsze.

Re: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: Ouzaru »

Etth'ariel + Sean i Tristan

Szybko trafiła w miejsce, które ją interesowało. Przed dużą, drewnianą stodołą za domem spotkała Tristana, który odziany jedynie w spodnie i wysokie buty, z widłami w dłoniach pracował bez wytchnienia przerzucając siano z podwórca do stodoły. W świetle słońca widać było jego wspaniale wyrzeźbione plecy, tors i ramiona, które zapewne kryły w sobie więcej siły, niż na to wyglądało. Po chwili młody mężczyzna dostrzegł ją i z uśmiechem na twarzy przetarł zroszone potem czoło.

- Widzę, że czarodzieje lubią długo pospać. Jak nasze posłanie sprawiło się podczas tej niespokojnej nocy? – zapytał.
- Bardzo dobrze – obdarowała go sympatycznym uśmiechem i zaciekawionym spojrzeniem. Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając mu się. Jeszcze nigdy nie widziała pół-nagiego mężczyzny i był to zaiste widok niezwykle interesujący. – Twój wuj woła cię na obiad. Skończyłeś, czy może potrzebna ci pomoc?
- Już prawie skończyłem. – uśmiechnął się szeroko prezentując jej swój umięśniony tors, który zroszony potem dawał jeszcze lepsze wrażenie. I nie wyglądał na takiego, który wstydzi się swojego dobrze zbudowanego ciała. – Przyda się coś zjeść, fizyczna praca jakby nie było sprawia, że człowiek robi się szybko głodny. – puścił jej oczko.
Czarodziejka zamyśliła się nad tym, po czym uniosła dłoń i wypowiedziała kilka słów. Kupka słomy uniosła się do góry i poleciała do stodoły.
- Hmm… Wierzę na słowo – uśmiechnęła się. Oparła się plecami o framugę, po czym zaczęła pomagać łowcy, korzystając ze swojej mocy. Razem uwinęli się błyskawicznie z dokończeniem pracy. – Teraz musisz być głodny jak wilk – zauważyła Etty.
- Nawet bardziej. – uśmiechnął się. – Dzięki za pomoc, wujek się zdziwi że taki snop siana przerzuciliśmy w tak krótkim czasie. – otrzepał dłonie i zdjął rękawiczki. - Muszę się obmyć, nie wypada bym siadał do obiadu upocony jak knur po zapłodnieniu.
Usłyszał, jak dziewczyna odkaszlnęła zmieszana.
- Skoro tak mówisz… - bąknęła niepewnie. – To ja może poczekam na ciebie w jadalni.
- Myślę, że tak będzie najlepiej. – uśmiechnął się szeroko i zamknął drzwi od stodoły. Złapał jakieś wiadro, po czym udał się z nim w stronę studni.

Etariel natomiast odprowadzając go wzrokiem wróciła do środka i skierowała się w stronę jadalni. Tam, z rumieńcem wymalowanym na twarzy czekała, aż podadzą obiad. W momencie gdy posiłek pojawił się na stole, do sali wszedł Tristan, odziany w czystą, białą koszulę i skórzane spodnie. Usiadł naprzeciw Etariel uśmiechając się szeroko.
- Smacznego, czarodziejko. – skinął jej głową. – Mam nadzieję, że widoki nieco poprawiły ci apetyt.
Przez chwilę nie odpowiadała, wbijając wzrok w udziec kurczaka.
- A gdzie twój wuj? – zapytała, zmieniając temat.
- Nie wiem. – tropiciel wzruszył ramionami. – Pewnie w stajni, lubi doglądać swoje wierzchowce. Ma ich aż osiem, wszystkie to fryzjany, szlachetnej krwi.
- Może powinniśmy mu powiedzieć, że obiad jest już gotowy?
- Nie lubi, jak mu się przeszkadza, więc lepiej go nie szukać. Sam się znajdzie, jak zawsze… Poza tym mój wujek przeszedł tyle różnych sytuacji w życiu, że z pewnością nic mu się nie stanie. – Tristan zaczął pałaszować gorący posiłek z talerza, a półelfka szybko wzięła z niego przykład.
- Tutaj jest tak miło, że aż mi żal, że tak daleko mieszkam – westchnęła cicho. – Twój wujek jest niezwykle miłym i gościnnym człowiekiem, Tristanie. Dziękuję za zaproszenie.
- Nie masz za co dziękować. – powiedział wcinając kurczaka. – Odkąd pamiętam, mój wuj był otwarty na potrzeby innych ludzi. Pewnie częściowo od niego się tego nauczyłem.
- Nie da się tego nie zauważyć – uśmiechnęła się szeroko.

Po skończonym posiłku zabrała kilka kawałków mięsa i zawinęła w serwetkę. Widząc pytające spojrzenie mężczyzny, postanowiła mu wyjaśnić.
- Mój przyjaciel trochę zgłodniał i zagroził, że jak mu czegoś nie przyniosę, to sam się wybierze na zwiad po kuchni.
- Eee… przyprowadziłaś do naszego domu jakiegoś obcego mężczyznę? – Tristan uniósł w górę prawą brew. – Myślałem, że jesteś wobec nas uczciwa… Czyżby czarodzieje byli równie wielkimi mędrcami co oszustami?
- Mężczyznę? – zdziwiła się. – Nie, ależ skąd – pokręciła energicznie głową. – Chodź, pokażę ci go.
Skinął jej głową i zaciekawiony podążył za nią do pokoju, który obecnie zajmowała. Kiedy tylko otworzyła drzwi, oczom łowcy ukazała się fretka rozwalona na środku łóżka. Widząc swoją panią, zwierzątko poderwało się na łapki i zaczęło węszyć. Fretka spojrzała na Tristana przenikliwym wzrokiem niezwykle inteligentnych oczu.
Obrazek - To Sean – powiedziała, wskazując swojego pupilka. – Zaraz podejdzie się przywitać.
- Wow, jest piękny. – na twarzy Tristana wykwitł szeroki uśmiech i nie czekając na fretkę, sam do niej podszedł i podrapał za uszkiem. – Fantastyczny, a jaki oswojony. Uwielbiam zwierzęta, Etty… - wziął Seana na ręce i uniósł go na wysokość własnej twarzy. – Witaj, Sean, jestem Tristan. – uśmiechnął się, a fretka pokręciła noskiem.
- Mówi, że jest mu bardzo miło ciebie poznać i ma nadzieję, że nie gustujesz w zwierzętach, bo on na pewno woli przedstawicielki swojej rasy – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.
- Mówi? – zapytał zdziwiony. – Znaczy, komunikujecie się między sobą?
- Tak, to mój Chowaniec – jest magiczny. – odparła spokojnie czarodziejka.
- Nieźle, pierwszy raz coś takiego widzę na własne oczy. – rzucił. – Słyszałem tylko opowieści o Chowańcach ale żadnego nie widziałem … Czyli on zrobi wszystko, co mu rozkażesz? – spojrzał jej w oczy.
- Dokładnie – skinęła mu głową. – Ale to nieco bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Poza tym nigdy bym nie rozkazała mu czegoś, co mogłoby mu zaszkodzić lub narazić jego życie. Jesteśmy przyjaciółmi, szanujemy siebie i w pewien sposób chyba nawet kochamy – zamyśliła się, spoglądając na Seana.
- Nie dziwię się. – powiedział z niedowierzaniem Tristan. – Zawsze chciałem mieć zwierzaka, który byłby mi oddany całym sercem i mnie kochał. – pogłaskał Seana wciąż się w niego wpatrując. – Miałem tylko kota, który uciekał na dach ilekroć otworzyłem drzwi do ogrodu. – roześmiał się. – Miło wiedzieć, że też jesteś miłośniczką natury i zwierząt, Etty.
- Od razu miłośniczką… Po prostu wiem, że to jest bardzo ważna część życia i otoczenia, do której należy podchodzić z szacunkiem i rozwagą. Jeśli byś się nauczył podstaw magii, też byś mógł mieć swojego Chowańca. To całkiem prosta sprawa i jest wiele zalet z takiego magicznego towarzysza. Choćby to, że żyje tak samo długo jak ty i nie musisz opłakiwać jego śmierci.
- Chyba, że wcześniej zginie w jakiejś potyczce? – rzucił tropiciel. – A sztuki magicznej próbować nie zamierzam, wystarczy mi celne oko i pewna ręka. I moja miłość do natury. – uśmiechnął się zawadiacko.
- Nie zmuszam i nie namawiam – odparła ciepło. – Chcesz go nakarmić? – zapytała, podając mężczyźnie serwetkę. Widać było, iż sympatia, jaką darzył fretkę, była dla niej czymś miłym i przyjemnym.
- No ładnie, czyli Sean jada jak szlachcic? – Tristan odłożył fretkę na łóżko, odwinął serwetkę i wyjął z niej kawałki mięsa. Głaskając zwierzaka po niewielkim łebku patrzył, jak ten pochłania soczyste, zdrowe mięso. – Jest naprawdę niesamowity… - spojrzał w stronę czarodziejki jak dziecko, które właśnie dostało urodzinowy prezent.
- Mówi, że jesteś o wiele bardziej sympatyczny niż inni ludzie i ładnie pachniesz. Pytał, czy będziesz teraz z nami – przekazała.
- Jest naprawdę miły. – tropiciel uśmiechnął się do zajadającego się kawałkiem kurczaka Seana. – A czy będę? To już zależy tylko od ciebie czarodziejko… Na pewno nie puszczę cię samej… was samych… - poprawił się. – do Pajęczych Lasów.
- To miło z twojej strony – uśmiechnęła się szeroko. – Ale to zbyt niebezpieczna wyprawa i moja sprawa, więc obawiam się, że nie zgodzę się, byś nam towarzyszył.
- Lubię nowe wyzwania, poza tym za długo już siedzę w mieście i mnie nosi. – powiedział Tristan drapiąc Seana pod brodą. – Ciągnie mnie w dzikie tereny i zielone wrzosowiska. Nie odpuszczę, więc nawet mnie nie przekonuj. Przydam ci się tak samo, jak wczoraj z tymi łotrzykami. – puścił jej oczko. Przez chwilę dziewczyna nic nie odpowiadała, skupiona zapewne na słuchaniu tego, co mówi jej fretka.
- Ech, faceci – mruknęła pod nosem. – Sean mówi, że jak ty nie idziesz, to on też nie pójdzie i że nasika mi do butów – skrzywiła się.
- No widzisz, słuchaj faceta, który ma większy zarost na torsie niż ja. – uśmiechnął się szeroko. – Więc postanowione.
- Zatem nie pozostawiacie mi wyboru – westchnęła. – Tristanie, jestem gotowa do drogi, kiedy ty będziesz.
- Myślę, że wyruszymy jutro wczesnym rankiem. – powiedział. – O ile szanowna czarodziejka się obudzi. – uśmiechnął się.
Nim Etth’ariel zdążyła odpowiedzieć, rozległo się pukanie do drzwi i po chwili w pokoju pojawiła się Lani.
- Wuj chce się widzieć z paniczem i panienką. Jest w salonie. – obróciła oczami i zniknęła tak samo szybko, jak się pojawiła.
Obrazek
Evandril
Mat
Mat
Posty: 559
Rejestracja: sobota, 8 lipca 2006, 16:28
Numer GG: 19487109
Lokalizacja: Łódź

Re: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: Evandril »

Etth’ariel i Tristan

Nie spodziewałaś się wezwania do ratusza. Zasuszony, niski urzędnik z długimi siwymi włosami spojrzał na ciebie i zadał kilka pytań dotyczących twojego ojca, a następnie dziadka. Musiałaś również pokazać swój pierścień, który nosiłaś na palcu. Gdy stało się jasne, że jesteś w gruncie rzeczy sama na świecie, mężczyzna lekko pchnął w twoją stronę papier. Rozwinęłaś go i powoli przeczytałaś. To był akt własności posiadłości.

Urzędnik skłonił się nisko, a następnie głos zabrał burmistrz – baryłkowaty, niski mężczyzna w zielonych pludrach i długiej, czerwonej marynarce.
- Wzgórze, na którym twój dziadek, lord Elsworth zbudował zamek znane było jako wzgórze diabłów, i okoliczni mieszkańcy twierdzili że czarownicy odprawiali tam swe rytuały. Elsworth nie wierzył takim bajaniom, lecz po jakimś czasie wzniósł małą świątynię Torma, boga któremu oddawał cześć, w swojej twierdzy, by trzymać siły zła z dala od swej rodziny. Ludzie mówią, że w rodzinie doszło do konfliktów, że przelała się krew. Nie wiadomo, co dokładnie się stało, lecz z rodziny pozostał tylko jeden potomek, Cyrian, który właśnie odziedziczył twierdzę. To był twój ojciec, pani. Zmienił imię i nazwisko, by uniknąć klątwy i dziesięć lat temu słuch po nim zaginął. Wcześniej wielokrotnie przyjeżdżał na te ziemie ze swoją żoną, elfią czarodziejką i córeczką.
- Ale… - dziewczyna zająknęła się, nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Zerknęła na Tristana i cieszyła się, że przyszedł tu razem z nią, bo chyba by nie wiedziała, co ma zrobić. Szybko wzięła się w garść. Wszak była czarodziejką, zapewne najinteligentniejszą i najmądrzejszą osobą w tej mieścinie. Wyprostowała się i spojrzała mężczyźnie głęboko w oczy, oddając mu dokument.
- Przykro mi, ale to pomyłka, nie jestem tą osobą, za którą mnie uważacie. Moi rodzice zginęli w pożarze posiadłości należącej do Cyriana, a ja jestem jedynie córką służących. Pierścień dostałam od mojego Mistrza, który mnie stamtąd uratował. Miał mi pomóc w poszukiwaniu śladów przeszłości i nic więcej – wzruszyła ramionami. – Nie przyjmę aktu posiadania zamku, gdyż to by było oszustwo. A czarodzieje nie są pospolitymi kłamcami i zbirami.
- Mylisz się, pani. – burmistrz uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na swojego pracownika. – Dalek, przynieś płótno. - urzędnik skinął głową, po czym zniknął szybko za skrzydłowymi drzwiami. – Mamy coś, co jest niepodważalnym dowodem, że jest panienka ostatnim żyjącym dziedzicem zamku lorda i w żyłach której płynie szlachetna krew.

Po chwili drzwi otworzyły się z hukiem i siwy mężczyzna przyniósł z sobą ogromny, oprawiony w drewno obraz. Gdy zebrani w sali przyjrzeli się malowidłu, ich oczom ukazała się dość nietypowa rodzina. Był mężczyzna w bogatym stroju, piękna elfka o czerwonych oczach, a na jej rękach spoczywała na oko siedmioletnia dziewczynka o urodzie podobnej do Etth’ariel. Z kolei sama czarodziejka była niesamowicie podobna do kobiety z obrazu.
- To ty, twoja matka i ojciec. – burmistrz wskazał palcem na płótno. – Nie da się nie zauważyć podobieństwa między tobą, a twoją matką, pani. Archibald pierwszy cię rozpoznał. Zatem… – burmistrz włożył czarodziejce w dłonie akt własności zamku. – Posiadłość należy do ciebie, pani.
- To naprawdę… niezwykłe – rzuciła zaskoczona, wpatrując się w obraz jak w jakieś święte oblicze. – Mogę go zatrzymać?
- Należy cały do ciebie, pani.
- Tak samo jak i cała reszta. – urzędnik odkaszlnął.
- Jaka reszta? – Etth’ariel spojrzała na niego.
- Dziesięć tysięcy sztuk złota, które leży bezpiecznie w naszym sejfie. Dziadek panienki był bardzo przezorny i część majątku, jeszcze za życia przekazał nam, byśmy go pilnowali. – burmistrz z wrażenia przetarł czoło.
- O, bogowie… - szepnęła czarodziejka, siadając ciężko na krześle, a Tristan zagwizdał pod nosem.
- Nie miałaś się gdzie zatrzymać na noc, a teraz mogłabyś sobie kupić całe to miasteczko. Ironia losu, nie? – uśmiechnął się szeroko. – To kiedy jedziemy zobaczyć twój nowy dom? Może teraz ty nas ugościsz?
- To może nie być takie proste, paniczu Tristanie. – wtrącił burmistrz.
- Czemu?
- Gdyż od pewnego czasu dochodzą nas słuchy, że zamek jest nawiedzony i zamieszkują go różnej maści stwory. Dlatego nikt się nie zapuszcza w tamte okolice…
- No to kiedyś trzeba zacząć. – młodzieniec uśmiechnął się zawadiacko.
- Myślę, że mogłabym zebrać ludzi chętnych do pomocy i sowicie ich wynagrodzić – powiedziała cicho półelfka, w zamyśleniu wpatrując się w czerwone oczy matki, które łagodnie zerkały na nią z obrazu. Delikatny uśmiech na twarzy szlachcianki sprawiał, że dziwnie się czuła.
- To jest bardzo dobry pomysł. – Tristan przyklasnął. – Chodź, pójdziemy do karczmy, skrzyknie się jakichś wojów i pojedziemy odwiedzić twoje włości. Dawno nie strzelałem do żadnego stworka. – puścił jej oczko.
- Panie burmistrzu – Etth’ariel zwróciła się w stronę starszego mężczyzny – prosiłabym o wypłacenie mi tysiąca sztuk złota. I żeby miasto zatrzymało dwa tysiące, gdyż mi aż tyle nie jest potrzebne, a na pewno tutaj na coś się przyda.
- To… to bardzo miło ze strony panienki. – burmistrz aż poczerwieniał ze szczęścia i zaskoczenia, że tyle pieniędzy zostało podarowane miastu. – Może jest coś, co mogę dla panienki zrobić?
- Możecie podać namiary na ten zamek. – wtrącił Tristan.
- Ależ oczywiście… Znajduje się na północny-zachód, na Czarcim Wzgórzu. Z pewnością tam traficie… w sumie nie da się nie trafić, gdyż widać ją z daleka. Przygotuję mapę na jutro dla panienki.

Pożegnaliście się z urzędnikami i wyszliście na skąpaną w słońcu ulicę. Było lekko po południu, więc ruch panował spory. Żar lał się z nieba na którym nie dało się odnaleźć żadnej chmury, a po wczorajszej burzy nie został nawet najmniejszy ślad, gdyż wszystkie kałuże dawno wyschły. Przeciskając się między tubylcami, próbując podążać w cieniu, dotarliście w końcu do „Tawerny Barda”.
Obrazek Już na pierwszy rzut oka widać było kilku zbrojnych przyjezdnych, poza tym była pora obiadowa i cała gospoda pękała w szwach od przeróżnych osobistości przy mieczu.

* * *

S'eon Kaeleth od trzech dni urzędował w miasteczku Cienista Dolina i szczerze żałował swojego wyboru. Nic się tu nie działo, a kobiety były kiepskiej jakości i jeszcze gorszej świeżości. Ich uroda nie odróżniała się niczym od zwykłych, pospolitych chłopek, nie wspominając już o inteligencji. Podrywanie ich nie było żadnym wyzwaniem dla S'eona, więc po jakimś czasie straciło to dla niego jakikolwiek sens. Już miał ruszyć w dalszą drogę i opuścić „Tawernę Barda”, jednak od samego rana ludzie dość głośno gadali o jakiejś czarodziejce i został trochę, by się temu bliżej przysłuchać.

- Powiadajom, że una to dziedziczkom zamku jest. – powiedział jakiś starszy mężczyzna, zwracając się do swoich podstarzałych towarzyszy.
- Tak, potężna magini! Wczoraj to ponoć trzech chłopa rozniosła, co jej drogę zaszli! – dorzucił drugi.
- Jednemu podobno duszę wyssała…
- I z chłopa nie było co zbierać, wysuszyła go na wiór. – kolejny pokiwał głową.
- A ten zamek to wielgachny, całe wzgórze zajmuje. I mówiom, że una to ogromnom fortune odziedziczyła po tym swym dziadku. I że łoczy ma takie jak matka. – wtrącił jeszcze ten pierwszy.
- No i co że zamek duży, jak tom stroszy?
- Taka potężna magini to przepędzi całe zło, mówiem wam.
- Albo sama szczeźnie. – mruknął dziadek. – Te czerwone łoczy to nic dobrego, jakiś demon w niej siedzi, wiem co godom!
- Aaa! Ty dziadygo! Się nie odzywaj! Bo dziewucha ma złote serce, dwa tysiące sztuk złota na miasto oddała! – zrugał go i walnął pięścią w łeb.

Przysłuchiwałeś się rozmowie starych pijaczków, która niezwykle cię zainteresowała. Mieć taką kobietę po swojej stronie czy nawet u swego boku…? Tak, to dawało duże perspektywy. Przecież ktoś taki jak ty nie miałby większych problemów, by owinąć ją sobie wokół palca. Ale chyba nie ty jeden miałeś takie plany, gdyż po chwili wybuchła żywa dyskusja przy stoliku obok.

- Ja to już oddałem moje najprzedniejsze sukno do krawcowej, by uszyła coś zacnego. – powiedział bogato ubrany mężczyzna przy kości, który na pierwszy rzut oka wydawał się być zamożnym kupcem.
- Chcesz ją poślubić? Starym koniem jesteś! – zaśmiał się drugi kupiec. – Posłałem po mojego najstarszego syna, by wziął klejnoty rodowe i przyjechał tutaj jak najszybciej. Panienka czarodziejka zapewne będzie nim zainteresowana, kawał chłopa jak byk! – mężczyzna wypiął dumnie pierś.
- No przecież on już ma żonę… - zauważyła jakaś kobieta przy ich stoliku.
- Zwykła szwaczka. – machnął ręką. – A taka spadkobierczyni, szlachcianka i w dodatku czarodziejka to dopiero coś!

* * *

Elhan Bladebite

Przybyłeś do miasta zaledwie pół godziny wcześniej i szybko skryłeś się w cieniu „Tawerny Barda”. Skwar był niemiłosierny, więc z ulgą zająłeś miejsce przy pierwszym lepszym stoliku i zamówiłeś coś do picia. Zastanawiałeś się, czy w tym mieście znajdziesz jakąś robotę, gdy nagle w karczmie pojawiła się młoda, śliczna dziewczyna o czerwonych oczach w towarzystwie młodego mężczyzny uzbrojonego w łuk i noże.
- Drodzy mieszkańcy Cienistej Doliny! – odezwała się delikatnym, melodyjnym głosem. – Burmistrz waszego zacnego miasta przekazał mi dziś akt własności zamku na Czarcim Wzgórzu, jednak ponoć zalęgły się tam jakieś siły zła i potrzebna mi będzie wasza pomoc, dzielni wojacy, by się z nimi raz na zawsze rozprawić! Nie wiem jeszcze, z czym przyjdzie się zmierzyć, ale moja moc może okazać się niewystarczalna i przyda mi się wsparcie mężnych wojowników. Każdego, który ze mną pójdzie, sowicie wynagrodzę!
- Żadna siła mnie stąd nie wykurzy na Czarcie Wzgórze! – doszedł głos z końca sali i należał do jakiegoś podstarzałego krasnoluda. – To pewna śmierć!
- Zoltan ma rację. – zawtórował mu brodaty mężczyzna. – Nawet jakby mi płacili sto sztuk złota dziennie, to bym się tam nie ruszył.

W sali podniósł się szum – mężczyźni wymieniali spojrzenia i uwagi. Wyglądało na to, że chwilę potrwa, nim znajdą się chętni i odpowiedni na tę wyprawę mężowie.
- Czekam trzy dni w domu Archibalda i potem wyruszam – oznajmiła spokojnie półelfka. – Kto będzie chętny, niech mnie tam szuka.
Po tych słowach odwróciła się i wyszła z karczmy, a nieco zaskoczony tropiciel wybiegł zaraz za nią.
- Nie poczekasz? Nie będziesz ich namawiać? – zapytał, zatrzymując ją.
- Nie mam zamiaru, Tristanie – uśmiechnęła się ciepło. – Powiedziałam, co miałam powiedzieć, a to taka mała miejscowość, że do wieczora wszyscy będą o tym wiedzieć. Więc wystarczy cierpliwie poczekać. Sami przyjdą, a jak nie, to wyruszymy tam w trójkę.
Skierowali się spokojnym krokiem w stronę domu wuja Archibalda, wybierając drogę skrytą w cieniu i nieco chłodniejszą od skąpanych w słońcu uliczek.
"Trzymaj się swych zasad! To jedyne co Ci pozostało w świecie Chaosu."
WinterWolf
Tawerniana Wilczyca
Tawerniana Wilczyca
Posty: 2370
Rejestracja: czwartek, 22 czerwca 2006, 16:47
Lokalizacja: ze 113-tej warstwy Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: WinterWolf »

Elhan, Etth'ariel, S'eon, Tristan

Półelf ruszył się ze swojego miejsca. Zamówione wino zostało opłacone. Ludzie, szczególnie w małych miejscowościach mają skłonność do tworzenia własnych legend. A w legendach zwykle jest tylko ziarno prawdy. Półelf przewiesił plecak przez ramię i skierował się niespiesznie do wyjścia. Należało podreperować budżet. Poza tym takiego zadania jeszcze nie było. To może oznaczać wiele nowych cennych doświadczeń. Nie było czasu wcześniej na dokładne zwiedzenie miasta i dowiedzenie się, gdzie mieszka niejaki Archibald, ale jak się okazało znajomość geografii w tym wypadku nie była potrzebna. Czarodziejka i tropiciel byli niedaleko.
- Elhan Bladebite, do usług - za plecami rozmawiającej pary rozległ się dość wysoki, nieco ściszony i stłumiony głos. Ton sugerował pewność siebie. Oczom tropiciela i czarodziejki ukazał się średniego wzrostu, szczupły półelf o twarzy sugerującej bardzo młody wiek. Delikatne rysy, jasnobłękitne oczy i blada cera. Twarz przykurzona po długiej wędrówce. Czarne włosy związane w ciasny kucyk. Postać miała na sobie wysokie buty do jazdy konnej, ciemne, skórzane spodnie i takąż kurtkę zapiętą pod szyję. Grube, skórzane rękawice i kołnierz osłaniający twarz aż pod sam nos dopełniały obrazu. Przy pasie widać było rapier. Rękojeść broni nosiła ślady częstego używania.
Obrazek - Witam - czarodziejka uśmiechnęła się. - Nazywam się Etth'ariel.
- A ja jestem Tristan Forlan. - tropiciel skinął głową nieznajomemu i spojrzał na towarzyszkę. - A jednak znalazł się jeden odważny, co się nie boi bajek o Czarcim Wzgórzu.
To mówiąc wyciągnął dłoń w stronę Elhana i uścisnął się z nim mocno.
Uścisk dłoni półelfa był pewny, ale zdecydowanie nie tak mocny jak tropiciela.
- Nie wierzę w bajania, póki nie stoją mi przed oczami - Elhan był osobą myślącą racjonalnie. Skrzywił się nieznacznie. Ciężko stwierdzić, czy z powodu mocnego uścisku dłoni czy może raczej w ramach poparcia swoich słów.
- I słusznie, mamy podobne podejście do tej sprawy. - Tristan uśmiechnął się szeroko. - Czyli wygląda na to, że będzie nas czworo, czyż nie, Etty? Zastanawiam się tylko, czy nasz nowy towarzysz spodoba się Seanowi. - tropiciel puścił oczko czarodziejce. - Może pójdziemy się gdzieś napić? Straszny skwar, a mi zaschło w pysku...
Na pytanie towarzysza, czarodziejka wyjęła z małej, skórzanej torby przy pasie fretkę. Zwierzątko obwąchało nową osobą i wskoczyło Tristanowi na ramię.
- Sean twierdzi, że komuś przydałaby się kąpiel. - spojrzała na Elhana i zachichotała pod nosem.
- Sean niestety ma rację - Elhan patrzył z zaciekawieniem na zwierzątko.
- Zapewniam cię, iż jest to jedynie wyczulony węch mojej fretki - czarodziejka uśmiechnęła się ciepło. - Gdzie się zatrzymałeś? A może mieszkasz tutaj? - zapytała.
- Tu. Mój wierzchowiec jest w stajni - odmruknął półelf. Mówił cicho, a głos tłumiony był jeszcze przez nieszczęsny kołnierz.
- Więc może zostaniemy w "Tawernie Barda" i wypijemy parę kolejek? - zapytał Tristan. - Nie ma co szukać wodopoju, gdy jeden mamy pod nosem. - przyklasnął.
S'eon pozwolił nieznajomemu wyprzedzić go w drodze do drzwi, spokojnym krokiem zmierzając na zewnątrz po jego śladach. Gdy tylko przekroczył próg, opuszczając tym samym napawający poczuciem bezpieczeństwa półmrok „Tawerny Barda”, jego potencjalni pracodawcy, domniemani współpracownicy, a także przypadkowi przechodnie mogli dostrzec średniego wzrostu i postury półelfa o zmierzwionych, gęstych czarnych włosach i niebieskich oczach. Już na pierwszy rzut oka wyróżniał się z tłumu – ubierał się elegancko, a ponadto zgodnie z Cormyrskimi trendami. Miał na sobie białą, jedwabną koszulę z obfitymi, srebrnymi haftami na mankietach, okrytą ciemnozielonym, szykownym płaszczem. Nosił również ciemne spodnie opięte wąskim pasem ze sprzączką wykonaną z ciemnej stali. Z każdym jego krokiem, wąski rapier wiszący u jego boku pokonywał tą samą, półkolistą trasę, utrzymując ten sam, spokojny rytm. Z każdym jego krokiem narastał również miarowy stukot jego skórzanych butów w kontakcie z miejskim brukiem, a gdy był już całkiem blisko, każdy jego krok intensyfikował towarzyszący mu zapach róż i jaśminu.
Od jego przyjazdu do Cienistej Doliny nic nie zdziwiło go tak, jak dźwięk jego imienia na ustach pięknej czarodziejki. Skąd mogła go znać? I dlaczego wymawiając jego imię nie zwracała się w jego stronę? Wprawdzie nie dosłyszał, co mówiła, jednak własne imię rozpoznałby nawet wśród jęków potępieńców w dziewiątym kręgu piekieł.
- Witajcie, nazywam się S’eon Kaeleth – Wtrącił się w ich rozmowę, mówiąc spokojnym głosem - wieść o wyprawie na Czarcie Wzgórze, w przeciwieństwie do reakcji większości miejscowych, jest muzyką dla moich uszu. A poza tym… - uśmiechnął się serdecznie w stronę czarodziejki – wydaje mi się, że ktoś mnie wzywał.
- No proszę, nie minęło sporo czasu, a mamy już dwójkę chętnych na naszą karkołomną eskapadę. - Tristan założył dłonie na biodrach. - To chyba twoja uroda tak na nich działa, Etty. Miło mi cię poznać, jestem Tristan. - uścisnął dłoń S'eona. - No to mamy jeszcze większy powód, by się napić. Ja stawiam. - wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.
- Właściwie chodziło mi o moją fretkę, macie dość podobne imiona - odpowiedziała kobieta. - Miło mi ciebie poznać, S'eon. Może jednak zrobimy jak proponuje Tristan i się wrócimy do karczmy, by usiąść razem przy stoliku? Widzę, że moja wyprawa zaczyna się pomyślnie i mam ochotę na dobre wino - uśmiechnęła się wesoło.
- Fretkę? Interesujące... - zamyślił się na moment - chodźmy więc do środka, może uda nam się znaleźć relatywnie czysty stolik. O tej porze to powinno być jeszcze możliwe.
- Chyba damy radę... Mam nadzieję - spojrzała na Tristana, który uśmiechnął się i skinął jej głową. - Jak coś zawsze można się kilku typów pozbyć. Akurat czarodzieje potrafią wykurzyć nawet całą wieś, więc to nie będzie większym problemem.
Po tych słowach odwróciła się i skierowała ponownie do karczmy. Na szczęście dość szybko dostrzegła wolny stolik, tuż obok kupców i jakichś starszych panów, więc zaraz tam podeszła i zajęła miejsce przodem do sali. Gestem zaprosiła nowych towarzyszy, by do niej dołączyli.
Tristan, wciąż trzymając fretkę, usiadł obok Etth'ariel, po czym skinął na karczmarza.
- Podaj tu dzban wina, byle jakiegoś dobrego! I trochę mięska dla mojego małego przyjaciela. - podrapał Seana pod bródką i odwrócił w stronę nowych towarzyszy. - Co was sprowadza do Cienistej Doliny? Pragnienie zarobku? A może potrzebujecie dawki adrenaliny?
Półelf dołączył po chwili. Usiadł tak by mieć w zasięgu wzroku drzwi wejściowe. Wszystko w całkowitym milczeniu. - Koniec trasy karawany - odparł krótko Elhan.
- Nie jesteś zbyt rozmowny, Elhanie. Ale może kilka kubków wina i towarzystwo naszej damy pozwolą ci się rozluźnić. - klepnął mężczyznę w plecy. - A ty, S'eonie? Nie widziałem cię tu wcześniej.
Zduszone stęknięcie było jedyną odpowiedzią na klepnięcie w plecy.
Podczas zajmowania miejsca przy stoliku zatoczył wokół oparcia zamaszysty łuk połą płaszcza, mimowolnie prezentując rząd noży do rzucania umiejscowiony w podszewce.
- Właściwie, to po trochu wszystkiego, wzbogacone o całkiem sporo niewymiernych czynników. Ale nie zwykłem przepuszczać okazji na odrobinę rozrywki, a wasza mała eskapada zdaje się być pierwszym pozbawionym ironii uśmiechem ze strony losu od dość długiego czasu. – półelf rozejrzał się po izbie w poszukiwaniu karczmarza, zaschło mu w gardle i podobnie jak pozostali miał ochotę na kieliszek dobrego wina – Wydaje mi się, że musiałem odpocząć od Cormyru, a Cienista Dolina zdaje się najlepiej spełniać tę rolę. Nic tu nie brzmi, nie wygląda, ani nawet nie pachnie jak w Suzail…
- Tutaj wszystko wygląda inaczej, kolego - odparł Tristan. - Z nami na pewno nie będziesz się nudził.
Chwilowo czarodziejka milczała, najwidoczniej przysłuchując się rozmowie, a może po prostu obecność trzech mężczyzn ją nieco peszyła? Tristan bawił się przednio i zaraz wyłowił wzrokiem karczmarza, który niósł dzban wina i cztery puchary oraz kawałek kiełbasy. Postawił wszystko na stoliku, ukłonił się lekko i zerknął po twarzach osób przy nim zebranych.
- Coś więcej sobie państwo życzą? - zapytał cicho.
- Ja nic nie potrzebuję. - odparł pewnie Tristan i złapał za kielich, by nalać czarodziejce wina. - Napij się, Etty, bo coś nam ucichłaś. - uśmiechnął się do niej szeroko.
- Po prostu słucham, Tristanie - odpowiedziała spokojnie półelfka. - Nie chcę się wam wtrącać do rozmowy.
Upiła łyk wina i zamyśliła się nad czymś na chwilę. Nadal była w lekkim szoku po tym, czego się dowiedziała u burmistrza. Poza tym chciała nieco lepiej poznać nowych towarzyszy... Zerknęła w stronę elegancko ubranego mężczyzny i już się miała do niego uśmiechnąć, gdy sobie przypomniała, co fretka stwierdziła na jego temat. Spuściła wzrok, zaglądając do kielicha i zamarła tak na jakiś czas.
Gdy wino znalazło się w kielichu przydzielonym Elhanowi ten wpatrzył się w jego zawartość. Typ słuchacza. Dopiero po dłuższej chwili upił łyk wina odsłaniając przy tym nieco więcej ze swojej twarzy. Siedzący obok mężczyzny Tristan dostrzegł niezwykle delikatne rysy, nawet jak na półelfa. Może to była wina wieku? Zdawał się być niezwykle młody, chyba był w podobnym wieku co czarodziejka, która nie wyglądała na więcej jak 20 wiosen.
- Mówią, że milczenie jest złotem - zagaił, w lot wychwytując spojrzenie magiczki - ale może przez wzgląd na przywitanie odrzucimy materializm i zadowolimy się odrobiną niemal równie szlachetnego srebra? - uniósł kielich i powąchał wino. Nie skrzywił się, jednak nie miał wątpliwości, że pijał w życiu lepsze trunki.
- To... O czym porozmawiamy? - zapytała niepewnie Etth'ariel.
- Sądzę, że skoro nie mamy o sobie pojęcia, powinniśmy się sobie przedstawić, same nazwiska nic nie znaczą, zwłaszcza, jeśli za jakiś czas mamy powierzyć wzajemnemu zaufaniu swoje żywota.
- Hmm... - zamyśliła się. - Jestem czarodziejką, uczennicą dopiero, ale potrafię sobie całkiem nieźle radzić. Mistrz wysłał mnie w te strony, bym zebrała mu składniki z pewnych dość niebezpiecznych pająków, więc chyba pokłada w moje umiejętności więcej wiary i zaufania niż ja - odparła. - Wzięłam ze sobą sporo mikstur leczących, gdyż w moim asortymencie czarów nie mam jeszcze tych, które potrafią zasklepiać rany, leczyć choroby czy neutralizować truciznę...
- Mam pewne oko i celną rękę... ewentualnie odwrotnie - Tristan uśmiechnął się szeroko. - Jestem tropicielem z Cormyru, ale Cienista Dolina to mój drugi dom.
- Najemnik, szermierz, akrobata - wymienił Elhan i ponownie napił się wina.
- I milczek. - dorzucił Tristan. - Etty, nie masz jakiegoś zaklęcia, żeby rozruszać tego pana? Chociaż... - przyjrzał się dziewczynie. - Tobie też by się przydało. - westchnął ciężko i oparł się plecami o oparcie krzesła. Potarł kciukiem brew, zastanawiając się, jak nieco nadać tej rozmowie kolorytu. - Może niech Sean powie jakiś wierszyk? - zaproponował po chwili.
- Ja trudnię się zwiadem i rozbrajaniem pułapek, ponadto wiem jak o siebie zadbać w ryzykownych sytuacjach. - uniósł brew, zerkając na Tristana - mniemam, iż miałeś na myśli tą urokliwą fretkę? Bo mimo niekrytego umiłowania dla sztuki, muzy nigdy nie były dla mnie łaskawe i poskąpiły mi poetyckiego talentu.- upił łyk wina, nie mogąc pozbyć się wrażenia, że smakuje lepiej, niż przewidywał. - Zdaje się, że jedynym skutecznym sposobem dodania odrobiny animuszu milczącym, jest wino. Więc, jeśli nie garniecie się do rozmowy, unieśmy kielichy i wypijmy za powodzenie Twojej misji, Etth'ariel - spojrzał na półelfkę, unosząc puchar do toastu.
- Aye, dobry toast. - Tristan skinął głową i uniósł naczynie. - Poza tym mamy coś wspólnego, S'eonie. Ja również znam się na zwiadzie, choć bardziej skomplikowane pułapki to już nie moja działka. Czyli kiedy wyruszamy, Etty? - spojrzał w kierunku czarodziejki. - Będziesz czekać, aż ktoś jeszcze się zgłosi, czy wybieramy się w czwórkę? Czuję w kościach, że to będzie ciekawa eskapada.
Elhan upił kolejny łyk wina w ramach toastu. Gdy naczynie wróciło na stół odezwał się nieco głośniej niż zwykle. - S'eon, z łaski swojej, zacznij mówić we wspólnym - zebranym głos szermierza wydał się bardzo adekwatny do śpiewu.
- Trzy dni na zebranie sił, większej ilości ludzi i informacji o tamt... moim zamku, to chyba wystarczająco długi okres czasu? Liczę też, że pogoda się nieco zmieni na naszą korzyść. Całonocne burze a po nich upały to nie jest nic miłego, gdy trzeba pół dnia spędzić w siodle - odpowiedziała czarodziejka. Dopiła wino, dolała sobie więcej i nieco odprężyła. - Jestem pewna, że Tristan mówił o małym Seanie - dodała, zwracając się do nowego towarzysza.
S'eon był pod wrażeniem śpiewnego głosu Elhana, jednak nie pozwolił odczytać tego ze spokojnej maski ozdobionej drobnym uśmiechem. - Wybacz mi moje nawyki językowe, Elhanie, w moich stronach to naturalne. Postaram się wyrażać bardziej zrozumiale - puścił oko do półelfa i zwrócił się do czarodziejki - Czyżby mały Sean mógł pochwalić się talentem, którego los mi poskąpił? - dodał bez cienia drwiny.
Półelf podciągnął w odpowiedzi swój kołnierz, osłaniając przy tym twarz aż powyżej nosa. To był jedyny komentarz.
- Nie, raczej nie - zaśmiała się. - Niby umiałby pokazać kilka sztuczek, ale jest zbyt inteligentny i rozgarnięty, by były to sztuczki. Po prostu rozumie każde wypowiadane słowo.
Jak na potwierdzenie tego, co Etty właśnie powiedziała, Sean skinął kilka razy głową, zerkając w oczy półelfa. Jego wzrok był bystry i świdrował go na wylot małymi, ciekawskimi oczkami. Po chwili wrócił do Tristana, który karmił go kiełbasą.
Kaeleth patrzył w ciekawskie ślepia Seana znad krawędzi pucharu, próbując wyczytać, co też mogło siedzieć w głowie towarzyszowi czarodziejki, jednak gdy ten wrócił do posilania się kiełbasą, półelf zwrócił się do magiczki - Wspominałaś, że twój mistrz wysłał cię w te strony po składniki do czarów, jednak to nie wyjaśnia przyczyny naszej eskapady. Mówiłaś o Czarcim Wzgórzu i o zamku, ale nie zrozumiałem, jak właściwie zdobyłaś ten zamek. Pod żadnym pozorem nie podważam twoich praw do niego, po prostu jestem ciekaw. W dodatku, jeśli mamy czekać trzy dni, to możemy w międzyczasie wyjaśnić sobie parę spraw.
- Dostałam go w spadku - wyjaśniła. - Dość niespodziewanym i nieoczekiwanym spadku, ale nie da się ukryć, iż była to miła i zaskakująca wiadomość - uśmiechnęła się szeroko. - Co byś chciał wyjaśniać? Jeśli masz jakieś jeszcze pytania, to mów śmiało. Nie chcę mieć przed współtowarzyszami żadnych sekretów.
- Właściwie to nie miałem na myśli nic konkretnego, poza pytaniami, które przyniosą następne dni.
- Co przyniosą następne dni, okaże się gdy nadejdą - wymamrotał Elhan znad swojego wina. W kielichu prawie nic nie ubyło...
- Ja osobiście mam nadzieję, że szybko oczyścimy zamek z tego, co się tam zadomowiło. Jestem bardzo ciekawa, jak on wygląda i czy da się coś jeszcze z niego uratować. W sensie czy jest jeszcze zdatny do zamieszkania - stwierdziła czarodziejka.
- Jak długo nikt tam nie mieszkał? - padło pytanie. Nawet Elhan wykazał głębsze zainteresowanie.
- Jeśli mogę wtrącić - zaczął Tristan - to z tego co mój wujek mówił, to dziadek Etty zmarł dwa lata temu. Więc jeśli nikt tam nie palił ogniska ani nie skakał po dachu, to powinno tam być nadal dość przytulnie. To wielka budowla, kiedyś naprawdę było się czym szczycić. A teraz? O tym się już przekonamy na miejscu. - tropiciel uśmiechnął się. - Szczerze mówiąc, to z chęcią bym już dzisiaj wyruszył.
- Mówiłeś, że Cienista Dolina to Twój drugi dom, może mógłbyś mi pomóc zweryfikować plotki? - zapytał - Cały dzień miasteczko trąbiło tylko o zamku, mówiąc że to złe, nawiedzone miejsce.
- Ludzie dużo gadają, gdy mało wiedzą. Fakt, od jakichś pięciu lat się tam nie zapuszczałem i mogło się wiele zmienić, ale nigdy nie zauważyłem nic podejrzanego. - tropiciel odpowiedział spokojnie. - Choć nie da się ukryć, że chodziły słuchy w mieście o tym, jak ludzie znikali w tamtych okolicach. Ale pokaż mi takie miejsce w Faerunie, gdzie nie znikają. - wzruszył ramionami.
- Zweryfikujemy plotki - Elhan dopił zawartość swojego kielicha. - Ale wyruszanie o tej porze dnia byłoby nierozsądne. Gdy zapadną całkowite ciemności będziemy bez szans, jeśli coś tam rzeczywiście jest - półelf poprawił swój kołnierz i oparł się wygodniej na krześle splatając ręce na piersi.
- Próba zatrzymania tropiciela w domu, to jak zabronić ptakowi latać, a rybie pływać. - skwitował. - Dowiem się ile będę w stanie od wujka, kiedyś pracował w tym zamku, więc może będzie więcej wiedział i nie będą to plotki.
- Nikt nikogo nie zatrzymuje. Ot rozwaga lub jej brak mogą decydować o życiu lub śmierci - najemnik się zamyślił.
- To głębokie, powinieneś zacząć pisać, Elhanie. - Tristan uśmiechnął się złośliwie. - Gdybym nie był rozważny, to bym poszedł, zamiast stwierdzać, iż najchętniej bym to uczynił.
Pogrążony we własnych myślach najemnik wydawał się nie zwracać uwagi ani na ton głosu, ani na złośliwy uśmiech tropiciela. Nie było potrzeby drążyć tematu. Tym bardziej, że najwyraźniej się zgadzali w tej kwestii.
Półelf zmierzył Tristana wzrokiem, próbując dojść źródła jego złośliwości w zwykłej rozmowie przy kielichu wina, nie skomentował tego, ale zerknął w stronę Elhana, by sprawdzić, czy zrobiło to na nim jakieś wrażenie. Chwilę później zwrócił się do czarodziejki - Etth’ariel, co właściwie planujesz zrobić z zamkiem gdy tam już dotrzemy, zakładając, że będzie nadawał się do mieszkania, lub uporamy się z tym, co mogłoby przeszkadzać w zamieszkaniu w nim?
- No właśnie, dobre pytanie. - rzucił tropiciel, zerkając na Etty.
Przez chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu uśmiechnęła się nieznacznie i dopiła drugi kielich wina.
- Myślę, że tam zamieszkam lub będę to miejsce często odwiedzać. A wy będziecie zawsze mile widziani, bo mieszkanie samemu w tak dużym zamku to nic przyjemnego... - zamyśliła się na chwilę. - Może sprowadzę tu mojego Mistrza, by resztę swych dni spędził w godnym jego mądrości miejscu. Ale na pewno nie sprzedam, to jedna z niewielu rzeczy, jakie mi zostały po mojej rodzinie i mglistej przeszłości - wyjaśniła i zaczęła coś szeptać pod nosem. Wykonała delikatny gest dłonią, a dzban uniósł się, przyleciał do niej i dolał jej wina do pełna. Po chwili wrócił na swoje miejsce.
- Nie wiem czy powinnaś tak lekkomyślnie zapraszać nas do swojego zamku. Właściwie nas nie znasz, chyba dla każdej innej istoty w Faerunie bylibyśmy tylko najemnymi ostrzami. Ale doceniam zaufanie jakim nas obdarzasz. A swoją drogą - uśmiechnął się widząc jak radzi sobie z dzbanem - ciekawa alternatywa;
- Na moje odwiedziny zawsze możesz liczyć. - rzucił wesoło mężczyzna i podrapał fretkę za uchem. - O ile oczywiście przeżyjemy tę wyprawę. - dodał, uśmiechając się jeszcze szerzej.
- Chyba będziesz musiała nająć kogoś do pomocy w utrzymaniu tego miejsca - Elhan przekrzywił głowę w zamyśleniu. - Jutro się wszystko okaże. Wiesz już jak duże jest to miejsce? - najemnik skierował błękitne oczy wprost na czarodziejkę. Dotychczas mówił przeważnie w przestrzeń. Chyba nieco się odprężył.
- Od początku - zaśmiała się. - S'eonie, nie jestem każdą inną istotą w Faerunie, jestem jedyną w swoim rodzaju istotą w Faerunie, która wierzy w nieskończone pokłady dobra u innych i co ciekawsze, zwykle je dostrzega i odnajduje - stwierdziła, przechylając się w jego stronę i spoglądając głęboko w oczy. Jej wzrok był łagodny, choć czerwona barwa tęczówek nieco niepokoiła. - Nie boję się obcych, dopóki sami nie dadzą mi powodu, bym się ich obawiała. Do tego umiem sobie świetnie radzić z nachalnymi współlokatorami i zapewne bez większych problemów dałabym sobie z wami radę... A jeśli nie ja, to na pewno mój Mistrz - dodała i uśmiechnęła się lekko, po czym przeniosła wzrok na mrukliwego i niewiele mówiącego półelfa. - Zamek stoi na wzgórzu i z tego co mi mówiono, jest ogromny. Najlepiej będzie samemu ocenić, bo coś, co dla nas jest duże i wspaniałe, dla kogoś innego może się wydawać śmieszne. Burmistrz ma przygotować mapę, może też będzie miał jakieś plany samego zamku. Jutro nie omieszkam go o to zapytać. Tristan, Sean mówi, że jak dla niego, to możesz nawet dzielić z nim pokój. O ile weźmiesz coś do jedzenia i nie znudzi ci się głaskanie - czarodziejka zerknęła na tropiciela rozbawionym wzrokiem.
- Podziwiam twoją postawę - rzucił, lekko wybity z taktu jej nagłym, czerwonym spojrzeniem. Szybko jednak doszedł do siebie i dodał: - Masz rację, o tym jaki zamek jest naprawdę nie powiedzą nam plotki ani mapy, przekonamy się o tym dopiero, gdy tam dotrzemy.
- A ponoć pan fretka nie gustuje w mężczyznach, zwłaszcza innego gatunku? – zapytał mocno rozbawiony Tristan. – Jakby to ode mnie zależało, to wolałbym dzielić pokój z właścicielką, ale Sean też może być. Przynajmniej na początku. – puścił dziewczynie oczko.
Tym razem to Etth'ariel wydawała się być nieco zaskoczoną i wybitą z taktu nagłą uwagą Tristana. Wyraźnie się zmieszała, nieco zarumieniła i szybko zajęła swoim kielichem. Fretce natomiast odpowiedź wyjątkowo się spodobała, gdyż stworzonko weszło na ramię tropiciela i wygodnie się ułożyło.
- Cóż... no tak... - czarodziejka bąknęła cicho pod nosem i jakby zaczęła się zapadać pod ziemię.
Elhan westchnął tylko pod nosem. Wydawał się przez chwilę wytrącony z równowagi. Po chwili znów siedział spokojnie.
- Może dość wina na dzisiaj? - padło w końcu pytanie. - Przed wieczorem można by się przejść. Za pozwoleniem... Bardzo słabo znam miasto i naprawdę byłbym wdzięczny za oprowadzenie - Elhan spojrzał w stronę tropiciela.
- Jasne, nie ma sprawy, możemy się przejść. Pokażę ci kilka ciekawych miejsc, a spacer chyba dobrze nam zrobi. - Mówiąc "nam" miał na myśli Etth'ariel i zerknął na nią, rozbawiony całą sytuacją i reakcją czarodziejki. - Chyba musisz się przewietrzyć, droga koleżanko, bo od tego wina to aż wypieków dostałaś na twarzy! - roześmiał się. Jeszcze nie spotkał tak wstydliwej dziewczyny, tym bardziej półelfki.
Gdy najemnik wspomniał o winie, S'eon zdał sobie sprawę z faktu, że nie wypił nawet połowy zawartości kielicha. W gruncie rzeczy nie było to tak zaskakujące, mieszkając w Suzail przyzwyczaił się do lepszych trunków. Spojrzał na Elhana i wtrącił - Prawdę mówiąc, ja również nie znam miasta i chętnie się po nim rozejrzę. Zdecydowanie przed zmrokiem, wtedy mijałoby się to z celem.
- No to ruszajmy! - Etth'ariel wstała gwałtownie od stołu, lekko się zachwiała i szybko złapała równowagę. Gdy ostrożnym krokiem kierowała się w stronę wyjścia, zerknęła na Tristana i zapytała dość głośno:
- Nie uważasz, że ten karczmarz jest całkiem szysto... przystojny? - poprawiła się.
Elhan, który właśnie wstawał od stołu widząc jak chwiejnie wstała czarodziejka wykonał ruch jakby chciał ją złapać, ale gdy złapała równowagę pozwolił jej iść o własnych siłach. – Ostrożnie – mruknął cicho, zasuwając krzesło po sobie.
S'eon powoli wyszedł za pozostałymi, rozglądając się dyskretnie po knajpie podczas przekraczania progu. Wolał mieć pewność, że nawet jeśli ktoś usłyszał i zainteresował się ich rozmową, to przynajmniej będzie o tym wiedział.

Ruszyli więc na zwiedzanie miasteczka, oprowadzani przez tropiciela. Wieczorem planowali się rozejść by w spokoju przenocować. Umówili się na spotkanie następnego ranka i mogli udać się na spoczynek. Trzeba było zregenerować siły przed, być może, bardzo męczącym dniem następnym.
Obrazek
Proszę, wypełnij -> Ankieta
Mr.Zeth
Bosman
Bosman
Posty: 2312
Rejestracja: sobota, 17 grudnia 2005, 17:15
Numer GG: 2248735
Lokalizacja: z Wrocławskiej Otchłani
Kontakt:

Re: [DnD 3.5] Wzgórze Grozy

Post autor: Mr.Zeth »

Zahakan Stormshield:

Obrazek

Krasnolud szedł spokojnie po bruku, słuchając odgłosów miasta w nocy. Patrzył na światła w oknach budynków, odbijające się w kałużach, które zdołały przetrwać dzień. Potem spojrzał an zachmurzone niebo. Tej nocy znów pewnie będzie burza.
Ktoś nieuważny na niego wpadł i się wywrócił. Zahakan oczywiście dalej tam stał. Pokręcił głową i podał rękę jegomościowi. – Łojeju... – bąknął pijaczek, któremu krasnolud pomógł wstać. – Przepraszam – dodał. – Nie szkodzi, obywatelu – mruknął obojętnie krasnolud. „Po prostu matka dała ci wzrost i na mózg zabrakło” dodał w myślach.
Mężczyzna patrzył chwilę na krasnoluda. – Waść... waść nie jest tym no... – szukał w myślach słowa. – Palaladynem? – zapytał. – Paladynem – poprawił go krasnolud, upewniając się w swojej poprzedniej ocenie tego osobnika. – Paladynem w służbie Clangeddina Srebrnobrodego – uzupełnił, ale bez nadziei, że ten jegomość chociaż słyszało krasnoludzkim bogu wojny. – Oooo! To w samą porę waść przybywasz! – typ ożywił się. Krasnolud uniósł brew, patrząc na tego dziwaka. „Piwo jeno tęgiej głowie służy” powtórzył w myślach swą złotą myśl. "Gdyby ludzie to wiedzieli, to tacy jak ten by po świecie nie chodzili".
- Doprawdy? – zapytał niechętnie.
- Noootaaak. Pozwól... – wskazał drzwi knajpy, z której chyba przed chwilą się "wytoczył". Zahakan spojrzał na tego gościa. Nie był nawet uzbrojony. To nie był któryś z tych kolesi udających idiotów by łatwiej zwędzić sakiewkę, a i tawerna wydawała się porządna... tyle tylko, że wyglądała na w większości drewnianą, a drewniane podłogi i schody nie komponowały się dobrze z krasnoludem w półpłytówce z pawężą na plecach.
Zahakan i pijaczek przekroczyli próg, nad którym wisiał szyld „Tawerna Barda”.
Wszyscy wewnątrz byli zbyt zaaferowani czymś, co najwyraźniej niedawno miało tu miejsce.
- Ja tam pójdę! – krzyknął jakiś bardziej podchmielony jegomość. – Ale przecie godzinę temu żeś mówił, że za sto sztuk złota dziennie tam nie pójdziesz – stwierdził inny. – Ale to było wtedy ,a tera jest tera... – ruszył chwiejnym krokiem przez tawernę i wpakował się na krasnoluda. Cofnął się. – Zejdźże mi z drogi – powiedział, zamachując się ręką i ledwo przy tym utrzymując równowagę. – Idę zrobić porządek w tym zam... – zaczął. Zahakan zdjął pawęż z pleców i nacisnął nią na stopy mężczyzny, po czym pochylił ją na przód, powalając go. – Ten człowiek wypił parę piw za dużo. Niech ktoś odniesie go do jego domu – powiedział ostro. Dwóch jego znajomych w milczeniu wzięło półprzytomnego mężczyznę pod ramiona i wyciągnęło ostrożnie z knajpy, mijając krasnoluda szerokim łukiem. – No! A teraz chcę usłyszeć o co tu, na młot Moradina chodzi! – huknął na całą tawernę. Na początku odpowiedziała mu cisza. – Nie unoście się mości krasnoludzie – powiedział barman. – Siadaj, napij się piwa... – zaproponował. – Piwo będę pił, gdy uznam to za stosowne, karczmarzu – powiedział Zahakan już łagodniej. – Dziękuję za propozycję – dodał już zupełnie spokojnie. Wydarzenia kilku ostatnich dni wreszcie znalazły ujście w krótkim wybuchu gniewu. Może nie do końca usprawiedliwionym, ale cóż...
- Przyszła tu niedawno czarodziejka – powiedział jeden z trzeźwych klientów. – Odziedziczyła taki zamek na pobliskim wzgórzu i zbira ekipę, co by z niego wywalić co w nim straszy... – zamilkł. Krasnolud wbił w niego spojrzenie. – Nawiedzony Dwór? Brzmi jak tytuł kiepskiej elfickiej powieści – mruknął. Nie dodał, ze jego zdaniem każda elficka powieść jest kiepska. – Ale toż prawda, ludzie tam ginom ciongle – powiedział jakiś inny „piwosz”. – Ludzie giną? – mruknął krasnolud, marszcząc brwi. – No mawiajo, ze tam sam diabeł siedzi i... – zaczął znów jegomość, ale urwał pod wpływem spojrzenia paladyna. – Jakieś PEWNIEJSZE źródło informacji proszę – powiedział Zahakan z naciskiem, ale bez cienia gniewu. Odezwał się jakiś elegancko ubrany mężczyzna. – Ponoć coś tam straszy, było kilka zniknięć w tej okolicy, ale nikt nic tak na prawdę nie wie. Ludzie tam nie chadzają od lat – zrobił bezradny gest rękoma. – Plotki wyrosły jak grzyby po deszczu w ciągu tych lat, a teraz gdy dworek zmienił.. lub raczej znalazł właściciela po prostu doszło do kumulacji – wyjaśnił, ostatnim słowem zagotowując mózgi połowy słuchaczy. – Hmm... Co to za czarodziejka? – zapytał krasnolud. – Co ponoć zbiera drużynę, by zrobić tam wiosenne porządki? – sprecyzował. – Eh.. jak jej było na imię? – bąknął ktoś.
– Eterier?
- Ertar... cośtam
- Orterrier?
„Może w ogóle bullterier, bando głuchych palantów ze sklerozą popiwną?
” pomyślał Zahakan trąc łuki brwiowe w rozpaczliwym akcie próby utrzymania spokoju. Ci ludzie na prawdę wpływali mu na nerwy. – Barman, ratuj sytuację – warknął w stronę baru.
Barman uniósł brwi, otworzył usta, ale sam nie pamiętał specjalnie imienia kobiety...
- Etth’ariel. Czerwonooka półelfka – powiedział jakiś mniej pijany mężczyzna, wielce ubawiony tym co się dzieje w tawernie. – Już ma chyba ze czterech gości co przystali jej pomóc... na jednych wpływają pieniądze, na innych wdzięki... – wzruszył ramionami. Nikt nie miał wątpliwości, że na ludzi w tej knajpie wpłynęło i jedno i drugie, tylko z różną siłą.
- O, wreszcie ktoś konkretny. Dzięki, przyjacielu – powiedział krasnolud. – Gdzie jej szukać? – zapytał. – Jest taki dom... należy on do mężczyzny imieniem Archibald. Parę przecznic stąd – powiedział mężczyzna, wskazując kierunek. – Ale sadzę, że oni tu wrócą – dodał, uśmiechając się na wspomnienie półelfki. – Opisz mi pan ten dom i ruszę się rozglądnąć – powiedział Zahakan. Posłuchał chwilę jak jegomość z podziwu godną dokładnością opisał dom. – Od dawna tu mieszkacie, hm? – zapytał krasnolud. Mężczyzna skinął głową. Na ladzie znalazło się parę miedziaków. – Piwo dla tego człowieka – powiedział paladyn, po czym skinął ręką swemu informatorowi i wyszedł, by stwierdzić, że właśnie stanął na drodze jakiejś grupce chuderlaków i kobiecie. Jeden zamaskowany półelf o delikatnej twarzyczce, jeden laluś i jeden zakapior. A ta kobieta...
Zahakan przyjrzał się. Ona miała czerwone oczy i spiczaste uszka. Trafił w dziesiątkę. Znów obrzucił szybkim spojrzeniem jej „towarzystwo” i mimowolnie skrzywił się na chwilę. Nie może przecież pozwolić tym trzem ciapom pójść z kobietą do zapuszczonego zamczyska. Pierwszy lepszy zombie zrobi sobie z nich posiłek deluxe. Z tego lalusia zupę, z tego tropiciela główne danie, z tego zamaskowanego chyba sos, a z czarodziejeczki jakiś lekki deserek najwyżej. Nieee... oni nigdzie bez niego nie idą, bo sobie krzywdę zrobią.
- Pani Etth'ariel? – zapytał więc półelfki, patrząc na nią z powagą.
UWAGA -ZŁOŚLIWY MG!

Mr.Z pisze posta
Obrazek

Miałeś to w upie? Nie miej tego w d*pie!
Zablokowany