Re: [Marvel RPG] Amazing X-Men
: wtorek, 6 kwietnia 2010, 19:52
Alastair
Dwóch młodych mężczyzn zatrzymało się na łagodnym zboczu jednej z gór oglądając szczyt Cairn Toul. Al zdjął plecak i wyciągnął ze środka butelkę koniaku. Rzucił okiem na starszego kuzyna, który poprawił czapkę obserwując krajobraz, ubrany też w lekką kurtkę. Mogło nie być to bardzo wysoko, lato jednak w Szkocji się tak naprawdę kończyło, a na szczytach w północnej części Wysp wiatr był nieraz lodowaty.
Alastair podał kuzynowi butelkę, który spokojnie z niezmienną, kamienną miną zdjął rękawice, poprawił okulary i dopiero upił łyk odebrawszy trunek.
- Jutro wyjeżdzasz? - zapytał lakonicznie.
- Masz skłonność do pytania o rzeczy powtarzane bez końca, Ken. - mutant odebrał butelkę i sam upił. Ubrany był jedynie z odpowiedni strój do dłuższych wędrówek i lekki sweter. Nie zwykł czuć zimna i uważał zbędne ubrania za niewygodne.
- Szkoda, że ojciec nie zdąży wrócić zanim nie wyjedziesz. Ciotka i tak wolałąby abyś był tu dłużej niż tydzień. - stwierdził Kenneth.
- Wiesz, może i chciałbym, ale mam pewne zajęcia, tak. Z resztą, w każdej chwili mogę być potrzebny... albo przydatny. - uśmiechnął się.
- Mówisz o tym instytucie, tak? W sumie nie zabierzesz czegoś w tamtą stronę? O niczym nie zapomniałeś?
- Wziąłbym Whisky, ale nie chce mi się rozmawiać o tym z celnikami. Zabieram tylko redbusha dla znajomej z grupy.
Kenneth, nie zmieniając wyrazu twarzy ani poważnego spojrzenia zmierzył zza okularów wzrokiem młodszego kuzyna.
- Podrywasz laskę na czerwonokrzew?
- Słucham? - niemal zakrztusił się pitym alkoholem Alastair.
- Nic, nic. To by do Ciebie pasowało.
- Masz skrzywione poczucie humoru. - odparł Al, podając butelkę.
- No tak, w Ameryce w tym instytucie musi być cała masa pięknych panienek. Umówiłbyś mnie z jakąś gdybym przyjechał? Jestem po studiach i mam masę wolnego czasu.
-Chyba wolałbym abyś nie przyjeżdżał.
- To tylko dodatkowa motywacja. - zakończył Kenneth, dopijając resztę z butelki. Zapadłą na chwilę cisza zanim zakręcając butelkę, ze wzrokiem jak zwykle skierowanym nie na rozmówcę.
- Skoro wyjeżdzasz, mogę Cię o coś zapytać?
- Tak, jasne. - uśmiechnął się Al.
- Gdzie byłeś podczas tej katastrofy na Manhattanie? - starszy z dwóch kuzynów schował pustą butelkę do własnego plecaka.
- W Nowym Jorku. - odparł nagle spochmurniały Alastair, dając kuzynowi do zrozumienia, że nie o wszystko można pytać, nie mając ochoty ani na barwne opisy, ani na mijanie się z prawdą.
- Jak sobie chcesz. W każdym razie jeżeli nie podrywasz tej dziewczyny dla której bierzesz redbusha, opowiedz jej o mnie kilka słów. I podziękuj temu Jasonowi o którym mówiłeś, gdy już rzeczywiście naprawią Ci twarz, za to że nie będę musiał ścierpieć twojej okaleczonej facjaty.
Po tak długim czasie Al zdołał się śmiać nawet z tego tematu. z Kennethem mógł pożartować, gorzej wyglądała rozmowa z matką i przedstawienia mało prawdopodobnego przypadku oparzenia o nagrzaną blaszkę w kuchni. Cóż. Ważne aby była jakakolwiek wersja...
W sumie dobrze, że ojciec akurat pracował. Całe szczęście. A odpoczynek w rodzinnej Szkocji, najpierw weekend w rodzinnym mieście a potem wyjazd z kuzynem w góry działał bardzo odświeżająco, naprawiająco, odnawiająco... i tak dalej. Po powrocie zaś z chęcią pójdzie napić się z Jasonem i z przyjemnością zaprosi do tego Zacka. I może już uspokojonego Grima. Może udałoby się też poznać lepiej nieśmiałego szklarza-artystę wirtuoza, choć wyglądało na to że przynajmniej uczuciowo rozwiązał problem osamotnienia i wyalienowania.
I może nie będzie rozdrażniony podczas rozmów z panną van der Berg. I napije się redbusha z Ike. Może Jessica, o ile sprawa małżeństwa się już uspokoiła, znowu zarządzi jakiś wspólny wieczór grupy, do diaska, nawet z podstarzałym Gambitem. Nie przepadał za nim, to prawda, ale nie darzył go taką nienawiścią jak Zack czy Jason. Miło by było, gdyby i to się uspokoiło, ale to już nie jego sprawa...
Wszystko wyglądało pozytywnie i z przyjemnością wróci.
I może nie będzie się bał Belli.
Westchnął, wziął przepisaną mu przez pana McCoya tabletkę potasową na poły z nostalgią patrząc na Szkocję, a na poły nie mogąc się już doczekać nawet bardziej niż powrotu na wykłady powrotu do Instytutu.
Ciekaw był, jak wiele z grupowego życia X-Me go ominęło.
- - -
Taksówka zatrzymała się przed instytutem krótko po dwudziestej. Chłopak zapłacił, uwzględniając jak zwykle okrągły napiwek i wysiadł w jeansach i skórzanej kurtce, z torbą podróżną przewieszoną przez ramię. Ogarnął emanujący spokojem teren instytutu i ruszył żwawym krokiem do posiadłości.
- - -
W środku ruszył do swojego pokoju, wewnątrz na szybko rzucił torbę na łóżko, wypakował kosmetyczkę i ręcznik i ruszył czym prędzej męskiej toalety. Zamierzał szybko ogarnąć swój wygląd i być może jeszcze zabalować tej nocy. Zależy, z kim będzie mu dane porozmawiać, poza tym chętnie dowie się, co miało miejsce w instytucie przez ostatni tydzień.
Podszedł do lustra przyglądając się swojej twarzy, po czym wyjął z kosmetyczki brzytwę. Stwierdził, że najpierw się ogoli i zastanawiał, dlaczego nie zrobił tego przez cały ten czas od poparzenia - z zarośniętą połową twarzy musiał wyglądać naprawdę zabawnie. Przy niecodziennych proporcjach dziesięciu minut na golenie i trzech na prysznic wyszedł w spodniach zmierzając do siebie by się przebrać i zastanowić, kogo zapytać o chęć wspólnego spędzenia wieczoru.
Dwóch młodych mężczyzn zatrzymało się na łagodnym zboczu jednej z gór oglądając szczyt Cairn Toul. Al zdjął plecak i wyciągnął ze środka butelkę koniaku. Rzucił okiem na starszego kuzyna, który poprawił czapkę obserwując krajobraz, ubrany też w lekką kurtkę. Mogło nie być to bardzo wysoko, lato jednak w Szkocji się tak naprawdę kończyło, a na szczytach w północnej części Wysp wiatr był nieraz lodowaty.
Alastair podał kuzynowi butelkę, który spokojnie z niezmienną, kamienną miną zdjął rękawice, poprawił okulary i dopiero upił łyk odebrawszy trunek.
- Jutro wyjeżdzasz? - zapytał lakonicznie.
- Masz skłonność do pytania o rzeczy powtarzane bez końca, Ken. - mutant odebrał butelkę i sam upił. Ubrany był jedynie z odpowiedni strój do dłuższych wędrówek i lekki sweter. Nie zwykł czuć zimna i uważał zbędne ubrania za niewygodne.
- Szkoda, że ojciec nie zdąży wrócić zanim nie wyjedziesz. Ciotka i tak wolałąby abyś był tu dłużej niż tydzień. - stwierdził Kenneth.
- Wiesz, może i chciałbym, ale mam pewne zajęcia, tak. Z resztą, w każdej chwili mogę być potrzebny... albo przydatny. - uśmiechnął się.
- Mówisz o tym instytucie, tak? W sumie nie zabierzesz czegoś w tamtą stronę? O niczym nie zapomniałeś?
- Wziąłbym Whisky, ale nie chce mi się rozmawiać o tym z celnikami. Zabieram tylko redbusha dla znajomej z grupy.
Kenneth, nie zmieniając wyrazu twarzy ani poważnego spojrzenia zmierzył zza okularów wzrokiem młodszego kuzyna.
- Podrywasz laskę na czerwonokrzew?
- Słucham? - niemal zakrztusił się pitym alkoholem Alastair.
- Nic, nic. To by do Ciebie pasowało.
- Masz skrzywione poczucie humoru. - odparł Al, podając butelkę.
- No tak, w Ameryce w tym instytucie musi być cała masa pięknych panienek. Umówiłbyś mnie z jakąś gdybym przyjechał? Jestem po studiach i mam masę wolnego czasu.
-Chyba wolałbym abyś nie przyjeżdżał.
- To tylko dodatkowa motywacja. - zakończył Kenneth, dopijając resztę z butelki. Zapadłą na chwilę cisza zanim zakręcając butelkę, ze wzrokiem jak zwykle skierowanym nie na rozmówcę.
- Skoro wyjeżdzasz, mogę Cię o coś zapytać?
- Tak, jasne. - uśmiechnął się Al.
- Gdzie byłeś podczas tej katastrofy na Manhattanie? - starszy z dwóch kuzynów schował pustą butelkę do własnego plecaka.
- W Nowym Jorku. - odparł nagle spochmurniały Alastair, dając kuzynowi do zrozumienia, że nie o wszystko można pytać, nie mając ochoty ani na barwne opisy, ani na mijanie się z prawdą.
- Jak sobie chcesz. W każdym razie jeżeli nie podrywasz tej dziewczyny dla której bierzesz redbusha, opowiedz jej o mnie kilka słów. I podziękuj temu Jasonowi o którym mówiłeś, gdy już rzeczywiście naprawią Ci twarz, za to że nie będę musiał ścierpieć twojej okaleczonej facjaty.
Po tak długim czasie Al zdołał się śmiać nawet z tego tematu. z Kennethem mógł pożartować, gorzej wyglądała rozmowa z matką i przedstawienia mało prawdopodobnego przypadku oparzenia o nagrzaną blaszkę w kuchni. Cóż. Ważne aby była jakakolwiek wersja...
W sumie dobrze, że ojciec akurat pracował. Całe szczęście. A odpoczynek w rodzinnej Szkocji, najpierw weekend w rodzinnym mieście a potem wyjazd z kuzynem w góry działał bardzo odświeżająco, naprawiająco, odnawiająco... i tak dalej. Po powrocie zaś z chęcią pójdzie napić się z Jasonem i z przyjemnością zaprosi do tego Zacka. I może już uspokojonego Grima. Może udałoby się też poznać lepiej nieśmiałego szklarza-artystę wirtuoza, choć wyglądało na to że przynajmniej uczuciowo rozwiązał problem osamotnienia i wyalienowania.
I może nie będzie rozdrażniony podczas rozmów z panną van der Berg. I napije się redbusha z Ike. Może Jessica, o ile sprawa małżeństwa się już uspokoiła, znowu zarządzi jakiś wspólny wieczór grupy, do diaska, nawet z podstarzałym Gambitem. Nie przepadał za nim, to prawda, ale nie darzył go taką nienawiścią jak Zack czy Jason. Miło by było, gdyby i to się uspokoiło, ale to już nie jego sprawa...
Wszystko wyglądało pozytywnie i z przyjemnością wróci.
I może nie będzie się bał Belli.
Westchnął, wziął przepisaną mu przez pana McCoya tabletkę potasową na poły z nostalgią patrząc na Szkocję, a na poły nie mogąc się już doczekać nawet bardziej niż powrotu na wykłady powrotu do Instytutu.
Ciekaw był, jak wiele z grupowego życia X-Me go ominęło.
- - -
Taksówka zatrzymała się przed instytutem krótko po dwudziestej. Chłopak zapłacił, uwzględniając jak zwykle okrągły napiwek i wysiadł w jeansach i skórzanej kurtce, z torbą podróżną przewieszoną przez ramię. Ogarnął emanujący spokojem teren instytutu i ruszył żwawym krokiem do posiadłości.
- - -
W środku ruszył do swojego pokoju, wewnątrz na szybko rzucił torbę na łóżko, wypakował kosmetyczkę i ręcznik i ruszył czym prędzej męskiej toalety. Zamierzał szybko ogarnąć swój wygląd i być może jeszcze zabalować tej nocy. Zależy, z kim będzie mu dane porozmawiać, poza tym chętnie dowie się, co miało miejsce w instytucie przez ostatni tydzień.
Podszedł do lustra przyglądając się swojej twarzy, po czym wyjął z kosmetyczki brzytwę. Stwierdził, że najpierw się ogoli i zastanawiał, dlaczego nie zrobił tego przez cały ten czas od poparzenia - z zarośniętą połową twarzy musiał wyglądać naprawdę zabawnie. Przy niecodziennych proporcjach dziesięciu minut na golenie i trzech na prysznic wyszedł w spodniach zmierzając do siebie by się przebrać i zastanowić, kogo zapytać o chęć wspólnego spędzenia wieczoru.